piątek, 29 lipca 2016

47. I want to be close to you




      – Mogłabyś mi podać popielniczkę?
    Z konsternacji wyrwało mnie pytanie nieznanego mi mężczyzny. Trwając jeszcze w zamyśleniu, podałam mu pożądaną rzecz. Uśmiechnął się przyjaźnie w geście podziękowania i odszedł, pozostawiając mnie pośród grupki ludzi, których nie znałam.
    Od kilku dni zastanawiałam się nad swoją przyszłością i jak do tej pory nic nie wymyśliłam. Wydawała mi się wielką niewiadomą, którą nijak nie wiedziałam, w jaki sposób poznać. Chyba dopiero teraz powoli dochodziły do mnie słowa Chrisa, nad którymi postanowiłam dłużej pomyśleć. Skończyło się na tym, że nie zamierzałam, a raczej nie chciałam zmieniać swojego zachowania, ani trybu życia. Było mi z nim dobrze, a przynajmniej takie odnosiłam wrażenie.
    Zabrałam ze sobą butelkę z tanim winem i usiadłam w kącie salonu. Napawałam się samotnością, która w tym momencie stanowiła dla mnie swoistą harmonię. Gunsi zaprosili na imprezę sylwestrową połowę osiedla, która miała za zadanie gwarantować udaną zabawę. Dla mnie jednak obecność tych wszystkich ludzi nie robiła różnicy. Po prostu przyglądałam się im, jednocześnie delektując się lekko wytrawnym smakiem burgundowego trunku.
   Grupka dziewczyna zgromadziła się obok schodów, na których siedział Duff. Opowiadał o czymś, żywo gestykulując i co chwilę posyłając im szeroki uśmiech. Potrzebował swego rodzaju oczyszczenia, a te dziewczyny były idealne do tego celu. Mogłabym się założyć, że z którąś z nich pójdzie do łóżka.
    Steven zajmował miejsce obok Lily, która siedziała na zielonej kanapie i popijała pomarańczowego drinka. Chłopak próbował jej dać wszystko, uchylić kawałka nieba, ale dziewczyna ewidentnie trzymała między nimi dystans. Widać było, że nie chce wchodzić z nim w bliższe relacje. Niestety biedny Adler był zaślepiony i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Zrobiło mi się go szkoda, przez co odwróciłam wzrok w innym kierunku.
    Nigdzie nie mogłam dostrzec Slasha i Leny. Podejrzewałam, że albo okupują łazienkę, albo zajęli któryś z pokoi, aby nacieszyć się chwilą spędzoną razem. Miałam tylko nadzieję, że nie ćpali gdzieś po kątach. Fiodorow już i tak wyglądała jak chodzący kościotrup. Bałam się, że narkotyki wyniszczą ją do samego końca, jednak nie za bardzo wiedziałam, jak reagować.
    Popijałam wino i w zamyśleniu wyśpiewywałam kolejne słowa piosenki, która aktualnie leciała w tle. Kołysałam się na boki w rytm muzyki, zupełnie na nic nie zważając. Na parkiecie królowało co prawda kilka par, aczkolwiek ja nie miałam ochoty zbytnio ruszać się z mojego kąta. Było mi w nim dobrze. Chciałam siedzieć sama, ponieważ wtedy czułam, że mogę odpocząć.
      – Mogę usiąść obok panienki?
    A przynajmniej do czasu, dopóki ktoś mi nie przeszkodził. Odstawiłam butelkę na bok, uważając, żeby przypadkiem jej nie przewrócić. Niechętnie skierowałam wzrok na mojego nowego towarzysza, który zdążył już wygodnie rozsiąść się obok mnie. Kogo jak kogo, ale jego się nie spodziewałam.
      – Co tutaj robisz, Eddie? – zapytałam, nie kryjąc niezadowolenia z jego wizyty.
    Mężczyzna zaśmiał się, jednocześnie przejeżdżając palcami po brunatnych włosach, które nawet w półmroku zdrowo lśniły. Zapewne inwestował w nie niemałe pieniądze.
      – Przez ostatnie kilka dni coraz trudniej cię złapać, droga Victorio – stwierdził, szczerząc się od ucha do ucha, co dosyć mnie irytowało. – Udało mi się nabyć kilku nowych, a zarazem cholernie ważnych klientów i szukam dziewczyn, które mogłyby wykonać to zlecenie. Nie ukrywam, że pomyślałem o tobie.
      – Nie wiem czy mam się bać, czy cieszyć – zaśmiałam się z ironią. – Powiedzmy, że na razie chcę dowiedzieć się o szczegółach. Masz może fajki?
    Bez zastanowienia wyciągnął z kieszeni swojej skórzanej kurtki paczkę papierosów, po czym mi ją podał. Cały czas bacznie go obserwowałam, do momentu, w którym nie trzymałam już w dłoniach upragnionej używki. Nie ufałam mu i nie sądziłam, żeby to uległo zmianie. Z ciekawości przyjrzałam się paczuszce. Marlboro, czyli najpopularniejsze fajki, które można było tutaj spotkać. Wyjęłam jedną i włożyłam ją do ust, przy okazji brudząc filtr fuksjową szminką. Po krótkim poszukiwaniu zapalniczki w końcu mogłam odpalić papierosa. Jak zawsze dawał ciepły i przyjemny ogień, dzięki któremu mogłam rozkoszować się smakiem nikotyny. Zaciągnęłam się dymem, dokładnie wypełniając nim płuca. Nie chciałam zbyt szybko się go pozbyć. Pomimo że był gryzący, dawał przyjemne uczucie ukojenia.
      – Teraz mogę słuchać. – Uwolniłam moje drogi oddechowe od uzależniającej trucizny, wypuszczając ją dosyć gwałtownie.
      – Zmieniłaś się od naszego pierwszego spotkania – przyznał, co wywołało zdziwienie na mojej twarzy. – Wycwaniłaś się, a przede wszystkim nauczyłaś się robić interesy. Jestem pod wrażeniem.
      – Życie mnie uczyć, jak przeżyć – rzuciłam, raptownie wypalając papierosa.
      – Przechodząc do istotnych rzeczy… – Spoważniał, czego nie dało się ukryć. Sprawiał nawet wrażenie kogoś na wysokim stanowisku, kto swoją postawą zaskarbił sobie sympatię innych. W istocie był zwykłą kanalią. – Spisałaś się ostatnio i chciałbym, żebyś od czasu do czasu zajęła się trochę innym typem klientów. Konkretniej mówiąc, chodzi mi o biznesmenów. Wiesz, obiadki, bankiety i takie tam. Wchodzisz w to?
    Zaskoczyła mnie jego propozycja, czego nawet nie próbowałam ukrywać. Miałam mętlik w głowie. Z jednej strony chciałam się zgodzić, a z drugiej nadal walczyłam ze swoją moralnością. A raczej jej resztkami. Nie miałam zbyt wiele do stracenia, jednocześnie mając okazję na zyskanie pokaźnej sumki.
      – Jaki będę miała z tego udział? – zapytałam, kierowana przez rozsądność.
     – Dbasz o każdy detal. – Uśmiechnął się, odpalając cygaro. Najwidoczniej ostatnio udało mu się więcej zarobić. – Siedemdziesiąt pięć procent twoje, reszta moja, Gunsi nie mają nic do tego. Oczywiście nadal masz swoich stałych klientów w Roxy czy Rainbow.
    Nie powiem, oferta była kusząca. Zważywszy w dodatku na fakt, iż moje zasady moralne i etyczne niedawno umarły w zapomnieniu. Nie widziałam żadnych przeszkód, żeby się zgodzić. Chyba faktycznie spadałam na samo dno. Margines społeczny.
      – Umowa stoi – odparłam po chwili namysłu, wyciągając dłoń w jego kierunku.
      – Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
    Ujął moją dłoń i złożył na niej niewinny pocałunek. Zachował się jak prawdziwy dżentelmen, pomimo że do ideału sporo mu brakowało.
    Zanim otrząsnęłam się z pierwszego wrażenia, jego już nie było. Po prostu zniknął bez słowa, jakby chciał pozostać niezauważonym. Wprawiło mnie to w chwilową dekoncentrację, jednak owa szybko minęła. Objęłam dłońmi szklaną butelkę, która dawała wrażenie ciepłej i upiłam z niej łyka. Alkohol był kolejną rzeczą, której potrzebowałam. Powróciłam do pustego patrzenia się w przestrzeń i bezowocnego wegetowania.
      – Co tak siedzisz sama? To do ciebie nie podobne.
    Parsknęłam śmiechem, zaciskając dłoń na trunku. Już kolejna osoba tego wieczoru zechciała mi przeszkodzić w moim katharsis. Tym razem był to Izzy, który usiadł obok i ze zmartwieniem w oczach lustrował moją twarz.
       – Może lubię – rzuciłam bez przekonania, opróżniając butelkę i odstawiając ją na bok. – Czasami też potrzebuję chwili samotności, żeby przemyśleć kilka spraw.
      – Chyba doskonale cię rozumiem. – Zaśmiał się. – Sam jestem typem samotnika, ale ty raczej preferujesz spędzanie czasu pośród innych. Nad czym tak się zastanawiasz?
      – Szukam mojej moralności, która dawno umarła – odpowiedziałam obojętnie, skupiając swój wzrok na czubkach odrobinę zniszczonych już trampek.
    Wszystkie dziewczyny dokoła ubrane były w najładniejsze i zarazem najkrótsze spódnice, jakie posiadały. Ich makijaże można zaliczyć do dzieł sztuki, gdyż zapewne na jego wykonywaniu spędziły dobre kilka godzin. Chciały jak najlepiej się zaprezentować. A nuż może spotkają swojego księcia na białym koniu. Tego wieczoru byłam ich totalnym przeciwieństwem. Zamiast jednej z wielu sukienek koktajlowych wybrałam czarne rurki i wyciągnięty sweter. Moje proste, miedziane kosmyki swobodnie opadały na ramiona. Jedyną rzeczą, o którą zadbałam był makijaż. Po prostu chyba nie lubiłam swojej osoby bez niego. Dodawał mi pewności siebie, dzięki czemu nie musiałam się przejmować, że wyglądam jak szara myszka. Dosłownie, moja cera ostatnio przeżywała kryzys i jej kolor nie był zbyt zachęcający. Ludzie mówili, że możliwe, iż cierpię na anemię, ale ja zbywałam ich, twierdząc, że to zwykłe przemęczenie. Dodatkowo utwierdzały mnie w tym sine cienie pod powiekami.
     – Dlaczego tak twierdzisz? – próbował drążyć temat.
    Nie miałam ochoty na rozmowę, ale jednocześnie nie chciałam mu tego pokazać. Uśmiechnęłam się, co prawda nieszczerze, ale raczej tego nie wyczuł. Poprawiłam włosy i próbowałam na niego spojrzeć, ale dziwnym trafem nie mogłam. Jakbym czuła, że wtedy zrobiłabym z niego mojego osobistego psychologa albo w najgorszym przypadku psychiatrę. Oparłam o drewniane panele zaciśnięte w pięści dłonie, chcąc zyskać większe oparcie.
      – Powoli to sobie uświadamiam na podstawie moich czynów, ale chyba nie chcę zanudzać cię tym.
      – Chętnie posłucham. – Oparł policzek o dłoń, jednocześnie kładąc łokieć na udzie.
    Zaśmiałam się i pierwszy raz od dłuższego czasu, nie był to ironiczny śmiech. Po prostu w jego towarzystwie czułam się bardziej swobodniej. Był prawdziwym przyjacielem, którego w tych czasach można szukać ze świeczką. Przeniosłam wzrok na jego twarz, pozwalając, aby nasze spojrzenia się skrzyżowały. Zachowywał spokój, który za wszelką cenę chciałam od niego pozyskać. Nie wiedziałam dlaczego, ale w tamtym momencie mogłam tak patrzeć przez dłuższy czas. Ułamki sekundy, przez które milczeliśmy wydawały się trwać wieczność. Niecierpliwiłam się, przez co zaczęłam przygryzać dolną wargę, jednocześnie barwiąc zęby szminką.
      – Nie powiesz mi? – zapytał, dorzucając błagalne spojrzenie, którym zamierzał mnie przekonać.
      – Nie – odparłam, celowo przeciągając samogłoski i kręcąc głową.
    Udawał obrażonego, specjalnie, żeby mnie rozśmieszyć. Udało mu się, ponieważ na mojej twarzy zagościł sporych rozmiarów uśmiech. Lubiłam się z nim droczyć, co czyniłam odkąd pamiętam. Śmiejąc się, oparłam głowę na jego ramieniu, które było przyjemnie ciepłe i pachniało mieszanką alkoholu i nikotyny. Przeszkadzało mi to odrobinę, aczkolwiek było mi zbyt wygodnie i przyjemnie, żeby się odsunąć.
      – Co ja bym bez ciebie zrobiła? – Wtuliłam się w niego bardziej, czując jego dłoń, która układała się na mojej łopatce.
      – Zginęłabyś – zażartował. – A tak na serio, sądzę, że ułożyłabyś sobie wreszcie życie.
      – Z moim szczęściem do pakowania się w kłopoty, raczej nadal miałabym barwne przygody.
      – Zaskakujesz mnie swoim podejściem do życia.
      – A co, mam płakać? – zapytałam z nieco większym entuzjazmem niż przed chwilą. – Może to jest jakaś lekcja dla mnie. Może nie umrę w przeciągu kilku dni, nie wiem. Żyję i czekam na to, co czas przyniesie – oznajmiłam dosyć spokojnie.
    Nic nie odpowiedział. Zamiast tego ucałował czubek mojej głowy, co miał w zwyczaju robić w takich sytuacjach. Był swego rodzaju wsparciem. Siedzieliśmy w ciszy, napawając się swoją bliskością. Nadal przyglądałam się obcym mi ludziom, ale tym razem na mojej twarzy gościł uśmiech. Wiedziałam, że cokolwiek bym nie postanowiła, zawsze będę miała przyjaciół u boku. Wtuliłam się w niego bardziej, jakbym chciała się upewnić w swoim przekonaniu. Swobodnie przeczekując ciszę przed burzą.
    Powoli odczuwałam coraz większe zmęczenie, spowodowane zbyt małą ilością snu. Ostatnie noce spędziłam na konsumowaniu alkoholu w klubach, czego teraz widoczne były skutki. Moje powieki coraz bardziej się przymykały, a ja dostrzegałam zamazany obraz. W pewnej chwili nawet wydawało mi się, że mam halucynację, ponieważ zauważyłam Axla, który stał nad nami. Niestety moje oczy mnie jeszcze nie zawodziły.
      – Odbijany – oznajmił, chwytając moją dłoń, aby pomóc mi wstać.
    Czułam się lekko otępiała, ale mimo to podniosłam się do pozycji siedzącej. Przeczesałam palcami już i tak będące w nieładzie włosy. Potrzebowałam chwili, żeby przyswoić sobie zaistniałą sytuację.
      – My nie tańczymy – powiadomił go Izzy, delikatnie zaciskając dłoń znajdującą się na mojej łopatce.
      – Spoko – wtrąciłam się, łapiąc rękę Axla i z jego pomocą wstając. – Dzięki Izz za wszystko. Kiedyś to nadrobimy – dodałam, posyłając mu serdeczny uśmiech.
    Po twarzy chłopaka widziałam, że niezbyt był zadowolony z mojej decyzji. Możliwe, że przeczuwał intencje Rose’a. A może miał jakiś inny powód?
    Szłam obok wokalisty, czując jak obejmuje mnie w talii. Zgodziłam się na jeden taniec, kompletnie nie znając jego zamiarów. Patrząc na ostatnie wydarzenia, mogłam się spodziewać wszystkiego. W końcu znaleźliśmy się na parkiecie. Axl delikatnie przesunął moje dłonie na jego kark, następnie umieszczając swoje na moich biodrach. Czułam się dosyć niekomfortowo, jednak to mogła być jedna z nielicznych okazji, kiedy mogliśmy wszystko sobie wyjaśnić. Poczułam jego brodę, która swobodnie oparła się na moim ramieniu. Kołysaliśmy się w rytm swobodnej ballady, którą włączyła jakaś zakochana para. A może to był Axl? Nie zamierzałam zawracać sobie głowy takimi nieistotnymi szczegółami.
      – Cały czas mi uciekasz – wyszeptał do mojego ucha, a raczej powiedział, zważywszy na hałas, jaki panował.
      – Nie rozumiem…
      – Chcę być blisko ciebie, a ty w ostatniej chwili wycofujesz się. Nie podoba mi się to.
    Moje ciało ogarnął nieprzyjemny dreszcz. Przełknęłam głośno ślinę w nadziei, że zaraz uchyli mi większego rąbka tajemnicy. To ostatnie zdanie miało mało entuzjastyczny wydźwięk.
      – Chyba trochę źle mnie zrozumiałeś – próbowałam mu wszystko wyjaśnić. – Nie chcę kolejny raz bawić się w związek z tobą. Zrozum, że ostatnio to wszystko mnie przerosło, a poza tym już nic do ciebie nie czuję.
    Bałam się, że ostatnie słowa mogły go zranić. Cholernie bałam się, iż zaraz wybuchnie i rozładuje swoja złość na mojej osobie. Z obawy bardziej zacisnęłam dłonie, które oplatały jego kark. Zamiast tego usłyszałam przenikliwy śmiech, który również w tym momencie nie należał do najprzyjemniejszych.
      – To dobrze, bo ja też. Proponuję ci prosty układ.
      – Konkrety. – Starałam się, żeby mój głos brzmiał bardziej dyplomatycznie, podczas gdy sama odczuwałam strach.
      – Otwarty związek, seks bez zobowiązań. Na pewno słyszałaś o czymś takim.
    Zrobiło mi się niedobrze po tym, co usłyszałam. Chciałam znaleźć się jak najdalej niego. Próbowałam uwolnić się z uścisku, ale on skutecznie mi to utrudniał. Jakby nigdy nic dawał pozory, że tylko tańczymy, podczas gdy staczaliśmy niewielki bój.
      – Puść mnie – rzuciłam rozzłoszczona, próbując odpychać go.
      – Czekam na twoją odpowiedź. Mam nadzieję, że będzie twierdząca.
      – Zapomnij! – wykrzyczałam, lecz hałas skutecznie mnie zagłuszył. Axl jednak zrozumiał przekaz.
      – Okej, dam ci czas – odparł ze spokojem. – Wiedz, że jestem cierpliwy, a poza tym doskonale pamiętasz, jak ostatnio było nam dobrze. – Przejechał dłonią po moim policzku, tym samym powodując u mnie przyjemne uczucie ciarek.
    Walczyłam ze swoim ciałem i podświadomością, aby mu nie ulec. Nie zamierzałam bawić się w chore układy, które mogłyby doszczętnie mnie zniszczyć. Axl miał manię kontrolowania wszystkiego. Poza tym był nieprzewidywalny i momentami chorobliwie zazdrosny. Wprost idealny partner do życia.
      – Puść mnie – powtarzałam, zaciskając zęby.
    W końcu mnie posłuchał, dzięki czemu wreszcie odczułam ulgę. Odsunęłam się od niego jak najdalej. Brzydziłam się nim na przemian ze strachem, który mnie ogarniał. Przerażał mnie swoim zachowaniem. Dlaczego akurat mnie wybrał na swoją ofiarę? Nie rozumiałam tego.
    Próbowałam wmieszać się w tłum i tym sposobem dotrzeć do kuchni. Przepychałam się pomiędzy tymi wszystkimi gośćmi, rzucając tylko zwykłe przepraszam. Chciałam znaleźć się jak najdalej niego, ale równocześnie potrzebowałam świeżego powietrza, którego w salonie ewidentnie brakowało. W końcu wydostałam się z dusznego pomieszczenia, przy okazji swobodnie oddychając. Nie przejmując się znajdującą się tam grupką ludzi, podeszłam do okna, po czym otworzyłam je na oścież. Wreszcie mogłam nacieszyć się odrobinę przeszywającym chłodem, którego tak potrzebowałam.
      – Wszystko w porządku? – zapytała nieznana mi kobieta, która najwyraźniej uznała, że mogłam poczuć się gorzej.
      – Tak – zapewniłam ją, siadając na parapecie.
    Zamknęłam oczy, aby móc choć na chwilę przenieś się w inne miejsce. Mimo głośnych dźwięków muzyki i rozmów, które skutecznie mi to utrudniały, przynajmniej mogłam się wyciszyć. Chyba tego ostatniego najbardziej potrzebowałam.
      – Uciekłaś mi.
    Usłyszałam na sobą ten sam niski głos, który, tak samo jak przed chwilą, wywołał u mnie niepokój. Starałam się głęboko oddychać, ale z biegiem czasu zaczęłam odczuwać lęk. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, czym był spowodowany.
      – Błagam nie zachowuj się jak James – prosiłam, nawet nie racząc go spojrzeniem, które w tym czasie utkwiło na pustej ścianie.
      – A kim on był? – zapytał, siadając naprzeciwko.
      – Mówiłam ci o nim zdawkowo, niedługo po moim przyjeździe do Los Angeles. Mój były, z którym mam prawie same nieprzyjemne wspomnienia, których się boję. Doskonale wiem, że nie zjawi się tutaj, ale i tak odczuwam lęk. A ty mi go przypominasz.
    Nie spodziewał się tego, co powiedziałam. Zmienił swoje podejście i teraz subtelnie przesunął palcem po mojej dłoni, aby dodać mi otuchy. Spojrzałam na niego pokazując, że to nie minie ot tak.
      – Przepraszam. Nie chciałem, żebyś się mnie bała. Po prostu nie potrafię normalnie się zachowywać, kiedy jesteś w pobliżu.
    Spokojnie patrzyłam, jak ostrożnie splata nasze palce, czekając na moją zgodę. Nie przerywałam mu, co uznał za brak sprzeciwu. Siedzieliśmy tak z dobrą chwilę, nic nie mówiąc. On patrzył się na moją twarz, a ja swój wzrok skupiłam na naszych dłoniach.
      – Nie zgadzam się – rzuciłam po chwili, dosyć niespodziewanie.
      – Nie nalegam. Gdybyś kiedyś sama chciała wrócić do tematu, to cały czas układ jest aktualny.
    Pokręciłam głową, pokazując mu, że nie mam zamiaru. Nie naciskał. Nadal nic nie mówił, jakby bał się mojej reakcji. Tylko od czasu do czasu delikatnie gładził opuszkami palców wierzchnią część mojej dłoni.
      – Lepiej już? – zapytał, nie ukrywając troski.
      – Tak – oznajmiłam z dosyć niemrawym uśmiechem na twarzy.
      – Zaraz będzie północ – stwierdził. – Mam coś na tę okazję.
    Wstał i wyjął z lodówki jedną z ostatnich butelek szampana, po czym rozlał go do przypadkowych kieliszków. Oczywiście wcześniej je opłukał, upewniając się, że są czyste. Podał mi jednego, następnie z powrotem zajmując to samo miejsce. Ułożyłam palce na zimnej czaszy, patrząc, jak powoli osadza się na nich woda.
      – Może uda nam się zobaczyć fajerwerki – rzucił, chcąc rozluźnić napiętą atmosferę.
    Przekręciłam głowę w stronę ciemnej ulicy, czekając na wspomniane wydarzenie. Od małego uwielbiałam pokazy sztucznych ogni. Również i tym razem bacznie obserwowałam ulice. Dosłownie chwilę później nad miastem uniosła się ogromna, kolorowa chmura z fajerwerków. Uśmiechnęłam się na sam jej widok, co nie uszło uwadze Rose’a.
      – Szczęśliwego Nowego Roku – życzył, wyciągając swój kieliszek w moją stronę.
    Spojrzałam na niego, po czym po raz pierwszy od dłuższego czasu przeniosłam wzrok na Axla. Uśmiechał się subtelnie, pokazując, iż nie ma złych zamiarów. Patrzył się na mnie i oczekiwał jakiegokolwiek ruchu z mojej strony. Stuknęłam się z nim, tak na dobrą passę.
     – Szczęśliwego Nowego Roku – powtórzyłam na za nim.
    Upiłam odrobinę gorzkiego napoju, którego bąbelki przyjemnie łaskotały podniebienie. Mój towarzysz uczynił to samo. Wymienialiśmy się spojrzeniami, jakbyśmy zapomnieli o wydarzeniach sprzed chwili.
    Znowu wróciliśmy do starej, dosyć skomplikowanej relacji. Inaczej nie mogłabym nazwać przyjaźni byłych kochanków. Właśnie, czyżby na pewno byłych?

❤❤❤❤❤❤
Hej robaczki 😘
Przepraszam, że tak późno, ale trochę mi internet szwankuje.
Rozdział dopiero teraz, ponieważ jakoś tak nie mam czasu albo cierpię na brak weny. Spokojnie, dłuższych przerw nie planuję. Przynajmniej do września 😂
Zachęcam do dzielenia się swoimi przemyśleniami i opiniami. Bardzo motywują i do tego uczą czegoś. Szczególnie te dłuższe niż fajny rozdział 😉 Ale wszystko się liczy.
Do następnego 😉

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie