Z powodu braku odzewu pod ostatnim rozdziałem zawieszam działalność na blogspocie na czas nieokreślony. Było mi bardzo miło, ale od pewnego czasu Wasze zainteresowanie jest niemalże zerowe. Może wrócę, nie wiem. Teraz wszystko jest w Waszych rękach.
Buziaczki 😘 ally
EDIT
Wstawię te kilka ostatnich rozdziałów, jak już ogarnę ocenki, formalności itp 😉
– Długo jeszcze? – spytała zniecierpliwiona Joy, opierając łokcie o ladę. Uśmiechnęłam się pod nosem, odkładając książki na właściwą półkę. – Musiałam posprzątać – poinformowałam, wracając na swoje miejsce. – Ten chłopak po prostu nie mógł zdecydować się na jeden egzemplarz, a na więcej nie było go stać. Założyłam kosmyk za ucho, otwierając kasę. Jeszcze tylko parę drobnostek i będę wolna. Ta myśl dawała mi dużo pozytywnej energii. – Możemy już? – dociekała, kartkując przypadkowy atlas. – Tylko podliczę zysk – zanuciłam, zatracając się w swoich obowiązkach. Usłyszałam, jak wzdycha przeciągle, kręcąc się po księgarni. Nie przejęłam się tym zbytnio. Im wcześniej skończę, tym szybciej dotrzemy do klubu. Już w zeszłym tygodniu obiecałam Joy, że pójdę z nią na drinka po pracy. Dziewczyna starała się trzymać mnie za słowo. W dodatku Eddie ostatnio dał mi klika dni wolnego, co nieco mnie zdziwiło. Czyżby już zamierzał się zwinąć? Przekręciłam klucz w drzwiach, szarpiąc za klamkę, aby upewnić się, że na pewno je zamknęłam. Wsiadłyśmy do mojego samochodu, który stał nieopodal. Ostatnimi czasy nie wyobrażał sobie innego środka transportu. – Gdzie jedziemy? – spytałam, przekręcając kluczyk w stacyjce. – Obojętnie – oznajmiła, zapinając pas. – Chyba Psycho jest najbliżej – stwierdziła, przeczesując włosy palcami. Pokiwałam głową, włączając radio. Akurat na mojej ulubionej stacji leciało Come Together Beatlesów. Uśmiechnęłam się, nucąc piosenkę pod nosem. – Jak tam twoje plany na przyszłość? – zagadała dziewczyna, zakładając nogę na nogę. – Dobrze – odpowiedziałam. Cieszyłam się, że ostatnimi czasy mogłam to przyznać. – Jak uzbieram trochę kasy, to zabieram się za skończenie szkoły. Później pójdę na jakiś uniwerek albo coś. Uśmiechałam się jak głupia. Niby to był typowy plan na życie każdego nastolatka. Jednak dla mnie uchodził on za szansę na spełnienie marzeń. Może w końcu mogłabym składać papiery na jakąś szkołę na Broadwayu? – Do tej pory zostajesz w Les Livres czy zamierzasz szukać czegoś nowego? – dociekała, przeglądając kasety, które znajdowały się w schowku. – Lubię swoją pracę – przyznałam. – Pan Rosenberg całkiem dobrze płaci, a poza tym jest wyrozumiały. Docenia to, że się staram. Zatrzymałam samochód na światłach, stukając paznokciami o brzegi kierownicy. Pomimo dobrego humoru miałam ochotę się odstresować. Do tej pory jeszcze nie odreagowałam wydarzeń minionego tygodnia. – Wie, czym się zajmujesz po godzinach? – spytała niepewnie, posyłając mi krótkie spojrzenie. Zacisnęłam dłonie na kierownicy, próbując stłamsić reakcję mojego ciała. Drażnił mnie ten temat. Wstydziłam się swoich decyzji. Wtedy nie myślałam trzeźwo, działałam pod presją. Próbowałam ukrywać moje nocne zajęcie, ale czasami było to trudniejsze niż mi się wydawało.
Wyszłam za
zewnątrz, od razu nabierając świeżego powietrza. Przyjemny wiaterek ochładzał
moją twarz. Chociaż nie byłam w środku nie wiadomo ile czasu, zdążyłam poczuć
się przytłaczająco przez ten cały tłum ludzi. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę
papierosów, następnie odpalając jednego.
– I co? –
spytał z ciekawością Axl.
Dopiero teraz
zauważyłam postać rudzielca, który opierał się o słup z ogłoszeniami. Był sam,
z czego wywnioskowałam, że udało mu się spławić małolaty.
– Nie ma jej
tam – westchnęłam, strzepując popiół. Zaczął kręcić głową. On też już miał
dosyć tych całych poszukiwań. – Ale wiem, gdzie może być – dodałam nieco
pewniej, uśmiechając się subtelnie.
Spojrzał na
mnie. Jego wzrok przepełniało zmęczenie, ale mimo niego udało mi się znaleźć
iskierkę radości. Tak samo jak ja spodziewał się szczęśliwego zakończenia. Inne
nie wchodziło w grę.
– Gdzie? –
dociekał, odchodząc od podparcia.
Już
otworzyłam usta, żeby przekazać mu nazwę miejscowości, kiedy nagle do naszych
uszu doszło czyjeś wołanie.
– Vicky!
W naszą
stronę truchtał Greg, który zapewne wyjechał niedługo po nas. Musiał sobie
przypomnieć, że umknął mu pewien istotny szczegół.
– Zapomniałeś
mi powiedzieć o domku w Vistcie – wypomniałam, zaciągając się dymem.
Stanął obok
nas, próbując złapać oddech. Przewrócił oczami, chcąc znaleźć dobry argument.
– Przepraszam
– mruknął, spoglądając na mnie błagalnym wzrokiem. – Przez to wszystko na
śmierć zapomniałem, że dałem jej kluczyki.
Uśmiechnęłam
się przyjaźnie. Dobrze, że jednak sobie przypomniał. W końcu kto, jak nie on
mógł zlokalizować owe miejsce.
– Zawieziesz
mnie tam? – spytałam, zauważając w oddali jego samochód.
Axl
odchrząknął, w ten sposób zwracając na siebie uwagę. Nie zapomniałam o nim. Po
prostu nie chciałam go niepotrzebnie fatygować. Już i tak bardzo mi pomógł.
– Dziękuję
bardzo – zwróciłam się w stronę rudzielca. – Nawet się nie spodziewałam, że
mogę liczyć na takie wsparcie z twojej strony. – Wyciągnęłam z kieszeni
kluczyki i podałam mu je. – Wróć moim, a ja pojadę z Gregiem. – Spojrzał na metalowy
przedmiot, a następnie na mnie. Chciał coś powiedzieć, ale weszłam mu w słowo.
– Tak będzie lepiej.
– Skoro tak
mówisz – westchnął bez przekonania. – Pozdrów ode mnie Nicole – dodał na
odchodne, zmierzając w stronę zaparkowanego kawałek dalej BMW.
Odwróciłam
się, usłyszawszy jego głos. Uśmiechnęłam się niewyraźnie. Coś czułam, że mógł
mi pomóc. Zrobiłam kilka kroków na przód. Musiałam mu streścić wszystkie ważne
wydarzenia dzisiejszego dnia. Razem na pewno coś wykombinujemy. Zatrzymałam się
kilka centymetrów przed jego postacią, przypomniawszy sobie o dosyć istotnym
szczególe. Od kilku godzin nie miałam żadnego kontaktu od Nicole i na dobrą
sprawę nawet nie wiedziałam, gdzie mogłaby być…
– Nicole –
mruknęłam niewyraźnie, skupiając swoje nieobecne spojrzenie na czubkach jego
butów.
– Coś się
stało? – spytał z troską.
Przeniosłam
wzrok na jego twarz. Zmarszczył brwi, okazując niewiedzę.
– Axl, musisz
mi pomóc – oznajmiłam półszeptem.
Chłopak
podszedł bliżej, przejeżdżając dłonią po moim ramieniu. Chciał w jakiś sposób
okazać mi wsparcie. Doceniałam to, nawet bardzo. Aczkolwiek jednocześnie bałam
się, że jak dowie się prawdy, to nie będzie chciał mnie znać. Nie przeżyłabym
kolejnej straty…
– No wiesz,
to zależy do czego chcesz mnie wykorzystać – próbował mnie rozśmieszyć, co po
części mu się udało. Na mojej twarzy dosłownie na moment zagościł subtelny
uśmiech.
– Nicole wie
o wszystkim – odparłam z trudem, posmutniawszy natychmiastowo.
–
Powiedziałaś jej? – spytał wysokim głosem, mimo wszystko próbując opanować
negatywne emocje. Byłam mu za to bardzo wdzięczna.
– Nie –
zaprzeczyłam krótko, odwracając wzrok. – Rosie jej powiedziała.
Wokalista
odsunął się nieznacznie, opierając ręce na biodrach. Wyglądał na kompletnie zdziwionego.
Moje zdawkowe odpowiedzi ani trochę nie przybliżały go do prawdy.
– A jej kto
powiedział? – spytał ostrożnie.
Zaczekałam
chwilę z odpowiedzią. Musiałam rozważyć, czy mówić mu wszystko, czego
dowiedziałam się od blondynki czy tylko przytoczyć najistotniejsze fakty. Axl
jednak trochę się niecierpliwił i ponaglał mnie, kilkukrotnie odchrząkując.
– Eddie jest
jej biologicznym ojcem – oznajmiłam. Mówienie tego po raz kolejny przychodziło
już nieco łatwiej. – Spotkała się z nim i wtedy powiedział jej prawdę.
Rose zaklął
pod nosem, śmiejąc się ironicznie. Nikt nie chciał w to wierzyć. Może jednak
nadal śniłam? Zdecydowanie nie. Mój mózg nie był aż tak dobry, żeby odtworzyć
ten okropny chłód.
– Co robimy?
– westchnął, przestając chodzić w kółko.
Rosie raczej
należała do spraw zamkniętych. Duff tym bardziej, chociaż nadal łudziłam się,
że kiedyś mi wybaczy. Podobnie Hooter. Zostawała tylko Nicole… Martwiłam się na
samo wspomnienie jej osoby. Nie znała tego miasta. Sama dokładnie nie
wiedziałam, gdzie co było, a mieszkałam tu od dłuższego czasu. Wzdrygnęłam się,
kiedy przez moją głowę przeleciała myśl, iż mogła spać w jakimś przytułku dla
bezdomnych. Gregowi z pewnością nie wybaczyła. Wydawała się być zdecydowaną i
pamiętliwą osobą.
– Musimy jej
poszukać – bardziej zleciłam niż zaproponowałam. – Tylko, że nie mam pojęcia,
gdzie mogłaby być.
Przytknęłam
lodowatą dłoń do czoła. Czułam pulsujący ból, który prawdopodobnie został
spowodowany nadmiarem emocji.
Chłopak
podszedł bliżej, stając naprzeciwko mnie. Odgarnął miedziane kosmyki, które
wiatr usilnie próbował wepchnąć mu do ust. Jego twarz oświetlało chłodne
światło ulicznej lampy. Byliśmy tylko we dwójkę. Mało kto z własnej woli kręcił
się w tej okolicy po zmroku.
– Vicky,
musisz się skupić – polecił. Jego głos przyjemnie koił moje bębenki.
Przymknęłam oczy dla polepszenia rezultatu. – Zastanów się. Co o niej wiesz?
Miała jakieś koleżanki czy coś? Może chodziła w jakieś konkretne miejsca?
Próbowałam
odtworzyć nasze krótkie i nieco wymuszone rozmowy. Musiała kiedyś powiedzieć
coś więcej. Przecież to tylko mały odcinek czasu. Łatwo powiedzieć. Samego
dzisiejszego dnia wydarzyło się więcej niż przez cały poprzedni tydzień.
– Mówiła coś
o jakieś Corinne albo Connie – mruknęłam, otwierając oczy. – Nie pamiętam.
Wiem, że miała na nazwisko Taylor.
Prychnął pod
nosem, uśmiechając się gorzko. Chyba taka odpowiedź go nie satysfakcjonowała.
Mnie z resztą też.
– Wiesz ile
ludzi o nazwisku Taylor mieszka w Los Angeles? – spytał retorycznie, utrzymując
ze mną kontakt wzrokowy. – Gdybyśmy chcieli dzwonić do każdego z nich, to nie
skończylibyśmy przed wakacjami.
Przygryzłam
nerwowo wargę. Musiała coś jeszcze powiedzieć. Znała się z tą dziewczyną ze
szkoły. Polubiły się. W środę… Nie, to było raczej wczoraj. Powiedziała, że
idzie się z nią spotkać. Specjalnie pytała, jak może dotrzeć do…
– Ściana z
graffiti przy Lime Street – wybełkotałam, wypowiadając na głos swoje myśli.
Chłopak wydawał
się być bardziej ożywiony, usłyszawszy tę wiadomość.
– To już coś
– skomentował z nutką entuzjazmu w głosie. – To co, jedziemy tam?
Spojrzałam na
niego pytająco. Czy on powiedział my? Nie, raczej się nie przesłyszałam.
Uśmiechnął
się łobuzersko, wodząc wzrokiem po chodniku.
–
Powiedziałbym, że możemy zawiesić broń, ale to raczej nie poskutkuje – zaśmiał
się. – Czemu nie? Może być ciekawie.
– Czy ty
nawet w poważnej sprawie musisz zachowywać się jak idiota?
Udawał, że
się chwilę zastanawia, po czym przytaknął. Przewróciłam teatralnie oczami.
Zapowiadała się długa noc…
Nie zwracając
na niego uwagi, zdecydowanym krokiem podążyłam w stronę podjazdu przed Hell
House, gdzie zaparkowałam samochód. Po chwili usłyszałam za sobą ciężki oddech
Axla. Próbował mnie dogonić, co nie było zbyt trudne.
– Ćwiczysz
szybki marsz? – spytał, chichrając pod nosem.
Podobno
wmawianie sobie, że jest się kwiatem lotosu pomaga. W moim przypadku na pewno
nie. Nie z nim.
– Nie.
Zastanawiam się w jaki sposób wyłącza się u ciebie tryb idioty – odparowałam,
nie zwalniając kroku.
Nie musiałam
długo czekać, aż jego postać pojawi się obok mnie. Starałam się nawet na niego
nie zerkać. Vicky, tylko spokój cię
uratuje. Nie zapomnij o oddychaniu.
– Lubisz
udawać obrażoną, nie? – odezwał się po chwili ciszy.
Zlekceważyłam
go, otwierając drzwi od strony kierowcy.
– Nieładnie
tak nie odpowiadać – skomentował z wyższością.
Zatrzymałam
się, posyłając mu wymowne spojrzenie. Nie miałam ani ochoty, ani siły na
odpieranie jego głupkowatych zaczepek. Sprawa była poważna, a on jak zawsze
zachowywał się infantylnie.
– Mam coś do
załatwienia, więc proszę, nie przeszkadzaj – westchnęłam dosadnie. Już prawie
znajdowałam się we wnętrzu pojazdu.
– Chciałbym,
tylko że jest jeden mały problem. Ty nie wiesz, gdzie jest Lime Street –
zaakcentował, powodując, że zdecydowałam się wysłuchać, co ma do powiedzenia. –
A tak się akurat składa, że byłem tam kilka razy i mogę cię ponawigować.
Cholera! Miał
rację. Nie znałam zbyt dobrze Los Angeles. Ba, nawet krążąc po mieście nie
znalazłabym pożądanego miejsca. Chcąc, nie chcąc, musiałam wziąć go ze sobą.
Westchnęłam
przeciągle, spoglądając na niego spode łba. Stał z rękami w kieszeni i
uśmiechał się cwaniacko. Wiedział, że już mógł świętować triumf. Po raz…
kolejny.
– Dobra –
mruknęłam od niechcenia. – Wsiadaj. – Na jego twarzy pojawił się szerszy
uśmiech. Zdecydowanym krokiem podszedł bliżej pojazdu. – Tylko mam jeden
warunek – uprzedziłam go.
– Twoje
życzenie jest dla mnie rozkazem, jaśnie pani – zakpił, tłamsząc śmiech.
Uśmiechnęłam
się mimowolnie. Jak wytrzymam z nim
dłużej niż godzinę, to chcę medal.
– Ja
prowadzę.
Zatrzymał się
na chwilę. W mgnieniu oka uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Nie
powinnaś w tym stanie… – zaczął swoją gadkę umoralniającą, ale w porę mu przerwałam.
– Daj spokój
– jęknęłam ze znudzeniem. – Tylko w taki sposób mogę przestać myśleć o niej –
dodałam już nieco poważniej.
Nie odezwał
się. Posłusznie zajął miejsce pasażera, zapinając pas. Zrobiłam to samo,
poprawiając lusterko. Niby było dobrze ustawione, ale wolałam się upewnić. W
takich sytuacjach stawałam się bardziej przewrażliwiona niż na co dzień.
– Zobaczysz –
westchnął z entuzjazmem. – Będziemy jak Bonnie i Clyde.