Obudziłam się rano z potwornym bólem głowy i ogromnym pragnieniem.
Męczył mnie kac, który zawsze towarzyszył mi po imprezach. Pocieszający był
fakt, iż pracę zaczynałam dopiero wieczorem. Do tego czasu mogłam wiele zrobić,
a przede wszystkim doprowadzić się do porządku.
Zarzuciłam na siebie przyjemnie
ciepły frotowy szlafrok, po czym jeszcze odrobinę zaspana zeszłam na dół do
kuchni. Od razu zabrałam się za przeszukiwania szafek w celu znalezienia jakichś
leków przeciwbólowych. Nie było to łatwe zadanie, bowiem jeżeli posiadali
apteczkę, to była ona dosyć ubogo wyposażona. Jednak już po chwili mogłam się
cieszyć pożądaną rzeczą. Zażyłam dwie tabletki, popijając je sporą ilością
wody. Miałam nadzieję, że za jakiś czas będzie już lepiej. Zaparzyłam dla
siebie porcję aromatycznej kawy, która była idealna na rozbudzenie. Nie
odczuwałam głodu, przez co śniadanie odeszło na drugi plan. Jedyne, o czym
marzyłam to przyjemny poranek spędzony na relaksowaniu się przed telewizorem. W
tym celu udałam się do salonu, aby tam móc się rozłożyć na kanapie. Na miejscu zastałam Axla, który nawet nie
próbował się kryć ze swoimi zamiarami. Siedział przy stoliku, na którego blacie
wysypał odrobinę białego proszku. Obok leżała karta i banknot jednodolarowy.
Doskonale wiedziałam, do czego służył ten zestaw.
– Wczoraj jeszcze prawiłeś mi kazania, a
dzisiaj co? Sam ćpasz? – zapytałam, próbując zachować spokój.
Dopiero teraz mnie zauważył. Odwrócił się w moją stronę ze zdziwieniem
wymalowanym na twarzy. Jego dłonie odrobinę drżały, nad czym nie mógł
zapanować.
– Skarbie, to nie jest tak, jak myślisz.
Dla mnie już nie ma ratunku. Jeśli chce normalnie funkcjonować, to muszę brać.
Poza tym to jest koka, a nie hera – rzucił na koniec bez przekonania.
Prychnęłam pod nosem. Naprawdę sądził, że w ten sposób mnie przekona?
Mylił się. Podeszłam bliżej, a następnie ostrożnie usiadłam na kanapie. Sama
kiedyś miałam jednorazowy incydent z kokainą, przez co doskonale znałam jej
działanie. Jednakże nigdy nie zdecydowałam się tego powtórzyć.
– Axl, masz mnie za idiotkę? – żachnęłam
się. – Przecież oba są cholernym świństwem, które wyniszcza organizm. Grunt to
nauczyć się nad tym panować.
Zaśmiał się ironicznie, poprawiając włosy, które opadły mu na twarz. Spojrzałam
na niego z pogardą. To, że był bardziej doświadczony wcale nie oznaczało, iż ja
nie miałam żadnej wiedzy na ten temat. O dziwo trochę się znałam na rzeczy.
– Jeszcze się musisz dużo nauczyć –
oznajmił rozbawiony.
Nie przejmując się moją obecnością, uformował kreskę, po czym ją
wciągnął. Uśmiechnął się, zapewne czując swego rodzaju ulgę. Pociągnął
kilkukrotnie nosem, po czym wstał z kanapy.
– Mam przypływ weny. Jakbyś mnie szukała,
to jestem u siebie – powiedział, posyłając mi całusa.
Skrzywiłam się, jednocześnie odstawiając kubek na stół. Jak na razie nie
miałam ochoty na spędzanie czasu w jego towarzystwie. Sięgnęłam po pilota, aby
w końcu móc oglądnąć telewizję. Praktycznie na większości kanałów nie było niczego
ciekawego, toteż zostałam zmuszona do zgłębiania najnowszego odcinka jednego z
kultowych seriali, który oglądałam jeszcze w liceum. Jako że nie śledziłam go od kilku lat, miałam
problemy ze zorientowaniem się w akcji. Mimo to i tak oglądałam dalej, chcąc
chociaż na chwilę nie zajmować się swoim albo czyimś życiem.
Po zmarnowanej godzinie wyłączyłam telewizor i wreszcie stwierdziłam, że
czas zrobić coś pożytecznego. Udałam się na górę, gdzie zmieniłam ubrania oraz
wykonałam makijaż. Następnie zabrałam się za sprzątanie łazienki, która
generalne porządki przechodziła chyba wieki temu. Przy okazji chociaż na chwilę
mogłam przestać myśleć o heroinie. Ten zbawienny narkotyk coraz bardziej
przypominał mi o sobie, a raczej o wrażeniach, jakie dawał.
Zmęczona po porządkach, zdecydowałam się pójść na spacer. Było mi trochę
duszno, przez co pragnęłam odrobiny świeżego powietrza. Wyszłam z domu i
ruszyłam w stronę plaży, odczuwając aż nadto przyjemny upał. Zapomniałam, że
znajdowałam się w Los Angeles, gdzie niemal przez cały rok świeciło słońce. To
właśnie przez nie co chwilę mrużyłam oczy. Żałowałam, że wcześniej nie
zainwestowałam w okulary przeciwsłoneczne. Przez swoją bezmyślność byłam
skazana na niewielki ból oraz łzawienie.
Chcąc to wyeliminować, udałam się do najbliższego sklepu z pamiątkami i
innymi duperelami. Tak jak myślałam, w środku znalazłam pożądaną rzecz. Po
dłuższych przymiarkach zdecydowałam się kupić czarne lenonki. Od razu lepiej!
Na kalifornijskich plażach złotawy piasek idealnie komponował się z błękitnym
kolorem oceanu. O tej porze można było spotkać pierwszych wczasowiczów. Rozkładali
swoje ręczniki i zażywali kąpieli słonecznych. Niektórzy nawet decydowali się
na zanurzenie w letniej wodzie, bądź surfowanie na desce. W powietrzu unosił
się słony zapach, który delikatnie drażnił nozdrza. Na niebie latały mewy,
które swoim piskliwym głosem śpiewały szanty. Słychać było jak fale gwałtownie
uderzały o klify, równie podobnie odbijając się od nich. Zdjęłam japonki i
zanurzyłam stopy w jak dla mnie dosyć chłodnej wodzie. Przypominały mi się moje
pierwsze wakacje poza domem. Rodzice zabrali nas nad jezioro. Łowiliśmy ryby,
które potem mama przyrządzała na różne sposoby. Czasami tęskniłam za tamtymi
czasami, ale nie da się wrócić do przeszłości. Ojciec zmarł pięć lat temu. Długo dochodziłyśmy do siebie po tej tragedii. Matka znalazła sobie
pocieszenie w alkoholu, a ja wyjechałam do Chicago, gdzie zapoczątkowałam swoją
tułaczkę.
– Tu jesteś. Wszędzie cię szukam.
Zdezorientowana odwróciłam się. Za moimi plecami stała uradowana Lena,
co nieco mnie zdziwiło. Przecież jeszcze wczoraj traktowała mnie jak upierdliwą
i niedoświadczoną małolatę. Ściągnęła
swoje plecione sandałki i usiadła koło mnie, podciągając nieco kolana pod
klatkę piersiową.
– Słyszałam wczoraj waszą kłótnię –
zaczęła, wlepiając swój wzrok w grupkę surferów.
– To nie twoja sprawa – odparłam oschle.
Nigdy nie lubiłam, kiedy ktoś wpieprzał się w moje prywatne sprawy.
Szczególnie, jeśli robiła to osoba, która tak naprawdę miała mnie daleko
gdzieś.
– Masz rację, ale chcę ci pomóc. – Jej
głos był nad wyraz spokojny, co wywołało u mnie jeszcze większe zdziwienie. –
Sama przechodziłam przez podobną sytuację ze Slashem. Zrozum też jego, martwi
się o ciebie.
– Czekaj, czekaj. Chyba czegoś nie
zrozumiałam. Przecież my z Axlem nie jesteśmy parą.
Popatrzyła na mnie z uniesionymi brwiami. Wydawała się być zaskoczona.
– Kochana, albo faktycznie czujesz coś do
niego, tylko nie chcesz się do tego przyznać, albo najzwyczajniej w świecie
jesteś puszczalska. – Zaśmiała się.
Coś było w jej słowach. Pomimo że
minęło kilka lat, nadal w jego obecności zachowywałam się tak samo jak wtedy. Nie
umiałam tak po prostu przejść obok. Przyciągał mnie jak magnes, a ja chciałam,
żeby tak było. Cholernie tego chciałam.
– Wszystkich tak oceniasz? – zapytałam
szorstko.
Wyjęła z kieszeni paczkę Marlboro, którą zdecydowanym ruchem wysunęła w
moją stronę.
– Chcesz?
Pokiwałam głową, po czym wzięłam jednego i odpaliłam. Powoli zaciągałam
się dymem, powodując, aby ta przyjemna czynność trwała jak najdłużej. Moja
towarzyszka zrobiła tak samo, kompletnie nie przejmując się innymi. Trudno,
jeśli komuś to przeszkadzało, to mógł po prostu powiedzieć.
– Tak w ogóle to czemu chcesz mi pomóc? –
zapytałam zaciekawiona, strzepując peta.
– Chcę się zaprzyjaźnić – odpowiedziała
obojętnie, następnie subtelnie się uśmiechając. – Po pierwsze, nie lubię mieć
zbyt dużo wrogów. Jestem dosyć pokojowym człowiekiem, rozumiesz? Po drugie,
dziewczyno, ktoś musi nauczyć cię przetrwania.
Przez ostatnie trzy lata nauczyłam się o wiele za dużo, niż powinnam.
Nie uważałam, iż jakaś szkoła przetrwania była mi potrzebna.
– Dam sobie radę, ale dzięki za chęci.
– Spoko, jak coś to wiesz, gdzie mnie
znaleźć.– Zgasiła szluga. – Teraz chodź, pokażę ci fajne miejsce.
Ostatni raz pociągnęłam papierosa, po czym wyrzuciłam peta. Zaraz po tym
jak wstałam, Lena złapała mnie za nadgarstek. Podążałyśmy w stronę niewielkiego
lasu, a raczej skupiska drzew, które znajdowało się niedaleko plaży.
Weszłyśmy w jakieś zarośla, gdzie było odrobinę ciemno i zimno. Czułam
wewnętrzny niepokój, który coraz bardziej mnie ogarniał. Raczej starałam się
unikać takich miejsca, a nie dobrowolnie zaszywać się w połaciach drzew. No
dobra, to nie był mój pomysł i nie do końca jej ufałam.
– Daleko jeszcze? – zapytałam,
pocierając dłonie, aby chociaż odrobinę je ocieplić.
Odczuwalna temperatura nie była jakaś bardzo niska, aczkolwiek od
dzieciństwa zmagałam się z wiecznie zimnymi stopami oraz dłońmi. Potrafiły być
chłodne nawet przy dwudziestu stopniach.
– Nie. Właściwie to tutaj.
Minęłyśmy krzaki, które dziewczyna uprzednio odciągnęła. Moim oczom
ukazały się ruiny jakiejś starej, opuszczonej fabryki. Wybite okna, odpadający
tynk. To niby miało być to fajne
miejsce?
Bez zbędnego marudzenia, weszłam za nią do środka. W powietrzu unosił
się kurz, który wywołał u mnie suchy, nieprzyjemny kaszel. Na podłodze leżały
jakieś deski i puszki po farbie. Ściany ozdabiały kolorowe graffiti oraz napisy
o różnorakiej treści.
Usiadłyśmy na parapecie, a raczej pozostałościach po nim. Lena wyjęła z
torebki woreczek z lekko beżową heroiną oraz zestaw do jej przygotowania.
– Chcesz trochę? – zapytała, przeszukując
kieszenie w celu znalezienia zapalniczki.
– Czemu nie? – odpowiedziałam nie do końca
przekonana.
Obiecałam sobie, że z tym zerwę, ale jak na razie nie widziałam żadnych
negatywnych skutków. Zero dreszczy i bólu. Może po prostu na mnie inaczej
działała? Za to uczucie, jakie dawała, sprawiało, że chciałam więcej i więcej.
Dziewczyna przygotowała dla mnie działkę. Wstrzyknęłam ją sobie tak
samo, jak zrobił to wczoraj Izzy. Lena również zaaplikowała sobie dawkę
zbawiennego środka. Po raz kolejny ogarnęło mnie ciepło i błogość. Poczułam się
senna i nawet nie wiedziałam, w którym momencie zamknęłam oczy...
Kiedy się obudziłam, słońce nie grzało już tak mocno. Z tego powodu,
podejrzewałam, iż było grubo po drugiej. Przetarłam jeszcze odrobinę zaspane
oczy, po czym rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nadal było dla mnie tak samo
obskurne, jak wcześniej. Przeciągnęłam się, uważając, żeby przypadkiem nie
obudzić Leny. Spała oparta o framugę, dosyć płytko oddychając. Nawet przez
chwilę zastanawiałam się, czy w ogóle żyje. Upewniwszy się, że wszystko było w
porządku, ostrożnie opuściłam budynek, starając się podążać tą samą drogą co
przedtem.
Zmierzałam w okolicę Sunset Strip, łudząc się, że zastanę otwarte
Rainbow. Tak też było. Weszłam na chwilę do środka, od razu kierując się w
stronę baru. Akurat trafiłam na zmianę Todda, który właśnie przyrządzał jakiś
napój dla klienta.
– Hej – przywitałam się, jednocześnie
siadając na krzesło barowe.
– Cześć.
Dobrze, że jesteś. Mam do ciebie ogromną prośbę. – Spojrzał na mnie, przez co
dostrzegłam błysk w jego oczach. Widać, że na czymś mu zależało.
– O co chodzi?
– Dostałem się na wymarzone studia –
oznajmił, nie kryjąc radości.
– Gratulacje! – Posłałam mu serdeczny
uśmiech.
– Dzięki. Nawet nie wiesz, jak się cieszę.
To ogromna szansa dla mnie. Wreszcie będę mógł spełniać marzenia. – Odłożył na
blat wilgotną ścierkę, którą jeszcze przed chwilą kurczowo zaciskał w dłoniach.
Jakby nagle posmutniał, co oznaczało tylko jedno. Problemy. – Niestety nie dam
rady ciągnąć dniówki i jednocześnie studiować. Rozmawiałem z szefem i zgodził
się, żebym przeszedł na nocki, ale jest jeden warunek. Najpierw potrzebuję
twojej zgody.
Zaskoczył mnie. Nie spodziewałam się, że po niespełna jednym dniu pracy
już zaproponują mi inne godziny. Oczywiście byłaby to pozytywna zmiana.
Przecież wieczorami miałabym dużo czasu na imprezy i inne podobne rzeczy. Skoro
już przyjechałam do miasta rozpusty, to przynajmniej zamierzałam korzystać z
życia.
– Zgadzam się – odparłam bez chwili namysłu. – A teraz nie obrażę się,
jeśli w zamian postawisz mi drinka. – Zaśmiałam się.
– Dziękuję, jesteś wielka. Twój drink już
się robi. – Puścił mi oczko, przez co kąciki moich ust subtelnie się uniosły.
– Nie ma za co.
Chłopak zabrał się za przygotowywanie Pinacolady. Bacznie obserwowałam
każdy wykonywany przez niego ruch, jednocześnie nabywając swego rodzaju teorii.
Nie byłam zbyt dobra, jeśli chodzi o przygotowywanie różnego rodzaju alkoholów,
aczkolwiek powoli nabierałam wprawy. Duży udział miał w tym Todd, który specjalnie
zostawiał dla mnie własnoręcznie napisane instrukcje, które ułatwiały mi pracę.
– Twoje zamówienie na koszt firmy –
zaśmiał się, kładąc przede mną perfekcyjnie przygotowany napój.
– Dziękuję bardzo.
– Jestem twoim dłużnikiem i chyba nigdy
nie będę w stanie ci się odwdzięczyć.
– Daj spokój. – Spojrzałam na niego
wymownie, wykonując rurką koliste ruchy. – Naprawdę to drobiazg, a poza tym dla
mnie jest to pozytywna zmiana. Wiesz ile plusów mają wolne wieczory?
– Zapewne dużo. Dlatego zrób sobie dzisiaj
taki – rzucił ze spokojem, przecierając kieliszki.
– Żartujesz? A kto za mnie przyjdzie do
pracy? – zapytałam ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
– Ja? – odpowiedział bez przekonania. – Oj,
nie daj się prosić. Obiecuję, że się nie przepracuję. – Zaśmiał się.
– Nie ma mowy. Nie pozwolę ci ciągnąć
kilkunastu godzin za barem.
– Vicky, nie ma o czym mówić. To drobnostka,
naprawdę. Lepiej, żebym ja ciągnął dniówkę i nockę, niż ty po całej nocy
przespała niecałe dwie godziny i z powrotem wracała.
Westchnęłam. To nie była najgorsza perspektywa. Nie chciałam go wykorzystywać,
lecz z drugiej strony przydałby mi się wolny wieczór, szczególnie dzisiaj.
Musiałam załatwić kilka spraw, które nie mogły czekać.
– Zgoda – mruknęłam nie do końca
zadowolona. – Ale wiedz, że wprowadzasz mnie w niezręczną sytuację.
– Trudno. – wzruszył ramionami. –
Przepraszam, ale nie mogę dłużej rozmawiać. Sama widzisz, jaki jest ruch.
– Spoko.
Rzeczywiście klub był oblegany przez rzeszę ludzi. Najwidoczniej powoli
zbliżała się godzina szczytu, podczas której cała okolica budziła się do życia.
