niedziela, 31 stycznia 2016

14. You can fool yourself




Minęły dwa tygodnie, odkąd Gunsi wyjechali. Powoli zaczynało mi ich brakować. Nie było z kim imprezować, nikt nie mówił mało śmiesznych kawałów i nie miałam osób do wkurzania.
                Nie widziałam się z Chrisem od ostatniego incydentu. Przychodził kilka razy do Rainbow, zostawiał jakieś liściki, ale zignorowałam go. Stwierdziłam, że tak będzie lepiej. Jego osoba działała na mnie w niebezpieczny sposób. Przecież ja kochałam Axla.
                 Wracałam z pracy. Było już dość późno, ponieważ nieco zasiedziałam się w klubie. Ulice oświetlało rażące światło pochodzące z latarni. Wiał nieprzyjemnie chłodny wiatr. Założyłam kaptur na głowę.  Najchętniej wsiadłabym w autobus, ale wczoraj wydałam wszystkie oszczędności na dragi, więc musiałam wracać na piechotę. Włożyłam słuchawki do uszy i włączyłam  Dream on Aerosmith. Od razu lepiej!
Przechodziłam koło klubów z neonowymi szyldami, które zawsze cieszyły moje oko. Po drugiej stronie ulicy jakiś facet wdał się z kimś w bójkę. Przestraszona przyspieszyłam krok, żeby znaleźć się jak najdalej od nich. Skręciłam na Crescent Heights Boulevard, które uchodziło za spokojną aleję. Znajdowało się przy niej wiele domów, które wyglądały na zadbane i przede wszystkim bogato urządzone.
                Kilka przecznic przed Hell House moją uwagę przykuł ciekawy budynek. A konkretniej jego wnętrze. Znajdowała się w nim wypożyczalnia, a na jej wystawie widniały kasety z lekcjami cha-chy. Nie mogłam się oprzeć i weszłam do środka. Kiedy otworzyłam drzwi, pomieszczenie wypełnił charakterystyczny dźwięk dzwonka umieszczonego na futrynie. Zza lady wydobyła się postać starszego, siwego mężczyzny.
                – W czym mogę pomóc?– zapytał uprzejmie, zacierając dłonie.
                Uśmiechnęłam się subtelnie, podchodząc bliżej lady.
                – Chciałabym wypożyczyć wszystkie kasety o tańcu towarzyskim, jakie pan ma – oświadczyłam z powagą.
                Popatrzył na mnie ze zdziwieniem, po czym podreptał w kierunku wystawy. Oparłam się o blat i zaczęłam nerwowo uderzać o niego paznokciami. Po kilku minutach mężczyzna wrócił za kontuar, trzymając w ręku kilkanaście kaset VHS.
                – Dziękuje bardzo – zanuciłam, odbierając od niego upragnione rzeczy. – Postaram się jak najszybciej je oddać.
                Pokiwał twierdząco głową, podczas gdy ja pakowałam kasety do torebki. Uśmiechnęłam się na pożegnanie, zdecydowanym krokiem opuszczając pomieszczenie.

                  W domu panowała cisza, a światła były wygaszone. Pewnie Rosie już dawno spała. Lena natomiast pracowała na nocną zmianę. Włączyłam lampkę i bezwładnie opadłam na kanapę. Ściągnęłam buty i pomasowałam obolałe stopy. Po całym dniu prawie ich nie czułam. Westchnęłam przeciągle i wstałam z niechęcią. Położyłam kasety obok telewizora, po czym udałam się w kierunku łazienki.
Gorący prysznic był tym, o czym marzyłam. Rozchyliłam usta, rozkoszując się tymi błogimi chwilami. Nuciłam pod nosem Immigrant song Led Zeppelin, ruszając się do rytmu.
                 Po skończeniu wieczornej rutyny, naszła mnie ochota na obejrzenie filmu. Usiadłam na kanapie, zawijając się w przyjemnie ciepły koc. Włączyłam telewizor i przerzucałam kanały w celu znalezienia czegoś fajnego. Niestety, jak zwykle nie było niczego ciekawego. Katem oka spojrzałam na stos kaset. Chyba to będzie dobra chwila, na obejrzenie jednej z nich, pomyślałam. Podniosłam się i wzięłam pierwszą z brzegu. Quickstep. Pokiwałam głową z aprobatą. Mogło to być coś fajnego. Wyjęłam VHS z opakowania i włożyłam do magnetowidu. Zgasiłam światło, po czym wróciłam na swoje legowisko.
                 Na ekranie pojawiła się para zawodowych tancerzy z West Hollywood. Jak głosiły napisy, byli to niejacy Jessica Adams i Jack Icarus. Ona zadziwiała swoją niewinną urodą i długimi, blond włosami. On natomiast był wysokim, przystojnym brunetem z kilkudniowym zarostem na twarzy. Oboje sprawiali wrażenie wręcz stworzonych do tańca. Z niepowtarzalną dokładnością obserwowałam każdy ich ruch. Idealnie pokazywali kroki. Bycie instruktorem przychodziło im z dziwną łatwością. Jessica trafiła na idealnego partnera, bowiem Jack bardzo dobrze prowadził ją w tańcu. Mogłam oglądać ich godzinami i nadal by mi się nie znudzili. Niestety w tym momencie zmęczenie wzięło górę i nawet nie wiedziałam, w którym momencie zasnęłam...
               
Obudził mnie zapach smażonych naleśników, który wydobywał się z kuchni. Przeciągnęłam się, tym samym rozprostowując ścierpnięte ciało. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Leżałam na kanapie przykryta mięciutkim czerwonym kocem z długimi frędzlami. Zasnęłam w trakcie oglądania i zapewne dopiero rano Rosie go wyłączyła. Odrzuciłam koc na bok i udałam się w stronę kuchni.
                – Cześć – przywitałam się jeszcze trochę zaspanym głosem, po czym usiadłam przy stole, na którym stał sok pomarańczowy.
                – Hej. Mam nadzieję, że lubisz naleśniki.
                – Yhm – mruknęłam, nalewając napój do szklanki.
                – Muszę ci się czymś pochwalić – oznajmiła w pewnym momencie, tańcząc, jakby miała owsiki.
                – Słucham.
                Wyłączyła palnik i zsunęła naleśnika na talerz. Wyjęła z lodówki dżem truskawkowy, po czym położyła wszystko na stole. Usiadła naprzeciwko mnie, od razu zabierając się do jedzenia.
                – Dostałam prace – zaświergotała uradowana, uśmiechając się jak głupi do sera.
                – Gdzie? – zapytałam z zaciekawieniem, rozsmarowując dżem na naleśniku.
                – W sklepie z vinylami. Pół etatu popołudniu, spoko lokalizacja i wypłata. Zaczynam od dziś – streściła na jednym wydechu.
                Widać było, że ten fakt sprawiał jej wiele radości. W końcu mogła się wyrwać z tej zapyziałej dziury, w której pomieszkiwała.
                – To super, cieszę się – odparłam, po części podzielając jej entuzjazm. – Tylko czy dasz radę pogodzić to wszystko?
                Włożyłam kęs naleśnika do ust, parząc przy tym niemalże cały język. Skrzywiłam się, machając energicznie dłonią. Upiłam spory łyk soku, jednak niewiele to zmieniło. Nadal trochę piekł. Przynajmniej rozśmieszyłam moją towarzyszkę. Rosie z trudem tłamsiła chichot.
                – Oczywiście. To jest kwestia dobrej organizacji – powiedział, uśmiechając się szeroko.
                W końcu nie wytrzymała i wybuchła dźwięcznym śmiechem. Posłałam jej pogardliwe spojrzenie, jednak niewiele to zmieniło. Zlekceważyłam jej zachowanie, wracając do konsumowania śniadania. Niestety mój język wydawał się być z drewna, przez co w ogóle nie czułam smaku potrawy.
                Rosie musiała pilnie wyjść na miasto, więc zobowiązałam się posprzątać po posiłku. Związałam włosy w niechlujnego koczka, zabierając się do zmywania naczyń. Szybko się z tym uporałam, podśpiewując pod nosem piosenki Beatlesów.
                Zostało mi trochę czasu przed pracą. Zamierzałam go dobrze wykorzystać. W końcu nie na darmo wypożyczyłam te wszystkie kasety. Założyłam wygodne ubrania. Już miałam zaczynać trening, kiedy przypomniałam sobie, że przecież tańce towarzyskie tańczy się w nieco wyższych butach.
Wparowałam do pokoju Slasha i otworzyłam szafę, w której Lena przechowywała swoje rzeczy. W stercie kolorowych sukienek i kusych spódniczek znalazłam w końcu to, czego szukałam. Czarne szpilki na dość niskim obcasie. Założyłam jej na stopy i zeszłam na dół.
Przeglądnęłam stertę kaset i wybrałam tą o salsie. Stwierdziłam, że skoro już coś tam umiem, to pasowałoby rozszerzyć tę wiedzę. Włożyłam ją ostrożnie do magnetowidu, oczywiście wcześniej wyjmując tą z quickstepem. Wypuściłam głośno powietrze i podeszłam bliżej telewizora. Na ekranie pojawiła się znajoma para.
Starałam się wykonywać wszystkie kroki tak jak Jessica. Słuchałam ich rad i wdrażałam je w życie. Pozwoliłam  ponieść się muzyce i przez chwilę poczuć się, jakbym tańczyła z Jackiem. Ech, jakie to musiałoby być cudowne. Rozmarzona nie zorientowałam się nawet, kiedy skończyła się kaseta. Dopiero jak już otrząsnęłam się z letargu, zauważyłam, która była godzina. Ogarnęłam się naprędce, po czym wyruszyłam na kolejną lekcję kursu.
  Prosto po zajęciach poszłam do Rainbow. Jak na razie świeciło pustkami i nie zapowiadało się, żeby sytuacja za chwilę się zmieniła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, po czym podeszłam bliżej lady. Usiadłam na wysokim krześle, opierając łokcie na blacie. Za barem stała Kate, jedna z niewielu osób z pracy, z którymi jakoś się dogadywałam. Przeliczała utarg i zapisywała coś na kartce.
                – Dobrze, że już jesteś, bo muszę wcześniej wyjść – rzuciła, nawet na mnie nie spojrzawszy. – Szef prosił, żebyś zapisywała wszystkie drinki, jakie uda ci się sprzedać. Chce zobaczyć, co najbardziej schodzi – poinformowała,  wychodząc zza lady i stając obok mnie. – Dasz sobie radę, ja lecę.
                Poklepała mnie pokrzepiająco po plecach.
                – Hej – mruknęłam, posyłając jej przyjazny uśmiech.
                – Aaa, zapomniałabym – zaśmiała się, odwracając się w moim kierunku. – Jakiś brunet cię szukał.
                Posmutniałam nieznacznie. Mówił, że nie odpuści, ale nie sądziłam, że była aż tak uparty.
                – Co mu powiedziałaś? – zapytałam z niepokojem.
                – Że wyjechałaś i wrócisz za tydzień – oznajmiła, przybrawszy znudzoną minę. – Wiem, że to nie moja sprawa, ale powinnaś z nim pogadać. Wydaje się być na prawdę spoko – dodała pewniej.
                – A ty przypadkiem się nie spieszysz? – zauważyłam niezadowolona, marszcząc czoło.
                 Kate tylko się krzywo na mnie popatrzyła, po czym poszła na zaplecze. Stwierdziłam, że zaczekam aż sobie pójdzie i dopiero wtedy się przebiorę. Nie miałam ochoty rozmawiać z nią o Chrisie. Siedziałam przy barze i przeglądałam menu. Znałam je na pamięć, ale i tak nie miałam nic lepszego do roboty.
                – Możemy porozmawiać? – Usłyszałam za plecami znajomy głos.
                Odwróciłam się odruchowo, dostrzegając Chrisa. Tym razem nie miał na sobie koszuli, tylko zwykły czarny T-shirt. Wyglądał na strapionego, co dodatkowo podkreślały worki pod jego oczami.
                – Nie mamy o czym – skwitowałam, zeskakując z krzesła.
                Chciałam przejść na drugą stronę baru, jednak w porę zatrzymał mnie, ramieniem blokując mi drogę.
                – Unikasz mnie, wymyślasz wymówki. O co chodzi? – spytał nieco podenerwowany.
                Czułam się rozdarta. Z jednej strony, nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Chciałam, żeby jak najszybciej sobie poszedł. Z drugiej, czułam coś na wzór przysłowiowych motylków w brzuchu. Mogłam w tej chwili rzucić mu się na szyję. Jednak tego nie zrobiłam. Starałam się zachować spokój i unikać jego spojrzenia.
                – O nic – burknęłam. – Po prostu nie mam czasu – powiedziałam chłodno, próbując go wyminąć.
                Puścił mnie, wiedział bowiem, że i tak daleko nie odejdę.
                – Nie kłam. Chodzi o Axla, tak? Jest zazdrosny – zaśmiał się ironicznie.
                Zazgrzytałam zębami. Zdenerwował mnie tym stwierdzeniem. Obróciłam się na pięcie, zakładając ręce na piersi.
                – Będę z tobą szczera – obiecałam dosyć oschle. – Chris, nasza relacja jest chora. Na pewno nie można nazwać tego przyjaźnią. Zrozum, jestem z Axlem. Kocham go – oznajmiłam, jednak sama nie wierzyłam w prawdziwość swoich słów.
                W moim oku zawirowała łza, ale na szczęście udało mi się powstrzymać płacz. Brunet podrapał się po głowie, spuściwszy na moment wzrok. Następnie posyłał mi krótkie, pełne rozgoryczenia spojrzenie.
                – I tak będę czekał – rzucił cicho, kierując się w stronę wyjścia.
                Byłam na siebie zła. Jak mogłam pozwolić mu odejść? Wykrzywiłam twarz w niezadowoleniu. Nie pomogło. Powinnam była się ogarnąć! Przecież kochałam Rose’a, tak? A co jeśli nie? Nie, tak nawet nie mogłam myśleć. Chris to tylko chwilowa słabość. Minie prędzej czy później, powtarzał sobie w myślach.
                Tego popołudnia nie mogłam się skupić na pracy. Myliłam zamówienia, składniki. Cały czas byłam dziwnie rozkojarzona. Niestety mało kto był wyrozumiały, większość klientów krzyczała i chciała rozmawiać z szefem. Jednak jakimś cudem odwiodłam ich od tego pomysłu, usprawiedliwiając się ciężką chorobą mamy. Umiałam kłamać, także dużo osób dało się na to nabrać. Tak naprawdę cały czas myślałam o Chrisie. Dlaczego to musiało być takie trudne?
                Na szczęście w porę pojawił się Todd. Jeszcze kilka minut, a jak nic wyleciałabym z tej roboty. Oparł łokcie o blat, jak zwykle uśmiechając się.
                – Hej, ślicznotko. Co jest? – zapytał troskliwie.
                – Miałam ciężki dzień – westchnęłam przeciągle. – A co tam u ciebie?
                – O nic. Padam, ale jestem szczęśliwy. Spotkałem się dziś z wyjątkową dziewczyną i wcale nie chodzi o ciebie –zaśmiał się. – Możesz podać mi wodę?
                Przewróciłam oczami, po czym wyjęłam z szafki pożądaną przez niego rzecz.
                – Proszę. – Dałam mu butelkę. – I jak było? – spytałam, wracając do tematu, który poruszył. Przynajmniej na moment mogłam przestać myśleć o swoich sprawach.
                – Dobrze, a nawet bardzo dobrze – zanucił, upijając dużego łyka zimnej wody. – Kiedyś na pewno ją poznasz – obiecał, uśmiechając się. –A co z twoim tańcem, jeszcze ci się nie uwidziała salsa, walce i te inne?
                – Nie, a nawet jest coraz lepiej – oznajmiłam, odwzajemniając jego gest. – Wczoraj wypożyczyłam kilka kaset tej znanej pary tancerzy z West Hollywood – Adams i Icarusa.
                – Nieciekawa historia – skwitował, wykrzywiając twarz w grymas.
                Ściągnęłam brwi, przyglądając mu się uważnie.
                – Nie rozumiem – powiedziałam zdezorientowana.
                Westchnął, przecierając twarz dłonią.
                – Jack i Jess tworzyli parę także w życiu – zaczął, nieco mnie zadziwiając tym faktem. – Byli zaręczeni i mieli wziąć ślub. Jakiś miesiąc wcześniej jechali odwiedzić znajomych w San Diego. Po drodze mieli wypadek – westchnął, robiąc krótką pauzę. – Jack wyszedł bez szwanku, ale z Jess było źle. Zawieźli ją do szpitala, zrobili kilka operacji. Niestety zmarła z powodu zbyt wielu urazów wewnętrznych. Jack do tej pory obwinia się o jej śmierć. Nie może się pogodzić, że jego ukochanej już nie ma. Nawet przestał tańczyć. Mówiłem mu, że nie powinien się poddawać, ona nie chciałaby tego. Ale on nikogo nie słucha.
                Prychnęłam gorzko pod nosem. Aż za dobrze wiedziałam, co teraz czuł.
                – Smutne – przyznałam. Dopiero po chwili coś mnie oświeciło. – Czekaj, czekaj, ty go znasz?!
                – Chodziliśmy razem do szkoły – zawiadomił obojętnie. – I… – zaczął, ale nie dokończył. Wyglądał, jakby wpadł na jakiś pomysł. – Vicky, jak bardzo chcesz się nauczyć tańczyć? – spytał, mrużąc oczy.
                – Bardzo, a dlaczego pytasz?
                – Załatwię ci najlepszego tancerza w całych Stanach, a ty w zamian postawisz go do pionu. Umowa? – oznajmił, wyciągając dłoń w moim kierunku.
                Spojrzałam na nią niepewnie. Pomimo że jego słowa jeszcze przez chwilę wybrzmiewały w moich uszach, nadal nie mogłam w nie uwierzyć.
                – Wow. – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Dopiero po chwili mogłam powiedzieć coś więcej. – Nie wiem, jak to zrobisz, ale jak ci się uda, to będę twoją dłużniczką do końca życia. Umowa – dodałam, ściskając jego dłoń.
                Wymieniliśmy się uśmiechami, po czym poszłam do szatni. W tamtym momencie mogłam spokojnie uchodzić za najszczęśliwszą osobę na całej kuli ziemskiej.
                Po raz kolejny wracałam piechotą. Tym razem w słuchawkach leciało Highway to Hell AC/DC. Udawałam, że jestem Bonem Scottem i śpiewałam pod nosem tekst ich flagowego utworu. Tradycyjnie nie przejmowałam się pozostałymi przechodniami. Nawet przestałam myśleć o Chrisie. Szansa nauki tańca pod okiem Jacka Icarusa przyćmiła wszystko.
                Nagle zaczął padać deszcz. Pisnęłam, kiedy chłodne krople zetknęły się z moim ciałem. Wkurzona na samą siebie, zaklęłam pod nosem. Nie miałam parasola, a kurtkę zostawiłam w domu. Schowałam sprzęt do torebki, następnie kładąc ją na głowie. Nic to nie dało. Zarzuciłam ją z powrotem na ramię, jednocześnie biegnąc w stronę Hell House. Deszcz stawał się coraz obfitszy. Nie znał łaski i wielkimi kroplami spadał na moją twarz, rozmywając przy tym makijaż. Jęknęłam z niezadowolenia. Z pewnością wyglądałam jak panda. Mogłam spokojnie iść i starać się o pracę w cyrku. Z pewnością by mnie przyjęli.
                Wreszcie dobiegłam pod naszą werandę. Oparłam plecy o chłodną futrynę drzwi i próbowałam złapać oddech, który zgubiłam gdzieś po drodze. Byłam cała mokra i zziębnięta. Rozsunęłam torebkę i drżącą z zimna ręką zaczęłam szukać kluczy. Są! Włożyłam je w drzwi i delikatnie przekręciłam. Zmarszczyłam podejrzliwie czoło, kiedy okazało się, że były otwarte. Ostrożnie je uchyliłam, po chwili wchodząc do środka. Stawiałam małe kroki, próbując zachowywać się bardzo cicho. W salonie było pełno śmieci. W dodatku ktoś zapalił światło.
                – Cześć, Vicky! – zawołał radośnie Steven, wychodząc z kuchni. – Dobrze cię widzieć. Szczerze mówiąc, to się nawet stęskniłem i to nie dlatego, że dobrze gotujesz, sprzątasz i w ogóle. Tak po prostu. Przy okazji, fajnie, że zrobiłaś zakupy – powiedział na jednym wydechu.
                W rękach trzymał paczkę serowych chipsów. Za pewne był mega głodny, bo pałaszował jednego za drugim. Usiadł wygodnie na sofie i wyłożył nogi na ławę.
                – Ja też okropnie za wami tęskniłam – przyznałam szczerze, chociaż nadal wyglądałam na zdziwioną. – Gdzie reszta?
Dopiero po chwili na mojej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech. Zdążyłam zapomnieć, że przecież byłam cała mokra i wkurzona. W końcu moi przyjaciele wrócili. Wszystko inne przestało uchodzić za ważne.
                – Slash siedzi na górze, Duff okupuje łazienkę, a Izzy poszedł do Angeli. Axl jak zwykle jest Bóg wie gdzie – powiedział i wpakował sobie chipsa do ust.
                Parsknęłam śmiechem. Typowy Rose. Jak mi ich brakowało.
Rzuciłam torbę na wieszak i podeszłam bliżej Stevena. Już miałam usiąść koło niego, kiedy przypomniałam sobie, że przecież jestem cała mokra. No tak, ja i moje szczęście. Ciekawe, ile McKagan będzie siedział w tej łazience?
                Popatrzyłam na schody. Na dół przemieszczała się ikona rocka. Miał na sobie czarną, rozpiętą koszulę. Jego długie, rude włosy były mocno natapirowane. Cudowne szmaragdowe oczy zasłaniały duże okulary przeciwsłoneczne. Za pewne wybierali się do jakiegoś klubu. W sumie to oni głównie tylko to robili – imprezowali.
Uśmiechnęłam się nieśmiało, czując jak się rumienię. Lubiłam jego widok. Zawsze wyglądał tak uwodzicielsko.
                – Vicky, jak miło cię widzieć – wypowiedział tym swoim kuszącym głosem i już się chciał przytulić, ale w porę go powstrzymałam.
                – Chyba nie chcesz być cały mokry – zaśmiałam się.
                Odwzajemnił mój gest, ukazując szereg swoich białych zębów.
                – Masz rację – stwierdził.
                Przysunął się bliżej, jednak już nie próbował dotykać mojego wilgotnego ubrania. Położył swoje ciepłe dłonie na moich policzkach. Uśmiechnęłam się niepewnie. Lubiłam tego rodzaju bliskość. Axl pochylił się nieznacznie, po czym musnął moje wargi. Odwzajemniłam jego pocałunek, nadając mu nieco bardziej namiętny charakter.
                – Gołąbeczki, kończcie te sceny rodem z Przeminęło z wiatrem i ruszcie dupy, bo idziemy sprawdzić, czy pod naszą nieobecność coś się zmieniło w Rainbow –  przerwał nam Steven, który właśnie wstał z kanapy.
                Niechętnie odsunęłam się do mojego ukochanego, posyłając Adlerowi piorunujące spojrzenie.
                – Uwierz mi, przeżyliśmy bez was – oznajmiłam z pogardą w głosie. – I tak na razie  nie pójdziemy, bo Duff zajął łazienkę, a ja raczej nie wyjdę w takim stanie – zauważyłam, wskazując wzrokiem na moje mokre ubrania.
                – Czemu nie? Miss Mokrego Podkoszulka zawsze spoko – zażartował, uśmiechając się od ucha do ucha
                I ten charakterystyczny zaciesz...  Jak mi ich brakowało. Kurde, jakim cudem przeżyłam dwa tygodnie bez Gunsów?
                – Taa. Bardzo fajnie – mruknęłam sarkastycznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie