Siedziałam przy dębowym kuchennym stole i jadłam jogurt truskawkowy, który był moim śniadaniem. Nie spieszyłam się zbytnio, ponieważ oprócz lekcji z Jackiem nie miałam żadnych planów na dzisiaj.
Od ostatniej rozmowy z Chrisem nie utrzymywałam z nim kontaktów. Czułam dziwne poczucie winy, które nie pozwalało mi nawet spojrzeć mu w oczy. Z tego powodu od jakichś dwóch tygodni pomieszkiwałam w Hell House, z czego wszyscy czerpaliśmy korzyści. Chłopaki mieli darmowe posiłki i porządek, a ja dach nad głową.
Przeglądałam starą, pożółkłą gazetę, którą Gunsi kupili z dobry rok temu, kiedy do pomieszczenia weszła Lena. Wyglądała na jeszcze odrobinę zaspaną, o czym świadczyły jej rozmierzwione włosy i granatowa piżama. Wyjęła z szafki turkusowy kubek, ziewając przy tym przeciągle, po czym nalała do niego czarnej, aromatycznej kawy.
– Chcesz? – zapytała, odwracając się w moim kierunku.
Pokręciłam głową. Już wcześniej wypiłam sporą porcję tego zbawiennego naparu. Odłożyłam gazetę na bok, skupiając swoją uwagę na dziewczynie, która zajęła miejsce naprzeciwko mnie. W porcelanowych dłoniach trzymała kubek, dmuchając w celu ostudzenia gorącego napoju. Nadal wyglądała jak żywy kościotrup.
– Zjesz coś? – zapytałam z troską. Naprawdę się o nią martwiłam.
– Nie, dziękuję – odmówiła, zdobywając się nawet na znikomy uśmiech.
– Musisz coś jeść. – Spojrzałam na nią wymownie. – Nie możesz głodować.
Odłożyła naczynie na stół i zaśmiała się, chociaż widać było, że wiele ją to kosztowało.