sobota, 23 lipca 2016

46. We can't be together



      – Zaprosisz mnie do środka, czy tak będziemy stać na werandzie?
   Z rozmyślań wytrącił mnie jego spokojny, aczkolwiek przepełniony niecierpliwością głos. Otrząsnęłam się i próbowałam podjąć jakąkolwiek racjonalną decyzję. Jedno było pewne. Musieliśmy porozmawiać.
     – Jasne – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się niemrawo, po czym otworzyłam szerzej drzwi.
   Chris ostrożnie wszedł do środka, uprzednio podając mi kwiaty. Odruchowo zaciągnęłam się ich zapachem, jednakże tym razem nie odczułam tej samej radości, wywołanej zwykłą wonią róż. Mężczyzna w tym czasie uważnie rozglądał się po pomieszczeniu, dokładnie analizując każdy jego fragment, każdą osobę, która się w nim znajdowała. W pewnym momencie jego wzrok zatrzymał się na rudowłosej postaci, która popijając whiskey, posyłała nam palące spojrzenie. Odruchowo złapałam Chrisa za nadgarstek i skierowałam się w stronę schodów. Tylko na górze mogliśmy znaleźć jakieś ciche i ustronne miejsce. Nadal odczuwałam na sobie jego wzrok, którym próbował mnie wypalić. Czułam się nieprzyjemnie i to nie tylko z tego powodu. Po raz kolejny musiałam zmierzyć się z własnymi uczuciami wobec Pittmana, co nie należało do najłatwiejszych.
   Zanim zupełnie zniknęliśmy z pola widzenia innych, zwróciłam się do Lily, jakby w tym momencie była jedyną osobą, której ufałam:
      – Zajmij się tym.
   Podałam jej bukiet, na co dziewczyna na początku zareagowała zdziwieniem. Dopiero po chwili subtelnie się uśmiechnęła i poszła w kierunku kuchni, zapewne w celu znalezienia czegoś, co mogłoby służyć jako wazon.
   Kiedy znaleźliśmy się w moim starym pokoju, dokładnie zamknęłam drzwi na mały metalowy kluczyk, którego od bardzo dawna nikt nie używał. Po prostu nie było potrzeby. Zaczęłam nerwowo chodzić po pomieszczeniu, jednocześnie tocząc bój z myślami, które zalewały mi głowę, podczas gdy Chris najspokojniej w świecie siedział na skraju łóżka i zatapiał we mnie swoje przenikające, a zarazem przyjemne spojrzenie. Panowała niezręczna cisza, której nijak nie umiałam przerwać. Mój towarzysz chyba to wyczuł, ponieważ zdecydował się rozpocząć naszą rozmowę.
     – Zmieniłaś się – zauważył, nie zmieniając ani trochę wyrazu swojej twarzy. – Te włosy, zachowanie. Tylko uśmiech i blask, który masz w oczach pozostał ten sam. Gdyby nie to, chyba bym cię nie poznał.
   Próbowałam stworzyć coś na wzór uśmiechu, ale bardziej wyszedł mi grymas. Chris krótko się zaśmiał, jednak mnie absolutnie nie było do śmiechu. Denerwowałam się i musiałam czymś zająć dłonie, aby nie dało się zauważyć tego, jak bardzo się trzęsły. W końcu stwierdziłam, że nie mogę cały czas milczeć i odwlekać tej decyzji w czasie. Musiałam coś postanowić, nawet jeśli skrzywdziłabym w ten sposób siebie i po części jego.
     – Życie mnie zmieniło – odpowiedziałam flegmatycznie. – Cały czas daje mi kopa i tym samym motywację do działania. Kiedyś zdarzało mi się użalać nad sobą; dziś tego nie robię, bo wiem, że nie warto. Dostaję solidną lekcję, z której staram się czerpać, jak najwięcej.
   Mężczyzna ostrożnie wstał i próbował zmniejszyć dystans, jaki powstał pomiędzy nami, lecz ja nie chciałam do tego dopuścić. Nie mogłam mu dawać fałszywych sygnałów, więc odsunęłam się i nie zwracając na niego uwagi, odeszłam na drugi koniec pomieszczenia.
     – Dlaczego uciekasz? – zapytał widocznie zawiedziony. – Nie chcę cię skrzywdzić, jeśli o to chodzi.
   Dobrze znałam jego zamiary. Zacisnęłam usta i zamknęłam oczy. Musiałam być silna, a przynajmniej nie mogłam okazywać słabości. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, jednak nie zdawałam sobie sprawy, iż w pewnym momencie omal mnie to nie przerośnie. Odwróciłam się w jego stronę, opierając dłonie o parapet, co w pewnym stopniu dawało mi oparcie.
     – Sprawy się trochę pokomplikowały, Chris – powiedziałam z trudem. – Życie mnie nie oszczędza, a poza tym powoli czuję, że opadam na dno. Robię wiele rzeczy, o których wcześniej nawet nie chciałam rozmawiać. A wiesz dlaczego? Bo to jest w pewnym sensie moja walka o przetrwanie. Może i jest to największy upadek, jaki mogłam zaliczyć, ale nie chcę któregoś dnia obudzić się na rogu ulicy, która byłaby moim nowym domem.
   Z trudem próbowałam powstrzymać płacz. Dlaczego tak reagowałam? Chyba po prostu się bałam. Tak, cholernie się bałam, że moje słowa się spełnią i zostanę bez dachu nad głową.
   Chris patrzył na mnie ze zdziwieniem. Nie wiedział do końca, co chciałam mu przekazać. Nie mogłam mu powiedzieć, że zostałam prostytutką. Wstydziłam się tego, a on był moją ostatnią namiastką normalności. Czekał, aż mu wszystko wyjaśnię, jednak zabrakło mi słów. Powoli zmierzałam ku sednu całej tej rozmowy, aczkolwiek na razie nie miałam na tyle odwagi, żeby to powiedzieć.
     – Jeśli nie masz pieniędzy, to mogę ci pożyczyć – zaoferował, sądząc, że właśnie o to mi chodziło.
     – Mam pieniądze – odparłam nieco głośniej, powstrzymując negatywne emocje. – Chris – próbowałam coś powiedzieć, ale czułam, jak się zapowietrzam. Po chwili wzięłam głęboki wdech, żeby móc dokończyć moją wypowiedź. – My po prostu do siebie nie pasujemy. To nie ma sensu.
   Mój głos był dosyć wyciszony, a z mojego oka popłynęła mała, samotna łezka. Chłopak złapał się za głowę i uśmiechnął się ironicznie. Próbował sobie to wszystko przyswoić, podczas gdy ja patrzyłam się na niego, jakby był dziełem sztuki w muzeum. Po chwili dał upust emocjom i działał impulsywnie. Szybkim krokiem podszedł do mnie i objął mnie w talii, gwałtownie do siebie przyciągając. Odruchowo zamknęłam oczy, nie wiedząc, co planuje zrobić. Błyskawicznie wpił się w moje usta i błagał o dostęp, którego nie zamierzałam mu dać. Wyczułam w nim desperację i zarazem smutek. Próbowałam go odepchnąć, ale był zbyt silny. Nie mogłam mu ulec. Taka sytuacja totalnie by wszystko zniszczyła. Oboje cierpieliśmy, ponieważ kochaliśmy się, ale ta miłość nie miała prawa istnieć.
   Zrezygnowany odsunął się, patrząc głęboko w moje oczy. Pozwoliłam, aby nasze spojrzenia skrzyżowały się, przez co zobaczyłam ból, który był wymalowany w jego spojrzeniu. Milczeliśmy, ponieważ żadne z nas nie chciało psuć tej chwili. Chris delikatnie otarł łzę, która próbowała spłynąć po moim rozgrzanym policzku. Jego dotyk był przyjemny, a zarazem dotkliwy. Z jednej strony chciałam, żeby ta chwila trwała wieczność. Z drugiej natomiast marzyłam, aby wreszcie się skończyła.
     – Dlaczego mi to robisz? – zapytał zmartwiony, zataczając palcem kółka na mojej brodzie.
     – Nie możemy być razem – wyszeptałam. – Nie zasługuję na ciebie. Powinieneś znaleźć sobie kogoś lepszego, z kim mógłbyś stworzyć normalny związek – dodałam, chociaż ledwo mi to przeszło przez gardło.
     – Kocham cię, Victorio, rozumiesz? Nie chcę nikogo innego…
     – To jest chora miłość, Chris. Zrozum, ja cały czas próbuję wyjść na prostą, ale za każdym razem nie potrafię. A wiesz dlaczego? Bo los nie chce, żebym żyła normalnie. Skrzywdziłam kogoś i chyba teraz muszę to odpokutować.
   Przed moimi oczami stanął obraz Jamesa. Zacisnęłam mocno powieki, starając się wymazać go z głowy. Był potworem, ale na pewne rzeczy nie zasłużył.
     – Co ty pieprzysz? – zapytał, lekko zdenerwowany. – Kogo ty mogłaś skrzywdzić? Po prostu powiedz, że w międzyczasie, jak mnie nie było, potrzebowałaś towarzystwa i zabawiałaś się z Rosem. Co, nie było tak?
   Zaśmiałam się pod nosem. Fakt, faktem pozwoliliśmy sobie na za dużo z Axlem, ale nie nazwałabym tego tak. On po prostu stwierdził, że byłam puszczalska, chociaż pomimo mojego sposobu na życie, tak nie było.
     – Nie szukaj dziury w całym, dobrze? A przede wszystkim nie mieszaj w to Axla. Pomógł mi, okej, ale nie w sposób, o którym myślisz – rzuciłam oschle.
   Nie sądziłam, że mogę tak szybko zmieniać nastroje, ale zmusiła mnie do tego sytuacja. Nie zamierzałam pozwolić, aby ktokolwiek mnie oczerniał. Zwłaszcza osoba, dla której chciałam jak najlepiej.
     – Przyznaj się, że nadal go kochasz. Bawiłaś się mną, bo byłem inny niż ci twoi patologiczni koledzy.
     – Nigdy bym nie powiedziała, że potrafisz być taki chamski – skwitowałam, uśmiechając się ironicznie. – Kocham, ale ciebie i dlatego chcę, żebyś miał idealne życie z idealną dziewczyną. Zapamiętaj, że jeśli ktoś dla nas coś znaczy, to pragniemy, aby było mu jak najlepiej – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – Dopiero później rzucaj oskarżeniami – dodałam.
   Chciałam odejść. Opuścić pomieszczenie, w którym przebywałam z nim od dłuższego czasu, a gdzie panowała dosyć nieprzyjemna atmosfera. Nie spodziewałam się, że tak zareaguje. Zdawałam sobie sprawę, iż był zazdrosny o Rose’a, ale nie że aż do takiego stopnia. Obwiniał go o coś, do czego nawet nie dołożył się ani trochę.
   Próbowałam odsunąć się jak najdalej od niego, ale usilnie mi w tym przeszkodził. Chwycił mój nadgarstek i zacisnął go tak, że odczuwałam spory dyskomfort.
     – Czego jeszcze chcesz?! – praktycznie wykrzyczałam mu w twarz.
     – Miałaś rację, zmieniłaś się. Pomimo tego, co zrobiłaś, dam ci radę na przyszłość, ponieważ, jak to ujęłaś, chcę dla ciebie jak najlepiej. Ogarnij się dziewczyno, bo niszczysz życie sobie i innym. Dawaniem dupy na prawo i lewo niczego nie osiągniesz. Myślisz, że tego nie widać, że ten twój cały Axl chce od ciebie tylko jednego? Opanuj się, bo nie będziesz w stanie zbudować normalnego związku z żadną osobą. Przede wszystkim przestań zachowywać się jak dziwka.
   Może i to, co powiedział miało sens i to duży, ale wkurzył mnie. Przede wszystkim ostatnim słowem, jakiego użył. Nienawidziłam, kiedy ktoś mnie tak nazywał, pomimo że była to cholerna prawda. Cały czas uśmiechałam się ironicznie, chowając swoje zdanie. Ale kiedy puścił moją rękę, wszystkie zahamowania odeszły. Na pożegnanie dostał ode mnie siarczysty policzek za nazwanie mnie dziwką. Nie zwracając uwagi na to, że zaczął się śmiać, opuściłam pomieszczenie i usiadłam na podłodze, wpatrując się w drzwi. Nie myślałam, po prostu zachowywałam się jak roślinka, bo właśnie tego w tym momencie potrzebowałam.
     – Zaczekaj! – usłyszałam, po czym zobaczyłam Rosie, która wychodziła z pokoju Duffa.
   Basista próbował ją zatrzymać, ale wszystko na marne. Nie miałam pojęcia, co jej powiedział, ale na pewno nie było to tym, co chciała usłyszeć. Szarpali się, ponieważ chłopak nie zamierzał puścić jej ręki.
     – Chcę stąd iść! – krzyczała, jednocześnie próbując wyswobodzić się z jego uścisku. – Nie mam zamiaru dłużej z tobą przebywać!
     – Rosie, przepraszam. Daj mi szansę, a wszystko ci wytłumaczę – błagał.
   Naprawdę mu zależało, z czym nawet nie próbował się chować. Oboje czuli coś do siebie, ale nie zamierzali powiadomić o tym drugiej osoby. Patrzyłam się na nich i nawet nie zareagowałam. Nie miałam siły, a poza tym byłam w dołku. Kochałam kogoś, kto okazał się dupkiem. Chyba tylko ja posiadałam takie szczęście.
     – Puść ją! – usłyszałam głos zza moich pleców.
   Odwróciłam głowę i zobaczyłam Chrisa, który już w jakimś stopniu zdążył ochłonąć. Nie czekał ani chwili i podszedł bliżej McKagana, który kompletnie się tego nie spodziewając, totalnie odpuścił. Odsunął się na bok i tylko przyglądał się, jak Pittman powoli sprowadza Hooter na dół. Zapewne oboje mieli już ochotę zmyć się z tej imprezy, która okazała się jedną wielką klapą.
   Duff przez chwilę bezradnie patrzył się na to wszystko, jakby nie mógł nic zrobić. Dopiero po chwili doszło do niego, co się stało. Dał upust negatywnym emocjom i z całej siły uderzył pięściami w ścianę, aby następnie powoli się po niej osunąć i zająć miejsce obok mnie.
     – Cały czas tutaj byłaś? – zapytał z grymasem na twarzy.
   Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że byli zbyt zajęci, żeby zauważyć moją obecność. W dodatku nie dawałam o sobie żadnego znaku. Po prostu siedziałam w ciszy i bacznie obserwowałam ich poczynania.
     – Tak – odpowiedziałam spokojnie, skupiając wzrok na jego wypełnionych smutkiem źrenicach. – Chyba nie mamy szczęścia w miłości, co?
   Uśmiechnął się niemrawo, przenosząc wzrok na dół. Przytaknął głową, po czym poprawił niesforne pasma włosów, które zdążyły opaść mu na twarz. Zrobiło mi się go szkoda, gdyż rzadko bywał w takim nastroju.
     – Co, tobie i panu idealnemu też się nie układa? – zapytał z odrobiną pogardy w głosie. Chyba Chris nie przypadł mu do gustu.
     – On wcale nie jest taki idealny – bąknęłam, opierając potylicę o ścianę i przenosząc wzrok na śnieżnobiały sufit. – Tylko ja mam takie pieprzone szczęście i trafiam na samych dupków – mruknęłam, wypuszczając głośno powietrze.
   Usłyszałam, jak parska śmiechem, po czym przyjął dokładanie taką samą pozycję, co ja.
     – Nie, po prostu jeszcze nie znalazłaś jeszcze swojego księcia na białym koniu.
     – Tacy nie istnieją albo mój się gdzieś zgubił – stwierdziłam, uśmiechając się ironicznie.
     – No wiesz, ja swoją księżniczkę znalazłem, tylko że ona chyba mnie nie chce – powiedział nazbyt spokojnym głosem.
     – Daj jej trochę czasu, żeby sobie to wszystko ułożyła. Zobaczysz, że jeszcze wróci – próbowałam go pocieszyć.
   Poczułam, jak jego wzrok przenosi się na moją twarz i bacznie analizuje każdy jej fragment. Przekręciłam głowę na bok, aby móc zachować z nim kontakt wzrokowy. Obydwoje nie byliśmy w nastrojach i nasze towarzystwo było swego rodzaju lekarstwem na tę przypadłość.
     – A co z tobą? Dasz mu jeszcze jedną szansę?
   Jego pytanie wypełniło moją głowę, przez co słyszałam je kilkukrotnie. Czy chciałam, aby to wszystko potoczyło się inaczej? Może i tak, ale wiedziałam, że jak na razie nie potrafiłabym się zmienić. Prowadziłam dosyć luźny, imprezowy tryb życia, który dotychczas zbytnio mi nie przeszkadzał. Nie chciałam go zmienić, a przynajmniej w tamtej chwili o tym nie marzyłam.
     – Nie – odpowiedziałam niepewnym głosem. – Nie wyobrażam sobie siebie w eleganckich ubraniach, gotującej codziennie pyszne obiadki dla męża i piorącej mu skarpetki. Chris był moją namiastką normalności i to w nim najbardziej kochałam. Nadal coś do niego czuję, bo to nie przechodzi ot tak, ale dalej będę szukała kogoś, komu będę mogła oddać moje serce – dodałam już nieco pewniej.
     – Dobrze mówisz – skomentował, kiwając głową. – Napijesz się czegoś?
     – Z przyjemnością – odparłam. – Polej coś mocniejszego. Tylko będziemy tak tutaj siedzieć czy zejdziemy na dół?
     – Myślałem, że chcesz w spokoju porozmawiać.
   Zaśmiałam się pod nosem. Tego wieczoru rozmowy nie wychodziły mi najlepiej, więc nie miałam zbytnio ochoty na następną.
     – Nie, chcę się zabawić, poczuć, że żyję – oznajmiłam z entuzjazmem w głosie, wstając na równe nogi. – Idziesz ze mną? – zapytałam, wyciągając rękę w jego kierunku, którą bez chwili namysłu złapał.
   W salonie panowała dosyć specyficzna atmosfera. Wszyscy byli odurzeni i leżeli po kątach, słuchając dźwięków gitary Hendrixa, które dochodziły z głośników. Nawet udało nam się zejść niezauważonym, ponieważ każdy był zbytnio zajęty sobą. Nawet Rose siedział w kącie i pisał jakiś tekst, co chwilę popijając napój, który znajdował się w czerwonym plastikowym kubeczku. Usiedliśmy z Duffem na kanapie, obok drzemiącego tam Stevena i na spółkę opróżnialiśmy półlitrową butelkę z wódką.
     – Coś tutaj tak sztywno – zauważyłam, kładąc nogi na siedzeniu. – Nie wiem jak ty, ale ja nie czuję się zbytnio komfortowo.
     – Wiesz, jak się naćpali hery, to nie dziwne, że teraz zbytnio nie kontaktują – dodał, podając mi trunek.
   Pomimo że gorzki napój nieprzyjemnie palił mnie w przełyk, próbowałam wypić go jak najwięcej. Chciałam się znieczulić, zapomnieć o wszystkim. Często tak robiłam, kiedy miewałam trudniejsze chwile w życiu. W tym momencie nawet miałam ochotę odpłynąć tak, jak moi przyjaciele. Od dłuższego czasu byłam czysta, ale chęć sięgnięcia po narkotyk z każdym dniem wzrastała. Wmawiałam sobie, że już nigdy więcej nie dotknę tego gówna, ale i tak wiedziałam, że prędzej czy później to nastąpi.
     – Duff, nie znasz czegoś, co działa podobnie do brownstone’a? – zapytałam.
   Byłam zdesperowana, żeby zdobyć taką substancję, a jednocześnie nie wracać do nałogu. Parę razy słyszałam, że początkujący ćpuni łykają to i owo, zanim zaczną swoją przygodę z twardymi narkotykami. Nie eksperymentowałam wcześniej, więc nie miałam bladego pojęcia, czym były te substancje.
   Nie musiałam długo czekać. Po chwili McKagan zerwał się z sofy i poszedł po to na górę. Zapewne udał się do pokoju Stradlina, który był istnym rajem dla narkomana. Mimo że Izzy przestał dealować, nadal posiadł sporych rozmiarów kolekcję różnego rodzaju środków odurzających. Mój towarzysz wrócił po kilku minutach, niosąc w rękach małą, białą fiolkę z jakimiś tabletkami.
     – Co to jest? – zapytałam zaciekawiona, a jednocześnie odczuwałam stres. W końcu nigdy wcześniej nie eksperymentowałam z lekami.
     – Valium – rzucił krótko, siadając obok mnie. – Weź kilka, a melancholijny nastrój gwarantowany.
   Podał mi opakowanie z którego wyjęłam pięć malutkich tabletek. Trzymałam je przez chwilę na dłoni i obserwowałam, wahając się, czy aby na pewno chciałam je zażyć.
     – Nie mów mi, że teraz wymiękasz – powiedział, patrząc na mnie wymownym wzrokiem. – Kotek, to jest ostatni zapas Slasha. Widzisz, jak się poświęcam? – zapytał, uśmiechając się, przez co odwzajemniłam jego gest. – Jeśli chcesz, to mogę wziąć z tobą – oznajmił.
   Podałam mu opakowanie, z którego wyciągnął taką samą ilość tabletek, pozostawiając jedynie jedną pastylkę. Hudson nie będzie zadowolony z takiego obrotu spraw, ale w tym momencie zbytnio się nim nie przejmowałam. Załatwili na święta zapas heroiny, a poza tym Mulat w chwili obecnej tańczył wolnego ze swoją gitarą, co wyglądało z deka komicznie.
     – Podasz mi przepitkę? – zapytałam, wskazując palcem na butelkę z alkoholem, która stała obok jego nogi.
     – Nie sądziłem, że jesteś aż taka cienka, ale proszę – rzucił, podając mi trunek.
   Nie odpowiedziałam mu. Nie miałam w tym momencie ochoty na grę słowną, którą normalnie zapewne byśmy stoczyli. W jednej chwili oboje włożyliśmy sobie do ust białe lekarstwo, które ja popiłam alkoholem. Nigdy nie lubiłam tabletek, ale i tak wolałam je od syropów. Zawsze musiałam mieć do nich wodę. Tym razem nie było niczego innego pod ręką oprócz wódki. Wiedziałam, że to nie było najlepsze połączenie, ale stwierdziłam, że raz się żyje. Już po chwili szumiało mi w głowie, a następnie poczułam, jak moje powieki stają się coraz cięższe, jakby wykonano je z ołowiu. Stawałam się coraz bardziej senna, aż w końcu się poddałam. Nie pamiętałam, co było dalej. Nikt nie pamiętał. Przedstawienie trwało dalej, chociaż nikt nie wiedział, jaką rolę w nim odgrywał…


  




❤❤❤❤❤❤
Hej robaczki 😉
Nie ukrywam, że nie jestem do końca zadowolona,  ale pracuję nad tym. Powoli wracam do formy, chociaż za cel mam obrane pisanie na coraz wyższym poziomie. Jak mi się to udaje? Ocenicie z biegiem czasu 😉
Czytam Wasze komentarze i dużo osób chce wątku miłosnego Vicky i Axla. Spokojnie, więcej o tym w następnym rozdziale. Wracając do głównej bohaterki, powiem tyle, że trochę bardzo się pogubi zanim wyjdzie na prostą. Także momentami czeka nas jeszcze trochę "dram", ale bez tego byłoby nudno XD Przynajmniej moim zdaniem.
Do końca jeszcze trochę nam zostało, ale jestem ciekawa, jak Wy go widzicie. Piszcie w komentarzach swoje propozycje, może myślimy podobnie 😉
Do następnego 😉

1 komentarz:

  1. Cudowny rozdzial :)
    Uwielbiam twoje opowiadanie ❤

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie