Wyszłam za
zewnątrz, od razu nabierając świeżego powietrza. Przyjemny wiaterek ochładzał
moją twarz. Chociaż nie byłam w środku nie wiadomo ile czasu, zdążyłam poczuć
się przytłaczająco przez ten cały tłum ludzi. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę
papierosów, następnie odpalając jednego.
– I co? –
spytał z ciekawością Axl.
Dopiero teraz
zauważyłam postać rudzielca, który opierał się o słup z ogłoszeniami. Był sam,
z czego wywnioskowałam, że udało mu się spławić małolaty.
– Nie ma jej
tam – westchnęłam, strzepując popiół. Zaczął kręcić głową. On też już miał
dosyć tych całych poszukiwań. – Ale wiem, gdzie może być – dodałam nieco
pewniej, uśmiechając się subtelnie.
Spojrzał na
mnie. Jego wzrok przepełniało zmęczenie, ale mimo niego udało mi się znaleźć
iskierkę radości. Tak samo jak ja spodziewał się szczęśliwego zakończenia. Inne
nie wchodziło w grę.
– Gdzie? –
dociekał, odchodząc od podparcia.
Już
otworzyłam usta, żeby przekazać mu nazwę miejscowości, kiedy nagle do naszych
uszu doszło czyjeś wołanie.
– Vicky!
W naszą
stronę truchtał Greg, który zapewne wyjechał niedługo po nas. Musiał sobie
przypomnieć, że umknął mu pewien istotny szczegół.
– Zapomniałeś
mi powiedzieć o domku w Vistcie – wypomniałam, zaciągając się dymem.
Stanął obok
nas, próbując złapać oddech. Przewrócił oczami, chcąc znaleźć dobry argument.
– Przepraszam
– mruknął, spoglądając na mnie błagalnym wzrokiem. – Przez to wszystko na
śmierć zapomniałem, że dałem jej kluczyki.
Uśmiechnęłam
się przyjaźnie. Dobrze, że jednak sobie przypomniał. W końcu kto, jak nie on
mógł zlokalizować owe miejsce.
– Zawieziesz
mnie tam? – spytałam, zauważając w oddali jego samochód.
Axl
odchrząknął, w ten sposób zwracając na siebie uwagę. Nie zapomniałam o nim. Po
prostu nie chciałam go niepotrzebnie fatygować. Już i tak bardzo mi pomógł.
– Dziękuję
bardzo – zwróciłam się w stronę rudzielca. – Nawet się nie spodziewałam, że
mogę liczyć na takie wsparcie z twojej strony. – Wyciągnęłam z kieszeni
kluczyki i podałam mu je. – Wróć moim, a ja pojadę z Gregiem. – Spojrzał na metalowy
przedmiot, a następnie na mnie. Chciał coś powiedzieć, ale weszłam mu w słowo.
– Tak będzie lepiej.
– Skoro tak
mówisz – westchnął bez przekonania. – Pozdrów ode mnie Nicole – dodał na
odchodne, zmierzając w stronę zaparkowanego kawałek dalej BMW.
Spojrzeliśmy
po sobie z Gregiem. Wyrzuciłam niedopałka, uśmiechając się subtelnie. Nie
mieliśmy zbytnio czasu. Ruszyliśmy w stronę samochodu stojącego naprzeciwko
drzwi.
– Długo się
tam jedzie? – spytałam, zajmując miejsce po stronie pasażera.
– Mniej niż
dwie godziny – oznajmił obojętnie, zapinając pas.
Wybierałam
stację radiową, podczas gdy on starał się w jak najkrótszym czasie wyjechać z
miasta. Zważywszy na porę, nie było to trudne zadanie. Ziewnęłam przeciągle, w
końcu decydując się na godzinę z Michaelem Jacksonem.
– Dlaczego
dałeś jej klucze? – zagadnęłam.
Westchnął,
uśmiechając się niewyraźnie. Przez większość czasu nie spuszczał wzorku z
jezdni, posyłając mi jedynie krótkie spojrzenia.
– Mówiła, że
poszukuje miejsca, w którym może być zupełnie sama. Zaproponowałem jej mój
domek, żeby mieć pewność, że nie szwenda się po podejrzanych miejscach –
wyjaśnił, ściszając nieco muzykę.
Próbowałam
wyobrazić sobie tamten budynek. Zapewne z wyglądu przypominał jego rezydencję,
tylko był nieco mniejszy. W rabatkach posadzono wyraziście niebieskie chabry, a
płot pomalowano na biało. Uśmiechnęłam się na samą myśl. To mogło być naprawdę
przyjemne miejsce.
– Twoi
rodzice mają ładną rezydencję – rzuciłam, powracając do zachwytu nad ową
parcelą. – Jest taka… wow. – Zabrakło mi słów do wyrażenia moich odczuć.
Zaśmiał się,
ukazując szereg swoich idealnie prostych, śnieżnobiałych zębów.
– To jest dom
mojego wujka – poprawił mnie.
Coś mi
zaczynało nie pasować. Jak się poznaliśmy, mówił, że chwilowo zadomowił się w
mieszkaniu stryja, bo ten wyjechał do Anglii. Wiedziałam, że George miał własną
firmę i kupę kasy, ale żeby Greg mieszkał tylko u niego? A co z rodzicami
młodego Collinsa?
– To jest to
mieszkanko wujka? – dociekałam, nie kryjąc zdziwienia.
– Nie –
zaprzeczył, wywołując u mnie jeszcze większe zdezorientowanie. – Wyjaśnię ci to
– zaproponował. Wpatrywałam się w jego twarz z zaciekawieniem. – Tamto
mieszkano było tymczasowe. Zatrzymałem się tam, żeby móc pobyć samemu i zebrać
myśli. Kiedy wszystko w miarę się ułożyło, wróciłem do domu, w którym mieszkam
z ciotką i stryjem. Pewnie teraz nasuwa ci się pytanie, co z moimi rodzicami. –
Pokiwałam twierdząco głową. – Zginęli w wypadku, kiedy miałem dwa lata. Ciotka
podjęła decyzję, że mnie zaadoptują.
– Przykro mi…
– mruknęłam, opuszczając kąciki. Doskonale wiedziałam, co znaczyła utrata
ukochanego rodzica.
– Praktycznie
ich nie pamiętam – wtrącił. – To George przez te wszystkie lata zastępował mi
ojca. Jest bezpłodny, więc na własne dzieci nie mieli nawet co liczyć.
– Opowiedz mi
o tobie i Rosie – poprosiłam, opierając głowę o zagłówek, jednocześnie nie
przestając na niego patrzeć.
Milczał przez
dłuższy czas. Wiedziałam, że to nie był dla niego łatwy temat. Aczkolwiek
pragnęłam poznać prawdę. Chciałam przez to lepiej go zrozumieć. Chłopak
odetchnął głęboko, starając się wrócić do tamtych czasów.
– Poznaliśmy
się w szkole – zaczął swoją opowieść, bacznie śledząc zaciemnioną jezdnię. – Rosie
była inna niż te wszystkie dziewczyny. Taka delikatna, ładna i zarazem mądra.
Niby się buntowała, ale przy lepszym poznaniu wychodziła na jaw jej wrażliwa
strona. Spotykaliśmy się, chodziliśmy na imprezy jak typowi nastolatkowie.
Kochałem ją, ale z czasem to wszystko zaczęło się wypalać. Uczucie słabło, ale
już wcześniej podjęliśmy pewne odważne kroki. Później okazało się, że Rosie
jest w ciąży. – Przygryzł wargę, robiąc niewielką pauzę. – Spanikowałem.
Przestałem ją kochać, a dziecko kojarzyłem z koniecznością małżeństwa. Poza tym
nie byłem gotowy na zostanie ojcem. To wszystko mnie przerosło. Zaproponowałem
jej aborcję, ale już następnego dnia żałowałem tego. Martwiłem się o nich, ale
byłem dupą i nie chciałem przyznać się do błędu. Stwierdziłem, że nasze dziecko
nie zasługuje na takiego ojca… – Jego głos się zwiesił.
Zmarszczyłam
brwi, przejeżdżając opuszkami palców po jego ramieniu. Chciałam mu jakoś pomóc,
udzielić wsparcia. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby nie fakt, że ja też byłam
znienawidzona przez Rosie.
– Byłbyś
wspaniałym ojcem – stwierdziłam, wywołując na jego twarzy mimowolny uśmiech. –
Jeszcze nic nie jest stracone. Tylko pozwól jej ochłonąć. Tommy cię potrzebuje.
Zabrałam
dłoń, czując jak zaczyna drżeć. Powstrzymywał płacz tylko dlatego, że nie
wypadało mu okazać słabości w moim towarzystwie. Zrobiło mi się go żal.
Naprawdę się zmienił.
– Dlaczego
George robi interesy akurat z Eddiem? – spytałam, zmieniając temat. Nurtowała
mnie ta sprawa.
Wydawał się
odetchnąć z ulgą. Temat działalności firmy jego stryja zdawał się być dla niego
przyjemniejszy do dyskusji.
– Znają się
jeszcze z czasów szkolnych. Chodzili razem na algebrę. Eddie zapewnia nam duże
dofinansowanie. Sam robi interesy z kilkoma innymi przedsiębiorstwami. Wszyscy
myślą, że bogaci się poprzez zarządzanie kilkoma klubami, które wykupił. George
nie wie, że poznałem Eddiego wcześniej i co Johnson tak naprawdę robi. Stryj
chce filię swojej firmy w Londynie, jednak do tego potrzebuje swoich ludzi na
miejscu. Eddie miałby się tym zająć.
– Chce
zamknąć biznes polegający na prostytucji, handlu narkotykami i trzymaniu w
kieszeni sporej ilości znaczących ludzi dla kierowania czymś niepewnym –
podsumowałam, co zabrzmiało jak pytanie. – To nie trzyma się kupy.
Podrapał się
po żuchwie, którą pokrywał kilkudniowy zarost, wydając przy tym
charakterystyczny dźwięk.
– Nasza firma
zajmuje się projektowaniem i wykonywaniem grafiki, okładek do książek, płyt.
Cieszymy się dużym zainteresowaniem i renomą – wyjaśnił pokrótce. – Eddie
miałby możliwość zarobienia większej sumy pieniędzy. Poza tym nie jest
powiedziane, że w Anglii nie założy kolejnego burdelu.
Jego ostatnie
słowa wywołały ciarki na moim ciele. Cieszyłam się z jego wyjazdu, bo w końcu
mogłam być wolna. Z drugiej strony, zamiast mnie znajdzie sobie nowe
dziewczyny, które będą mu podporządkowane. Ten facet chyba nie miał sumienia.
– Możliwe –
wymamrotałam. – Nie znam się.
Ziewnęłam
przeciągle, czując rosnące zmęczenie. Pomimo wypitej kawy mój organizm domagał
się snu. Powieki same mi się zamykały, a obraz zaczął się rozmazywać.
– Bardzo
będzie ci to przeszkadzać, jak odrobinę się zdrzemnę? – spytałam monotonnym
głosem.
– Jasne, że
nie – odparł bez zastanowienia. – Miałaś ciężki dzień, należy ci się chwila
odpoczynku. Obudzę cię, jak będziemy na miejscu – zaoferował, ściszając radio
niemal do minimum.
Przymknęłam
oczy, niemal natychmiast lądując w ramionach Morfeusza. Byłam aż tak wykończona
i padnięta, że nawet nie potrafiłam zapamiętać snu. Nie widziałam twarzy Jamesa
ani innych scen z moim udziałem.
Ledwo
zamknęłam powieki, a już musiałam je otwierać. Poczułam delikatne szarpanie.
Mruknęłam przeciągle, mrugając kilkukrotnie. Greg wpatrywał się we mnie z
niecierpliwością. Staliśmy, z czego wydedukowałam, że dojechaliśmy na miejsce.
Podniosłam się ostrożnie, przeciągając się przy tym.
– Długo
spałam? – spytałam lekko zachrypniętym głosem.
– Coś koło
godziny – oznajmił z przymrużeniem oka.
Odpięłam pas,
rozglądając się przez szybę. Staliśmy przed starym domkiem, który z wyglądu
przypominał nieco Hell House. Tylko rosnące w pobliżu kaktusy, utwierdzały mnie
w przekonaniu, że byliśmy poza Los Angeles. Wysiadłam z samochodu, spacerując
wokół niego, chcąc rozprostować nogi, które nieco mi ścierpły.
– Jaki jest
plan? – spytałam, kiedy chłopak już zamknął pojazd.
Podszedł w
moim kierunku, stając naprzeciwko mnie. Włożył jedną dłoń do kieszeni,
ewidentnie czegoś w niej szukając. Wyglądał na zamyślonego. Od czasu do czasu
subtelnie przygryzał dolną wargę.
– Mam klucze
– zawiadomił, machając metalowym przedmiotem. – Wejdziemy do środka, ja –
pierwszy, ty – druga. Zobaczę, gdzie jest i pójdę z nią porozmawiać. Ty w tym
czasie poczekasz, aż Nicole nieco się uspokoi. Potem możesz spróbować jej
wszystko wyjaśnić – przedstawił, patrząc na mnie z góry.
Pokiwałam
głową z aprobatą. Całkiem nieźle to wymyślił. Podążyłam za nim, przemierzając
niewielki plac zieleni dzielący nas od wejścia. Nawet weranda tego domu
przypominała nieco tę z Hell House. Z taką różnicą, że ta oczywiście była
posprzątana. Greg ostrożnie włożył klucz do dziurki, przekręcając go. Mieliśmy
szczęście, że Nicole nie zostawiła swojego po drugiej stronie. Delikatnie
uchylił drzwi, wpuszczając mnie do wąskiego korytarza, który spowijała
ciemność. W środku znajdowały się jedynie biała boazeria i wieszak naścienny,
na którym wisiała jeansowa kurtka dziewczyny. Uśmiechnęłam się na widok owego
ubrania. Była tutaj, wreszcie ją znaleźliśmy.
Skradaliśmy
się na palcach, przemierzając kolejne zaciemnione pomieszczenia. W końcu
znaleźliśmy się w całkiem sporym salonie. Obok kanapy postawiono drewniane
schody prowadzące na górę. Rzuciłam na nie okiem. Na horyzoncie błyszczało
nikłe źródło światła. To oznaczało tylko jedno – była w swoim pokoju.
– Zaczekaj
tutaj – polecił, sam natomiast udał się w kierunku drewnianych schodów.
Posłusznie
wykonałam jego polecenie. Usiadłam na podłokietniku, który wydawał się być
całkiem wygodny. Wypełniającą pomieszczenie ciszę zakłócało jedynie tykanie
starego ściennego zegara. Skupiłam wzrok na łączeniach paneli, próbując zająć
czymś myśli. Planowałam jutrzejszy dzień, który miałam przepracować w
księgarni. Zastanawiałam się, w jaki sposób ułożę powieści na półkach i do
zakupu jakich lektur zachęcę sympatyczną staruszkę. Zaplanowałam nawet, co
ugotuję na obiad i o czym opowiem Jamesowi podczas następnej sesji. Westchnęłam głęboko, krzyżując
kostki. Kończyły mi się pomysły. Poza tym tykanie zegara zaczęło mnie coraz
bardziej irytować. W końcu nie wytrzymałam i wstałam, chcąc niezauważenie
zakraść się na górę.
Pokonanie
schodów w ciszy wcale nie było takie łatwe. Skrzypiały gorzej niż te w Hell
House czy nawet w moim rodzinnym domu. Ostrożnie stawiałam kroki, powoli
opuszczając stopy. Zacisnęłam zęby, starając się nie wydobyć z siebie żadnego
dźwięku. Kiedy już znalazłam się na górze, odetchnęłam z ulgą. Zauważyłam
uchylone drzwi, przez które wydobywała się smuga jarzeniowego światła.
Podeszłam pod nie, opierając się za futryną. Nie mogła mnie zobaczyć, dopóki
Greg odrobinę nie złagodzi sytuacji. W przeciwnym razie mogło to się skończyć
bardzo nieprzyjemnie.
Czułam, jak
moje serce bije coraz szybciej. Denerwowałam się i za nic nie mogłam się
wyciszyć. Starałam się spłycić oddech, ale to również nie wychodziło.
Nachyliłam się odrobinę, chcąc podsłuchać ich rozmowę. Może i to nieładnie, ale
czasami cel uświęca środki.
– … teraz
bardzo tego żałuję. – Usłyszałam końcówkę wypowiedzi Grega.
Zanim Nicole
mu odpowiedziała, zapanowała cisza. Bałam się, że podczas tego momentu
niechcący zdradzę swoją obecność. Na szczęście nic takiego się nie stało.
– Dziecko to
jest duży obowiązek – westchnęła. Czyli najpierw zdecydowali się porozmawiać o
Rosie i Tommym. – Powinieneś spotkać się z tą dziewczyną. Zachowałeś się jak
ostatni chuj, ale to nie znaczy, że wasz syn musi na tym tracić – oznajmiła.
Jej ton głosu był aż nazbyt spokojny.
– To nie jest
takie proste – zaśmiał się gorzko. – Rosie mnie nienawidzi.
– Kiedyś ci
wybaczy, jeśli zobaczy, że się starasz – próbowała podnieść go na duchu.
Jej słowa
jeszcze przez chwilę wybrzmiewały w moich uszach. Łudziłam się, że nie były
puste. Chciałam, żeby tak myślała. Musiałam się starać, żeby mi wybaczyła.
Tylko tyle i aż tyle.
Między nimi
zapanowała cisza. Odchyliłam głowę, oddychając głęboko. To był idealny moment.
Musiałam tylko pójść tam i porozmawiać z nią. Niespodziewanie Greg wyszedł z
pomieszczenia, niemalże wpadając na mnie na korytarzu.
– Przepraszam
– wyszeptałam, uśmiechając się subtelnie. Denerwowałam się gorzej niż przed
egzaminem.
– Idź do niej
– polecił, wymijając mnie.
Przełknęłam
ślinę, czując rosnącą w gardle gulkę. Tyle zrobiłam, żeby ją znaleźć… Nie
mogłam teraz ot tak się wycofać. Policzyłam w myślach do dziesięciu, po czym
zapukałam do drzwi. Odpowiedziała mi milczeniem. Nachyliłam się nieznacznie,
zauważając Nicole siedzącą na łóżku. Patrzyła się nieobecnym wzrokiem na
ścianę, jakby próbowała przetrawić rozmowę z Gregiem.
– Mogę? –
spytałam urywanym głosem.
Odwróciła
się, lustrując mnie wzorkiem. Jej twarzy była wyprana z jakichkolwiek emocji.
– Skoro
musisz… – mruknęła dosyć oschle.
Ostrożnie
weszłam do środka, zamykając za sobą skrzypiące drzwi. Usiadłam obok niej,
obdarzając dziewczynę pogodnym spojrzeniem. Odsunęła się nieznacznie, tym samym
sprowadzając mnie na ziemię.
– Czego
chcesz? – niemalże warknęła.
Przymknęłam
na chwilę powieki, próbując stłamsić ból, jakiego doznałam. Jej słowa raniły
mnie bardziej niż cokolwiek innego.
– Martwiłam
się – zaczęłam, chcąc podzielić się z nią moim zakłopotaniem. – Szukałam cię
niemal po całym mieście…
– Nie trzeba
było – przerwała mi, bawiąc się palcami. Zdrapywała z paznokci onyksowy lakier.
– Nie zgrywaj tej całej szopki – poleciła, przez dłuższą chwilę patrząc mi
prosto w oczy. Poczułam, jak przez moje ciało przechodzą nieprzyjemne ciarki. –
Nie chcę twojej litości i sztucznej miłości. Udajesz kogoś, kim nie jesteś.
Miała rację.
Grałam i to niemal cały czas. Udawałam kogoś, kim nawet nie chciałam być.
Robiłam to, bo pragnęłam, żeby inni mnie zaakceptowali. Jednak kiedyś powinnam
powiedzieć, co tak naprawdę czuję. I ta chwila nadeszła.
– Chcesz
prawdy? – spytałam nieco poirytowana. Jej wyraz twarzy przedstawiał zdziwienie.
– To ją dostaniesz.
Wstałam z
łóżka, chodząc w kółko po pokoju. Tak lepiej zbierało mi się myśli.
– Nie nadaję
się na matkę ani nic takiego – stwierdziłam, uśmiechając się ironicznie. –
Nawet nie próbuję jej udawać. Kłamałam, bo chciałam, żebyś mnie zaakceptowała.
Pogubiłam się trochę w życiu i zeszłam na złą drogę.
– Takie
przejście na ciemną stronę mocy? – przerwała mi.
Zachichotałam
pod nosem. Zrobiłam to chyba po raz pierwszy w jej obecności.
– Coś w tym
stylu – przyznałam. Zatrzymałam się naprzeciwko niej, opierając się biodrami o
blat biurka. – Prawda jest taka, że nie skończyłam szkoły. Najpierw pracowałam
w barze, ale musiałam zrobić sobie dłuższą przerwę. Byłam wtedy na odwyku.
Później mnie wylali. Musiałam jakoś zarobić pieniądze. Zgodzenie się na tę
ofertę nie przyszło mi łatwo, uwierz. Nadal brzydzę się sobą. – Objęłam dłońmi
ramiona, wykrzywiając twarz w grymas. – Uwikłałam się w sieć kłamstw i intryg,
a teraz ciężko jest mi się z tego wszystkiego wykręcić. Chcę wyjść na prostą,
ale to wcale nie jest takie łatwe.
– Współczuję
ci – oznajmiła obojętnie. – Naprawdę.
Uśmiechnęłam
się niewyraźnie. Poczułam nieznaczną ulgę na sercu. Powiedziałam jej prawdę i
co najważniejsze w końcu podzieliłam się z kimś moimi przeżyciami.
– Martwię się
o ciebie, bo mi zależy na tobie. Jesteś jedyną bliską mi osobą. Jeśli
odejdziesz, to zostanę zupełnie sama. – Mój głos drżał, a z oczu wydobywały się
łzy. – Nie poradzę sobie, ale… ale nie chcę zatrzymywać cię na siłę. Bo jak cię
kogoś kocha, to pozwala mu się odejść. Nie dlatego, że się poddajemy. Dlatego,
że on tego chce, a my nie możemy zatrzymywać go na siłę.
Zacisnęła
usta w wąską linię, nie spuszczając ze mnie wzroku. Jej twarz nie wyrażała
niczego. Wydawała się zachowywać spokój. Nie wiedziałam, jak to robiła, ale
chciałam się tego od niej nauczyć.
– Zrobiłaś
dla mnie więcej niż rodzona matka, za co bardzo ci dziękuję – zaczęła dosyć
dyplomatycznie. Rozmawiała ze mną w podobny sposób co z Gregiem. – Ale jeśli
myślisz, że zaraz skoczę ci w ramiona, pogodzimy się i zostaniemy psiapsiółkami
to się mylisz. Potrzebuję czasu.
Pokiwałam
głową z aprobatą. Nie chciałam na nią naciskać. Wiedziałam, że presja była
najgorszym czynnikiem.
– Rozumiem –
przyznałam z trudem. Mimo wszystko łudziłam się, że ot tak mi wybaczy. Głupia
ja. – Do tego czasu zostaniesz tutaj? – spytałam, aby się upewnić.
– Nie –
zaprzeczyła, co nieco mnie zdziwiło. Czyżby chciała wrócić do naszego mieszkania?
– Zatrzymam się u Grega. Stamtąd będę miała bliżej do szkoły.
Nie
odpowiedziałam jej. Doskonale wiedziałam, że to właśnie czas najlepiej leczy
rany. Tylko jakoś nie mogłam tego do siebie dopuścić.
– Mogłabym
zostać sama? – poprosiła.
– Jasne –
zgodziłam się, kierując się w stronę drzwi. – Będę czekała tak długo, jak
trzeba – dodałam na odchodne, zamykając za sobą drzwi.
❤️❤️❤️
8 do końca 😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.
⭐Allie