Przekręciłam
kluczyk w stacyjce, wypuszczając powietrze. Cała trzęsłam się z nerwów. Nadal
miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam, czy aby na pewno dobrze robię. Co jeśli
Jenny nie miała racji? Kurde, nadal nie
mogę się przyzwyczaić do tego imienia.
Tego
popołudnia miałam cholernego pecha. Natrafiłam na godzinę szczytu. Gdzie nie
pojechałam, musiałam stać w korkach. Stukałam nerwowo paznokciami o kierowcę,
co jakiś czas zerkając na odtwarzacz radiowy. Z jego głośników wydobywały się
ciche dźwięki jednej z piosenek The Beatles. Wyłączyłam go w pewnym momencie.
Dodatkowo mnie stresował. Dzięki niemu mogłam szacować czas, który nieubłaganie mijał.
Od
czasu do czasu wzdychałam ciężko, czując jak moje serce kołacze coraz mocniej.
Nerwy niemalże pochłaniały mnie w mgnieniu oka. Dlaczego tak było? Chyba zdałam
sobie sprawę z powagi sytuacji. Kochałam tego faceta i jechałam, żeby mu to
powiedzieć. W jaki sposób? Nie miałam pojęcia. Układałam w głowie możliwe
scenariusze, jednak każdy był nie taki, jak chciałam. W życiu nie sądziłam, że
rozmawianie o uczuciach może być takie trudne.
Zatrzymałam
pojazd, stając na kolejnych czerwonych światłach. Zaklęłam pod nosem,
przygryzając wargę. Bałam się, że będzie za późno Że przyjadę, a on już będzie
w drodze. Wzięłam kilka głębokich wdechów na uspokojenie. Nie mogłam do tego
dopuścić. Nie teraz, kiedy byłam już tak blisko.
Zajechałam
pod apartamentowiec, parkując samochód na wolnym miejscu. W tamtym momencie
zbytnio się nim nie przejmowałam. Wiedziałam, że nikt go nie ukradnie. W końcu
los nie mógł być aż tak okrutny.
Stawiałam
zdecydowane kroki, czując, jak moje serce bije w ich tempie. Skręcało mi jelita
gorzej niż przed testem z matematyki. Do kompletu brakowało tylko spoconych
dłoni.
Otworzyłam
oszklone drzwi, wzdychającym przy tym. Jestem już blisko celu, nie mogę
zrezygnować, powtarzałam w myślach, próbując zniwelować stres. Wybrałam drogę
prowadzącą przez schody, aby mieć więcej czasu. Z każdym stopniem wymyślałam
kolejną kwestię, którą mogłam powiedzieć. Żadna jednak nie była idealna.
Przełknęłam
z trudem ślinę, stając przed drzwiami prowadzącymi do mieszkania Hope. Miałam
nogi z waty i myślałam, że zaraz się przewrócę. Wzięłam kilka głębokich
oddechów. Przez chwilę nawet miałam ochotę zwymiotować z nerwów. Cholera, Vicky, ogarnij się!
Nacisnęłam
dzwonek. Usłyszawszy, jak rozlega się jego dźwięk, przymknęłam oczy. Teraz było
już za późno na odwrót. Otworzyłam powieki i zacisnęłam wargi w wąską linię.
Moje serce omalże nie wyskoczyło z klatki piersiowej, kiedy usłyszałam jego
kroki. Drzwi się uchyliły, po czym wychyliła się z nich jego wymizerniała
twarz. Hope miała rację, wyglądał okropnie.
–
Vicky? – Był zdziwiony, jednak w jego głosie można było wyczuć nutkę nadziei. –
Co ty tutaj robisz? – spytał, opierając dłoń o hebanową framugę.
Po
raz kolejny przełknęłam ślinę. Niech się
dzieje, co chce.
–
Obawiałam się, że może być za późno – zaśmiałam się z trudem. – Mogę wejść? –
Wskazałam palcem na korytarz znajdujący się za jego plecami.
–
Jasne – przytaknął, otwierając szerzej drzwi. Weszłam do środka, nadal czując
się nieco nieswojo. – Przepraszam za bałagan, ale pakuję się, bo wieczorem
wyjeżdżam do Phoenix – poinformował, udając się w głąb mieszkania.
Zamknąwszy
drzwi, oparłam się plecami o ich futrynę. Próbowałam w ten sposób zachować
potrzebną równowagę.
–
Nie jedź, proszę – odparłam z trudem. Dobrze, że jeszcze nie zaczął mi się
plątać język.
Odwrócił
się w moją stronę, ściągając brwi ze zdziwienia. Wyglądał na zupełnie
zdezorientowanego. Zrobił kilka kroków naprzód, wywołując u mnie poważne
palpitacje serca. Myślałam, że za chwilę zemdleję. Denerwowałam się, bo za
bardzo bałam się, że jednak mnie odrzuci. Przynajmniej tak wydedukowałam.
–
Nie rozumiem – wymamrotał, kręcąc głową. Teraz znajdował się pół jarda ode
mnie. – Dlaczego?
Przymknęłam
na moment powieki. Moje nozdrza podrażniał ostry zapach wódki, którym przeszły
ubrania chłopaka. Będzie dobrze, powtarzałam w myślach.
–
Bo… – zaczęłam z trudem, jąkając się. Oblizałam usta, robiąc niewielką pauzę.
Musiałam to wreszcie powiedzieć. Później mogło być już tylko z górki. – Bo cię
kocham – wydusiłam z siebie półszeptem. – I nie chcę, żebyś mnie zostawiał.
Wypuściłam
z trudem powietrze. Niewielki kamień spadł z mojego serca. Omiotłam Izzy’ego
niepewnym spojrzeniem. Zdawał się nawet nie drgnąć, jakby ta wiadomość spłynęła
po nim jak po kaczce. Nawet się nie zaśmiał, nie zezłościł. Nic, żadnej
reakcji.
Trudno,
moja miłość jednak jest platoniczna, pomyślałam. Przynajmniej wreszcie to z
siebie wyrzuciłam i być może nie miałabym do siebie pretensji w przyszłości.
Wyjechałabym i zapomniała... Jednak nie dane mi było się o tym przekonać.
Po
chwili podszedł ostrożnie, jakby nie chciał mnie przestraszyć. Skrzyżowałam
ręce za plecami, czekając na jego długi i przynudnawy monolog, jak to będzie
lepiej, jeśli on jednak pojedzie. Aczkolwiek do owego nie doszło. Zamiast tego
ujął w dłoni mój rozgrzany policzek, wlepiając w moje oczy swoje orzechowe
spojrzenie. Zapomniałam o jakimkolwiek stresie. Ba, nawet przez monet
zapomniałam, jak się nazywam! Roztopił wszelaki lód z mojego serca i naprawił
rany, które po części sama sobie zadałam.
Nachylił
się ostrożnie, najpierw upewniwszy się, czy aby na pewno nie ucieknę. Musnął
delikatnie moje wargi. Znowu poczułam te przysłowiowe motylki w brzuchu.
Zatraciłam się w tym przyjemnym geście, dopiero po kilku sekundach
odwzajemniając jego pocałunek. Tym samym przekazałam wszystkie emocje, jakie
mną targały na przełomie ostatnich dwóch tygodni. Od strachu, przez rozpacz na
błogiej euforii skończywszy. Z początku delikatny, niewinny gest przerodził się
w ten wypełniony namiętnością. Przysunęłam swoje ciało bliżej jego torsu,
zaplatając palce w jego włosach. Dłoń chłopaka wędrowała po moich plecach, aż w
końcu spoczęła na mojej tali. Całowałam go raptownie, zachłannie, jakby to był
ten ostatni raz. W końcu nie miałam pewności czy nasz wybuch namiętności nie
uchodził zarazem za ten pierwszy i pożegnalny.
Po
chwili zaczęło nam brakować powietrza. Nie chciałam przerywać tej pieszczoty,
jednak nie miałam wyjścia. Odsunęłam powoli twarz, opierając czoło na jego
obojczyku. Oboje sapaliśmy nieznacznie, niemalże w tym samym tempie.
