Całe popołudnie spędziłam na chodzeniu po sklepach z Leną. Czarnowłosa poszukiwała jakichś ubrań dla siebie, natomiast ja robiłam za jej doradcę. Obeszłyśmy chyba całą galerię, zanim zdecydowała się, że jednak kupi tę koszulę, którą widziała w pierwszym sklepie. Oczywiście ja nic na tym nie skorzystałam, ponieważ zaraz po tym, jak wyszłyśmy z pustymi rękami z bodajże trzeciego stoiska, odechciało mi się zakupów.
Po około dwóch godzinach bezcelowego chodzenia po galerii, postanowiłyśmy pójść na kawę. W tym celu udałyśmy się do McDonalda, gdzie zamówiłyśmy latte, po czym zajęłyśmy ostatnie wolne miejsce.
– Podobno chciałaś mi o czymś opowiedzieć – zaczęłam rozmowę.
– No tak. Znalazłam nowego dilera. Ma dobry towar w ekstra cenie – powiedziała podekscytowana, po czym wzięła łyka kawy.
– A nie pomyślałaś, żeby pójść na odwyk?
Zaśmiała się. Czyżby moje słowa nic dla niej nie znaczyły?
– Tylko po co, skoro wszystko jest w porządku? Vicky, to miłe, że troszczysz się o mnie, ale świetnie daje sobie radę. Umiem nad tym panować.
– Też tak mówiłam. Lena, to świństwo kontroluje całe twoje życie – próbowałam wjechać jej na ambicje.
– Najwidoczniej ja jestem wyjątkiem – wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. – Wyluzuj, bo za bardzo przypominasz mi moją matkę.
Przewróciłam oczami i upiłam łyka kawy. Dlaczego ona nie myśli racjonalnie? Poprawiłam włosy i uważnie się jej przyjrzałam. Jej spojrzenie było mętne, a policzki zapadnięte. Narkotyki powoli wyniszczały ją od środka, ale dziewczyna nic sobie z tego nie robiła. Cieszyła się życiem i wmawiała wszystkim, że kontroluje swój nałóg. Oby to się tylko źle nie skończyło.
– A co tam u ciebie? – zapytała rozweselona.
– Beznadziejnie, ale nie chcę o tym rozmawiać. – westchnęłam. Nie chciałam, a może raczej nie mogłam.
– Właśnie słyszałam, że pracujesz u Eddiego. Kto by się tego spodziewał.
– Skąd o tym wiesz? - zapytałam poddenerwowana. Wspominałam jej o jego propozycji, ale nie mówiłam, że się zgodziłam.
– Od twojego nowego pracodawcy – odpowiedziała z obojętnością.
Omal nie zakrztusiłam się czarnym naparem. Co on kombinuje? Po co rozpowiada ludziom, że jestem jego nową dziwką? Mam nadzieję, że nie wspomniał jej o chłopakach, bo w przeciwnym wypadku to się może źle dla mnie skończyć.
– Spokojnie - złapała mnie za rękę i posłała serdeczny uśmiech. – To ja zaczęłam temat, a on powiedział mi tylko jakieś ogólniki. Vicky, nie ma się czego wstydzić. Żadna praca nie hańbi.
Normalnie, jakbym słyszała Gunsów. Czy ktoś im przypadkiem nie zrobił prania mózgu?
– Nic nie wiesz – mruknęłam i pokręciłam głową.
– W sumie to nawet nie chcę. A, nie pożyczyłabyś mi trochę kasy? – zrobiła maślane oczka.
– Na co? - spytałam. To wydawało się być podejrzane.
– Zapomniałam zapłacić rachunku i naliczyli mi karę. Oddam, jak będę miała.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, ale ona nadal się uśmiechała. Coś tu było nie tak. Przecież czarnowłosa mieszkała z chłopakami. Na pewno powiedzieliby mi, że brakuje im kasy, a raczej zmusili do przykładania się w pracy. Mimo wszystko, dałam jej banknot o nominale stu dolarów. Nie wiem, co zrobi z tymi pieniędzmi, ale wolałam, żeby miała je ode mnie niż kradła albo pożyczała od Bóg wie kogo.
– Dzięki wielkie, ratujesz mi życie – odparła.
– Na pewno wszystko w porządku? – wolałam się upewnić.
– W jak najlepszym. - wstała od stołu. – Przepraszam, ale muszę zażyć "lekarstwa" – zaśmiała się i zrobiła cudzysłów w powietrzu.
Przez chwilę patrzyłam, jak idzie w kierunku wyjścia. Doskonale wiedziałam, co zamierza zrobić. Martwiłam się o nią. W końcu była moją przyjaciółką.
Wróciłam do mieszkania około piątej. Po drodze zatrzymałyśmy się z Leną w niewielkiej knajpce, gdzie zjadłyśmy obiad. Trochę rozmawiałyśmy na różne tematy, ale dziewczyna sprytnie omijała moje pytania, jeśli chodziło o pieniądze, które jej pożyczyłam. W życiu nie uwierzę w te jej rachunki. Zapewne wyda wszystko na dragi. Rzuciłam torebkę na kanapę i udałam się do kuchni, aby napić się wody.
– Rosie u nas była – usłyszałam głos Chrisa, który dobiegał z jego pokoju.
Obróciłam się na pięcie i zobaczyłam mężczyznę, który szedł w moim kierunku. Miał na sobie luźny T-shirt i czarną bluzę. Podejrzewam, że cały dzień przesiedział w domu.
– Czego chciała? – zapytałam, odkręcając butelkę.
– Nie wiem - wzruszył ramionami. – Pewnie porozmawiać. W sumie to od wczoraj próbuje to zrobić, ale ciebie nigdy nie ma – skomentował.
– Pracuję – rzuciłam i odwróciłam się do niego tyłem, po czym wypiłam sporą ilość wody.
– Spoko – powiedział z nutą obojętności w głosie. – Wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę – dodał.
Położyłam ręce na blacie i spuściłam głowę. Usłyszałam tylko, jak zamyka drzwi. Nie rozumiałam naszych relacji. Były zbyt skomplikowane. Kochaliśmy się, ale pomimo to nie mogliśmy być razem. To wszystko było chore. Poprawiłam włosy i głośno wypuściłam powietrze. Jedyne, czego w tej chwili potrzebowałam to zimny prysznic. Wsadziłam butelkę do lodówki i udałam się do łazienki, aby się odświeżyć.
Krople chłodnej wody swobodnie spływały po moim ciele. Czułam się niezwykle błogo. Chociaż na małą chwilkę mogłam zapomnieć o problemach, które mnie spotkały. Podczas gdy myłam włosy moim ulubionym szamponem, słyszałam, jak ktoś otwiera drzwi. Czyżby Chris już wrócił? Szybko się ogarnęłam i okryłam ciało miękkim, białym ręcznikiem, po czym wyszłam zobaczyć, kto zaszczycił mnie swoją obecnością.
W korytarzu nikogo nie było. Udałam się do salonu, gdzie zaraz po tym, jak weszłam, usłyszałam pogwizdywanie.
– No kotku, możesz tak chodzić codziennie – powiedział.
Na mojej kanapie rozsiadł się nikt inny, jak ten pieprzony idiota Rose. Czekał na mnie i jadł orzeszki, które zapewne wyjął z szafki z kuchni.
– Jak się tutaj dostałeś?! – zapytałam lekko podirytowana.
– Przez drzwi - odpowiedział ze zdziwieniem. – Jeszcze nie nauczyłem się teleportacji, a szkoda.
– Przecież były zamknięte.
– No tak. Ale ja mam to – pomachał pękiem jakichś kluczy.
– Skąd je masz?!
– Od Duffa, a on je ma od Leny. Spokojnie, misiaczku, to w razie gdybyś nie chciała nas wpuścić.
– Jesteście chorzy! – wykrzyczałam. – Myślicie, że tak bezkarnie możecie kontrolować moje życie?! Otóż nie! Przez ciebie musiałam szybciej skończyć prysznic – rzuciłam oburzona.
– Oj, skarbie, złość piękności szkodzi – zaśmiał się. – Poza tym nie pozwalaj sobie na zbyt dużo. Na razie jestem miły, ale to się może skończyć.
– Grozisz mi?
– Nie - wzruszył ramionami. – Raczej ostrzegam. A teraz się pospiesz, bo nie zamierzam na ciebie czekać godzinami.
Prychnęłam pod nosem i już chciałam odejść, kiedy stało się coś niespodziewanego. Nagle mój perfekcyjnie założony ręcznik spadł na podłogę, przez co przez chwilę byłam zupełnie naga. W dodatku stałam centralnie przed tym idiotą Rosem! Momentalnie moje policzki ze wstydu przybrały czerwony kolor, a ja szybko podniosłam ręcznik i z powrotem okryłam nim ciało. Na twarzy Axla pojawił się szeroki uśmiech. Co za zboczeniec!
– Kotku, ja wiem, że ty na mnie lecisz, ale okazywanie uczuć zostaw na później. Jak będziesz grzeczna, to może spełnię twoje marzenia – puścił mi oczko.
– Niedoczekanie twoje! – wykrzyczałam mu prosto w twarz, po czym poszłam do swojego pokoju i trzasnęłam drzwiami.
Co za palant! Dlaczego ja się z nimi zadaję?! Kiedy już trochę się ogarnęłam, a emocje opadły, podeszłam do szafy, aby wybrać z niej idealne ubrania na dzisiejszy wieczór. Ubrałam się w krótką, złocistą spódnicę i czarną bokserkę. Do tego założyłam małe, złote kolczyki i wysokie, czarne szpilki. Prawie gotowa udałam się do łazienki, aby wysuszyć włosy i zrobić makijaż. Kątem oka zobaczyłam, co robi rudy. Siedział na kanapie i z zaciekawieniem oglądał jakiś program o szympansach. Pokręciłam głową i delikatnie się uśmiechnęłam. Najwidoczniej wreszcie znalazł swoich braci.
Tego wieczoru postawiłam na przydymione oczy i delikatnie podkreślone usta. Włosy ułożyłam w subtelne fale i w zasadzie byłam już gotowa. Zabrałam swoją torebkę i zarzuciłam na siebie kurtkę.
– Idziesz, czy zamierzasz jednoczyć się ze swoją rodziną?! – wrzasnęłam z korytarza.
Po chwili dźwięk z telewizora ustał, a moim oczom ukazała się postać Rose. Miał na sobie skórzane spodnie, koszulkę z Thin Lizzy oraz kowbojki. Wyglądał niezwykle pociągająco, co kompletnie nie odzwierciedlało jego charakteru.
– Grabisz sobie Edwards – rzucił, po czym otworzył drzwi.
– Karma, Rose. Ty jesteś niemiły, to i ja nie pozostaję dłużna – posłałam mu szelmowski uśmiech i opuściłam mieszkanie.
– Co ja w tobie widziałem? – westchnął i pokręcił głową.
Zamknął drzwi na klucz, po czym udaliśmy się w kierunku windy. Starałam się zachować bezpieczną odległość, bo w końcu z nim wszystko było możliwe. Na szczęście nie musieliśmy długo czekać i już po chwili byliśmy w środku metalowego pomieszczenia.
– Otóż, jestem wspaniałą osobą i z tego powodu byłeś we mnie zakochany. W przeciwieństwie do ciebie, mam takie coś jak empatię. Jeśli nie znasz znaczenia tego słowa, to sprawdź w słowniku – stwierdziłam, że odpowiem na jego pytanie, chociaż wcale nie było do mnie skierowane.
Zaczął się śmiać, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Powiedzmy, że oczekiwałam trochę innej reakcji.
– Skromność to podstawa, nie, Vicky? – zapytał. – Z tego co widzę, to masz jej aż w nadmiarze. Lubię, gdy grasz niedostępną – uśmiechnął się i przejechał dłonią po włosach.
– A ja lubię, jak siedzisz cicho – skwitowałam.
– Możemy zająć się czymś ciekawym, co na pewno mnie uciszy, ale za to ty będziesz głośna. Ciekawe jak to jest w windzie – posłał mi uśmiech. Zauważyłam, że jego oczy wypełniły się pożądaniem.
– Tylko spróbuj mnie dotknąć, a to będą twoje ostatnie chwile – ostrzegłam go, po czym odsunęłam się od niego.
– Jeszcze będziesz mnie prosić – mruknął. Był niezwykle pewny siebie.
– Niedoczekanie twoje – prychnęłam pod nosem.
Winda zatrzymała się na parterze, po czym szybko ją opuściłam, nie zwracając uwagi na mojego towarzysza. Z impetem otworzyłam drzwi wyjściowe i żwawym krokiem szłam przed siebie. Chciałam jak najszybciej mieć wszystko za sobą.
Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię i gwałtownie odwraca w swoją stronę. Aha, to ten idiota Rose. No tak, zapomniałam, że on jeszcze o mnie pamięta. Z pogardą spojrzałam na jego twarz. Miał oczy przepełnione złością. To nie wróży nic dobrego. Dlaczego Duff jest taki głupi i kazał mu iść ze mną?
– Żarty się skończyły! – warknął. – Albo będziesz robiła, co ci każę, albo pożałujesz.
Poczułam jak zaciska uścisk, przez co na mojej twarzy pojawił się grymas.
– Niech ci będzie – wydusiłam z siebie.
Pomimo złości, na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech. W końcu postawił na swoim. Zaciągnął mnie w stronę jakiegoś samochodu, po czym otworzył drzwi od strony pasażera.
– Nie zamierzasz pić? – zapytałam zaciekawiona. To byłaby jakaś nowość.
– Oczywiście, że tak.
Próbował wepchnąć mnie do środka, ale zaparłam się rękami i odwróciłam się w jego stronę.
– Nie pojadę z pijanym kierowcą. Chcę jeszcze trochę pożyć – powiedziałam i założyłam ręce na piersi.
– Obiecuję, że będę ostrożny – był zbyt spokojny, przez co wywołał zdziwienie na mojej twarzy. – A teraz już mnie nie wkurwiaj i wsiadaj do tego pieprzonego samochodu! – wrzasnął, chociaż nie musiał, ponieważ stałam dosyć blisko.
No tak, miły Axl to jest jakiś ewenement. Przewróciłam oczami i zrobiłam to, o co poprosił. Zatrzasnął drzwi, po czym zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik. Był na maksa wkurzony, czego nawet nie próbował ukrywać. Udało mi się rozwścieczyć wokalistę Guns N' Roses - żadna nowość.
Droga do klubu minęła nam w ciszy, która była dla mnie kojąca. Przynajmniej nie musiałam słuchać, gdzie najchętniej by mnie przeleciał. Oparłam głowę o szybę i patrzyłam na wprost. Po chwili zaparkowaliśmy pod Roxy. Wysiadłam z pojazdu, nie czekając aż mój były otworzy mi drzwi. Z niezadowoleniem na twarzy oparłam się o maskę samochodu i założyłam ręce na piersi.
– Mam wysłać jakieś specjalne zaproszenie? – zapytał z nutą sarkazmu i wściekłości w głosie.
Przewróciłam oczami i podeszłam do niego. Chciał mnie objąć w pasie, jednak sprawnie ominęłam ten ruch i pozostawiłam między nami bezpieczną odległość.
Weszliśmy do środka i od razu zajęliśmy miejsca przy barze. Było sporo ludzi, więc na pewno znajdę jakichś klientów. Wzięłam głęboki oddech i delikatnie się uśmiechnęłam. Wszystko będzie dobrze. Starałam sobie to wmówić, chociaż czułam się zupełnie inaczej. W tym czasie Axl zamówił dla nas drinki, które po chwili podał nam barman.
– Wyglądasz na spiętą – zauważył mój towarzysz, po czym położył dłoń na moich plecach.
Przeszył mnie dreszcz, ale raczej zaliczał się do tych przyjemnych uczuć. Czyżby teraz zamierzał być miły? W sumie, to miał nawet rację. Przejechałam palcem po szklance, a następnie zatopiłam swoje usta w Californication. Swoją drogą, smakował całkiem nieźle.
– Chcę to już mieć za sobą – powiedziałam po dłuższej chwili ciszy i spojrzałam mu prosto w oczy.
– Tylko nie zachowuj się tak, jak Duff ostatnio.
– Spokojnie, na razie się wyciszyłaś, więc jestem dla ciebie dobry. Mam nadzieje, że tak zostanie.
Przejechał ręką wzdłuż mojego kręgosłupa. Zamknęłam oczy i poczułam wewnętrzną przyjemność. Dlaczego on tak na mnie działa? Po chwili zabrał dłoń i napił się wcześniej zamówionej Margarity.
– Możliwe... – mruknęłam, jednocześnie przejeżdżając palcem po krawędzi kieliszka. – No chyba, że będziesz mnie wkurzał.
– Nie będę, o ile mnie nie sprowokujesz – zapewnił mnie.
Zaśmiałam się pod nosem. Cały Rose, zawsze musi szukać winnych. Wypiłam na raz całego drinka, aby dodać sobie odwagi. W końcu pieniądze same się nie zarobią. Wstałam ze stołka i ściągnęłam z siebie kurtkę, którą następnie tam odłożyłam. Stanęłam obok rudego i uważnie mu się przyjrzałam. Był niezwykle skupiony na swoim napoju. Przejechałam palcem po jego przedramieniu, przez co wywołałam u niego ciarki. Musiałam wykorzystać fakt, że go pociągałam, żeby dostać jakiegoś normalnego klienta.
– Kogo dzisiaj mam obsłużyć? – wyszeptałam mu do ucha, chociaż z trudem przeszło mi to przez gardło.
– Brunet koło czterdziestki, stoi koło drzwi i czeka na ciebie. Już jest o wszystkim poinformowany.
Spojrzałam w kierunku wejścia. Faktycznie był tam facet, o którym mówił wokalista. Wyglądał jak grecki bóg, przez co łatwiej było mi wykonać zlecenie. Spuściłam głowę i starałam się zebrać myśli. Musiałam się ogarnąć i zrobić na nim dobre wrażenie, żeby później nie narzekał Eddiemu, jaka to byłam beznadziejna. Poprawiłam włosy i uniosłam głowę. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a ja próbowałam być pewna siebie. Podeszłam do mężczyzny. Przedstawiłam się, pokręciłam trochę tyłkiem i udaliśmy się w stronę toalet.
***
Tym razem było lepiej. Przynajmniej nie czułam bólu, chociaż obrzydzenie do siebie, owszem pojawiło się. Brunet zapunktował swoją hojnością i zapłacił mi sto dolarów. Jeśli zawsze taki jest, to ja z chęcią go jeszcze spotkam.
Podążałam w stronę baru, jednak po drodze ktoś mnie zatrzymał. Złapał mnie za rękę, przez co obróciłam się w jego stronę.
– Greg, jak dobrze cię widzieć – przywitałam go szerokim uśmiechem.
– Ciebie również - odwzajemnił mój gest. – Napijemy się czegoś? – zaproponował.
– Z przyjemnością – zgodziłam się.
Usiedliśmy przy stoliku chłopaka, który znajdował się pośrodku sali. Nawet nie poszłam po swoje rzeczy. Rose miał ich pilnować i miałam nadzieję, że to robił. W przeciwnym wypadku, marny jego los. Na blacie stała już butelka czerwonego, słodkiego wina oraz dwa kieliszki. Czyżby Collins wiedział, że mnie dzisiaj tutaj spotka?
– Co u ciebie? – zapytałam, podczas gdy on nalewał dla nas alkohol.
– Dużo pracy, mało wolnego. A u ciebie?
– Nic nowego – wzruszyłam ramionami i podniosłam kieliszek, który postawił przede mną brunet.
– Na pewno coś jest na rzeczy – uśmiechnął się. – Zdrowie!
Stuknęłam się z nim szkłem i zamoczyłam usta w trunku. Muszę przyznać, chłopak ma idealny gust do alkoholi. Odłożyłam kieliszek na stół i uważnie przeglądałam się Gregowi, który zresztą robił to samo.
– Powiedzmy, że zakochałam się w kimś idealnym i to z wzajemnością – powiedziałam, po czym na mojej twarzy zagościł smutek. Ciekawe, co w tej chwili robił Chris.
– Nie ma ideałów – odparł. – Ale skoro oboje się kochacie, to dlaczego nie jesteście razem? - zapytał zdziwiony.
– Nie wie, kim jestem. Poza tym nie potrafiłabym puszczać się na prawo i lewo, a później okazywać mu uczucia.
– Wiele prostytutek jest w związkach. To chyba kwestia czasu – stwierdził i zamoczył usta w trunku.
– Może i masz rację, ale ja jestem inna. Po prostu nawet seks dla kasy traktuję jako zdradę.
– Cenisz sobie wierność i to jest jedną z twoich zalet.
Uśmiechnęłam się i przygryzłam dolną wargę. Czułam się lekko zawstydzona, chociaż jak każda kobieta, lubiłam komplementy.
– Wiesz co? Lubię z tobą rozmawiać – odparłam.
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Widać było, że dobrze się czuł w moim towarzystwie. Chciał mi pomóc i jak na razie mu to wychodziło.
– Zatańczymy? – zaproponował.
Akurat grali jakiś wolny kawałek, więc z przyjemnością przystałam na jego propozycję. Wstałam od stolika i rozejrzałam się po sali, w poszukiwaniu wolnego miejsca na parkiecie. Przypadkiem mój wzrok utkwił w okolicach baru. Stała tam dość spora grupka ludzi, która z zaciekawieniem obserwowała jakieś wydarzenie. Coś mi tu nie pasowało. Rozejrzałam się za Rosem, ale niestety nigdzie go nie dostrzegłam. Pewnie, nie było mnie zaledwie chwilę, a on już wpakował się w kłopoty. Normalnie jak z dzieckiem. Dlaczego akurat ja mam mu ratować tyłek?
– Przepraszam Greg, ale siła wyższa wzywa. Kiedyś to sobie odbijemy.
Podeszłam do niego i cmoknęłam go w policzek, po czym ruszyłam w stronę tłumu. Czas pobawić się w Victorię wybawicielkę. Przepchałam się przez tych wszystkich ludzi i stanęłam na przeciwko Axla, który wdał się w bójkę z jakimś farbowanym blondynem. Przewróciłam oczami i wypuściłam głośno powietrze.
– Ej, Rose! Czekam na ciebie, a ty co, bijesz się z jakąś ciotą? – próbowałam przerwać ich jakże pasjonujące zajęcie. Udało się. Spojrzenia samych zainteresowanych, jak i gapiów, skupione były na mojej osobie.
– Axl, weź naucz swoją niunię szacunku do innych – odezwał się blondyn, który miał rozcięta wargę.
– Nie będziesz mi mówił, co mam robić! – wykrzyczał wkurzony wokalista, po czym podszedł bliżej i objął mnie w pasie. – Chodź, skarbie, wychodzimy.
Rzucił jeszcze pełne pogardy spojrzenie i wyszliśmy z klubu. Na zewnątrz uwolniłam się z jego uścisku i stanęłam przed nim z założonymi rękami.
– Co to, kurwa było?! – zapytałam podirytowana. – Nie możesz raz w życiu się nie awanturować?!
– Będę robił, co mi się żywnie podoba. Poza tym ta ciota z Poison cię obrażała, jeśli chcesz wiedzieć.
No tak, oni z całego serca nie lubili się z chłopakami z Poison.
– To nie jest powód do wszczynania bójki!
– To on zaczął! – próbował się bronić.
– Nie zachowuj się jak przedszkolak! W ogóle mam cię dość i wracam do domu – oznajmiłam, po czyn już chciałam odejść, ale złapał mnie za nadgarstek.
– Odwiozę cię.
– Dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam. Poza tym jesteś pijany – próbowałam się uwolnić, ale jak zawsze był silniejszy. – Puszczaj mnie!
– To nie była propozycja, a raczej informacja, więc dla swojego własnego dobra wsiadaj do środka! – wykrzyczał i gwałtownie mnie puścił.
Poleciałam do tyłu i upadłam na maskę samochodu McKagana. Co za pieprzony idiota! Z gracją wstałam i zajęłam miejsce pasażera. Po chwili Rose usiadł obok mnie i zapalił silnik.
– Jak nas zabijesz, to obiecuję, że obedrę się ze skóry – powiedziałam, jednocześnie zapinając pas.
– Kotku, jak zginiemy, to nie sądzisz, że będzie już trochę za późno za zemstę? – popatrzył na mnie ze zdziwieniem, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
– Zrobię to w zaświatach – odpowiedziałam obojętnie.
Pokręcił głową i zaśmiał się. Wyjechaliśmy na drogę i kierowaliśmy się w stronę mojego bloku. Do tej pory nie zderzyliśmy się czołowo z żadnym pojazdem, co można uznać za sukces.
– Axl, możesz zabrać rękę z mojego uda? – poprosiłam podirytowana, czując na sobie dotyk rudzielca.
– Oj, błagam cię. Nie zgrywaj takiej niedostępnej.
– Tobie chyba przewraca się już w głowie – skomentowałam. – Radzę zacząć się leczyć.
– Misiaczku, po prostu chcę wygrać zakład, a ty mi w tym pomożesz – uśmiechnął się cwaniacko i zabrał dłoń.
– Z kim się założyłeś, że mnie przelecisz?! – zapytałam oburzona. Nie jestem przedmiotem, a mimo wszystko tak mnie traktowali.
– Z McKaganem. Dlatego nie idź z nim do łóżka w najbliższym czasie, bo zamierzam nie dać mu tej satysfakcji.
– Jesteście chorymi popaprańcami! – wykrzyczałam. – Dlaczego ja się z wami zadaję?!
– Bo nas kochasz – odpowiedział z zadowoleniem. – W sumie to mnie bardziej, ale oni nie muszą o tym wiedzieć.
– Powtórzę to po raz kolejny. Idź się leczyć!
– Rybko, uspokój się, bo ci żyłka pęknie – zaśmiał się.
– Pie...
– Z tobą chętnie - przerwał mi.
Przewróciłam oczami i założyłam ręce na piersi. Skończony dupek. Jak ja go nienawidziłam.
– Uważaj, bo wjedziesz centralnie w drzewo, a jak już wiesz, ja chcę jeszcze pożyć – ostrzegłam go.
– Jakie drzewo? Przecież tu nic nie ma! – wykrzyczał zdumiony.
– O cholera! Rose, błagam cię, nie jedź prosto!
Zamknęłam oczy. Jakoś nie zamierzałam patrzeć na swoją śmierć. A miałam jeszcze tyle planów...
– Nie rozumiem o co ci chodzi?
Złapałam mocno rękami na siedzenie. Mogłam próbować go zatrzymać, ale chyba za bardzo spanikowałam.
– O kurwa – usłyszałam.
Byłam przygotowana na najgorsze. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Nie chciałam umierać. Z moich oczu poleciały łzy. Czekałam, aż uderzymy w drzewo, jednak nic takiego się nie stało. Poczułam, jak pojazd nagle się zatrzymał. Zdziwiłam się i otworzyłam oczy. Staliśmy jakieś kilka centymetrów od rośliny. Boże, dzięki ci wielkie. Mój oddech był przyspieszony, a na twarzy pojawił się uśmiech. Jednak jeszcze trochę pożyję. Rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam Axla, który najpierw patrzył się z niedowierzaniem, a później zaczął się śmiać.
– Ciebie to bawi?! – zapytałam wkurzona. – Mogliśmy zginąć!
– Ale tak się nie stało, bo jestem zajebistym kierowcą.
Spojrzałam na niego z politowaniem. Trochę więcej samokrytyki, panie Rose. Nic mu nie było. No oczywiście poza rozciętym łukiem brwiowym, który był pamiątką po dzisiejszej bójce. Ile razy on już go uszkodził?
– Jesteś idiotą i mam cię już dosyć!
– Z wzajemnością, Edwards – odparł.
Odpięłam pas i wysiadłam z samochodu. Nie no, dłużej z nim nie wytrzymam.
– Kurde, zdecyduj się. Albo masz ochotę mnie przelecieć, albo mnie nienawidzisz, a nie zachowujesz się jak kobieta w ciąży!
– I kto to mówi!? – zaśmiał się. – Jesteś zwykłą dziwką, ale i tak cię zerżnę, Edwards.
– Widzę, że przeszliśmy na nazwiska. W takim razie, żegnaj, Rose – rzuciłam i obróciłam się na pięcie.
– Dla ciebie pan Rose! - zawołał. – Jednak trzeba cię nauczyć szacunku.
Pokazałam mu tylko środkowy palec i ruszyłam przed siebie. Byłam jakieś pięć przecznic od swojego mieszkania. To nie było daleko, więc spokojnie mogłam się przejść. Axl na pewno nie będzie za mną jechał. W końcu był śmiertelnie obrażony. Żałosne. Prychnęłam pod nosem i poprawiłam włosy. Sama sobie potrafiłam dać radę i wcale go nie potrzebowałam. Zrobiłam zaledwie kilka kroków, po czym zaczął padać deszcz. Świetnie! Oczywiście jak to ja, nigdy nie nosiłam ze sobą parasola. Zostałam skazana na powolne moknięcie, podczas gdy on pozostawiał suchy w samochodzie. Rose, wracaj!
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
♥
Hej robaczki ;) Jak widzicie, udało mi się znaleźć czas na jeden malutki rozdzialik.
Co o nim sądzicie? Ogólnie to następny już się pisze, ale nie wiem,
kiedy go wrzucę. Od jutra zaczynam egzaminy, więc pasowałoby cokolwiek
umieć. Mimo wszystko, obiecuję, że przysiądę do tego w środę i może wtedy go opublikuję. Trzymajcie kciuki, żebym znalazła czas xD
To co, podnosimy stawkę do 3 komentarzy?
Do następnego ;)
Haha super rozdział jak zawsze :D. Rose się chyba nigdy nie zmieni. Szkoda mi Belli, że wpakowała się w takie coś i nigdy nie podejrzewałam chłopaków że będą ją tak wykorzystywać, no cóż. Czekam na kolejny rozdział! :D
OdpowiedzUsuń