poniedziałek, 26 czerwca 2017

72. All we do is think about the feelings that we hide



                Po mieszkaniu rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Nawet nie kwapiłam się, żeby wstać i sprawdzić, kto przyszedł. Byłam święcie przekonana, iż to Axl. W końcu od kilku dni widywałam jedynie jego.
                – Otwarte! – zawołałam lekko zachrypniętym głosem, upijając kolejny łyk wódki. Powoli przyzwyczajałam się do jej okropnego smaku.
                Musiałam chwilę poczekać, zanim mój gość pojawił się w kuchni, gdzie siedziałam na stole i pusto wyglądałam przez okno. Jednak kiedy już się zjawił, obróciłam się niechętnie. Chciałam spojrzeć mu prosto w oczy, wyłudzić tym jakąś reakcję. Wiedziałam, że Axl miał swoje granice i wcześniej czy później powiedziałby coś więcej niż oschłe cześć, będę u siebie. Aczkolwiek na to musiałam jeszcze trochę poczekać.
                Ku mojemu zdziwieniu stał przede mną nie kto inny jak Rosie. Wyglądała na zakłopotaną, jakby kompletnie nie przemyślała swojej decyzji. W rękach trzymała kaszmirowy sweterek, który z nerwów zaczęła miąć. Prawie w ogóle się nie zmieniła. Nadal miała delikatne rysy twarzy i zdrowo zarumienione policzki. Nie widać było po niej zmęczenia, które wynikało z posiadania małego dziecka.
                – Cześć – przywitała się nieśmiało, podczas gdy ja nadal milczałam, jakbym była w jakimś transie.
                Pokręciłam ostrożnie głową. To się nie działo. Czyżbym już miała halucynacje wywołane zmęczeniem? Przecież ona nie chciała mnie znać. A teraz? Przyszła i to chyba z własnej woli.
                – Co ty tutaj robisz? – spytałam nieobecnym głosem, subtelnie marszcząc czoło. Nie rozumiałam całej tej sytuacji.
                Dziewczyna przełknęła z trudem ślinę, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Milczała przez chwilę. Jakby zastanawiała się, czy aby na pewno podjęła dobrą decyzję. Jej niepewność ani trochę nie wprowadzała mnie w konsternację czy zniecierpliwienie. Ostatnie wydarzenia kompletnie wyprały mnie z wszelakich emocji. Stałam się obojętnym robotem, który wegetuje z dnia na dzień.
                Podniosła głowę, obdarzając mnie troskliwym spojrzeniem. Uśmiechnęła się niewyraźnie, jednocześnie podchodząc nieco bliżej.
                – Chciałam sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku – odparła z trudem, zakładając kosmyk włosów za ucho.
                – Bywało lepiej – burknęłam, uśmiechając się gorzko.
                Spuściłam głowę, opierając dłonie o brzegi stołu. Nie chciałam o tym rozmawiać. Nie chciałam o niczym rozmawiać. Zdecydowanie bardziej wolałam milczeć.
                Usłyszałam jej z gracją stawiane kroki, by po chwili móc lepiej poczuć zapach jej waniliowych perfum. Codziennie starała się dbać o szczegóły.
                – Mogę się dosiąść? – spytała, pochylając się i wskazując palcem na kawałek blatu, na którym stał alkohol.
                Pokiwałam głową z aprobatą, niechętnie odkładając trunek na bok. Próbowałam unikać jej spojrzenia. Nienawidzi cię, sprowadza ją tutaj wyłącznie litość i dobre serce, wmawiałam sobie.
                – Axl mi o wszystkim powiedział – zaczęła z trudem, opierając lekko drżącą dłoń na moim ramieniu. – Tak mi przykro.
                Prychnęłam ironicznym śmiechem, podnosząc głowę, aby spojrzeć przed siebie. Jej litość była co najmniej zbędna. Do tej pory jako tako radziłam sobie bez niej.
                – Tego, że mogłam umrzeć, czy że facet, którego kocham, nie chce mnie znać? – Uśmiechnęłam się ironicznie. Te słowa brzmiały w moich ustach co najmniej bezsensownie. Nadal wypowiadałam jej z trudem.
                – Twierdzi, że tak będzie lepiej…
                – Widzisz to lepiej, bo ja jakoś nie – przerwałam jej, zaczynając bawić się palcami.
                Przejechała dłonią wzdłuż mojego ramienia, następnie odkładając ją na poprzednie miejsce. Miły gest z jej strony nie wywołał u mnie żadnej reakcji. Zero. Jakbym stawała się zimnym, nieczułym głazem.
                – Dlaczego chciałaś się zabić? – zmieniła temat, starając się, aby jej głos zabrzmiał bardzo delikatnie.

                Po raz kolejny uśmiechnęła się przekornie.
                – Nie chciałam się zabić. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Nie pamiętam – wytłumaczyłam, po raz pierwszy od dłuższego czasu zerkając na nią. Wyglądała na jeszcze bardziej przybitą.
                – Ale to nie to tak cię męczy? – dociekała, chociaż zapewne domyślała się prawdy.
                Pokręciłam przecząco głową, wzdychając przy tym. Już od dawna nic nie wydawało się aż tak trudne.
                – Czasami za późno zdajemy sobie z czegoś sprawę – zaczęłam, z trudem wypowiadając kolejne słowa. – Szczególnie jeśli kogoś kochamy.
                – Vicky, jeszcze nie jest za późno – skarciła mnie, marszcząc czoło. – Wszystko się ułoży, zobaczysz.
                – Wiesz, co jest najgorsze? Nie moje cierpienie czy obojętność. Zawiodłam Axla. To mnie najbardziej boli.
                – Jak on to przyjął? – drążyła temat niczym specjalnie zatrudniony detektyw.
                – Po tym, jak przyznałam, że kocham jego przyjaciela, a on wypalił, iż tak naprawdę nigdy nie przestał czegoś do mnie czuć, nie najlepiej. Jestem nad wyraz okropna, nie sądzisz? – zaśmiałam się gorzko, czekając na jej reakcję.
                – Nie mów tak – skarciła mnie po raz kolejny, tarmosząc moje ramię. – Nie skrzywdziłaś go celowo. Przecież wiedział, że go nie kochasz.
                – Chyba lepiej było mu znieść, że zostanę panią Pittman niż to, że jestem nieszczęśliwie zakochana. Miłość platoniczna jest do bani.
                – Skąd wiesz, że on nie odwzajemnia twoich uczuć?
                Zamilkłam na chwilę, odczuwszy swego rodzaju wewnętrzną pustkę. Tą samą, która spotkała mnie tamtego feralnego dnia.
                – Bo ma dziewczynę, bo nie chce mnie znać, bo już nigdy go nie spotkam. Mam wyliczać dalej? – spytałam, posyłając jej spojrzenie przepełnione smutkiem.
                – Może to dlatego, że nie zna całej prawdy?
                – To jeszcze o niczym nie świadczy – zauważyłam, spuszczając głowę. – Tak samo jak twoja wizyta – dodałam po chwili, patrząc na nią spode łba. – To miłe, ale nie potrzebuję litości.
                Uśmiechnęła się pogodnie, nieznacznie zaciskając dłoń na moim ramieniu.
                – Każdy popełnia błędy, ale tylko nieliczni umieją przebaczać. Byłaś i jesteś moją przyjaciółką. Uzmysłowiłam to sobie, kiedy doszło do mnie, że mogłaś umrzeć. To byłaby ogromna strata – przyznała, nieznacznie marszcząc czoło.
                Uśmiechnęłam się z trudem, opierając głowę na ramieniu blondynki. Dziewczyna odwzajemniła ten gest, przenosząc dłoń na moją łopatkę, jakby w ten sposób próbowała dodać mi otuchy.
                – Przepraszam – mruknęłam, zaciskając usta w wąską linię. – Gdybym wiedziała, że to wszystko tak się skończy…
                – Nie wracajmy do tego, proszę – wtrąciła, nerwowo przymykając powieki. Ewidentnie drażnił ją ten temat. – Ważne, że teraz wiele rzeczy się wyjaśniło.
                – Co masz na myśli? – spytałam beznamiętnie. Jakoś nie zauważyłam tego faktu.
                Zapadła chwilowa cisza, podczas której Rosie nerwowo oblizywała usta. Myślała, jak to wszystko ująć w słowa.
                – Był wczoraj u mnie Duff – westchnęła z trudem, wywołując u mnie zaciekawienie. – Rozmawialiśmy dużo.
                – Wróciliście do siebie? – wypaliłam, marszcząc brwi.
                Zachichotała, zakładając kosmyk włosów za ucho.
                – Nie, ale jest między nami lepiej. Twoja próba samobójcza, ślub Stevena. To wszystko dało nam wiele do myślenia. Życie jest ulotne i szkoda go marnować na zbędne kłótnie – wyjaśniła, mimowolnie się uśmiechając.
                Poczułam dziwne ciepło na sercu. Dobrze, że przynajmniej w jej życiu zapanował względny porządek. Cieszyło mnie to, jednak nadal pozostawałam rozdarta przez własne problemy.
                – Mówiłam ci już, że nie wiem, jak to się stało – wypomniałam jej. – Wcale nie chciałam się zabić.
                – Przepraszam – mruknęła, opierając policzek na mojej głowie. – Już do tego nie wracam.
                – Świetnie – prychnęłam. – Przynajmniej tyle mam z głowy.
                – Co zrobisz z Chrisem? – spytała z zaciekawieniem.
                Westchnęłam głęboko, próbując zebrać myśli. Miałam już gotowy plan, jednak mówienie o nim przychodziło mi z trudem. Musiałam skrzywdzić kolejną osobę, która chciała dla mnie dobrze…
                – Jak tylko wróci, to wyprowadzę się stąd. Wyjaśnię mu wszystko i przeproszę. Pewnie nie będzie chciał mnie znać, ale nie mogę zrobić inaczej. – Uśmiechnęłam się gorzko, subtelnie kiwając głową. – Nie chcę mu dawać złudnych nadziei. Myślę, że zrozumie. Gorzej z Axlem – dodałam, mimowolnie opuszczając kąciki ust.
                Przejechała dłonią po mojej łopatce, próbując mnie pocieszyć.
                – Będzie dobrze. Przecież już dawno postawiłaś sprawę jasno. Nie ma prawa mieć pretensji do ciebie – stwierdziła kojącym głosem, który dodatkowo mnie uspokajał.
                – Co nie oznacza, iż nie czuję się winna. On nawet nie chce ze mną rozmawiać. Wydaje się, że to wszystko go przerosło.
                – Dlatego to ty musisz pierwsza wyciągnąć rękę na zgodę. Zagadaj go i jakoś to wyjaśnicie.
                – Gdyby to było takie proste… – mruknęłam ironicznie.
                – Będzie, jak już zakończysz fazę moje życie nie ma sensu. Musisz się ogarnąć. Jestem tu między innymi po to, aby ci w tym pomóc – wyznała. – Koniec użalania się.
                – Nie użalam się – burknęłam. – Zastanawiam się, co dalej.
                Zaśmiała się, szczypiąc mnie w ramię.
                – Tu nie ma nad czym się zastanawiać. Chłopcy za niedługo będą mieć tydzień wolnego. Z tego co wiem, Izzy zamierza wyjechać wtedy do Arizony. Musisz z nim szczerze porozmawiać, zanim to zrobi – oznajmiła dumnie, jakby już wcześniej opracowała cały ten plan.
                Lepiej będzie jeśli przestaniemy się kontaktować. Po prostu zapomnij o mnie i spróbuj na nowo ułożyć sobie życie – zacytowałam jego słowa. – Poza tym w Phoenix mieszka rodzina Hope. Na pewno jedzie do Arizony właśnie z nią.
                Westchnęła głośno. Wydawało się, że nie przemyślała tego drobnego szczegółu.
                – Myślisz, że on naprawdę kocha ją a nie ciebie? – spytała nieco zmartwionym głosem.
                Uśmiechnęłam się gorzko. Chciałam, żeby było inaczej. Jednak nawet przez chwilę nie łudziłam się, że mnie kochał. W końcu od zawsze byłam dla niego tylko małą siostrzyczką. Nic więcej. Dopiero teraz to zaczęło boleć i to bardzo.
                – Gdyby tak nie było, wszystko potoczyłoby się inaczej – przypomniałam, z trudem przełykając ślinę. – Tę walkę przegrałam. Teraz muszę godnie to przyjąć i zastanowić się co dalej.
                – Biedna Victoria – jęknęła z żałością, gładząc mnie po plecach.
                – Będzie dobrze – przywołałam jej słowa. – Kiedyś mi przejdzie. A potem wyjadę. I tak już nic mnie tutaj nie trzyma.
                – Dokąd? – spytała, próbując ukryć smutek.
                – Jeszcze nie wiem – przyznałam zgodnie z prawdą. – Zobaczymy, co przyniesie jutro.

💗💗💗

3 do końca 😉

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie