– Myślę, że jesteśmy kwita.
Uśmiechnęłam się niepozornie, chowając pieniądze do torebki. Właśnie
rozliczyłam się z ostatnim klientem, przez co do końca wieczora miałam
upragnione wolne. Siedziałam przy stoliku w Rainbow
i popijałam Martini. Zarobiłam niezłą sumkę, więc należała mi się chwila odpoczynku. Wyjęłam papierosa z paczki, która leżała na stole i odpaliłam go, delektując się jego smakiem. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu znajomych twarzy. Kilkoro ludzi kojarzyłam z widzenia, aczkolwiek nigdy nie miałam okazji ich poznać. Wydawali się być niewielką grupką osób, która co piątek wychodziła do klubu, aby móc oderwać się od rzeczywistości. Przypominali mi mnie sprzed kilku lat – dziewczynę, która marzyła, żeby tylko oderwać się od nauki i wyjść na imprezę. To były czasy…
i popijałam Martini. Zarobiłam niezłą sumkę, więc należała mi się chwila odpoczynku. Wyjęłam papierosa z paczki, która leżała na stole i odpaliłam go, delektując się jego smakiem. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu znajomych twarzy. Kilkoro ludzi kojarzyłam z widzenia, aczkolwiek nigdy nie miałam okazji ich poznać. Wydawali się być niewielką grupką osób, która co piątek wychodziła do klubu, aby móc oderwać się od rzeczywistości. Przypominali mi mnie sprzed kilku lat – dziewczynę, która marzyła, żeby tylko oderwać się od nauki i wyjść na imprezę. To były czasy…
Odwróciłam wzrok, próbując nie zagłębiać się w sentymentalne
wspomnienia. To tylko jeszcze bardziej utrudniało normalne funkcjonowanie.
Zaciągnęłam się dymem, chcąc chociaż odrobinę się znieczulić. Co prawda miałam
przy sobie heroinę, lecz wolałam użyć jej nieco później. Strzepnęłam papierosa, skupiając swój wzrok
na podrzędnym zespole, który tego wieczoru otrzymał swoje pięć minut sławy.
Grali dosyć przeciętnie, aczkolwiek przekaz, który pochodził z ich muzyki, był
szczery. Nie zaliczali się do typowego rockowego zespołu tamtych lat. Robili
swoje, ukazują prawdzie oblicze życia – jego brutalną i zarazem niesprawiedliwą
stronę. Coraz bardziej wsłuchiwałam się w każde słowo, jakie wyśpiewywał
wokalista. Szukałam w nich sensu, rozwiązania zagadki, jaką było odwieczne
pytanie o to, jak przeżyć. Siedziałam tam pogrążona w swego rodzaju transie, od
czasu do czasu popijając gorzki trunek.
Skończywszy konsumpcję alkoholu, zaczęłam powoli zbierać swoje rzeczy.
Byłam odrobinę zmęczona i jedyne, o czym marzyłam to przyjemne, cieplutkie
łóżeczko.
– Coś dla stałej klientki.
O moje uszy obiły się dźwięki dosyć chłodnego, męskiego głosu.
Podniosłam wzrok, zauważywszy postać mojego rozmówcy. Był nim Todd, który
położywszy na stole Mojito, usiadł naprzeciwko mnie. Już po wyrazie jego twarzy
można było się domyślić, że coś się stało. Minimalna zmarszczka na jego czole
świadczyła o niezadowoleniu z jakiejś sprawy.
– Cześć – odparłam nieco zaskoczona. – Nie
spodziewałam się ciebie tutaj. Co za miła niespodzianka.
Uśmiechnęłam się subtelnie, licząc, iż odwzajemni mój gest. Tak się
jednak nie stało, co z lekka mnie zdziwiło. Skrzyżował ręce na piersi,
skupiając swój przeszywający wzrok na mojej osobie.
– Coś się stało? – zapytałam
niepewnie.
– Myślałem, że jesteś świetną dziewczyną,
tylko nieco pogubioną. – Zrobił niewielką pauzę na zebranie myśli. – Myliłem
się. W życiu bym nie powiedział, że upadniesz tak nisko.
Cholera! Przygryzłam nerwowo wargę, czując przypływ negatywnych emocji.
Domyślił się albo po prostu ktoś mu powiedział. W tej chwili byłam na siebie
okropnie zła. Upadłam i to ekstremalnie nisko. Co prawda ostatnimi czasy
zdążyłam się do tego przyzwyczaić, ale teraz znowu cały ten pomysł wydawał mi
się co najmniej irracjonalny.
– Skąd wiesz? – zapytałam nieco oschle,
następnie upijając przyniesionego przez niego drinka.
Westchnął głęboko, krótko spoglądając w sufit. Widać było, że niezbyt
miał ochotę o tym rozmawiać.
– Wiedziałem, że źle zniesiesz zwolnienie
z pracy. W końcu z twoim wykształceniem ciężko o zdobycie czegoś sensownego. –
Prychnęłam pod nosem. Miał cholerną rację. Nie mogłam liczyć na super
stanowisko w korporacji. Nadawałam się tylko do jednego. – Sądziłem jednak, że
szybko się pozbierasz i znajdziesz jakąś posadę kelnerki czy sprzedawczyni w
sklepie. W życiu nie powiedziałbym, że zdecydujesz się puszczać za kasę…
Jego głos się urwał. Był zawiedziony moją postawą. Do tej pory oboje
traktowaliśmy się jak swego rodzaju przyjaciele. Może i nie znaliśmy się od
dawna, aczkolwiek bardzo mi pomógł. Doceniałam to i w pewien sposób chciałam mu
się odwdzięczyć. Szanowałam Todda, bo okazał mi dużo serca. Normalnie powinnam
się w takiej sytuacji zapaść pod ziemię. Nie umiałam. Nie panowałam nad swoimi
emocjami.
– Co ty o mnie wiesz?! – Moje pytanie
przepełnione było nieuzasadnionym gniewem. – Co?! Odpowiem za ciebie. Nic. Nie
masz prawa mówić, czy dobrze robię!
– Vicky, chcę ci pomóc. Przecież jesteśmy
przyjaciółmi.
– Właśnie dlatego powinieneś mnie
zrozumieć! Muszę się z czegoś utrzymywać, bo inaczej wyląduję na bruku.
– Nie mogłaś w inny sposób? – zapytał
nieco ostrzej. – Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Mogłaś
przyjść i poprosić o pomoc.
Zaśmiałam się ironicznie, jednocześnie przeczesując włosy palcami. Byłam
w rozsypce, pomimo że przez ostatni tydzień wszystko wydawało się już
ustabilizować. Jeden mały incydent, a potrafi zniszczyć dotychczasowe życie.
– Nie jesteś pomocą humanitarną, a ja nie
zamierzam żebrać od ciebie na chleb.
– Daj sobie pomóc – odparł delikatnie,
łapiąc moją dłoń.
Spojrzałam niepewnie na stół, po czym gwałtownie zabrałam rękę. Nie
chciałam niepotrzebnej litości.
– Nie chcę! – wykrzyczałam. – Lepiej idź i
zajmij się Rosie. On przynajmniej tego potrzebuje – dodałam chłodno.
Zabrałam swoją torebkę i wstałam od stolika. Odwróciłam się tyłem do
mojego towarzysza, kierując się w stronę wyjścia.
–Nie mieszaj jej w to. To jest normalna
dziewczyna, która trafiła na patologiczne towarzystwo.
Zatrzymałam się na chwilę, kurczowo zaciskając pięści. Poczułam, jakby
zadał mi cios prosto w serce. Obrażał jedynych przyjaciół, jakich miałam i na
których zawsze mogłam liczyć.
– Nie znasz ich! Gdyby nie my, zapewne
teraz mieszkałaby pod dworcem.
– Wtedy nie zakochałaby się w tym
palancie, który i tak ma ją gdzieś. Nawet nie wiesz, jak trudno jej o nim
zapomnieć.
– Nie znasz Duffa – rzuciłam oschle. –
Poza tym, nie rozmawiajmy o Rosie. To jest jej życie i jej wybory.
– Skoro już poznałem prawdę, to może
warto. Ta dziewczyna ma jeszcze przyszłość przed sobą. Lepiej niech jej nie
zmarnuje przez jakąś bandę narkomanów i prostytutek.
– Jesteś bezczelny. – Zaśmiałam się
ironicznie. – Co sugerujesz? Będziesz ją do końca życia prowadził za rączkę?
– Nie. Sądzę, że najlepiej byłoby
gdybyście zniknęli z jej życia.
W tej chwili ironiczny uśmiech zniknął z moje twarzy. Zamiast niego
pojawiło się uczucie strachu i zarazem smutku. Chciał mi zabrać moją malutką siostrzyczkę. Nie mogłam do tego
dopuścić, nie chciałam. Bałam się, że bez niej zostanę zupełnie sama. Gunsi
prędzej czy później stanął się sławni i zapomną o mnie. A reszta przyjaciół?
Powoli mnie opuszczała, zdając sobie sprawę o tym, jaka byłam naprawdę.
– Nie możesz tego zrobić, rozumiesz?!
Teraz już nie krzyczałam z powodu złości, a raczej rozgoryczenia.
Przerażała mnie wizja samotności. Nie mogłam do tego dopuścić.
– Mogę – oznajmił nad wyraz spokojny. –
Oboje chcemy jej dobra. Wiesz, że to będzie najlepsze wyjście.
Próbowałam nabrać powietrza, skupiając swoje puste spojrzenie na
czubkach butów. Kolejna osoba chciała mi wmówić, co było dobre, a co nie.
Czułam się jak w jakimś pieprzonym filmie, gdzie kolejni scenarzyści zmieniali
tekst dla mojej postaci.
– Wie już? – Tylko tyle byłam w stanie z
siebie wydusić.
– Rosie? Oczywiście, że nie i lepiej niech
tak pozostanie.
– Może masz rację – wymamrotałam. – Chyba
już pójdę.
– Vicky, wszystko w porządku? – zapytał
odrobinę zaniepokojony.
Przytaknęłam tylko, po czym odrobinę nieobecna podążyłam w stronę
wyjścia. Po drodze wpadałam w nieznane osoby, rzucając im tylko zwykłe przepraszam. Byłam dziwnie nieobecna,
jakby pochłonięta przez sprawę. Oparłam się o ścianę, przymykając powieki.
Oddychałam głęboko, próbując poukładać sobie potok myśli, który zalewał mój
mózg.
– Coś się pani stało? – Usłyszałam czyjś
głos.
– Nie – odpowiedziałam, uśmiechając się
subtelnie.
Chwyciłam palcami za róg ściany, powoli odrywając się od niej.
Otworzyłam oczy, czując jak świat odrobinę wiruje mi przed oczami. Zbyt dużo
wrażeń na jeden raz. Próbowałam jakoś doczołgać się do toalety, kurczowo przytrzymując
się wszystkiego, co było pod ręką. W końcu dotarłam na miejsce. Osunęłam się na
zimne, zabrudzone kafelki. Sięgnęłam do torebki, aby wyciągnąć z niej potrzebne
rzeczy. Moje dłonie drżały jak galaretka i w żaden sposób nie mogłam tego
powstrzymać. Ostrożnie przygotowałam dla siebie działkę heroiny. Nie było to
łatwe zadanie, zważywszy na to, co działo się z moim ciałem. Kompletnie
odmówiło posłuszeństwa. Z trudem zaaplikowałam sobie porcję narkotyku. Tylko
ona była w stanie mi pomóc.
Nie miałam bladego pojęcia, jakim cudem dotarłam pod drzwi Hell House.
Jakby urwał mi się film, chociaż nie wypiłam dużo. Oparłam się o framugę drzwi,
przejeżdżając po niej paznokciami. Miałam ochotę usiąść i odrobinę odpocząć.
Albo najlepiej przespać się. O tak, tego mi trzeba było. Westchnęłam głęboko i
z grymasem na twarzy chwyciłam za metalową klamkę. Ujrzałam oślepiające
światło, przez które byłam zmuszona na chwilę zmrużyć oczy. Weszłam do środka,
a raczej prawie się wczołgałam, od razu siadając na kanapie. Położyłam głowę na
poduszce, odczuwając niewielką ulgę.
– Nie masz swojego mieszkania? –
Usłyszałam zachrypiały, niski głos. Naprawdę musiał mi przeszkadzać?
Podniosłam się, ostrożnie otwierając oczy. Poprawiłam włosy, zwracając
uwagę na mojego towarzysza. Poznałam go po głosie, a jego twarz tylko
utwierdziła mnie w moim przekonaniu.
– Też się cieszę, że cię widzę, Axl –
wybełkotałam, przecierając powieki i jednocześnie rozmazując połowę makijażu.
– Nie wyglądasz najlepiej – podsumował. –
Czyżbyś usychała z tęsknoty za nami?
Zaśmiałam się. Jemu chyba nigdy nie znudzą się te gierki. Oblizałam
usta, ścierając z nich resztki krwistoczerwonej szminki.
– Za tobą najbardziej – odparłam z
sarkazmem, uśmiechając się ironicznie. – Wiesz, że nie lubię samotności.
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, po czym odpalił jednego.
Zaproponował mi solidną dawkę nikotyny, jednak odmówiłam. Czułam się okropnie,
przez co nie miałam ochoty na palenie. Mężczyzna wypuścił chmurę dymu, jednocześnie
subtelnie odchylając głowę.
– No tak, narzeczony wyjechał, to musisz
znaleźć innego frajera do towarzystwa – rzucił chłodno.
Poczułam się odrobinę niekomfortowo. Odkąd Rose dowiedział się o całej
sprawie z Chrisem, zaczął się inaczej zachowywać. Dystansował się, nie chciał
mieć ze mną kontaktu. Niby wielokrotnie powtarzał, że już nic dla niego nie
znaczę, ale mimo wszystko wiedziałam swoje. Nie wyszło nam, więc nie było sensu
do tego wracać, ale jednocześnie nie zamierzał się mną dzielić. Czuł się
przegrany, a Axl Rose nie lubił przegrywać.
– Oczywiście – oznajmiłam z entuzjazmem,
wyciągając nogi na sofie. – A ty jesteś idealnym kandydatem.
– Jeśli myślisz, że tak jak wszyscy inni
wkoło będę wysłuchiwał, jaka to jesteś biedna, to się mylisz. – Pociągnął
papierosa. – Nie obchodzi mnie twoje życie.
Parsknęłam śmiechem. Obraz mojego życia stworzony przez wokalistę był
zbyt idealny i kompletnie odbiegał od rzeczywistości.
– Wiesz, coś ostatnio ludzie nie chcą mnie
słuchać. Wręcz przeciwnie, odchodzą, uprzednio mówiąc, co tak naprawdę o mnie
myślą – powiedziałam nieco nieobecnym głosem.
Chłopak uraczył mnie spojrzeniem, którego od dłuższego czasu nie
doświadczyłam. Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy zgasił papierosa, wrzucając
go do wypełnionej po brzegi popielniczki. Przygryzłam nerwowo wargę, skupiając
swój wzrok na kancie stolika.
– Czyżby twój odwieczny lęk przed
samotnością dawał znać? – zapytał obojętnie.
–
Cały czas go doświadczam. Dopóki jeszcze chcesz ze mną rozmawiać, nie jestem
kompletnie sama.
– A co jak przestanę?
– Nie wiem. – Pokręciłam głową, przenosząc
na niego wzrok. – Możliwe że zwariuję, o
ile już tego nie zrobiłam. – Zaśmiałam się ironicznie, czując dziwne
przygnębienie.
– Nie – odparł. – To podobno ja jestem
świrem. Ty uchodzisz za tą normalną.
Gdyby tylko znał prawdę… Jednak nie mogłam mu o tym powiedzieć. Nie
chciałam, żeby się nade mną litował. Przynajmniej jeśli chodzi o niego, mogłam
liczyć na szczerość.
Uśmiechnęłam się niepozornie, jakbym odebrała to za swego rodzaju
pocieszenie. W rzeczywistości dodatkowo przypomniał mi, że moja psychika nie do
końca pracowała tak, jak powinna.
– Gniewasz się na mnie? – zapytałam nieco
zaciekawiona, próbując ustabilizować emocje.
– A mam za co? To było do przewidzenia, że
prędzej czy później ulegniesz panu idealnemu. Tylko nie spodziewałem się, że
tak szybko zechcesz związać się na stałe.
Sama się tego nie spodziewałam. To była dosyć impulsywna decyzja.
Później długo nad nią myślałam. Nie żałowałam, aczkolwiek nie wiedziałam, czy
dobrze postępuję. Praktycznie go nie znałam. W moich oczach był ideałem, ale na
pewno miał jakieś wady. Kto ich nie ma? Może chrapał w nocy albo po powrocie
stałby się apodyktyczny? Miałam wątpliwości, jednakże chciałam zaryzykować.
Przecież zaznanie szczęścia uchodziło w moim mniemaniu za priorytet.
– Nie wyszło nam. Jednak pomimo tych
wszystkich świństwa nadal cię lubię. Nie wiem dlaczego.
– Może dlatego że jestem zajebisty? –
Uśmiechnął się.
Zaśmiałam się, przewracając oczami. Znowu to samo…
– Wyczuwam zbyt wielkie ego, panie Rose.
– Wreszcie panna puszczalska się nauczyła.
Westchnęłam. Jednak nie zapomniał o tym głupim przezwisku, które
wymyślił jakiś czas temu. A szkoda, bo cholernie go nie lubiłam. Wystawiłam mu język, następnie udając
obrażoną.
– Znowu do tego wracasz? – Skrzyżowałam
ręce na piersi.
– To były piękne czasy. – Uśmiechnął się,
zerkając przed siebie. – Dlaczego nie możemy zdecydować się na jeden kierunek?
Zauważ, że cały czas nasza gra się zmienia.
Dobre określenie – gra. Bo jak inaczej można nazwać relacje, które
normalnie powinny być w jakiś sposób ukierunkowane? Zazwyczaj albo kogoś
lubimy, albo nie. W obu przypadkach stosownie to okazujemy. Jednak relację na
linii Edwards–Rose raczej można było zaliczyć do ewenementów. W jakiś sposób
byliśmy dla siebie bliscy, ale wyglądało to raczej jakbyś najchętniej się pozabijali.
– Przynajmniej jest zabawa. Poza tym
jesteś wrogiem publicznym numer jeden. Zajmujemy pozycje na dwóch przeciwnych
frontach.
– Porównujesz nasze relacje do wojny? –
zapytał ze zdziwieniem. – Widać, że jesteś narzeczoną żołnierza.
Przewróciłam oczami. Najwidoczniej nurtował go temat Chrisa i tego, co
było między nami.
– A ty cały czas będziesz mi wypominał, że
chcę się z nim związać?
– Pomyślmy… – Ułożył palce na żuchwie,
robiąc dłuższą pauzę. – Czemu nie? Wiesz, że lubię ci działać na nerwy, panno
puszczalska.
– Kiedy skończysz z tym durnym
przezwiskiem?!
– Nigdy? – bardziej zapytał, niż
odpowiedział.
– Jak ja mogłam wytrzymać z tobą przez ten
czas?
– Bo bardzo mnie kochasz, misiaczku.
Spojrzałam na niego wymownie. Doszłam do wniosku, że mam stalowe nerwy i
złotą cierpliwość. Wytrzymać z nim to naprawdę sztuka.
– Hej, ludzie. – Oboje z Axlem
usłyszeliśmy głos, który dochodził z okolicy schodów.
Odruchowo odwróciłam się i spojrzałam w tamtym kierunku. Nie kto inny
jak Duff zamierzał zaszczycić nas swoją obecnością. W ręku trzymał butelkę
wódki, którą od czasu do czasu popijał.
– Cześć – przywitałam się, posyłając mu
przyjazny uśmiech. – Widzę, że chcesz się zabrać za rozkręcanie tej nieco
nudnawej imprezy?
– Wyrzućmy ciebie, to będzie ciekawsza –
zaproponował wokalista. No tak, przecież on kochał mi dogryzać.
– Widzę, że znowu świetnie się dogadujecie
– zauważył basista. – Niemal jak za starych, dobrych czasów…
– Gdzie reszta? – przerwałam mu, zanim
wygłosiłby bezsensowny monolog.
– Poszli do klubu, a przynajmniej tak mi
się wydaje. – Wzruszył ramionami. – Długo już tutaj jesteś?
– Z dobre kilkanaście może kilkadziesiąt
minut – odparłam bez przekonania.
– I
przez ten czas jeszcze się nie pozabijaliście? – zapytał ze zdumieniem.
– Nie – odpowiedział Axl. – A mieliśmy?
– No nie wiem… – Podrapał się po karku. –
W końcu ona ma narzeczonego, którego ty, jakby to delikatnie ująć, nie
cierpisz.
Jasne, teraz wszyscy będą wypominać mi mój związek… Istniała w ogóle
osoba, która o nim nie wiedziała? Powiedzieć o czymś Stevenowi… A potem
dziwisz się dlaczego wszyscy są dobrze poinformowani.
– Serio? To, że się zaręczyliśmy jest dla
was taką wielką sensacją? – zapytałam lekko oburzona. Najmniejsza wzmianka na
ten temat, powoli zaczynała mnie irytować.
– No wiesz… – zaczął niepewnie Duff. –
Prędzej obstawiałem, że zostaniesz żoną Rose’a niż tego palanta…
– Że co?! – Nawet nie próbowałam ukryć
zdziwienia. – Po moim trupie.
– Kotku, ja też uważam, że to bardzo zły
pomysł – wtrącił wokalista.
Spojrzałam na niego wymownie. Fakt, że nie był mną zainteresowany nawet
mi pasował, ale nie musiał informować o tym przy każdej możliwej okazji.
– Rzadko was odwiedzam, a jak już to
robię, to poruszacie niewygodne tematy – skwitowałam.
– Rzadko? – oburzył się Rose. – Przez
ostatni tydzień praktycznie od nas nie wychodzisz. To i tak dobrze, że już
tutaj nie mieszkasz.
– Niby dlaczego? Przecież mieliście ze
mnie dużo pożytku. Nie pamiętasz już o darmowych obiadkach i porządku w domu?
– A ty nie pamiętasz, jak okupowałaś
łazienkę przez bitą godzinę? Dziewczyno, ja w tym czasie jestem w stanie
załatwić koncert!
– Może bardziej dbam o siebie? –
podkreśliłam, czym skutecznie zamknęłam mu usta.
Machnął ręką, zabierając się za odpalanie kolejnego papierosa. Tym razem
i ja poczęstowałam się jego Marlboro. W końcu oni też wypalali większość moich
paczek.
– Z niecierpliwością czekam na dzień, aż
wreszcie zakopiecie topór wojenny – westchnął McKagan, następnie pociągając
łyka trunku.
– Prędzej zmartwychwstaną mamuty niż
pogodzę się z tym idiotą – oznajmiłam, wypuszczając dym i formując z niego
niewielkie kółka.
– Jak dzieci… – mruknął, zajmując miejsce
pomiędzy nami. – Ale przynajmniej wy mi zostaliście.
– No cóż… – westchnął wokalista. – Co ja
poradzę, że kolejna laska dała ci kosza. – Wzruszył ramionami.
Zakaszlałam, z wrażenia krztusząc się dymem. Sądziłam, że Duff nadal czuje
coś do Rosie. Pomyliłam się i to bardzo. Zamiast podjąć męską decyzję i
porozmawiać z nią, wolał uganiać się za jakimiś pustymi dziewczynami.
– Ile razy mam ci powtarzać, że wyłącznie
postawiłem jej drinka?!
– Nie musisz. Bo jak przyszła po kasę, to
ty odsypiałeś na górze. Serio jesteś takim idiotą i podajesz każdej dziwce nasz
adres?!
– Dobra – mruknął. – Urwałam mi się film,
ale komu to się nie zdarza?
– Stary, to cię nie tłumaczy.
– Musicie o tym rozmawiać? – przerwałam. –
Naprawdę chciałam miło spędzić ten czas.
– Co ty jesteś dzisiaj taka markotna? – zapytał
Axl. – Nikt cię porządnie nie wyruchał?
Zaśmiałam się ironicznie. Ale ten facet miał tupet. Jednak odwołuję to o
stalowych nerwach.
– Ale ty jesteś chamski! – wycedziłam. – A
może to ty masz problem, bo jeszcze nie zaliczyłeś żadnej panienki?!
– Właśnie nad tym pracuję – oznajmił,
posyłając mi wymowne spojrzenie.
– Mogłam się domyślić, że prędzej czy
później to powiesz. Jesteś skończonym idiotą, jeśli myślisz, że to ci się uda.
– Jak ja kocham wasze ambitne rozmowy –
wtrącił Duff.
Nie miałam siły na kolejny komentarz. Ten palant przekroczył wszelkie
granice mojej wytrzymałości. Nie mogłam tylko pojąć, jak on to robił, iż zawsze
wygrywał. Czyżby miał na mnie jakiś sposób?
Kilkusekundową ciszę przerwał przenikliwie głośny dźwięk telefonu.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Gdzie on mógł się znajdować? Jak gdyby nigdy
nic leżał na stoliku i razem ze stertą śmieci zajmował całą jego przestrzeń.
– Odbiorę – zaoferował niechętnie basista.
– Może przynajmniej z tym kimś odbędę normalną konwersację.
– Od kiedy telefon już nie wisi na
ścianie? – zapytałam zdziwiona.
– Odkąd Steven, który bawi się w naszą
sekretarkę, stwierdził, że mu się nie chce ruszać dupy. Dobrze wiesz, że jak
nie gra i nie pije, to leży na kanapie i ogląda te głupie telenowele – oznajmił
Axl, zaciągając się papierosem.
– Jeśli on rozmawia z każdą ważną osobą,
która do was dzwoni, to ja się nie dziwię, dlaczego jeszcze nie jesteście
sławni – skwitowałam.
Oboje zamilkliśmy, chcąc posłuchać rozmowy. Ciekawiło mnie, kto mógł do
nich dzwonić o tej porze. Obstawiałam, że dochodziła druga, a zazwyczaj wszyscy
ludzie z wytwórni o tej godzinie już śpią. Zapewne była to Hope, która wpadła
na kolejny plan działania.
– Halo… Slash?... – No to mógł sobie pomarzyć
o ambitnej konwersacji. – Coś się stało?... Staraj się nie bełkotać tylko mówić
normalnie, bo nic cię nie rozumiem… Gdzie jesteś?... Nie kop tego kosza… Wiem,
że jesteś zdenerwowany, ale nadal nie powiedziałeś dlaczego… Co?! Nic ci nie jest?...
To dobrze. W takim razie, co ty tam robisz?... Co?! Ale jak to się stało?... Nie
narzekaj jacy to oni są źli i niedobrzy, tylko powiedz konkretnie, co się
stało… Nie, Slash, nie rozłączaj się… Halo? Slash, jesteś tam? Halo?
Spojrzeliśmy po sobie z Axlem. Ta rozmowa wydawała się co najmniej dziwna.
Nie dlatego, że pijany Slash był niezdatny do konwersacji i bredzi. Po prostu
miałam dziwne przeczucie, że stało się coś złego. Kolejne zatrzymanie któregoś
z chłopaków. Oby nie, bo to mogłoby zniszczyć ich karierę. W kółko wmawiałam
sobie, iż po prostu Mulat trochę się upił i ma problemy z ochroną. W końcu kto
inny miał być zły i niedobry?
– Powiesz wreszcie, co się stało? –
zapytał Rose, próbując wyrwać McKagana ze swego rodzaju transu.
Spojrzałam z niepokojem na basistę. Wyglądał, jakby dowiedział się o
czyjejś śmierci. Przełknęłam ślinę, czekając jak na szpilkach, aż w końcu coś
powie. Ogarniająca nas cisza wydawała się trwać wieczność.
– Lena jest w szpitalu – oznajmił nieobecnym
głosem, pusto wpatrując się w krwistoczerwony telefon…
~*~*~*~
Hej robaczki ;)
Wybaczcie, że tak późno, ale wcześniej nie dałam rady.
Oficjalnie oświadczam, że od teraz będzie ciekawie. Tak w ogóle to wcześniej było nudno? Starałam się, żeby nie ;)
Możecie zgadywać, co się stało Lenie. Może akurat Wam się uda :D
Dziękuję za ponad 7k na wattpadzie i 8k na blogu. Jesteście najlepsi :* To Wasza zasługa, że teraz, jak o tym myślę, to uśmiecham się jak głupia xD
Miłej końcówki weekendu ;)
Do następnego ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.
⭐Allie