Spacerowałam wzdłuż Venice,
nasłuchując śpiewu ptaków i dźwięku fal obijających się o brzeg. Rozmyślałam
przy tym, wykorzystując czas, podczas którego czekałam na niego. Promienie
słoneczne przyjemnie ogrzewały moją twarz. Mrużyłam oczy, ponieważ zapomniałam
zabrać ze sobą okularów przeciwsłonecznych.
Usiadłam na cieplutkim piasku, z dala od osób, które zdecydowały się na
poranny jogging. Nerwowo obgryzałam skórki wokół paznokci. Musiałam wreszcie
coś zmienić. Nie mogłam dalej tak żyć. Ostatnia rozmowa z Axlem dosadnie dała
mi do zrozumienia, że muszę wreszcie pomyśleć o sobie.
– Hej, siostra. Długo już czekasz? – Z
letargu wyrwał mnie zasapany głos Xaviera.
Stał
nade mną, próbując wyrównać oddech. Miał na sobie strój do joggingu, z czego
wywnioskowałam, że zdecydował się na poranne bieganie.
– Nie. – Wstałam, otrzepując się z piasku.
Ucałował mnie w policzek na przywitanie. – Przejdziemy się? – zaproponowałam,
kładąc na czole chłodną dłoń.
Pokiwał głową, powoli podążając w kierunku drugiego końca plaży. Szłam
obok niego, bawiąc się palcami, co zwykłam robić, kiedy się denerwowałam. Tak
jakoś ta czynność pozwalała mi choć trochę rozładować emocje, no i zająć czymś
ręce.
– Chciałaś się spotkać. Coś się stało?
– spytał z zaciekawieniem.
– Dużo ostatnio myślałam – zaczęłam
niepewnie. – Szczególnie o tym, co mówiłeś. Powinniśmy jej pomóc.
Wyglądał na zdziwionego. Zapewne nie spodziewał się, że tak szybko
zmienię zdanie. Westchnął, przejeżdżając palcami po brodzie.
– Nie sądziłem, że się zgodzisz. To miłe z
twojej strony. – Uśmiechnął się subtelnie. – Masz już jakiś konkretny plan?
Schowałam ręce do kieszeni w bluzie. Powoli zaczynało się robić ciepło,
aczkolwiek mi było zimno. Przez większą część nocy pracowałam. Później spałam
może ze dwie, trzy godziny? Nie mogłam zasnąć. Wierciłam się na łóżku, w kółko
rozmyślając o jednym. Rano nawet nie wypiłam kawy. Stwierdziłam, że świeże,
morskie powietrze mi wystarczy.
– Zabiorę ją do siebie – powiadomiłam, tym
samym zgadzając się na jego wcześniejszą propozycję. – Spróbuję jakoś dać jej
wsparcie. Już nawet wysłałam list.
Uśmiechnęłam się niepewnie. Planowanie tego wszystkiego dawało mi
swoistą motywację do działania. Lubiłam mieć dużo na głowie, chociaż niejednokrotnie
mnie to przerastało.
– To super – oznajmił z przygaszonym
entuzjazmem. – Tylko co z tobą? – spytał z nutką troski pomieszanej z
podenerwowaniem. Zatrzymał się przede
mną, dokładnie lustrując moją zmęczoną, poszarzałą twarz. – Dasz sobie z nią
radę?
Dlaczego nie? Przecież to tylko
trochę pogubiona małolata, nie?
– Raczej tak – odparłam bez przekonania. –
Oj, Xav, będzie dobrze. – jęknęłam
przeciągliwe. –Kiedyś wreszcie muszę wyjść na prostą.
Obrócił się bez słowa, robiąc kilka kroków w przód. Skupił wzrok na
szubkach swoich butów, jakby próbował zebrać myśli. Przewróciłam oczy, starając
się go dogodzić. Nie było to trudne zważywszy na jego ślimacze tempo.
– Vicky, martwię się o ciebie – mruknął.
Zerknął na mnie z troską. Jego oczy świeciły się niczym diamenty. Zrobiło mi
się tak trochę ciepło na sercu. Nie słyszałam tego zbyt często. – Nie wyglądasz
najlepiej, twoja praca też nie jest dobra. Przepraszam, że ci to wypominam, ale
po prostu się troszczę. Nie chcę, żeby moja malutka siostrzyczka zmarnowała
sobie życie – dodał, obejmując ramiona i wzdychając przeciągle.
Pojedyncze łzy spłynęły po moich policzkach. Otarłam je szybko rękawem.
Miałam być silna, przynajmniej tak sobie założyłam. Chyba nie potrafiłam.
Pierwszy raz od bardzo dawna to ktoś interesował się mną, a nie ja nim.
– Dziękuję – mruknęłam lekko drżącym
głosem.
– Chyba nie rozumiem... – Uśmiechnął się
niewyraźnie. – Mówię o twoich wadach. Raczej nie powinnaś być zadowolona z tego
– dorzucił, marszcząc czoło.
– Wiem, ale... – Mój głos był przerywany.
Próbowałam powstrzymać płacz, ale nie potrafiłam. Podchodziłam do tego zbyt
emocjonalnie, wkładając w to całą siebie. – Mało kto robi to ze względu, że się
martwi. Zazwyczaj obchodzę tylko tych, którzy mogą ze mnie czerpać korzyści.
Nie potrafiłam zapomnieć słów Axla. One nadal siedziały we mnie tam
głęboko i raniły. Jednak miały też swoją pozytywną stronę. Uświadomiły mi pewne
rzeczy i zmusiły do podjęcia zmian. Nie mogłam już tak dłużej funkcjonować i
zatruwać swojego życia. Potrzebowałam nie tyle stabilizacji, co codziennej
rutyny, która narzuciłaby mi tok działania typowy dla statystycznego człowieka.
Chciałam się realizować, a nie wiecznie imprezować i uprawiać seks w obskurnej
klubowej toalecie z przypadkowymi mężczyznami.
Chłopak objął mnie i przytulił do swojego torsu. Oparłam głowę na jego
obojczyku, czując swego rodzaju bezpieczeństwo. Jego bicie serce uspokajało
mnie. Pomimo unoszącej się woni potu, wyczułam zmysłowe męskie perfumy. Były
inne niż te, których używali chłopcy. Pachniały jak te z wyższej półki, które
kobiety co roku kupowały swoim mężom pod choinkę.
– Ej, czy to nie jest ten gitarzysta z
Toxic Bliss?
Oboje zaśmialiśmy się, usłyszawszy piskliwy
głos jakiejś nastolatki. Sądziłam, że o tej porze raczej będą w szkole. W końcu
na moje oko nawet nie minęła dziesiąta. No cóż, dzisiejsza młodzież
najwyraźniej coraz częściej chodziła na wagary.
Odsunęliśmy się od siebie. Czułam się jak małolata nakryta przez swoich
rodziców na pocałunku z chłopakiem. Owa
dziewczyna już stała obok nas, kurczowo zaciskając palce na niewielkim notesie
z długopisem. Niepewnie przejechałam dłonią po karku, uśmiechając się
subtelnie. Zapewne zareagowałabym tak samo, widząc mojego idola. Zdecydowanie
miałam fioła na punkcie sławnych osób, których nie znałam osobiście. Raz w
supermarkecie omal nie dostałam orgazmu, widząc Patricka Swayze. Skończyło się
na tym, iż nie podeszłam do niego. Stałam jak marmurowa kolumna, podpierając
półkę z płatkami śniadaniowymi, która spokojnie mogła ustać bez mojej pomocy.
Tak…
–
Rozumiem, że chcesz dostać autograf? – zapytał ją ze spokojem w głosie. Starał
się być opanowany, widząc jej podekscytowanie. Podała mu potrzebne rzeczy,
patrząc się na niego jakby był jakimiś relikwiami. – Dla kogo? – zadał dosyć
rutynowe pytanie, które pojawiało się w stu procentach takich przypadków.
– Amy – wyjąkała. Wyglądała komicznie,
kiedy próbowała się nie zapowietrzyć z wrażenia. Musiałam się powstrzymać, żeby
przypadkiem nie zacząć się śmiać. – Odkąd kupiłam waszą płytę, marzyłam, żeby
pójść na koncert.
– No to teraz masz okazję. – Puścił oczko,
oddając jej notes i długopis. - Proszę.
Zbladła odrobinę. Zmarszczyłam subtelnie czoło, nie spuszczając z niej
wzroku. Przez chwile wydawało mi się, jakby zaraz miała tu zemdleć. Na
szczęście w porę wróciła do wcześniejszego stanu. Uspokoiłam się, krótko
wypuszczając powietrze. W końcu nigdy nie ratowałam człowieka.
– Dziękuję – odpowiedziała, szczerząc się
jak głupi do sera. – A to kto? – Spojrzała podejrzliwie na mnie. – Twoja nowa
dziewczyna?
Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Chciałam
parsknąć śmiechem, ale na szczęście w porę się powstrzymałam. Przyłożyłam dłoń
do ust, aby nie zauważyła mojej reakcji.
– Nie – zaprzeczył, ukazując szereg
lśniąco białych zębów, które były idealnie proste. – To jest moja siostra,
Victoria.
Wydawało się, jakby kamień spadł jej z serca. Typowa fanka, przecież to
ona była żoną swojego idola. Niechby tylko spróbował ją zdradzić z jakąś swoją
dziewczyną.
– Ładne imię – zwróciła się do mnie z
pogodnym wyrazem twarzy. Dowiedziała się, iż nie jestem jej wrogiem i od razu
zmieniła nastawienie. – Ogólnie jesteś ładna – dodała, uprzednio dokładnie mi
się przyglądając.
– Dziękuję. – Posłałam jej ogromny,
serdeczny uśmiech.
Jeszcze nikt nigdy mi tego nie powiedział. Nie słynęłam z nienagannej
urody, ale też nie byłam jakoś nie wiadomo jak brzydka. Raczej zaliczałam się
do tych przeciętnych. No chyba, że się pomalowałam. W makijażu każda kobieta
jest piękna. Tylko, że teraz byłam bez niego. Nie chciałam marnować czasu,
zważywszy na to, iż o poranku na plaży nie było dużo ludzi. Czyżby dzień
dobroci dla zwierząt po raz enty? Albo dzień rozweselania Victorii? Nie, po prostu
chciała się podlizać.
– Dobra, muszę lecieć do szkoły –
oznajmiła, nieznacznie się od nas oddalając. Czyli jednak nie wagarowała. - Mam
nadzieję, do zobaczenia.
Pożegnaliśmy się z nią, wracając do swoich spraw. To był dosyć miły
przerywnik, dzięki któremu chociaż na chwilę mogłam uciec od rzeczywistości.
Widok małej dziewczynki, która omal nie dostała palpitacji serca – bezcenne.
Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. Może i to było trochę wredne, ale nie
zawsze należałam do miłych osób.
–
To co, masz jakieś konkretne pomysły? – dociekał, zakładając ciemne
okulary.
– Pora na kamuflaż? – zaśmiałam się. –
Widzę, że nie chcesz, żeby ktoś nam przeszkadzał.
– Dokładnie – wycedził. – Ale to nie była
odpowiedź na moje pytanie – wypomniał, poprawiając włosy.
Pokręciłam głową. O co mu chodziło? Przecież przed chwilą o tym mówiłam.
Czyżby cierpiał na zanik pamięci krótkotrwałej? Nie lubiłam się powtarzać.
– Zdaję mi się, że chyba już o tym wspomniałam
– zauważyłam niepewnie.
Uśmiechnął się ironicznie, chowając ręce do kieszeni.
– Mówiłaś o Nicole, a ja pytałem o ciebie
– sprecyzował, zerkając na mnie.
No tak, mogłam się tego spodziewać. Przecież zanim spotkaliśmy tamtą
dziewczynę, rozmawialiśmy właśnie o mnie. Przygryzłam nerwowo wargę. Właśnie,
co ja planowałam?
–
Nie wiem. – Wzruszyłam obojętnie ramionami. – Nie zastanawiałam się nad tym. Po
prostu chcę się wyrwać z tego bagna.
Kłamałam. Wiele razy układałam w głowie scenariusz mojego życia. Jednak
w żadnym z nich nie uwzględniłam obecnych warunków. Chyba zbytnio uciekałam do
świata fantazji, w którym byłam idealną żoną i matką, która dodatkowo robiła
udaną karierę jako pani doktor. Takie niespełnione marzenia z dzieciństwa.
Westchnął, przejeżdżając dłonią po
wyczesanych włosach, które uprzednio związał w kucyka.
– Dobra... Czyli nie mamy nic? – upewniał
sam siebie. – Powinnaś zacząć od lepszej, zdrowej diety. Zaraz zabieram cię na
porządne śniadanie do hotelu. Ja stawiam.
– Skoro ty sponsorujesz...
Zaśmiałam się, za co dostałam kuksańca w bok. Niemal jak za starych
dobrych czasów.
– Ale obiecasz, że nad tym popracujesz? –
próbował dalej drążyć temat.
– Obiecuję – zapewniłam go, dodatkowo
kiwając głową.
– To lecimy dalej – powiedział bardziej do
siebie niż do mnie. – Musisz się zwolnić z pracy. Sama chyba wiesz czemu.
Przygryzłam mocniej wargę. Doskonale wiedziałam, że prędzej czy później
zejdziemy na temat. Próbowałam się jakoś do tego przygotować, ale to nie było
łatwe. Musiałam płacić za swoją głupotę i to dużo.
– To nie jest takie proste – wymamrotałam,
czując niewielką gulkę w gardle. – Mój szef, a może raczej powinnam powiedzieć
alfons, nie lubi, kiedy ktoś mu się przeciwstawia. – Zrobiłam dłuższą pauzę,
nabierając powietrze. – Musiałby sam ze mnie zrezygnować, ja nie mogę odejść.
Czułam się niezręcznie, kiedy o tym mówiłam. Wstydziłam się tego, mojej
głupoty. Chyba powoli wracałam do normalności. Chociaż nadal zdarzało mi się
fiksować.
Poczułam, jak jego duże ramię obejmuje moje łopatki. Przysunęłam się
bliżej, opierając głowę na jego barku. Tego właśnie potrzebowałam – wsparcia.
– Postaram się wynaleźć kontakty ze
starych lat. Pomogę ci, ale to może trochę potrwać. Do tej pory najlepiej
byłoby, gdybyś brała dużo wolnego. I raczej nie wychodź sama. Tak dla własnego
bezpieczeństwa.
– Dziękuję – mruknęłam, bardziej się
wtulając. – To nie będzie łatwe. Muszę się z czegoś utrzymywać.
– Znajdziemy coś dla ciebie. Powiedz
tylko, co cię mniej więcej interesuje...
Szłam tam, czując, jakbym była na jawie. Moje życie wreszcie wjeżdżało
na właściwie tory. Przynajmniej na to się zapowiadało.
– Jest mały problem – wtrąciłam niepewnie.
– Nie skończyłam szkoły...
Zdziwił się, aczkolwiek próbował to zamaskować. W dzieciństwie wiele
razy opowiadałam mu, jakie to mam plany na przyszłość. Co najlepsze, za każdym
razem były inne. Jednak w każdym z nich uwzględniłam skończenie liceum, ba
nawet studiów. Zawiodłam go po raz kolejny.
– Temu też jakoś zaradzimy – obwieścił,
uśmiechając się subtelnie, jakby próbował podbudować mnie na duchu. – Skończysz
szkołę, pójdziesz na uniwerek. Na razie spróbuję znaleźć coś na twoje
kwalifikacje. Gdzie wcześniej pracowałaś? Chyba, że...
– Nie, nie – przerwałam mu, uśmiechając
się. – Próbowałam swoich sił jako opiekunka do dzieci i barmanka. Wcześniej
jakoś kombinowałam pieniądze.
– Dobre i cokolwiek – stwierdził, lekko
wykrzywiając głowę. – Przynajmniej masz jakieś doświadczenie.
– I to nawet spore – mruknęłam pod nosem
tak, żeby nie usłyszał. – Czyli spróbujesz coś dla mnie znaleźć? – zapytałam
już trochę głośniej, uprzednio odchrząknąwszy.
– Postaram się i mam nadzieję, że mi się
uda – poinformował pełen entuzjazmu. – Dam ci znać na koncercie. Oczywiście ma
się rozumieć, że wpadasz? – Szturchnął mnie w bok.
– Jasne. – zadeklarowałam, uśmiechając
się. – Piątek, dziewiętnasta, Rainbow. Dobrze zapamiętałam?
– Idealnie. Wpadnij wcześniej do mnie, to
dam ci wejściówkę VIP.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle było możliwe.
Cieszyłam się, nawet bardzo. Nie dość,
że odnalazłam brata, to jeszcze mogłam uczestniczyć w jego życiu, a on w moim.
Stanowił dla mnie cholernie ważne wsparcie.
– Okej – zgodziłam się z nutką entuzjazmu
w głosie.
- No to git. Ogólnie zastanawiam się czy
nie pogadać z twoim kolegami z... no...
– Guns N' Roses – podpowiedziałam mu,
przewracając oczami. Fajnie, nawet nie wiedział, z kim chciał rozmawiać.
– Właśnie. – Pstryknął palcami. – Dzięki.
Chcę z nimi pogadać, czy nie chcieliby zagrać jako support.
Czyżby już gdzieś o nich usłyszał, czy po prostu stwierdził, że ich
weźmie, bo byli moimi przyjaciółmi?
– Możesz próbować, ale nie wiem, czy się
zgodzą – bąknęłam, kopiąc piasek. – Dziewczyna ich gitarzysty jest w ciężkim
stanie i leży w szpitalu.
Na samą myśl o Lenie, uśmiech zniknął z mojej twarzy. Moje ciało
przeszyły dziwne ciarki. Dla nas wszystkich, a szczególnie dla Slasha, była to
trudna sytuacja.
– Przepraszam, ja nie wiedziałem – jąkał
się z zakłopotania.
– Nic nie szkodzi – palnęłam, subtelnie
kręcąc głową. – Zawsze możesz spróbować.
– Niby tak – przytaknął. – A jak tam z
tobą? Masz jakąś drugą połówkę?
Uśmiechnęłam się nieśmiało. Ostatnimi czasy trochę o nim zapomniałam.
Jednak postanowiłam sobie to zmienić. W końcu chciałam zacząć ,,nowe życie''.
– Mam narzeczonego – powiadomiłam
rozradowana, nie wierząc we własne słowa. – Tylko na razie go nie poznasz, bo
jest wojskowym i wyjechał na misję.
Przystanął na moment, robiąc duże oczy. Co chwilę zaskakiwałam go czymś
nowym. Nie dziwne, nie wiedzieliśmy się od prawie trzynastu lat. Przez ten czas
wiele się zmieniło.
– Nie wierzę. – Kręcił głową, pozwalając,
aby zaciesz pojawił się na jego twarzy. I tak nie mógł się równać ze Stevenem.
– Moja mała siostrzyczka wychodzi za mąż!
Trochę udzielił mi się jego nastrój, bo zaczęłam się uśmiechać jak
głupia. Wzruszyłam ramionami, utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
– Pokazałabym ci pierścionek, ale chwilowo
go nie mam. Muszę jeszcze trochę poczekać na mojego Romea.
Podszedł bliżej, następnie przytulając mnie. Ucieszył mnie ten gest. Mało kto
zareagował w ten sposób, kiedy mówiłam o moim związku z Chrisem, co było trochę
przykre. Może dlatego, że go nie znał?
– Gratuluję, Julio – zażartował, odsunąwszy
się. – Mam nadzieję, że dostanę zaproszenie na ślub.
– Oczywiście. Wyślę pocztą.
Zaśmialiśmy się. Chyba obojgu nam brakowało tej bratersko-siostrzanej
relacji, miłości. Dawaliśmy sobie swego rodzaju wsparcie. Pomimo tylu lat
przerwy nadal doskonale się rozumieliśmy. Jakby zupełnie nic się nie zmieniło.
No… prawie.
- A
ty? Masz kogoś? – spytałam z zaciekawieniem.
Podrapał się po karku, spuszczając wzrok. Nieświadomie wprowadziłam go zakłopotanie,
samej również czując się niezręcznie. Zacisnęłam usta w wąską linię, podchodząc
nieco bliżej chłopaka. Zmarszczyłam czoło, zerkając na niego. Chciałam dać mu
wsparcie – tak samo, jak on mi. Czekałam cierpliwie, aż otworzy się przede mną.
– No powiedzmy, że chwilowo nie – bełkotał.
– Rozstaliśmy się niedawno. To był związek na odległość. Ja w trasie, ona też
dużo podróżuje. Jest modelką, to dlatego. Poza tym mieszkam w chłodnym
Portland, a ona woli swój domek na Florydzie.
– Jeszcze kogoś znajdziesz – zapewniałam z
troską w głosie. Próbowałam go pocieszyć, kładąc dłoń na jego ramieniu.
– Jestem optymistą, więc raczej nie będzie
problemu. – Zaśmiał się. – To co,
idziemy coś zjeść czy chcesz mi jeszcze powiedzieć coś ważnego?
Przygryzłam nerwowo wargę. Miałam mętlik w głowie. Powiedzieć mu o
heroinie czy nie? Decyzja nie była łatwa. Nikt nie wiedział, że wróciłam do
narkotyków. Ostatnio jakoś dałam sobie z nimi radę. Teraz też mogłam. Chyba.
– Nie – zaprzeczyłam zamyślona. Uśmiechnęłam się
niewyraźnie, kręcąc głową. – Chodźmy już, bo jestem cholernie godna –
marudziłam, pociągając go za ramię i ruszając w kierunku hotelu.
Mornin'.
OdpowiedzUsuńRozdzialik monotonny, taki spokojny. Nie będę Ci wypisywać błędów, ale proszę sprawdź to jeszcze raz. Przyda się. ;)
A, mam zastrzeżenie, co do tego podkreślania 'wsparcia'. Trochę za dużo tego słowa wobec całego fragmentu.
Nie będę się rozpisywała, bo mam jeszcze dwa do nadrobienia. Nie wywarł na mnie mega wrażenia; nie było takiego wow, które czasami, a ostatnio nawet bardzo często, potrafi zaskoczyć. Być może przez te błędy i szwankującą składnię nie dotarł do mnie z takim kopniakiem, jakim powinien. Sama mam rodzeństwo, młodszego, co prawda, brata i mam go na co dzień, a nie raz na trzynaście lat, jednak i tak wydaje mi się to nieco za cudowne i słodkie, i w ogóle, że mnie to nie rusza. Tak bajecznie między nimi, wysyp myśli, wymiany wydarzeń z życia. No... nie. Po prostu. Nienaturalnie.
Pochwalić Cię mogę za dwie kwestie: stwierdzenie odnośnie tego fangirlingu i pozostawania w stałym związku oraz bliskiej relacji ze swoim idolem, a także zdanie, w którym ujęłaś chęć posiadania tej rutyny, na którą społeczeństwo gorliwie narzeka. Klap, klask.
Miałam nie komentować, ale rozdział potrzebuje poprawek.
Lecę dalej. ;)