Nerwowo pakowałam ubrania do niewielkiej walizki. Ręce drżały mi podczas każdego ruchu, który wykonywałam. Bałam się, ale jednocześnie wiedziałam, że to była jedyna moja szansa na wydostanie się z tego koszmaru. Dębowe schody skrzypiały za każdym razem, kiedy skocznym krokiem na nie stawałam. Nie patrzyłam za siebie. To zbyt mocno bolało.
Zamknęłam drzwi na klucz, chowając metalowy przedmiot w dłoni. Co chwilę zerkałam na niego oraz na sporych rozmiarów dom. Spokojnie wypuściłam powietrze, pozwalając, aby napłynęły do mnie pozytywne myśli. Nie mogłam się poddać, nie teraz. Odłożyłam klucz pod wiklinową wycieraczkę, na której widniał napis Zapraszamy. Ciągnąc za sobą walizkę, szłam przed siebie. Wreszcie byłam wolna. Zakończyłam pewien rozdział w moim życiu, chcąc rozpocząć nowy – lepszy.
Pieszo podążałam w stronę dworca. Zastanawiałam się, dokąd mogłam pojechać. Nie miałam przy sobie zbyt wiele pieniędzy, przez co nie mogłam pozwolić sobie na nie wiadomo co. Po drodze zatrzymałam się w niewielkim sklepiku. Dawno nie robiłam tego, co kiedyś dawało mi spokój ducha. Kupiłam małą paczkę papierosów. Od razu po opuszczeniu budynku zdecydowałam się zapalić jednego. Tego mi brakowało. Dymu nikotynowego, który wypełniał moje płuca, przyjemnie je drażniąc.
Stałam przy kasie na dworcu i rozmawiałam z panią o cenie biletów. Kusiło mnie, aby wybrać przejazd do Nowego Jorku i wreszcie móc spełnić swoje marzenia. Niestety pojawiła się jedna, niemała przeszkoda. Mianowicie koszt. Połączenie San Francisco – Nowy Jork stanowczo przekraczało mój budżet. Z tego powodu zdecydowałam się na podróż do Los Angeles. Może ono okaże się moim Rajskim Miastem.
Zamknęłam drzwi na klucz, chowając metalowy przedmiot w dłoni. Co chwilę zerkałam na niego oraz na sporych rozmiarów dom. Spokojnie wypuściłam powietrze, pozwalając, aby napłynęły do mnie pozytywne myśli. Nie mogłam się poddać, nie teraz. Odłożyłam klucz pod wiklinową wycieraczkę, na której widniał napis Zapraszamy. Ciągnąc za sobą walizkę, szłam przed siebie. Wreszcie byłam wolna. Zakończyłam pewien rozdział w moim życiu, chcąc rozpocząć nowy – lepszy.
Pieszo podążałam w stronę dworca. Zastanawiałam się, dokąd mogłam pojechać. Nie miałam przy sobie zbyt wiele pieniędzy, przez co nie mogłam pozwolić sobie na nie wiadomo co. Po drodze zatrzymałam się w niewielkim sklepiku. Dawno nie robiłam tego, co kiedyś dawało mi spokój ducha. Kupiłam małą paczkę papierosów. Od razu po opuszczeniu budynku zdecydowałam się zapalić jednego. Tego mi brakowało. Dymu nikotynowego, który wypełniał moje płuca, przyjemnie je drażniąc.
Stałam przy kasie na dworcu i rozmawiałam z panią o cenie biletów. Kusiło mnie, aby wybrać przejazd do Nowego Jorku i wreszcie móc spełnić swoje marzenia. Niestety pojawiła się jedna, niemała przeszkoda. Mianowicie koszt. Połączenie San Francisco – Nowy Jork stanowczo przekraczało mój budżet. Z tego powodu zdecydowałam się na podróż do Los Angeles. Może ono okaże się moim Rajskim Miastem.
Kilka godzin spędzonych w autobusie i wreszcie mogłam poczuć pewną wolność. Oddychałam głęboko, kompletnie nie przejmując się spalinami. Myślałam pozytywnie. Chciałam, żeby tutaj wreszcie wszystko się ułożyło. W kiosku zakupiłam plan miasta, aby móc je lepiej poznać. Na początku planowałam znaleźć jakąś pracę i mieszkanie. Niestety zbliżał się wieczór, więc pierwszą noc w nowym miejscu musiałam spędzić w motelu.
