piątek, 24 czerwca 2016

43. I fall in love





Przekręciłam się leniwie na łóżku, powoli powracając z krainy snów. Przez delikatnie uchylone powieki do moich oczu dochodziły ciepłe promienie słoneczne. Na samo wspomnienie wczorajszej nocy, na mojej twarzy pojawił się subtelny uśmiech. Przejechałam dłonią po ramionach, które dosłownie przed chwilą odczuwały jego aksamitny dotyk. Pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu nie potrafiliśmy spędzić pięciu minut w swojej obecności. Tymczasem, poprzedniej nocy po prostu leżeliśmy wtuleni i rozmawialiśmy na błahe tematy. Dawno nie odczuwałam czegoś takiego. Jakbym w przeciągu chwili z wroga zyskała sojusznika.

Nie spiesząc się zbytnio, usiadłam na łóżku, przeszukując wzrokiem pokój i wypatrując go. Na mojej twarzy pojawił się lekki grymas, kiedy nie dostrzegłam pożądanej osoby. Naciągnęłam bardziej kołdrę na moje nagie ciało i przeczesałam palcami zmierzwione włosy. Czyżby wyszedł bez słowa? Po chwili zauważyłam niewielki, pożółkły zeszyt, który swobodnie leżał otwarty na etażerce. Bez chwili zastanowienia złapałam go i ostrożnie przeczytałam zostawioną wiadomość, uważnie studiując każde słowo.


Chyba oboje tego potrzebowaliśmy. Dziękuję Ci za to, ale jednocześnie mam do Ciebie prośbę. Zapomnij o wszystkim, co się wydarzyło i nie wracajmy już do tego, proszę.

xxx Axl

Próbowałam wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, ale wszystkie próby kończyły się jedynie niekontrolowanym drżeniem warg. Niezrozumiałe szczęście ustąpiło miejsce złości. W jednej chwili znowu go nienawidziłam. Poczułam się wykorzystana i to na dodatek na własne życzenie. Na mojej twarzy pojawił się gorzki uśmiech. Pod wpływem impulsu wydarłam znienawidzony list. Przygryzając wargę i powstrzymując łzy, zwinęłam kartkę w kulkę i z impetem rzuciłam ją w ścianę. Podciągnęłam kolana pod brodę, po czym kurczowo złapałam się ich, chowając głowę. Nie potrafiłam opisać emocji, jakie wtedy mną targały. Jemu cały czas chodziło tylko o jedno. A ja głupia sądziłam, że był inny, że mnie nie wykorzysta. Tak bardzo się myliłam... Gwałtownie otarłam gorącą łzę, która powoli spływała po moim policzku. Nie mogłam okazać słabości, a na pewno nie w tej chwili. Musiałam być silna, nawet sama przed sobą.

Ubrałam na siebie przypadkowe ubrania i związałam niesforne kosmyki włosów w niechlujnego koczka. Krzyżując ręce na piersi, wzięłam głęboki oddech. Nie miałam pewności, iż nie zastanę go w salonie albo kuchni. Wiedziałam, że prędzej, czy później dojdzie do konfrontacji. Nie chciałam do tego dopuścić teraz, nie w tym stanie, lecz z drugiej strony nie mogłam przecież przesiedzieć całego dnia w pokoju. Pomimo okropnego uczucia, które przysłowiowo zjadało mnie od środka, położyłam dłoń na zimnej, metalowej klamce i niechętnie pociągnęłam ją w dół, jednocześnie uchylając drzwi. Schowałam ręce w głębokich kieszeniach ciut za dużej, szarej bluzy i powoli przemierzałam drogę do kuchni. Ku mojej radości nie spotkałam w niej Rose'a. Za to w moje skromne progi zawitał nie kto inny, jak Steven, który teraz siedział przy stole i łapczywie zajadał się kanapkami z serem i pomidorem.

    – Widzę, że się rozgościłeś – odparłam lekko zachrypiałym głosem, następnie odchrząkając.

Adler powoli przeniósł wzrok na moją osobę, jakby pytając, czy wyrażam na to zgodę. Kiedy uśmiechnęłam się, zatrzymał swoje białe zęby na nadgryzionym kawałku, cały czas nie odwracając ode mnie wzroku. Poczułam się dziwnie, przez co obciągnęłam zwinięte w pięści dłonie, rozciągając bluzę do granic możliwości. Ostrożnie podeszłam bliżej mojego towarzysza i powoli odsunęłam drewniane krzesło, zajmując miejsce naprzeciwko niego.

    – Mogę jedną? – zapytałam, wskazując palcem na samotnie leżąca niewielką kanapkę.

    – Jasne – wybełkotał, przeżuwając kęs pożywienia.

Wziąwszy ją, zajadałam się, dokładnie przeżuwając każdy kawałeczek. Niby były to zwykłe kanapki, jednakże w tej chwili jedzenie ich dawało mi ogromną satysfakcję. Może dlatego, że należały do moich ulubionych dań, o ile można je w ogóle można je takowym nazwać daniem.

    – Dlaczego się uśmiechasz? – zapytał Steven, otrzepując swoje usta z okruszków.

    – Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Czasami tak niewiele jest w stanie dać nam poczucie szczęścia – stwierdziłam, momentalnie pozbywając się przyjemnego wyrazu twarzy.

    – Stało się coś? – w jego głosie można było wyczuć troskę.

Poczułam jego dużą,ciepłą rękę na mojej, znacznie od jego mniejszej. Pokręciłam przecząco głową,a moje usta znowu ułożyły się w uśmiech, tym razem nieszczery. Potrzebowałam rozmowy, aczkolwiek jednocześnie nie chciałam mu opowiadać o wszystkim, co się wydarzyło.

    – Nie wziąłeś może ze sobą czegoś mocniejszego? – zapytałam podłamanym głosem, jednak do płaczu było mi daleko. Udawałam silną i jak na razie nawet mi to wychodziło.

Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wstał od stołu i podszedł do lodówki, którą następnie otworzył.

    – Czy ty sądziłaś, że ja jestem w stanie bez tego wytrzymać? – zapytał retorycznie, wyjmując bezbarwną butelkę, z której po chwili skapywały drobne kropelki wody. – Gdzie masz kieliszki? – dodał, otwierając pierwszą lepszą szafkę.

    – Mam tylko kieliszki do wina – nie wiedząc czemu zawołałam, chociaż stał w niedalekiej odległości. – Weź szklanki – tym razem mój głos był już cichszy.

Po chwili mój towarzysz powrócił z butelką wódki, którą nalał równomiernie do dwóch niewysokich szklanek. Złapałam swoją i na raz wypiłam palący trunek, który swobodnie oblewał ścianki mojego gardła, wywołując grymas na mojej twarzy.

    – Mocne, co nie? – zaśmiał się Adler, delektując się napojem, co było do niego niepodobne.

Wzięłam parę głębokich wdechów, próbując zlikwidować nieprzyjemne pieczenie. Pomimo, że momentami trudno było mi wziąć oddech, właśnie tego potrzebowałam. Swego rodzaju znieczulenia, które pozwalało wyswobodzić język i zapomnieć o nieprzyjemnych chwilach.

    – Co to było? – zapytałam przerywanym głosem, po czym przyłożyłam dłoń do ust.

Steven zaśmiał się i pokręcił głową. Wiedziałam, że coś ukrywał. Było to po nim widać. W jego oczach był jakiś tajemniczy blask, a poza tym nie mógł wytrzymać chwili patrzenia na mnie bez tego charakterystycznego zacieszu na twarzy.

    – Vicky – zaczął, powstrzymując śmiech – właśnie masz okazję skosztować rosyjskiej wódki, którą dostaliśmy od Hope. Cóż, nie sądziłem, że wypijesz wszystko na raz.

Posłałam mu wymowne spojrzenie, jednocześnie ponownie wypełniając swoją szklankę gorzkawą cieczą, co wywołało zdziwienie na twarzy Stevena.

    – Co tam u ciebie? – zapytałam, popijając alkohol tym razem już mniejszymi łykami.

Adler zastanawiał się nad odpowiedzią, jednocześnie bawiąc się palcami. Próbował unikać mojego wzroku, jakbym chciała go zabić. Po chwili gwałtownym ruchem złapał szklankę i jednym duszkiem wypił palący trunek, krzywiąc się przy tym. Wierzchnią częścią dłoni otarł pozostałe krople, które skapywały z jego ust.

    – Zakochałem się – powiedział prosto z mostu, próbując złapać powietrze, co z mojej perspektywy wyglądało troszkę komicznie.

Zdziwiła mnie ta informacja, ponieważ zazwyczaj Steven raczej poszukiwał towarzyszki na jedną noc, nic więcej. Upiłam łyka mojego napoju, zyskując dodatkowy czas na przemyślenie odpowiedzi.

    – Kim jest ta szczęściara? – zapytałam, ukazując bardziej przyjacielską troskę niż zwykłą ludzką ciekawość, która zżerała mnie od środka.


Przeczesał włosy palcami, uprzednio przechylając głowę do przodu. Kolejny raz unikał mojego spojrzenia. Mimo wszystko zauważyłam na jego twarzy subtelny uśmiech, który zapewne był oznaką szczęścia, o którym zaraz miał mi opowiedzieć... Albo i nie.

    – Spotkałem ją w klubie. Wiesz, siedzi jakaś fajna dziewczyna przy barze, szkoda nie zagadać. No i tak się z grubsza zaczęło – streścił początek z zadowoleniem na twarzy, aby następnie zrobić małą przerwę, podczas której, z jego twarzy zniknął zaciesz, a pojawił się nostalgiczny wyraz. – Dużo rozmawialiśmy i naprawdę czuję, że to ta, tylko zawsze jest jakieś ale. Ona twierdzi, że nie możemy się spotykać – dodał z nutą goryczy w głosie, uzupełniając swoją szklankę o kolejną porcję cudownego leku na ranny, potocznie zwanego wódką.

    – No wiesz, życie nie jest takie proste – powiedziałam, lekko przymykając oczy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że właśnie wtedy ukaże mi się obraz mojego własnego życia. Masa problemów, a i tak jakoś toczyło się dalej i zbytnio nie narzekałam. No może odrobinę. Uchyliłam powieki i uśmiechnęłam się, aby dodać mu otuchy. – A tak właściwie, co jest tą przeszkodą?

Był spięty, nie dało się ukryć, aczkolwiek próbował się wyluzować. Kręcił szkło w swojej dłoni, co chwilę małymi łykami pozbywając się jego zawartości, jakby właśnie alkohol miał mu dać odpowiedź. Jego blond włosy zdążyły opaść na twarz, jednak zbytnio się tym nie przejął. Po prostu teraz miał coś innego na głowie, a raczej kogoś.

    – Doskonale wiesz, jaka to jest, ponieważ sama na co dzień się z nią borykasz – wydusił z siebie monotonnym głosem, nie odrywając wzroku od brzegu szklanki, po którym w chwili obecnej przejeżdżał palcem. – Tak, mówię o twojej pracy – dodał bez przekonania, rzucając mi krótkie spojrzenie.

Momentalnie uśmiech zniknął z mojej twarzy, a dłonie odruchowo zostały zamaskowane przydługawymi rękawami. No tak, prostytucja nie była czymś, co ułatwiało życie. Wręcz przeciwnie. Coraz częściej podkładała kłody pod nogi, z którymi nie zawsze łatwo było sobie poradzić. Doskonale go rozumiejąc, położyłam dłoń na jego i starałam się wypatrzeć ten dawny blask w błękitnych tęczówkach, które teraz dokładnie lustrowały każdy detal mojej twarzy.

    – Wiem, że źle wyglądam – zaśmiałam się, chcąc choć odrobinę rozluźnić grobową atmosferę. – A tak na serio, jej też nie jest łatwo w tej sytuacji, o ile coś do ciebie czuje. Daj jej trochę czasu na przystosowanie się – powiedziałam i posłałam mu nikły, szczery uśmiech.

Wiedziałam, że moje słowa w tej chwili niewiele mu pomagały, ale z biegiem czasu, powinny nabrać większego sensu. Nie zamierzałam wypytywać o tę dziewczynę, po prostu nie uważałam, żeby to był dobry moment. Jeśli tak uzna, to sam mi o niej opowie.

Opróżniliśmy swoje szklanki, w których znajdowała się tylko niewielka ilość trunku, chowając przy tym resztę do lodówki, aby nadal mogła się chłodzić. Jak to zwykle bywało, zmywanie naczyń, z racji, iż to niby ja byłam ''panią domu", przypadło właśnie mnie, podczas gdy Steven rozsiadł się wygodnie na kanapie i szukał jakiegoś ciekawego filmu w telewizji. Typowy facet. Do brudzenia pierwszy, ale jak trzeba posprzątać to ma milion wymówek. Poza tym, ja też nie należałam do zbytnio pracowitych osób. Z niechęcią wylałam odrobinę rumiankowego płynu i umyłam te wszystkie naczynia, które zalegały w zlewie już od dłuższego czasu. Nie byłam maniakiem czystości, więc moje mieszkanie nie lśniło oraz panował w nim niewielkich rozmiarów bałagan.

Kiedy ogarnęłam już kuchnię, która teraz wyglądała w miarę znośnie, zabrałam się za przygotowywanie jakichś przekąsek, bo w końcu film bez podjadania, traci po części swój urok. Jednym uchem słuchając pasjonującego wywodu Indiany Jonesa, układałam na talerzyku czekoladowe ciasteczka, które udało mi się znaleźć w szafce. Zmęczona usiadłam obok mojego towarzysza, uprzednio kładąc porcelanowe naczynie na stoliku.

    – Sądziłem, że zrobisz coś bardziej ambitnego – odparł Steven, wsadzając sobie do ust małą słodkość.

Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się pod nosem. Im naprawdę czasami trudno było dogodzić.

    – Steve – zaczęłam, kładąc rękę na jego ramieniu – zdajesz sobie przecież sprawę, że umiem ugotować tylko proste rzeczy typu makaron czy coś, więc nie wymagaj ode mnie tiramisu – oznajmiłam, powracając do śledzenia filmu, z którego i tak mało co rozumiałam.

Chłopak zaśmiał się, dając znak, że stary, dobry Adler powrócił. Chyba. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, oczekując wyjaśnień swojego zachowania, które o niczym mnie nie informowało.

    – Wiem, dlatego musisz iść na lekcję do Duffa. Wiesz, jakie on umie torty piec?

Jego oczy były takie duże z wrażenia, iż myślałam, że zaraz wypadną. Pokręciłam tylko przecząco głową, uśmiechając się subtelnie. Po chwili w filmie zaczęła dziać się jakaś akcja, z której i tak nie miałam większego pojęcia, przez co mój towarzysz już totalnie mnie zignorował. Oparłam się o sofę i zagryzając ciastko, udawałam, że oglądam, podczas gdy moje myśli krążyły wokół zupełnie innych wydarzeń... Nadal czułam się oszukana, ale pod wpływem obecności Stevena coraz rzadziej łapałam się na wspominaniu tego. Po prostu nie przejmowałam się i próbowałam cieszyć się przemijającym życiem. Następnym razem, jak będę miała problem, to już wiedziałam do kogo walić.

Popołudnie minęło mi dosyć przyjemnie. Maraton filmowy to było coś, czego potrzebowałam. Przy okazji mogłam trochę spędzić czasu ze Stevenem, który dosyć szybko zapomniał o tej dziewczynie. Zachowywał się jak zwykle, swobodnie, co chwilę mówiąc coś śmiesznego. Zbytnio się nie hamował, nawet jeśli chodziło o jego przyzwyczajenia. Bez skrupułów co jakiś czas znikał i wracał w stanie błogiej euforii, praktycznie zasypiając na stojąco. Doskonale zdawałam sobie sprawę, czym było spowodowane jego zachowanie. Nie powiem, że czułam się z tym dobrze, wręcz przeciwnie. Sama od niedawna byłam czysta i nawet mi to pasowało. Nie sądziłam, że mogłoby się to zmienić.

Około godziny dziewiętnastej, kiedy Adler doszedł do wniosku, że będzie się powoli zbierał, stwierdziłam, że mam ochotę na prysznic. Przeprosiłam mojego gościa i udałam się do łazienki, uprzednio zabierając z szafy czyste ubrania. To była kolejna rzecz, której tak bardzo potrzebowałam. Gorącej wody, która swobodnie spływała niewielkimi strugami po moim ciele, wywołując uśmiech na twarzy. Szczególnie, jeśli od paru dni w mieszkaniu odczuwalna temperatura sporo spadła, a ogrzewanie po prostu nie działało. Dlatego zaraz po wytarciu się w przyjemny, frotowy ręcznik, zarzuciłam na siebie ciepły dres. Zawsze byłam typem zmarzlucha, pomimo że temperatury na zewnątrz były dosyć wysokie. Oczyszczając twarz, usłyszałam głośny dźwięk dzwonka. Czyżby ktoś mnie odwiedził? Próbowałam nasłuchiwać głosu mojego nowego gościa, jednak chłopcy rozmawiali zbyt cicho, żebym mogła go zidentyfikować. Postanowiłam odrobinę się sprężyć, ponieważ ciekawość zżerała mnie od środka. W duchu łudziłam się, że może był to Axl, który po prostu chciał wyjaśnić poranną sytuację. Kończąc rozczesywać włosy, usłyszałam trzask drzwi, co oznaczało, iż Steven wyszedł, aby powrócić do swojego życia.


Opuściłam zaparowane pomieszczenie i oddychając ''świeżym'' powietrzem udałam się do salonu, gdzie zastałam mojego gościa. Jego akurat o dziwo się nie spodziewałam, przez co byłam nieco zdziwiona oraz odczuwałam szczęście z tego powodu. Nie wiadomo dlaczego, przystanęłam na chwilę, opierając się o ścianę i wpatrując się w niego. Brunet siedział na kanapie, odwrócony do mnie bokiem, brzdąkał jakąś melodię na gitarze akustycznej. Wsłuchałam się w dźwięki, jakie wypływały spod jego zwinnych palców i odpłynęłam. Ich muzyka, przez kogo nie byłaby napisana, przemawiała do mnie i jak najbardziej wpasowywała się w moje gusta. Zamknęłam oczy i z odchyloną głową, delikatnie kołysałam się do rytmu, dokładnie analizując każde słowo, które po cichu podśpiewywał.




I say baby you've been lookin' real good
You know that I remember when we met
It's funny how I never felt so good
It's a feeling that I know
I know I'll never forget
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared -
is lovin' that'll last forever





Po chwili przestał grać, pozostawiając mnie w lekkim niedosycie. Zamiast tego ponownie usłyszałam jego nieco zachrypły głos, intonujący pytanie.

    – Podoba ci się?

Potaknęłam twierdząco głową, uśmiechając się szeroko. Szczerze mówiąc, mogłam tego słuchać godzinami. Otworzyłam oczy i wykonując niewielkie kroki, przemierzyłam pomieszczenie, aby usiąść obok niego.

    – Vicky – próbował zacząć, odwracając wzrok w celu uniknięcia mojego spojrzenia – przepraszam cię za tamten wieczór. Gdybym wtedy próbował cię zatrzymać czy coś...

    – Izzy – przerwałam mu, próbując zachować spokojny ton głosu, kładąc rozgrzaną dłoń na jego lekko chłodnawej ręce – nie wracajmy do tego, proszę.

Posłałam mu subtelny uśmiech, przez co moje spojrzenie spotkało się z jego przyjemnymi, orzechowymi tęczówkami. Niespodziewanie przyciągnął mnie bliżej siebie tak, że moja głowa oparła się na jego bijącym ciepłem torsie, a jego dłonie były ciasno zaplecione na mojej talii, po czym delikatnie złożył pocałunek na moim czole. Poczułam dziwne ciarki, które stopniowo promieniowały od mojego kręgosłupa. Zapewne spowodowane były powiewem wiatru, który pochodził z uchylonego okna. Odsunęłam się trochę, kładąc głowę na jego ramieniu.

    – Izzy?

    – Słucham?

    – Kocham waszą muzykę – mruknęłam, wyciągając nogi na wolne siedzenia.

    – Wiem – zaśmiał się. – A coś poza tym?

    – Zimno mi – odparłam, poprawiając ułożenie i opierając dłoń na jego przedramieniu.

Stradlin podniósł się ostrożnie, aby zbytnio mnie nie poruszyć i wziął mój ulubiony koc, którym następnie dokładnie mnie przykrył.

    – Lepiej? – zapytał, subtelnie się uśmiechając.

    – Lepiej – przyznałam, ziewając.

    – Czyżby komuś chciało się spać? – zaśmiał się, tykając mnie w bok, przez co lekko się odchyliłam.


    – Ej... – oburzyłam się, jednak nie mogłam powstrzymać śmiechu. – Po prostu już mi się nudzi siedzenie w domu.

    – Czyżbyś chciała wrócić do pracy? – zapytał zdziwiony, unosząc prawą brew.

    – No może niekoniecznie... – odparłam, przeciągając samogłoski. – Opowiedz mi coś – poprosiłam, próbując zmienić temat.

Chłopak przejechał delikatnie opuszkami palców po wierzchniej części mojej dłoni, wywołując u mnie przyjemne uczucie. Uśmiechnęłam się pod nosem w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

    – Nie jesteś za duża na bajki na dobranoc?

    – To nie ma być bajeczka na dobranoc – odpowiedziałam z udawanym oburzeniem. – Chcę alternatywną historyjkę z moralną pogadanką jak od starszego brata.

    – Starszego brata powiadasz?

    – Ehe – zaśmiałam się.


Dziwne było to, że traktowałam go jako członka rodziny, kogoś bliskiego, a tymczasem rodzony brat był mi obcy. Na samo wspomnienie Xaviera zniknął uśmiech z mojej twarzy. Nie widziałam go od tak dawna, a mimo to czasami zdarzało mi się tęsknić. Był jaki był, ale to w końcu rodzina.

Otrząsnęłam się i usłyszałam Izzy'ego, który odchrząkając, likwidował niewielką chrypę, co oznaczało, że już wymyślił swoją pasjonującą historyjkę. Przez chwilę mogłam poczuć się, jak ta mała dziewczyna, która siedziała ze swoim starszym kolegą na huśtawce w odległym Lafayette.

    – Dawno temu, a może i nie byli sobie dziewczyna i chłopak. Typowe love story? Wątpię. Ona zadziwiała swoją wyjątkową, naturalną urodą, którą zauważali tylko nieliczni. On natomiast typowy chłopak z prowincji. Znali się od dawna, poznawali od kilku miesięcy...

Próbowałam wsłuchać się w jego głos, który działał kojąco na moje uszy. Melodyjnie opowiadał opowieść o dwójce młodych ludzi, którzy wydawało się, że mieszkają niedaleko. Wtuliłam się bardziej w jego wygodne ramię, próbując nie poddać się powoli ogarniającemu mnie zmęczeniu. Z każdym jego słowem czułam, jak moje powieki stają się coraz cięższe niczym ołowiane kuleczki...


    – I wtedy on podjął tę drastyczną decyzję...

To był ostatni fragment, jaki do mnie dotarł. Po chwili spałam już w najlepsze, zajmując się tylko i wyłącznie swoim snem.




*

Hej kochani ;) Witam Was w pierwszy dzień wakacji.


Troszkę mało akcji, ale po coś jest ten rozdział. Po co? Dowiecie się niedługo ;)

Czekam na Wasze opinie, bo nie powiem, lubię czytać komentarze ;)

Do następnego ;)











1 komentarz:

  1. Głupio Axl zrobił, ale na pewno coś nim musiało kierować. Czekam na dalszy rozwój akcji w tym kierunku. :D

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie