– Wszystkiego najlepszego – pisnęła radośnie Lena, rzucając mi się na szyję. Była drobna, ale mimo to myślałam, że mnie udusi. – Proszę, to taki mały prezent ode mnie i Slasha – dodała, odsunąwszy się ode mnie.
Podała mi niewielkie pudełeczko przewiązane różową wstążką. Chciałam jej podziękować za tę drobnostkę, ale zanim się zorientowałam, zdążyła zniknąć w tłumie. Byłam ciekawa, co znajdowało się w środku, ale z drugiej strony nie chciałam zniszczyć opakowania. Lena musiała poświęcić trochę czasu, żeby wyglądało jak z drogiego sklepu.
– Wiedziałem, że ci się spodoba – mruknął tuż nad moim uchem.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy Axl znalazł się tak niebezpiecznie blisko mnie. Uśmiechał się łobuzersko, chowając coś za plecami. Ubrał się w to, co zawsze, ale dla mnie i tak wyglądał szykownie. W dodatku zapach jego wody kolońskiej działał na mnie hipnotyzująco.
– To twoja sprawka? – spytałam, dostrzegając w jego spojrzeniu ten tajemniczy błysk.
Zaśmiał się głęboko, wywołując ciarki na moim ciele. Miałam ochotę skarcić się w myślach za tę reakcję, ale niepotrzebnie. Przecież chciałam dać mu drugą szansę. Zamiast tego uśmiechnęłam się zalotnie.
– Raczej robiłem za źródło informacji – odparł, nawijając na palec kosmyk moich włosów. – Ktoś inny zajął się organizacją.
Nie wiedziałam, kim był ten ktoś inny, ale miałam ochotę go wyściskać. Już dawno nie celebrowałam swoich urodzin. Te w dodatku znaczyły dla mnie coś więcej. Jutro kończyłam dwadzieścia jeden lat i w pełni mogłam się cieszyć dorosłością. Tylko czy było czym?
– A co tam chowasz? – drążyłam nurtujący mnie temat. – Przecież wiesz, że niezbyt lubię dostawać prezenty.
– To? – spytał głupio, wyciągając zza pleców średnich rozmiarów pluszowego misia. – Pan Darcy sam przyszedł. Powiedział mi, że u ciebie będzie mu najlepiej.
Zachichotałam, przyglądając się błyszczącym w świetle onyksowym oczom pluszaka. Wyglądał dokładanie tak samo jak moja przytulanka z dzieciństwa. Tylko imię mu trochę zmodyfikowaliśmy.
– Pan Darcy powiadasz? – Niepostrzeżenie uniosłam brew. – Ktoś tu chyba zapamiętał bohatera mojej ulubionej książki*. Ale nie uważasz, że nie jestem nieco za duża na misia?
Zaśmiał się, wręczając mi go. Był niezwykle przyjemny w dotyku. Przejechałam opuszkami palców wzdłuż jego szarego brzuszka, następnie odkładając go na stojącą obok etażerkę. W końcu Pan Darcy musiał mieć idealny widok na przybyłych gości.
– Absolutnie – wymruczał do mojego ucha, przejeżdżając chłodnymi opuszkami wzdłuż mojego policzka.
Westchnęłam cicho, wzdrygając się nieco. Jego zimny dotyk wywołał ciarki na mojej skórze. Paradoksalnie było to dosyć przyjemne uczucie. Uwielbiałam sposób, w jaki na mnie działał. Najchętniej zatraciłabym się w tej przyjemności, gdyby nie obecność tych wszystkich osób. No i mój Casanova odszedł, aby przygotować dla siebie drinka.
– Wszystkiego najlepszego.
Z transu wytrącił mnie dopiero lekko zachrypnięty głos Izzy’ego, który stał przede mną. W rękach trzymał kasetę Aerosmith. Kojarzyłam ją. Do tej pory nie wydali nic nowego, a minęły już trzy lata.
– Dobrze wiesz, że nie lubię tego całego szumu i prezentów – mruknęłam, posyłając mu niezręczne spojrzenie. – Nie musieliście się wykosztowywać.
– Daj spokój. – Machnął wolną ręką. – Ale jak chcesz, to mogę zabrać prezent, który ci kupiłem – zaśmiał się.
Odwzajemniłam ten gest, odruchowo go przytulając. Zdążyłam już zapomnieć, jakie to było miłe uczucie. Jego ramiona zaciskające się na moim wątłym ciele dawały mi swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Przypomniały mi się te wszystkie lata, kiedy troszczył się o mnie jak o własną siostrę. Byłam mu za to bardzo wdzięczna, chociaż rzadko to okazywałam.
– Dziękuję – westchnęłam, czując jak łzy wzruszenia napływają mi do oczu.
Odsunął się ode mnie, wodząc wzrokiem po mojej twarzy. Odruchowo otarłam policzki, pociągając nosem. Przecież nie mogłam się popłakać na własnej imprezie urodzinowej.
– To tylko alergia – zaśmiałam się, mówiąc przez nos.
Z całego serca nie lubiłam tych niekontrolowanych przypływów płaczu.
– Jeśli na mnie, to zaraz spadam – zażartował, wręczając mi prezent.
– Nie – odparłam szybko, kręcąc głową. – Wiesz, o co chodzi.
Pokiwał głową, oddalając się powoli. Zacisnęłam w dłoniach opakowanie z kasetą w środku, śledząc wzrokiem jego postać. Nie musiałam nawet nic mówić. Od dawna świetnie się rozumieliśmy. Takie trochę siostrzano-braciane czytanie sobie w myślach.
– Najlepszego! – zawołał Steven, niemalże się na mnie rzucając.
Objęłam go niepewnie, podając kasetę Duffowi, który stał obok. Rzuciłam mu tylko ciche dziękuję, wracając do perkusisty. Swoją drogą, nie wiedziałam, co trzymał w dłoniach, ale okropnie wbijało mi się to w żebra. Syknęłam cicho, odsuwając od siebie ciężkie ciało chłopaka.
Steven jak zawsze uśmiechał się od ucha do ucha. Również i mi udzielił się jego dobry nastrój. Już po chwili odwzajemniłam ten gest.
– Wszyscy dają ci takie typowe prezenty, ale ja pomyślałem lepiej. Kupiłem ci coś praktycznego, co na pewno za chwilę wykorzystasz. Tylko zamknij oczy, bo to niespodzianka.
Zrobiłam, co kazał. Czekałam z niecierpliwością, aż przygotuje owy prezent. Nie wiedziałam, co to było, ale moje ciało już wyczuło jego niewygodny kształt.
– Możesz patrzeć – poinformował z entuzjazmem w głosie.
Posłusznie uniosłam powieki do góry, spoglądając na jego dłonie. A raczej przedmiot, który w nich trzymał. Nie mogłam się powstrzymać i już na sam widok lekko zachichotałam. Dostałam butelkę Jacka Danielsa.
– Dzięki, Steve. Marzyłam o tym – odparłam z nutą ironii, której na szczęście nie wyczuł.
– Wiedziałem – zawołał i pstryknął palcami. – Trafiłem w dziesiątkę. Od teraz mogę być twoim przyjacielem.
Zaśmiałam się w głos, patrząc, jak tanecznym krokiem zmierza w stronę pseudo barku. Kątem oka zerknęłam na butelkę z whiskey, którą trzymałam w dłoniach. Odłożyłam ją na bok. Zapewne mi się nie przyda. Niezbyt przepadałam za smakiem Danielsa.
Posłałam serdeczny uśmiech Duffowi, który przez ten cały czas stał obok. Odwzajemnił ten gest, odkładając na bok prezent od Izzy’ego. W dłoniach trzymał średniej wielkości pudełko zapakowane w ozdobny papier. Zaraz, zaraz… Kojarzyłam skądś te inicjały…
– Duff, ale to jest kupione za pieniądze? – spytałam odruchowo, za nim zdążył powiedzieć cokolwiek.
Trochę spanikowałam, rozpoznając papier księgarni. Tylko tam własnoręcznie pakowali zakupione książki. Cenili się dosyć, przez co traktowali klienta niemal po królewsku.
– Nie, za cukierki – prychnął z sarkazmem. – A za co inne?
Zmarszczył czoło, odruchowo kręcąc głową. Nadal nie rozwiał moich wątpliwości. Na pewno nie do końca.
– Myślałam, że to ukradłeś – przyznałam, zakładając ręce na piersi. – Austen’s Bookshop uchodzi za jedną z droższych księgarni.
Sama byłam tam kilkukrotnie. W większości przypadków zatrzymywałam się przed witryną sklepową i oglądałam ich wystawę. Oglądałam to mało powiedziane. Podziwiałam klasyki, jakie oferowali. Niczym prawdziwy koneser literatury. Tylko raz weszłam do środka, aby chociaż na moment potrzymać w dłoniach zabytkowy egzemplarz Rozważnej i romantycznej. Zachowywałam się prawie jak Holly Golightly**.
– I posiadającą najlepsze wydania Austen – dodał, uśmiechając się łobuzersko.
Rozczapierzyłam usta, patrząc na niego z niedowierzaniem. Czy on chciał mi powiedzieć, że kupił coś Austen w Austen’s Bookshop?
– Zabytkowe egzemplarze z końca XIX wieku – poprawiłam go, przełykając z trudem ślinę. – One kosztują fortunę, Duff.
Zaśmiał się, wolną ręką przeczesując pozostające w nieładzie włosy. Czy jego to bawiło? Nie liczył się z pieniędzmi, których notabene nie miał, czy co?
– Dlatego wybrałem te nowsze, tańsze – wytłumaczył, wprowadzając mnie w zakłopotanie. – Przy okazji stary znajomy się dołożył.
Poczułam, jak rumieniec oblewa moje policzki. Jak mogłam go ot tak osądzić? Zaczęło mnie skręcać w żołądku. Chyba powinnam przestać o tym myśleć.
– Przepraszam – bąknęłam, odbierając od niego podarunek. – Nie musiałeś.
– Ale chciałem. – Wzruszył ramionami. – Wszystkiego najlepszego, sweet twenty-one.
W powietrzu jeszcze przez chwilę unosił się charakterystyczny zapach jego piżmowych perfum. Lekko drżącymi dłońmi ściągnęłam papier, rzucając jego strzępki na podłogę. Zachowałam tylko szkarłatną wstążkę, która pachniała jak delikatne, lawendowe mydło. Schowałam ją do kieszeni kurtki, oglądając okładki książek – Rozważnej i romantycznej oraz Dumy i uprzedzenia. Obie były szafirowe ze srebrnymi napisami, lekko chropowate w dotyku. Uśmiechnęłam się subtelnie pod nosem. Wiedział, co zawsze chciałam dostać.
Pokonałam niewielki odcinek dzielący wejście do Hell House od kanapy w salonie, po drodze mijając masę ludzi. Składali mi życzenia, przytulali. Nieliczni wręczyli nawet prezent w postaci serwetki z numerem telefonu, które odruchowo chowałam do tylnej kieszeni w jeansach. Sądziłam, że tylko dziewczyny bawią się w takie coś. Uśmiechałam się do tych wszystkich ludzi, mimo że nie znałam imion większości z nich. Jasne, chłopcy, po co robić kameralne imprezy skoro można sprosić pół osiedla…
– I jak ci się podoba niespodzianka? – Obróciłam się na pięcie, słysząc cieniutki, dziewczęcy głosik.
Od razu dostrzegłam jej rozpromienioną twarz. Rosie stała przede mną, nerwowo zacierając ręce, jakby się czymś denerwowała. Uśmiechnęłam się subtelnie, układając dłoń na jej szczupłym ramieniu.
– Nawet bardzo – zanuciłam. – Ty to zorganizowałaś? – spytałam, przypomniawszy sobie o słowach Rose’a.
– Chłopcy mi trochę pomogli, ale inicjatywa była moja – przyznała, zdobywając się na szerszy uśmiech. – Dużo dla mnie zrobiłaś. Chciałam chociaż w niewielkim stopniu się odwdzięczyć.
Przytuliłam ją gwałtownie, układając głowę na jej ramieniu. Zrobiła dla mnie więcej niż rodzona siostra. Co prawda nie zdążyłam jeszcze przywiązać się do niej, ale już ją polubiłam. Wydawała się taka krucha, wrażliwa. Zupełnie jak ja…
– Dziękuję – wyszeptałam. – Jeszcze nigdy nikt nie zrobił dla mnie tak wiele.
Odsunęłam się, żeby móc zobaczyć jej wyraz twarzy. Uśmiechała się. Pierwszy raz od dłuższego czasu i to nie dlatego, że robiłam z siebie totalną idiotkę. Wyglądała wtedy aż nazbyt niewinnie. Na jej policzkach uwydatniły się dołeczki, które dodawały dziewczynie dziecięcego uroku. Po chwili jednak uśmiech zniknął z twarzy Rosie, ustępując miejsca zakłopotaniu. Zmarszczyłam czoło, odwracając się. W naszym kierunku zmierzała lekko już wstawiona Lena, która trzymała w dłoniach napoczętą butelkę wódki. No tak, zapomniałam, dziewczyny niezbyt za sobą przepadały.
– Vicky, nie możesz tak się pokazywać – stwierdziła, wzdychając teatralnie. – To jest twoje święto i powinnaś wyglądać jak milion dolarów.
Przelotnie spojrzałam na swój ubiór. Miałam na sobie wyciągniętą koszulkę z The Rolling Stones i jasne, wytarte jeansy. Może Lena miała trochę racji? Taki strój był odpowiedni na szybki wypad na miasto, zdecydowanie nie na imprezę urodzinową. Aczkolwiek nienawidziłam tych jej obcisłych sukienek…
– Chyba jest okej – mruknęłam niepewnie. – Czuję się w tym komfortowo, czego nie mogłabym powiedzieć o sukience.
Zaśmiała się, odkładając na bok butelkę z alkoholem. Złapała mnie za ramię, jednocześnie ciągnąc w stronę schodów. Jak się na coś uparła, to nie było zmiłuj.
– Musisz się wyróżniać, ale w taki pozytywny sposób – rzuciła, uśmiechając się szeroko.
Poczułam lekkie ukłucie. Czyżby próbowała mnie obrazić? Nie wyglądałam znowu aż tak źle. Dzisiaj nie padało, więc deszcz nie rozmazał warstwy tuszu, która pokrywała moje rzęsy. To był jedyny kosmetyk, którego użyłam tego dnia.
– Lena… – zaczęłam, ale dziewczyna w porę mnie uciszyła.
– Nie chcę o tym słuchać! Masz skończyć z tymi za dużymi koszulkami i unikaniem makijażu. Jesteś kobietą i tak masz wyglądać.
Prychnęłam pod nosem, subtelnie rozchylając usta. Ona naprawdę mówiła, co myślała. Nie potrafiłam się ugryźć w język w odpowiedniej chwili.
Bez słowa weszłyśmy do jej pokoju, gdzie już leżały przygotowane ubrania. Parsknęłam ironicznym śmiechem. Spodziewała się, że będzie musiała zadbać o mój strój.
– Załóż to. – Podała mi małą czarną z rękawem trzy czwarte. – I nie marudź! – jęknęła znudzona. – Specjalnie zrobiłam rundkę po lumpeksach, żeby znaleźć dla ciebie coś babciowatego.
Uśmiechnęłam się niewyraźnie, marszcząc brwi. Niby starała się być miła, ale nijak jej to wychodziło. Odebrałam ubranie, z niechęcią zakładając je na siebie.
Ta jej babciowata sukienka sięgała mi do połowy uda i opinała każdą partię mojego ciała. Miałam wrażenie, że podkreśla moje kształty, które tak bardzo starałam się ukryć. Nie lubiłam swoich kościstych ramion i tyłka, którego w zasadzie nie miałam. Biustem tym bardziej nie mogłam się pochwalić.
– Pewnie katujesz się jakimiś drakońskimi dietami, żeby tak wyglądać – stwierdziła Lena, oglądając mnie niemal z każdej strony.
Niepewnie założyłam kosmyk włosów za ucho, kręcąc głową.
– Nie – zaśmiałam się. – Po prostu często nie mam apetytu albo nie czuję głodu. Może to zabrzmi dziwnie, ale chyba chciałabym nieco przytyć.
Kiedy byłam nastolatką, przywiązywałam ogromną wagę do swojego wyglądu. Musiałam mieścić się w odpowiednich wymiarach, kategoriach. Jak to mawiała moja babcia, mężczyźni potrzebują zadbanych i porządnych kobiet. Często kierowałam się jej słowami. Tylko w dzisiejszych czasach idealna kobieta musiała być ładna, niezbyt niska, ale też nie za wysoka, smukła i najlepiej długowłosa. No i oczywiście w miarę niezależna. Im bardziej dążyłam do tego modelu, tym bardziej się od niego oddalałam. Jednak nie przestałam dbać o siebie z tego powodu. Wpłynęły na to zupełnie inne czynniki.
Czarnowłosa odwzajemniła mój gest. Podeszła do biurka, z którego wyciągnęła turkusową kosmetyczkę. Przełknęłam z trudem ślinę. Zapowiadała się moja ulubiona część.
– Usiądź – poprosiła, wskazując posłane łóżko. – W końcu musisz przestać wyglądać jak brzydkie kaczątko. Ostatnio nam się to nawet udało.
Przypomniałam sobie o wczorajszej imprezie w klubie. Pierwszy raz od dawna czułam się piękna. To było dosyć miłe. Potrafiłam wtedy wyluzować i po prostu być sobą. Uśmiechniętą Victorią z Lafayette.
Posłusznie wykonałam jej polecenie. Odchyliłam nieznacznie głowę, zaciskając dłonie w pięści. Wbrew pozorom nie lubiłam tej całej maskarady. Może i bez pełnego makijażu czułam się goła, ale zarazem właśnie wtedy odkrywałam przed innymi karty. Pokazywałam, jaka byłam naprawdę.
Wykonanie makijażu nie zajęło nam zbyt wiele czasu. Lena uwinęła się z tym szybko, uśmiechając się na widok swojej pracy. Według mnie marnowała swój talent. Zdecydowanie powinna była zostać stylistką albo wizażystką.
Na koniec założyłam te same wysokie szpilki, poruszając się w nich niemal jak pingwin. Chyba potrzebowałam jeszcze sporo czasu, żeby nabrać wprawy. Podeszłam ostrożnie do lustra, dokładnie się w nim przeglądając. Wyglądałam inaczej, ale nie wulgarnie. Na oczach miałam kocią kreskę, a usta pokrywała krwistoczerwona, matowa pomadka. Moje włosy zyskały na objętości, dzięki wcześniejszemu związaniu ich. Uśmiechnęłam się subtelnie, czując się dziwnie dobrze.
– Nie wiem, jak ty to robisz – powiedziałam z niedowierzaniem, kręcąc głową. – Nawet wczoraj nie wyglądałam aż tak dobrze.
Wzruszyła ramionami, odwzajemniając mój gest. Widziałam, że właśnie ten moment należał do jej ulubionych. Kiedy cieszyłam się z metamorfozy, jaką mi zafundowała. Wcześniej nawet nie sądziłam, że mogła być taka pomocna.
Prawie nikt nie zauważył naszej tymczasowej nieobecności. Impreza zdążyła się w tym czasie rozkręcić na dobre. Ktoś puścił płytę Led Zeppelin, która stanowiła idealne tło do rozmów. Na schodach minęła nas jakaś para, która pospiesznie zmierzała na górę. Zapewne w wiadomym celu. Kilka osób jedynie kiwało głowami w rytm muzyki, ponieważ nie byli już w stanie ustać na nogach.
Minęłam grupkę wstawionych ludzi, rozglądając się po pomieszczeniu. Wolałam na początku spędzić trochę czasu ze znajomymi. To nie było łatwe zważywszy, iż nasz dom wypełniała chmara obcych mi ludzi. Dopiero po chwili wypatrzyłam Duffa i Slasha, którzy siedzieli w kącie oparci o ścianę. Przed nimi stała szisza, którą od czasu do czasu podpalali. Podeszłam bliżej, zajmując miejsce naprzeciwko nich.
– Mogę się dołączyć? – zapytałam, wskazując na fajkę wodną.
Gitarzysta tylko skinął głową, po czym podał mi rurkę. Śmiałam wątpić, że w środku znajdował się jedynie tytoń. Chłopcy mało co kontaktowali, a ich mętne spojrzenia wodziły po niewielkiej grupce osób. Wyglądali, jakby byli naćpani.
Zaciągnęłam się, powoli wypuszczając dym. Nawet nie sądziłam, że to może być takie przyjemne. Czułam się dość błogo, jednak nie tak jak po heroinie.
– Victoria, co ty tak właściwie lubisz robić? – spytał na wpół przytomny Duff.
Przeczesałam włosy palcami, subtelnie odchylając głowę. O literaturze pewnie wiedział, skoro trafił w dziesiątkę z prezentem.
– Tańczę…
– Na rurze? – wtrącił Slash, nieco się ożywiając.
Parsknęłam śmiechem, zaciągając się relaksującą substancją.
–… jazz – dokończyłam, patrząc na niego karcąco. – Ja wiem, że wam tylko jedno w głowach, ale nie przesadzajcie.
Mulat wzruszył ramionami, odbierając ode mnie rurkę. Jeszcze parę zaciągnięć i zaraz odleci, pomyślałam.
– Żyjesz tylko raz – zauważył, wyciągając nogi. – Należy korzystać, póki można. A imprezy i używki to dobry sposób.
Basista przytaknął mu, formując kółka z dymu. Miałam wrażenie, jakby jego powieki powoli się zamykały.
– Może masz rację? – Wzruszyłam ramionami, pusto spoglądając na dębowy parkiet. – Może faktycznie powinnam wyluzować i dobrze się zabawić? Tylko, że nie wiem, czy tak umiem.
Zerknęłam na moich rozmówców, którzy niezbyt palili się do odpowiedzi. Oboje odrobinę przysypiali, jeszcze przez chwilę pozostając biernymi obserwatorami.
Westchnęłam przeciągle, ostatni raz zaciągając się fajką. Nie chciałam wiedzieć, ile razy oni powtarzali tę czynność, żeby znaleźć się w takim stanie. Wstałam ostrożnie, po czym poprawiłam sukienkę, która nieznacznie podeszła do góry. Przeszłam się wzdłuż pokoju, szukając miejsca dla siebie.
Weszłam do kuchni, gdzie w najlepsze trwała rozgrywka pokera. Usiadłam na wolnym krześle, przypatrując się ich staraniom. Nie grali na pieniądze. Część pewnie nawet ich nie miała. Zamiast tego oddawali części swojego ubioru. Niektórzy byli tak kiepscy, że już siedzieli w samej bieliźnie.
– Dołączysz się? – wybełkotał Steven, przytrzymując ustami papierosa.
Sam wydawał się być całkiem dobry, bowiem do tej pory pozbył się tylko skarpetek.
– Nie wiem – mruknęłam, zakładając ręce na piersi.
– Oj, zgódź się – jęknęła z entuzjazmem Lena, która też brała udział w rozgrywce.
Nie grałam w karty od kilku lat. Wcześniej byłam w tym całkiem dobra. Podstawy pokera opanowałam już w wieku siedmiu lat. Takie zalety spędzania czasu w towarzystwie starszego brata.
Zgodziłam się z zawahaniem, odpalając papierosa. Miałam nadzieję, że uda mi się nie rozebrać się zbytnio. Podejrzewałam, że trochę wyszłam z wprawy. Rozdali karty, zaczynając kolejną rozgrywkę.
Założyłam wykupione fanty, na które składały się buty, rajstopy i kolczyki. Dopiero teraz cieszyłam się z decyzji, że założyłam to wszystko. Nie szło mi najgorzej, aczkolwiek omal nie pozbyłam się sukienki.
– Całkiem dobrze ci szło – skomentował, stając nade mną.
Posłałam mu przyjazny uśmiech. Wyglądał jak wyjęty z magazynu modowego. Jego krótko przystrzyżone cynamonowe włosy komponowały się z kilkudniowym zarostem pokrywającym jego pociągłą, brzoskwiniową twarz. Pełne usta wykrzywił w serdeczny uśmiech, przy okazji ukazując śnieżnobiałe zęby. Jednak głównie skupiłam się na jego oczach. Barwą przypominały wzburzone morze, które pochłania zakochanych w nim marynarzy.
– Dzięki. Zdarzało się czasami grać.
– Tak w ogóle jestem Chris – przedstawił się, wyciągając dłoń.
Uścisnęłam ją. Była całkiem gładka i przyjemna w dotyku. Pociągnęłam nosem, jednocześnie wdychając przyjemną woń jego cytrusowych perfum.
– Victoria – odparłam, wstając z krzesła. – Miło mi cię poznać.
– Nigdy wcześniej cię nie widziałem. A taką ładną dziewczynę z pewnością zapamiętałbym.
Zachichotałam pod nosem, wyswobadzając dłoń z jego uścisku. Modliłam się, żeby tylko się nie zarumienić. To mogło być faux pas.
– Zapraszam popołudniami do Rainbow. Tam bywam dosyć często – zachęciłam, uśmiechając się jeszcze szerzej.
Wyminęłam go niechętnie. Wolałam pozostawić pewne wątpliwości. Nie chciałam tak od razu stawiać sprawy jasno. Przecież mogło mi nie wyjść z Axlem. Skarciłam się w myślach, że w ogóle dopuściłam takie coś do siebie. W końcu po części podjęłam już decyzję.
Usiadłam na kanapie, odpalając kolejnego papierosa. Wypuściłam powoli dym, słuchając przy tym wywodów jakiegoś młodego chłopaka, który zajmował miejsce obok mnie. Zbytnio nie przejmowałam się jego słowami. W jego oddechu można było wyczuć mieszankę tytoniu i sporej ilości alkoholu.
– Pewnie świetnie się bawisz. – Usłyszałam nad sobą perlisty głos, który przepełniała ogromna niechęć.
Odwróciłam głowę, dostrzegając wysoką szatynkę ubraną w ceglastą sukienkę. Usiadła na oparciu, posyłając mi spojrzenie pełne pogardy.
– Angela, miło cię widzieć – skłamałam, uśmiechając się sztucznie. Chciałam być dla niej miła tylko ze względu na Izzy’ego.
Parsknęła śmiechem, zakładając ręce na piersi. Miałam wrażenie, że skupiała na sobie spojrzenia wszystkich mężczyzn znajdujących się w salonie.
– Nawet nie udawaj. Przecież wiem, że najchętniej pozbyłabyś się mnie – stwierdziła. Jej głos stawał się coraz bardziej szorstki w odbiorze. – Widzę, jak na niego patrzysz – zaśmiała się ironicznie.
Strzepnęłam popiół, następnie zaciągając się mieszanką tytoniu i masą innych substancji. Nie sądziłam, że mogła być zazdrosna o kogoś takiego jak ja. Była piękna, oglądali się za nią faceci. Miała karierę modelki i miejsce przy stole ze śmietanką towarzyską tego miasta. Nigdy nawet w połowie nie marzyłam o tym, co ona posiadała. Nie byłam od niej lepsza. Poza tym miałam Axla.
– Spokojnie, mam swojego chłopaka – zaśmiałam się, co przyszło mi z łatwością. Nie umiałam z powagą mówić o naszym niby związku.
Wodziła wzrokiem po pomieszczeniu, uśmiechając się gorzko. Nie rozumiałam jej podejścia. Czyżby była zazdrosna o każdą dziewczynę w promieniu mili, która miała jakikolwiek kontakt z jej chłopakiem? Nawet o Rosie?
– Wszystkiego najlepszego – wycedziła, zaciskając zęby.
Odeszła, czym zwróciła uwagę mojego towarzysza. To tylko wywołało wzmożony słowotok z jego strony. Westchnęłam przeciągle, gasząc niedopałka o brzegi przepełnionej popielniczki. Miałam go po trochu dość, chociaż nie robił nic złego. Leniwie wyciągnął rękę na oparciu, nieświadomie muskając moje plecy. Nie wiedział, że tym samym wywoła wilka z lasu. W mgnieniu oka pojawił się przed nami rozjuszony Rose, który aż poczerwieniał ze złości.
– Zostaw ją! – wykrzyczał, ciągnąc chłopaka za kołnierzyk rozpiętej koszulki.
Chciałam jakoś zareagować, ale nie potrafiłam. Moje mięśnie zesztywniały, paraliżując całe ciało. Coś odebrało mi głos i niechętnie chciało go zwrócić. Przecież oni nie mogą być do siebie podobni, powtarzałam sobie w głowie.
Chłopak wyglądał na totalnie zdezorientowanego. Jednak już po chwili ten impuls nieco go ożywił. Złapał za odłamek stłuczonej butelki, cisnąc go w rudowłosego wokalistę. Wstrzymałam na chwilę oddech. Szkło cudem ominęło oko, jedynie rozcinając mu łuk brwiowy. Axl wydawał się jednak tym zbytnio nie przejmować. Wpadł w szał i dział pod wpływem negatywnych emocji.
– Rozwalę ci łeb, jeśli jeszcze raz ją dotkniesz! – warknął, szarpiąc się z młodzieńcem.
Nie mogłam dopuścić, żeby z mojej winy ucierpiał niewinny człowiek. Westchnęłam głęboko, próbując przejąć kontrolę nad swoim ciałem. Musiałam zareagować, jeśli nie chciałam, żeby to się źle skończyło.
– Axl, przestań! – zawołałam, stając obok niego. – On nic nie zrobił!
– Zamknij się – skarcił mnie, zaciskając mocniej zęby. Złość wręcz z niego buchała.
Poczułam, jakby ktoś ostrym sztyletem przejechał po moim sercu. Krwawiło. Nie rozumiałam, dlaczego tak mnie traktował. Przecież wmawiał mi, że mnie kocha.
– Nie widzisz, że on jest pijany! – wrzasnęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Robiłam coś, na co nie miałam odwagi przez dłuższy czas. Próbowałam mu się przeciwstawić. Powiedzieć głośno i wyraźnie nie. Nie chciałam doświadczyć powtórki z rozrywki. Jednak byłam dosyć słaba. Te wszystkie obrazy tamtych wydarzeń w jednej chwili wypełniły mój umysł. Krzyczałam wewnętrznie, cierpiąc na palący ból.
– Po prostu o czymś mi mówił – dodałam już nieco spokojniej, pozwalając, aby samotna łza spłynęła po moim policzku. – Nie chciał mnie dotykać. Nawet tego nie zrobił.
Axl uśmiechnął się cynicznie, puszczając chłopaka. Tamten z całym impetem opadł na kanapę. Dopiero teraz Rose poczuł pulsujący ból, bo przyłożył palce do krwawej rany na łuku brwiowy. Skrzywił się nieco, ujrzawszy szkarłatną ciecz na skórze. Mruknął coś pod nosem, znikając pośród tłumu ludzi.
Patrzyłam jeszcze przez chwilę, jak się oddala. Później otarłam wilgotne policzki, uśmiechając się dla niepoznaki. Miałam nadzieję, że nie zniszczyłam makijażu. Lena byłaby zawiedziona.
Doskonale rozumiałam swoją reakcję. Nie chciałam tego, a jednak przez ten krótki moment, który wydawał się trwać wieczność, bałam się go. Najzwyczajniej w świecie miałam ochotę usiąść w kącie i trząść się ze strachu. Do tej pory zwykłam tak robić w podobnych sytuacjach. Nadal nie rozumiałam, dlaczego teraz było inaczej. Skąd znalazłam w sobie aż tyle siły?
Wzięłam leżącą na stole butelkę wódki i nalałam sporą ilość cieczy do szklanki. Do tej pory praktycznie nie konsumowałam tak mocnych trunków. Mimo wszystko upiłam dużego hausta alkoholu, wykrzywiając przy tym twarz w grymas. Smakował okropnie i w dodatku niemiłosiernie wypalał przełyk. Nie rozumiałam, dlaczego Gunsi pili go w takich ilościach. Jedno wielkie okropieństwo. Z drugiej strony jednak, idealnie nadawał się, aby nieco się znieczulić.
W powolnym tempie opróżniałam szklankę, siedząc w kącie i śmiejąc się bez powodu. W ten sposób próbowałam powstrzymać płacz. Coś we mnie pękło i niekoniecznie chciało się scalić. Odkąd wyjechałam z San Francisco, duchy przeszłości jedynie przejmowały kontrolę nad moimi snami. Nie życiem codziennym. Teraz powróciły do niego ze zdwojoną siłą, po raz kolejny rujnując je. Muszę być silna, powtarzałam szeptem jak mantrę. Tylko niezbyt wiedziałam, jak to zrobię. Kiwałam się w rytm muzyki, żeby nikt nie domyślił się, iż tak naprawdę trzęsłam się ze strachu.
Odłożyłam na ławę pustą szklankę, przeczesując palcami zmierzwione włosy. Nieco się ogarnęłam. Osiągnęłam spokój ducha, co niezmiernie mnie satysfakcjonowało. Tylko za żaden sposób nie potrafiłam się szczerze uśmiechnąć, jakby podczas tego gestu ktoś wbijał sztylet głębiej w moją ranę.
Część osób zaczęła sprzątać porozrzucane puste butelki i pudełka po pizzy. Chyba ominął mnie moment, kiedy ktoś ją zamówił. Widząc resztki jedzenia, zdałam sobie sprawę, że nieco zgłodniałam. Porwałam niewielki kawałek chłodnego ciasta z sosem, łapczywie go pochłaniając. Dopiero teraz dziwiła mnie ta sytuacja. Zazwyczaj gospodarze zbierali śmieci po swoich gościach – nie na odwrót.
– Stevie, o co chodzi? – spytałam, marszcząc czoło. W oczekiwaniu na jego odpowiedź przeżułam spory kawałek pizzy.
Perkusista stał na środku pomieszczenia z założonymi na biodrach rękami. Rozglądał się dokoła, jakby czegoś szukał.
– Ktoś ma przecieki, że gliny węszą w okolicy – odparł, wzdrygając się na samo wspomnienie mundurówki. – Ostatnio jak wpadli, zatrzymali Axla za zakłócanie porządku. Wtedy niestety nie zdążyliśmy posprzątać.
– Dlaczego akurat jego? – dociekałam. Nurtował mnie ten temat. Czyżby wtedy też był agresywny?
– Graliśmy w papier, kamień, nożyce i on przegrał. Poszedł otworzyć drzwi i dowiedzieć się, o co im chodziło. Uznali, że jest gospodarzem, więc go przymknęli – wytłumaczył z obojętnością.
Wpakowałam do ust ostatni kęs pizzy, strzepując okruszki z dłoni. Z chęcią mogłam im pomóc. Tylko że praktycznie żaden z Gunsów nie włączył się w porządki.
– Dlaczego nie pomagasz sprzątać? – spytałam, chociaż odpowiedź była aż nazbyt oczywista. Po prostu żaden z nich tego nie lubił.
– Pomagam w inny sposób. Nadzoruję ich pracę – oznajmił, uśmiechając się szeroko. – Ej ty, papierek tu leży! – zawołał na jakiegoś mężczyznę, zdecydowanym krokiem podążając w jego stronę.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Widocznie nie przejmowali się, że to byli ich goście. Musieli robić udane imprezy, skoro wiedzieli, że większość z przybyłych tego wieczoru jeszcze tutaj wróci.
– Stary, ale ja muszę – jęknął. Doskonale znałam ten głos.
Odwróciłam głowę, dostrzegając stojących za mną Duffa i Slasha. Ten drugi trzymał w dłoniach pustą butelkę po Jacku Danielsie. Wyglądali, jakby już doszli po siebie po paleniu sziszy.
– Kurwa, ogarnij się. W pobliżu są gliny, a ty chcesz demolować nam dom? – Duff wyrzucił ręce w powietrze.
Ściągnęłam brwi, bacznie obserwując ich postawę. Nadal nie wiedziałam, co Mulat zamierzał zrobić z tą butelką. Moja intuicja jednak podpowiadała mi, iż to nie było nic dobrego.
– Duffy, ale tylko tą malutką – prosił błagalnym tonem gitarzysta. Wyglądał jak mała dziewczynka, której odmówiono zjedzenia cukierka.
McKagan najwyraźniej stwierdził, że ta rozmowa nie przyniesie żadnego skutku. Machnął tylko ręką, udając się w kierunku kuchni. Hudson uznał to za swój sukces. Uśmiechnął się od ucha do ucha, z impetem ciskając butelką w pobliską ścianę. Przymknęłam oczy, słysząc dźwięk tłuczonego szkła. Kiedy już je otworzyłam, na podłodze leżały miliony malutkich kryształków.
– Kurwa, Slash! – wrzasnął Axl, depcząc pod odłamkach. – Teraz to sprzątaj! I pogadaj z psami, bo ja drugi raz nie dam się wrobić – warknął, chowając się za drzwiami łazienki.
Pewnie, najlepiej było uciec przed kłopotami. W końcu to ja pewnie będę musiała im coś naściemniać. Panie inspektorze, to był tylko miły i spokojny wieczór z grami planszowymi.
– Gramy w papier, kamień, nożyce? – zaproponował Izzy, trzymając w dłoniach butelkę z piwem.
– Nie trzeba – mruknął Slash, przynosząc zmiotkę i szufelkę. Dziwiłam się, że mieli owe rzeczy na stanie. – Victoria z nimi porozmawia – odparł obojętnie, zabierając się za likwidowanie szkody, którą sam wyrządził.
– Co?! – pisnęłam, rozczapierzając usta. – Po moim trupie.
– Przypominam, że to twoja impreza – podkreślił Mulat, na co Stardlin posłał mu karcące spojrzenie.
Zaśmiałam się ironicznie. Pewnie, wszyscy byli naćpani i zalani w trzy dupy. Tylko ja jako tako wyglądałam normalnie. Szkoda, że Lena gdzieś zwiała. Najchętniej sama zrobiłabym to samo, ale ktoś zapukał do drzwi. Przewróciłam oczami, podążając w ich stronę. Dlaczego ja w ogóle się na to zgodziłam?
Przekręciłam klamkę, wychodząc na werandę. Nie mogłam ich wpuścić do środka, gdzie jeszcze pozostało wiele śladów po imprezie. No i jedna stłuczona butelka. Założyłam ręce na piersi, zdobywając się na nieszczery, pogodny uśmiech. Dobre wrażenie to podstawa.
– Dobry wieczór, w czym mogę pomóc? – spytałam z nutą delikatności w głosie, wodząc wzrokiem po poważnych twarzach inspektorów.
– Dobry wieczór, jesteśmy z policji stanowej – poinformował jeden z nich, pokazując mi plakietkę – Zastałem niejakiego Axla Rose'a?
Powstrzymałam ironiczny śmiech. Mogłam przyjmować zakłady. To było niemalże pewne, że chodziło właśnie o niego.
– Przykro mi, ale wyjechał i nie mam pojęcia, kiedy wróci – skłamałam, udając biedną, bezbronną dziewczynę, która pojawiała się niemal w każdym filmie.
Specjalnie przybrałam zasmucony wyraz twarzy, aby nie wzbudzać podejrzeń. Komisarze tylko popatrzyli z zapytaniem po sobie. To oznaczało, że grali na moich zasadach. Po części cieszyłam się z tego w duchu.
– Dobrze – przeciągnął starszy z ich. – Jak się zjawi, to proszę powiadomić najbliższy posterunek policji – pouczył mnie, następnie powoli się wycofując.
– Och, gdybym sama wiedziała, że wróci – westchnęłam, spuszczając wzrok. – Ostatnio trochę się pokłóciliśmy.
Nawet spodobało mi się to udawanie. Mogłam tak dłużej, gdyby nie Gunsi czekający za drzwiami.
– Dobranoc – powiedział niepewnie.
– Dobranoc – odpowiedziałam, uśmiechając się subtelnie.
A Oscara otrzymuje… Victoria Edwards.
Odprowadziłam ich wzrokiem aż pod sam radiowóz, następnie prędko znikając za drzwiami wejściowymi. Odetchnęłam z ulgą, oparłszy się o ich futrynę. To udawanie nieco mnie zmęczyło. No i z początku nieco zestresowało. Modliłam się w duchu, żeby niczego się przypadkiem nie domyślili.
– Koniec imprezy – ogłosiłam po chwili, odrywając plecy od chłodnego drewna.
– Jak to? – zapytał zdziwiony Slash. – Przecież jeszcze nawet się nie rozkręciliśmy.
Odłożył szufelkę na bok, robiąc maślane oczka. Niestety nie ze mną te numery.
– Normalnie – westchnęłam, przecierając twarz dłońmi. Zmęczenie powoli dawało się we znaki.– Ogarnijcie ten syf – rzuciłam poirytowana, udając się w kierunku łazienki
Zapukałam do drzwi, jednak odpowiedziała mi cisza. Upewniałam się, czy na pewno chcę tam wejść. Musiałam to zrobić – porozmawiać z nim. Nie mogłam cały czas chować głowy w piasek.
Niepewnie przekręciłam klamkę. Na moje szczęście nie zamknął drzwi na spust. Ostrożnie weszłam do środka, zauważając Rose’a siedzącego na opuszczonej klapie toalety. Przełknęłam z trudem ślinę, zmierzając w jego kierunku.
– Poszli sobie? – spytał, nie kryjąc zestresowania.
Poczekałam chwilę z odpowiedzią na to pytanie. Jego rana nadal nieznacznie krwawiła, przy okazji brudząc niemal połowę twarzy. Wyjęłam z szafki apteczkę, którą o dziwo posiadali, i usiadłam na brzegu wanny. Wyciągnęłam gazik, na który wylałam odrobinę wody utlenionej. Przyłożyłam go do brwi Axla, na co odpowiedział cichym syknięciem.
– Tak – odpowiedziałam na wcześniej zadane pytanie. Mój głos nie wyrażał żadnych emocji. – Szukają cię.
– Nic nowego – odparował od niechcenia.
Przetarłam ranę, zauważając, jak jego ciało się napina. Nie chciał dać po sobie poznać, że go piecze. Jak zawsze musiał udawać twardziela.
– Możesz mi powiedzieć, czego chcą? – drążyłam lekko podenerwowana.
Uśmiechnął się łobuzersko, układając dłoń na moim biodrze.
– Niczego. Pewnie znowu coś sobie ubzdurali.
Przejechał opuszkami wzdłuż mojego brzucha, zatrzymując je przed piersią.
– Przestań! – skarciłam go oschle, odsuwając się. – Rzuciłeś się bez powodu na tamtego chłopaka! – wyrzuciłam wreszcie z siebie, czując jak krew pulsuje mi w żyłach. – A co jak zgłosił to na policję?!
Zagryzł nerwowo zęby, w ostatniej chwili łapiąc mój nadgarstek. Teraz już nie mogłam po prostu wyjść.
– Puść mnie – ostrzegłam nieco spokojniej, ale stanowczo.
Uśmiechnął się cwaniacko, wzmacniając uścisk. Poczułam, jak pali mnie skóra. Skrzywiłam się, próbując nabrać powietrza. Przyszło mi to z trudem.
– Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię tak dotykał – wycedził, lustrując mnie wzrokiem. Zdałam sobie sprawę, że cała drżę. – Jesteś moja.
Te słowa podziałały na mnie płachta na byka. Moje serce biło jeszcze szybciej, jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej, w której z kolei czułam niewielki ucisk. Wszystko wyglądało tak samo jak wtedy. Nawet Axl już nie przypominał Axla. Sapałam ciężko, próbując wyrównać oddech.
– Zostaw mnie, proszę – błagałam, panicznie próbując wyswobodzić się z jego uścisku.
On natomiast nie reagował. Skupił wzrok na moich przestraszonych oczach, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
– Puść mnie! – wydukałam, czując mrowienie w ręce, którą trzymał. – Nic ci nie robiłam. Nie krzywdź mnie.
Coraz trudniej mi się oddychało. Ta cała sytuacja wydawała się być co najmniej nierealna. Przecież on nie mógł się tak zachować. Ledwo stałam na nogach. Myślałam, że zaraz się przewrócę.
Nagle na twarzy Axla pojawiło się zakłopotanie. Ściągnął brwi, rozluźniając uścisk. Wydawało się, że wrócił do mnie.
– Vicky… – mruknął z trudem. – Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
Wstał, przykładając dłoń do mojego rozgrzanego policzka. Jego dotyk cholernie palił moją skórę, przez co się skrzywiłam. Odsunęłam się on niego jak oparzona, oddychając ciężko.
– Nie dotykaj mnie! Nie dotykaj mnie! – powtarzałam panicznie. – Nigdy więcej mnie nie dotykaj!
Objęłam ciało rękami, jakby próbując je zasłonić. Było mi niedobrze. Jeszcze raz przekroczy granice i zwymiotuję, pomyślałam.
Zrobił krok do przodu, ale ja dla wyrównania cofnęłam się. Patrzyłam na niego ze strachem, próbując utrzymać się na nogach. Nie potrafiłam przestać się trząść.
– Vicky, to ja – Axl. Nie chcę cię skrzywdzić – przekonywał mnie swoich niskim i głębokim głosem, na co z przekonaniem kręciłam głową. – Chodź do mnie – poprosił wyciągając rękę w moim kierunku.
– Nie zbliżaj się – ostrzegłam go, robiąc kilka kroków w tył. – Zostaw mnie, proszę. Zostaw mnie.
Nie chciałam mu robić przykrości, ale nie umiałam nad sobą zapanować. Jakbym przez tę chwilę nie była sobą. Bałam się go, chociaż wielokrotnie obiecywał, że nie chce mnie skrzywdzić.
Wyciągnął ręce w geście kapitulacji. Spuścił wzrok, głośno przełykając ślinę. Próbował jakoś zapanować nad sytuacją, ale niezbyt wiedział jak.
– Kochanie… – zaczął, na co się skrzywiłam.
Każde jego słowo raniło mnie coraz bardziej. Czułam, jak poprzednio zjedzona pizza podchodzi mi do gardła. Miałam ochotę uciekać. Jak nigdy dotąd.
Pokręciłam głową, otwierając drzwi. Niemalże biegiem pokonałam drogę dzielącą łazienkę i pokój Axla. Jakby zza mgły słyszałam wołania chłopaków, którzy chcieli się dowiedzieć, co tak właściwie się stało. Nie zwróciłam na nich uwagi, skupiając się jedynie na osiągnięciu celu. Po drodze zgubiłam szpilki, omal się nie przewracając. Tym jednak też się nie przejęłam.
Kiedy już dotarłam do celu, zabarykadowałam drzwi czym tylko się dało. Nie mogłam pozwolić, żeby tutaj wszedł. Strach całkowicie mnie zaślepił. Przeczesałam włosy palcami, sapiąc ciężko. Niespokojnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Musiałam sama siebie zapewnić, że teraz byłam bezpieczna. Przełknęłam z trudem ślinę, próbując się uspokoić. Na marne. Usiadłam pod ścianą, podciągając nogi pod klatkę piersiową. Skrzywiłam się, czując jej wzmożony ból. Trzęsłam się, starając się oddychać w miarę równomiernie. Słyszałam, jak moje serce bije na alarm. Nawet zmęczenie zdawało się ot tak wyparować. Oparłam głowę o ścianę, nabierając powietrza przez usta. Co jakiś czas docierały do mnie jego krzyki, ale zlewały się z szumami w jakiś bełkot. Będzie dobrze, powtarzałam sobie jak mantrę.
~~~~
* Fitzwiliam Darcy, bohater książki J.Austen Duma i uprzedzenie
** Holly Golightly, bohaterka książki T.Capote’a i filmu B.Edwardsa Śniadanie u Tiffany’ego
Nadrobiłam ostatni rozdział i przeczytałam ten.
OdpowiedzUsuńTwój styl pisania, już Ci mówiłam, że mnie rozbraja:) Wspaniale się czyta :) Nareszcie popijawa w Hellhouse :3 Było świtnie... :D Ale jesteś bardzo tajemnicza jeśli chodzi o Axla. Jara mnie to :33 Tylko... Czego policja chce od mojego "mensza"?!
Rozśmiesza mnie Bella i ta jej reakcja na wieść tego, co narobiła po pijaku. :D
Strasznie lubię Izzy'ego. W Twoim opowiadaniu jest taki słodki starszy braciszek. (Mamo, czemu ja nie mam starszego brata?!)
Steven i ta zacieszna mordka :3 "Nadzoruję ich pracę" Bosskie :* W sumie chyba nie było go tu aż nazbyt, wręcz przeciwnie, ale moja wyobraźnia dużo sobie dopowiedziała. W końcu to taki fajny Popcorn.
Jednak najwspanialszą akcją, której chyba nic nie przebije jest:
" - Duff, ale to jest kupione za pieniądze?
- Nie, za cukierki" Kocham Cię za tę scenę, jesteś wspaniała
Choć moment ze Slashem i 'romansem' też był niezły.
Dobra, wróćmy do mojego "mensza". On jest taki kochany w stosunku do Belli. Kocham go takiego, choć u takiej Rocket Queen, to kocham jak jest wybuchowy. Wiem, nie jestem do końca zdrowa psychicznie i strasznie pieprzę...
W końcu podoba mi się, że opisy coraz dogłębniejsze :) Bo świetnie się wtedy czyta, mogę się bardziej wczuć w sytuację naszych Gwiazd :D
Naprawdę świetnie piszesz,cudowne dialogi i akcja porusza się cały czas do przodu. :*
Życzę dużo weny. Buziaki :**
O.A.
Dzięki ;) Staram się zrobić z Axl'a postać o dwóch obliczach. Na razie średnio wychodzi, ale w następnych rozdziałach na pewno da się to zauważyć. Jeśli chodzi o jego tajemniczość, to jest celowe. Chcę, żeby Bella, a razem z nią czytelnicy, poznawali go stopniowo ;)
UsuńDziewczyno kocham Cię. Piszesz naprawdę cudownie. Całość tak wciąga że co godzinę sprawdzam czy jest już następny rozdział. :D
OdpowiedzUsuńWeny i całusy :-*
Postaram się dziś, najpóźniej jutro coś wrzucić ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej :) Gdzieś w internetach trafiłam na linka do Twojego bloga, a jako że blogspota zakładałam dobrych kilka lat temu i wiekszość 'mojego' środowiska się wyruszyła, to cierpię na brak fun-ficów do czytania i postanowiłam poratować się Twoim.
OdpowiedzUsuńSama historia mnie szczerze mówiąc nie powala (jeszcze!). W tym sensie, że jest średnio oryginalna. Z drugiej strony jak tu być oryginalnym, kiedy było tyle opowiadań o Gunsach, że prawie wszystko się musi powtarzać. Mile zaskoczył mnie Twój styl pisania. Czyta się lekko i szybko, nie robisz błędów - pod tym względem jestem bardzo zadowolona jako czytelnik. ;) Czasem napiszesz jakąś zabawną scenkę i od razu się usmiechnę. Niczego nie jest za dużo i nic nie jest przesadzone.
Podoba mi się też sposób wykreowania przez Ciebie bohaterów. Każdy ma swój charakter, który stworzyłaś i raczej się tego trzymasz. To się pewnie jeszcze rozwinie w kolejnych rozdziałach.
Jak zawsze kocham Izzy'ego i jestem o niego zazdrosna, szlag by to xD Duff też jest u Ciebie cudny, podobnie jak Steven. Slash mnie zirytował zdradą, a Axl jakoś zawsze mnie wkurza. Nie dlatego, że jest rudy. XD Bellę lubię, ale żałośnie się zachowuje z tymi narkotykami. Heroina a marihuana to spora różnica jednak i zaraz pewnie sobie zrujnuje życie na własne życzenie. I jeszcze była zła na Axla, że truł jej o to dupę, ech. Najbardziej chyba lubię Izzy'ego i tą dziewczynę w ciąży. :3
Dobra, kończę nudzić. Czekam na kolejny i duuuużo weny! ^^
Dzięki ;) Masz rację, trudno być oryginalnym w tym temacie, ale się staram. Mogę zdradzić, że w późniejszych rozdziałach wydarzy się kilka niespodziewanych rzeczy. Jak na razie to jest początek, a z nimi zawsze jest ciężko. Niestety jeśli nie lubisz opowiadań o ćpunach, to muszę cię zasmucić, często będą się przewijać narkotyki. Ale życie Gunsów na tym się opierało, więc nie może zabraknąć tego faktu. Miłego czytania następnych rozdziałów ;)
Usuń