Minęły dwa
tygodnie, odkąd Gunsi wyjechali. Powoli zaczynało mi ich brakować. Nie było z
kim imprezować, nikt nie mówił mało śmiesznych kawałów i nie miałam osób do
wkurzania.
Nie widziałam się z
Chrisem od ostatniego incydentu. Przychodził kilka razy do Rainbow, zostawiał
jakieś liściki, ale zignorowałam go. Stwierdziłam, że tak będzie lepiej. Jego
osoba działała na mnie w niebezpieczny sposób. Przecież ja kochałam Axla.
Wracałam z pracy. Było już dość późno,
ponieważ nieco zasiedziałam się w klubie. Ulice oświetlało rażące światło
pochodzące z latarni. Wiał nieprzyjemnie chłodny wiatr. Założyłam kaptur na
głowę. Najchętniej wsiadłabym w autobus,
ale wczoraj wydałam wszystkie oszczędności na dragi, więc musiałam wracać na
piechotę. Włożyłam słuchawki do uszy i włączyłam Dream on
Aerosmith. Od razu lepiej!
Przechodziłam
koło klubów z neonowymi szyldami, które zawsze cieszyły moje oko. Po drugiej
stronie ulicy jakiś facet wdał się z kimś w bójkę. Przestraszona przyspieszyłam
krok, żeby znaleźć się jak najdalej od nich. Skręciłam na Crescent Heights
Boulevard, które uchodziło za spokojną aleję. Znajdowało się przy niej wiele
domów, które wyglądały na zadbane i przede wszystkim bogato urządzone.
Kilka przecznic przed
Hell House moją uwagę przykuł ciekawy budynek. A konkretniej jego wnętrze.
Znajdowała się w nim wypożyczalnia, a na jej wystawie widniały kasety z
lekcjami cha-chy. Nie mogłam się oprzeć i weszłam do środka. Kiedy otworzyłam
drzwi, pomieszczenie wypełnił charakterystyczny dźwięk dzwonka umieszczonego na
futrynie. Zza lady wydobyła się postać starszego, siwego mężczyzny.
–
W czym mogę pomóc?– zapytał uprzejmie, zacierając dłonie.
Uśmiechnęłam
się subtelnie, podchodząc bliżej lady.
–
Chciałabym wypożyczyć wszystkie kasety o tańcu towarzyskim, jakie pan ma –
oświadczyłam z powagą.
Popatrzył na mnie ze
zdziwieniem, po czym podreptał w kierunku wystawy. Oparłam się o blat i
zaczęłam nerwowo uderzać o niego paznokciami. Po kilku minutach mężczyzna
wrócił za kontuar, trzymając w ręku kilkanaście kaset VHS.
–
Dziękuje bardzo – zanuciłam, odbierając od niego upragnione rzeczy. – Postaram
się jak najszybciej je oddać.
Pokiwał
twierdząco głową, podczas gdy ja pakowałam kasety do torebki. Uśmiechnęłam się
na pożegnanie, zdecydowanym krokiem opuszczając pomieszczenie.
W domu panowała cisza, a światła były
wygaszone. Pewnie Rosie już dawno spała. Lena natomiast pracowała na nocną
zmianę. Włączyłam lampkę i bezwładnie opadłam na kanapę. Ściągnęłam buty i
pomasowałam obolałe stopy. Po całym dniu prawie ich nie czułam. Westchnęłam
przeciągle i wstałam z niechęcią. Położyłam kasety obok telewizora, po czym
udałam się w kierunku łazienki.
Gorący
prysznic był tym, o czym marzyłam. Rozchyliłam usta, rozkoszując się tymi
błogimi chwilami. Nuciłam pod nosem Immigrant
song Led Zeppelin, ruszając się do rytmu.
Po skończeniu wieczornej rutyny, naszła mnie
ochota na obejrzenie filmu. Usiadłam na kanapie, zawijając się w przyjemnie
ciepły koc. Włączyłam telewizor i przerzucałam kanały w celu znalezienia czegoś
fajnego. Niestety, jak zwykle nie było niczego ciekawego. Katem oka spojrzałam
na stos kaset. Chyba to będzie dobra chwila, na obejrzenie jednej z nich, pomyślałam.
Podniosłam się i wzięłam pierwszą z brzegu. Quickstep. Pokiwałam głową z
aprobatą. Mogło to być coś fajnego. Wyjęłam VHS z opakowania i włożyłam do
magnetowidu. Zgasiłam światło, po czym wróciłam na swoje legowisko.
Na ekranie pojawiła się para zawodowych
tancerzy z West Hollywood. Jak głosiły napisy, byli to niejacy Jessica Adams i
Jack Icarus. Ona zadziwiała swoją niewinną urodą i długimi, blond włosami. On
natomiast był wysokim, przystojnym brunetem z kilkudniowym zarostem na twarzy.
Oboje sprawiali wrażenie wręcz stworzonych do tańca. Z niepowtarzalną
dokładnością obserwowałam każdy ich ruch. Idealnie pokazywali kroki. Bycie
instruktorem przychodziło im z dziwną łatwością. Jessica trafiła na idealnego
partnera, bowiem Jack bardzo dobrze prowadził ją w tańcu. Mogłam oglądać ich
godzinami i nadal by mi się nie znudzili. Niestety w tym momencie zmęczenie
wzięło górę i nawet nie wiedziałam, w którym momencie zasnęłam...
Obudził mnie
zapach smażonych naleśników, który wydobywał się z kuchni. Przeciągnęłam się,
tym samym rozprostowując ścierpnięte ciało. Przetarłam oczy i rozejrzałam się
po pomieszczeniu. Leżałam na kanapie przykryta mięciutkim czerwonym kocem z
długimi frędzlami. Zasnęłam w trakcie oglądania i zapewne dopiero rano Rosie go
wyłączyła. Odrzuciłam koc na bok i udałam się w stronę kuchni.
–
Cześć – przywitałam się jeszcze trochę zaspanym głosem, po czym usiadłam przy
stole, na którym stał sok pomarańczowy.
–
Hej. Mam nadzieję, że lubisz naleśniki.
–
Yhm – mruknęłam, nalewając napój do szklanki.
–
Muszę ci się czymś pochwalić – oznajmiła w pewnym momencie, tańcząc, jakby
miała owsiki.
–
Słucham.
Wyłączyła palnik i
zsunęła naleśnika na talerz. Wyjęła z lodówki dżem truskawkowy, po czym
położyła wszystko na stole. Usiadła naprzeciwko mnie, od razu zabierając się do
jedzenia.
–
Dostałam prace – zaświergotała uradowana, uśmiechając się jak głupi do sera.
–
Gdzie? – zapytałam z zaciekawieniem, rozsmarowując dżem na naleśniku.
–
W sklepie z vinylami. Pół etatu popołudniu, spoko lokalizacja i wypłata.
Zaczynam od dziś – streściła na jednym wydechu.
Widać
było, że ten fakt sprawiał jej wiele radości. W końcu mogła się wyrwać z tej
zapyziałej dziury, w której pomieszkiwała.
–
To super, cieszę się – odparłam, po części podzielając jej entuzjazm. – Tylko
czy dasz radę pogodzić to wszystko?
Włożyłam kęs
naleśnika do ust, parząc przy tym niemalże cały język. Skrzywiłam się, machając
energicznie dłonią. Upiłam spory łyk soku, jednak niewiele to zmieniło. Nadal
trochę piekł. Przynajmniej rozśmieszyłam moją towarzyszkę. Rosie z trudem
tłamsiła chichot.
–
Oczywiście. To jest kwestia dobrej organizacji – powiedział, uśmiechając się
szeroko.
W
końcu nie wytrzymała i wybuchła dźwięcznym śmiechem. Posłałam jej pogardliwe
spojrzenie, jednak niewiele to zmieniło. Zlekceważyłam jej zachowanie, wracając
do konsumowania śniadania. Niestety mój język wydawał się być z drewna, przez
co w ogóle nie czułam smaku potrawy.
Rosie
musiała pilnie wyjść na miasto, więc zobowiązałam się posprzątać po posiłku.
Związałam włosy w niechlujnego koczka, zabierając się do zmywania naczyń.
Szybko się z tym uporałam, podśpiewując pod nosem piosenki Beatlesów.
Zostało
mi trochę czasu przed pracą. Zamierzałam go dobrze wykorzystać. W końcu nie na
darmo wypożyczyłam te wszystkie kasety. Założyłam wygodne ubrania. Już miałam
zaczynać trening, kiedy przypomniałam sobie, że przecież tańce towarzyskie
tańczy się w nieco wyższych butach.
Wparowałam do
pokoju Slasha i otworzyłam szafę, w której Lena przechowywała swoje rzeczy. W
stercie kolorowych sukienek i kusych spódniczek znalazłam w końcu to, czego
szukałam. Czarne szpilki na dość niskim obcasie. Założyłam jej na stopy i
zeszłam na dół.
Przeglądnęłam
stertę kaset i wybrałam tą o salsie. Stwierdziłam, że skoro już coś tam umiem,
to pasowałoby rozszerzyć tę wiedzę. Włożyłam ją ostrożnie do magnetowidu,
oczywiście wcześniej wyjmując tą z quickstepem. Wypuściłam głośno powietrze i
podeszłam bliżej telewizora. Na ekranie pojawiła się znajoma para.
Starałam się
wykonywać wszystkie kroki tak jak Jessica. Słuchałam ich rad i wdrażałam je w
życie. Pozwoliłam ponieść się muzyce i
przez chwilę poczuć się, jakbym tańczyła z Jackiem. Ech, jakie to musiałoby być
cudowne. Rozmarzona nie zorientowałam się nawet, kiedy skończyła się kaseta. Dopiero
jak już otrząsnęłam się z letargu, zauważyłam, która była godzina. Ogarnęłam
się naprędce, po czym wyruszyłam na kolejną lekcję kursu.
Prosto po zajęciach poszłam do Rainbow. Jak
na razie świeciło pustkami i nie zapowiadało się, żeby sytuacja za chwilę się
zmieniła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, po czym podeszłam bliżej lady.
Usiadłam na wysokim krześle, opierając łokcie na blacie. Za barem stała Kate,
jedna z niewielu osób z pracy, z którymi jakoś się dogadywałam. Przeliczała
utarg i zapisywała coś na kartce.
–
Dobrze, że już jesteś, bo muszę wcześniej wyjść – rzuciła, nawet na mnie nie
spojrzawszy. – Szef prosił, żebyś zapisywała wszystkie drinki, jakie uda ci się
sprzedać. Chce zobaczyć, co najbardziej schodzi – poinformowała, wychodząc zza lady i stając obok mnie. – Dasz
sobie radę, ja lecę.
Poklepała
mnie pokrzepiająco po plecach.
–
Hej – mruknęłam, posyłając jej przyjazny uśmiech.
–
Aaa, zapomniałabym – zaśmiała się, odwracając się w moim kierunku. – Jakiś
brunet cię szukał.
Posmutniałam
nieznacznie. Mówił, że nie odpuści, ale nie sądziłam, że była aż tak uparty.
–
Co mu powiedziałaś? – zapytałam z niepokojem.
–
Że wyjechałaś i wrócisz za tydzień – oznajmiła, przybrawszy znudzoną minę. –
Wiem, że to nie moja sprawa, ale powinnaś z nim pogadać. Wydaje się być na
prawdę spoko – dodała pewniej.
–
A ty przypadkiem się nie spieszysz? – zauważyłam niezadowolona, marszcząc
czoło.
Kate tylko się krzywo na mnie popatrzyła, po
czym poszła na zaplecze. Stwierdziłam, że zaczekam aż sobie pójdzie i dopiero
wtedy się przebiorę. Nie miałam ochoty rozmawiać z nią o Chrisie. Siedziałam
przy barze i przeglądałam menu. Znałam je na pamięć, ale i tak nie miałam nic
lepszego do roboty.
–
Możemy porozmawiać? – Usłyszałam za plecami znajomy głos.
Odwróciłam się
odruchowo, dostrzegając Chrisa. Tym razem nie miał na sobie koszuli, tylko
zwykły czarny T-shirt. Wyglądał na strapionego, co dodatkowo podkreślały worki
pod jego oczami.
–
Nie mamy o czym – skwitowałam, zeskakując z krzesła.
Chciałam
przejść na drugą stronę baru, jednak w porę zatrzymał mnie, ramieniem blokując
mi drogę.
–
Unikasz mnie, wymyślasz wymówki. O co chodzi? – spytał nieco podenerwowany.
Czułam się rozdarta.
Z jednej strony, nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Chciałam, żeby jak
najszybciej sobie poszedł. Z drugiej, czułam coś na wzór przysłowiowych
motylków w brzuchu. Mogłam w tej chwili rzucić mu się na szyję. Jednak tego nie
zrobiłam. Starałam się zachować spokój i unikać jego spojrzenia.
– O nic – burknęłam. – Po prostu nie
mam czasu – powiedziałam chłodno, próbując go wyminąć.
Puścił
mnie, wiedział bowiem, że i tak daleko nie odejdę.
–
Nie kłam. Chodzi o Axla, tak? Jest zazdrosny – zaśmiał się ironicznie.
Zazgrzytałam zębami.
Zdenerwował mnie tym stwierdzeniem. Obróciłam się na pięcie, zakładając ręce na
piersi.
–
Będę z tobą szczera – obiecałam dosyć oschle. – Chris, nasza relacja jest chora.
Na pewno nie można nazwać tego przyjaźnią. Zrozum, jestem z Axlem. Kocham go –
oznajmiłam, jednak sama nie wierzyłam w prawdziwość swoich słów.
W moim oku zawirowała
łza, ale na szczęście udało mi się powstrzymać płacz. Brunet podrapał się po
głowie, spuściwszy na moment wzrok. Następnie posyłał mi krótkie, pełne
rozgoryczenia spojrzenie.
– I tak będę czekał –
rzucił cicho, kierując się w stronę wyjścia.
Byłam na siebie zła.
Jak mogłam pozwolić mu odejść? Wykrzywiłam twarz w niezadowoleniu. Nie pomogło.
Powinnam była się ogarnąć! Przecież kochałam Rose’a, tak? A co jeśli nie? Nie,
tak nawet nie mogłam myśleć. Chris to tylko chwilowa słabość. Minie prędzej czy
później, powtarzał sobie w myślach.
Tego popołudnia nie
mogłam się skupić na pracy. Myliłam zamówienia, składniki. Cały czas byłam
dziwnie rozkojarzona. Niestety mało kto był wyrozumiały, większość klientów krzyczała
i chciała rozmawiać z szefem. Jednak jakimś cudem odwiodłam ich od tego
pomysłu, usprawiedliwiając się ciężką chorobą mamy. Umiałam kłamać, także dużo
osób dało się na to nabrać. Tak naprawdę cały czas myślałam o Chrisie. Dlaczego
to musiało być takie trudne?
Na
szczęście w porę pojawił się Todd. Jeszcze kilka minut, a jak nic wyleciałabym
z tej roboty. Oparł łokcie o blat, jak zwykle uśmiechając się.
–
Hej, ślicznotko. Co jest? – zapytał troskliwie.
–
Miałam ciężki dzień – westchnęłam przeciągle. – A co tam u ciebie?
–
O nic. Padam, ale jestem szczęśliwy. Spotkałem się dziś z wyjątkową dziewczyną
i wcale nie chodzi o ciebie –zaśmiał się. – Możesz podać mi wodę?
Przewróciłam
oczami, po czym wyjęłam z szafki pożądaną przez niego rzecz.
–
Proszę. – Dałam mu butelkę. – I jak było? – spytałam, wracając do tematu, który
poruszył. Przynajmniej na moment mogłam przestać myśleć o swoich sprawach.
–
Dobrze, a nawet bardzo dobrze – zanucił, upijając dużego łyka zimnej wody. –
Kiedyś na pewno ją poznasz – obiecał, uśmiechając się. –A co z twoim tańcem,
jeszcze ci się nie uwidziała salsa, walce i te inne?
–
Nie, a nawet jest coraz lepiej – oznajmiłam, odwzajemniając jego gest. –
Wczoraj wypożyczyłam kilka kaset tej znanej pary tancerzy z West Hollywood –
Adams i Icarusa.
–
Nieciekawa historia – skwitował, wykrzywiając twarz w grymas.
Ściągnęłam
brwi, przyglądając mu się uważnie.
–
Nie rozumiem – powiedziałam zdezorientowana.
Westchnął,
przecierając twarz dłonią.
–
Jack i Jess tworzyli parę także w życiu – zaczął, nieco mnie zadziwiając tym
faktem. – Byli zaręczeni i mieli wziąć ślub. Jakiś miesiąc wcześniej jechali
odwiedzić znajomych w San Diego. Po drodze mieli wypadek – westchnął, robiąc
krótką pauzę. – Jack wyszedł bez szwanku, ale z Jess było źle. Zawieźli ją do
szpitala, zrobili kilka operacji. Niestety zmarła z powodu zbyt wielu urazów
wewnętrznych. Jack do tej pory obwinia się o jej śmierć. Nie może się pogodzić,
że jego ukochanej już nie ma. Nawet przestał tańczyć. Mówiłem mu, że nie
powinien się poddawać, ona nie chciałaby tego. Ale on nikogo nie słucha.
Prychnęłam
gorzko pod nosem. Aż za dobrze wiedziałam, co teraz czuł.
–
Smutne – przyznałam. Dopiero po chwili coś mnie oświeciło. – Czekaj, czekaj, ty
go znasz?!
–
Chodziliśmy razem do szkoły – zawiadomił obojętnie. – I… – zaczął, ale nie
dokończył. Wyglądał, jakby wpadł na jakiś pomysł. – Vicky, jak bardzo chcesz
się nauczyć tańczyć? – spytał, mrużąc oczy.
–
Bardzo, a dlaczego pytasz?
–
Załatwię ci najlepszego tancerza w całych Stanach, a ty w zamian postawisz go
do pionu. Umowa? – oznajmił, wyciągając dłoń w moim kierunku.
Spojrzałam
na nią niepewnie. Pomimo że jego słowa jeszcze przez chwilę wybrzmiewały w
moich uszach, nadal nie mogłam w nie uwierzyć.
–
Wow. – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Dopiero po chwili mogłam
powiedzieć coś więcej. – Nie wiem, jak to zrobisz, ale jak ci się uda, to będę
twoją dłużniczką do końca życia. Umowa – dodałam, ściskając jego dłoń.
Wymieniliśmy się
uśmiechami, po czym poszłam do szatni. W tamtym momencie mogłam spokojnie
uchodzić za najszczęśliwszą osobę na całej kuli ziemskiej.
Po raz kolejny
wracałam piechotą. Tym razem w słuchawkach leciało Highway to Hell AC/DC. Udawałam, że jestem Bonem Scottem i
śpiewałam pod nosem tekst ich flagowego utworu. Tradycyjnie nie przejmowałam
się pozostałymi przechodniami. Nawet przestałam myśleć o Chrisie. Szansa nauki
tańca pod okiem Jacka Icarusa przyćmiła wszystko.
Nagle zaczął padać deszcz.
Pisnęłam, kiedy chłodne krople zetknęły się z moim ciałem. Wkurzona na samą
siebie, zaklęłam pod nosem. Nie miałam parasola, a kurtkę zostawiłam w domu. Schowałam
sprzęt do torebki, następnie kładąc ją na głowie. Nic to nie dało. Zarzuciłam
ją z powrotem na ramię, jednocześnie biegnąc w stronę Hell House. Deszcz stawał
się coraz obfitszy. Nie znał łaski i wielkimi kroplami spadał na moją twarz,
rozmywając przy tym makijaż. Jęknęłam z niezadowolenia. Z pewnością wyglądałam
jak panda. Mogłam spokojnie iść i starać się o pracę w cyrku. Z pewnością by
mnie przyjęli.
Wreszcie dobiegłam
pod naszą werandę. Oparłam plecy o chłodną futrynę drzwi i próbowałam złapać
oddech, który zgubiłam gdzieś po drodze. Byłam cała mokra i zziębnięta.
Rozsunęłam torebkę i drżącą z zimna ręką zaczęłam szukać kluczy. Są! Włożyłam je w drzwi i delikatnie
przekręciłam. Zmarszczyłam podejrzliwie czoło, kiedy okazało się, że były otwarte.
Ostrożnie je uchyliłam, po chwili wchodząc do środka. Stawiałam małe kroki,
próbując zachowywać się bardzo cicho. W salonie było pełno śmieci. W dodatku
ktoś zapalił światło.
–
Cześć, Vicky! – zawołał radośnie Steven, wychodząc z kuchni. – Dobrze cię
widzieć. Szczerze mówiąc, to się nawet stęskniłem i to nie dlatego, że dobrze
gotujesz, sprzątasz i w ogóle. Tak po prostu. Przy okazji, fajnie, że zrobiłaś
zakupy – powiedział na jednym wydechu.
W rękach trzymał
paczkę serowych chipsów. Za pewne był mega głodny, bo pałaszował jednego za
drugim. Usiadł wygodnie na sofie i wyłożył nogi na ławę.
–
Ja też okropnie za wami tęskniłam – przyznałam szczerze, chociaż nadal
wyglądałam na zdziwioną. – Gdzie reszta?
Dopiero po
chwili na mojej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech. Zdążyłam zapomnieć, że
przecież byłam cała mokra i wkurzona. W końcu moi przyjaciele wrócili. Wszystko
inne przestało uchodzić za ważne.
–
Slash siedzi na górze, Duff okupuje łazienkę, a Izzy poszedł do Angeli. Axl jak
zwykle jest Bóg wie gdzie – powiedział i wpakował sobie chipsa do ust.
Parsknęłam śmiechem.
Typowy Rose. Jak mi ich brakowało.
Rzuciłam torbę
na wieszak i podeszłam bliżej Stevena. Już miałam usiąść koło niego, kiedy
przypomniałam sobie, że przecież jestem cała mokra. No tak, ja i moje
szczęście. Ciekawe, ile McKagan będzie
siedział w tej łazience?
Popatrzyłam na
schody. Na dół przemieszczała się ikona rocka. Miał na sobie czarną, rozpiętą
koszulę. Jego długie, rude włosy były mocno natapirowane. Cudowne szmaragdowe
oczy zasłaniały duże okulary przeciwsłoneczne. Za pewne wybierali się do
jakiegoś klubu. W sumie to oni głównie tylko to robili – imprezowali.
Uśmiechnęłam
się nieśmiało, czując jak się rumienię. Lubiłam jego widok. Zawsze wyglądał tak
uwodzicielsko.
–
Vicky, jak miło cię widzieć – wypowiedział tym swoim kuszącym głosem i już się
chciał przytulić, ale w porę go powstrzymałam.
–
Chyba nie chcesz być cały mokry – zaśmiałam się.
Odwzajemnił
mój gest, ukazując szereg swoich białych zębów.
–
Masz rację – stwierdził.
Przysunął się bliżej,
jednak już nie próbował dotykać mojego wilgotnego ubrania. Położył swoje ciepłe
dłonie na moich policzkach. Uśmiechnęłam się niepewnie. Lubiłam tego rodzaju
bliskość. Axl pochylił się nieznacznie, po czym musnął moje wargi.
Odwzajemniłam jego pocałunek, nadając mu nieco bardziej namiętny charakter.
–
Gołąbeczki, kończcie te sceny rodem z Przeminęło
z wiatrem i ruszcie dupy, bo idziemy sprawdzić, czy pod naszą nieobecność
coś się zmieniło w Rainbow – przerwał
nam Steven, który właśnie wstał z kanapy.
Niechętnie
odsunęłam się do mojego ukochanego, posyłając Adlerowi piorunujące spojrzenie.
–
Uwierz mi, przeżyliśmy bez was – oznajmiłam z pogardą w głosie. – I tak na
razie nie pójdziemy, bo Duff zajął
łazienkę, a ja raczej nie wyjdę w takim stanie – zauważyłam, wskazując wzrokiem
na moje mokre ubrania.
–
Czemu nie? Miss Mokrego Podkoszulka zawsze spoko – zażartował, uśmiechając się
od ucha do ucha
I ten
charakterystyczny zaciesz... Jak mi ich
brakowało. Kurde, jakim cudem przeżyłam dwa tygodnie bez Gunsów?
–
Taa. Bardzo fajnie – mruknęłam sarkastycznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.
⭐Allie