piątek, 11 listopada 2016

53. Something Stupid



      

     – Dzięki za podwózkę – rzuciłam, wreszcie ściągając niewygodne buty.

   Nie byłam w stanie normalnie stanąć na pełnych stopach. Odczuwałam cholerny ból, jakby ktoś  uprzednio kazał mi chodzić po kamieniach.

     – Nie ma za co – mruknął, przekręcając klucz w drzwiach. – Chociaż moglibyśmy bardzo miło spędzić ten czas. – Poruszył sugestywnie brwiami.

   Prychnęłam pod nosem. Czyli jednak nie odpuści.

     – Jeśli chcesz, możesz otworzyć wino. Powinno się jakieś znaleźć – oznajmiłam, odwieszając płaszczyk i zamiast niego narzucając na siebie przyjemnie ciepły kardigan. – Idę się odświeżyć.

     – Psujesz nastrój – skwitował, uśmiechając się zawadiacko – kotku.

   Zrobiłam kilka kroków w stronę łazienki, sycząc przy tym z bólu. Definitywnie marzyłam wyłącznie o ciepłym łóżku.

     – Słyszałeś o potrzebach fizjologicznych? – zapytałam retorycznie. – No cóż, tak się złożyło, że nie mogłam ich załatwić wcześniej.

     Prychnął pod nosem, przejeżdżając po nim palcami.

     – Nie mogłaś po prostu powiedzieć, ładnie to ujmując, że musisz siusiu?

     – Nie – wycedziłam, szczelnie przymykając dębowe drzwi.

     – Kobiety. – W jego głosie można było wyczuć znudzenie.

     – Słyszałam!

   Uśmiechnęłam się subtelnie, kręcąc głową. Ostrożnie podeszłam pod umywalkę, aby następnie móc przemyć twarz chłodną wodą. Uczucie, jakie dawał ten gest, było niezwykłe. Niby odrobinę rozbudzało, czego niekoniecznie teraz potrzebowałam, ale równocześnie po części zmywało skazy. Moje okropne samopoczucie chociaż na niewielką chwilkę przestało dawać o sobie znać. Niestety tylko złudnie. Kurczowo zaciskając brzeg ceramiki, osunęłam się na podłogę. Traciłam grunt pod nogami, świat zaczął wirować. Przymknęłam oczy, głęboko oddychając. Będzie dobrze – wmawiałam sobie. Próbowałam przemieścić się chociażby o metr. Wstałam, starając się utrzymać równowagę. Udało się. Westchnęłam, zadowolona ze swojego małego sukcesu. Zrobiłam kilka kroków. Na marne. Gwałtownie upadłam, podpierając się o ubikację. Poczułam promieniujący ból w lewej nodze, pozwalając, żeby  grymas zagościł na mojej twarzy. Powoli uklękłam, uważając na nie do końca sprawną kończynę. Niespodziewanie zaczęło mnie mdlić. Czułam dziwne skurcze w okolicy podbrzusza. Nie wytrzymałam. Potrzebowałam tej ulgi, jak niczego innego. Niechętnie zwróciłam zawartość mojego żołądka, kurczowo zaciskając jedną pięść. Moje czoło pokrył lepki, nieprzyjemny pot. Zarzuciłam wilgotne włosy na plecy, próbując nabrać nowej porcji tlenu. Chciałam sobie pomóc. Marzyłam, żeby koszmar tamtej nocy wreszcie się skończył. Tylko ona mogła mi pomóc... Heroina...

   Dokładnie umyłam zęby, pragnąc pozbyć się tego ohydnego posmaku żółci. Przetarłam wysuszoną twarz frotowym ręcznikiem. Podnosząc głowę, napotkałam lustrzane odbicie mojej osoby. Prawie bezwładną ręką przejechałam po bladym policzku. Bez zmian. Nadal wyglądałam, w mniemaniu innych, tak samo źle. Aczkolwiek mi zbytnio to nie przeszkadzało. Opuściłam pomieszczenie, związując lekko przetłuszczone włosy w niechlujnego koczka.

   Axl już na dobre rozgościł się na mojej kanapie. Zajadał się chipsami serowymi, jednocześnie krusząc nimi na moją pościel. Od jakiegoś czasu znowu zaczęłam sypiać w salonie. Jakoś w tym pomieszczeniu czułam się bezpieczniej, mniej samotnie. Zawsze mogłam włączyć telewizor, żeby nie trwać w przygnębiającej ciszy.


     – One były na awaryjną okazję – oznajmiłam, opierając się o framugę.

   Niechętnie odwrócił się w moją stronę, podnosząc się do pozycji siedzącej. Sine cienie pod oczami dodawały jego spojrzeniu dodatkowego zmęczenia.

     – Ile można na ciebie czekać? W tym czasie zdążyłem zgłodnieć. A właśnie, chcesz jednego? – Wyciągnął paczkę w moim kierunku.

     – To miłe, że chcesz się podzielić ze mną moim jedzeniem – szczególny nacisk położyłam na dwa ostatnie słowa. Podeszłam nieco bliżej, siadając na skraju mebla. – Jednak podziękuje. Nie mam ochoty.

     – Nie dziwię się. – Wstał, udając się w stronę kuchni. – Naprawdę jest z tobą źle. Prędzej potrzebujesz jakichś ziółek niż wina.

     – Nic mi nie jest – burknęłam niezadowolona. Poruszał nieprzyjemny temat. – Jedyne, czego potrzebuję to sporej dawki snu. – Ziewnęłam przeciągle.

    Przesunęłam się w głąb rozsuniętej kanapy, okrywając nogi kołdrą w brunatnej poszewce. Swoją drogą, najwyższa pora na zmianę pościeli. Ta wydawała się być już odrobinę nieświeża.

     – Tak sama zamierzasz się kłaść? – zapytał, stając naprzeciwko z założonymi rękami.

     – Tak – odparłam bez chwili zastanowienia, poprawiając puchową poduszkę.

   Jedno krótkie słowo, a zlikwidowało ten wkurzający uśmieszek z jego twarzy.

     – Pamiętaj, że moja propozycja nadal jest aktualna. – Szukał nowych sposobów, nadal zachowując pewność siebie.

     – Dziękuję, ale raczej nie skorzystam.

   Nawet nie starałam się utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego. Poczułam tylko, jak materac lekko się ugina pod wpływem jego ciężaru. Przysiadł na skraju, bacznie obserwując moje ruchy.

     – Długo jeszcze będziesz poprawiała tę poduszkę? – Roześmiał się.

     – Właściwie to już jest dobra – odparłam obojętnie, swobodnie opadając na wcześniej przygotowane legowisko. Kąciki moich ust mimowolnie uniosły się. Tego mi trzeba było.

     – Byłbym takim samym klientem jak inni. Nie chcę żadnych deklaracji, żadnych uczuć...

     – Wiem – przerwałam mu.

     – Więc dlaczego nie chcesz spróbować?

     – Zastanowię się – odparłam od niechcenia. – Daj mi trochę czasu.

     – Już go miałaś. – Nie próbował kryć niezadowolenia.

     – Jeśli będziesz naciskał, to potrwa jeszcze dłużej – oznajmiłam oschle, przekręcając się na bok. – Odezwę się, jak podejmę decyzję.

     – Czekam – powiedział, kładąc się i wtulając w moje stopy.

     – To nie znaczy, że możesz się przymilać – wyartykułowałam, posyłając mu wymowne spojrzenie.

     – Oj, daj spokój – mruknął, wkładając dłonie pod głowę. – Nie bądź taka marudna. Też jestem zmęczony i chcę spać.

     – Trzeba światło zgasić – wspomniałam, ziewając.

     – Śpij już. Zaraz to zrobię.

   Uśmiechnęłam się pod nosem, wtulając się w przyjemną pościel. Przymknęłam oczy, prawie natychmiastowo pogrążając się we śnie. To była cholernie długa noc pełna wrażeń.

   Obudziłam się, gwałtownie siadając. Oddychałam niemiarowo, czując przyspieszone bicie serca. Otarłam dłonią spocone czoło, jednocześnie odgarniając wilgotne kosmyki. Kolejny koszmar...

     – Co się stało?

   Zdezorientowana rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ten głos zdecydowanie nie należał do Axla. Dostrzegłam postać Izzy'ego siedzącego po turecku na dywanie. W dłoniach trzymał wysłużonego akustyka. Obok niego leżało sporo porozwalanych kartek.

     – Kolejny koszmar, tylko tym razem mniej realistyczny – mruknęłam, przeczesując włosy palcami.

   Westchnął, robiąc niewielką pauzę. Znałam go od dłuższego czasu i wiedziałam, że w tej chwili był odrobinę zakłopotany.

     – To z Leną to nie był sen... – powiedział jakby od niechcenia.

   No tak, przez chwilę przestałam o tym myśleć.

     – O to też mi chodziło. – Przytaknęłam głową.

     – Czyli było jeszcze coś oprócz tego?

   Zacisnęłam zęby, uśmiechając się ironicznie.

     – Można tak powiedzieć.  – Prychnęłam. – A ty, co robisz?

   Roześmiał się, przenosząc wzrok na wzorzysty dywan.

     – Axl musiał załatwić coś ważnego i prosił, żeby z tobą posiedzieć – wyjaśnił prawie dyplomatycznie. Troskliwy Rose? Czyżby znowu dzień dobroci dla zwierząt? Ostatnimi czasy było ich nawet za dużo. – Komponuję, a raczej próbuję. – Odłożył instrument, zaplatając palce na lewym kolanie. – Przy okazji patrzyłem, jak śpisz.

     – To zabrzmiało dziwnie. – Zmarszczyłam przyjaźnie czoło.

   Zaśmiał się, ukazując rząd białych zębów.

     – Nie miało. Wiesz, o co chodzi.

     – Jasne - burknęłam, podciągając kołdrę niemal pod sam nos.

   Milczeliśmy, wzajemnie kontemplując swoje oblicza. Przygryzłam wargę, czując, jak jego orzechowe oczy przewiercały mnie niemal na wylot. Zapanowała dziwna, ale zarazem przyjemna atmosfera. Westchnęłam niespokojnie, przejeżdżając dłonią po ramieniu pokrytym ciarkami.

     – Mogłabym mieć do ciebie prośbę? – zapytałam niepewnie, przerywając ciszę.

     – Oczywiście – oznajmił lekko zachrypniętym głosem.

     – Mógłbyś położyć się obok mnie?

   Zmarszczył czoło, patrząc na mnie ze zdziwieniem. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. W sumie to ja też. Nie wiedziałam, dlaczego takie pytanie w ogóle padło z moich ust. Jedno było pewne, działałam impulsywnie.

     – Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – mruknął, oblizując wargi.

     – Spokojnie. – Uśmiechnęłam się subtelnie. – Nie zamierzam cię zjeść.

   Roześmiał się, jednym okiem zerkając na leżące obok kartki. Przygryzłam wargę, rozprostowując nogi. Czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Zawsze mało mówił, ale w tej sytuacji każda kolejna minuta ciszy zdawała się trwać wieczność.

     – Chcesz znowu poczuć się jak mała dziewczynka? – zapytał, jakby wytrącony z letargu.

   Kąciki moich ust uniosły się nieco wyżej. Dzieciństwo było jednym z lepszych etapów w moim życiu. Pomimo szybkiego i brutalnego końca raczej dobrze je wspominałam. Taki przyjemny i beztroski okres.

     – Nie do końca.  – Westchnęłam, zastanawiając się nad kolejnymi słowami, jakie miały paść z moich ust. – Nie chcę opowieści na dobranoc. Po prostu lubię, kiedy jesteś blisko.

   Nie wiedziałam dlaczego, ale po tej wypowiedzi zrobiło mi się tak trochę lepiej.  Rzadko doznawałam tego przyjemnego uczucia.

     – Też lubię twoje towarzystwo. – Zdawał się być odrobinę nieobecny.

   Osunęłam się po zagłówku, swobodnie opadając na miękką poduszkę. Czekałam na kolejny ruch z jego strony. Chciałam przyjemnie spędzić ten czas. Jak za dawnych lat...

   Mężczyzna podniósł się, ostrożnie i zarazem niepewnie podążając w stronę kanapy. Śledziłam go wzrokiem, oddychając odrobinę niemiarowo. Westchnęłam, przymykając na chwilę oczy. Poczułam, jak materac ugina się pod ciężarem jego ciała. Otworzyłam oczy, skupiając spojrzenie na jego twarzy. Chłopak zajmował miejsce na drugim końcu kanapy, ewidentnie zachowując bezpieczną odległość.

     – Pamiętam, że mam narzeczonego – wspomniałam, zauważając jak unika przypadkowego dotyku. Rose zbyt często mi to wypominał, żebym przypadkiem nie zapomniała.

     – Kochasz go? –  zapytał niespodziewanie.

   Poczułam się odrobinę zmieszana. Nie oczekiwałam, że takie pytanie kiedykolwiek padnie z czyichś ust. Tym bardziej nie z jego. Wzruszyłam ramionami, subtelnie marszcząc czoło.

     – Nie wiem. Chyba tak.

   Od jakiegoś czasu przestałam się nad tym zastanawiać. Chris wyjechał, a mój problem znikł. Niestety tylko pozornie. Czasami wizja ułożonego życia po prostu mnie przerastała. Potrzebowałam wtedy odrobiny swobody, korzystania z życia w stu procentach.

     – Lubisz podejmować spontanicznie decyzje. – Roześmiał się.

     – Gdyby nie one nie byłoby mnie tutaj – oznajmiłam spokojnym głosem, przypominając sobie mój przyjazd do Los Angeles.

   Podparł się na łokciu, odrobinę przybliżając się do mnie.

     – Opowiesz mi o tym koszmarze, który ci się przyśnił? – Niespodziewanie próbował zmienić temat.

   Na samo wspomnienie na mojej twarzy pojawił się grymas. To był dziwny, ale i zarazem piękny sen, nie licząc nieprzyjemnej końcówki.

     – Pojechałyśmy z Nicole nad jezioro – zaczęłam opowieść, lekko zachrypniętym głosem. – To było to samo miejsce, do którego zabierali nas rodzice. Spałyśmy w namiocie, łowiłyśmy ryby. Był wieczór. Rozpaliłam ognisko, abyśmy mogły upiec nad nim pianki. Nagle pojawił się on. Przypominał Jamesa. Dam sobie rękę uciąć, że to był on. W tym momencie jakbym podzieliła się na dwie różne osoby. Całe to zdarzenie oglądałam z boku, widząc swój wizerunek, siebie, postać, którą nie byłam. Nie mogłam nic zrobić. Czułam się skrępowana, nie mogłam nic powiedzieć. Ta druga Victoria rozmawiała z Jamesem. Nie znała go, był dla niej zupełnie obcą osobą. Bałam się, że pokaże swoją mroczną stronę. On tymczasem był szarmancki, przyjaźnie nastawiony. Zaczęłam bezgłośnie płakać. Wydawał się być takim dobrym człowiekiem, który nawet muchy by nie skrzywdził. Chciałam przypomnieć sobie wszystkie cierpienia, jakich przez niego doznałam. Nie potrafiłam. Jakby ktoś usunął wszystkie moje negatywne wspomnienia. Nie mogłam przymknąć oczu. Patrzyłam na tę złudną sielankę. Nawet Nicole go polubiła. Oni się uśmiechali, a ja miałam ochotę krzyczeć. Później  pojawiła się ciemność, a ja miałam odczucie, jakbym spadała w przepaść bez końca. Obudziłam się, a resztę już znasz. – Mój głos nawet nie zadrżał. Cały czas był spokojny, niemal obojętny, podczas gdy wewnętrznie rozpadałam się na miliony drobnych kawałeczków.

   Jego wyraz twarzy przypomniał zdumienie. Co jakiś czas kręcił głową z niedowierzaniem. Wiedział o mojej chorobie, ale nie spodziewał się, że mój były aż tak często prześladował mnie w snach.

     – Często ci się to zdarza? – zapytał niepewnie.

     – Czasami. Raz jest tym samym tyranem, co był za życia, a innym razem zachowuje się jak potulny baranek. Momentami boję się zasypiać. – Uśmiechnęłam się ironicznie, powstrzymując łzy.

   Przybliżył się jeszcze odrobinę, ściągając z mojego czoła opadłe kosmyki. Delikatnie przejechał palcem wzdłuż mojej żuchwy, wywołując u mnie przyjemne dreszcze.

     – Zobaczysz, jeszcze będzie dobrze – wyszeptał, kojącym głosem.

     – Chciałabym ci uwierzyć, ale nie wiem, czy potrafię...

   To była dosyć niebezpieczna bliskość. W milczeniu wzajemnie kontemplowaliśmy swój widok. Czułam na policzku jego nierównomierny oddech. Przyjemne ciepło wypełniało od środka moje podbrzusze. Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Izzy ostrożnie nachylił się nade mną, składając subtelny pocałunek na moim czole. Przymknęłam oczy, lekko sapiąc. To, co się później stało zaskoczyło chyba nas obojga. Zdecydowanie nie miało prawa mieć miejsca. To był cholerny impuls, posunięcie się o krok za daleko. Chłopak delikatnie musnął moje usta, czekając aż oddam pocałunek. Nie zrobiłam tego. Nie chciałam niszczyć naszej przyjaźni. Oboje zapewne wolelibyśmy, żeby wszystko zostało po staremu. A jednak to był dosyć przyjemny gest...

   Brunet odsunął się gwałtownie, zajmując miejsce na przeciwległym końcu kanapy. Podniosłam się do pozycji siedzącej, nieobecnym wzrokiem patrząc przed siebie. Nadal nie mogło do mnie dojść, co tak naprawdę wydarzyło się przed chwilą.

     – Przepraszam, to nie miało prawa zaistnieć – odparł lekko podenerwowany, drapiąc się po karku. – Zapomnijmy o tym. Chyba lepiej będzie, jak już sobie pójdę.

   Potok słów, który padł z jego ust dotarł do mnie z minimalnym opóźnieniem. Nadal próbowałam analizować całą tę sytuację. Zmarszczyłam czoło, oddychając głęboko.

     – Masz rację. Lepiej będzie, jak już pójdziesz – odpowiedziałam po chwili, nadal pozostając w letargu.

   Stradlin podniósł się ostrożnie, w milczeniu udając się w stronę drzwi. Wyszedł bez słowa, zatrzaskując za sobą drzwi. Wzdrygnęłam się, słysząc ten nieprzyjemny dźwięk.

   Niepewnie przejechałam palcami po lekko wilgotnej dolnej wardze. Dopiero teraz poczułam smak jego ust. Nadal pozostawałam w szoku. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Przez moją głowę przelatywały miliony myśli. W kółko zdawałam sobie jedno pytanie. Dlaczego on to zrobił?



❤❤❤❤❤

Hej robaczki 😉

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale miałam dużo spraw na głowie. Mam nadzieję, że zrozumiecie.

Ogólnie mam mieszane odczucia, jeśli chodzi o ten rozdział, dlatego jak zwykle czekam na Wasze opinie 😉

Znacie odpowiedź na pytanie Victorii? Jak dalej potoczy się jej życie? Czekam na Wasze pomysły 🙂

Przypominam o trwającym konkursie. Szczegóły we wcześniejszym rozdziale.

Do następnego 😉😘

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie