piątek, 1 lipca 2016

44. Life is brutal



   Ostatnie tygodnie minęły mi dosyć monotonnie. Wpadłam w codzienną rutynę, która polegała na spędzeniu dnia w miarę pożyteczny sposób, a później pracowita noc. Powoli zaczęłam zachowywać obojętność wobec tego, co robiłam. Po prostu przestałam się sprzeciwiać, chociaż obrzydzenie i niechęć pozostały. Od zawsze twierdziłam, że  prostytucja to upadek na samo dno. Uważałam, że te dziewczyny idą po najprostszej linii oporu, żeby zarobić na utrzymanie. Tymczasem większość z nich została do tego zmuszona przez sytuację, w jakiej się znalazły.
   Siedziałam przy barze w zaciemnionej sali w Roxy, popijając Mojito z lodem. Czekałam na Stevena, który obiecał dotrzymać mi towarzystwa tego wieczoru. Ostatnio chłopcy trochę zluzowali i zdarzało mi się wychodzić samej, ale właśnie dzisiaj miałam poznać tę wyjątkową dziewczynę. Stukałam palcami po szklanym blacie i uważnie obserwowałam każdy ruch barmana. Ta dokładność, z jaką przyrządzał drinki dla dosyć wymagających klientów, była aż miła dla oka. Też kiedyś miałam okazję zabłysnąć w tej dziedzinie, jednakże życie potoczyło się troszkę inaczej. Może tak właśnie miało być – pomyślałam.
   Z rozmyślań wytrącił mnie lekko przepity, ale nadal zawierający chociaż odrobinę subtelności głos, który próbował przebić się przez głośne dźwięki muzyki dobiegające z ogromnych głośników. Doskonale znałam jego właścicielkę, a także wiedziałam, że jej obecność nie była przypadkowa.
     – Cześć, Vicky – usłyszałam, jednocześnie czując na ramieniu chłodny dotyk jej dłoni.
   Niechętnie odwróciłam głowę w jej stronę. Była moją przyjaciółką, ale ostatnio jej życie opierało się tylko wobec jednego. Heroiny. Zdobywała na nią pieniądze na wszystkie możliwe sposoby. Ostatnio słyszałam nawet, że wylądowała na ulicy. Zrobiło mi się jej szkoda z tego powodu. Doskonale wiedziałam, jak to wszystko wygląda, tylko że ja miałam lepsze warunki. Nikt nie potrafił jej pomoc. A może wcale nie chcieliśmy?
     – Co jest Lena? – zapytałam, okazując troskę.
   Jej trupio blada twarz kontrastowała z sinymi workami pod oczami. Nie dbała o makijaż, nawet go nie miała. Po prostu jej głowa była zajęta przez inne sprawy. Wychudzone policzki, jak i reszta ciała błagała o jakikolwiek posiłek. Wyglądała jak żywy trup, przez co na sam widok kręciła się łezka w oku.
     – Mam kłopoty – powiedziała, siadając na wolnym stołku obok mnie.
   Zamówiłam dla niej sok winogronowy, wiedząc, iż alkohol w tej sytuacji nie był zbawienny. Niechętnie popijała go, co chwilę drapiąc się po udach. Nie było dobrze. Patrząc na nią, znikały wszystkie chęci powrotu do narkotyków, które mnie nękały.
     – Co się stało? – zapytałam, przerywając ciszę. – Może mogę ci jakoś pomóc.
     – Potrzebuję kasy – rzuciła krótko, bawiąc się palcami.
     – Na co? – zapytałam chłodno, chociaż doskonale znałam odpowiedź.
     – Mam długi. Brałam towar na kreskę i mój diler trochę się wkurzył. Pomożesz mi? – prosiła, przenosząc wzrok na moją osobę.
   Przez moje ciało przeszły nieprzyjemne ciarki. Jej spojrzenie było puste, jakby była nieobecna. Nie była naćpana, raczej powoli zaczął ogarniać ją głód.
     – Nie rozumiem – pokręciłam głową. – Izzy nie mógłby ci odpuścić?
   Zaśmiała się, chociaż dużo ją to kosztowało. Nie miała siły kompletnie na nic, a jedyne czego chciała to władować sobie i mieć spokój.
     – On już przestał handlować – oznajmiła, obracając w dłoni prawie pełną szklankę. – Musiałam odnowić stare kontakty. Mówiłam ci o tym.
   Kątem oka zobaczyłam wysokiego, równie wycieńczonego, co ona, mężczyznę. Jego przerzedzone blond włosy z brązowymi pasemkami związane były w kucyka. Na twarzy miał dosyć zapuszczoną brodę, która dodawała mu lat. Kolczyk w łuku brwiowym komponował się z długą, zwisającą, czarną, skórzaną kurtką. Podszedł bliżej nas i zatrzymał się obok czarnowłosej, która nie do końca była zadowolona z jego towarzystwa. Wyglądało, jakby się go bała. Wciśnięta w stołek, nie odrywała wzroku od brzegów szklanki. Po prostu, jakby chciała się schować, udawać, że jej nie ma.
     – Lenka, skarbie, co ty tutaj robisz? – zapytał z udawaną czułością, całując ją w policzek na przywitanie.
     – Nic – wyczytałam z ruchu jej warg, podczas gdy ona zacisnęła drobną dłoń w pięść.
     – Kotku, a kto to? Twoja nowa koleżanka? – zapytał, kierując swoje puste, a zarazem nieprzyjemne spojrzenie na moją osobę. – Ben – przedstawił się, podając mi dłoń, którą niechętnie uścisnęłam.
     – Victoria, ale mów mi Vicky – odpowiedziałam.
   Chłopak uśmiechnął się delikatnie, lecz wyczułam, że zamierzał podchodzić do mnie z ostrożnością. Jego palce wylądowały na jej karku, po którym powoli zaczęły przejeżdżać. Dziewczyna nie zareagowała. Nadal udawała, że jej nie było.
     – Mam nadzieję, że masz dla mnie kasę. Chyba, że chcesz mi podpaść – powiedział, zaciskając dłoń na ciele Rosjanki.
     – Ej, Ben! – zawołałam, zwracając jego uwagę. – Możemy porozmawiać w cztery oczy?
     – Załatwiam interesy – rzucił krótko, nachylając się i szepcząc jej coś do ucha, na co Lena wzdrygnęła się.
     – Nie zajmę ci dużo czasu.
   Chłopak odwrócił się w moją stronę, po czym niechętnie się zgodził. Udaliśmy się w ustronne miejsce, niedaleko toalet, gdzie można było swobodnie załatwiać interesy. No prawie, nie zwracając uwagi na te wkurzające jęki zza ściany.
     – O co chodzi? – zapytał, krzyżując ręce na piersi. Widać było, że się niecierpliwił.
     – Lena jest moją przyjaciółką, dlatego chcę jej pomóc – odparłam, szukając pieniędzy w czarnej kopertówce. – Ile jest ci winna?
     – Tak około dwóch baniek – odpowiedział, drapiąc się po karku.
   Kurde, nie miałam przy sobie tyle kasy. Zazwyczaj zarabiałam coś w okolicach tej sumy w przeciągu dwóch, trzech nocy. Wyciągnęłam lekko pomięty banknot pięćdziesięciodolarowy, czyli całe moje oszczędności i niechętnie podałam go mężczyźnie, który praktycznie wydarł mi go z dłoni.
     – Więcej nie mam – odparłam chłodno.
     – Nic nie szkodzi – powiedział, uśmiechając się. W końcu miał na nowy towar. – Resztę się jakoś dopłaci. Jakbyś chciała coś ekstra, to szukaj mnie w Psycho.
   Puścił mi oko, a następnie odszedł w kierunku wyjścia. Nie chciałam wracać do dragów, jednak w tamtym momencie nie mogłam sobie obiecać, że nie skorzystam z jego oferty. Chyba powoli coś zaczynało we mnie pękać.
   Nie mając zamiaru dłużej wysłuchiwać tych dających po uszach dźwięków, wróciłam na salę. Doznałam szoku, gdy zauważyłam, że Lena gdzieś zniknęła. Byłam przerażona. Przecież ona była w stanie zrobić wszystko, szczególnie, kiedy była na głodzie. Nie zamierzałam patrzeć, jak okrada klientów, żeby później spieniężyć ich portfele czy drogocenną biżuterię. Nerwowo zaczęłam rozglądać się po klubie. Nie było to łatwe zadanie, zważywszy, że lokal został wypełniony po brzegi. Chodziłam od kąta w kąt, wypytując, czy ktoś czasami nie widział drobnej, bladej dziewczyny o krótszych, czarnych włosach. Niestety nikt nic nie wiedział albo wskazywał niewłaściwą osobę. Martwiłam się, że zapewne stanie jej się coś złego. Przepadła, jak igła w stogu siana.
   Bezradna i opadająca z sił, z powrotem usiadłam na wysokim krześle barowym, opierając łokcie o blat baru. Z grymasem na twarzy zastanawiałam się, co jeszcze mogłabym zrobić. Moje rozmyślania nic nie przyniosły, a po chwili zostały przerwane przez dźwięk głośnego, znajomego głosu, który dobiegał zza moich pleców.
     – Hej, księżniczko! Co taka markotna jesteś?
   Steven usiadł obok mnie tam, gdzie wcześniej miejsce zajmowała Lena i zamówił dla siebie whiskey z lodem. Z jego twarzy nie znikał uśmiech. Próbował mnie nim zarazić, ale zbytnio mu to nie wychodziło.
     – Zamówić ci coś? – zapytał.
   Pokręciłam głową, nawet nie racząc go spojrzeniem. Nadal moją głowę zajmował tylko jeden problem.
     – Coś się stało? – w jego głosie słychać było troskę. Położył swoją chłodną dłoń na kawałku moich pleców, które akurat nie zakrywała sukienka i delikatnie je gładził. – Nie obiecuję, że pomogę, ale chętnie posłucham.
   Uśmiechnęłam się niemrawo, pokazując, że doceniam jego starania.
     – Martwię się o Lenę – bąknęłam. – Ma problemy finansowe.
     – A tak – przytaknął chłodno. – Vicky, ona stacza się na samo dno. Ostatnio nawet okradła Hope.
   Pomimo że nie przepadałam za Carter, to było nie fair wobec niej. Owszem, uprzejmością nie grzeszyła, przynajmniej jeśli chodziło o mnie, ale starała się. Chciała, żeby chłopcy stali się sławi i była gotowa wiele poświęcić, żeby tak się stało.
     – Naprawdę krucho – skomentowałam. – Nie próbowaliście jej pomóc?
     – Oczywiście, że próbowaliśmy – oznajmił, popijając bursztynowy trunek. – Tylko, że ona nie chce naszej pomocy. Jest już na takim poziomie, że myśli tylko, jak zdobyć działkę. Uparcie twierdzi, że może z tym skończyć, kiedy tylko będzie chciała.
   Na mojej twarzy pojawił się smutek. Usilnie myślałam nad ratunkiem dla niej. Nie mogłabym patrzeć, jak marnuje się i powoli gaśnie. Nie spodziewałam się, że tak to się skończy...
     – A odwyk? – zapytałam dyplomatycznie.
     – Nie możemy jej do niczego zmusić, bo to nie przyniesie efektów. Sama musi wyrazić chęć.
   Przygryzłam dolną wargę, pusto patrząc przed siebie. Moje place zaplatały się jeden z drugim, żeby tylko czymś zająć dłonie. Nie potrafiłam siedzieć spokojnie. Musiałam czymś się zająć, co nie uszło uwadze Adlera.
     – Chyba powinnaś przestać siedzieć tutaj bezczynnie, bo to cię gubi – stwierdził. – Widzisz tego mężczyznę obok dziewczyny w różowej, obcisłej sukience? – zapytał, wskazując palcem na daną osobę.
     – Jesteś pewien, że nie przyszli razem?
     – Na sto procent. To stały klient Eddiego. Idź i wykorzystaj szansę, bo gościu potrafi dobrze zapłacić.
   Po chwili wstałam i zmierzałam w kierunku mężczyzny w średnim wieku. W pewnym sensie słowa Stevena mnie zabolały. Wiedziałam, że traktował mnie jak swoją przyjaciółkę, ale w tej chwili poczułam się jak maszynka do zarabiania pieniędzy. W sumie to nią byłam... 
   Poprawiłam lekko przykrótkawą sukienkę i głęboko oddychając, usiadłam przy stoliku, gdzie samotnie popijał drinka mój nowy klient.
     – Można? – zapytałam uwodzicielskim głosem, zapominając o obrzydzeniu. Trochę wprawy już w tym miałam.
     – Lubię rude, kotku, więc czemu nie. Postawić ci drinka?
   Przytaknęłam głową. Nie potrafiłam znieść tego na trzeźwo. Mężczyzna zawołał kelnera i zamówił Sex on the beach. Nerwowo stukałam palcami o blat, nie spuszczając wzroku z mojego towarzysza. Był ubrany w dosyć elegancki garnitur, przez co wywnioskowałam, iż mógł być biznesmenem.
     – Bardzo ci to będzie przeszkadzało, jeśli zapalę? – zapytałam, wyjmując z torebki paczkę papierosów oraz zapalniczkę.
     – Jeśli dzięki temu masz się poczuć swobodniej, to czemu nie – odpowiedział.
   Był dosyć spokojny. Widać, że często tutaj przychodził i korzystał z podobnych usług.
Odpaliłam szluga i zaciągnęłam się relaksującym, siwym dymem. Powoli wypuszczałam go, jednocześnie słuchając pasjonujących historii mężczyzny. Czasami nawet zdarzało mi się zaśmiać albo posłać mu niewielki uśmiech. To naprawdę miłe z jego strony, że przed wszystkim chciał wprowadzić przyjemną atmosferę.
   Sączyłam drinka, którego uprzednio przyniósł kelner. Jednocześnie próbowałam wsłuchać się w plany życiowe mojego klienta. Opowiadał mi, jak to za miesiąc miał wziąć ślub z dwadzieścia lat młodszą dziewczyną. Trochę zrobiło mi się jej żal, że miała takiego narzeczonego. Przecież ten mężczyzna zdradzał ją na prawo i lewo z przypadkowymi kobietami albo prostytutkami. Mimo tego, nie zamierzałam z niego zrezygnować, nie mogłam. Często w takich sytuacjach musiałam schować do kieszeni swoje przekonania, gdyż potrzebowałam tych pieniędzy.
     – To jak, ustalamy warunki? – zapytałam, kiedy on nawilżał gardło mieszanką ginu i toniku.
     – Naturalnie – odparł. – Ile sobie życzysz?
     – Pięćdziesiąt – odpowiedziałam zdecydowanie, dopijając ostatniego łyka drinku.
   Mężczyzna wyjął portfel, po czym wyłożył na blat banknot o wymienionym przeze mnie nominale. Ostrożnie schowałam go do torebki, rozglądając się przy tym na boki.
     – Skoro wzięłaś już pieniądze, to możemy przejść do działania. Niedaleko stąd zaparkowałem samochód. Możemy pojechać do mnie... – powiedział, delikatnie przejeżdżając palcem po moim nagim ramieniu, przez co dostałam nieprzyjemnych ciarek.
     – Ubikacje w klubie są obskurne i niewygodne, także możemy to zrobić w samochodzie, ale nie ma opcji, żebyśmy pojechali do ciebie – odpowiedziałam uprzejmie, ale zarazem stanowczo. Przez ten czas nauczyłam się jednego, to ja miałam dyktować warunki.
     – Zgadzam się. W takim razie umawiamy się na seks i minetę,tak? – zapytał, chcąc się upewnić.
     – Przepraszam, ale oferuję sam seks.
     – Zapłacę podwójnie – zaoferował, wyciągając ręce w geście, że to żaden problem.
     – Już powiedziałam, oferuję sam seks. Jeśli ci nie odpowiada, możesz skorzystać z usług mojej koleżanki.
     – Nie, wszystko jest okej – odpowiedział, jakby nigdy nic. – Sądzę, że możemy już iść.
   Wstał od stołu i udał się w kierunku wyjścia. Z niezadowoleniem na twarzy, zrobiłam to samo. Kolejny raz miałam patrzeć, jak ktoś czerpię satysfakcję z mojego ciała, podczas gdy ja nie czułam niczego, wyłączając sporadyczne przypadki, kiedy odczuwałam ból. Obrzydzenie towarzyszyło mi od samego początku, upokorzenie i zawiedzenie przychodziły dopiero po. Starałam się głęboko oddychać, ponieważ tylko to było w stanie mnie uspokoić. Niestety nic nie pozwalało zapomnieć ani przestać czuć się jak ostatni śmieć...
   Po wszystkim wróciłam do Stevena, który nadal siedział w tym samym miejscu, popijając tym razem Krwawą Mary.
     – Twój udział – powiedziałam na przywitanie, podając mu zwinięty banknot, oczywiście wcześniej rozmieniając zapłatę.
     – Chcesz się czegoś napić? – próbował zmienić temat, wciskając pieniądze do kieszeni jeansów.
     – Dawno nie piłam Martini – zaczęłam, siadając na wolnym miejscu – więc z chęcią poproszę.
   Steven machnął na barmana i już po chwili mogłam się cieszyć moim ulubionym trunkiem. Jakoś wcześniej smakował lepiej. Teraz żaden alkohol już nie pomagał.
     – Miałeś mi pokazać tę wyjątkową dziewczynę, zapomniałeś? – powiedziałam, popijając napój, uprzednio przypomniawszy sobie o sprawie.
     – Coś jej nie mogę dostrzec – stwierdził, mrużąc oczy i rozglądając się po sali.
     – Jak ona wygląda?
     – Taka ładna – mruknął, zajęty poszukiwaniami.
     – Dobrze wiedzieć... – bąknęłam.
     – Właściwie to już ją znalazłem – oznajmił z uśmiechem na twarzy. – Siedzi przy stoliku obok rury do pole dance.
   Spojrzałam we wskazanym kierunku. Siedziała tam smukła, młoda dziewczyna o prostych, kruczoczarnych włosach do pasa. Jej porcelanowa cera kontrastowała z krwistoczerwonymi ustami. Mogłam się założyć, że jej oczy miały kolor błękitnego nieba. Obok niej siedziała jakaś kobieta, jednak nie mogłam jej opisać, ponieważ była odwrócona.
     – Czy ona specjalnie stylizuje się na Śnieżkę? – zapytałam z ironią w głosie, popijając drinka.
     – Vicky, jesteś niemiła – stwierdził, udając obrażonego. – Po prostu zazdrościsz jej urody.
     – Oczywiście – zaśmiałam się.
   Fakt, faktem trzeba było przyznać, że miała nieskazitelną twarz o delikatnych rysach. Czyżby chodzący ideał? Nie sądzę, na pewno coś ukrywała. Samo to, czym się zajmowała.
   Po chwili zauważyłam, jak jej towarzyszka delikatnie obraca się w naszą stronę, dzięki czemu mogłam jej się lepiej przyjrzeć. Mizerna twarz, zapadnięte policzki, to samo puste spojrzenie.
     – Ej Steve, ta dziewczyna obok niej to nie jest przypadkiem Lena? – zapytałam, chociaż już wcześniej rozpoznałam przyjaciółkę. Coś mi tutaj nie grało...
     – No tak – stwierdził zaraz po tym, jak dokładnie jej się przyjrzał. – Czy ona chce ją okraść? – zapytał lekko zaniepokojony.
     – Nie sądzę – oznajmiłam, kręcąc głową. – Raczej wygląda na to, że się znają. Gdyby nie to, że znam sytuację Leny, powiedziałbym, że umówiły się na zwykłe, babskie ploty.
   Coś mi zaczęło świtać w głowie. Fiodorow obracała się w konkretnym towarzystwie – ludzi, którzy pracowali dla Eddiego albo przynajmniej go znali. Skoro Śnieżka zajmowała się prostytucją, był cień szansy, że pracowała właśnie dla niego. Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie przyjaciółki Leny, o których mi mówiła. Z czeluści mojej pamięci udało mi się wyciągnąć jedno imię, tylko że to raczej to nie była ona. Nic nie zgadzało się z tym, co o niej słyszałam. Mimo wszytko, musiałam się upewnić.
     – Steven – zaczęłam, przeciągając samogłoski – a jak w ogóle ona ma na imię?
     – Lily, a czemu pytasz?
   No to już wszystko było wiadome...

❤❤❤❤❤
Hej robaczki 😉 Dziś rozdział poruszający pewne kwestie, bo w końcu musi być jakieś przesłanie. Przynajmniej takie jest moje założenie. Jakoś tak mnie naszło, po przeczytaniu My, dzieci z dworca ZOO.  Swoją drogą, świetna książka 😉
A jak tam Wam mijają wakacje?
Mam nadzieję, że to nie jest ostatni rozdział przed przerwą xD
Nie martwcie się, o wszystkim Was jeszcze poinformuję 😉
Do następnego i czekam na Wasze opinie 😉
Ps. Dziękuję Wam bardzo za ponad 6 tys. wyświetleń. Jesteście najlepsi :* 

1 komentarz:

  1. Bell hero. Dobra z niej przyjaciółka. Biedna Lena, tak sie stoczyć... ehh bardzo fajne opo, czekam na więcej akcji! :D

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie