Siedziałam na ławce i próbowałam się ogarnąć. Niestety matka natura nie chciała mi w tym pomóc i pozwoliła, żeby krople deszczu powoli spływały po moim ciele. Wyglądałam okropnie i w dodatku było mi cholernie zimno. Chaotyczne fale zamieniły się w mokre, proste kosmyki. Natomiast makijaż rozpuścił się pod wpływem wilgoci i pozostawił tylko kolorowe smugi na moich policzkach. Zastanawiałam się, co teraz zrobić. Nie zamierzałam wrócić do klubu w tym stanie, ale z drugiej strony, nie miałam przy sobie drobnych na bilet. Fakt, faktem zarobiłam pięćdziesiąt dolarów, które mogłabym spokojnie rozmienić, tylko był jeden problem. Pod wpływem deszczu banknot rozmókł i teraz raczej przypominał coś dziwnego, aniżeli pieniądze.
Ukryłam twarz na dłoniach i czekałam na zbawienie. Najwidoczniej jedyne, co mi pozostało to nocowanie na ławce. No cóż.
Nagle usłyszałam jakiś śmiech, który dochodził z drugiej części parku. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam pijanego faceta, który zataczając się podążał w moją stronę. Poczułam niepokój i przerażenie. Rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było. Przełknęłam głośno ślinę. Może nie zwróci na mnie uwagi. Przejechałam dłońmi po chłodnych ramionach. Deszcz powoli ustępował miejsca mżawce
– Była skończoną suką. Nie zasługiwała na mnie – usłyszałam bełkoczący głos mężczyzny.
Dochodził coraz bliżej miejsca, w którym siedziałam. Z każdym jego krokiem narastało we mnie uczucie strachu.
– No, bo przecież nie odwołałaby zaręczyn, gdyby naprawdę mnie kochała – nadal mówił do siebie, w międzyczasie popijając jakiś alkohol. – A kogo tutaj mamy?
Wzrok mężczyzny zwrócony był w moją stronę, a na jego twarzy malował się uśmiech. Na jego widok przez moje ciało przeszły ciarki. Miałam ochotę krzyczeć, uciekać, ale nie mogłam. Jakby coś mnie sparaliżowało i nie pozwalało na żaden ruch. Mężczyzna wyrzucił butelkę na trawnik i pijackim krokiem podszedł pod ławkę, po czym usiadł obok mnie. Przełknęłam głośno ślinę i modliłam się w duchu, żeby nie miał niczego złego w zamiarach.
– Co za piękna pani siedzi sobie sama w parku – wybełkotał i położył dłoń na oparciu za moimi plecami. Czuć od niego było jak z gorzelni. – Ma pani szczęście, że w pobliżu znajdował się taki mężczyzna, jak ja.
Jego duża dłoń wylądowała na moim kolanie. Poczułam obrzydzenie, więc natychmiast ostrożnie ja podniosłam i odłożyłam na bok. Mężczyźnie najwidoczniej nie spodobał się ten gest. Nabrał przez to większej pewności siebie i przysunął się bliżej mnie tak, że czułam na szyi jego oddech.
– Słuchaj ślicznotko – zaczął, jednocześnie owijając na palcu kosmyk moich włosów. Próbowałam się odsunąć jak najdalej, ale jego ręką doszczętnie mi w tym przeszkadzała. – Mój kolega urządza w okolicy imprezę i brakuje nam damskiego towarzystwa. Sądzę, że idealnie się nadajesz.
Objął mnie w pasie i próbował przyciągnąć bliżej siebie, jednak cały czas wierciłam się i nie pozwalałam mu na osiągnięcie swojego celu. Bałam się i to cholernie, ale wiedziałam, że nie mogę się poddać. W okolicy było pusto. Tylko my dwoje. Nikt mnie nie usłyszy przez huk dochodzący z klubów. Zostałam skazana na jakąś łaskę.
– Puszczaj mnie! – wykrzyczałam, kiedy nie zamierzał mnie puścić, a wręcz mogłam czuć jego obleśny dotyk coraz niżej...
– Krzycz sobie, ile chcesz i tak nikt cię nie usłyszy – zaśmiał się przeraźliwe. – Ślicznotko, daj sobie spokój i bądź grzeczna, przecież oboje wiemy, że tego chcesz – szepnął tuż nad moją szyją.
Po raz kolejny przeszły mnie ciarki. Ten facet okazał się jakimś napaleńcem, który miał ochotę mnie zgwałcić. Znowu zachciało mi się płakać, jednak nie zamierzałam okazać przed nim swojej słabości. Nie mogłam mu ulec. Zaczęłam się coraz mocniej szarpać i próbowałam uwolnić się z jego uścisku. Zostało mi tylko to, ponieważ szanse, że ktokolwiek mnie usłyszy, były znikome.
– Puszczaj mnie, zboczeńcu! – krzyczałam jak najgłośniej potrafiłam.
Moje krzyki jednak do niego nie docierały. Wręcz przeciwnie. Działały jak płachta byka i motywowały do działania. Jego ręce schodziły coraz niżej, natomiast ja z biegiem czasu opadałam z sił.
– Pomocy! – wydałam z siebie ostatni odgłos z nadzieją, że ktoś jednak mnie usłyszy.
– Zostaw ją! – usłyszałam znajomy męski głos.
Nareszcie! Czyli jednak los nie chciał, żeby ten gość się do mnie dobrał? Zboczeniec przestał mnie obmacywać i spojrzał w stronę, z której dochodził głos. Odsunęłam się lekko, gdy jego uścisk się poluźnił. Znajomym mężczyzną okazał się Todd, który dziwnym zbiegiem okoliczności znalazł się we właściwym miejscu o właściwej porze.
– Jeśli pani sobie nie życzy, żebyś jej nie dotykał, to odpieprz się i to już!
Pierwszy raz słyszałam jak Davis krzyczy. Przestraszona przyglądałam się całej tej sytuacji. Mój znajomy podszedł bliżej i złapał mężczyznę za skrawek jego ubrania, po czym jednym szarpnięciem postawił go na nogi. Mężczyzna, który był zwykłym tchórzem, uciekł ile sił w nogach. Spojrzałam na bruneta, a następnie przeniosłam wzrok na dół. Położyłam palce na skroniach i próbowałam sobie to wszystko przyswoić. Już nie chciało mi się płakać, a raczej krzyczeć, tylko że także i na to nie miałam już siły. Został mi tylko przyspieszony oddech i niemożliwość żadnego ruchu.
Todd po chwili przypomniał sobie o mojej osobie. Przykucnął naprzeciwko mnie i objął moje przedramiona, jednocześnie głęboko patrząc mi w oczy, które niestety na razie nie odwzajemniały spojrzenia.
– Nic ci się nie stało? – zapytał z troską w głosie.
Podniosłam głowę, a następnie pokręciłam nią. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Jakby coś odebrało mi mowę. Na twarzy Davisa pojawiło się zdziwienie. Czyżby mnie nie poznał?
– Victoria? – zapytał z niedowierzaniem. – To ty? Co się z tobą stało?
Jego oczy były duże i można było w nich dostrzec współczucie i troskę. Nie mogłam znieść tego widoku. Schowałam twarz w dłonie i czekałam aż emocje opadną. Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku, chociaż po moich policzkach spływały gorące łzy.
– Chodź tutaj – powiedział, po czym objął mnie tak, że moja głowa oparta była o jego klatę. – Nie płacz – pocieszał mnie, jednocześnie głaskając moje plecy. – Odwiozę cię do domu – zaproponował.
Ostrożnie wstałam i podtrzymywana przez mojego towarzysza podążałam w kierunku Rainbow, gdzie znajdował się jego samochód. Milczeliśmy przez całą drogę. Todd nie próbował nawet pytać mnie, jak się tam znalazłam. Po prostu wiedział, że na razie nie byłam w stanie mu o niczym opowiedzieć. Dopiero teraz to wszystko do mnie dotarło i byłam w szoku.
W ciszy dojechaliśmy pod mój blok. Ostrożnie weszliśmy do środka, starając się nie zakłócić ciszy nocnej. Byłam okropnie zmęczona, więc jedyne, co zrobiłam to przebrałam się w piżamę. Tej nocy postanowiłam spać w salonie. Tam czułam się bezpieczniej, sama nie wiem, dlaczego.
– Todd? – próbowałam zatrzymać chłopaka, który już zbliżał się do wyjścia.
– Słucham?
– Mógłbyś ze mną zostać? – poprosiłam go.
Nawet specjalnie nie musiałam robić miny zbitego pieska. Po prostu w tej chwili wyglądałam jak ostatnia sierota, która zawsze musi mieć pecha. Położyłam się na kanapie, a następnie przykryłam się czerwonym kocem, który zawsze leżał w pobliżu. Todd natomiast usiadł obok i zaczął delikatnie głaskać moje ramię, co działało na mnie uspokajająco.
– Chcesz coś może na lepszy sen? – zapytał z troską.
– Nie – pokręciłam głową. – Możemy już nie wracać nigdy do tego tematu?
– Jasne. Dobranoc – powiedział.
Odpowiedziałam mu to samo i już po chwili wylądowałam w ramionach Morfeusza...
***
Gwałtownie usiadłam na kanapie i zaczęłam głęboko oddychać. Poczułam, że cała jestem mokra. To pewnie przez ten sen. Poprawiłam włosy i starałam się uspokoić.
Wszystko jest już dobrze, to był tylko koszmar.
– Vicky, wszystko w porządku? – usłyszałam czyjś głos dochodzący z kuchni.
Podciągnęłam koc i spojrzałam w tamtą stronę. Zobaczyłam Duffa, który wstał z krzesła i powoli zbliżał się w moją stronę.
– Co ty tutaj robisz? – zapytałam z lekkim przerażeniem w głosie. Chyba musi minąć parę dni, zanim wszystko wróci do normy.
– Todd mnie wpuścił. Swoją drogą, co on tutaj robił? – zapytał, a na jego twarzy malowało się zdziwienie.
– Pomógł mi – odpowiedziałam niepewnie.
McKagan spojrzał na mnie ze zmartwieniem zmieszanym z zakłopotaniem. Uklęknął obok kanapy i położył dłoń na moim ramieniu. Nie odtrącałam go. Wiedziałam, że w tym momencie mogłam liczyć na jego wsparcie.
– Vicky, co się stało? – w jego głosie wyczułam troskę. – Wczoraj tak po prostu zniknęłaś. Szukaliśmy cię, ale wszystko na marne. Izzy był wkurzony na siebie, że tak cię zostawił. Nie rób tak więcej. Nie wiem, co zrobilibyśmy, gdyby coś ci się stało... – tutaj jego głos się urwał.
– Duff, nie wracajmy do tego, proszę – odparłam, czując, jak delikatne łzy spływają mi po policzkach. – Na szczęście nic się nie stało, ponieważ Todd był w pobliżu.
Naprawdę, gdyby nie Davis, to nie wiem, co by się ze mną stało. Jednak teraz nie zamierzałam już o tym myśleć, żyć wydarzeniami minionej nocy. Wytarłam dłonią policzki i posłałam blondynowi trochę wymuszony sztuczny uśmiech. Nie chciałam go niepokoić tym, co się stało. Wystarczy, że Todd o wszystkim wie. Jednak spodziewałam się jakichś pytań z jego strony. Natomiast jego reakcja trochę mnie zdziwiła. Basista przytulił mnie do swojego ciepłego ciała, dzięki czemu mogłam poczuć się lepiej.
– Dzięki – rzuciłam krótko, po czym odsunęłam się od niego. – Duff, mogę cię o coś poprosić? – zapytałam niepewnie.
– Jasne, księżniczko – odparł bez chwili zastanowienia.
– Mogłabym dziś wieczorem zostać w domu?
Mężczyzna podrapał się po karku, po czym wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
– Wiem, że czujesz się fatalnie, lecz nie sądzę, żeby to był dobry powód. Eddie raczej nie pójdzie na takie coś – starał mi się to powiedzieć najdelikatniej, jak potrafił.
Aha, czyli on też ma coś do gadania w tej sprawie? A myślałam, że on tylko rekrutuje dziewczyny i śpi później na kasie, którą one zarobiły.
– A fakt, że mam okres jest odpowiednim powodem? – zapytałam.
Przynajmniej raz w życiu był, kiedy go potrzebowałam. Patrzyłam się na niego z subtelnym uśmiechem na twarzy, aby wpłynąć na jego reakcję. Basista zmieniłam wyraz twarzy na nieco przyjaźniejszy i odwzajemnił mój gest.
– No dobra, to raczej przejdzie – odpowiedział po chwili.
– Czyli załatwisz to?
– A mam inne wyjście? – zapytał i spojrzał na mnie z wymownym spojrzeniem, na co pokręciłam głową. – Co my z tobą mamy? – mruknął odchodząc w stronę przedpokoju.
– Słyszałam!
– Bo miałaś! Dobra, ja wychodzę porozmawiać z Eddiem i może po drodze kupię coś na śniadanie. Ty w tym czasie może się prześpisz? Podobno w nocy dość często się budziłaś.
No tak, przecież ból brzucha i koszmary nie pozwalały mi zasnąć. Usłyszałam tylko trzask drzwi, po czym zgodnie z zaleceniem Duffa z powrotem udałam się do krainy snów.
Z błogiego stanu wybudził mnie szelest papierów. Przetarłam oczy i ostrożnie usiadłam na kanapie. Chyba już najwyższa pora wstawać.
– Która godzina? – zapytałam zaspanym głosem, jednocześnie przeciągając się.
– Coś około piętnastej. Obudziłem cię?
– Nie – odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam. – W końcu nie mogę przespać całego dnia.
– No tak – przytaknął głową. – Kupiłem dla nas drożdżówki z serem, mam nadzieję, że je lubisz. Poza tym wypożyczyłem kilka filmów na wieczór – oznajmił.
Duff położył nasze śniadanie na talerzach i przyniósł je do salonu. W ramach podziękowania posłałam mu ciepły uśmiech. Naprawdę to wiele dla mnie znaczyło.
– Dziękuję – wyszeptałam pomiędzy łzami. – Jeszcze nikt tak dużo dla mnie nie zrobił, nawet moja własna rodzina. Wiem, że nasz układ jest chory i w ogóle nie powinien mieć miejsca, ale mimo to cieszę się, że was mam. Nawet nie wiesz, jak trudno jest znaleźć kogoś, kto zawsze będzie blisko nas. Może nie jesteście idealni, ale dla mnie jesteście jak rodzina.
Nie dałam rady mówić dalej. Nie potrafiłam zatrzymać potoku łez, który napływał do moich oczu. Dzięki nim poczułam się ważna, że jeszcze komuś na mnie zależy. Od dawna nie zaznałam, co to znaczy być kochanym. Teraz wiedziałam, że pomimo najgorszych chwil, chłopcy zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej.
Otarłam policzki i próbowałam przestać płakać, ale to było silniejsze ode mnie. Po prostu musiałam dać upust emocjom. McKagan nie odezwał się ani jednym słowem, tylko usiadł obok mnie, a następnie przysunął moje ciało do jego i objął swoimi dużymi rękami.
– Cichutko, już wszystko jest w porządku. Nic ci nie grozi. Eddie dał ci spokój przez kilka dni, także możesz odpoczywać. Jestem tutaj i będę przy tobie – szeptał, co chwile całując moje czoło.
Uśmiechnęłam się pomiędzy łzami. Basista, mimo wszystko był moim przyjacielem i właśnie w tej chwili to pokazał.
– Duff? – zapytałam przerywanym głosem.
– Tak, skarbie? – odpowiedział tuż nad moim uchem, przez co jego głos wywołał ciarki na moim ciele.
– Kochasz ją?
W sumie, to znałam odpowiedź na to pytanie, więc nie wiem, dlaczego je zadałam. Chyba po prostu chciałam się upewnić. Blondyn nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, ponieważ przez dłuższą chwilę milczał, ściskając bardziej moje prawe ramię i opierając swoją głowę na mojej.
– Bardzo ją kocham...
Ledwo co słyszałam jego głos. Czyżby McKagan próbował stłamsić płacz? No tak, jak to śpiewał Marley, no woman no cry. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Chyba oboje tego potrzebowaliśmy. Byliśmy lekarstwem na swoje problemy.
– Dlaczego jej tego nie powiesz? – drążyłam temat.
Chłopak zaczął stukać palcami po moim ramieniu i zastanawiał się nad odpowiedzią. Chwilami próbował coś powiedzieć, lecz wszystko kończyło się na jednym wdechu i próbie wypowiedzenia jednego słowa. Czułam, że coś było nie tak i że mogłam być w to zamieszana.
– Widzisz, Bell, to nie jest takie proste – w końcu zaczął swoją wypowiedź. – Kocham ją inaczej niż wszystkie moje byłe razem wzięte. Rosie jest wyjątkową dziewczyną i właśnie z tego powodu nie chciałbym jej skrzywdzić. Nigdy nie będę idealnym chłopakiem dla niej. Nie chcę jej okłamywać, a z drugiej strony, jest zbyt delikatna, żeby poznać prawdę. Ona zasługuje na kogoś lepszego...
Nie dał rady dokończyć. Widziałam, że z trudem mu te słowa przeszły przez gardło. Mała, samotna łezka spłynęła po moim policzku.
Dlaczego świat musi być taki niesprawiedliwy?
Poza tym doskonale wiedziałam, o co mu chodziło z tą prawdą. Chyba kiedyś wszyscy podjęliśmy złe decyzje... Czy naprawdę byłam tylko jednym, wielkim problemem?
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Hej robaczki 😉 Tym razem coś innego, smutniejszego (przynajmniej taki był zamysł). Jest troszkę więcej opisów, ale to właśnie one nadają klimat. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Jak sądzicie, Duff i Rosie będą razem, czy nie?
Oczywiście, tak jak zawsze czekam na Wasze opinie, które niezmiernie lubię czytać. Nawet te negatywne xD
A więc, jak i się Wam podoba rozdział?
Do następnego 😉
Hej robaczki 😉 Tym razem coś innego, smutniejszego (przynajmniej taki był zamysł). Jest troszkę więcej opisów, ale to właśnie one nadają klimat. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Jak sądzicie, Duff i Rosie będą razem, czy nie?
Oczywiście, tak jak zawsze czekam na Wasze opinie, które niezmiernie lubię czytać. Nawet te negatywne xD
A więc, jak i się Wam podoba rozdział?
Do następnego 😉
No i w końcu kochany Duff. Bell miała naprawdę szczęście, że Todd był w pobliżu, bo o jeny jednak gwałt to gwałt eh... Chciałabym żeby ona była w końcu szczęśliwa... Super rozdział, jak zawsze. :)
OdpowiedzUsuńWow <3 Naprawdę fajny blog :) Przy okazji zapromuję mojego :) Mam nadzieję, że ocenisz jak Ci się podoba :) Dopiero zaczynam, także chciałabym uzyskać jak najwięcej opinii o swojej twórczości :) http://youainthefirstyourejustoneinamillion.blogspot.com/?m=0
OdpowiedzUsuń