niedziela, 14 maja 2017

67. I cannot keep what isn't mine




Wyszłam za zewnątrz, od razu nabierając świeżego powietrza. Przyjemny wiaterek ochładzał moją twarz. Chociaż nie byłam w środku nie wiadomo ile czasu, zdążyłam poczuć się przytłaczająco przez ten cały tłum ludzi. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów, następnie odpalając jednego.
– I co? – spytał z ciekawością Axl.
Dopiero teraz zauważyłam postać rudzielca, który opierał się o słup z ogłoszeniami. Był sam, z czego wywnioskowałam, że udało mu się spławić małolaty.
– Nie ma jej tam – westchnęłam, strzepując popiół. Zaczął kręcić głową. On też już miał dosyć tych całych poszukiwań. – Ale wiem, gdzie może być – dodałam nieco pewniej, uśmiechając się subtelnie.
Spojrzał na mnie. Jego wzrok przepełniało zmęczenie, ale mimo niego udało mi się znaleźć iskierkę radości. Tak samo jak ja spodziewał się szczęśliwego zakończenia. Inne nie wchodziło w grę.
– Gdzie? – dociekał, odchodząc od podparcia.
Już otworzyłam usta, żeby przekazać mu nazwę miejscowości, kiedy nagle do naszych uszu doszło czyjeś wołanie.
– Vicky!
W naszą stronę truchtał Greg, który zapewne wyjechał niedługo po nas. Musiał sobie przypomnieć, że umknął mu pewien istotny szczegół.
– Zapomniałeś mi powiedzieć o domku w Vistcie – wypomniałam, zaciągając się dymem.
Stanął obok nas, próbując złapać oddech. Przewrócił oczami, chcąc znaleźć dobry argument.
– Przepraszam – mruknął, spoglądając na mnie błagalnym wzrokiem. – Przez to wszystko na śmierć zapomniałem, że dałem jej kluczyki.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie. Dobrze, że jednak sobie przypomniał. W końcu kto, jak nie on mógł zlokalizować owe miejsce.
– Zawieziesz mnie tam? – spytałam, zauważając w oddali jego samochód.
Axl odchrząknął, w ten sposób zwracając na siebie uwagę. Nie zapomniałam o nim. Po prostu nie chciałam go niepotrzebnie fatygować. Już i tak bardzo mi pomógł.
– Dziękuję bardzo – zwróciłam się w stronę rudzielca. – Nawet się nie spodziewałam, że mogę liczyć na takie wsparcie z twojej strony. – Wyciągnęłam z kieszeni kluczyki i podałam mu je. – Wróć moim, a ja pojadę z Gregiem. – Spojrzał na metalowy przedmiot, a następnie na mnie. Chciał coś powiedzieć, ale weszłam mu w słowo. – Tak będzie lepiej.
– Skoro tak mówisz – westchnął bez przekonania. – Pozdrów ode mnie Nicole – dodał na odchodne, zmierzając w stronę zaparkowanego kawałek dalej BMW.

Spojrzeliśmy po sobie z Gregiem. Wyrzuciłam niedopałka, uśmiechając się subtelnie. Nie mieliśmy zbytnio czasu. Ruszyliśmy w stronę samochodu stojącego naprzeciwko drzwi.
– Długo się tam jedzie? – spytałam, zajmując miejsce po stronie pasażera.
– Mniej niż dwie godziny – oznajmił obojętnie, zapinając pas.
Wybierałam stację radiową, podczas gdy on starał się w jak najkrótszym czasie wyjechać z miasta. Zważywszy na porę, nie było to trudne zadanie. Ziewnęłam przeciągle, w końcu decydując się na godzinę z Michaelem Jacksonem.
– Dlaczego dałeś jej klucze? – zagadnęłam.
Westchnął, uśmiechając się niewyraźnie. Przez większość czasu nie spuszczał wzorku z jezdni, posyłając mi jedynie krótkie spojrzenia.
– Mówiła, że poszukuje miejsca, w którym może być zupełnie sama. Zaproponowałem jej mój domek, żeby mieć pewność, że nie szwenda się po podejrzanych miejscach – wyjaśnił, ściszając nieco muzykę.
Próbowałam wyobrazić sobie tamten budynek. Zapewne z wyglądu przypominał jego rezydencję, tylko był nieco mniejszy. W rabatkach posadzono wyraziście niebieskie chabry, a płot pomalowano na biało. Uśmiechnęłam się na samą myśl. To mogło być naprawdę przyjemne miejsce.
– Twoi rodzice mają ładną rezydencję – rzuciłam, powracając do zachwytu nad ową parcelą. – Jest taka… wow. – Zabrakło mi słów do wyrażenia moich odczuć.
Zaśmiał się, ukazując szereg swoich idealnie prostych, śnieżnobiałych zębów.
– To jest dom mojego wujka – poprawił mnie.
Coś mi zaczynało nie pasować. Jak się poznaliśmy, mówił, że chwilowo zadomowił się w mieszkaniu stryja, bo ten wyjechał do Anglii. Wiedziałam, że George miał własną firmę i kupę kasy, ale żeby Greg mieszkał tylko u niego? A co z rodzicami młodego Collinsa?
– To jest to mieszkanko wujka? – dociekałam, nie kryjąc zdziwienia.
– Nie – zaprzeczył, wywołując u mnie jeszcze większe zdezorientowanie. – Wyjaśnię ci to – zaproponował. Wpatrywałam się w jego twarz z zaciekawieniem. – Tamto mieszkano było tymczasowe. Zatrzymałem się tam, żeby móc pobyć samemu i zebrać myśli. Kiedy wszystko w miarę się ułożyło, wróciłem do domu, w którym mieszkam z ciotką i stryjem. Pewnie teraz nasuwa ci się pytanie, co z moimi rodzicami. – Pokiwałam twierdząco głową. – Zginęli w wypadku, kiedy miałem dwa lata. Ciotka podjęła decyzję, że mnie zaadoptują.
– Przykro mi… – mruknęłam, opuszczając kąciki. Doskonale wiedziałam, co znaczyła utrata ukochanego rodzica.
– Praktycznie ich nie pamiętam – wtrącił. – To George przez te wszystkie lata zastępował mi ojca. Jest bezpłodny, więc na własne dzieci nie mieli nawet co liczyć.
– Opowiedz mi o tobie i Rosie – poprosiłam, opierając głowę o zagłówek, jednocześnie nie przestając na niego patrzeć.
Milczał przez dłuższy czas. Wiedziałam, że to nie był dla niego łatwy temat. Aczkolwiek pragnęłam poznać prawdę. Chciałam przez to lepiej go zrozumieć. Chłopak odetchnął głęboko, starając się wrócić do tamtych czasów.
– Poznaliśmy się w szkole – zaczął swoją opowieść, bacznie śledząc zaciemnioną jezdnię. – Rosie była inna niż te wszystkie dziewczyny. Taka delikatna, ładna i zarazem mądra. Niby się buntowała, ale przy lepszym poznaniu wychodziła na jaw jej wrażliwa strona. Spotykaliśmy się, chodziliśmy na imprezy jak typowi nastolatkowie. Kochałem ją, ale z czasem to wszystko zaczęło się wypalać. Uczucie słabło, ale już wcześniej podjęliśmy pewne odważne kroki. Później okazało się, że Rosie jest w ciąży. – Przygryzł wargę, robiąc niewielką pauzę. – Spanikowałem. Przestałem ją kochać, a dziecko kojarzyłem z koniecznością małżeństwa. Poza tym nie byłem gotowy na zostanie ojcem. To wszystko mnie przerosło. Zaproponowałem jej aborcję, ale już następnego dnia żałowałem tego. Martwiłem się o nich, ale byłem dupą i nie chciałem przyznać się do błędu. Stwierdziłem, że nasze dziecko nie zasługuje na takiego ojca… – Jego głos się zwiesił.
Zmarszczyłam brwi, przejeżdżając opuszkami palców po jego ramieniu. Chciałam mu jakoś pomóc, udzielić wsparcia. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby nie fakt, że ja też byłam znienawidzona przez Rosie.
– Byłbyś wspaniałym ojcem – stwierdziłam, wywołując na jego twarzy mimowolny uśmiech. – Jeszcze nic nie jest stracone. Tylko pozwól jej ochłonąć. Tommy cię potrzebuje.
Zabrałam dłoń, czując jak zaczyna drżeć. Powstrzymywał płacz tylko dlatego, że nie wypadało mu okazać słabości w moim towarzystwie. Zrobiło mi się go żal. Naprawdę się zmienił.
– Dlaczego George robi interesy akurat z Eddiem? – spytałam, zmieniając temat. Nurtowała mnie ta sprawa.
Wydawał się odetchnąć z ulgą. Temat działalności firmy jego stryja zdawał się być dla niego przyjemniejszy do dyskusji.
– Znają się jeszcze z czasów szkolnych. Chodzili razem na algebrę. Eddie zapewnia nam duże dofinansowanie. Sam robi interesy z kilkoma innymi przedsiębiorstwami. Wszyscy myślą, że bogaci się poprzez zarządzanie kilkoma klubami, które wykupił. George nie wie, że poznałem Eddiego wcześniej i co Johnson tak naprawdę robi. Stryj chce filię swojej firmy w Londynie, jednak do tego potrzebuje swoich ludzi na miejscu. Eddie miałby się tym zająć.
– Chce zamknąć biznes polegający na prostytucji, handlu narkotykami i trzymaniu w kieszeni sporej ilości znaczących ludzi dla kierowania czymś niepewnym – podsumowałam, co zabrzmiało jak pytanie. – To nie trzyma się kupy.
Podrapał się po żuchwie, którą pokrywał kilkudniowy zarost, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk.
– Nasza firma zajmuje się projektowaniem i wykonywaniem grafiki, okładek do książek, płyt. Cieszymy się dużym zainteresowaniem i renomą – wyjaśnił pokrótce. – Eddie miałby możliwość zarobienia większej sumy pieniędzy. Poza tym nie jest powiedziane, że w Anglii nie założy kolejnego burdelu.
Jego ostatnie słowa wywołały ciarki na moim ciele. Cieszyłam się z jego wyjazdu, bo w końcu mogłam być wolna. Z drugiej strony, zamiast mnie znajdzie sobie nowe dziewczyny, które będą mu podporządkowane. Ten facet chyba nie miał sumienia.
– Możliwe – wymamrotałam. – Nie znam się.
Ziewnęłam przeciągle, czując rosnące zmęczenie. Pomimo wypitej kawy mój organizm domagał się snu. Powieki same mi się zamykały, a obraz zaczął się rozmazywać.
– Bardzo będzie ci to przeszkadzać, jak odrobinę się zdrzemnę? – spytałam monotonnym głosem.
– Jasne, że nie – odparł bez zastanowienia. – Miałaś ciężki dzień, należy ci się chwila odpoczynku. Obudzę cię, jak będziemy na miejscu – zaoferował, ściszając radio niemal do minimum.
Przymknęłam oczy, niemal natychmiast lądując w ramionach Morfeusza. Byłam aż tak wykończona i padnięta, że nawet nie potrafiłam zapamiętać snu. Nie widziałam twarzy Jamesa ani innych scen z moim udziałem.
Ledwo zamknęłam powieki, a już musiałam je otwierać. Poczułam delikatne szarpanie. Mruknęłam przeciągle, mrugając kilkukrotnie. Greg wpatrywał się we mnie z niecierpliwością. Staliśmy, z czego wydedukowałam, że dojechaliśmy na miejsce. Podniosłam się ostrożnie, przeciągając się przy tym.
– Długo spałam? – spytałam lekko zachrypniętym głosem.
– Coś koło godziny – oznajmił z przymrużeniem oka.
Odpięłam pas, rozglądając się przez szybę. Staliśmy przed starym domkiem, który z wyglądu przypominał nieco Hell House. Tylko rosnące w pobliżu kaktusy, utwierdzały mnie w przekonaniu, że byliśmy poza Los Angeles. Wysiadłam z samochodu, spacerując wokół niego, chcąc rozprostować nogi, które nieco mi ścierpły.
– Jaki jest plan? – spytałam, kiedy chłopak już zamknął pojazd.
Podszedł w moim kierunku, stając naprzeciwko mnie. Włożył jedną dłoń do kieszeni, ewidentnie czegoś w niej szukając. Wyglądał na zamyślonego. Od czasu do czasu subtelnie przygryzał dolną wargę.
– Mam klucze – zawiadomił, machając metalowym przedmiotem. – Wejdziemy do środka, ja – pierwszy, ty – druga. Zobaczę, gdzie jest i pójdę z nią porozmawiać. Ty w tym czasie poczekasz, aż Nicole nieco się uspokoi. Potem możesz spróbować jej wszystko wyjaśnić – przedstawił, patrząc na mnie z góry.
Pokiwałam głową z aprobatą. Całkiem nieźle to wymyślił. Podążyłam za nim, przemierzając niewielki plac zieleni dzielący nas od wejścia. Nawet weranda tego domu przypominała nieco tę z Hell House. Z taką różnicą, że ta oczywiście była posprzątana. Greg ostrożnie włożył klucz do dziurki, przekręcając go. Mieliśmy szczęście, że Nicole nie zostawiła swojego po drugiej stronie. Delikatnie uchylił drzwi, wpuszczając mnie do wąskiego korytarza, który spowijała ciemność. W środku znajdowały się jedynie biała boazeria i wieszak naścienny, na którym wisiała jeansowa kurtka dziewczyny. Uśmiechnęłam się na widok owego ubrania. Była tutaj, wreszcie ją znaleźliśmy.
Skradaliśmy się na palcach, przemierzając kolejne zaciemnione pomieszczenia. W końcu znaleźliśmy się w całkiem sporym salonie. Obok kanapy postawiono drewniane schody prowadzące na górę. Rzuciłam na nie okiem. Na horyzoncie błyszczało nikłe źródło światła. To oznaczało tylko jedno – była w swoim pokoju.
– Zaczekaj tutaj – polecił, sam natomiast udał się w kierunku drewnianych schodów.
Posłusznie wykonałam jego polecenie. Usiadłam na podłokietniku, który wydawał się być całkiem wygodny. Wypełniającą pomieszczenie ciszę zakłócało jedynie tykanie starego ściennego zegara. Skupiłam wzrok na łączeniach paneli, próbując zająć czymś myśli. Planowałam jutrzejszy dzień, który miałam przepracować w księgarni. Zastanawiałam się, w jaki sposób ułożę powieści na półkach i do zakupu jakich lektur zachęcę sympatyczną staruszkę. Zaplanowałam nawet, co ugotuję na obiad i o czym opowiem Jamesowi podczas następnej sesji. Westchnęłam głęboko, krzyżując kostki. Kończyły mi się pomysły. Poza tym tykanie zegara zaczęło mnie coraz bardziej irytować. W końcu nie wytrzymałam i wstałam, chcąc niezauważenie zakraść się na górę.
Pokonanie schodów w ciszy wcale nie było takie łatwe. Skrzypiały gorzej niż te w Hell House czy nawet w moim rodzinnym domu. Ostrożnie stawiałam kroki, powoli opuszczając stopy. Zacisnęłam zęby, starając się nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Kiedy już znalazłam się na górze, odetchnęłam z ulgą. Zauważyłam uchylone drzwi, przez które wydobywała się smuga jarzeniowego światła. Podeszłam pod nie, opierając się za futryną. Nie mogła mnie zobaczyć, dopóki Greg odrobinę nie złagodzi sytuacji. W przeciwnym razie mogło to się skończyć bardzo nieprzyjemnie.
Czułam, jak moje serce bije coraz szybciej. Denerwowałam się i za nic nie mogłam się wyciszyć. Starałam się spłycić oddech, ale to również nie wychodziło. Nachyliłam się odrobinę, chcąc podsłuchać ich rozmowę. Może i to nieładnie, ale czasami cel uświęca środki.
– … teraz bardzo tego żałuję. – Usłyszałam końcówkę wypowiedzi Grega.
Zanim Nicole mu odpowiedziała, zapanowała cisza. Bałam się, że podczas tego momentu niechcący zdradzę swoją obecność. Na szczęście nic takiego się nie stało.
– Dziecko to jest duży obowiązek – westchnęła. Czyli najpierw zdecydowali się porozmawiać o Rosie i Tommym. – Powinieneś spotkać się z tą dziewczyną. Zachowałeś się jak ostatni chuj, ale to nie znaczy, że wasz syn musi na tym tracić – oznajmiła. Jej ton głosu był aż nazbyt spokojny.
– To nie jest takie proste – zaśmiał się gorzko. – Rosie mnie nienawidzi.
– Kiedyś ci wybaczy, jeśli zobaczy, że się starasz – próbowała podnieść go na duchu.
Jej słowa jeszcze przez chwilę wybrzmiewały w moich uszach. Łudziłam się, że nie były puste. Chciałam, żeby tak myślała. Musiałam się starać, żeby mi wybaczyła. Tylko tyle i aż tyle.
Między nimi zapanowała cisza. Odchyliłam głowę, oddychając głęboko. To był idealny moment. Musiałam tylko pójść tam i porozmawiać z nią. Niespodziewanie Greg wyszedł z pomieszczenia, niemalże wpadając na mnie na korytarzu.
– Przepraszam – wyszeptałam, uśmiechając się subtelnie. Denerwowałam się gorzej niż przed egzaminem.
– Idź do niej – polecił, wymijając mnie.
Przełknęłam ślinę, czując rosnącą w gardle gulkę. Tyle zrobiłam, żeby ją znaleźć… Nie mogłam teraz ot tak się wycofać. Policzyłam w myślach do dziesięciu, po czym zapukałam do drzwi. Odpowiedziała mi milczeniem. Nachyliłam się nieznacznie, zauważając Nicole siedzącą na łóżku. Patrzyła się nieobecnym wzrokiem na ścianę, jakby próbowała przetrawić rozmowę z Gregiem.
– Mogę? – spytałam urywanym głosem.
Odwróciła się, lustrując mnie wzorkiem. Jej twarzy była wyprana z jakichkolwiek emocji.
– Skoro musisz… – mruknęła dosyć oschle.
Ostrożnie weszłam do środka, zamykając za sobą skrzypiące drzwi. Usiadłam obok niej, obdarzając dziewczynę pogodnym spojrzeniem. Odsunęła się nieznacznie, tym samym sprowadzając mnie na ziemię.
– Czego chcesz? – niemalże warknęła.
Przymknęłam na chwilę powieki, próbując stłamsić ból, jakiego doznałam. Jej słowa raniły mnie bardziej niż cokolwiek innego.
– Martwiłam się – zaczęłam, chcąc podzielić się z nią moim zakłopotaniem. – Szukałam cię niemal po całym mieście…
– Nie trzeba było – przerwała mi, bawiąc się palcami. Zdrapywała z paznokci onyksowy lakier. – Nie zgrywaj tej całej szopki – poleciła, przez dłuższą chwilę patrząc mi prosto w oczy. Poczułam, jak przez moje ciało przechodzą nieprzyjemne ciarki. – Nie chcę twojej litości i sztucznej miłości. Udajesz kogoś, kim nie jesteś.
Miała rację. Grałam i to niemal cały czas. Udawałam kogoś, kim nawet nie chciałam być. Robiłam to, bo pragnęłam, żeby inni mnie zaakceptowali. Jednak kiedyś powinnam powiedzieć, co tak naprawdę czuję. I ta chwila nadeszła.
– Chcesz prawdy? – spytałam nieco poirytowana. Jej wyraz twarzy przedstawiał zdziwienie. – To ją dostaniesz.
Wstałam z łóżka, chodząc w kółko po pokoju. Tak lepiej zbierało mi się myśli.
– Nie nadaję się na matkę ani nic takiego – stwierdziłam, uśmiechając się ironicznie. – Nawet nie próbuję jej udawać. Kłamałam, bo chciałam, żebyś mnie zaakceptowała. Pogubiłam się trochę w życiu i zeszłam na złą drogę.
– Takie przejście na ciemną stronę mocy? – przerwała mi.
Zachichotałam pod nosem. Zrobiłam to chyba po raz pierwszy w jej obecności.
– Coś w tym stylu – przyznałam. Zatrzymałam się naprzeciwko niej, opierając się biodrami o blat biurka. – Prawda jest taka, że nie skończyłam szkoły. Najpierw pracowałam w barze, ale musiałam zrobić sobie dłuższą przerwę. Byłam wtedy na odwyku. Później mnie wylali. Musiałam jakoś zarobić pieniądze. Zgodzenie się na tę ofertę nie przyszło mi łatwo, uwierz. Nadal brzydzę się sobą. – Objęłam dłońmi ramiona, wykrzywiając twarz w grymas. – Uwikłałam się w sieć kłamstw i intryg, a teraz ciężko jest mi się z tego wszystkiego wykręcić. Chcę wyjść na prostą, ale to wcale nie jest takie łatwe.
– Współczuję ci – oznajmiła obojętnie. – Naprawdę.
Uśmiechnęłam się niewyraźnie. Poczułam nieznaczną ulgę na sercu. Powiedziałam jej prawdę i co najważniejsze w końcu podzieliłam się z kimś moimi przeżyciami.
– Martwię się o ciebie, bo mi zależy na tobie. Jesteś jedyną bliską mi osobą. Jeśli odejdziesz, to zostanę zupełnie sama. – Mój głos drżał, a z oczu wydobywały się łzy. – Nie poradzę sobie, ale… ale nie chcę zatrzymywać cię na siłę. Bo jak cię kogoś kocha, to pozwala mu się odejść. Nie dlatego, że się poddajemy. Dlatego, że on tego chce, a my nie możemy zatrzymywać go na siłę.
Zacisnęła usta w wąską linię, nie spuszczając ze mnie wzroku. Jej twarz nie wyrażała niczego. Wydawała się zachowywać spokój. Nie wiedziałam, jak to robiła, ale chciałam się tego od niej nauczyć.
– Zrobiłaś dla mnie więcej niż rodzona matka, za co bardzo ci dziękuję – zaczęła dosyć dyplomatycznie. Rozmawiała ze mną w podobny sposób co z Gregiem. – Ale jeśli myślisz, że zaraz skoczę ci w ramiona, pogodzimy się i zostaniemy psiapsiółkami to się mylisz. Potrzebuję czasu.
Pokiwałam głową z aprobatą. Nie chciałam na nią naciskać. Wiedziałam, że presja była najgorszym czynnikiem.
– Rozumiem – przyznałam z trudem. Mimo wszystko łudziłam się, że ot tak mi wybaczy. Głupia ja. – Do tego czasu zostaniesz tutaj? – spytałam, aby się upewnić.
– Nie – zaprzeczyła, co nieco mnie zdziwiło. Czyżby chciała wrócić do naszego mieszkania? – Zatrzymam się u Grega. Stamtąd będę miała bliżej do szkoły.
Nie odpowiedziałam jej. Doskonale wiedziałam, że to właśnie czas najlepiej leczy rany. Tylko jakoś nie mogłam tego do siebie dopuścić.
– Mogłabym zostać sama? – poprosiła.
– Jasne – zgodziłam się, kierując się w stronę drzwi. – Będę czekała tak długo, jak trzeba – dodałam na odchodne, zamykając za sobą drzwi.


❤️❤️❤️
8 do końca 😉



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie