Przekręciłam
się na drugi bok, cicho pomrukując. Powoli zaczynałam odzyskiwać świadomość.
Otworzyłam oczy, kilkukrotnie nimi mrugając. Rażące światło wywoływało ich ból.
Przetarłam powieki, rozglądając się po pomieszczeniu. Wyglądało znajomo,
aczkolwiek nie było to moje mieszkanie. Podniosłam się raptownie, równie szybko
żałując tej decyzji. Obraz przed oczami zaczął wirować. Dopiero teraz pulsujący
ból głowy zaczął dawać o sobie znać.
– Obudziłaś
się – zauważył obojętnie.
Skrzywiłam
się, słysząc jego głos. Reagowałam podobnie na każdy bodziec, który docierał do
mnie niczym fala uderzeniowa. Wszystko w spowolnionym tempie układało się w
mojej głowie. Zaczęłam należycie odbierać otaczającą mnie rzeczywistość.
Siedziałam na kanapie w salonie Gunsów, a przede mną stał Steven.
– Ciszej –
mruknęłam, posyłając mu nikłe spojrzenie.
Uśmiechnął
się, poddając mi parujący kubek.
– Trzymaj.
Przyda ci się.
Niepewnie
zacisnęłam palce na gorącej ceramice. Gwałtownie zaczerpnęłam łyka napoju,
jednocześnie parząc sobie język. Skrzywiłam się, odsuwając kubek od ust. W
środku znajdowała się kawa. Cholernie gorzka i równie bardzo mocna.
– Co to,
kurwa, jest? – spytałam, nie kryjąc niezadowolenia. Owa mieszanka dodatkowo
spotęgowała mdłości, które mnie dręczyły.
– Kawa i
aspiryna. Najlepsze na kaca.
Usiadł obok,
gestem dłoni zachęcając mnie do dalszego picia. Popatrzyłam na niego
podejrzliwie. Przełknęłam ślinę, próbując zmusić się do dalszej konsumpcji
napoju.
– Niedobrze mi
– rzuciłam krótko, gwałtownie strzepując koc i ruszając w stronę łazienki.
Zdążyłam w
ostatniej chwili. Po wszystkim poczułam się nieco lepiej. Tylko posmak żółci,
który pozostał w moich ustach, nieco mi przeszkadzał. Doczołgałam się pod
umywalkę, odkręcając kurek z zimną wodą. Przepłukałam usta, następnie jedną
ręką przemywając twarz. Spojrzałam w lustro, oddychając ciężko. Pozostałości po
wczorajszym makijażu rozmyły się, pozostawiając na moich policzkach smoliste
plamy.
– Wszystko w
porządku? – spytał Steve, zapukawszy do drzwi.
Przełknęłam
ślinę, ostrożnie siadając na podłodze. Nadal świat wokół mnie nieco wirował,
ale nie było już tak tragicznie.
– Tak –
zawołałam, co trochę mnie kosztowało. – Możesz wejść – dodałam, przymykając
powieki.
Delikatnie uchylił drzwi,
wchodząc do środka. Słyszałam jego ciężkie kroki, czując woń jego ciała.
Pachniał wódką, przez co nieco się skrzywiłam. Podszedł na tyle blisko, że
czułam na policzku jego w miarę stabilny oddech. Niepewnie otworzyłam oczy,
zaciskając dłoń w pięść. Nie pomogło, świat wirował nawet bardziej.
– Pij, będzie
już tylko lepiej – oznajmił z troską, podając mi kubek.
Westchnęłam,
niemal na raz wypijając jego zawartość. Skrzywiłam się, ponownie czując ten
okropny posmak. Oparzyłam sobie całą jamę ustną, ale przynajmniej nie będę
musiała znowu tego pić. No chyba, że po raz kolejny zwrócę całą zawartość
mojego żołądka.
Przytkałam
usta wierzchem dłoni, oddychając głęboko przez nos. Chciałam jakoś poradzić
sobie z powracającą falą narastających mdłości.
– Na pewno
wszystko w porządku? – dopytywał Steven, delikatnie przejeżdżając palcami
wzdłuż mojego odkrytego ramienia.
Pokiwałam
głową, niepewnie przełykając ślinę. Powoli zaczynało mi przechodzić. Odsunęłam
dłoń, łapczywie nabierając hausty powietrza.
– Chyba już do
końca życia nie wezmę do ust ani kropli alkoholu – wysapałam, pozwalając, żeby
grymas zniknął z mojej twarzy.
Chłopak
zaśmiał się, siadając naprzeciwko mnie.
– Teraz tak
mówisz, potem ci się odwidzi – stwierdził, uśmiechając się.
– Istnieją
jeszcze proszki – wspomniałam, obojętnie wzruszając ramionami. Przyciągnęłam
kolana pod brodę, opierając na nich podbródek.
Pokiwał głową,
zastanawiając się nad czymś. Bacznie obserwowałam rysy jego zmęczonej twarzy.
Wyglądał, jakby od dłuższego czasu nie zmrużył oka.
– Lubisz
eksperymentować? – spytał nieoczekiwanie.
– Trochę. –
Uśmiechnęłam się niewyraźnie, co nieco mnie kosztowało. – A ty?
Zaśmiał się,
rozprostowując nogi. Odkąd go poznałam, sprawiał wrażenie wiecznie
szczęśliwego. Takie duże dziecko, które żyje beztrosko.
– Zadajesz
takie pytanie rasowemu ćpunowi? – Zdziwił się, wskazując na siebie palcem. –
Oczywiście, że lubię. W końcu tylko raz jest się młodym.
– Nie boisz
się? – dociekałam.
– Czego? Nie
mam nic, co mógłbym stracić.
Zrobiłam w
myślach szybki bilans. Moja sytuacja była podobna. Jechaliśmy na tym samym
wózku. Poczułam się nieco lżejsza na duchu.
– Nie chciałeś
tego nigdy zmienić? – dociekałam, oparłszy podbródek o chłodne kolana.
– Może raz czy
dwa – prychnął gorzko, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Pierwszy raz
widziałam, żeby Steven reagował w taki sposób. – Zaszliśmy daleko, ale jeszcze
nic nie osiągnęliśmy. Spójrz – polecił, rozglądając się po pomieszczeniu i
uśmiechając się ironicznie – Eddie prędzej czy później wyrzuci nas stąd i
będziemy musieli wrócić do naszego magazynu.
Duff wspominał
mi kiedyś, że zanim zaczęli współpracować z Johnsonem, mieszkali w jakimś
garażu, który służył im do prób. Panowały tam okropne warunki – nie mieli
łazienki, łóżek do spania. Wzdrygnęłam się na samą myśl.
– Ten facet
jaki by nie był, zawsze wyjdzie na superbohatera – zaśmiałam się ironicznie,
przypomniawszy sobie wczorajszy wieczór. Pokazał mi odrobinę luksusu, którym
dość szybko można było się zachłysnąć.
– Po prostu
wiedział, jak się ustawić – mruknął, zaplatając palce na łydce.
Postanowiłam
raz w życiu pozytywnie wykorzystać fakt, że Stevie był okropną gadułą. Chłopaki
prędzej czy później musieli się o tym dowiedzieć. W końcu też w jakiś sposób
byli w to zamieszani.
– Eddie
wyjeżdża do Londynu – burknęłam, kątem oka zauważyłam, jak nieznacznie się
poruszył.
Próbował się
zaśmiać, ale niezbyt mu to wychodziło. Wyglądał, jakby się zapowietrzył.
– Który to już
raz z kolei – mruknął oschle, spoglądając na mnie. – Nie rozmawiajmy o nim,
proszę. Nie chcę niepotrzebnie dołować ciebie i siebie.
Pokiwałam
głową z aprobatą. Nie po to wczoraj zrezygnowałam z jego towarzystwa, ażeby
dzisiaj od nowa zawracać sobie głowę Eddiem. Uśmiechnęłam się ironicznie,
próbując wrócić myślami do wcześniejszego tematu. No tak, rozmawialiśmy o
eksperymentach. W tej kwestii zbytnio nie miałam się czym pochwalić, aczkolwiek
gnębiła mnie jedna rzecz. Od dawna zastanawiałam się nad tym, co mogło wydawać
się z deka dziwne, a nawet nienormalne.
– Próbowałeś
kiedyś wywołać halucynacje? – spytałam prosto z mostu wywołując zdziwienie na
jego twarzy.
– Aż tak
chcesz eksperymentować, że masz ochotę na trip? – Wypowiedzenie tych słów
przyszło mu z trudem.
Od jakiegoś
czasu coraz częściej myślałam nad zmierzeniem się z koszmarami, które mnie
nękały na moim gruncie i przede wszystkim moich zasadach. Musiałam wreszcie
poradzić sobie z nimi. Wydawało mi się, że wtedy ot tak znikną wszystkie problemy.
Byłam w stanie się poświęcić i to nawet bardzo.
– Chcę
spróbować – odparłam niepewnie. – Wiesz, żeby potem mieć o czym opowiadać
potomnym. – Zaśmiałam się, próbując rozluźnić atmosferę.
Chłopak
podrapał się po brodzie, zapewne rozważając wszystkie za i przeciw. Siedziałam
jak na szpilkach, czekając na jego odpowiedź. Wiedziałam, że w porównaniu do
Izzy’ego czy Axla Steven nie będzie się niepotrzebnie denerwował. W końcu
uśmiechnął się pogodnie, przez co mogłam odetchnąć z ulgą.
– Słyszałem,
że kwas jest dobry – rzucił przyjaznym głosem, powodując falę euforii, która
zalała mnie od środka. – Tylko jakby chłopaki się czegoś domyślali, to nie
wiesz tego ode mnie – polecił już nieco bardziej oschle.
Obiło mi się o
uszy, że wiele osób brało LSD tylko po to, żeby przeżyć odlot. W końcu tekst Lucy in the Sky with Diamonds mówił sam za
siebie. Trochę się denerwowałam, ale wiedziałam, że muszę spróbować.
Autodestrukcja była moim drugim imieniem.
– Jasne –
obiecałam, w geście zamykając usta na kłódkę. – Nie zamierzam puścić pary.
Znasz mnie z resztą.
Uśmiechnął się
szeroko, wracając do stanu z początku naszej rozmowy. Odwzajemniłam jego gest.
Przez to wszystko zapomniałam o moim złym samopoczuciu, które wydawało się
powoli zanikać.
– Co tam u
Lily? – spytałam, zmuszając go do mówienia.
Zaczął swój
lekko przydługawy monolog, bardziej skupiając się na historii niż na mnie. Od
początku średnio go słuchałam. Moje myśli uporczywie krążyły wokół chęci
wywołania halucynacji. Musiałam w jakiś sposób zdobyć kwas tak, żeby Gunsi o
niczym się nie dowiedzieli. Nie miałam pewności, że Ben diluje LSD, a do
Eddiego nie mogłam pójść. Przygryzłam nerwowo wargę. Obmyślenie planu b nie
przychodziło mi tak łatwo, co wynikało z mojego stanu. Kac nie pomagała w
normalnym funkcjonowaniu, wręcz przeciwnie.
– Znowu mnie
nie słuchasz – zaśmiał się, wyrywając mnie z letargu. – Nad czym tak się zastanawiasz?
– Nieważne –
mruknęłam, kręcąc głową.
– Okej –
mruknął. Cieszyłam się, że nie chciał drążyć tego tematu.
– Jakieś plany
na dzisiaj? – spytałam, kierując rozmowę na inny tor.
Westchnął,
rozprostowując nogi. Zacisnęłam palce na łokciach, bacznie obserwując każdy
jego ruch.
– Muszę zająć
się Puszkiem – odparł znudzony, podrywając się na nogi.
– To on
jeszcze żyje?! – zapytałam z niedowierzaniem. Steven raczej nie uchodził za
opiekuńczą osobę.
Zaśmiał się,
teatralnie wywracając oczami.
– Nie wiem,
czy to ten sam kot, ale...
– Ale dobre i
cokolwiek – przerwałam mu.
– No, coś w
tym stylu – bąknął, wywołując uśmiech na mojej twarzy. – Pomóc ci w czymś?
– Nie – zaprzeczyłam,
rozprostowując nogi. – Chyba wezmę prysznic. Dziękuję za wszystko.
– Nie ma za
co. – Machnął ręką. – Zostawię w salonie czyste ubrania.
– Dzięki.
Wątpiłam, żeby
w tym domu była chociażby jedna czysta koszulka. Odkręciłam kurek, wsłuchując
się w dźwięki wody odbijającej się od lekko przybrudzonego dna brodzika.
Pozwalało mi się to odprężyć, spowolnić potok myśli napływających do mojego
mózgu.
Gorące krople
spływały po moim ciele, rozluźniając mięśnie. Przymknęłam powieki, subtelnie
odchylając głowę. Potrafiłam zatracać się w tej czynności czasami dobre
kilkadziesiąt minut.
Owinęłam ciało
ręcznikiem, przecierając zaparowane lustro. Spojrzałam na swoje odbicie,
przejeżdżając opuszkami palców po policzku. Był zapadnięty i lekko chropowaty.
Rozchyliłam wargi, przesuwając palcami po jednej z nich. Przypomniało mi się,
jak jeszcze niedawno składał na nich pocałunki. Przestań, skarciłam się. Moimi myślami znowu zawładnął James.
Ostatnio coraz częściej zdarzało mi się to podczas zwykłego głupiego
przeglądania się w lustrze. Nie powinnam tego robić, a jednak było inaczej.
Zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej.
Wróciłam do
salonu, w którym nikogo nie było. Podniosłam koszulkę, którą zostawił Steven, i
przyłożyłam ją do nozdrzy, wdychając jej zapach. Nadal pachniała tak samo –
piżmowe perfumy pomieszane z dymem tytoniowym i wonią potu. Nie wiadomo
dlaczego, lubiłam go. Ubrałam ją, odkładając ręcznik na bok. Chyba po raz
kolejny musiałam zostać u nich nieco dłużej.
– Chcesz
udawać mojego sobowtóra? – Jego niemalże basowy głos z nutą chrypy wywołał
ciarki na moim ciele.
Odwróciłam
się, zauważając Axla schodzącego ze schodów. Uśmiechał się zawadiacko, wpijając
we mnie swoje szmaragdowe spojrzenie.
– Chyba w
twoich snach – prychnęłam, zakładając ręce na piersi. – Po prostu lubię tę
koszulkę. – Wzruszyłam ramionami.
– Dobry wybór
– stwierdził, potakując głową. – Też ją lubię. Kill me without pain – moje motto.
Zaśmiałam się,
kątem oka zerkając na napis. Może i nie kierowałam się nim, ale jak najbardziej
przemawiał do mnie. Miałam już dość cierpienia.
– Nie odsypiasz
wczorajszej imprezy? – spytałam, siadając na oparciu.
Podszedł
bliżej, zajmując miejsce obok mnie. Przezornie odsunęłam się, na co parsknął.
– Zachowujesz
się jak ostatnia cnotka. Gdybym cię nie znał, to może uwierzyłbym – zaśmiał
się.
– Nie ufam ci.
Myślisz trochę inną częścią ciała.
–
Skończylibyśmy tę grę – zaproponował, wzdychając przeciągle. Już miałam nadzieję,
że wreszcie zmądrzał. – Przegrałaś, pogódź się z tym.
Zaśmiałam się ironicznie,
zaplatając palce na kolanie.
– Może i
trochę pogubiłam się w punktacji, ale mogę się założyć, że był remis –
oznajmiłam z wyższością.
– Kiedyś cię
złamię – mruknął, pusto patrząc się przed siebie. – Już prawie to zrobiłem.
– To była
wyjątkowa sytuacja – jęknęłam. Nie wiedziałam, że potrafię wyciągnąć tak
wysokie tony. – Lena leżała w szpitalu.
Kątem oka
widziałam, jak się wzdrygnął.
– Nie mów o
niej, proszę.
– Slash
twierdzi, że zachowujecie obojętność... – Tę część naszej rozmowy jeszcze
pamiętałam.
– Gówno prawda
– warknął z oburzeniem. – To była świetna dziewczyna...
– Tak świetna,
że musiałeś ją zaliczyć? – wtrąciłam oschle, przerywając mu.
– Każdemu
zdarza się zapomnieć. Wypiliśmy za dużo.
Axl niemalże w
każdej sytuacji potrafił znaleźć jakąś wymówkę. Każdy powód był dobry.
Pokiwałam
głową, posyłając mu chłodne spojrzenie.
– Ona go
kochała – stwierdziłam, próbując znaleźć jego sumienie. Na darmo.
– Jesteś
zazdrosna? – spytał, kierując moją uwagę na zupełnie inny tor.
Zaśmiałam się
głośno, wstając. Przeszłam kilka kroków, odwracając się w jego stronę.
– O kogo? O
ciebie? – Rozłożyłam ręce, uśmiechając się ironicznie.
– Kiedyś za
mną szalałaś – wspomniał, wywołując grymas na mojej twarzy. – Łaziłaś za mną
krok w krok i czekałaś, aż się z tobą umówię.
Przygryzłam
nerwowo wargę. Doskonale wiedziałam, dlaczego to robiłam.
– Byłam młoda
i głupia.
– Nadal jesteś
– oznajmił obojętnie, wzruszając ramionami. – Ale chyba w tym tkwi twój urok.
Zaśmiałam się
ironicznie. Chłopak wstał, podchodząc bliżej mnie. Z największą dokładnością
przyglądałam się każdemu ruchowi, jaki wykonywał.
– Dlaczego
przyszłaś? – spytał, znajdując się zaledwie kilka centymetrów od mojego ciała.
Westchnęłam
głęboko, starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Nawet nie
miałam ochoty się odsuwać. Nie przyciągał mnie, ale też nie odpychał.
– Nie wiem –
mruknęłam, skupiając wzrok na jego błyszczących źrenicach. – Nie pamiętam.
Uśmiechnął się
łobuzersko, kładąc swoją dużą dłoń na moim wcięciu w tali.
– Chyba będę
musiał cię odtransportować do domu – zakpił, przejeżdżając palcami wzdłuż mojej
nogi. Czekałam cierpliwie, chcąc poznać jego plan.
– Czyżby? –
Założyłam ręce na piersi.