Minął tydzień, odkąd przyjechałam do Los Angeles, a nadal byłam bez pracy i domu. Uparcie szukałam zatrudnienia w restauracjach w centrum miasta, aczkolwiek zawsze kończyło się tak samo – nie posiada pani odpowiednich kwalifikacji. Było mi coraz ciężej, szczególnie jeśli chodziło o nocleg. Pieniędzy ubywało, a rachunek za pokój rósł. Z tego powodu musiałam zabrać swoje rzeczy i opuścić motel. Zapowiadała się pierwsza noc na ulicy.
Zmęczona i poniekąd zawiedziona spacerowałam po jednej z tych sławnych dzielnic Miasta Aniołów – Sunset Strip. Po drodze mijałam kluby nocne zachęcające do ich odwiedzenia poprzez neonowe szyldy. Zdecydowanie tego wieczoru miałam ochotę się napić, jednakże biłam się z myślami, czy aby na pewno to zrobić. Moje oszczędności nie były duże, a dodatkowo byłam w niejasnej sytuacji. Stanęłam obok jednego z lokali, wyciągając ostatniego papierosa. Ze środka dobiegały głośne dźwięki ciężkiej muzyki. Już wyciągnęłam zapalniczkę, kiedy w ostatnim momencie powstrzymałam się. Raz się żyje, pomyślałam. Schowałam fajkę i weszłam do środka budynku, na którym widniała nazwa Rainbow.
Ogarnęła mnie ciemność. Minęła chwila, zanim moje oczy przyzwyczaiły się do panującego półmroku. W lokalu znajdowało się sporo ludzi, co na razie było dla mnie przytłaczające. W pełni się bowiem od tego odzwyczaiłam.
Wzięłam swoją walizkę i usiadłam na wolnym, krwistoczerwonym krześle barowym. Oparłam dłonie o czarny blat i zaczęłam wystukiwać o niego przypadkowy rytm. Czekałam, aż barman zwróci na mnie uwagę. Na razie przypatrywałam się, jak z dokładnością przyrządzał drinka.
– Coś podać? – zapytał, wytrącając mnie z transu.
– Poproszę Martini z lodem.
Uśmiechnął się, powodując u mnie przyjemne ciarki. Był niezwykle przystojny i stanowił ideał dla większości osób.
– Proszę. – Podsunął kieliszek niemal pod mój nos. – Nie jesteś chyba stałą bywalczynią albo jeszcze nie miałem okazji cię spotkać.
– Nie. – Uśmiechnęłam się. – Jestem tutaj od tygodnia i jak na razie wylądowałam na bruku.
– Co, problemy z mieszkaniem?
– Szkoda gadać. – Przewróciłam oczami, następnie upijając alkohol. – Z pracą też jest krucho.
Nie zdążył mi odpowiedzieć, ponieważ jakiś facet zamówił kilka drinków. W tym czasie kreśliłam palcem kółka na blacie, jednocześnie co pewien czas sącząc trunek.
– Przepraszam, ale sama widzisz, jaki jest ruch.
– Nic nie szkodzi – mruknęłam, czego zapewne nie usłyszał.
Spojrzałam na niego, dostrzegając jego zamyślony wyraz twarzy. Przecierał blat, uśmiechając się bardziej do siebie niż do mnie.
– Słuchaj, szef szuka kogoś na bar na nocną zmianę. Jeśli chcesz, to mógłbym z nim porozmawiać – zaproponował.
Nagle poczułam przypływ radości. Nie wszystko jeszcze było stracone, a nawet powoli zaczęło się układać.
– Naprawdę możesz to dla mnie zrobić? – zapytałam, nie kryjąc entuzjazmu. Chłopak przytaknął tylko głową. – Dzięki wielkie, ale praktycznie mnie nie znasz.
– Może i nie, ale wydajesz się być miłą i pracowitą dziewczyną – zaśmiał się, jednocześnie przygotowując kolejny napój. – Tak w ogóle to jestem Todd.
Już otworzyłam usta, aby powiedzieć mu swoje imię, jednak ktoś mnie uprzedził.
– Victoria?
Kojarzyłam ten głos i to nawet bardzo dobrze. Odwróciłam się w jego stronę, dostrzegając niewysokiego, rudowłosego mężczyznę z zadartym nosem.
– Axl? Co ty tutaj robisz?
Uśmiechałam się szeroko, a chłopak odwzajemniał ten gest. Tego dnia miałam ogromne szczęście, bowiem spotkałam mojego starego przyjaciela, a nawet kogoś więcej.
– Przyszedłem się napić, ale raczej powinienem ciebie o to zapytać. Jak ci się udało wyrwać z Lafayette?
– Jakiś czas temu wyrwałam się z domu. – Odrobinę posmutniałam, przypominając sobie przyczynę mojego wyjazdu. – Przyjechałam tutaj z San Francisco – dodałam, wymuszając z siebie uśmiech.
Axl usiadł obok, zaraz po tym jak starszy mężczyzna zwolnił to miejsce. Kątem oka spojrzałam na barmana, który od czasu do czasu zerkał na nas z niezadowoleniem na twarzy. O co mu chodziło?
– Tego nigdy bym się nie spodziewał. Ale skoro już się spotkaliśmy, to pozwól, że postawię ci drinka.
Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, zanim chłopak zamówił dla siebie whiskey, a dla mnie Mojito. Zauważyłam, że rudowłosy nie przypadł do gustu Toddowi. Posyłał mu dosyć chłodne spojrzenia, które nawet ja odczuwałam.
Popijaliśmy alkohol, wspominając stare czasy. Niesamowicie dobrze kleiła nam się rozmowa. Czułam, że właśnie tego potrzebowałam. Bliskości pochodzącej od zaufanej osoby.
– A tak w ogóle, to jakie masz plany? Co zamierzasz robić w Los Angeles? – zapytał w pewnym momencie.
Uśmiechnęłam się niemrawo. Doskonale znałam odpowiedź na to pytanie. Za wszelką cenę pragnęłam spełniać marzenia.
– Chciałabym wrócić do tańca jazzowego – odparłam, po czym zamoczyłam usta w trunku.
– Dlaczego nie wybrałaś Broadwayu?
– Nie stać mnie. – Wzruszyłam ramionami. – Nawet nie mam gdzie mieszkać – zaśmiałam się ironicznie, w głębi chowając niezadowolenie z sytuacji.
– Vicky – zaczął, kładąc swoją dłoń na mojej. Poczułam przyjemne ciepło, aczkolwiek zabrałam rękę. – Mogę zaoferować ci mieszkanie. Kojarzysz może Izzy'ego?
Na sam dźwięk jego imienia, odżyły we mnie wspomnienia i uczucia. Zacisnęłam pięść, nie dając po sobie poznać, że nie była to dla mnie taka prosta sprawa.
– Jasne, w końcu mieszkaliśmy obok siebie. Zapomniałeś, że jest jak mój przyszywany starszy brat?
– Oczywiście, że nie. – Prychnął po nosem, pusto patrząc się na odbijające się w szklance światło. – Tak więc założyliśmy razem zespół i teraz pomieszkujemy w West Hollywood. – Tym razem jego spojrzenie wylądowało na mojej osobie. – Mamy wolny pokój, jakbyś chciała.
Przez chwilę wahałam się. Niby nie miałam nic do stracenia, jednak nie znałam jego kolegów. Miałam trochę nieprzyjemne wspomnienia z San Francisco, co dodatkowo wpływało na moją decyzję. Bawiłam się palcami, przygryzając przy tym dolną wargę.
– Nie wiem, czy znajdę pracę. Na razie jestem prawie bez grosza. Nie mam jak dokładać się do czynszu – oznajmiłam z lekko zmartwionym wyrazem twarzy.
– Nic nie szkodzi. – Tym razem jego ciepła dłoń wylądowała na mojej łopatce. – Na razie wystarczy, jak czasami coś ugotujesz albo pomożesz w porządkach. Założę za ciebie, a oddasz, jak będziesz miała.
Prychnęłam pod nosem. Axl zawsze szedł po najniższej linii oporu. Sami faceci, nie dziwiłam się, że brakowało im kobiecej ręki.
– Dobra, zgadzam się – oznajmiłam po chwili. – Lepsze cokolwiek niż zimna i twarda ławka.
– Ej! – Skrzyżował ręce na piersi i udawał obrażonego. – Wypraszam sobie.
Zaśmiałam się, przytykając usta zewnętrzną częścią palców. Chłopak również uśmiechał się dosyć szeroko.
– Idziemy? – zapytałam, dopijając drugiego już tego wieczoru drinka.
– Jasne.
Chłopak zabrał moją walizkę, wcześniej płacąc za zamówienie. Nie zwracaliśmy uwagi na rozkręcają się imprezę. Wyszliśmy z lokalu, czując przyjemny, letni chłód. Byłam odrobinę zmęczona, aczkolwiek szczęśliwa. Wreszcie los się do mnie uśmiechnął. Miałam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. W końcu gorzej być nie mogło. Czyżby?
Minął tydzień, odkąd przyjechałam do Los Angeles, a nadal byłam bez pracy i domu. Uparcie szukałam zatrudnienia w restauracjach w centrum miasta, aczkolwiek zawsze kończyło się tak samo – nie posiada pani odpowiednich kwalifikacji. Było mi coraz ciężej, szczególnie jeśli chodziło o nocleg. Pieniędzy ubywało, a rachunek za pokój rósł. Z tego powodu musiałam zabrać swoje rzeczy i opuścić motel. Zapowiadała się pierwsza noc na ulicy.
Zmęczona i poniekąd zawiedziona spacerowałam po jednej z tych sławnych dzielnic Miasta Aniołów – Sunset Strip. Po drodze mijałam kluby nocne zachęcające do ich odwiedzenia poprzez neonowe szyldy. Zdecydowanie tego wieczoru miałam ochotę się napić, jednakże biłam się z myślami, czy aby na pewno to zrobić. Moje oszczędności nie były duże, a dodatkowo byłam w niejasnej sytuacji. Stanęłam obok jednego z lokali, wyciągając ostatniego papierosa. Ze środka dobiegały głośne dźwięki ciężkiej muzyki. Już wyciągnęłam zapalniczkę, kiedy w ostatnim momencie powstrzymałam się. Raz się żyje, pomyślałam. Schowałam fajkę i weszłam do środka budynku, na którym widniała nazwa Rainbow.
Ogarnęła mnie ciemność. Minęła chwila, zanim moje oczy przyzwyczaiły się do panującego półmroku. W lokalu znajdowało się sporo ludzi, co na razie było dla mnie przytłaczające. W pełni się bowiem od tego odzwyczaiłam.
Wzięłam swoją walizkę i usiadłam na wolnym, krwistoczerwonym krześle barowym. Oparłam dłonie o czarny blat i zaczęłam wystukiwać o niego przypadkowy rytm. Czekałam, aż barman zwróci na mnie uwagę. Na razie przypatrywałam się, jak z dokładnością przyrządzał drinka.
– Coś podać? – zapytał, wytrącając mnie z transu.
– Poproszę Martini z lodem.
Uśmiechnął się, powodując u mnie przyjemne ciarki. Był niezwykle przystojny i stanowił ideał dla większości osób.
– Proszę. – Podsunął kieliszek niemal pod mój nos. – Nie jesteś chyba stałą bywalczynią albo jeszcze nie miałem okazji cię spotkać.
– Nie. – Uśmiechnęłam się. – Jestem tutaj od tygodnia i jak na razie wylądowałam na bruku.
– Co, problemy z mieszkaniem?
– Szkoda gadać. – Przewróciłam oczami, następnie upijając alkohol. – Z pracą też jest krucho.
Nie zdążył mi odpowiedzieć, ponieważ jakiś facet zamówił kilka drinków. W tym czasie kreśliłam palcem kółka na blacie, jednocześnie co pewien czas sącząc trunek.
– Przepraszam, ale sama widzisz, jaki jest ruch.
– Nic nie szkodzi – mruknęłam, czego zapewne nie usłyszał.
Spojrzałam na niego, dostrzegając jego zamyślony wyraz twarzy. Przecierał blat, uśmiechając się bardziej do siebie niż do mnie.
– Słuchaj, szef szuka kogoś na bar na nocną zmianę. Jeśli chcesz, to mógłbym z nim porozmawiać – zaproponował.
Nagle poczułam przypływ radości. Nie wszystko jeszcze było stracone, a nawet powoli zaczęło się układać.
– Naprawdę możesz to dla mnie zrobić? – zapytałam, nie kryjąc entuzjazmu. Chłopak przytaknął tylko głową. – Dzięki wielkie, ale praktycznie mnie nie znasz.
– Może i nie, ale wydajesz się być miłą i pracowitą dziewczyną – zaśmiał się, jednocześnie przygotowując kolejny napój. – Tak w ogóle to jestem Todd.
Już otworzyłam usta, aby powiedzieć mu swoje imię, jednak ktoś mnie uprzedził.
– Victoria?
Kojarzyłam ten głos i to nawet bardzo dobrze. Odwróciłam się w jego stronę, dostrzegając niewysokiego, rudowłosego mężczyznę z zadartym nosem.
– Axl? Co ty tutaj robisz?
Uśmiechałam się szeroko, a chłopak odwzajemniał ten gest. Tego dnia miałam ogromne szczęście, bowiem spotkałam mojego starego przyjaciela, a nawet kogoś więcej.
– Przyszedłem się napić, ale raczej powinienem ciebie o to zapytać. Jak ci się udało wyrwać z Lafayette?
– Jakiś czas temu wyrwałam się z domu. – Odrobinę posmutniałam, przypominając sobie przyczynę mojego wyjazdu. – Przyjechałam tutaj z San Francisco – dodałam, wymuszając z siebie uśmiech.
Axl usiadł obok, zaraz po tym jak starszy mężczyzna zwolnił to miejsce. Kątem oka spojrzałam na barmana, który od czasu do czasu zerkał na nas z niezadowoleniem na twarzy. O co mu chodziło?
– Tego nigdy bym się nie spodziewał. Ale skoro już się spotkaliśmy, to pozwól, że postawię ci drinka.
Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, zanim chłopak zamówił dla siebie whiskey, a dla mnie Mojito. Zauważyłam, że rudowłosy nie przypadł do gustu Toddowi. Posyłał mu dosyć chłodne spojrzenia, które nawet ja odczuwałam.
Popijaliśmy alkohol, wspominając stare czasy. Niesamowicie dobrze kleiła nam się rozmowa. Czułam, że właśnie tego potrzebowałam. Bliskości pochodzącej od zaufanej osoby.
– A tak w ogóle, to jakie masz plany? Co zamierzasz robić w Los Angeles? – zapytał w pewnym momencie.
Uśmiechnęłam się niemrawo. Doskonale znałam odpowiedź na to pytanie. Za wszelką cenę pragnęłam spełniać marzenia.
– Chciałabym wrócić do tańca jazzowego – odparłam, po czym zamoczyłam usta w trunku.
– Dlaczego nie wybrałaś Broadwayu?
– Nie stać mnie. – Wzruszyłam ramionami. – Nawet nie mam gdzie mieszkać – zaśmiałam się ironicznie, w głębi chowając niezadowolenie z sytuacji.
– Vicky – zaczął, kładąc swoją dłoń na mojej. Poczułam przyjemne ciepło, aczkolwiek zabrałam rękę. – Mogę zaoferować ci mieszkanie. Kojarzysz może Izzy'ego?
Na sam dźwięk jego imienia, odżyły we mnie wspomnienia i uczucia. Zacisnęłam pięść, nie dając po sobie poznać, że nie była to dla mnie taka prosta sprawa.
– Jasne, w końcu mieszkaliśmy obok siebie. Zapomniałeś, że jest jak mój przyszywany starszy brat?
– Oczywiście, że nie. – Prychnął po nosem, pusto patrząc się na odbijające się w szklance światło. – Tak więc założyliśmy razem zespół i teraz pomieszkujemy w West Hollywood. – Tym razem jego spojrzenie wylądowało na mojej osobie. – Mamy wolny pokój, jakbyś chciała.
Przez chwilę wahałam się. Niby nie miałam nic do stracenia, jednak nie znałam jego kolegów. Miałam trochę nieprzyjemne wspomnienia z San Francisco, co dodatkowo wpływało na moją decyzję. Bawiłam się palcami, przygryzając przy tym dolną wargę.
– Nie wiem, czy znajdę pracę. Na razie jestem prawie bez grosza. Nie mam jak dokładać się do czynszu – oznajmiłam z lekko zmartwionym wyrazem twarzy.
– Nic nie szkodzi. – Tym razem jego ciepła dłoń wylądowała na mojej łopatce. – Na razie wystarczy, jak czasami coś ugotujesz albo pomożesz w porządkach. Założę za ciebie, a oddasz, jak będziesz miała.
Prychnęłam pod nosem. Axl zawsze szedł po najniższej linii oporu. Sami faceci, nie dziwiłam się, że brakowało im kobiecej ręki.
– Dobra, zgadzam się – oznajmiłam po chwili. – Lepsze cokolwiek niż zimna i twarda ławka.
– Ej! – Skrzyżował ręce na piersi i udawał obrażonego. – Wypraszam sobie.
Zaśmiałam się, przytykając usta zewnętrzną częścią palców. Chłopak również uśmiechał się dosyć szeroko.
– Idziemy? – zapytałam, dopijając drugiego już tego wieczoru drinka.
– Jasne.
Chłopak zabrał moją walizkę, wcześniej płacąc za zamówienie. Nie zwracaliśmy uwagi na rozkręcają się imprezę. Wyszliśmy z lokalu, czując przyjemny, letni chłód. Byłam odrobinę zmęczona, aczkolwiek szczęśliwa. Wreszcie los się do mnie uśmiechnął. Miałam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. W końcu gorzej być nie mogło. Czyżby?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.
⭐Allie