sobota, 8 lipca 2017

75. It is better to say too much than never say what you need to say




               
Przekręciłam kluczyk w stacyjce, wypuszczając powietrze. Cała trzęsłam się z nerwów. Nadal miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam, czy aby na pewno dobrze robię. Co jeśli Jenny nie miała racji? Kurde, nadal nie mogę się przyzwyczaić do tego imienia.
                Tego popołudnia miałam cholernego pecha. Natrafiłam na godzinę szczytu. Gdzie nie pojechałam, musiałam stać w korkach. Stukałam nerwowo paznokciami o kierowcę, co jakiś czas zerkając na odtwarzacz radiowy. Z jego głośników wydobywały się ciche dźwięki jednej z piosenek The Beatles. Wyłączyłam go w pewnym momencie. Dodatkowo mnie stresował. Dzięki niemu mogłam szacować czas, który nieubłaganie mijał.
                Od czasu do czasu wzdychałam ciężko, czując jak moje serce kołacze coraz mocniej. Nerwy niemalże pochłaniały mnie w mgnieniu oka. Dlaczego tak było? Chyba zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Kochałam tego faceta i jechałam, żeby mu to powiedzieć. W jaki sposób? Nie miałam pojęcia. Układałam w głowie możliwe scenariusze, jednak każdy był nie taki, jak chciałam. W życiu nie sądziłam, że rozmawianie o uczuciach może być takie trudne.
                Zatrzymałam pojazd, stając na kolejnych czerwonych światłach. Zaklęłam pod nosem, przygryzając wargę. Bałam się, że będzie za późno Że przyjadę, a on już będzie w drodze. Wzięłam kilka głębokich wdechów na uspokojenie. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie teraz, kiedy byłam już tak blisko.
                Zajechałam pod apartamentowiec, parkując samochód na wolnym miejscu. W tamtym momencie zbytnio się nim nie przejmowałam. Wiedziałam, że nikt go nie ukradnie. W końcu los nie mógł być aż tak okrutny.
                Stawiałam zdecydowane kroki, czując, jak moje serce bije w ich tempie. Skręcało mi jelita gorzej niż przed testem z matematyki. Do kompletu brakowało tylko spoconych dłoni.
                Otworzyłam oszklone drzwi, wzdychającym przy tym. Jestem już blisko celu, nie mogę zrezygnować, powtarzałam w myślach, próbując zniwelować stres. Wybrałam drogę prowadzącą przez schody, aby mieć więcej czasu. Z każdym stopniem wymyślałam kolejną kwestię, którą mogłam powiedzieć. Żadna jednak nie była idealna.
                Przełknęłam z trudem ślinę, stając przed drzwiami prowadzącymi do mieszkania Hope. Miałam nogi z waty i myślałam, że zaraz się przewrócę. Wzięłam kilka głębokich oddechów. Przez chwilę nawet miałam ochotę zwymiotować z nerwów. Cholera, Vicky, ogarnij się!
                Nacisnęłam dzwonek. Usłyszawszy, jak rozlega się jego dźwięk, przymknęłam oczy. Teraz było już za późno na odwrót. Otworzyłam powieki i zacisnęłam wargi w wąską linię. Moje serce omalże nie wyskoczyło z klatki piersiowej, kiedy usłyszałam jego kroki. Drzwi się uchyliły, po czym wychyliła się z nich jego wymizerniała twarz. Hope miała rację, wyglądał okropnie.
                – Vicky? – Był zdziwiony, jednak w jego głosie można było wyczuć nutkę nadziei. – Co ty tutaj robisz? – spytał, opierając dłoń o hebanową framugę.
                Po raz kolejny przełknęłam ślinę. Niech się dzieje, co chce.

                – Obawiałam się, że może być za późno – zaśmiałam się z trudem. – Mogę wejść? – Wskazałam palcem na korytarz znajdujący się za jego plecami.
                – Jasne – przytaknął, otwierając szerzej drzwi. Weszłam do środka, nadal czując się nieco nieswojo. – Przepraszam za bałagan, ale pakuję się, bo wieczorem wyjeżdżam do Phoenix – poinformował, udając się w głąb mieszkania.
                Zamknąwszy drzwi, oparłam się plecami o ich futrynę. Próbowałam w ten sposób zachować potrzebną równowagę.
                – Nie jedź, proszę – odparłam z trudem. Dobrze, że jeszcze nie zaczął mi się plątać język.
                Odwrócił się w moją stronę, ściągając brwi ze zdziwienia. Wyglądał na zupełnie zdezorientowanego. Zrobił kilka kroków naprzód, wywołując u mnie poważne palpitacje serca. Myślałam, że za chwilę zemdleję. Denerwowałam się, bo za bardzo bałam się, że jednak mnie odrzuci. Przynajmniej tak wydedukowałam.
                – Nie rozumiem – wymamrotał, kręcąc głową. Teraz znajdował się pół jarda ode mnie. – Dlaczego?
                Przymknęłam na moment powieki. Moje nozdrza podrażniał ostry zapach wódki, którym przeszły ubrania chłopaka. Będzie dobrze, powtarzałam w myślach.
                – Bo… – zaczęłam z trudem, jąkając się. Oblizałam usta, robiąc niewielką pauzę. Musiałam to wreszcie powiedzieć. Później mogło być już tylko z górki. – Bo cię kocham – wydusiłam z siebie półszeptem. – I nie chcę, żebyś mnie zostawiał.
                Wypuściłam z trudem powietrze. Niewielki kamień spadł z mojego serca. Omiotłam Izzy’ego niepewnym spojrzeniem. Zdawał się nawet nie drgnąć, jakby ta wiadomość spłynęła po nim jak po kaczce. Nawet się nie zaśmiał, nie zezłościł. Nic, żadnej reakcji.
                Trudno, moja miłość jednak jest platoniczna, pomyślałam. Przynajmniej wreszcie to z siebie wyrzuciłam i być może nie miałabym do siebie pretensji w przyszłości. Wyjechałabym i zapomniała... Jednak nie dane mi było się o tym przekonać.
                Po chwili podszedł ostrożnie, jakby nie chciał mnie przestraszyć. Skrzyżowałam ręce za plecami, czekając na jego długi i przynudnawy monolog, jak to będzie lepiej, jeśli on jednak pojedzie. Aczkolwiek do owego nie doszło. Zamiast tego ujął w dłoni mój rozgrzany policzek, wlepiając w moje oczy swoje orzechowe spojrzenie. Zapomniałam o jakimkolwiek stresie. Ba, nawet przez monet zapomniałam, jak się nazywam! Roztopił wszelaki lód z mojego serca i naprawił rany, które po części sama sobie zadałam.
                Nachylił się ostrożnie, najpierw upewniwszy się, czy aby na pewno nie ucieknę. Musnął delikatnie moje wargi. Znowu poczułam te przysłowiowe motylki w brzuchu. Zatraciłam się w tym przyjemnym geście, dopiero po kilku sekundach odwzajemniając jego pocałunek. Tym samym przekazałam wszystkie emocje, jakie mną targały na przełomie ostatnich dwóch tygodni. Od strachu, przez rozpacz na błogiej euforii skończywszy. Z początku delikatny, niewinny gest przerodził się w ten wypełniony namiętnością. Przysunęłam swoje ciało bliżej jego torsu, zaplatając palce w jego włosach. Dłoń chłopaka wędrowała po moich plecach, aż w końcu spoczęła na mojej tali. Całowałam go raptownie, zachłannie, jakby to był ten ostatni raz. W końcu nie miałam pewności czy nasz wybuch namiętności nie uchodził zarazem za ten pierwszy i pożegnalny.
                Po chwili zaczęło nam brakować powietrza. Nie chciałam przerywać tej pieszczoty, jednak nie miałam wyjścia. Odsunęłam powoli twarz, opierając czoło na jego obojczyku. Oboje sapaliśmy nieznacznie, niemalże w tym samym tempie.
                – Już nigdy cię nie zostawię – obiecał, przytrzymując moje ciało w szczelnym uścisku, jakby bał się, że zaraz ucieknę. Ucałował delikatnie czubek mojej głowy.
                Mruknęłam pod nosem. W jego ramionach wreszcie czułam się kochana i bezpieczna.
                Zmieniliśmy nieco miejsce, rozsiadając się na dużej kanapie. Opierałam policzek o jego tors, podczas gdy on obejmował mnie ramieniem. Bawiłam się naszymi palcami, od czasu do czasu je zaplatając.
                – Długo to trwa? – spytałam znienacka, przerywając ciszę, podczas której rozkoszowaliśmy się swoją obecnością.
                – Zawsze byłaś dla mnie wyjątkowa – stwierdził, gładząc opuszkami palców moje ramię. Moje ciało przeszył przyjemny dreszcz. – Jednak dopiero jak przyjechałaś i minęło trochę czasu zrozumiałem, że już nie jesteś moją małą Victorią. Po moim rozstaniu z Angelą, kiedy nieco się do siebie zbliżyliśmy, zrozumiałem, że zaczynam się w tobie zakochiwać.
                – Jednak myślałeś, że wolę Axla, tak? – weszłam mu w słowo.
                Minęło kilka sekund, zanim odpowiedział.
                – Po części tak.
                – Najwyraźniej dawałam bardzo sprzeczne sygnały – przyznałam, uśmiechając się pod nosem. – Ale ty też nie byłeś lepszy.
                – A jak było z tobą? – przerzucił piłeczkę na drugą stronę.
                Westchnęłam, wracając wspomnieniami do zamierzchłych czasów.
                – Do dzisiaj pamiętam nasz pierwszy pocałunek – zaśmiałam się. Czułam, że mogę o tym wszystkim mówić z taką dziwną lekkością. – Miałam piętnaści lat, ale wydawało mi się, że jestem starsza. To wszystko przez chorobę ojca, musiałam szybciej dorosnąć. Przyszedłeś, żeby mi pomóc przy nim. Dzień wcześniej wyszedł ze szpitala, jednak lekarze nie dawali mu dużych szans. Matka jak zwykle siedziała w barze u Billy’ego i piła na umór. – Zaśmiałam się gorzko, na samo wspomnienie. – Wyszłam z tobą na zewnątrz. Podziękowałam ci za wszystko, a wtedy ty powiedziałeś, że wyjeżdżasz do Los Angeles i najprawdopodobniej już nigdy się nie zobaczymy.
Spanikowałam. Byłeś moim przyjacielem, którego w ułamku sekundy straciłam. Działałam irracjonalnie, impulsywnie, ale odwzajemniłeś pocałunek. Potem odszedłeś, a ja zdałam sobie sprawę, że mimo wszystko cię potrzebuję. Byłam z Axlem, dlatego starałam się wymazać myśl, że cię kocham. Przez lata żyłam, oszukując samą siebie. Kiedy przyjechałam do Los Angeles i odnalazłam ciebie, chciałam ci o wszystkim powiedzieć. Marzyłam, żeby wrócić do tamtego wieczoru i wyjaśnić parę spraw. Ale było za późno. Spotykałeś się z Angelą, a Axl chciał, żebyśmy znowu zostali parą. Jednak ja już nie potrafiłam go kochać tak, jak kiedyś. Potem to już w ogóle wszystko się pokomplikowało – westchnęłam beznamiętnie.
                – Co z Chrisem?
                – To samo, co z Hope – odparowałam. – Zerwaliśmy ze sobą – zawiadomiłam, marszcząc czoło. – Ale nie żałuję – dodałam naprędce. – Moje sekrety i kłamstwa tylko go niszczyły.
                – Nasz związek będzie się opierał na szczerości – stwierdził, splatając nasze palce.
                Doznałam przyjemnego uczucia ciepła w podbrzuszu. Nasz związek. Jak to pięknie brzmiało. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to się działo naprawdę. To nie był sen ani haj.
                Odwróciłam głowę. Musnęłam przelotnie jego wargi na znak, że jestem tego samego zdania.
                – Żadnych sekretów i kłamstw – dodałam.
                Uśmiechnął się, odwzajemniając mój gest. Pogłębiłam pieszczotę, zamieniając ją w namiętny pocałunek. Zaplotłam palce na jego karku. Izzy objął mnie w tali, tym samym przenosząc moje ciało na jego kolana. Uśmiechnęłam się pomiędzy pocałunkami.
                Odsunęłam się na moment, pozostawiając u siebie i u niego uczucie niedosytu.
                – Skoro już jesteśmy ze sobą szczerzy – zaczęłam, uśmiechając się figlarnie – to powiem ci, że pojutrze miałam lecieć do Miami. Znajomy Axla załatwił mi samolot. Potem chciałam wyjechać do Portland, ale z tego akurat zrezygnuję. Tutaj będzie mi o wiele lepiej – stwierdziłam, wprost promieniejąc ze szczęścia. – Jednak do tego Miami moglibyśmy polecieć we dwójkę. Przydadzą nam się wakacje. Co o tym myślisz?
                Położył dłoń na moim policzku. Przejechał po nim opuszkami placów, na koniec zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Kolejny raz doświadczyłam tych przyjemnych ciarek. Zaczynało mi się podobać to uczucie.
                – Doceniam twoją pomysłowość, ale Axl miewa zawodnych znajomych – próbował się wymigać, uśmiechając się przy tym łobuzersko. – A co powiesz na Phoenix? Transport jak najbardziej pewny.
– Kusząca propozycja – stwierdziłam, przejeżdżając dłonią wzdłuż jego karku. – Ale chyba będziemy musieli pójść na jakiś kompromis, nie sądzisz?
– Znając ciebie, tak łatwo nie odpuścisz – zauważył.
Pokiwałam twierdząco głową.
– Oboje jesteśmy bezdomni. Ciebie wyrzucili z Hell House, a jeśli o mnie chodzi to kwestia paru dni. Może powinniśmy wykorzystać fakt, że Hope dała nam klucze do swojego mieszkania…
– I że wylatuje na weekend do Seattle? – przerwał mi, wywołując na mojej twarzy szeroki uśmiech.
– Widzę, że jesteś świetnie poinformowany. Podoba mi się to – zanuciłam. – Wracając do tematu, szkoda byłoby nie wykorzystać takiej okazji, zanim oboje wylądujemy na bruku.
– Co proponujesz? – drążył temat.
– Powinniśmy spędzić ten weekend razem. Tylko ty i ja. Nikt więcej. Zero telefonów, listów, zbędnych gości. W końcu musimy nadrobić stracony czas.
– Podoba mi się ten plan – stwierdził, uśmiechając się zalotnie.
Odwzajemniłam jego gest, następnie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Zapowiadał się bardzo ciekawy weekend. Najlepszy, jaki mogłam sobie wymarzyć.

💗💗💗

Spokojnie, w połowie tygodnia dodam jeszcze epilog 😉

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie