Lena siedziała skulona na zimnym podłożu i próbowała dojść do siebie, w czym przeszkadzał jej płacz. Była cała roztrzęsiona i ledwo udało jej się cokolwiek powiedzieć. Nie mogłam bezczynnie na to patrzeć. Musiałam się tym zająć i zabrać ją do siebie. Tylko, że to nie było takie proste. Nie chciałam zostawić dziewczyny samej, ale z drugiej strony, jeśli nie pojawię się w pracy, to może się dla mnie źle skończyć. Nagle wpadłam na jedyne sensowne rozwiązanie tej sytuacji. Tylko dlaczego musiałam aż tak się zniżyć i poprosić go o pomoc? Chyba nie było innego wyjścia.
– Zaczekaj tutaj – poprosiłam moją przyjaciółkę i gwałtownie się podniosłam. – Zaraz sprowadzę pomoc.
Bez chwili zastanowienia, żwawym krokiem udałam się z powrotem do klubu. Po raz kolejny ogarnęła mnie ciemność, a do moich uszu docierały głośne dźwięki przesterowanych gitar. Rozejrzałam się dookoła, aby go znaleźć. W końcu go zauważyłam. Siedział przy barze z tą swoją blondi i bezczelnie patrzył się na jej biust, podczas gdy ona mu o czymś opowiadała. Widać, że zależy mu tylko na jednym. Przewróciłam oczami i podeszłam bliżej nich, ale oni wcale nie zwrócili na mnie uwagi. Byli zbyt zajęci sobą. To było takie słodkie, że aż nie.
– Axl, musimy porozmawiać – zaczęłam lekko poddenerwowana. Spieszyło mi się, a poza tym nie miałam ochoty na te jego gierki.
Chłopak z niezadowoleniem odwrócił się w moją stronę. Zobaczyłam grymas na twarzy jego towarzyszki. Czyżby za mną nie przepadała?
– A co, stęskniłaś się, kotku?
Uśmiechnął się na mój widok, chociaż wyglądałam jak siedem nieszczęść. Kok, który zrobiłam sobie przed wyjściem, kompletnie się rozwalił, uwalniając pojedyncze kosmyki, które oplatały moją twarz.
– Niedoczekanie twoje – prychnęłam. – Mam problem i potrzebuję twojej pomocy.
Z trudem wypowiedziałam ostatnie dwa słowa. Naprawdę nie chciałam go o to prosić, ale nie miałam wyjścia.
– Słucham.
Przełknęłam głośno ślinę i próbowałam zebrać myśli. Dostrzegłam, że ta cała jego blondi ciska we mnie gromy i najchętniej zamordowałaby mnie wzrokiem, gdyby tylko mogła. Widać było, iż chce mieć Rose'a tylko dla siebie.
– To nie jest najlepsze miejsce do tego – pokręciłam głową. – Chodźmy gdzieś na bok.
Wokalista przytaknął na moją propozycję i wstał od baru, uprzednio całując dziewczynę w policzek i obiecując, że zaraz wróci. Stanął obok i objął mnie w pasie, lecz po chwili mu się wyrwałam. Niech sobie te czułości zostawi dla innej. Nie zwracając na niego uwagi, podeszłam pod ścianę, która znajdowała się niedaleko wejścia do toalet. Było to idealne miejsce na rozmowę. Nikt nam nie będzie przeszkadzał. No, może z wyjątkiem miziających się par.
– Powiesz mi wreszcie, o co chodzi? – zapytał poddenerwowany.
– Eddie pobił Lenę – wyszeptałam, gdyż ledwo przeszło mi to przez gardło.
Axl spojrzał na mnie ze zdumieniem. Trochę mu to zajęło, zanim dotarły do niego moje słowa. Oparł rękę o ścianę, a drugą przejechał po podbródku. Stał naprzeciwko mnie, przez co znalazł się bliżej mojego ciała. Czułam się niekomfortowo, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. W końcu miałam ważniejsze sprawy do załatwienia.
– Dlaczego? – zapytał.
– Tego się dowiem.
– Błagam cię Vicky, nie rób głupot.
Złapał wolną ręką mój policzek, a drugą nadal podpierał ścianę. Poczułam ciepło, jakie dostarczał mi jego dotyk. Wtuliłam twarz w jego dłoń. Brakowało mi bliskości, chociaż może niekoniecznie chciałam, aby pochodziła właśnie od Rose'a. Chwyciłam jego nadgarstek i odsunęłam jego rękę na bok. Nie zamierzałam dawać mu błędnych sygnałów i okazji do robienia sobie złudnej nadziei.
– Spokojnie – spojrzałam prosto w jego szmaragdowe tęczówki. – Zamierzam ostrożnie go podpytać o Lenę. Nie będę wyrażała swoich opinii ani zbytnio się narażała.
– I tak sądzę, że to jest zły pomysł.
– Wiesz, że zawsze stawiam na swoim? Tym razem nie będzie inaczej.
– Nie wiesz, co robisz – pokręcił głową. Na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech, który po chwili zniknął. – Eddie jest niebezpieczny, może zrobić ci krzywdę...
– Dam sobie radę – zapewniałam go. – Proszę cię tylko o jedno. Tam za klubem siedzi Lena. Ktoś musi się nią zająć, a jak wiesz, ja pracuję wieczorami. Zdaję sobie sprawę, że za sobą nie przepadacie, ale nie miałam kogo innego poprosić o pomoc. Weź to – wyciągnęłam jego dłoń i schowałam w niej klucze – i zabierz ją do mojego mieszkania. Tak będzie najlepiej.
Odsunęłam się od niego i próbowałam odejść, kiedy poczułam jego dużą dłoń, która złapała mój nadgarstek.
– Dobrze, ale ty do niego nie pójdziesz – powiedział dosyć szorstko.
Zamknęłam oczy i starałam się uwolnić. Szarpałam się przez chwilę, po czym najnormalniej w świecie mnie puścił. Nie oglądając się za siebie, szłam prosto do swojego celu. Rose nie utrudniał mi tego i nawet nie próbował mnie zatrzymać. Wiedział, że i tak zrobię swoje i nic mnie nie powstrzyma.
Kiedy znalazłam się już w głębi klubu, bacznie rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu Eddiego. Siedział sam, przy tym samym stoliku, co przed chwilą i popijał whisky z lodem. Rozpuściłam włosy i odważnym krokiem podeszłam bliżej. Bałam się, ale jednocześnie chciałam to zrobić. Musiałam poznać prawdę.
– Postawisz mi drinka? – zapytałam uwodzicielskim głosem, opierając dłonie na oparciu czerwonej sofy, na której siedział.
Odstawił szklankę na stół i spojrzał za siebie. Uśmiechnął się na mój widok i położył rękę na mojej. Przez moje ciało przeszły ciarki, jednak nie należało to do najprzyjemniejszych odczuć. Ostrożnie zabrałam dłoń, jednocześnie obserwując jego twarz. W końcu można było się po nim wszystkiego spodziewać. Na szczęście nie zareagował.
– Jasne. Siadaj – odpowiedział mój szef i wskazał miejsce naprzeciwko niego.
Zdobyłam się na mały uśmiech i zrobiłam, co kazał. W tym czasie Eddie zawołał jakąś kelnerkę i zamówił dla mnie Margaritę. Siedziałam cała zestresowana, chociaż nie dawałam tego po sobie poznać. Starałam się utrzymywać z nim kontakt wzrokowy. Mój pracodawca także uważnie mi się przyglądał.
– Co cię do mnie sprowadza? – zapytał, kiedy kelnerka, która przyniosła mi drinka, odeszła i zamoczył usta w trunku.
– A muszę mieć jakiś powód? – wzruszyłam ramionami, a następnie zabrałam się za konsumpcję napoju.
– Nie należysz do tych, które z własnej woli chcą wskoczyć mi do łóżka. Raczej należysz do tych grzecznych dziewczynek, Victorio. Chociaż z tego, co słyszałem, masz niewyparzony język.
– Potrafię być niegrzeczna – odpowiedziałam, na co on uniósł prawą brew. – Poza tym faktycznie mam sprawę.
– Jaką? – zapytał i oparł się o sofę, krzyżując ręce na piersi.
– Dlaczego zwolniłeś Lenę?
Stwierdziłam, że od razu przejdę do konkretów. Upiłam drinka i oczekiwałam jego reakcji na moje pytanie. Eddie spojrzał na mnie z politowaniem i wybuchnął śmiechem. O co chodzi?
– Jesteś żałosna – powiedział mi prosto w twarz. – Myślisz, że jak dobrze wypełniasz swoje obowiązki, to daje ci upoważnienie do wtrącania się w nieswoje sprawy? Otóż nie i lepiej zajmij się sobą.
– Tylko zapytałam. Po prostu nie podoba mi się, jak ją traktujesz – oznajmiłam już bardziej stanowczo.
Ups, trochę się wkurzył. Mam nadzieję, że to się dla mnie źle nie skończy.
– Jak tak bardzo chcesz wiedzieć, to Fiodorow ćpa, a ja nie zamierzam zatrudniać ćpunów, którzy mają tylko jedno w głowie. A teraz uważnie słuchaj, bo nie zamierzam powtarzać – nachylił się, przez co mogłam poczuć jego ciężki oddech. – Jeśli nie chcesz skończyć tak, jak twoja przyjaciółka, to radzę ci się wynosić – szczególnie zaakcentował ostatnie słowo.
Nie miałam ochoty z nim zadzierać. Doskonale wiedziałam, że jest niebezpieczny. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z klubu. Na zewnątrz było dość chłodno i nieprzyjemnie. Przeczesałam włosy palcami i zaczęłam nerwowo chodzić w kółko. Zastanawiałam się, co mogę teraz zrobić. Chyba jedynym dobrym wyjściem byłaby rozmowa z Gunsami. Tylko oni mogli mi pomóc w tej chwili.
Zauważyłam taksówkę, która stała niedaleko. Po wczorajszej nocy miałam jeszcze parę oszczędności, więc bez chwili zawahania udałam się w kierunku pojazdu. Zajęłam miejsce z tyłu i zapięłam pasy, odkładając na bok torebkę.
– Dokąd? – zapytał kierowca, poprawiając lusterko.
– Na Santa Monica, poproszę.
Dojechaliśmy pod Hell House w niedługim czasie. Zapłaciłam należną kwotę, dołączając serdeczny uśmiech. Wypuściłam głośno powietrze i powolnym krokiem udałam się w stronę drzwi. Nawet nie pukałam, gdyż wiedziałam, że byli zbyt leniwi, więc i tak skończyłoby się na tym, że sama musiałabym sobie otworzyć. Weszłam do salonu, w którym na kanapie siedzieli Izzy i Steven. Ten pierwszy trzymał w ustach papierosa, jednocześnie brzdąkając coś na gitarze. Blondyn natomiast, z Puszkiem na kolanach próbował oglądać telewizję. Na stole leżało pełno butelek z alkoholem, zarówno tych pustych jak i pełnych.
– Hej, Vicky. Fajnie, że wpadłaś – przywitał się Adler, jednocześnie energicznie machając ręką.
Stradlin spojrzał na mnie, uśmiechnął się i wrócił do swojego poprzedniego zajęcia. Przewróciłam oczami. Z kim ja żyję?
– Cześć, chłopaki. Jest Duff? Muszę z nim porozmawiać.
Pudel nagle posmutniał. Pewnie liczył na to, że przyszłam oglądać z nim nudne brazylijskie telenowele.
– Jest na górze. Zaraz powinien przyjść. Na pewno nie chcesz zostać? Mamy kisiel wiśniowy – zaoferował perkusista.
– Steven – brunet popatrzył na niego z politowaniem – nikt nigdy nie zje czegoś, co ugotowałeś. To się najnormalniej w świecie nie nadaje się do spożycia.
– Dzięki stary, właśnie zniszczyłeś moje marzenia – wypomniał mu Adler.
Gitarzysta tylko przewrócił oczami i wrócił do grania na gitarze. Parsknęłam śmiechem pod nosem. Oni momentami byli strasznie komiczni.
Podniosłam wzrok i ujrzałam, jak ze schodów schodzi Duff we własnej osobie. Wyglądał niesamowicie, przez co na mojej twarzy pojawił się subtelny uśmiech.
– Weź się tak nie szczerz, to tylko McKagan. Przypominam ci, że ja siedzę tutaj – odezwał się Steven.
Popatrzyłam na niego z grymasem na twarzy. Czyżby kolejny z zbyt dużym mniemaniem o sobie?
– Błagam cię, nie zachowuj się jak ten dupek Rose. Przepraszam, pan zajebisty Rose.
Izzy i Duff parsknęli śmiechem pod nosem na wspomnienie o wokaliście. No cóż, taki już był. Zbytnio pewny siebie i przekonany o tym, jaki to on nie jest. Spojrzałam na blondyna wymownym spojrzeniem. Raz się żyję. Na pewno zrozumie. Musi.
– Duff, musimy porozmawiać – próbowałam zacząć rozmowę.
– O czym? – zapytał zdziwiony. – Wszystko ustalone. Idziesz dzisiaj z Izzym.
– Dlaczego każesz mi gdziekolwiek wychodzić? Jesteś okrutny – oburzył się gitarzysta.
– Wolisz zostać w domu i oglądać ze Steviem jego ulubiony serial? – basista rzucił brunetowi wymowne spojrzenie.
– Oczywiście, że nie – odparł bez chwili zastanowienia. – Jednak jesteś cudowny.
– Wiem – wzruszył ramionami blondyn.
– Ej... – oburzył się Adler. – Już was nie lubię. – wstał z kanapy i z grymasem na twarzy poszedł na górę. – Chodź Puszek, tylko ty mi zostałeś – zwrócił się do kota, który posłusznie wykonał jego polecenie.
Przewróciłam oczami i założyłam ręce na piersi. Jak dzieci... Duff usiadł na wolnym miejscu i zabrał się za opróżnianie butelki z wódką. O nie, przecież miałam z nim porozmawiać.
– Ekhm... Chyba o czymś zapomnieliście – próbowałam im przypomnieć o swoim istnieniu.
– Słucham cię uważnie. Jakie są twoje życzenia? – zapytał teatralnie Duff i upił łyka trunku.
– Powiem wprost. Musisz porozmawiać z Eddiem.
Chyba nie spodziewał się tego, co powiedziałam, ponieważ ze zdziwienia wypluł na dywan wcześniej wypity napój i spojrzał na mnie, jakbym była co najmniej Brianem Jonesem.
– Oszalałaś?! – zaczął krzyczeć. – Przecież to jest jakiś psychol, który ma w garści całe Los Angeles. Z nim się nie dyskutuje, tylko grzecznie wypełnia jego polecenia.
– Niczego nie rozumiesz! – uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. – On pobił Lenę. Nie możemy mu na to pozwalać! – zaczęłam wymachiwać rękami.
– Ej, stary, to nie brzmi dobrze. Może faktycznie powinniśmy załagodzić sytuację? – oznajmił spokojnie Izzy. Przynajmniej on był po mojej stronie.
– Izz, przecież wiesz jaki jest Eddie. Wkurwi się tylko i wszyscy będziemy mieć przerąbane – odparł Duff, a następnie przełączył na program o kangurach.
– Chcecie to tak zostawić?! – oburzyłam się. – Przecież on ją pobił! Lena teraz nie może dojść do siebie, a wy co?! Zamierzacie tu tak sobie siedzieć i oglądać filmy?!
– Kotku, spokojnie – odezwał się McKagan, po czym podszedł bliżej mnie. Stradlin natomiast pozostał biernym obserwatorem. – Slash poszedł jej poszukać, więc nie będzie sama – położył ręce na moich ramionach, po czym odwróciłam wzrok. – Wszystko już w porządku?
Starał się być czuły i troskliwy, jednak ja pozostawałam na to obojętna. Nie miałam ochoty grać w te jego gierki.
– Daj sobie spokój – powiedziałam oschle, strącając jego dłonie i odsuwając się na bezpieczną odległość. – Mam was dość.
– Skarbie, to tylko zmęczenie. Idź się przebierz i rusz ten zgrabny tyłeczek do pracy.
– Nie – prychnęłam pod nosem i uśmiechnęłam się. – Strajkuję, bo wy macie w dupie, jak Eddie nas traktuje.
– Vicky, to nie tak... – próbował tłumaczyć się Izzy, ale basista mu przerwał.
– A co zamierzasz? – zapytał i zaśmiał się. Widać było, że kotłuje się w nim złość.
– Być jak najdalej od was – powiedziałam mu prosto w twarz, akcentując każde słowo.
Obróciłam się w stronę drzwi i zauważyłam kluczyki od samochodu, które leżały na stoliku pod ścianą. Uśmiechnęłam się i bez chwili zastanowienia wzięłam je, po czym mocno zacisnęłam w dłoni. Już otwierałam drzwi, kiedy nagle poczułam jego uścisk na moim nadgarstku. Skrzywiłam się i odwróciłam się w jego stronę.
– Puść mnie – wysyczałam.
– Masz się ogarnąć i iść do klubu – rozkazał blondyn.
– Pójdę, ale nie dla waszej korzyści! – wykrzyczałam i wyrwałam się, po czym otworzyłam drzwi.
– Wracaj tutaj, Edwards!
– Pieprz się, McKagan – odparłam i pokazałam mu środkowy palec.
– Pożałujesz tego... – usłyszałam, będąc już na werandzie.
Zbytnio się tym nie przejęłam i niezadowolona szłam w kierunku Hondy basisty. Duff nie poszedł za mną, co dodatkowo dawało mi satysfakcję. Wreszcie porządnie się im sprzeciwiłam. Wsiadłam do samochodu i włożyłam kluczyki do stacyjki, po czym odpaliłam silnik. Znowu miałam ochotę się napić, ale tym razem w grę wchodziła większą ilość alkoholu.
Łamiąc wszystkie możliwe przepisy dojechałam na Sunset Strip, gdzie zaparkowałam samochód pod Whisky A Go Go. Byłam wściekła i jedyne co mogłoby mi pomóc to porządna impreza. Zamknęłam Hondę i weszłam do klubu. Pierwsze, co zobaczyłam oprócz słabego oświetlenia to striptizerki, które tańczyły na rurze. Pomyśleć, że większość z nich pracowała dla Eddiego. Na samą myśl dostałam obrzydzenia. Podeszłam do ogromnego, czarnego baru i usiadłam na wolnym stołku.
– Poproszę Mojito – zwróciłam się do barmana,podnosząc rękę do góry.
Mężczyzna przytaknął głową i zabrał się za przygotowywanie drinka. W międzyczasie zaczęłam bawić się palcami i zastanawiać się nad tym wszystkim.
– Proszę, pani zamówienie – usłyszałam i podniosłam głowę do góry, po czym zobaczyłam uśmiechniętego chłopaka, który stawiał przede mną alkohol.
– Dziękuję bardzo – odwzajemniłam jego gest.
Delektowałam się drinkiem i słuchałam muzyki, która leciała z głośników. Aktualnie ktoś puścił Highway to Hell, czyli jedną z moich ulubionych piosenek AC/DC. Kołysałam się lekko na krześle, jednocześnie wystukując rytm o blat.
– Mogę się dosiąść? – usłyszałam męski głos, który dobiegał zza moich pleców.
Odwróciłam się i zobaczyłam Grega, który stał obok mnie i uroczo się uśmiechał.
– Śledzisz mnie? – zapytałam, owijając kosmyk włosów na palec.
– Nie – wyszeptał mi do ucha i usiadł na wolnym miejscu. – Po prostu mam dobrego informatora – stwierdził. – Dwa razy Pinacoladę poproszę – zwrócił się do barmana.
– Ciekawe – przeniosłam wzrok na do połowy pustą szklankę, po której brzegach kreśliłam kółka. – A wiesz, że nie miałam zamiaru tu przychodzić?
Barman podał jego zamówienie, a tymczasem ja patrzyłam się na niego z zaciekawieniem. Skąd wiedział, że mnie tu znajdzie?
– No widzisz, a jednak według mojego informatora miałaś tutaj być. To co, twoje zdrowie?
Podsunął mi kieliszek z alkoholem, z którego ostrożnie upiłam łyka. Patrzyłam się na chłopaka i oczekiwałam odpowiedzi na moje pytanie, którego nawet nie zadałam. Chyba liczyłam na to, że sam się domyśli, iż chciałam usłyszeć jakieś wytłumaczenie.
– Uśmiechnij się. Przecież wiesz, że nie jestem jak twój szef – oznajmił i położył dłoń na moim policzku, po czym gwałtownie obróciłam głowę. – Co jest? – zapytał, a na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
– Nie rozmawiajmy o mojej pracy – powiedziałam oschle i pokręciłam głową, a następnie zdobyłam się na sztuczny uśmiech. – Wiesz co, najlepiej chodźmy stąd. Tym razem mam ochotę zabawić się trochę inaczej.
– To znaczy?
– Zobaczysz – oznajmiłam i pogłębiłam uśmiech.
Wstałam od baru i spojrzałam na Collinsa, aby zrobił to samo. Zanim opuściliśmy klub, chłopak kupił ogromną butelkę szampana. Żwawym krokiem udaliśmy się w stronę mojego auta, to znaczy Hondy McKagana.
– Zamierzasz prowadzić? – zapytał zdziwiony.
– A czemu nie? – wzruszyłam ramionami. – Jak na razie jeszcze nic nie wypiłam. Obiecuję, że nas nie zabiję.
Przypomniało mi się, jak raz wracałam z klubu z Axlem i omal nie wjechaliśmy w drzewo. Tak, nie zamierzałam powtarzać jego błędów. Aktualnie byłam po mniejszej ilości drinków niż Rose wtedy.
– Wsiadasz czy nie? – zapytałam zniecierpliwiona, zapinając pas.
Greg pokręcił głową i w końcu zajął miejsce pasażera. Ustawiłam lusterka i odpaliłam silnik, a następnie włączyłam radio.
– Czyżby fanka dobrego brzmienia? – zapytał, kiedy z radia wydobywały się pierwsze dźwięki Paranoid.
– Dziwisz się? W końcu jestem dziwką jednego z bardziej znanych zespołów w LA.
– Dlaczego patrzysz na siebie tylko w takich kategoriach?
– Jakich?
– Tego, że jesteś prostytutką. Na pewno poza tym masz jakieś atuty – próbował mnie pocieszyć.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Coś tam by się znalazło. Gwałtownie skręciłam w pierwszą uliczkę po prawej stronie, która prowadziła na przedmieścia.
– Zwolnij trochę – zasygnalizował Greg, kurczowo trzymając się siedzenia.
– A co, boisz się? – zaśmiałam się.
– Nie – skłamał. – Jedziemy na plażę, w nocy? – zapytał zdziwiony.
– A czemu nie? – wzruszyłam ramionami. – To będzie wyjątkowa noc – dodałam.
– Za pewne – mruknął, po czym walnęłam go w łokieć, a następnie oboje zaczęliśmy się śmiać.
Dojechaliśmy na miejsce po około dziesięciu minutach. Wysiadłam z samochodu i nie zwracając uwagi na chłopaka, ściągnęłam buty, aby następnie chodzić boso po piasku.
– Nie jest ci zimno? – zapytał podchodząc bliżej i podając mi otwartego szampana.
– Nie – pokręciłam głową i zabrałam się do konsumpcji trunku.
– Co zamierzasz teraz robić? Kąpiel w oceanie?
– Aż taka pijana nie jestem – popatrzyłam na niego z politowaniem. – Możemy tam usiąść – powiedziałam i wskazałam palcem na niewielką skałkę.
– Okej. Księżniczka ma jakieś specjalne życzenia?
– Tak, weź mnie na barana – oznajmiłam z entuzjazmem, na co chłopak spojrzał na mnie, jakbym mu powiedziała, że zjadłam szyszkę.
– Już cię nogi bolą? – zapytał.
– Nie – odparłam obojętnie. – Uznałeś mnie za księżniczkę, a te nie mogą się przemęczać – zachichotałam pod nosem.
Przewrócił oczami i kucnął, abym mogła na niego wskoczyć. Mocno oplotłam go nogami w pasie i położyłam jedną rękę na jego obojczyku, a w drugiej trzymałam butelkę z alkoholem. Chłopak podniósł się i powoli ruszył w wcześniej wyznaczone miejsce.
– Ty coś jesz? – zapytał zdziwiony.
– No tak, a dlaczego pytasz?
– Jesteś cholernie lekka. Na pewno normalnie spożywasz śniadanie, obiad, kolację?
– Jak się tak dobrze zastanowimy, to jak na razie zjadłam śniadanie – odpowiedziałam.
– I tyle?!
– No tak – odparłam bez przekonania.
– Czy ty planujesz zostać anemiczką? Przecież praktycznie nic nie jesz – w jego głosie wyczułam oburzenie i jednocześnie zmartwienie.
– Oj, daj spokój – przewróciłam oczami. – Po prostu nie jestem głodna, ale dobrze popracuję nad tym – powiedziałam na odczepne.
– Trzymam cię za słowo.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, Greg ostrożnie postawił mnie na ziemię. Podziękowałam mu i uśmiechnęłam się pogodnie. Chłopak odwzajemnił gest i oboje usiedliśmy na skale. Upiłam sporego łyka szampana i podałam go Collinsowi, który zrobił to samo. Zamknęłam oczy i delikatnie odsunęłam głowę do tyłu.
– Opalasz się w nocy? Ciekawe – usłyszałam jego ironiczny głos.
– Pudło. Myślę.
– Nad czym?
– Nad życiem, które nie ma sensu – oznajmiłam.
– Życie jest piękne.
– Moje jest do dupy. Cały czas wszytko dzieje się wbrew mnie.
Otworzyłam oczy i sięgnęłam ręką po alkohol, co spotkało się z piorunującym wzrokiem bruneta. Nie zwracając na niego uwagi, po raz kolejny pozwoliłam, aby ta toksyczna ciecz dostała się do mojego organizmu. Po prostu dzięki niej czułam się lepiej, pewniej.
– Zauważyłem, że lubisz dużo wypić.
– Czasami, ale po tym robię różne głupstwa.
– Na przykład – zaśmiał się.
Popatrzyłam na niego i próbowałam zapamiętać każdy detal. Nie wiem, co mnie do tego podkusiło, ale to chyba był jakiś impuls. Wstałam i podeszłam bliżej Grega, który cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku. Zastanawiał się, co zrobię i raczej się tego nie spodziewał, ponieważ nawet nie protestował. Usiadłam na jego udach i zaplotłam palce na jego szyi. Nasze spojrzenia spotkały się i przez krótką chwilę nawzajem kontemplowaliśmy swoje twarze. Następnie zdecydowanie wpiłam się w jego wargi, składając na nich pocałunek wypełniony pożądaniem. Chłopak jednak go nie odwzajemnił, więc ostrożnie odsunęłam głowę, a następnie wstałam i zrobiłam kilka kroków do przodu.
– Masz swój przykład. Przed chwilą gotowa byłam uprawiać z tobą seks na tej skale, pomimo że na trzeźwo nie zrobiłabym tego – powiedziałam cicho, przerywając niezręczne milczenie.
– Wiesz co, może pojedziemy na jakąś domówkę? – zaproponował. – Mój kolega robi parapetówkę, nawet dostałem od niego zaproszenie.
Stanął za mną i położył dłoń na moim barku. Założyłam ręce na piersi i głośno przełknęłam ślinę. Impreza równa się jeszcze więcej darmowego alkoholu. Czy ja na pewno tego chcę, patrząc na to do czego mogę być zdolna?
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam mu w oczy. Wypełnione były troską. Wiedziałam, że mogę mu zaufać i nie zawiodę się.
– Spoko – odpowiedziałam krótko.
Zabraliśmy prawie pustą butelkę z szampanem i powoli udaliśmy się w stronę samochodu, rozmawiając na luźne tematy. Greg uparł się, że tym razem to on poprowadzi. Niechętnie zgodziłam się, ponieważ wiedziałam, że nie byłam już w najlepszym stanie. Dokończyłam trunek i zapięłam pas tak, jak kazał pan kierowca. Włączyłam Black Sabbath i odsunęłam okno.
– Sex, drugs and rock n' roll – krzyczałam, pomimo że brunet próbował mnie uciszyć.
Później nic nie pamiętałam. Pustka. Nie miałam pojęcia, jak dotarliśmy na imprezę i co na niej robiłam. Po prostu troszkę wcześniej urwał mi się film...
♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Hej robaczki ;) Gotowi na małe zmiany, o których będzie mowa już w następnym rozdziale? Btw mam cholerną ochotę pisać, także możliwe, że w najbliższym czasie pojawi się trochę rozdziałów.
W ogóle statystki lecą na łeb na szyję, przez co proszę Was o jedno. Jeśli przeczytaliście ten rozdział, to pozostawcie komentarz. Może być nawet kropka. Nic Was to nie kosztuje, a ja mam pewność, że ktokolwiek to czyta i moja praca nie idzie na marne.
Do następnego ;)
Hej robaczki ;) Gotowi na małe zmiany, o których będzie mowa już w następnym rozdziale? Btw mam cholerną ochotę pisać, także możliwe, że w najbliższym czasie pojawi się trochę rozdziałów.
W ogóle statystki lecą na łeb na szyję, przez co proszę Was o jedno. Jeśli przeczytaliście ten rozdział, to pozostawcie komentarz. Może być nawet kropka. Nic Was to nie kosztuje, a ja mam pewność, że ktokolwiek to czyta i moja praca nie idzie na marne.
Do następnego ;)
K R O P K A
OdpowiedzUsuńWidzisz? Postarałam się bardziej!
Jestem dumna, że z kolejnym rozdziałem fabuła rozwija się coraz bardziej i, że Twój talent nie idzie na marne :)
Się dzieje sie...(aż trzy kropki). Rozdział, jak zwykle zresztą, zajebioza, także ten. Czekam na następny ;-)
OdpowiedzUsuńCzy trzeba dużo słów? Przecież to zajebiste !
OdpowiedzUsuńSuper jak zawsze! Szkoda Leny, zresztą Belli też. Czekam na następny :D.
OdpowiedzUsuń