Przekręciłam
się na drugi bok, cicho pomrukując. Powoli zaczynałam odzyskiwać świadomość.
Otworzyłam oczy, kilkukrotnie nimi mrugając. Rażące światło wywoływało ich ból.
Przetarłam powieki, rozglądając się po pomieszczeniu. Wyglądało znajomo,
aczkolwiek nie było to moje mieszkanie. Podniosłam się raptownie, równie szybko
żałując tej decyzji. Obraz przed oczami zaczął wirować. Dopiero teraz pulsujący
ból głowy zaczął dawać o sobie znać.
– Obudziłaś
się – zauważył obojętnie.
Skrzywiłam
się, słysząc jego głos. Reagowałam podobnie na każdy bodziec, który docierał do
mnie niczym fala uderzeniowa. Wszystko w spowolnionym tempie układało się w
mojej głowie. Zaczęłam należycie odbierać otaczającą mnie rzeczywistość.
Siedziałam na kanapie w salonie Gunsów, a przede mną stał Steven.
– Ciszej –
mruknęłam, posyłając mu nikłe spojrzenie.
Uśmiechnął
się, poddając mi parujący kubek.
– Trzymaj.
Przyda ci się.
Niepewnie
zacisnęłam palce na gorącej ceramice. Gwałtownie zaczerpnęłam łyka napoju,
jednocześnie parząc sobie język. Skrzywiłam się, odsuwając kubek od ust. W
środku znajdowała się kawa. Cholernie gorzka i równie bardzo mocna.
– Co to,
kurwa, jest? – spytałam, nie kryjąc niezadowolenia. Owa mieszanka dodatkowo
spotęgowała mdłości, które mnie dręczyły.
– Kawa i
aspiryna. Najlepsze na kaca.
Usiadł obok,
gestem dłoni zachęcając mnie do dalszego picia. Popatrzyłam na niego
podejrzliwie. Przełknęłam ślinę, próbując zmusić się do dalszej konsumpcji
napoju.
– Niedobrze mi
– rzuciłam krótko, gwałtownie strzepując koc i ruszając w stronę łazienki.
Zdążyłam w
ostatniej chwili. Po wszystkim poczułam się nieco lepiej. Tylko posmak żółci,
który pozostał w moich ustach, nieco mi przeszkadzał. Doczołgałam się pod
umywalkę, odkręcając kurek z zimną wodą. Przepłukałam usta, następnie jedną
ręką przemywając twarz. Spojrzałam w lustro, oddychając ciężko. Pozostałości po
wczorajszym makijażu rozmyły się, pozostawiając na moich policzkach smoliste
plamy.
– Wszystko w
porządku? – spytał Steve, zapukawszy do drzwi.
Przełknęłam
ślinę, ostrożnie siadając na podłodze. Nadal świat wokół mnie nieco wirował,
ale nie było już tak tragicznie.
– Tak –
zawołałam, co trochę mnie kosztowało. – Możesz wejść – dodałam, przymykając
powieki.
Delikatnie uchylił drzwi,
wchodząc do środka. Słyszałam jego ciężkie kroki, czując woń jego ciała.
Pachniał wódką, przez co nieco się skrzywiłam. Podszedł na tyle blisko, że
czułam na policzku jego w miarę stabilny oddech. Niepewnie otworzyłam oczy,
zaciskając dłoń w pięść. Nie pomogło, świat wirował nawet bardziej.
– Pij, będzie
już tylko lepiej – oznajmił z troską, podając mi kubek.
Westchnęłam,
niemal na raz wypijając jego zawartość. Skrzywiłam się, ponownie czując ten
okropny posmak. Oparzyłam sobie całą jamę ustną, ale przynajmniej nie będę
musiała znowu tego pić. No chyba, że po raz kolejny zwrócę całą zawartość
mojego żołądka.
Przytkałam
usta wierzchem dłoni, oddychając głęboko przez nos. Chciałam jakoś poradzić
sobie z powracającą falą narastających mdłości.
– Na pewno
wszystko w porządku? – dopytywał Steven, delikatnie przejeżdżając palcami
wzdłuż mojego odkrytego ramienia.
Pokiwałam
głową, niepewnie przełykając ślinę. Powoli zaczynało mi przechodzić. Odsunęłam
dłoń, łapczywie nabierając hausty powietrza.
– Chyba już do
końca życia nie wezmę do ust ani kropli alkoholu – wysapałam, pozwalając, żeby
grymas zniknął z mojej twarzy.
Chłopak
zaśmiał się, siadając naprzeciwko mnie.
– Teraz tak
mówisz, potem ci się odwidzi – stwierdził, uśmiechając się.
– Istnieją
jeszcze proszki – wspomniałam, obojętnie wzruszając ramionami. Przyciągnęłam
kolana pod brodę, opierając na nich podbródek.
Pokiwał głową,
zastanawiając się nad czymś. Bacznie obserwowałam rysy jego zmęczonej twarzy.
Wyglądał, jakby od dłuższego czasu nie zmrużył oka.
– Lubisz
eksperymentować? – spytał nieoczekiwanie.
– Trochę. –
Uśmiechnęłam się niewyraźnie, co nieco mnie kosztowało. – A ty?
Zaśmiał się,
rozprostowując nogi. Odkąd go poznałam, sprawiał wrażenie wiecznie
szczęśliwego. Takie duże dziecko, które żyje beztrosko.
– Zadajesz
takie pytanie rasowemu ćpunowi? – Zdziwił się, wskazując na siebie palcem. –
Oczywiście, że lubię. W końcu tylko raz jest się młodym.
– Nie boisz
się? – dociekałam.