Spacerowałam
opustoszałymi uliczkami Los Angeles, z zamyśleniem zmierzając do celu. Dawno
tam nie byłam, przez co trochę zbłądziłam. Jednak fakt ten posiadał swego
rodzaju zalety. Miałam więcej czasu na przemyślenie swoich słów oraz poznanie
miasta od innej strony. Tej spokojniejszej, zachęcającej do sprowadzenia się na
te tereny.
Było
już lepiej. Po kilku dniach wreszcie wyszłam z mieszkania. Tęskniłam za tym
złudnie czystym powietrzem i przyjemnie ogrzewającymi promieniami słonecznymi.
Jednak one nie były w stanie wypełnić pustki, która zagościła w moim sercu. Nie
rozmawiałam z Izzym. Po prostu stchórzyłam. Nie chciałam go wprawiać w
zakłopotanie.
Axl także się
nie odzywał…
Zmrużyłam
oczy, chcąc w ten sposób zmniejszyć ilość rażącego światła, która do nich
wpadała. Zapomniałam wziąć ze sobą okulary przeciwsłoneczne. Decyzja o tym
wyjściu zapadła w ostatniej chwili pod wpływem pewnego impulsu. Dlatego nawet
nie zaprzątałam sobie głowy doborem bluzki, perfekcyjnym makijażem czy pełnym
wyposażeniem torebki. Po prostu wyszłam z domu w tym, w czym byłam, czyli
wytartych jeansach i rozciągniętym T-shircie.
Cmentarz przy
Wittier Boulevard witał przechodniów wysokimi topolami, które kołysał delikatny
wiatr. Tego dnia jednak stały nieruchomo, jakby dodatkowo podkreślały żałobny
charakter tego miejsca. Za drzewami rozciągały się alejki z nagrobkami, które
od czasu do czasu odwiedzali najbliżsi. Dzisiaj jednak nie było tam złamanej
duszy.
Przełknęłam z
trudem ślinę, przechodząc przez masywną, metalową bramę. Wydawało się, że w tym
miejscu temperatura spadała o kilka stopni. Założyłam ręce na piersi, niepewnie
rozglądając się dookoła. Nie pamiętałam drogi, która prowadziła do jej grobu.
Nawet nie wiedziałam, w jakiej części cmentarza się znajdował. Szukanie go
zajmie mi cały dzień, pomyślałam.
Spacerowałam
alejkami, przypominając sobie tamten okropny dzień. Padało, co dodatkowo
potęgowało melancholijny nastrój. Wtedy nie mogłam pogodzić się z faktem, iż
już nigdy więcej jej nie zobaczę. Dzisiaj z trudem kojarzyłam jej ulubione
filmy, które w kółko oglądała. Zapomnieliśmy o niej. Slash miał rację. Byliśmy
egoistami, którzy myśleli wyłącznie o sobie.
Po dłuższym
czasie znalazłam ten właściwy nagrobek. Przystanęłam przed nim, wzdychając
głęboko. Czytanie tablicy przychodziło mi z trudem. Dotychczas nie wracałam do
tego miejsca. W dniu pogrzebu jak i dzisiaj przywołało u mnie nieprzyjemne
wspomnienia.
– Cześć, Lenka
– wyszeptałam, uśmiechając się niewyraźnie. – Dawno mnie tutaj nie było.
Brakuje mi ciebie, wiesz?
Zacisnęłam
usta w wąską linię, milknąc na moment. Nie zamierzałam płakać. W ciągu
ostatnich dni wylałam stanowczo za dużo łez.
– Cholerna ze
mnie egoistka – przyznałam, uśmiechając się gorzko i odwracając głowę w drugą
stronę.
Nie
wiedziałam, co mogłabym jej powiedzieć. Było już za późno na słowa.
– Trudno się
nie zgodzić. – Usłyszałam przepity, męski głos, który nieco mnie przestraszył.
Myślałam, że jestem tutaj sama.
Odwróciłam się
gwałtownie, dostrzegając mojego rozmówcę. Slash powoli zbliżał się do nagrobka
swojej ukochanej. No tak, on tutaj bywał niemalże codziennie.
–
Przestraszyłeś mnie – mruknęłam, przełykając ślinę.
Zaśmiał się,
stając obok mnie. Skrzywiłam się nieznacznie, wyczuwszy od niego alkohol. W
sumie sama nie byłam lepsza. Zapijałam smutek, licząc, że to pomoże.
– Ona
wiedziałabym, co zrobić – stwierdziłam, przerywając milczenie.
Pokiwał
twierdząco głową, chowając ręce do kieszeni.
– Też mi jej
brakuje. Zdaje mi się, że moje życie już nie ma sensu – odparł spokojnie,
uśmiechając się gorzko.
– Chyba po
części cię rozumiem – wyszeptałam, marszcząc nieznacznie czoło.
– Ale on żyje,
nie? – dociekał, podłapując temat.
– On tak –
przytaknęłam, pociągając nosem. Widocznie jemu jeszcze nie powiedzieli. – Ale
mój były narzeczony nie – dodałam, wzdychając ciężko.
Paradoksalnie
w tej chwili temat Jamesa wydawał mi się łatwiejszy.
– Nigdy o nim
nie wspominałaś – burknął. – Co się z nim stało?
Jego pytanie
nieco mnie zdziwiło. Nie spodziewałam się, że Slash zechce słuchać historii
Jamesa. Po śmierci Leny straciłam w jego oczach. Nadal byliśmy przyjaciółmi, jednak nasze relacje nieco
ostygły. Nie podobał mu się sposób, w jaki przeżywałam żałobę.
– Naprawdę
chcesz o tym słuchać? – spytałam, ściągając brwi i posyłając mu krótkie
spojrzenie.
– Tak –
przytaknął, nie zastanawiając się ani przez moment. – Chyba potrzebuję chwili
przerwy od użalania się nad sobą.
Parsknęłam
ironicznie, usłyszawszy jego słowa. Czyli było nas dwoje.
– James – mój
były narzeczony – zginął w wypadku samochodowym – zaczęłam, wlepiając puste
spojrzenie w krawędzie granitowego nagrobka. Nie chciałam mu wspominać o naszej
relacji. – Kłóciliśmy się i on stracił panowanie nad pojazdem. Obudziłam się w
szpitalu, po operacji. Tam powiedzieli mi o jego śmierci. Obwiniałam się o nią.
Gdyby nie nasza kłótnia… – przerwałam, czując, jak mój głos odmawia
posłuszeństwa.
– Nie masz
pewności, że nadal by żył – wysnuł, posyłając mi pokrzepiające spojrzenie. –
Nie wyjechałabyś. Nie zakochałabyś się w…
– Tym, którego
kocham – dokończyłam za niego. Wolałam, żebyśmy nie rozmawiali o Izzym. Im
dłużej Slash żył w niewiedzy, tym lepiej dla mnie.
– Dokładnie –
przytaknął, nie drążąc tematu, za co byłam mu bardzo wdzięczna. – Przyznaj,
wymyśliłaś tę historyjkę na poczekaniu.
– Chciałabym –
wymamrotałam, niepewnie podnosząc spojrzenie. – Wtedy może wszystko byłoby
prostsze.
– Nie wiadomo
– westchnął. – Wiesz, ile razy zastanawiałem się, co by było gdyby Lena nie
umarła? Gdybyśmy jej wtedy pomogli? – spytał, posyłając mi dłuższe spojrzenie.
Zrobił niewielką pauzę, oblizując usta. – Każdego dnia o tym myślę. Jednak im
dłużej to robię, tym coraz częściej stwierdzam, że to nie ma sensu. W żaden
sposób nie mogliśmy jej pomóc. Ona tego nie chciała.
–
Doświadczyłam tego samego. Tylko za późno doszłam do takiego wniosku –
przyznałam, spuszczając głowę. – Czasami nie warto obwiniać się o czyjąś
śmierć. W szczególności, jeśli zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Tak było
z Lenką. Opiekowali się nią najlepsi specjaliści.
– Wiem –
westchnął, kiwając głową. – Mimo to nie mogę zmienić myślenia. Jej śmierć
zaskoczyła nas wszystkich. Gdyby chorowała albo…
– Ale to
trwało od dłuższego czasu – zauważyłam, przenosząc wzrok na jego twarz, którą
pokrywał kilkudniowy zarost. – Tylko my nie chcieliśmy tego zauważyć.
Uśmiechnął się
gorzko, przyznając mi rację.
– Tym razem
mieliśmy rozmawiać o tobie, a jak zwykle zeszło na temat Leny – przypomniał,
jakby nieco posmutniawszy.
– Nie szkodzi.
I tak nie chciałam rozmawiać o mnie – przyznałam szczerze, zakładając ręce na
piersi.
– Teraz pewnie
powiesz, że czas leczy rany, nie?
– Nie –
zaprzeczyłam, co nieco go zdziwiło. – Z własnego doświadczenia wiem, że nie. To
musi samo przejść. Ktoś ją kiedyś zastąpi. To ty zdecydujesz, kiedy to nastąpi.
– Dziękuję za
radę, doświadczona koleżanko – zaśmiał się, za co dostał kuksańca w bok.
– Widzę, że
już ci lepiej – jęknęłam, odwzajemniając jego gest.
– Nie. Po
prostu umiem zachowywać pozory.
– To rób tak
dalej – poleciłam, robiąc krok w tył. – Chyba już na mnie pora.
– Nie
przyszłaś czasami z nią porozmawiać? – spytał, marszcząc czoło.
– I tak mi nie
odpowie. Chyba powinnam porozmawiać z kimś innym. Muszę się do tego przygotować
– przyznałam bardziej sama przed sobą, posyłając mu subtelny uśmiech.
– Zostanę
jeszcze chwilę. Do zobaczenia – odparł, odwzajemniając mój gest.
Założyłam
kosmyk włosów za ucho, wycofując się powoli. Zdawało się, jakby ta rozmowa
nieco mi pomogła. Pokazała, że nie tylko ja cierpię. Że nie warto się nad sobą
użalać.
Zmierzałam do
wyjścia, chociaż nie miałam bladego pojęcia, gdzie dalej iść. Nie chciałam
wracać do mieszkania. Samotność i milczenie Axl dobitnie mnie pogrążały. Nie
mogłam także narzucać się Rosie. Wystarczyło, że kilka dni temu spędziła ze mną
niemalże cały dzień. Steven planował własny ślub, Nicole wykorzystała przerwę
wiosenną i wyjechała z Gregiem, a Todd i Joy pracowali. Do Izzy’ego nie mogłam
pójść. Nie było takiej opcji. Co niby miałabym mu powiedzieć?
W tej chwili
żałowałam, że poszłam na chorobowe.
Praca w księgarni przynajmniej mogła mnie odciągnąć od niepotrzebnego
rozmyślania. Przez chwilę nawet chciałam odwiedzić to miejsce, jednak
zrezygnowałam. Wydanie powodów mojego urlopu, mogłoby się źle skończyć.
Przystanęłam
za metalową bramą, dostrzegając rudowłosego mężczyznę, który opierał się o
żelazne pręty i wypalał papierosa. Zmarszczyłam czoło, podchodząc bliżej. Co on
niby tutaj robił?
– Axl? –
odparłam ze zdziwieniem, zwracając na siebie uwagę chłopaka. – Czekasz na
kogoś?
Zgasił
niedopałka, wyrzucając peta na ulicę. Stanął obok mnie, chowając dłonie do
kieszeni jeansów.
– Tak
myślałem, że cię tutaj znajdę. Wiedziałem, że nie mogłaś pójść do niego –
stwierdził, wypowiadając z odrazą ostatnie słowo.
Poczułam
dziwny, nieprzyjemny ucisk w żołądku. Nadal miałam wyrzuty sumienia, że tak go
potraktowałam. Pomimo iż tak naprawdę nie zrobiłam nic złego.
– Przepraszam
– mruknęłam, posyłając mu troskliwe spojrzenie.
– Nie masz za
co – zaśmiał się, udając, że nic się nie stało. – To nie twoja wina, że się
zakochałaś.
– Chyba
chciałeś powiedzieć nie tylko moja – poprawiłam go. – Mimo wszystko nie
powinieneś tak go traktować. To twój przyjaciel.
Uśmiechnął się
ironicznie, wodząc wzrokiem po okolicy.
– Masz rację,
tak właśnie zachowuje się przyjaciel. Podrywa dziewczynę kumpla, udając, że
tylko grzecznie jej pomaga. Jaki ten Izzy jest dobroduszny, nic tylko wznieść
mu pomnik. Szkoda tylko, że cię zostawił.
– Przestań –
skarciłam go, zaciskając zęby. Nie sądziłam, że nadal będę tak reagować na ten
fakt. – Chcesz mnie jeszcze bardziej pogrążyć? – spytałam retorycznie,
rozkładając ręce. – Zakochałam się w facecie, który traktuje mnie jak młodszą
siostrę. Nie umiem przestać o nim myśleć, podczas gdy on ma mnie w dupie.
Zadowolony?! W końcu cierpię. Tak jak chciałeś! – wyrzuciłam podniesionym
głosem.
Wcale nie było
mi po tym lepiej. Wręcz przeciwnie. Znowu wróciły nieprzyjemne myśli, które
wywoływały u mnie depresyjny nastrój.
– Vicky… –
westchnął, marszcząc troskliwie czoło. – Nie wiedziałem, że tak zareagujesz. Nie
chciałem, żebyś płakała.
Usłyszawszy
jego słowa, odruchowo wytarłam policzek. Rzeczywiście był mokry. Chyba do tego
stopnia przywykłam do płaczu, iż nawet nie wiedziałam, kiedy to robiłam.
Pociągnęłam nosem, zaciskając usta.
– Nic nie
szkodzi – mruknęłam, zakładając ręce na piersi. – Już jest lepiej – skłamałam,
zdobywając się na niewyraźny, udawany uśmiech.
Przybrał
troskliwy wyraz twarzy, po czym bez słowa podszedł i przytulił mnie. Odruchowo
oparłam podbródek na jego barku. Przygryzłam dolną wargę, aby przypadkiem nie
rozpłakać się po raz kolejny.
– Poradzimy
sobie z tym – wyszeptał, przejeżdżając dłonią wzdłuż moich pleców. – Pomogę ci.
– Dziękuję –
mruknęłam, pociągając nosem. – Naprawdę nie chciałam cię skrzywdzić.
Odsunął się,
podtrzymując rękami moje ramiona. Jego troskliwe spojrzenie przekonywało o
dobrych zamiarach chłopaka.
– Nie
rozmawiajmy już o tym – poprosił, odruchowo marszcząc czoło. – Lepiej będzie,
jak zajmiemy się bieżącymi sprawami.
Pokiwałam
głową z aprobatą, stając obok niego. Nie marnując czasu, spacerem ruszyliśmy w
stronę Roosevelt Avenue.
– Ta
propozycja z wyjazdem do Portland jest nadal aktualna? – zagadnęłam, chowając
dłonie do kieszeni jeansów.
Uśmiechnął się
szeroko, nie spuszczając wzroku z horyzontu.
– Jak najbardziej
– przytaknął, nie kryjąc entuzjazmu. – Ale co powiesz na małe wakacje? Powinnaś
trochę odpocząć. Ty, słońce, plaża w Miami?
– Już chcesz
się mnie pozbyć, co? – jęknęłam, dając mu kuksańca w bok.
–
Niekoniecznie. Po prostu ten znajomy jest w stanie załatwić ci bilet na
pojutrze.
Zamarłam na
moment, spoglądając na niego ze zdziwieniem.
– Mówisz
poważnie? – spytałam, nie kryjąc zaskoczenia.
– W takiej
chwili nie wypada mi kłamać, nieprawdaż? – Uniósł nieznacznie brew. – Jest
okazja, z której powinnaś skorzystać.
Przekalkulowałam
sobie wszystko głowie. Jeśli wyjechałabym pojutrze, to spędziłabym w Miami
tydzień, podczas którego Izzy byłby w Arizonie… Potrzęsłam odruchowo głową.
Powinnam przestać o nim myśleć.
– Nie za
szybko? – spytałam, wyrażając wątpliwości. – Nie zdążę się przygotować.
– Spontaniczne
wyjazdy są najlepsze – stwierdził, uśmiechając się przekonująco. – Później wróciłabyś
wypoczęta i gotowa na podróży do Portland.
Prychnęłam
ironicznie, kręcąc głową. Idealnie to obmyślił. Miami, Portland. Nie miałabym
ani chwili, żeby porozmawiać z Izzym. Skoro on nie mógł mnie mieć, to
przynajmniej chciał wyeliminować rywala. Aczkolwiek nie zamierzałam się o to
obrażać. Nie chciałam stracić kolejnego przyjaciela. Postanowiłam przemilczeć
moje odkrycie.
– Może
faktycznie masz rację – przyznałam, zakładając kosmyk włosów za ucho. – Lot do
Miami dobrze mi zrobi – odparłam bez przekonania, wywołując zachwyt na jego
twarzy. – Ale Portland musi nieco poczekać – dodałam szybko, nieco studząc jego
entuzjazm. – Muszę pozamykać pewne sprawy. W końcu mam narzeczonego –
zachichotałam, wypowiadając te słowa.
Dopiero teraz
związek z Chrisem był dla mnie abstrakcją. Chyba po prostu pokochałam w nim tę
jego poczciwość. Był dla mnie taki dobry i wytrwały. W końcu tyle razy
odpierałam jego zaloty. Paradoksalnie, kiedy już prawie osiągnął swój cel,
uświadomiłam sobie, iż kocham innego faceta. Co za pech!
– No to się
żołnierzyk nieco zdziwi – zaśmiał się triumfalnie, za co dostał kolejnego
kuksańca w bok. – Au!
– Należało ci
się. Od samego początku jesteś do niego uprzedzony – wypomniałam mu, zakładając
ręce na piersi.
– Bo nie
pasujecie do siebie – jęknął z oburzeniem. – Jest zbyt nudny.
– I pokochał
wariatkę. Co za paradoks – zaśmiałam się ironicznie.
– Coś o tym
wiem. Sam jestem wariatem – przyznał, przykładając dłoń do serca.
Posłałam mu
przelotne spojrzenie, ściągając przy tym brwi.
– Z autopsji
wiem, że związek z wariatem nie wyjdzie. Jesteśmy skazani na samotność –
westchnęłam, wzruszając ramionami.
– Ty wybrałaś
złego Romea, a moja Julia mnie nie chce. Przynajmniej pozostaniemy żywi –
zironizował, prychając przy tym.
–
Polemizowałabym – jęknęłam, przedłużając samogłoski. – Z moją skłonnością do
autodestrukcji i twoją porywczością, możemy skończyć dosyć marnie.
– Co nas nie
zabije, to nas wzmocni – przytoczył słowa Nietzschego* .
– Co racja, to
racja – westchnęłam z niechęcią. – Ale wracając do tematu, szkoda mi trochę
Chrisa. Nieco źle wybrał.
– Wybrał
dobrze – poprawił mnie Rose. – Tylko ciebie poniosła chwila. Myślałaś, że to
ten jedyny, bo…
– Bo sprawiał
wrażenie idealnego. Z biegiem czasu stwierdzam, że momentami przypominał mi
ojca – przerwałam mu, bawiąc się paznokciami.
– Dokładnie –
zanucił, wyciągając paczkę Marlboro. Chciał mnie poczęstować jednym, ale
odmówiłam. – Miał chłopak pecha – podsumował, odpalając papierosa.
– Ale to była
moja wina – zauważyłam obojętnie. – Tylko że teraz aż tak bardzo tego nie
odczuwam. Czy to znaczy, iż jestem zła, bezduszna?
Zachichotał,
jednocześnie dławiąc się dymem. Zakaszlał kilkukrotnie.
– Co cię tak
naszło na wywody filozoficzne? – spytał, nie próbując ukryć zaintrygowania. –
Doświadczyłaś jakiejś przemiany duchowej, czy co?
Uśmiechnęłam
się ironicznie, spuszczając na moment głowę.
– Dorosłam. O
taką odrobinkę – zaśmiałam się, układając palce w odpowiedni sposób. – Kiedyś
trzeba – dodałam, wzdychając.
Schowałam
dłonie do kieszeni, patrząc przed siebie.
– Będzie mi
ciebie brakować – oznajmił nieoczekiwanie, zaciągając się dymem.
Nikły uśmiech
zniknął z mojej twarzy. Myśl, że to mógł być koniec, nieco mnie przytłaczała.
– Jeszcze nie
wyjechałam – przypomniałam mu. – Poza tym będziemy się widywać.
– Na wielkiej
scenie?
– Chociażby –
bąknęłam, chichotając. – Nie no, mam
nadzieję, że o mnie nie zapomnisz, jak już będziesz mega sławny.
–
No nie wiem… – mruknął, za co dostał kuksańca w bok. – Jak mnie będziesz biła,
to na pewno będę chciał o tobie zapomnieć – dodał z udawaną powagą.
–
To będzie trudne – uprzedziłam, uśmiechając się szerzej.
Zwiększyłam
nieco tempo, zostawiając mojego towarzysza kilka kroków za mną.
–
Po raz pierwszy od dwóch tygodni się uśmiechnęłaś. Chyba powinienem zostać
psychoterapeutą – zawołał, próbując mnie dogonić.
Usłyszawszy
jego słowa, prychnęłam pod nosem. Nie sądziłam, że tak bardzo będzie mi
brakowało jego towarzystwa.
–
Przede wszystkim powinieneś być nieco bardziej skromny – wypomniałam, posyłając
mu krótkie spojrzenie.
–
Zawsze mi o tym przypominasz. Kto to będzie robił, jak wyjedziesz? – spytał,
udając przerażenie.
Wzruszyłam
ramionami, podążając przed siebie i czekając, aż mój towarzysz poruszy jakiś
ciekawszy temat.
Droga
do domu minęła mi dosyć szybko i przyjemnie. Razem z Axlem rozmawialiśmy o
płytach, trunkach. Powspominaliśmy nieco ten rok. Powoli zamykałam pewien
rozdział mojego życia. Pomimo iż bardzo nie chciałam tego robić…
–
Co powiesz na lody? – zaproponowałam, kiedy już dochodziliśmy pod nasz blok. –
Zostało jeszcze trochę w zamrażalniku.
–
Znowu wracasz do użalania się? – spytał, marszcząc brwi z niezadowolenia.
–
Nie – zaprzeczyłam, szukając kluczy w kieszeni. – Nie mamy nic innego do
jedzenia, a z kasą też jest krucho.
–
Myślę, że mam jeszcze parę dolców na jakąś tanią chińszczyznę – oznajmił
ochoczo.
–
To gitesik – zanuciłam, zakładając kosmyk włosów za ucho. – Albo możemy zamówić
pizzę w tym lokalu, w którym kiedyś pracowałeś. Może dadzą nam jakąś zniżkę –
rzuciłam, przypomniawszy sobie o owym fakcie.
–
Jasne – zaaprobował, podążając za mną.
Zbliżając
się pod naszą klatkę, zauważyłam mężczyznę, który stał przed drzwiami.
Przystępował z nogi na nogę, jakby na kogoś czekał. Zatrzymałam się na moment,
marszcząc czoło. Zdawało mi się, że już kiedyś go widziałam. Tylko gdzie?
Zrobiłam kilka kroków na przód. Mężczyzna w tym czasie obrócił twarz, dzięki
czemu mogłam mu się lepiej przyglądnąć.
–
Brian? – spytałam, nie wierząc własnym oczom. – Co ty tutaj robisz?
Brian
był kolegą Chrisa z pracy. Poznaliśmy się któregoś wieczoru. Przyszedł do nas
na kolację, posiedzieliśmy i ogólnie było fajnie. Tylko jeśli dobrze kojarzyłam
fakty, on też miał wyjechać na misję. Już wrócił czy może go nie wysłali?
–
Chris jest w szpitalu – poinformował, przyjmując posępny wyraz twarzy. –
Pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć.
---------------------------
* Friedrich Nietzsche
– niemiecki filozof, filolog klasyczny, prozaik, poeta
💗💗💗
Hej robaczki 😘
Był ktoś na koncercie w Gdańsku? Jak tam wrażenia?
Chciałam skończyć to opowiadanie przed wakacjami, ale jak zwykle mi nie wyszło 😂😂😂
Coś dla tych, którzy odczuwali niedobór Slasha w tym opowiadaniu 😉 Jak myślicie, kto, oprócz Chrisa, pojawi się w następnym rozdziale? Jestem ciekawa Waszych opcji 😉
Nareszcie są wakacje 😎 Z tej okazji życzę Wam udanego wypoczynku. Najprawdopodobniej mój ,,urlop" wypadnie już po zakończeniu WTTPC. Jeśli nie, o wszystkim będę informować 😉
Nie wiem, co mnie dzisiaj naszło na tak długą notkę xdd
Był ktoś na koncercie w Gdańsku? Jak tam wrażenia?
Chciałam skończyć to opowiadanie przed wakacjami, ale jak zwykle mi nie wyszło 😂😂😂
Coś dla tych, którzy odczuwali niedobór Slasha w tym opowiadaniu 😉 Jak myślicie, kto, oprócz Chrisa, pojawi się w następnym rozdziale? Jestem ciekawa Waszych opcji 😉
Nareszcie są wakacje 😎 Z tej okazji życzę Wam udanego wypoczynku. Najprawdopodobniej mój ,,urlop" wypadnie już po zakończeniu WTTPC. Jeśli nie, o wszystkim będę informować 😉
Nie wiem, co mnie dzisiaj naszło na tak długą notkę xdd
2 do końca 😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.
⭐Allie