sobota, 30 kwietnia 2016

36. What's wrong with you




Obudziłam się rano z ogromnym bólem głowy. Niewiele pamiętałam z poprzedniego wieczoru, oprócz faktu, że poszłam na koncert Gunsów. Świetnie, po raz kolejny przesadziłam z alkoholem. Odsunęłam kołdrę na bok i gwałtownie usiadłam na łóżku. To był błąd. Jak ja się w ogóle znalazłam w swoim pokoju? Przetarłam oczy i tym razem bardziej ostrożnie wstałam z łóżka. Trochę kręciło mi się głowie, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Zarzuciłam na siebie przyjemny, czerwony szlafrok i udałam się do kuchni. W końcu pasowałoby zjeść jakieś śniadanie.
Kompletnie nieprzytomna, z towarzyszącym mi kacem, przemierzałam salon. Palcami wskazującymi masowałam skronie, aby choć troszkę uśmierzyć ból. Zauważyłam, że przy stole siedział Chris i popijał kawę, w międzyczasie czytając jakąś gazetę.
   
    – Hej – przywitałam się jeszcze zaspanym głosem i nalałam sobie czarnego naparu do kubka.
   
    – Cześć – mruknął pod nosem, nawet nie zwracając na mnie uwagi.
Oprałam się biodrami o blat i delektowałam się napojem, jednocześnie obserwując chłopaka. Umiejętnie mnie ignorował i nadal zajmował się swoimi rzeczami.
 

    – Gdzie jest Lena? – zapytałam, aby jakoś zacząć rozmowę. Nienawidziłam ciszy, która obecnie panowała między nami.
    
    – Odwiozłem ją rano do Hell House. Chciała z tobą porozmawiać, ale nie byłaś w stanie – odpowiedział nawet na mnie nie patrząc.
   
    – Fakt, trochę przesadziłam z alkoholem. Po prostu miałam gorszy dzień – przyznałam się do winy, chociaż nie było to łatwe.
  
    – Trochę... Vicky, Duff cię przyniósł prawie nieprzytomną około czwartej. Co się z tobą dzieje?!
Odłożył gazetę i zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu. Czyżby się mną zainteresował?
    
    – Nie krzycz – złapałam się za głowę. – Mam problemy i próbowałam trochę wyluzować. Poza tym to jest moje życie.
   
    – Masz rację. Dlatego nie zamierzam się do niego wtrącać, bo przecież nie jestem jego częścią – powiedział oburzony i poszedł do swojego pokoju.
Nie chciałam się kłócić, ale wszystko zmierzało ku temu. Dlaczego ja muszę mieć takie porąbane życie? Wzięłam głęboki oddech i odłożyłam kubek na blat, po czym poprawiłam włosy.
   
    – Nadal rozpamiętujesz to, że dałam ci kosza? Chris, to nie o to chodzi, że nic do ciebie nie czuję. 

Po prostu moje życie jest zbyt skomplikowane i nie chcę cię zranić – wydusiłam z siebie, pomimo że do moich oczu zaczęły napływać łzy.
Nie usłyszałam odpowiedzi. Zamiast tego po chwili brunet pojawił się w salonie z jakąś walizką. Czyżby chciał się wyprowadzić? Naprawdę już tak ma mnie dość?
   
    – Wyprowadzasz się? – zapytałam, ledwo powstrzymując płacz.
Kochałam go, więc nie mogłam znieść tego, jak wyglądają nasze relacje. Chłopak spojrzał na mnie. Jego wzrok przepełniony był bólem i zarazem rozczarowaniem. W tej chwili marzyłam tylko o tym, aby znaleźć się w jego ramionach i móc zaciągnąć się jego zapachem.
   
    – Nie, wyjeżdżam na szkolenie. Najprawdopodobniej wrócę na święta, ale nie wiem. Poza tym, gdybyś coś do mnie czuła, to na pewno nie zachowywałabyś się tak, jak robisz to teraz – odpowiedział i zarzucił na siebie kurtkę.
  
    – Chris, nie oceniaj mnie tak łatwo. Nawet nie wiesz, ile ostatnio wydarzyło się w moim życiu. Trochę się pogubiłam i nie do końca wiem, jak to naprawić.
   
    – A może jest już za późno? – wzruszył ramionami.
   
    – Błagam cię, nie mów tak – pokręciłam przecząco głową i poczułam, jak po moim policzku spływają kolejne łzy. – Gdybym mogła ci o wszystkim powiedzieć...
   
    – Słucham.
Oparł się o kanapę i patrzył na mnie z najmniejszą uwagą. To była jedyna szansa, aby poznał prawdę. Nie mogłam już tego przed nim ukrywać. Im dłużej go okłamywałam, tym bardziej cierpiałam. Poruszałam ustami i próbowałam wydobyć z siebie jakieś dźwięki, ale na marne. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. W tej chwili miałam nogi jak z waty. Pomyślałam o Gunsach. Nie byliby zadowoleni z tego, że Pittman o wszystkim wie. Tylko dlaczego ja przekładałam ich dobro nad własne?
    
    – Nie mogę – wyszeptałam. – Przepraszam.
Chłopak pokręcił głową i zabrał swoje rzeczy, po czym udał się do wyjścia. Nie krzyczałam, nie wołałam go. Nawet za nim nie pobiegłam i nie próbowałam zatrzymać. Patrzyłam się tylko na tę całą sytuację jak jakiś obserwator. Nie byłam w stanie niczego zrobić, chociaż w tym momencie moje serce było rozdarte na pół. Kiedy usłyszałam trzask drzwi, osunęłam się na podłogę i wybuchłam histerycznym płaczem. Nie umiałam sobie pomóc, pomimo tego że tak bardzo cierpiałam...
Późnym popołudniem stwierdziłam, że nie wytrzymam już dłużej sama w tym mieszkaniu. Wszechobecna cisza działała na mnie przygnębiająco. Nie potrafiłam niczym zająć moich myśli, przez co nie mogłam się skupić. Zamieniłam luźne dresy, w których przechodziłam cały dzień na podarte jeansy i czarny, obcisły T-shirt. Związałam włosy w niechlujnego koka i wykonałam szybki makijaż. Ubrałam trampki i zarzuciłam na siebie ramoneskę. Zamknęłam drzwi na klucz, uprzednio upewniając się, czy wszystko wzięłam. Zamierzałam wyskoczyć do klubu, aby się czegoś napić. Znowu...
Dotarłam na przystanek dosyć późno, przez co ledwo złapałam autobus. Usiadłam na samym tyle pojazdu i próbowałam nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Włączyłam muzykę i kontemplowałam widok, który rozciągał się za oknem. Kilka przecznic dalej wsiadł jakiś pijany mężczyzna i nawoływał, że jego żona to suka. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem i jednocześnie poczułam się nieswojo. Mam nadzieję, że nie usiądzie obok mnie. Nie miałam ochoty na pogawędkę z nim. Na szczęście, albo i nie, zajął miejsce przede mną. Wszystko wydawało się okej, tylko był jeden mały problem. Mianowicie śmierdziało od niego jak z gorzelni. Nieprzyjemny zapach był nie do wytrzymania, przez co zdecydowałam się wysiąść kilka przystanków wcześniej. Super, teraz przez tego gościa stracę więcej czasu na dotarcie do klubu. Przewróciłam oczami i pomaszerowałam w stronę Sunset Strip. Wiał łagodny wiatr, a odczuwalna temperatura była w miarę wysoka.
Doszłam do celu po dłuższej chwili. Tego wieczoru mój wybór padł na Rainbow. Weszłam do budynku, wcześniej kupując bilet, ponieważ dzisiaj miał grać jakiś zespół. Zamrugałam parę razy, aby powoli przyzwyczaić się do wszechobecnej ciemności. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, lecz dostrzegłam niewiele wolnych stolików. Stwierdziłam, że odpuszczę sobie dalsze poszukiwania i zajęłam miejsce przy barze. Na moje szczęście stał za nim Todd. Uśmiechnęłam się szeroko na widok przyjaciela, a on odwzajemnił mój gest.
   
    – Cześć – przywitałam się. – Co polecasz?
   
    – Witam moją ulubioną klientkę. Zaraz podam ci coś specjalnego – powiedział i zabrał się za przyrządzanie drinka.
   
    – Tylko ma być mocny – oznajmiłam.
    
    – A co, znieczulamy się?
   
    – Szkoda gadać – machnęłam ręką. – Jak zwykle problemy albo to ja przesadzam.
   
    – Służę pomocą – zaoferował, dołączając jeden ze swoich zabójczych uśmiechów.
   
    – Dam sobie radę sama.
   
    – Jak coś to wiesz, gdzie mnie szukać – powiedział i podał mi napój. – Proszę.
   
    – Dziękuję.
Zamoczyłam usta w trunku i upiłam niewielkiego łyka. Starałam się delektować smakiem drinka, który był niezwykły. Na mojej twarzy zagościł subtelny uśmiech. Chyba tego mi było trzeba. Tylko tym razem może tyle nie wypiję. Może.
    
    – Co to? – zapytałam zaciekawiona.
   
    – Cuba Libre – odpowiedział obojętnie. – A co, smakuje?
    
    – Nawet bardzo – odpowiedziałam i zaczęłam kreślić ósemki rurką. – Co tam u ciebie? – zapytałam w pewnej chwili, nie chcąc siedzieć w niezręcznej ciszy.
   
    – Jakoś pomalutku leci. Dużo pracy, sporo nauki. Na szczęście weekendy mam wolne, więc mogę trochę odpocząć – odpowiedział, jednocześnie przecierając szklanki. – Zapytałbym, a co u ciebie, ale wiem, że ten temat jest dziś nie do poruszenia.
   
    – Jak ty mnie znasz – uśmiechnęłam się pod nosem. – No cóż, u mnie jak zwykle. Może być zajebiście, ale zawsze muszę coś zepsuć albo nie wykorzystać okazji.
Przygryzłam dolną wargę i skupiłam wzrok na szklance z napojem. Możliwe, że za bardzo się nad sobą użalałam, ale w tej chwili powoli dochodziło do mnie jaką beznadziejną osobą byłam.
   
    – Co tam u Rosie? Dawno jej nie widziałam.
   
    – Żyje – zaśmiał się. – Mały rośnie, nie da się tego nie zauważyć. Poza tym dobrze się czuje. Trochę pracuje, chociaż mówiłem jej, że to nie jest najlepszy pomysł.
   
    – Ale ze mnie przyjaciółka. Nawet nie mam, kiedy jej odwiedzić – zasmuciłam się.
   
    – Przestań. Każdy ma swoje obowiązki. Na pewno uda ci się znaleźć wolną chwilę, jak już się wszystko ustabilizuje – położył dłoń na moim barku. – Uśmiech, proszę.
Zaśmiałam się. Todd wiedziałam, w jaki sposób mnie pocieszyć. Zawsze mogłam na niego liczyć, tylko czasami tego nie dostrzegałam. Upiłam drinka i spojrzałam na niego. Był cały rozpromieniony i widać było, że nie mógł na nic narzekać, a wręcz przeciwnie.
    
   – Słyszałem, że znalazłaś pracę. Mogę wiedzieć, co teraz robi moja przyjaciółka?
No to się wkopałam. I co ja mu teraz powiem? Przecież ot tak mu nie mogłam oznajmić, że zostałam dziwką. Musiałam wymyślić coś dobrego, a zarazem takiego, żeby nie mógł tego zweryfikować albo domyślić się, że kłamałam.
    
   – Opiekuję się dziećmi – odparłam bez zastanowienia. Dobry żart. Przecież ja za nimi nie przepadałam. Na szczęście on o tym nie wiedział. – Przemiłe maluchy. Niestety muszę dojeżdżać do centrum, ale jakoś to przeboleję.
Muszę przyznać, że czasami byłam bardzo zadowolona ze swojego ''talentu aktorskiego''. Davis bez problemu uwierzył w tę całą bajeczkę o dzieciakach. Wracając do tematu pracy. Kątem oka zauważyłam Eddiego oraz Axla z tą jego nową dziunią, jak wchodzili do klubu. Nie zważając na nic, zajęli duży stolik z napisem rezerwacja. Mój szef usiadł po jednej stronie, a Rose i blondi po drugiej. Mój były objął ramieniem swoją towarzyszkę i spojrzał w kierunku baru. Miałam nadzieję, że mnie nie zauważy, ale niestety tak się nie stało. Przez ułamek sekundy wzajemnie lustrowaliśmy się wzrokiem, po czym Axl, który jak zwykle był cholernie pewny siebie, uśmiechnął się szelmowsko i przysunął dziewczynę bliżej swojego torsu. Czyżby próbował wywołać u mnie zazdrość? Zaśmiałam się pod nosem. Nic się nie zmienił. Nie zamierzałam patrzeć, jak wykorzystuje łatwowierność i próżność tej laski.
   
    – No cóż, na mnie już czas – oznajmiłam i wstałam ze stołka, uprzednio zabierając swoje rzeczy.
  
    – Już? Czyżby wielki pan Rose cię wypłoszył? – barman zaśmiał się, jednocześnie przygotowując zamówienie dla grupki rockmenów.
   
    – Nie. Po prostu zamierzam dzisiaj zachować umiar. Ale kiedyś tu jeszcze zawitam. Do następnego.
   
    – Hej.
Pomachałam mu i zdecydowanym krokiem opuściłam lokal. Mój wcześniej założony cel został zrealizowany. Wypiłam tylko jednego drinka i nadal czułam się świetnie. Oczywiście nie licząc skutków ubocznych wczorajszego wypadu. Na zewnątrz odpaliłam szluga i stanęłam obok pobliskiego kosza, aby móc w spokoju oddać się paleniu. Po drugiej stronie ulicy znajdowało się paru meneli, którzy próbowali wyżebrać klika dolarów na jakiś alkohol. Poza tym było w miarę spokojne. Zważając na porę i okolicę, nie zdarzało się to tutaj zbyt często. Już miałam gasić peta i udać się w stronę przystanku, kiedy usłyszałam czyjś krzyk. Zaniepokojona wolnym krokiem poszłam w tamtym kierunku. Mój oddech był przyspieszony, a serce kołatało coraz mocniej. Bałam się, że mogę tam zastać kogoś niebezpiecznego. Jednak odczuwałam wewnętrzną potrzebę pomocy temu komuś i właśnie ona górowała nad strachem, którego doświadczałam. Na początku nie zamierzałam zbytnio się poświęcać i pozostać niezauważoną. Ostrożnie oparłam się o zimną ścianę i próbowałam ustabilizować oddech, myśląc o czymś przyjemnym. Delikatnie wychyliłam się, aby zobaczyć tamtą osobę. Sparaliżowało mnie. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego. Na chodniku obok ogromnego, zielonego śmietnika siedziała Lena i cała dygotała. Miała zakrwawioną rękę i pół twarzy, poza tym na jej ciele widoczne było sporo siniaków. Spojrzała w moim kierunku i wybuchła płaczem. Nie czekając ani chwili, podeszłam bliżej i przysiadłam obok niej.
   
    – Boże, Lena, co ci się stało? – zapytałam, będąc jeszcze w lekkim szoku i ostrożnie chwyciłam ją za ramię.
Dziewczyna nie była w stanie niczego z siebie wydusić. Patrzyła się na mnie ze strachem w oczach i próbowała opanować płacz, ale najnormalniej w świecie nie była w stanie. Ktoś ją nieźle skrzywdził.
  
    – Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe, ale spróbuj o tym nie myśleć. Jestem przy tobie. Wszystko będzie dobrze – próbowałam ją uspokoić.
Czarnowłosa oparła głowę o moje ramię i dała upust emocjom. Gładziłam ją po głowie i w kółko powtarzałam, że już nic jej nie grozi, chociaż sama nie byłam tego pewna. Cholera, a jak ten ktoś wróci?
  
    – Vicky, boję się go – wydukała, cała dygocząc. – Wkurzył się, że byłam taka bezmyślna i lekkoduszna. On jest zdolny do wszystkiego.
    – Kto? – zapytałam, chociaż z trudem mi to przeszło przez gardło.
Modliłam się w duchu, żeby to nie był Slash. Dobra, potrafił być niemiły, kiedy, jak mówił, wymagała tego sytuacja, ale nie do tego stopnia. Hudson nigdy nie uderzyłby kobiety, w szczególności Fiodorow. W końcu ją kochał. Nawet Rose, który był znany ze swojej nieprzewidywalności, nie pobiłby aż tak żadnej dziewczyny.
  
    – Eddie... – wyszeptała, po czym po raz kolejny wybuchła płaczem.
Poczułam, jak ciarki przechodzą po moim ciele. Wiedziałam, że nie mogę tak tego zostawić, ale co mogłam zrobić. Porozmawiać z nim, przemówić mu do rozsądku? To nic nie da, a jeszcze mi się oberwie. Bałam się go. Cholernie się go bałam. W co ty się Edwards wkopałaś?




♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Hej robaczki, co tam u Was? Jesteście gotowi na małe zmiany? Jak myślicie, co zrobi Victoria?
To co, trzy komentarze i jedziemy dalej?
Do następnego ;)


1 komentarz:

  1. Omg biedna Lena ;____;. Kurde teraz Bella musi jeszcze bardziej uważać, bo wie do czego jest ten Eddie zdolny. No a Rudy nasz kochany sie nigdy nie zmieni. :D XD Dobry odcinek, czekam na kolejny! <3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie