– Dzięki za podwózkę – rzuciłam, wreszcie
ściągając niewygodne buty.
Nie byłam w stanie normalnie stanąć na pełnych stopach. Odczuwałam
cholerny ból, jakby ktoś uprzednio kazał
mi chodzić po kamieniach.
– Nie ma za co – mruknął, przekręcając
klucz w drzwiach. – Chociaż moglibyśmy bardzo miło spędzić ten czas. – Poruszył
sugestywnie brwiami.
Prychnęłam pod nosem. Czyli jednak nie odpuści.
– Jeśli chcesz, możesz otworzyć wino.
Powinno się jakieś znaleźć – oznajmiłam, odwieszając płaszczyk i zamiast niego
narzucając na siebie przyjemnie ciepły kardigan. – Idę się odświeżyć.
– Psujesz nastrój – skwitował, uśmiechając
się zawadiacko – kotku.
Zrobiłam kilka kroków w stronę łazienki, sycząc przy tym z bólu.
Definitywnie marzyłam wyłącznie o ciepłym łóżku.
– Słyszałeś o potrzebach fizjologicznych?
– zapytałam retorycznie. – No cóż, tak się złożyło, że nie mogłam ich załatwić
wcześniej.
Prychnął pod nosem, przejeżdżając po nim
palcami.
– Nie mogłaś po prostu powiedzieć, ładnie
to ujmując, że musisz siusiu?
– Nie – wycedziłam, szczelnie przymykając
dębowe drzwi.
– Kobiety. – W jego głosie można było
wyczuć znudzenie.
– Słyszałam!
Uśmiechnęłam się subtelnie, kręcąc głową. Ostrożnie podeszłam pod
umywalkę, aby następnie móc przemyć twarz chłodną wodą. Uczucie, jakie dawał
ten gest, było niezwykłe. Niby odrobinę rozbudzało, czego niekoniecznie teraz
potrzebowałam, ale równocześnie po części zmywało skazy. Moje okropne
samopoczucie chociaż na niewielką chwilkę przestało dawać o sobie znać.
Niestety tylko złudnie. Kurczowo zaciskając brzeg ceramiki, osunęłam się na
podłogę. Traciłam grunt pod nogami, świat zaczął wirować. Przymknęłam oczy, głęboko
oddychając. Będzie dobrze – wmawiałam sobie. Próbowałam przemieścić się
chociażby o metr. Wstałam, starając się utrzymać równowagę. Udało się.
Westchnęłam, zadowolona ze swojego małego sukcesu. Zrobiłam kilka kroków. Na
marne. Gwałtownie upadłam, podpierając się o ubikację. Poczułam promieniujący
ból w lewej nodze, pozwalając, żeby
grymas zagościł na mojej twarzy. Powoli uklękłam, uważając na nie do
końca sprawną kończynę. Niespodziewanie zaczęło mnie mdlić. Czułam dziwne
skurcze w okolicy podbrzusza. Nie wytrzymałam. Potrzebowałam tej ulgi, jak
niczego innego. Niechętnie zwróciłam zawartość mojego żołądka, kurczowo
zaciskając jedną pięść. Moje czoło pokrył lepki, nieprzyjemny pot. Zarzuciłam
wilgotne włosy na plecy, próbując nabrać nowej porcji tlenu. Chciałam sobie
pomóc. Marzyłam, żeby koszmar tamtej nocy wreszcie się skończył. Tylko ona
mogła mi pomóc... Heroina...
Dokładnie umyłam zęby, pragnąc pozbyć się tego ohydnego posmaku żółci.
Przetarłam wysuszoną twarz frotowym ręcznikiem. Podnosząc głowę, napotkałam
lustrzane odbicie mojej osoby. Prawie bezwładną ręką przejechałam po bladym
policzku. Bez zmian. Nadal wyglądałam, w mniemaniu innych, tak samo źle.
Aczkolwiek mi zbytnio to nie przeszkadzało. Opuściłam pomieszczenie, związując
lekko przetłuszczone włosy w niechlujnego koczka.
Axl już na dobre rozgościł się na mojej kanapie. Zajadał się chipsami
serowymi, jednocześnie krusząc nimi na moją pościel. Od jakiegoś czasu znowu
zaczęłam sypiać w salonie. Jakoś w tym pomieszczeniu czułam się bezpieczniej,
mniej samotnie. Zawsze mogłam włączyć telewizor, żeby nie trwać w
przygnębiającej ciszy.
– One były na awaryjną okazję –
oznajmiłam, opierając się o framugę.
Niechętnie odwrócił się w moją stronę, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Sine cienie pod oczami dodawały jego spojrzeniu dodatkowego zmęczenia.
– Ile można na ciebie czekać? W tym czasie
zdążyłem zgłodnieć. A właśnie, chcesz jednego? – Wyciągnął paczkę w moim
kierunku.
– To miłe, że chcesz się podzielić ze mną
moim jedzeniem – szczególny nacisk położyłam na dwa ostatnie słowa. Podeszłam
nieco bliżej, siadając na skraju mebla. – Jednak podziękuje. Nie mam ochoty.
– Nie dziwię się. – Wstał, udając się w
stronę kuchni. – Naprawdę jest z tobą źle. Prędzej potrzebujesz jakichś ziółek
niż wina.
– Nic mi nie jest – burknęłam
niezadowolona. Poruszał nieprzyjemny temat. – Jedyne, czego potrzebuję to
sporej dawki snu. – Ziewnęłam przeciągle.
Przesunęłam się w głąb rozsuniętej kanapy,
okrywając nogi kołdrą w brunatnej poszewce. Swoją drogą, najwyższa pora na
zmianę pościeli. Ta wydawała się być już odrobinę nieświeża.
– Tak sama zamierzasz się kłaść? –
zapytał, stając naprzeciwko z założonymi rękami.
– Tak – odparłam bez chwili zastanowienia,
poprawiając puchową poduszkę.
Jedno krótkie słowo, a zlikwidowało ten wkurzający uśmieszek z jego
twarzy.
– Pamiętaj, że moja propozycja nadal jest
aktualna. – Szukał nowych sposobów, nadal zachowując pewność siebie.
– Dziękuję, ale raczej nie skorzystam.
Nawet nie starałam się utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego. Poczułam
tylko, jak materac lekko się ugina pod wpływem jego ciężaru. Przysiadł na
skraju, bacznie obserwując moje ruchy.
– Długo jeszcze będziesz poprawiała tę
poduszkę? – Roześmiał się.
– Właściwie to już jest dobra – odparłam
obojętnie, swobodnie opadając na wcześniej przygotowane legowisko. Kąciki moich
ust mimowolnie uniosły się. Tego mi trzeba było.
– Byłbym takim samym klientem jak inni.
Nie chcę żadnych deklaracji, żadnych uczuć...
– Wiem – przerwałam mu.
– Więc dlaczego nie chcesz spróbować?
– Zastanowię się – odparłam od niechcenia.
– Daj mi trochę czasu.
– Już go miałaś. – Nie próbował kryć
niezadowolenia.
– Jeśli będziesz naciskał, to potrwa
jeszcze dłużej – oznajmiłam oschle, przekręcając się na bok. – Odezwę się, jak
podejmę decyzję.
– Czekam – powiedział, kładąc się i
wtulając w moje stopy.
– To nie znaczy, że możesz się przymilać –
wyartykułowałam, posyłając mu wymowne spojrzenie.
– Oj, daj spokój – mruknął, wkładając
dłonie pod głowę. – Nie bądź taka marudna. Też jestem zmęczony i chcę spać.
– Trzeba światło zgasić – wspomniałam,
ziewając.
– Śpij już. Zaraz to zrobię.
Uśmiechnęłam się pod nosem, wtulając się w przyjemną pościel.
Przymknęłam oczy, prawie natychmiastowo pogrążając się we śnie. To była
cholernie długa noc pełna wrażeń.
Obudziłam się, gwałtownie siadając. Oddychałam niemiarowo, czując
przyspieszone bicie serca. Otarłam dłonią spocone czoło, jednocześnie
odgarniając wilgotne kosmyki. Kolejny koszmar...
– Co się stało?
Zdezorientowana rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ten głos zdecydowanie
nie należał do Axla. Dostrzegłam postać Izzy'ego siedzącego po turecku na
dywanie. W dłoniach trzymał wysłużonego akustyka. Obok niego leżało sporo
porozwalanych kartek.
– Kolejny koszmar, tylko tym razem mniej
realistyczny – mruknęłam, przeczesując włosy palcami.
Westchnął, robiąc niewielką pauzę. Znałam go od dłuższego czasu i
wiedziałam, że w tej chwili był odrobinę zakłopotany.
– To z Leną to nie był sen... – powiedział
jakby od niechcenia.
No tak, przez chwilę przestałam o tym myśleć.
– O to też mi chodziło. – Przytaknęłam głową.
– Czyli było jeszcze coś oprócz tego?
Zacisnęłam zęby, uśmiechając się ironicznie.
– Można tak powiedzieć. – Prychnęłam. – A ty, co robisz?
Roześmiał się, przenosząc wzrok na wzorzysty dywan.
– Axl musiał załatwić coś ważnego i
prosił, żeby z tobą posiedzieć – wyjaśnił prawie dyplomatycznie. Troskliwy
Rose? Czyżby znowu dzień dobroci dla zwierząt? Ostatnimi czasy było ich nawet
za dużo. – Komponuję, a raczej próbuję. – Odłożył instrument, zaplatając palce
na lewym kolanie. – Przy okazji patrzyłem, jak śpisz.
– To zabrzmiało dziwnie. – Zmarszczyłam
przyjaźnie czoło.
Zaśmiał się, ukazując rząd białych zębów.
– Nie miało. Wiesz, o co chodzi.
– Jasne - burknęłam, podciągając kołdrę
niemal pod sam nos.
Milczeliśmy, wzajemnie kontemplując swoje oblicza. Przygryzłam wargę,
czując, jak jego orzechowe oczy przewiercały mnie niemal na wylot. Zapanowała
dziwna, ale zarazem przyjemna atmosfera. Westchnęłam niespokojnie,
przejeżdżając dłonią po ramieniu pokrytym ciarkami.
– Mogłabym mieć do ciebie prośbę? –
zapytałam niepewnie, przerywając ciszę.
– Oczywiście – oznajmił lekko
zachrypniętym głosem.
– Mógłbyś położyć się obok mnie?
Zmarszczył czoło, patrząc na mnie
ze zdziwieniem. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. W sumie to ja też. Nie
wiedziałam, dlaczego takie pytanie w ogóle padło z moich ust. Jedno było pewne,
działałam impulsywnie.
– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł –
mruknął, oblizując wargi.
– Spokojnie. – Uśmiechnęłam się subtelnie.
– Nie zamierzam cię zjeść.
Roześmiał się, jednym okiem zerkając na leżące obok kartki. Przygryzłam
wargę, rozprostowując nogi. Czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony.
Zawsze mało mówił, ale w tej sytuacji każda kolejna minuta ciszy zdawała się
trwać wieczność.
– Chcesz znowu poczuć się jak mała
dziewczynka? – zapytał, jakby wytrącony z letargu.
Kąciki moich ust uniosły się nieco wyżej. Dzieciństwo było jednym z
lepszych etapów w moim życiu. Pomimo szybkiego i brutalnego końca raczej dobrze
je wspominałam. Taki przyjemny i beztroski okres.
– Nie do końca. – Westchnęłam, zastanawiając się nad
kolejnymi słowami, jakie miały paść z moich ust. – Nie chcę opowieści na
dobranoc. Po prostu lubię, kiedy jesteś blisko.
Nie wiedziałam dlaczego, ale po tej wypowiedzi zrobiło mi się tak trochę
lepiej. Rzadko doznawałam tego
przyjemnego uczucia.
– Też lubię twoje towarzystwo. – Zdawał
się być odrobinę nieobecny.
Osunęłam się po zagłówku, swobodnie opadając na miękką poduszkę.
Czekałam na kolejny ruch z jego strony. Chciałam przyjemnie spędzić ten czas.
Jak za dawnych lat...
Mężczyzna podniósł się, ostrożnie i zarazem niepewnie podążając w stronę
kanapy. Śledziłam go wzrokiem, oddychając odrobinę niemiarowo. Westchnęłam,
przymykając na chwilę oczy. Poczułam, jak materac ugina się pod ciężarem jego
ciała. Otworzyłam oczy, skupiając spojrzenie na jego twarzy. Chłopak zajmował
miejsce na drugim końcu kanapy, ewidentnie zachowując bezpieczną odległość.
– Pamiętam, że mam narzeczonego –
wspomniałam, zauważając jak unika przypadkowego dotyku. Rose zbyt często mi to
wypominał, żebym przypadkiem nie zapomniała.
– Kochasz go? – zapytał niespodziewanie.
Poczułam się odrobinę zmieszana. Nie oczekiwałam, że takie pytanie
kiedykolwiek padnie z czyichś ust. Tym bardziej nie z jego. Wzruszyłam
ramionami, subtelnie marszcząc czoło.
– Nie wiem. Chyba tak.
Od jakiegoś czasu przestałam się nad tym zastanawiać. Chris wyjechał, a
mój problem znikł. Niestety tylko pozornie. Czasami wizja ułożonego życia po
prostu mnie przerastała. Potrzebowałam wtedy odrobiny swobody, korzystania z
życia w stu procentach.
– Lubisz podejmować spontanicznie decyzje.
– Roześmiał się.
– Gdyby nie one nie byłoby mnie tutaj –
oznajmiłam spokojnym głosem, przypominając sobie mój przyjazd do Los Angeles.
Podparł się na łokciu, odrobinę przybliżając się do mnie.
– Opowiesz mi o tym koszmarze, który ci
się przyśnił? – Niespodziewanie próbował zmienić temat.
Na samo wspomnienie na mojej twarzy pojawił się grymas. To był dziwny,
ale i zarazem piękny sen, nie licząc nieprzyjemnej końcówki.
– Pojechałyśmy z Nicole nad jezioro –
zaczęłam opowieść, lekko zachrypniętym głosem. – To było to samo miejsce, do
którego zabierali nas rodzice. Spałyśmy w namiocie, łowiłyśmy ryby. Był
wieczór. Rozpaliłam ognisko, abyśmy mogły upiec nad nim pianki. Nagle pojawił
się on. Przypominał Jamesa. Dam sobie rękę uciąć, że to był on. W tym momencie
jakbym podzieliła się na dwie różne osoby. Całe to zdarzenie oglądałam z boku,
widząc swój wizerunek, siebie, postać, którą nie byłam. Nie mogłam nic zrobić.
Czułam się skrępowana, nie mogłam nic powiedzieć. Ta druga Victoria rozmawiała
z Jamesem. Nie znała go, był dla niej zupełnie obcą osobą. Bałam się, że pokaże
swoją mroczną stronę. On tymczasem był szarmancki, przyjaźnie nastawiony.
Zaczęłam bezgłośnie płakać. Wydawał się być takim dobrym człowiekiem, który
nawet muchy by nie skrzywdził. Chciałam przypomnieć sobie wszystkie cierpienia,
jakich przez niego doznałam. Nie potrafiłam. Jakby ktoś usunął wszystkie moje
negatywne wspomnienia. Nie mogłam przymknąć oczu. Patrzyłam na tę złudną
sielankę. Nawet Nicole go polubiła. Oni się uśmiechali, a ja miałam ochotę
krzyczeć. Później pojawiła się ciemność,
a ja miałam odczucie, jakbym spadała w przepaść bez końca. Obudziłam się, a
resztę już znasz. – Mój głos nawet nie zadrżał. Cały czas był spokojny, niemal
obojętny, podczas gdy wewnętrznie rozpadałam się na miliony drobnych
kawałeczków.
Jego wyraz twarzy przypomniał zdumienie. Co jakiś czas kręcił głową z
niedowierzaniem. Wiedział o mojej chorobie, ale nie spodziewał się, że mój były
aż tak często prześladował mnie w snach.
– Często ci się to zdarza? – zapytał
niepewnie.
– Czasami. Raz jest tym samym tyranem, co
był za życia, a innym razem zachowuje się jak potulny baranek. Momentami boję
się zasypiać. – Uśmiechnęłam się ironicznie, powstrzymując łzy.
Przybliżył się jeszcze odrobinę, ściągając z mojego czoła opadłe
kosmyki. Delikatnie przejechał palcem wzdłuż mojej żuchwy, wywołując u mnie
przyjemne dreszcze.
– Zobaczysz, jeszcze będzie dobrze –
wyszeptał, kojącym głosem.
– Chciałabym ci uwierzyć, ale nie wiem,
czy potrafię...
To była dosyć niebezpieczna bliskość. W milczeniu wzajemnie
kontemplowaliśmy swój widok. Czułam na policzku jego nierównomierny oddech.
Przyjemne ciepło wypełniało od środka moje podbrzusze. Nie wiedziałam, co się
ze mną działo. Izzy ostrożnie nachylił się nade mną, składając subtelny
pocałunek na moim czole. Przymknęłam oczy, lekko sapiąc. To, co się później
stało zaskoczyło chyba nas obojga. Zdecydowanie nie miało prawa mieć miejsca.
To był cholerny impuls, posunięcie się o krok za daleko. Chłopak delikatnie
musnął moje usta, czekając aż oddam pocałunek. Nie zrobiłam tego. Nie chciałam
niszczyć naszej przyjaźni. Oboje zapewne wolelibyśmy, żeby wszystko zostało po
staremu. A jednak to był dosyć przyjemny gest...
Brunet odsunął się gwałtownie, zajmując miejsce na przeciwległym końcu
kanapy. Podniosłam się do pozycji siedzącej, nieobecnym wzrokiem patrząc przed
siebie. Nadal nie mogło do mnie dojść, co tak naprawdę wydarzyło się przed
chwilą.
– Przepraszam, to nie miało prawa
zaistnieć – odparł lekko podenerwowany, drapiąc się po karku. – Zapomnijmy o
tym. Chyba lepiej będzie, jak już sobie pójdę.
Potok słów, który padł z jego ust dotarł do mnie z minimalnym
opóźnieniem. Nadal próbowałam analizować całą tę sytuację. Zmarszczyłam czoło,
oddychając głęboko.
– Masz rację. Lepiej będzie, jak już
pójdziesz – odpowiedziałam po chwili, nadal pozostając w letargu.
Stradlin podniósł się ostrożnie, w milczeniu udając się w stronę drzwi.
Wyszedł bez słowa, zatrzaskując za sobą drzwi. Wzdrygnęłam się, słysząc ten
nieprzyjemny dźwięk.
Niepewnie przejechałam palcami po lekko wilgotnej dolnej wardze. Dopiero
teraz poczułam smak jego ust. Nadal pozostawałam w szoku. Nie potrafiłam tego
zrozumieć. Przez moją głowę przelatywały miliony myśli. W kółko zdawałam sobie
jedno pytanie. Dlaczego on to zrobił?
❤❤❤❤❤
Hej robaczki 😉
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale miałam dużo spraw na
głowie. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Ogólnie mam mieszane odczucia, jeśli chodzi o ten rozdział, dlatego jak
zwykle czekam na Wasze opinie 😉
Znacie odpowiedź na pytanie Victorii? Jak dalej potoczy się jej życie?
Czekam na Wasze pomysły 🙂
Przypominam o trwającym konkursie. Szczegóły we
wcześniejszym rozdziale.
Do następnego 😉❤😘
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.
⭐Allie