Uśmiechnął się
szerzej, na co zmarszczyłam brwi. Nie zrozumiałam, o co mu chodziło. Tymczasem
chłopak jednym zwinnym ruchem przełożył moje ciało przez swoje ramię. Obrócił
się wokół własnej osi, rechocząc.
– Nie sądziłem,
że jesteś taka lekka – stwierdził, co jeszcze bardziej mnie podjudziło.
– Puść mnie! –
krzyczałam, waląc pięściami w jego plecy. – Słyszysz Axl, puszczaj mnie! – Nie
reagował, podążając w stronę drzwi. – Odstaw mnie i to już! Jesteś idiotą,
deklem, debilem, chujem! Nie daruję ci tego! Zobaczysz, odegram się!
Zaśmiałam się
nie tyle ze swojej bezradności, co z komizmu tej sytuacji. Zapewne wyglądało to
dziwnie dla osób, które oglądały to z boku. O ile takowe były.
Niespodziewanie
chłopak przystanął. Jednocześnie ucichł jego skrzekliwy śmiech. Nie za bardzo wiedziałam,
o co chodziło.
– Mógłbyś mnie
postawić? – spytałam nieco uprzejmiej, licząc na jego wyrozumiałość.
Posłusznie
wykonał moje polecenie, milcząc przy tym. Uśmiechnęłam się, czując grunt pod
stopami. Poprawiłam włosy, dając mu kuksańca w bok. Ten gest jakby go
odblokował. Nagle zaczął się śmiać, patrząc przed siebie. Kompletnie nie
rozumiałam jego zachowania. Odwróciłam się w stronę drzwi, do których
poprzednio znajdowałam się tyłem. O cholera!
Oparci o
futrynę stali Izzy i Hope, którzy przypatrywali się nam ze zdziwieniem. Czułam,
jak moje policzki zaczynają przybierać kolor buraka. Mój oddech stawał się
coraz płytszy. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, kiedy moje spojrzenie
spotkało się z jego orzechowymi oczami. Przełknęłam nerwowo ślinę, czując
rosnącą w gardle gulę. Moje serce zdawało się po raz kolejny rozpadać i
krwawić. Nie wiedziałam, co było gorsze: fakt, że trzymali się za ręce czy ich
podejrzenia, iż między mną a Rosem była jakaś zażyłość.
– My nie... –
próbowałam wytłumaczyć, nieco się jąkając. Moją wypowiedź przerwał przenikliwy
dźwięk telefonu.
– Odbiorę –
zaoferował wokalista.
Czułam się tak
cholernie źle. Najchętniej uciekłabym, następnie topiąc wszelkie rozterki w
kieliszku. Co za paradoks, a mówiłam Stevenowi, że już nie tknę alkoholu.
Jedyne, na co
się zdobyłam to bezgłośne przepraszam.
W niczym nie zawiniłam, a i tak czułam się jak zbrodniarz.
– Halo? –
odezwał się Axl. Słyszałam go jakby przez szum, wyłapując co drugie słowo. –
Tak, już daję. – Odsunął słuchawkę, przytykając dłoń do mikrofonu. – Vicky, do
ciebie.
Jego słowa
wytrąciły mnie z transu. Niepewnie podeszłam, odbierając od niego telefon.
Przyłożyłam go do ucha, oblizując usta. Czułam, jak zasycha mi w gardle.
Wypowiedzenie raptem jednego słowa zajęło mi chwilę.
– Słucham... –
niemalże wyszeptałam, czując na sobie spojrzenia przyjaciół.
– Dzień dobry.
Z tej strony młodszy aspirant Clinton. Pani Victoria Edwards?
Pokiwałam
głową, w porę orientując się, że nie mógł tego zobaczyć.
– Tak. Coś się
stało? – spytałam, zaplatając na palcu kabel.
– W areszcie
przebywa niejaka Nicole Edwards. Twierdzi, że jest pani siostrą. – Jego głos
był aż nazbyt wyprany z jakichkolwiek emocji.
– Co zrobiła?
– drążyłam temat, czując narastający niepokój. Nie spodziewałam się, że już
drugiego dnia narobi sobie kłopotów.
– Przepraszam,
ale nie udzielam informacji telefonicznie. Mogłaby pani przyjechać?
– Oczywiście –
odparłam bez chwili namysłu. – Będę za chwilę.
– Do widzenia.
Rozłączył się.
Powoli przejechałam słuchawką wzdłuż linii żuchwy, następnie odkładając ją na
miejsce. Usiadłam na kanapie, próbując jeszcze raz dokładniej przyswoić sobie
jego słowa.
– Co się
stało? – spytał z troską Axl. Poczułam jak siedzisko ugina się, a on zajmuje
miejsce obok mnie.
– Nicole jest
w areszcie – wymamrotałam beznamiętnie.
– Kurde –
syknął. Kątem oka dostrzegłam, jak wymachuje rękami. – Zawiozę cię tam –
zaproponował spontanicznie.
Spojrzałam na
niego. Teraz już stał nade mną, próbując uspokoić nerwy.
– Nie sądzę,
żeby to był dobry pomysł – zaprzeczyłam, subtelnie kręcąc głową.
– Vicky... –
jęknął spokojnie, przejeżdżając opuszkami palców po moim ramieniu.
– Też tak
twierdzę – odezwała się Hope. Gwałtownie przeniosłam na nią wzrok. Miała dosyć
obojętny wyraz twarzy, który nie świadczył o niczym. Miałam ochotę na nią
nakrzyczeć, ale w porę ugryzłam się w język. Czy ona naprawdę chciała zniszczyć
mi życie? – Lepiej będzie, jeśli ja z nią pojadę. Może akurat się przydam.
Usłyszawszy
jej propozycję, rozchyliłam wargi ze zdziwienia. Chciała mi pomóc? Nie mogłam
tego pojąć. Ostatnimi czasy rozszyfrowanie jej intencji stawało się coraz
trudniejsze.
– Sama się
zawiozę – odparłam niepewnie. Nie miałam ochoty wysłuchiwać jej uszczypliwych
uwag. Nie teraz.
– Nie ma mowy
– zaakcentowała niemalże każde słowo. – Potrzebujesz swego rodzaju wsparcia.
Prychnęłam pod
nosem. Ostatnie, czego potrzebowałam to wsparcia pochodzącego od niej.
– Zbieraj się
– poleciła, uwalniając swoją dłoń z uścisku Stradlina. Znowu poczułam dziwny
uścisk na sercu. – Akurat stoję na podjeździe.
Wstałam,
zakładając pojedyncze kosmyki za ucho. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że
oprócz kusej sukienki nie miałam przy sobie żadnych ubrań. Niepewnie podążyłam
w stronę wieszaka, zabierając z niego niewielką kopertówkę. Westchnęłam
głęboko, spuszczając wzrok. Nie mogłam ponownie spotkać jego spojrzenia. Nie
miałam w sobie na tyle sił. Szybkim krokiem minęłam go w drzwiach, jedynie
ocierając się o jego ramię.
Wyszłam na
zewnątrz, haustami nabierając powietrza. Łzy same cisnęły mi się do oczu. W
ostatniej chwili powstrzymałam się od płaczu. Dlaczego to musiało tak cholernie
boleć? Przecież on był tylko moim przyjacielem...
Zdecydowanym
krokiem podążyłam w stronę samochodu, w którym już siedziała Hope. Wsiadłam do
środka, od razu zapinając pasy. Odgarnęłam włosy, które opadły mi na twarz,
wyrażając gotowość do odjazdu. Dziewczyna zlustrowała mnie od góry do dołu.
– Zamierzasz
tak jechać na komisariat policji? – spytała, tłamsząc śmiech.
Nie zdążyłam zapomnieć,
że moje ciało okrywała jedynie bielizna i lekko przydługawy T-shirt Axla. Po
prostu nie miałam się w co przebrać.
– Tak jakby
nie mam innego wyjścia – zaśmiałam się, co było dosyć absurdalne.
Westchnęła,
nerwowo stukając o brzegi kierownicy. Milczała, jakby nad czymś się
zastanawiała.
– Po drodze
skoczymy do mnie, to pożyczę ci jakieś ubrania. Mieszkam niedaleko – rzuciła
obojętnie, odpalając silnik.
Nie odzywałyśmy się do siebie.
Hope skupiła się na drodze, a ja studiowałam każde słowo zaśpiewane przez
Freddiego Mercury’ego, byle tylko przestać myśleć. Stukałam nogą w rytm
piosenek. Powoli przyzwyczajałam się do tych wysokich, czarnych szpilek.
Zaparkowaliśmy pod szklanym
apartamentowcem, który powalał swoją wielkością. Było to monitorowane osiedle,
co dodatkowo podkreślało bogactwo tego miejsca. Wysiadłam z samochodu,
dokładnie rozglądając się dookoła. Też
kiedyś będę mieszkać w takim luksusie, obiecałam sobie.
– Wow. – Tylko
tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
Carter
zaśmiała się perliście, zamykając swój srebrny pojazd. Podążałam za nią aż do
hebanowych drzwi, które prowadziły do jej mieszkania. Otworzyła je z gracją,
wpuszczając mnie pierwszą. W środku zachwycił mnie widok lekko zaciemnionego,
ogromnego salonu połączonego z kuchnią. Dodatkowej elegancji temu miejscu
zapewniała szaro-biała kolorystyka. Było tutaj tak czysto, że bałam się dotknąć
czegokolwiek.
– Rozgość się
– zachęciła, znikając za rogiem ściany.
Rozejrzałam
się po pomieszczeniu, ostrożnie podchodząc do regału. Znajdowało się na nim
wiele książek o ekonomii i marketingu jak i lektury znanych angielskich pisarzy
z okresu międzywojennego. Uśmiechnęłam się, widząc te ostatnie. Sama lubiłam
dużo czytać, chociaż nie miałam na to czasu. Przeniosłam wzrok na zdjęcie
oprawione w srebrną ramkę. Widniał na nim młody dosyć przystojny mężczyzna.
Zmarszczyłam subtelnie brwi. Dziwne, nigdy go nie widziałam ani o nim nie
słyszałam.
– Mam
nadzieję, że lubisz sukienki – zakpiła, pojawiając się obok mnie.
– Kto to? –
spytałam, wskazując palcem mężczyznę z fotografii.
Posmutniała
dziwnie, uciekając spojrzeniem w innym kierunku. Widać było, że mówienie o tym
przychodziło jej z trudem.
– Nieważne –
mruknęła, pochylając głowę. Wydawało się, że w jednej chwili prysł z niej cały
entuzjazm. – Proszę. Pierwsze drzwi po lewej, tam znajdziesz łazienkę – dodała,
podając mi strój.
Uśmiechnęłam
się nieśmiało, podążając w wyznaczonym kierunku. Tamto pomieszczenie również
było utrzymane w podobnym wystroju. Westchnęłam, dokładnie oglądając ciuch z
każdej strony. Była to nie za krótka czarna koronkowa sukienka z rękawem trzy
czwarte. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie moje dotychczasowe stroje
wieczorowe. Były zdecydowanie zbyt kuse. Założyłam ubranie, przeglądając się w
lustrze. Dawno nie czułam się tak pięknie. Otwarcie mogłam przyznać, że to
dosyć przyjemny stan. Całość uzupełniłam moim butami, które idealnie pasowały
do kreacji.
– Mogę wejść?
– Usłyszałam zza drzwi głos Hope.
– Jasne! –
zawołałam, przeczesując włosy palcami.
Dziewczyna
niepewnie wkroczyła, stając kilkadziesiąt centymetrów ode mnie.
– Zwiąż włosy
i popraw makijaż, a będzie okej – poleciła, siadając na sedesie i zakładając
nogę na nogę. – Wszystkie kosmetyki masz na półce pod lustrem.
Pokiwałam
głową z aprobatą, wiążąc włosy w wysokiego kucyka. Zmyłam makijaż z
poprzedniego wieczora, wykonując nowy, bardziej delikatny i dziewczęcy.
– Chyba będzie
dobrze – westchnęłam, odwracając się w kierunku Hope.
Uśmiechnęła
się subtelnie, co nieco zbiło mnie z tropu.
– Jesteś ładną
dziewczyną, tylko tego nie doceniasz – rzuciła, próbując pozytywnie nacechować
swój komentarz.
Prychnęłam pod
nosem, teatralnie przewracając oczami. Czasami nie potrafiłam zrozumieć tej
kobiety. Podobno nie mogła mnie ścierpieć.
– Dlaczego mi
pomagasz? – spytałam z ciekawością. Chciałam znać powody, dlaczego to robiła.
Czyżby Izzy nakazał jej być miłą w stosunku do mnie? Miałam nadzieję, że nie.
– Bo
przypominasz mi mnie, jak jeszcze byłam młoda – zaśmiała się, wstając. –
Zbierajmy się. Młoda nie powinna tyle tam siedzieć.
Pokiwałam
głową, podążając za nią. Tego dnia wydawała się udawać moją przyjaciółkę.
Momentami nawet przypominała mi Lenkę. Szczególnie, kiedy czarnowłosa pomagała
mi wyszykować się na imprezę. Westchnęłam w duchu. Z Carter raczej nie
zamierzałam wejść w bliższe relacje.
Droga na
komisariat dłużyła mi się w nieskończoność, pomimo że owy budynek znajdował się
zaledwie parę przecznic od mieszkania Hope. Denerwowałam się, czego nie dało
się ukryć. Co chwilę oblizywałam usta, zlizując niemal całą pomadkę,
jednocześnie bawiąc się palcami. Na miejscu robiłam dokładnie to samo. W
dodatku chodziłam w kółko wzdłuż korytarza, tłumacząc innym, że po prostu nie
mogę usiedzieć. Hope obiecała, iż wszystkim się zajmie i jakoś rozwiąże tę sprawę.
Nie pozostawało mi nic innego jak czekanie.
Kilkanaście
minut zdawało się być wiecznością. Z nerwów zdzierałam skórę z dolnej wargi.
Martwiłam się o nią. Była moją siostrą i w jakiś sposób ponosiłam za nią
odpowiedzialność. Ponadto miałam w ten sposób sprawdzić moją silną wolę.
Musiałam z nią porozmawiać, wytłumaczyć pewne rzeczy. Stłumiłam śmiech. W jaki
sposób, skoro sama nie uchodziłam za ideał?
Wstrzymałam na
chwilę oddech, zauważając Nicole w towarzystwie Hope i jakiegoś młodego
policjanta – zapewne aspiranta Clintona. Wyglądała na przestraszoną i zarazem niezadowoloną.
Podeszłam bliżej, obdarzając ją ciepłym spojrzeniem pełnym troski.
– Zostawię
panie same – rzucił policjant, oddalając się po cichu.
Uśmiechnęłam
się niepewnie, co ani trochę nie ruszyło grymasu z jej twarzy.
– Jak się
czujesz? – palnęłam, próbując objąć ją ramieniem, ale w porę się odsunęła. –
Coś się stało?
Przewróciła
oczami, wzruszając przy tym ramionami. Spojrzałam błagająco na Hope. Nie mogłam
dłużej żyć w tej cholernej niepewności.
– Znaleźli
przy niej trawkę – poinformowała, odchrząkując. Zaśmiałam się gorzko,
rozchylając usta. – Zostawię was.
– Poczekaj –
poleciłam jej, nie spuszczając wzroku z Nicole. – Od kiedy bierzesz? –
zapytałam. Mój głos był nienaturalnie wysoki.
Westchnęła
przeciągle, wodząc wzrokiem po beżowych ścianach. Włożyła ręce do kieszeni
bluzy. Wyglądała, jakby cała ta sytuacja w ogóle jej nie ruszała.
– Od jakiegoś
czasu. To chyba nic złego – burknęła obojętnie.
Skrzyżowałam
ręce na piersi, zaciskając zęby. Obiecałam sobie, że nie krzyczeć na nią,
jednak zupełnie nie umiałam panować nad swoimi nerwami.
– Nic złego?!
– oburzyłam się, hamowana nieco przez Hope. – To się tak zawsze zaczyna.
Najpierw trawka, potem hera. Cole, martwię się. Nie chcę, żebyś została ćpunką.
– Co ty wiesz o dragach –
prychnęła lekceważąco.
Zaniemówiłam,
oddychając głęboko. Więcej niż myślisz.
Nie mogłam powiedzieć jej prawdy. Za bardzo bym ją zawiodła. Zdałam sobie
jednak sprawę, że te słowa po trochu kierowałam do siebie samej. Najpierw
paliłam hasz, potem wstrzykiwałam brownstone. Przygryzłam wargę, próbując powstrzymać
łzy. Z biegiem czasu stawałam się coraz bardziej bezsilna.
– Cole... –
wyszeptałam, patrząc na nią przybitym wzrokiem. Tak naprawdę jedyną osobą na
sali, która potrzebowała pomocy byłam ja. Nie wiedziałam tylko w jakim stopniu
można było mi jej udzielić.
– Daj sobie
spokój – skarciła mnie, nawet nie patrząc w moim kierunku. To bolało. –
Wracajmy już do domu, jestem zmęczona.
Pokiwałam głową,
uśmiechając się niewyraźnie. Potrzebowałam dużo cierpliwości, żeby dotrzeć do
tej dziewczyny.
– Odwiozę was
– zaoferowała Hope.
Nicole
zerknęła na nią niepewnie. Wydawała się pozostawać nieufna, chociaż moje
zgadywanie jej uczuć i emocji zawsze kończyło się fiaskiem. Była jedną wielką
niewiadomą.
– Skąd się
znacie? – spytała, wskazując na Carter.
Poczułam,
jakby moje serce zamarło na moment. Nie byłam w stanie powiedzieć ani jednego
słowa. Jakby coś zacisnęło się na moim gardle i niekoniecznie chciało puścić.
Modliłam się w duchu, ażeby tylko Hope nie wyjawiła całej prawdy. Nie
przepadała za mną, więc było to całkiem prawdopodobne.
– Jestem szefową
Victorii. Przyjaźnimy się – odparła, uśmiechając się szeroko.
Nie
spodziewałam się takiej odpowiedzi z jej strony. Kamień spadł mi z serca.
Rzuciłam dziewczynie bezgłośnie dziękuję,
wpierw upewniwszy się, że Nicole tego nie zobaczy.
– Dziwne –
skomentowała młoda, śmiejąc się.
Odetchnęłam z
ulgą. Rybka połknęła haczyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.
⭐Allie