–
Już nigdy cię nie zostawię – obiecał, przytrzymując moje ciało w szczelnym
uścisku, jakby bał się, że zaraz ucieknę. Ucałował delikatnie czubek mojej
głowy.
Mruknęłam
pod nosem. W jego ramionach wreszcie czułam się kochana i bezpieczna.
Zmieniliśmy
nieco miejsce, rozsiadając się na dużej kanapie. Opierałam policzek o jego
tors, podczas gdy on obejmował mnie ramieniem. Bawiłam się naszymi palcami, od
czasu do czasu je zaplatając.
–
Długo to trwa? – spytałam znienacka, przerywając ciszę, podczas której
rozkoszowaliśmy się swoją obecnością.
–
Zawsze byłaś dla mnie wyjątkowa – stwierdził, gładząc opuszkami palców moje
ramię. Moje ciało przeszył przyjemny dreszcz. – Jednak dopiero jak przyjechałaś
i minęło trochę czasu zrozumiałem, że już nie jesteś moją małą Victorią. Po
moim rozstaniu z Angelą, kiedy nieco się do siebie zbliżyliśmy, zrozumiałem, że
zaczynam się w tobie zakochiwać.
–
Jednak myślałeś, że wolę Axla, tak? – weszłam mu w słowo.
Minęło
kilka sekund, zanim odpowiedział.
–
Po części tak.
–
Najwyraźniej dawałam bardzo sprzeczne sygnały – przyznałam, uśmiechając się pod
nosem. – Ale ty też nie byłeś lepszy.
–
A jak było z tobą? – przerzucił piłeczkę na drugą stronę.
Westchnęłam,
wracając wspomnieniami do zamierzchłych czasów.
–
Do dzisiaj pamiętam nasz pierwszy pocałunek – zaśmiałam się. Czułam, że mogę o
tym wszystkim mówić z taką dziwną lekkością. – Miałam piętnaści lat, ale
wydawało mi się, że jestem starsza. To wszystko przez chorobę ojca, musiałam
szybciej dorosnąć. Przyszedłeś, żeby mi pomóc przy nim. Dzień wcześniej wyszedł
ze szpitala, jednak lekarze nie dawali mu dużych szans. Matka jak zwykle
siedziała w barze u Billy’ego i piła na umór. – Zaśmiałam się gorzko, na samo
wspomnienie. – Wyszłam z tobą na zewnątrz. Podziękowałam ci za wszystko, a
wtedy ty powiedziałeś, że wyjeżdżasz do Los Angeles i najprawdopodobniej już
nigdy się nie zobaczymy.
Spanikowałam. Byłeś moim przyjacielem, którego w ułamku sekundy straciłam. Działałam irracjonalnie, impulsywnie, ale odwzajemniłeś pocałunek. Potem odszedłeś, a ja zdałam sobie sprawę, że mimo wszystko cię potrzebuję. Byłam z Axlem, dlatego starałam się wymazać myśl, że cię kocham. Przez lata żyłam, oszukując samą siebie. Kiedy przyjechałam do Los Angeles i odnalazłam ciebie, chciałam ci o wszystkim powiedzieć. Marzyłam, żeby wrócić do tamtego wieczoru i wyjaśnić parę spraw. Ale było za późno. Spotykałeś się z Angelą, a Axl chciał, żebyśmy znowu zostali parą. Jednak ja już nie potrafiłam go kochać tak, jak kiedyś. Potem to już w ogóle wszystko się pokomplikowało – westchnęłam beznamiętnie.
Spanikowałam. Byłeś moim przyjacielem, którego w ułamku sekundy straciłam. Działałam irracjonalnie, impulsywnie, ale odwzajemniłeś pocałunek. Potem odszedłeś, a ja zdałam sobie sprawę, że mimo wszystko cię potrzebuję. Byłam z Axlem, dlatego starałam się wymazać myśl, że cię kocham. Przez lata żyłam, oszukując samą siebie. Kiedy przyjechałam do Los Angeles i odnalazłam ciebie, chciałam ci o wszystkim powiedzieć. Marzyłam, żeby wrócić do tamtego wieczoru i wyjaśnić parę spraw. Ale było za późno. Spotykałeś się z Angelą, a Axl chciał, żebyśmy znowu zostali parą. Jednak ja już nie potrafiłam go kochać tak, jak kiedyś. Potem to już w ogóle wszystko się pokomplikowało – westchnęłam beznamiętnie.
–
Co z Chrisem?
–
To samo, co z Hope – odparowałam. – Zerwaliśmy ze sobą – zawiadomiłam,
marszcząc czoło. – Ale nie żałuję – dodałam naprędce. – Moje sekrety i kłamstwa
tylko go niszczyły.
–
Nasz związek będzie się opierał na szczerości – stwierdził, splatając nasze
palce.
Doznałam
przyjemnego uczucia ciepła w podbrzuszu. Nasz
związek. Jak to pięknie brzmiało. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to się
działo naprawdę. To nie był sen ani haj.
Odwróciłam
głowę. Musnęłam przelotnie jego wargi na znak, że jestem tego samego zdania.
–
Żadnych sekretów i kłamstw – dodałam.
Uśmiechnął
się, odwzajemniając mój gest. Pogłębiłam pieszczotę, zamieniając ją w namiętny
pocałunek. Zaplotłam palce na jego karku. Izzy objął mnie w tali, tym samym
przenosząc moje ciało na jego kolana. Uśmiechnęłam się pomiędzy pocałunkami.
Odsunęłam
się na moment, pozostawiając u siebie i u niego uczucie niedosytu.
–
Skoro już jesteśmy ze sobą szczerzy – zaczęłam, uśmiechając się figlarnie – to
powiem ci, że pojutrze miałam lecieć do Miami. Znajomy Axla załatwił mi
samolot. Potem chciałam wyjechać do Portland, ale z tego akurat zrezygnuję.
Tutaj będzie mi o wiele lepiej – stwierdziłam, wprost promieniejąc ze
szczęścia. – Jednak do tego Miami moglibyśmy polecieć we dwójkę. Przydadzą nam
się wakacje. Co o tym myślisz?
Położył
dłoń na moim policzku. Przejechał po nim opuszkami placów, na koniec zakładając
mi kosmyk włosów za ucho. Kolejny raz doświadczyłam tych przyjemnych ciarek.
Zaczynało mi się podobać to uczucie.
–
Doceniam twoją pomysłowość, ale Axl miewa zawodnych znajomych – próbował się
wymigać, uśmiechając się przy tym łobuzersko. – A co powiesz na Phoenix?
Transport jak najbardziej pewny.
– Kusząca
propozycja – stwierdziłam, przejeżdżając dłonią wzdłuż jego karku. – Ale chyba
będziemy musieli pójść na jakiś kompromis, nie sądzisz?
– Znając
ciebie, tak łatwo nie odpuścisz – zauważył.
Pokiwałam
twierdząco głową.
– Oboje
jesteśmy bezdomni. Ciebie wyrzucili z Hell House, a jeśli o mnie chodzi to
kwestia paru dni. Może powinniśmy wykorzystać fakt, że Hope dała nam klucze do
swojego mieszkania…
– I że
wylatuje na weekend do Seattle? – przerwał mi, wywołując na mojej twarzy
szeroki uśmiech.
– Widzę, że
jesteś świetnie poinformowany. Podoba mi się to – zanuciłam. – Wracając do
tematu, szkoda byłoby nie wykorzystać takiej okazji, zanim oboje wylądujemy na
bruku.
– Co
proponujesz? – drążył temat.
– Powinniśmy
spędzić ten weekend razem. Tylko ty i ja. Nikt więcej. Zero telefonów, listów,
zbędnych gości. W końcu musimy nadrobić stracony czas.
– Podoba mi
się ten plan – stwierdził, uśmiechając się zalotnie.
Odwzajemniłam
jego gest, następnie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Zapowiadał się
bardzo ciekawy weekend. Najlepszy, jaki mogłam sobie wymarzyć.
💗💗💗
Spokojnie, w połowie tygodnia dodam jeszcze epilog 😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.
⭐Allie