sobota, 21 maja 2016

39. Time to changes




    – Jesteś pewna, że tego chcesz?

Rosie od pewnego czasu upewniała się, czy na pewno wiem, co robię. Przewróciłam oczami i włączyłam kierunkowskaz, ponieważ miałyśmy skręcać.

    – To są tylko włosy – westchnęłam. – Poza tym, mówiłam ci już, że po prostu przegrałam z Axlem.

    – A nie mogłaś nie grać z nim w tę idiotyczną grę? – zapytała, gestykulując rękami.

Gdyby to było takie proste... Dojeżdżałyśmy do salonu fryzjerskiego, który znajdował się niedaleko centrum handlowego. Pomyślałam, że później możemy z blondynką skończyć na małe zakupy. Nie widziałyśmy się od dawna, więc był to idealny czas na nadrobienie zaległości.

    – Raz się żyje – wzruszyłam ramionami, rozglądając się za jakimś miejscem parkingowym. – A może to będzie zmiana na lepsze?

Uśmiechnęłam się do niej, chociaż sama wątpiłam w swoje słowa. W co ja się wpakowałam? Dziewczyna tylko popatrzyła na mnie z politowaniem i nie odezwała się ani słowem. Zajęłam wolne miejsce i wyłączyłam silnik, po czym wysiadłam z pojazdu.

     – To co, spotkamy się później w tej małej, przytulnej kawiarence? – zaproponowałam z entuzjazmem.

    – Czemu nie? – dziewczyna wzruszyła ramionami. – W międzyczasie rozejrzę się po sklepach.

    – To do zobaczenia! – pomachałam jej i udałam się w swoim kierunku.

Głęboko oddychając, przemierzyłam cały plac w drodze do salonu. Kurde, to były tylko włosy, a ja panikowałam, jakby mieli mnie operować. Victoria, ogarnij się. Ostrożnie otworzyłam drzwi, przez co odezwał się mały dzwoneczek zamontowany na żółtej ścianie. Ujrzałam niewielkie pomieszczenie z czarnymi meblami i ogromną, skórzaną, białą sofą. Wystrój nie przyciągał zbyt wielu osób, wręcz przeciwnie. Niepewnie rozejrzałam się i zobaczyłam postać mężczyzny w średnim wieku, który z uśmiechem na twarzy pokazuje mi fotel.

    – Zapraszam, panno Edwards – powiedział uradowany.

Nie mógł się poszczycić ilością klientów, więc to nie dziwne, że tak się zachowywał, jak mnie zobaczył. Niepewnie zajęłam wyznaczone miejsce. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy. Niech się dzieje, co chce. Miałam tylko nadzieję, że nie pomyli opakowań i przez przypadek nie użyje zielonej farby.

    – To co z nimi robimy? – zapytał, wywijając moje włosy we wszystkie możliwe strony.

    – Farbujemy na rudo – odpowiedziałam ledwo słyszalnym głosem, jednocześnie unosząc powieki.

***

    – Dlaczego cały czas mi się przyglądasz? – zapytałam, uśmiechając się pod nosem.

Rosie bawiła się rurką, która była dołączona do jej soku pomarańczowego. Zacisnęła w wąska linię swoje pomalowane czerwoną szminką usta i spojrzała w dół, aby następnie unieść głowę i zacząć się histerycznie uśmiechać.

    – Po prostu nie mogę się przyzwyczaić – odparła, poprawiając niesforne kosmyki, które opadły na jej twarz. – Chociaż nie wyglądasz tak źle – zaśmiała się.

    – Dzięki – westchnęłam z udawanym oburzeniem. – Ogólnie to cholernie się bałam, że gość zepsuje sprawę, ale muszę przyznać, że efekty nie są najgorsze.

Blondynka popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Zachichotałam pod nosem i upiłam łyka ciepłej kawy.

    – Przyzwyczaisz się – machnęłam ręką i założyłam włosy za ucho. W sumie to sama też muszę do tego dojść. – Lepiej opowiadaj, co u ciebie.

    – Jakoś powolutku leci – uśmiechnęła się i położyła dłoń na swoim już trochę zaokrąglonym brzuchu. – Tommy szybko rośnie, ale na razie pozwala mi jeszcze normalnie funkcjonować.

    – Poczekaj, aż się urodzi – zaśmiałam się. – Kurcze, mówię jak doświadczona matka, a tak naprawdę nie mam o tym bladego pojęcia. Nieważne. A poza tym?

Dziewczyna zamoczyła usta w swoim napoju i udawała, że nie słyszała mojego pytania. Dopiero po dłuższej chwili stwierdziła, że nie pozostawi go bez odpowiedzi.

    – Staram się jakoś uczyć, poza tym po południami dorabiam w tym sklepie z vinylami – powiedziała obojętnie. – A jeśli o to ci chodzi – tutaj zrobiła dłuższą przerwę – to tak, pomieszkuję u Todda, ale miedzy nami nic nie ma. Po prostu bardzo nam pomaga.

    – Zawsze możesz się do mnie wprowadzić – zaproponowałam.

    – Nie zrozum mnie źle, ale nie chcę, żeby moje dziecko wychowywało się w patologii.

Na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie. Uśmiechnęłam się, aby dodać jej otuchy. Doskonale wiedziałam, że chodzi jej o Gunsów. W sumie to nawet jej się nie dziwię. Zapewne w takiej sytuacji zachowałabym się podobnie. Jednak w obecnej chwili moje myśli zajmowała jedna sprawa. Nie wytrzymałam. Musiałam ją o to zapytać.

    – A co z Duffem?

Doskonale wiedziałam, co basista czuł do Hooter. Kochał ją i ewidentnie za nią tęsknił. Zresztą dziewczyna też dawała to po sobie poznać. Może nie do końca do siebie pasowali, jednak idealnie się uzupełniali. Wiedziałam, że prędzej czy później to się musi skończyć. Oni nie mogą żyć osobno. Odkąd Rosie wyprowadziła się z Hell House, McKagan o wiele łatwiej wpada w złość, a i dziewczyna wydaje się być jakaś taka rozkojarzona.

    – No cóż... – westchnęła. – Myślę, że ten temat jest już skończony i w dużej mierze to jest jego zasługa. – Wstała od stołu i momentalnie z jej twarzy zniknęła nostalgia, a pojawił się szeroki uśmiech. – Wracamy po tę czerwoną sukienkę dla ciebie? – zapytała rozradowana.

Uśmiechnęłam się pod nosem i pokręciłam głową. Nie był to dla niej zbyt wygodny temat i najwidoczniej chciała go unikać. Wstałam od stołu i podeszłam bliżej lady, aby zapłacić za nasze zamówienie. Kątem oka zauważyłam, jak blondynka szukała czegoś w torebce. Po chwili wyciągnęła z niej paczkę chusteczek higienicznych. Czyżby płakała? Skarciłam się w duchu, że w ogóle miałam czelność ją o niego pytać. Nie zamierzałam już więcej tego robić.

Po zakończonych zakupach stwierdziłam, że podwiozę Rosie do domu. Nie chciałam, żeby zawracała sobie głowy autobusami i przesiadkami. Niestety nie przewidziałam kilku okoliczności. Mianowicie teraz stałyśmy w kilometrowym korku, który za nic nie chciał się skrócić. Nerwowo stukałam palcami o brzeg kierownicy. W końcu sama też nie mogłam się spóźnić. Po ostatnim numerze chłopcy stwierdzili, że będą mnie bardziej pilnować. Momentami miałam ich już dość, przez co wybuchały między nami kłótnie. Ogólnie to cud, że puścili mnie dzisiaj samą.

    – Spokojnie – dziewczyna położyła dłoń na moim ramieniu i posłała mi serdeczny uśmiech – zdążysz. Nie panikuj tylko.

    – Przecież ja nie panikuję – parsknęłam pod nosem. – Po prostu jestem troszkę niecierpliwa.

    – Troszkę? – zapytała i popatrzyła na mnie z politowaniem.

    – No dobra – westchnęłam. – Bardzo, ale chyba nie chcesz o tym rozmawiać. Co jeszcze ciekawego dzieje się w twoim życiu?

Przeglądałam się w lusterku, poprawiając włosy, które ze względów komfortowych związałam w bliżej nieokreślone coś. Dziewczyna natomiast zastanawiała się nad tym, co powiedzieć. Widocznie nie wiedziała od czego zacząć, albo jak ująć swoje myśli w słowa.

    – Todd podrzucił mi pewien pomysł i nie ukrywam, że jest dosyć niezły – zaczęła nieśmiało.

    – Zamieniam się w słuch.

    – Napisałam list do matki – powiedziała prawie niesłyszalnym głosem.

    – Że co?! – zapytałam z ogromnym zdziwieniem wymalowanym na twarzy i spojrzałam na nią spod moich okularów przeciwsłonecznych.

Ten cały pomysł wydawał się co najmniej irracjonalny. W końcu matka Hooter wyrzuciła ją z domu i nie zamierzała pomagać ciężarnej córce. Czyżby nagle zmieniła swoje poglądy w tej sprawie?

    – To nie tak, jak myślisz – westchnęła i pokręciła głową. – To ja wyszłam z całą tą inicjatywą, nie ona. Po prostu uznałam, że powinna wiedzieć, co się dzieje w życiu jej wnuka. Vicky, choćby była najgorszą osobą na świecie, to i tak zawsze będzie moją matką. Może i postąpiła źle, ale za to ja chcę mieć czystą kartę.

Spojrzałam na nią z niepewnością i zobaczyłam, jak dziewczyna rozmasowuje swoje zapewne obolałe skronie.

    – Przepraszam – mruknęłam niepewnie, zżerana od środka przez wyrzuty sumienia.

W końcu wiedziałam, że to była delikatna sprawa. Cienka granica, którą łatwo można przekroczyć. Wcale nawet o tym nie myśląc, udało mi się to zrobić. Rosie wyglądała na zdenerwowaną, a w jej stanie jest to niewskazane.

    – Nic nie szkodzi – odezwała się po dłuższej przerwie i skierowała wzrok na samochód przed nami. – Chyba wreszcie możemy się stąd ruszyć – dodała i próbowała wymusić na sobie delikatny uśmiech.

Wcisnęłam pedał gazu, po czym pojazd gładko przesuwał się po asfaltowej nawierzchni w stronę centrum. W pełni zdawałam sobie sprawę, że nasza rozmowa nie wpłynęła dobrze na Hooter. Pomimo tego nie zamierzałam zmienić zdania. Chyba po prostu nie umiałam ot tak wybaczać.

Wysadziłam blondynkę pod mieszkaniem Todda, po czym udałam się prosto do siebie. Rzuciłam torebkę w kąt przedpokoju i wypompowana opadłam bezwładnie na kanapę. Nie miałam ochoty na nic, jednak musiałam znaleźć w sobie motywację. Chyba zbyt często powtarzałam sobie, że nic mi się nie chce. Z grymasem na twarzy poszłam do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Następnie przyszła kolej na ubranie. To miał być pierwszy dzień nowej mnie. Stanęłam naprzeciwko szafy i powyrzucałam z niej parę sukienek. Już kiedyś chciałam zmienić swoje życie o 180 stopni, ale zawsze wszystko kończyło się fiaskiem. I tym razem nie zdecydowałam się na nic diametralnego. Raczej postawiłam na nieco istotne detale w niewielkiej ilości. Jakoś nie potrafiłam zrezygnować z niektórych przyzwyczajeń albo udawać kogoś innego.

Po dłuższych wywodach zdecydowałam się na czarną sukienkę przed kolano i szpilki w podobnym kolorze. Włosy ułożyłam w chaotyczne fale. Prawie byłam już gotowa, zostało mi tylko czekanie na któregoś z chłopaków. Ups, byłabym zapomniała o istotnym warunku Axla. Bez czerwonych ust ani rusz z domu. Teraz o wiele lepiej.

Siedziałam w kuchni i bawiłam się rozsypanym cukrem, kiedy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerwałam się na równe nogi i uprzednio poprawiając sukienkę, wpuściłam mojego gościa do środka.

    – No nareszcie – westchnęłam zniecierpliwiona. – Ile można czekać?

Izzy uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na mnie dokładnie przyglądając mi się od góry do dołu.

    – Nie mogę powiedzieć, że już nie wyglądasz jak jedna, wielka, czarna plama, ale muszę przyznać, że robisz postępy – zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu.

    – To nie jest śmieszne – burknęłam i założyłam ręce na piersi. – Wyglądam w tych włosach okropnie.

    – Nie – próbował mnie pocieszyć. – Jak dla mnie jesteś piękna, rudą małpą.

Przewróciłam oczami. Najwidoczniej dobry humor nie zamierzał go dzisiaj opuścić. Zabrałam swoje rzeczy i zeszliśmy na dół, gdzie wsiadłam do dobrze mi znanej czerwonej Hondy. Od ostatniego incydentu McKagan nie pozwala mi już jej pożyczać. W sumie to nigdy nawet tego nie zrobiłam. Po prostu najnormalniej w świecie w pewien sposób ją ukradłam. Ale czy kradzież kradzionego samochodu to przestępstwo?

Zapięłam pasy i włączyłam moją ulubioną stację radiową, podczas gdy Stradlin ustawiał lusterka.

    – Co brałeś? – niespodziewanie zapytałam w pewnym momencie.

    – Magiczne coś. A ty co dzisiaj masz taką huśtawkę nastrojów, co?

Jechaliśmy przy zachodzie słońca prosto na Sunset Strip. Jak każdego wieczoru miałam tam oferować usługi seksualne w zamian za całkiem niezłą sumkę. Nigdy za tym nie przepadałam, a wręcz tego nie znosiłam. Tylko tak jakoś z biegiem czasu stało się to dla mnie obojętne. Powoli szłam na dno, aby zająć miejsce u boku Titanica. Niestety na razie tego nie dostrzegałam...

    – Słyszałeś o czymś takim jak wahania nastroju u kobiet?

W oczekiwaniu na odpowiedź zajęłam się przeszukiwaniem schowka. Było tam całkiem sporo kolorowych płyt różnych zespołów. Prawdziwy raj dla melomana. Wzięłam pierwszą z brzegu i włożyłam do odtwarzacza, po czym pojazd wypełnił się dźwiękiem przesterowanych gitar.

    – Myślałem, że to tylko u ciężarnych. No chyba, że o czymś nie wiem.

Spojrzał na mnie wymownym wzrokiem, lecz już po chwili powrócił do bacznego śledzenia poczynań pozostałych członków ruchu. No i dobrze. Zamierzałam jeszcze troszkę pożyć, ale o tym już chyba wszyscy wiedzieli.

    – Obstawiam, że słyszałeś o czymś takim jak okres. Uświadomię cię, że jego nadejście zwiastują pewne objawy – powiedziałam z wyższością.

    – Jak na razie zwiastowanie kojarzy mi się tylko z jednym. Jednak nie wydaję mi się, że jesteś gotowa na wybór takiej drogi życiowej – stwierdził z pewnością siebie w głosie.

    – Izz, nie jestem Maryją. Do niej mi jeszcze daleko. Poza tym nie wiem, co bierzesz, ale następnym razem weź pół – poleciłam mu, dorzucając niewielki uśmiech.

    – Przecież ja nie ćpam – odpowiedział, dosyć nienaturalnym, wysokim głosem.

Popatrzyłam na niego z politowaniem. Uważaj, bo ci uwierzę...

Po niedługim czasie dojechaliśmy pod Psycho, bo tak nazywał się klub, który mieliśmy w planach odwiedzić. W sumie to nigdy tu jeszcze nie byłam. Ostrożnie wysiadłam z auta i podeszłam do Stadlina, który stał obok kosza na śmieci i próbował odpalić szluga. Popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, po czym zaciągnęłam się dymem nikotynowym. Pociągnęłam jeszcze parę razy i oddałam papierosa jego właścicielowi.

    – Idziemy? – zapytałam zniecierpliwiona, przestępując z nogi na nogę.

Brunet nic nie odpowiedział, tylko kiwnął głową. Nerwowo wypalił fajkę, po czym wyrzucił niedopałek. Założyłam włosy za ucho i razem weszliśmy do lokalu.

W środku panował półmrok. Pomieszczenie oświetlane było za pomocą słabych lamp o chłodnej, niebieskiej barwie. Meble utrzymano w czarnej kolorystyce z białymi elementami. Całość wyglądała jak z Gwiezdnych Wojen, no tylko brakowało kilku postaci. Razem z Izzym zajęliśmy miejsca przy barze. Swoją drogą, nie było to zbyt trudne, ponieważ tego wieczoru nie było wielu ludzi. Po sąsiedzku odbywał się koncert, który zapewne przyciągnął większość imprezowiczów.

Zamówiliśmy dwa Mojito i pozwoliliśmy, aby pochłonęła nas rozmowa. Oparłam łokieć o blat i z zainteresowaniem przysłuchiwałam się każdemu słowu, które wypływało z jego u ust. Do czasu.

    – No i tak to się mniej więcej zaczęło – usłyszałam głos mojego towarzysza, jednak nie mogłam sobie przypomnieć, o czym mówił. – Słuchasz mnie w ogóle? – zapytał lekko oburzony i potrząsnął moje ramię.

Podniosłam głowę, która w międzyczasie zdążyła opaść na czarny blat. Otworzyłam oczy i mrugnęłam kilkukrotnie powiekami, jednocześnie próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Super, przysnęło mi się w klubie. Większej wpadki chyba nie mogłam zaliczyć.

    – Przepraszam cię bardzo – odparłam ze skruchą, przyjmując odpowiedni wyraz twarzy. – Po prostu jestem troszkę zmęczona.

Popatrzył na mnie z politowaniem, po czym dodał:

    – Troszkę?

Przewróciłam oczami i poprawiłam włosy.

    – No dobra – westchnęłam. – Może troszkę bardziej, ale to jest tylko chwilowe. Za parę dni wszystko powinno już być okej.

    – Martwię się o ciebie – powiedział. Wyglądał na zakłopotanego.

    – Nie trzeba, umiem o siebie zadbać – odpowiedziałam z lekkim oburzeniem.

Zazwyczaj temat troski wywoływał u mnie negatywne emocje. Nie chciałam być od nikogo zależna, wolałam dbać sama o siebie i decydować o swoim życiu. Niestety w chwili obecnej nie było to do końca możliwe. Momentami czułam się jak ptaszek w klatce, który chciałby się z niej uwolnić, ale nie może, ponieważ da rady. Jest skazany na łaskę innych, silniejszych. Znajdowałam się w podobnej sytuacji, tylko nieco bardziej skomplikowanej. Mianowicie widziałam w nich przyjaciół. Niezależnie od tego, co by zrobili, ja nadal stałabym po ich stronie, pomimo kilku wybuchów i kłótni.

Dopiłam mojego drinka i wstałam ze stołka, zostawiając jedynie moje rzeczy pod opieką Izzy'ego. Miałam nadzieję, że okaże się bardziej odpowiedzialny niż Axl. Co ja mówię, przecież on taki był.

    – Gdzie idziesz? – zapytał.

Jego zachowanie było inne niż pozostałych. Normalnie w takiej sytuacji Rose albo McKagan pokazaliby swoją ciemną stronę, udawaliby urażonych lub nazywaliby mnie skarbem, co swoją drogą doprowadzało mnie już do białej gorączki. Znając Duffa wybrałby tę trzecią opcję, no a z Axlem to nigdy nic nie wiadomo. Stradlin natomiast zareagował zupełnie inaczej, czego się nie spodziewałam. Wyglądał jakby uznawał się za winowajcę tej całej sytuacji. Okazywał zmartwienie i odrobinę współczucia. Tylko dlaczego ja w tym momencie byłam taka nieczuła?

    – Zarobić na alkohol dla was – rzuciłam chłodno. – Nie martw się, dam sobie radę i znajdę też odpowiedniego klienta. Obiecuję, że nie ucieknę, jeśli o to tak bardzo się martwisz.

Byłam zdenerwowana. Tak naprawdę to nie mogłam znaleźć powodu mojego zachowania. Chyba przemęczenie i zbliżający się okres zrobiły swoje. Nie wiem dlaczego, ale przed tymi trudnymi dniami potrafiłam wkurzyć się o byle co bez powodu. Sądzę jednak, że w tej sprawie nie byłam wyjątkiem i wiele kobiet się z tym borykało.

Obróciłam się na pięcie i skierowałam się w głąb sali. Przy czarnych, okrągłych stolikach siedziało kilku młodych ludzi, którzy siedząc na pufach w podobnym, co reszta wystroju kolorze, popijali alkohol i dyskutowali o czymś. Rozejrzałam się w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłabym znaleźć samotnego mężczyznę. Długo mi to nie zajęło. Na końcu pomieszczenia siedział młody chłopak i raczej obserwując, niż pijąc swoje piwo, nad czymś rozmyślał. Zdawało się, że to będzie idealny cel. Z pewnością siebie ruszyłam w tamtą stronę i usiadłam na przeciwko niego.

    – Mogę się dosiąść? – zapytałam uwodzicielskim głosem. W końcu pierwsze wrażenie jest najważniejsze.

Chłopak tylko wzruszył ramionami. Ciągle patrzył się pustym spojrzeniem w jeden punkt. Jego oczy były podkrążone, a brązowe włosy układały się w nieład. Widać, że coś go dręczyło.

    – Co się stało? – zapytałam troskliwie i położyłam dłoń na jego przedramieniu.

Odpowiedział mi tylko milczeniem.

    – Rozumiem, że mnie nie znasz i może nie masz o mnie zbyt dobrego zdania, patrząc na to, czym się zajmuję, ale nie szkodzi. Czasami lepiej jest wygadać się komuś obcemu.

Spojrzał na mnie, przez co wywołał ciarki na moim ciele. Jego tępy wzrok był naprawdę nieprzyjemny i przypominał atmosferę niczym z horrorów.

    – Rozstałem się z dziewczyną – odpowiedział dosyć cicho, nie wyrażając przy tym żadnych emocji.

    – Dlaczego? – zapytałam.

Nie powiem, swoją ciekawością momentami przewyższałam starsze panie.

    – Stwierdziła, że jesteśmy już na tym etapie, że możemy pójść do łóżka. Powiedziałem jej, że nie jestem gotowy i trochę się pokłóciliśmy. Zapewne teraz zechce ze mną zerwać.

    – Jeśli cię kocha, to tego nie zrobi – próbowałam go pocieszyć. – To normalne, że ktoś nie ma ochoty na seks – dodałam.

Wyczułam w jego oczach zakłopotanie. Podejrzewałam, że po prostu jest niedoświadczony w tych sprawach i nie chce zawieść swojej dziewczyny. Chyba włączył mi się tok myślenia matki Teresy, bo postanowiłam mu pomóc.

    – Jestem prawiczkiem – odparł po chwili milczenia. Jego cichutki głos był pełen wstydu.

    – Mogę ci pomóc – zaoferowałam. – Jestem doświadczona w tych sprawach, więc za niewielką odpłatnością mogłabym ci pokazać, co to znaczy seks z dziewczyną.

Spojrzał na mnie karcąco. Najwidoczniej mój ton głosu był zbyt głośny. Chłopak był niezmiernie przerażony, że ktoś dowie się o jego problemach. Rozejrzał się na boki, po czym po chwili zastanowienia wyciągnął na stół pięćdziesiąt dolarów.

    – Tylko dlatego że jesteś prostytutką, ufam ci.

Pierwsza osoba, która nie nazwała mnie dziwką. Chyba robię jakieś postępy. Miałam ochotę roześmiać się pod nosem, ale w porę się powstrzymałam. Sytuacja na to nie pozwalała. Z godnością schowałam pieniądze do stanika, bo przecież nikt nie był na tyle mądry, żeby opatentować kieszenie w sukienkach wieczorowych.

    – Chyba właśnie z tego powodu powinieneś myśleć inaczej – rzuciłam z subtelnym uśmiechem na twarzy. W końcu zarobiłam niemałe pieniądze.

    – Masz doświadczenie i to się dla mnie liczy. To co, idziemy? – zapytał i wstał od stołu.

Zrobiłam to samo i zakładając włosy za ucho podeszłam bliżej niego. Był zdesperowany, a ja głupia to wykorzystałam.

    – Mam taką zasadę, że raczej poznaję imiona swoich klientów. Nie wiem dlaczego, ale tak mi jest łatwiej. Victoria.

Wyciągnęłam rękę w jego kierunku. Był lekko zmieszany, ale uścisnął moją dłoń i przedstawił się.

    – Philip.

Uśmiechnęłam się do niego, aby dodać mu odwagi i razem ruszyliśmy w stronę toalet. Był nieco spięty, ale byłam przekonana, że za chwilę wszystko minie.


***

Dlaczego ja to zrobiłam? Po wszystkim wybiegłam z kabiny i próbowałam powstrzymać płacz. Co się ze mną dzieje? Czy naprawdę jestem już taka nieczuła jak głaz? Philip nie narzekał, wręcz przeciwnie, nawet mu się to spodobało. Niestety moje odczucia były zupełnie inne. Czułam się podle. Myślałam tylko o sobie, jak tu zarobić parę dolców. Podczas gdy ten chłopak mógł spędzić jedne z piękniejszych chwil w jego życiu razem ze swoją dziewczyną w wygodnej sypialni. Zamiast tego wybrał przelotny seks z dziwką w obskurnej toalecie. Jaka ja byłam głupia! Przecież gdybym na niego nie nalegała, nie wypadła z taką propozycją, nic by się nie stało. Zapewne doszliby do jakiegoś kompromisu, a tak? Jeśli ona dowie się o tym, co zrobił, na pewno nie będzie chciała go znać. Sama po sobie wiem, jakie to jest upokorzenie i zawiedzenie. Mimo tego zdecydowałam się na ten krok.

Zadręczana przez różne myśli próbowałam wrócić do Izzy'ego. On na pewno mnie pocieszy, powie, że wcale nie jestem taka okrutna. Pomimo moich wcześniejszych humorków, zapomni o tym i znowu wrócimy do relacji przyjacielskiej. Zawsze tak było. Powstrzymując płacz powoli podążałam w stronę baru. Moje stopy odmawiały już posłuszeństwa ze względu na zbyt wysokie i niezbyt wygodne buty. Jednak nie zamierzałam ich ściągać. Wolałam nie ryzykować chodzeniem boso i możliwością natrafienia na jakiś odłamek szkła. Poprawiłam włosy i wzięłam kilka głębokich oddechów.

    – Będzie dobrze. Będzie dobrze. Będzie dobrze – wmawiałam sobie w kółko.

Kiedy dochodziłam już do miejsca, które przed chwilą zajmowaliśmy, stanęłam jak wmurowana. Mój towarzysz nie był sam. Okej, rozumiem, że jak każdy facet potrzebuje damskiego towarzystwa, ale dlaczego akurat ona?! Jestem w stanie przyjąć każdego, ale nie Hope! Siedzieli razem i popijali whisky, jednocześnie uśmiechając się i żwawo o czymś dyskutując. Wyglądali na szczęśliwych. Poczułam jakby ktoś wbił mi coś w serce. Czy byłam zazdrosna? Raczej nie. Prędzej nazwałabym to skazaniem na samotność. Niby nie lubiłam, gdy ktoś wtrącał się w moje życie, ale mimo wszystko potrzebowałam tego ktosia. Potrzebowałam kogoś, kto czasami pocieszyłby mnie i powiedział, że wcale nie jestem beznadziejna, bez względu na to, iż mijałoby się to z prawdą. W tej chwili jednak zostałam sama. Biłam się ze swoimi myślami i ochotą płaczu. Chciałam z nim porozmawiać, żeby chociaż na chwilę o tym zapomnieć. Jednak los chciał inaczej.

Szybkim krokiem wyszłam na zewnątrz i usiadłam na ławce, która znajdowała się w małym parku, po drugiej stronie ulicy. Ściągnęłam buty i rzuciłam nimi jak najdalej. Co się ze mną dzieje? Złapałam się za głowę, która już nieźle pulsowała. Miałam dosyć wrażeń jak na jeden dzień. Byłam cholernie zmęczona i to górowało nade mną. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam płaczem. Może teraz choć troszkę mi ulży...




❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Hej robaczki! Przepraszam za tak długą przerwę, ale po prostu nie miałam czasu. Brałam udział w wymianie i wolałam spędzać czas z moją korespondentką. No a później zwaliła się masa kartkówek i doszedł jeszcze konkurs pierwszej pomocy... Dobra, koniec gadki o mnie. W każdym bądź razie nawet nie wiecie, jak tęskniłam za pisaniem. Właśnie dlatego wracam dzisiaj do Was z nowym rozdziałem.

Btw, jak się Wam podoba zmiana głównej postaci?

Oczywiście tak jak zawsze czekam na Wasze opinie, które niezmiernie lubię czytać. Nawet te negatywne xD

A więc jak się Wam podoba rozdział?

Do następnego 😉

1 komentarz:

  1. Biedna Bella, tak mi jej szkoda, że tak skonczyła... eh. Rudy no cóż haha może i jest dobrze XD. Dobrze, że chociaż Izzy ją szanuje... Biedny Philip... Troche sie jej nie dziwie, że ma wyrzuty sumienia...

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie