Podkręciłam wydobywające się z głośników dźwięki utworów z debiutanckiej płyty Toxic Bliss. Chociaż dostałam ją prawie dwa miesiące temu, dopiero teraz znalazłam czas na odsłuchanie jej. Nastawiłam wodę na kawę, robiąc sobie niewielką przerwę w sprzątaniu
Od ostatniego incydentu unikałam Hell House jak ognia. Tu nawet nie chodziło o dziwne uczucie wstydu. Po prostu Steven podłapał temat i zaczął nam kibicować. Tylko że żadnych nas nie było i ani ja, ani Axl nie chcieliśmy tego zmieniać.
Zalałam wrzątkiem aromatyczny proszek, rozsiadając się na kuchennym krześle. Po mojej prawej leżał przygotowany zestaw do iniekcji. Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, nerwowo zaciskając palce na gorącej ceramice Nie byłam na głodzie. Stan, w jakim się znajdowałam można było nazwać łaknieniem. Zamierzałam jak najdłużej pozostać czysta, ale w razie kryzysu miałam wszystko przygotowane.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Podobnie było ze mną i heroiną. Na początku brałam ją jedynie dla dobrego samopoczucia. Pozwalała mi wyciszyć się, zapomnieć o problemach i odciąć się od rzeczywistości. Złudnie leczyła rany, które mi zadano. Jednak kiedy jej działanie mijało, ja nadal cierpiałam i nadal tkwiłam w tym zaklętym kole. Później przyjemność stopniowo zanikała, ustępując miejsca rutynie. Z weekendowego narkomana stałam się poważnie uzależnioną ćpunką. Nie mogłam przeżyć dnia bez tej cudownej substancji. Starałam się ze wszystkich sił, ale nadal pozostawałam na dnie przepaści, z której wyjście prowadziło przez długi i stromy korytarz. Wmawiałam sobie, że jak już raz udało mi się pokonać nałóg, to równie dobrze mogę to zrobić ponownie.
Westchnęłam głęboko, na moment przymykając powieki. Przypomniałam sobie o moim planie, którego szczegóły skrupulatnie dopracowywałam od tygodnia. Jakimś cudem Benowi udało się zdobyć to, czego chciałam. Otworzyłam oczy, odkładając kubek na blat stołu. Wyjęłam z kieszeni dresów listek z kolorowymi tabletkami. Znajdował się tam od jakiegoś czasu, cierpliwie czekając na ten właściwy moment. Obróciłam go w palcach, przyglądając się mu z każdej strony. Przełknęłam ślinę, czując rosnącą w gardle gulę. Podobno na pożądane efekty trzeba czekać około godziny. Przecież nie mam nic do stracenia, pomyślałam, uśmiechając się. Jeśli nie spróbuję, to nie przekonam się, czy to faktycznie działa.
Wzięłam kilka głębokich oddechów, próbując opanować nerwy. Nie było już odwrotu. Włożyłam do ust niewielką tabletkę, czując jej lekko gorzkawy posmak. Skrzywiłam się, zaciskając dłonie w pięści. Czekanie na efekty wydawało się trwać wieczność. Upiłam łyka kawy, zabierając się za ścieranie kurzu z mebli. Musiałam zająć się czymś, żeby nie zwariować.
Po skończonej pracy usiadłam na kanapie, rozkładając się na niej. Czułam się dosyć dziwnie. Ogarnęło mnie otępienie, lecz nie to, które znałam do tej pory. Mój oddech był dosyć płytki, a wzrok wyostrzony. Przyciągnęłam nogi pod klatkę piersiową, kurczowo obejmując łydki. Kwas zaczął działać. Przed moimi oczami wirowały barwne kształty, a dźwięki muzyki wydawały się głośniejsze. Uśmiechnęłam się, subtelnie odchylając głowę. Przedstawienie czas zacząć.
– Wiem, że gdzieś tutaj jesteś – mruknęłam, czując, jak przez moje ciało przelatuje dreszcz. – Wreszcie spotkamy się na moich warunkach – wyszeptałam, co raczej zabrzmiało jak pytanie.
Pomimo że moje ciało było rozgrzane, doświadczyłam powiewu chłodnego powietrza. Westchnęłam niespokojnie, rozglądając się po pomieszczeniu.
– Tak ci się tylko wydaje. – Usłyszałam jego głos, nerwowo poszukując wzrokiem mojego rozmówcy. Na marne.
– Zmieniłam się.
– Nie sądzę – mruknął z rozbawieniem. Zauważyłam kontury postaci, która siadała na starym fotelu, który znajdował się po mojej prawej stronie.
– Jestem silniejsza i już nie boję się ciebie tak bardzo – warknęłam, zaciskając bardziej ramiona.
Zaśmiał się przenikliwie, zakładając nogę na nogę. Oddychałam nieco szybciej. Obawiałam się, że trip zmieni się w jeden z moich koszmarów.
– Dlaczego nie możesz ot tak zniknąć z mojego życia? – spytałam drżącym głosem. Ten temat od dawna mnie nurtował.
Milczał przez chwilę, pozostawiając mnie w niepewności. Przełknęłam z trudem ślinę. Musiałam usłyszeć odpowiedź, to mogłoby wiele zmienić. Zmniejszyłby się mój strach, tego byłam niemalże pewna.
– Widzę, że niczego nie rozumiesz – zaśmiał się, spoglądając na mnie. Czułam, jakby jego wzrok wypalał we mnie dziurę. – Pomyśl trochę. Wysil się.
Przygryzłam nerwowo wargę. Nie rozumiałam, o co mu chodziło. To on mnie nawiedzał, ja się o to nie prosiłam.
– Jesteś nachalny – stwierdziłam z wymuszoną obojętnością.
– To raczej ty pragniesz mojej obecności – wyszeptał tuż nad moim uchem. Nawet nie zauważyłam, jak się przemieścił. Zamknęłam powieki, czując narastający ból.
– Wyjaśnij mi to... – poprosiłam drżącym głosem.
Zaśmiał się kuszącym, niskim głosem – tak jak lubiłam. Usiadł obok. Jego aura działała na mnie paraliżująco. Nie mogłam się ruszyć. Walczyłam z nim o niemal każdą dawkę życiodajnego tlenu.
– Vicky... – mruknął, odgarniając kosmyk moich włosów. Czułam, jak jego dotyk pali moją skórę – przecież ja nie żyję od roku.
Jęknęłam niespokojnie, przyswoiwszy tę informację. James zginął w wypadku, przeze mnie. Nie, wykrzyczałam w myślach. Przecież nie chciałam, żeby tak to się skończyło.
– W takim razie, kim jesteś? – spytałam, czując narastający lęk.
– Wytworem twojej wyobraźni – wyszeptał, potęgując paraliż mojego ciała.
Nigdy w życiu bardziej się nie bałam niż wtedy. Ben mówił, że nie zawsze kwas działa jak należy i niektórzy mają po nim niezłe jazdy. Nazywali to bad trip. Nie bez powodu. Człowiek czuł się, jakby doświadczał jakiejś pieprzonej psychozy. Co prawda nawet na czysto zdarzało mi się miewać podobne stany, jednak teraz wszystko było wzmożone. Pierwszy raz od ponad roku usłyszałam jego głos. Widziałam go dłużej niż kilka sekund. I to nie był mój sen.
– To niemożliwe... – odpowiedziałam równie cicho co on. Wydobycie jakiegokolwiek dźwięku przychodziło mi z trudem.
Przejechał dłonią po moim policzku, powodując nieprzyjemne pieczenie. Wzdrygnęłam się, pomrukując półszeptem. Ta sytuacja była jeszcze gorsza niż wszystkie moje poprzednie koszmary. Zdawało się, jakby wszystkie rany otworzyły się.
– Tęsknisz za mną – stwierdził, czego nie zaprzeczyłam. Nie wiedziałam, co o tym sądzę. – Nie dasz mi w spokoju odejść.
– Nachodzisz mnie, chcesz...
– Wyjaśnić coś – wszedł mi w słowo. – Po części. To ty głównie chcesz mi coś powiedzieć. Pragniesz dostać rozgrzeszenie za coś, czego nie zrobiłaś...
– Przecież ostatnio mówiłeś... – wysapałam. Czułam, jak brakuje mi powietrza i coś zaciska się na moim gardle.
– Często zmieniam zdanie – odpowiedział obojętnie. – To zależy od twojego humoru.
Przymknęłam na chwilę powieki, czując pod nimi strumień łez. Moje serce biło szybciej, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Otworzyłam oczy, pozwalając, aby moje policzki zawilgotniały.
– Dlaczego? – wyszlochałam nienaturalnie wysoko. Kończył mi się zapas tlenu.
– Sama musisz do tego dojść – polecił, chwytając moją dłoń. Skrzywiłam się, czując palący ból.
– Proszę, przestań – błagałam. Mój stan przypomniał agonię. Zdawało mi się, że lada chwila umrę.
– Przecież lubisz czuć, że żyjesz. Pokutujesz za czyny, których nie zrobiłaś. Boisz się odrzucenia, którego nigdy nie doświadczyłaś. Jesteś jedną wielką niewiadomą, Victorio.
Jego wargi delikatnie musnęły mój policzek, wywołując grymas na mojej twarzy. Czułam, jakby wypalał mi dziurę. Jego pocałunki pokrywały coraz większą część mojego ciała, powodując okropny ból. Krzyczałam, nagle odzyskując głos. Wiłam się, próbując uwolnić się z jego uścisku. Błagałam go, żeby przestał. Nigdy do tej pory nie cierpiałam bardziej...
Gwałtownie usiadłam na kanapie, haustami nabierając powietrza. Odgarnęłam włosy z czoła pokrytego lepkim potem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, wydawało się być zupełnie normalne, takie jak wcześniej. Przełknęłam ślinę, czując przyjemną ulgę. Niepewnie podniosłam drżącą dłoń, oglądając ją z każdej strony. Przyłożyłam ją do policzka, przymykając powieki. Bałam się, że to okropne uczucie znowu powróci. Zacisnęłam zęby, powoli przejeżdżając palcami po miejscach, które wcześniej płonęły pod jego dotykiem. Odetchnęłam z ulgą, czując jedynie gładką powierzchnię. Zero bólu, brak jakichkolwiek skutków ubocznych. Uśmiechnęłam się niepewnie, otwierając oczy. Może i to było nierozsądne z mojej strony, wręcz masochistyczne, ale pragnęłam znowu doświadczyć jego obecności. Chciałam wyjaśnić tak wiele spraw. Ostrożnie rozprostowałam ścierpnięte nogi. W mojej głowie układał się plan kolejnego tripu.
Dopiłam kawę, krzywiąc się przy tym. Przez ten czas zdążyła wystygnąć i smakowała dziwnie inaczej. Odstawiłam kubek na blat, kątem oka zerkając na wypełniony po brzegi zlew. Muszę wreszcie pozmywać, pomyślałam z niechęcią. Już miałam się do tego zabierać, kiedy zaburczało mi w brzuchu. Odruchowo przyłożyłam do niego chłodną dłoń. Musiało minąć sporo czasu, skoro zdążyłam już zgłodnieć. Trudno, zmywanie musiało poczekać. Zabrałam się za przygotowywanie obiadu, kiedy nagle do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka. Poluzowałam uścisk, przez co z mojej dłoni wypadł metalowy nóż, z hukiem uderzając o podłogę. Dopiero teraz zauważyłam, że płyta dawno skończyła wybrzmiewać, a mieszkanie ogarniała przenikliwa cisza.
– Vicky, wiem, że tam jesteś!
To była Rosie. Jej głos przepełniała złość, co nie zwiastowało niczego dobrego. Przypomniałam sobie o heroinie, która leżała rozłożona na stole. W biegu schowałam ją do przypadkowej szafki, żeby blondynka nie mogła się niczego domyślić. Obstawiałam, że zapewne pokłóciła się z Duffem. Ostatnimi czasy ich związek przeżywał niewielki kryzys.
Rozejrzałam się po mieszkaniu, sprawdzając czy wszystko jest tak, jak należy. Koc rozwalony na kanapie miał świadczyć o tym, że dopiero wstałam. To wyjaśniałoby, dlaczego tak długo nie otwierałam. Zmierzwiłam nieco włosy, robiąc kilka głębokich wdechów. Pogada i pójdzie, a ja będę miała spokój, wmawiałam sobie. Przekręciłam łucznik, uchylając drzwi. Zauważyłam, że pomimo złości jej oczy błyszczały, świadcząc o wcześniejszym płaczu. Poczułam się dziwnie nieprzyjemnie. Współczułam jej, chociaż sama nie wiedziałam czego.
– Wejdź – wychrypiałam, odchrząkując.
Bez słowa wykonała polecenie, rozglądając się z podejrzliwością. Zamknęłam drzwi, bacznie śledząc wzrokiem każdy jej ruch. Oparła się biodrami o blat stołu, zakładając ręce na piersi. Nadal milczała, zapewne czekając na moje pytania.
– Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać, ale trochę się zdrzemnęłam i...
– Możesz mi to wszystko wyjaśnić? – przerwała mój słowotok. Jej głos był nad wyraz oschły i pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Nie przypominała Rosie, jaką znałam. Musiało się stać coś poważnego.
– Nie rozumiem – mruknęłam, kręcąc głową. – Zrobię kawę, opowiesz mi o wszystkim.
Przymknęła powieki, uśmiechając się gorzko. Przez chwilę nawet pomyślałam, że to nadal mógł być wytwór mojej wyobraźni. Uszczypnęłam się w ramię dla pewności. Nie, ona naprawdę tutaj była.
– Od jak dawna odstawiacie to przedstawienie? – spytała, nawet nie racząc mnie spojrzeniem.
Czyżby się domyślała? To niemożliwe. Przecież Duff obiecał, że nie puści pary. Inni to samo. Nie mogła mnie widzieć, bo nie chodziła do lokali tego typu. Todd? Nie, on raczej nie mściłby się w ten sposób. Próbowałam coś powiedzieć, ale mój głos jakby się zwiesił, a wargi nienaturalnie drżały.
– Skąd wiesz? – wyszeptałam, patrząc na nią z przerażeniem. Jeszcze przez chwilę łudziłam się, że może chodzić jej o zupełnie coś innego.
Usiadła na stole, próbując w ten sposób zachować równowagę. Spojrzała na mnie. Jej wzrok wyrażał ból, zmiękczając moje serce i kolana. Myślałam, że upadnę. Niemal byłam tego pewna. Nie wiadomo, jakim cudem nadal utrzymywałam się na nogach.
– Wczoraj z Tommym odwiedziłam moją matkę – opowiadała z obojętnością, co chwilę uśmiechając się gorzko. – Cieszyła się, że jednak nie posłuchałam nikogo i urodziłam to dziecko. Kazała ci podziękować za to, że mnie wspierałaś – powiedziała od niechcenia. – Zapytałam ją o mojego biologicznego ojca. Trochę się wykręcała, ale później zaczęła mówić. Moi dziadkowie zginęli w wypadku, więc mama musiała zająć się młodszym rodzeństwem. Dorabiała w barze, żeby mieć na czynsz i najważniejsze potrzeby. Tam go poznała. Był młody, czarujący i nieziemsko przystojny, przynajmniej tak twierdziła. Omamił ją. Zaczęli się spotykać. Myślała, że to będzie wielka miłość. Tymczasem okazało się, że on wcale nie jest taki idealny. Robił jakieś szemrane interesy, przez co się rozstali. Niedługo później dowiedziała się, że jest w ciąży. Nie powiedziała mu o mnie i związała się z Thomasem.
Zmarszczyłam brwi. Nie rozumiałam zbytnio jak to się miało do mnie, aczkolwiek nie chciałam jej przerywać.
– Powiedziała mi jak się nazywa – kontynuowała. – Nawet nie wyjechał z miasta. Znalezienie go było bułką z masłem. Podobno w niektórych kręgach jest nawet bardzo dobrze znany. Rozmawiałam z nim jakieś dwie godziny. Stwierdził, że jestem bardzo podobna do matki. – Zaśmiała się, próbując powstrzymać płacz. – Powiedział jeszcze również coś ciekawego. Mianowicie jacy naprawdę są moi przyjaciele. Myślałam, że Gunsi nie są tak łapczywi na pieniądze a ty masz jakąkolwiek godność. Edward Johnson, mówi ci to coś?
Nie, to nie mogła być prawda. Na pewno nadal śniłam. To tylko kolejny koszmar. Rozchyliłam usta, łapczywie nabierając powietrza. Mój mózg nie potrafił przyswoić tej informacji. Eddie był biologicznym ojcem Rosie? To niemożliwe. W dodatku ta podła kanalia powiedziała jej o wszystkim. Całe starania, troski poszły na marne.
– Wytłumaczę ci to wszystko – obiecałam, próbując opanować nerwy.
Zaśmiała się gorzko, zeskakując ze stołu. Przeczesała włosy palcami, jednocześnie oblizując krwistoczerwone usta.
– Co tu wyjaśniać? – jęknęła, rozkładając ręce. – Jesteś prostytutką, która pracuje dla mojego ojca, a ten chuj pomagał ci, a potem wmawiał mi jak bardzo nas kocha – mnie i Tommy'ego – wymówienie tych słów przyszło jej z trudem.
Miałam ochotę krzyczeć ze złości. Nie wyszło. Zdobyłam się jedynie na rozpacz. Byłam mistrzem pieprzenia wszystkiego po kolei.
– Przepraszam – wyszlochałam, oblizując nerwowo wargi. Nie chciałam jej stracić.
– Za późno – burknęła z niezadowoleniem. – Spieprzyliście wszystko. – Jej słowa dosadnie mnie uderzyły. Nie obwiniała tylko mnie, ale czułam, że zrobiła to wyłącznie z grzeczności. – Nie chcę was znać.
Raptownym krokiem szła w stronę wyjścia, spuszczając głowę. Przyszła tu tylko po to, żeby powiedzieć, jak bardzo mnie nienawidzi. Czułam, jak moje serce pęka na pół. Zraniłam ją. Zraniłam ich wszystkich.
– Zaczekaj – błagałam, złapawszy jej nadgarstek. – Proszę.
Moje zachowanie było czystym aktem desperacji. W tej chwili nie potrafiłam trzeźwo myśleć. Nie mogłam pozwolić, żeby to wszystko skończyło się tak nagle i to w dodatku w taki sposób.
Momentalnie obie zamarłyśmy, spoglądając po sobie z zapytaniem. Ktoś próbował otworzyć drzwi z drugiej strony. Miał klucz. To na pewno Nicole wróciła ze szkoły. Modliłam się w duchu, żeby Rosie nie odstawiła szopki. Już miałam dość pieprzenia życia innych jak na jeden dzień.
Drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia weszła rozradowana brunetka. Zapewne miło spędziła ten dzień. Za nią kroczył Greg, trzymając w dłoni jakąś książkę. Od jakiegoś czasu spotykał się z Cole, żeby dawać jej wsparcie. W porównaniu do mnie, dopuszczała go do siebie. Znikała blokada, a chłopak z czasem dowiadywał się o niej coraz więcej. Najwidoczniej musiała go polubić. Nie była głupia i doskonale wiedziała, że Greg stanowił pomost między nami. To dzięki niemu wiedziałam na przykład, że nie jadła mięsa.
– Już jestem! – zawołała radośnie, łapiąc swojego towarzysza za nadgarstek.
Sprawiałam wrażenie żywego trupa. Przeczuwałam, że to, co wydarzy się za chwilę, nie będzie zbyt przyjemne. Rosie wykorzystała moją uśpioną czujność i wyrwała dłoń z uścisku. Nicole i Greg weszli do kuchni. Dziewczyna nie przeczuwała zupełnie nic. Nadal uśmiechała się zachęcająco. Chłopak natomiast zatrzymał ją na progu. Wyglądał na zaskoczonego. Co dziwne, jego spojrzenie utkwiło na zapłakanej twarzy Rosie. Blondynka również kontemplowała jego postawę. Czyżby się znali?
– No proszę – jęknęła, uśmiechając się gorzko. – To jest jakaś ukryta kamera czy coś? Ktoś zaraz wyskoczy i krzyknie niespodzianka? – Jej głos balansował na granicy ironii.
Stałam tam jak posąg. Milczałam. Nawet nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Ta sytuacja wydawała się taka surrealistyczna. Nadal po trochu łudziłam się, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle. Jedynie brak Jamesa w pobliżu nie pozwolił upewnić mi się w moich przekonaniach.
Greg rozchylił subtelnie wargi, próbując coś powiedzieć. Nicole zerknęła na niego pytająco. Wyglądała na zdezorientowaną. Była najmniej uświadomioną osobą w tym pomieszczeniu. Biedne dziecko.
– Rosie – mruknął chłopak. – Co ty tutaj robisz?
Jego pytanie dodatkowo ją rozdrażniło. Wydawała się kipieć ze złości.
– O to samo mogłabym spytać ciebie – prychnęła. – Najpierw mój ojciec, teraz on. Nadal ci mało? – zwróciła się do mnie.
Odpowiedziałam jej milczeniem. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nigdy dotąd nie widziałam jej w takim stanie. Trudno się podziwić. Jednego dnia zwaliła się na nią masa problemów. Prawda was wyzwoli. Gówno prawda.
– Ktoś mi powie o co chodzi? – spytała niepewnie Nicole, jednak moi przyjaciele puścili jej prośbę mimo uszu.
– Nawet nie próbowałeś się ze mną skontaktować – wypomniała blondynka drżącym głosem.
– Przepraszam – mruknął. Nie był gotowy na to spotkanie. Nie wiedział nawet co mówić.
Zaczęłam powoli kojarzyć fakty i układać je w całość. Wszystko wydawało się być coraz bardziej przejrzyste. Nic na tym świecie nie pojawia się bez powodu. A raczej nikt.
– Gdybym cię wtedy posłuchała, to teraz nie miałabym Tommy'ego – mruknęła, tłamsząc płacz. – Ale ciebie i tak nie obchodzi nasz syn – dodała, przygryzając wargę.
Popatrzyłam po nich zdezorientowana. Dlaczego nie domyśliłam się wcześniej? Przecież Greg mówił mi, że skrzywdził kogoś i teraz bardzo tego żałuje. Dlaczego nie skojarzyłam, że chodziło o Rosie? Przecież wszystkie fakty się zgadzały. Był od niej rok starszy, skończył Jefferson High School, był popularny i bogaty. W dodatku robił interesy z Eddiem! Co za paranoja. Ta sytuacja była chora, jakby wyjęta z brazylijskiej telenoweli.
– Greg, o czym ona mówi? – spytała Nicole patrząc na niego z podejrzliwością. W jej głosie słychać było rozczarowanie pomieszane z złością.
– Twój nowy chłopak nie powiedział ci, że jego była dziewczyna ma z nim dziecko, ale wcześniej zostawił ją na pastwę losu, a nawet zaproponował aborcję? – Nicole otworzyła szeroko usta z niedowierzaniem. Rosie natomiast dopiero się rozkręcała. Chciała się zemścić, to było pewne. – Ale nie udało mu się to, bo pomogła mi twoja, pożal się Boże, siostrzyczka.
Nicole posłała mi wymowne spojrzenie. Próbowała wypalić mnie wzrokiem. Zapewne myślała, że o wszystkim wiedziałam. Chciałam jej powiedzieć, iż tak naprawdę żyłam w nieświadomości. Że nie umiałam połączyć niektórych oczywistych faktów. Jednak nie byłam w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. Stałam tam bezsilna, oglądając przedstawienie Rosie. Czułam ból, jakiego doświadczała moja mała siostrzyczka.
– Vicky zawsze chciała wszystkim pomagać. To dobra osoba – próbowała mnie bronić, przez co zrobiło mi się dziwnie cieplej na sercu. Do tej pory stanowiłam dla niej wroga publicznego numer jeden.
Rosie zaśmiała się gorzko, zakładając kosmyk włosów za ucho. Kiedyś może potwierdziłaby jej słowa, ale nie dzisiaj. Miała do mnie ogromny żal. Nawet nie próbowałam się łudzić, że kiedyś mi wybaczy.
– Widzę, że jeszcze nie znasz prawdy o swojej siostrze – zwróciła się do niej dosyć oschle. – Spokojnie, ja też przez długi czas żyłam w kłamstwie. – Zerknęła na mnie wymownie.
– Proszę, nie rób tego – błagałam ją nikłym, cichutkim głosem. Zapewne nawet nie usłyszała mojej prośby.
Modliłam się w duchu, ażeby tylko nie wyjawiła prawdy. Nicole nigdy nie wybaczyłaby mi tego. Nie chciałam jej skrzywdzić, była taka krucha. Jednocześnie wiedziałam, że wszystko ku temu zmierzało. Niepotrzebnie ją tutaj ściągałam. Niepotrzebnie okłamywałam ją przez ten cały czas. Wystarczająco się wycierpiała. Niestety było już za późno...
– Nie wiem, co ci powiedziała, ale to kompletnie odbiega od rzeczywistości. Victoria nadawałaby się na aktorkę, świetnie jej to wychodzi – zaśmiała się ironicznie. – Tak naprawdę jest zwykłą dziwką, która daje każdemu facetowi w obskurnej toalecie za parę dolców na dragi. To ci niespodzianka, nie?
W oczach brunetki malował się strach. Była zdezorientowana. Wodziła wzrokiem po naszych twarzach, próbując cokolwiek powiedzieć. Była w szoku. Nie tak planowałam sobie wyjawienie jej prawdy. Do tego w ogóle miało nie dojść. Eddie wyjechałby, ja skończyłabym współpracę z nim i wszystko byłoby po staremu. Teraz nie było już niczego.
– Cole, wytłumaczę ci wszytko – wyszlochałam, próbując opanować drżenie rąk.
– Więc to prawda – stwierdziła z bólem w głosie. – A już myślałam, że się dogadamy – rzuciła, raptownie wyrywając się z uścisku Collinsa i podążając w stronę drzwi.
– Zaczekaj! – prosiłam. Nadal nie mogłam ruszyć się z miejsca. Jakby moje ciało ogarnął okropny paraliż. – To nie jest tak, jak myślisz!
– Nie chcę cię znać! – wykrzyczała ze złością, trzaskając drzwiami.
Przymknęłam na moment oczy, usłyszawszy ten okropny huk. Odeszła i zapewne nie zamierzała wrócić. Miałam ochotę nakrzyczeć na Rosie, ale tego nie zrobiłam. Wiedziałam, że ona też cierpi. Spojrzałam na nią. Moje oczy zaszły łzami i wyrażały ból, jaki mnie ogarnął. Straciłam jedyną bliską mi osobę.
Dziewczyna popatrzyła na nas ze zmieszaniem. Taka zagrywka nie była w jej stylu. Chciała dać upust emocją, co było zrozumiałe. Tylko dlaczego w tak okrutny sposób?
– Myślałam, że jak skrzywdzę cię tak, jak ty skrzywdziłaś mnie, to mi przejdzie. Ale to nadal cholernie boli – mruknęła ze współczuciem, spuszczając głowę.
Odeszła wolnym krokiem w kierunku drzwi. Nie zatrzymywaliśmy jej. Samotna łza wypłynęła z mojego oka. Niepewnie podniosłam głowę, racząc go spojrzeniem. Spotkałam się z jego błękitnym wzrokiem pełnym współczucia. Chyba dopiero teraz krew zaczęła dopływać do mojego mózgu, rozbudzając pozostałą część ciała. Czułam przypływ niekontrolowanej złości wymieszanej z bólem i rozpaczą.
– Vicky... – mruknął, ostrożnie podchodząc w moją stronę.
– Wyjdź, błagam – syknęłam, zaciskając zęby. Nie chciałam niepotrzebnie na niego nakrzyczeć.
Zacisnął usta w wąską linię, opierając się o ścianę. Śnieżnobiała koszula opinała jego umięśnione ramiona. Westchnął przeciągle, wodząc wzrokiem po pomieszczeniu.
– Zostanę z tobą. Nie powinnaś być sama...
– Czy wy, do cholery, nie możecie się raz zachować tak, jakbym nie istniała?! – wykrzyczałam, czując jak krew pulsuje w moich żyłach.
Oddychałam niespokojnie, patrząc na niego. Nie chciałam podnosić głosu. Po prostu czasami nie umiałam nad sobą panować. Ostrożnie usiadłam na podłodze, podciągając kolana pod klatkę piersiową.
– Chcę być sama – wyszeptałam spokojniej, nawet nie próbując powstrzymać płaczu.
Spuścił głowę, obracając się na pięcie. Widziałam, że bał się o mnie. Jego oczy go zdradzały. Niepotrzebnie, nie chciałam się zabić ani nic podobnego. Po prostu musiałam poukładać myśli. Ostatnio zbyt często to robiłam.
– Pójdę zobaczyć co z Nicole – zaoferował na odchodne, delikatnie zamykając drzwi.
Pokiwałam głową z aprobatą, czego nie mógł już zobaczyć. Westchnęłam przeciągle, czując jak stróżki łez spływają po moich policzkach. Patrzyłam się pusto na okno, które znajdowało się naprzeciwko mnie. Dostarczało ono oślepiającego światła, które wywoływało u mnie ból oczu. Nie przejęłam się tym zbytnio. Przestała mnie obchodzić otaczająca rzeczywistość. Przynajmniej na jakiś czas. Zostałam zupełnie sama – ta myśl co chwilę pojawiała się w mojej głowie. Załkałam cicho, uświadamiając sobie ten bolesny fakt. Całe życie bałam się chwili, która właśnie nadeszła. Samotność była dla mnie gorsza niż ból czy cierpienie, którego doświadczałam podczas bycia z Jamesem. Przeczesałam włosy drżącą dłonią. Powinnam wziąć heroinę, ale nie miałam na tyle siły, żeby podnieść się z miejsca. Byłam bezsilna. Poddałam się bez walki. Miałam ochotę zasnąć i obudzić się już po wszystkim...
❤❤❤
Wróciłam! Ogromnie cieszę się z tego faktu. Pomimo że ten rozdział to shit 😂😂😂 A przynajmniej nim był przed poprawką.
Korzystając z okazji, chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt spędzonych w rodzinnym gronie. No i oczywiście smacznego jajka 😉🐏🐣
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.
⭐Allie