W końcu znajdowaliśmy się w dzielnicy imprez, więc było to jak najbardziej
normalne zjawisko.
W spokoju dopiłam swojego drinka,, jednocześnie rozkoszując się
dźwiękiem przesterowanych gitar. Tego wieczoru grał jakiś mało znany miejscowy
zespół. Ich muzyka była naprawdę dobra, aczkolwiek jeszcze trochę im brakowało.
Tutejsza scena rządziła się swoimi prawami, a konkurencja znajdowała się na bardzo wysokim poziomie. Musiałeś
mieć cholernie ogromny talent albo znajomości, żeby się wybić.
Droga powrotna minęła mi dość szybko. Nuciłam pod nosem piosenki The
Beatles, które zawsze poprawiały mi nastrój i dodawały otuchy. Miały w sobie to
coś, głownie dlatego, że kojarzyły mi się z domem rodzinnym. Był to ulubiony
zespół mojego taty, przez co na okrągło słuchał ich płyt w domu. Chciałam już
mieć za sobą pewne rzeczy. Odczuwałam dziwny niepokój, który nijak nie chciał
mnie opuścić. Moje dłonie niespokojnie drżały, pomimo że próbowałam to
wyeliminować, wkładając je do kieszeni spodni. W końcu dotarłam do celu.
Przekręciłam lodowatą klamkę, tym samym dostając się do wnętrza salonu, które
wypełniał gryzący dym. Na kanapie siedział rozwalony Axl i popalał papierosa, jednocześnie
dokładnie oglądając go z każdej strony.
– Gdzie byłaś? – zapytał, nawet nie racząc
mnie spojrzeniem.
Przełknęłam głośno ślinę, odwieszając torebkę. Ostrożnie podeszłam
bliżej. Nie reagował. Nadal znajdował się w tej samej pozycji, nie zwracając
uwagi na moją obecność. Odnosiłam wrażenie, jakby to było tylko wymuszone
pytanie, które miało pozostać bez odpowiedzi. Usiadłam na rogu sofy, okrywając
stopy grubym, plecionym kocem.
– Na mieście. Chciałam załatwić kilka
spraw.
Nie musiałam się mu tłumaczyć. Nie musiałam nawet odpowiadać na zadane
pytanie. Zrobiłam to, nawet nie znając powodu mojego czynu. Chyba nie chciałam
nadal przebywać w tej zatrutej relacji. To wszystko wymagało wyjaśnień,
sprowadzenia do bardziej przejrzystej postaci.
– Pewnie znowu brałaś – rzucił chłodno, po
czym zaciągnął się toksyczną substancją.
– To nie jest twoja sprawa…
Gwałtownie podniósł się, powoli zbliżając się w moim kierunku. Zgasił niedopałka
o pokrytą sadzą popielniczkę, po czym usiadł naprzeciwko mnie. Czułam, jak mój
oddech niebezpiecznie przyspiesza. Tak naprawdę nie wiedziałam, czego chcę.
– Martwię się o ciebie – oznajmił,
zaciskając swoją dłoń na mojej.
Przyjemne ciarki przeszyły moje ciało. Ciepło, jakie emitował, zaczęło
wypełniać każdą moją komórkę. Odczuwałam swego rodzaju rozkosz, której nie
potrafiłam opisać słowami.
– Wiem – odparłam z trudem.
Tylko tyle byłam w stanie odpowiedzieć. Jakby ktoś włożył mi do gardła
kulkę, aby utrudnić mówienie.
– Jestem dupkiem. – Zaśmiał się. – Mimo to
cholernie mi na tobie zależy.
Dziwne ciepło, które najpierw pojawiło się w moim podbrzuszu, powoli
rozprzestrzeniało się na pozostałe części ciała.
– Axl… – zaczęłam przerywanym głosem. –
Chciałabym spróbować, chociaż cholernie się boję – wyszeptałam, wolną ręką
przejeżdżając po jego policzku.
Chłopak ostrożnie nachylił się, sprawdzając, czy aby na pewno nie
ucieknę. Ani nie drgnęłam, oczekując na jego gest. Delikatnie musnął moje wargi,
jednocześnie obejmując mnie w tali. Poczułam przyjemną rozkosz, a zarazem
niedosyt. Wpiłam się w jego usta, a on od razu odwzajemnił pocałunek. Za pomocą
tego niewielkiego gestu chciałam przekazać wszystkie uczucia, których w
ostatnim czasie doświadczałam. Przeniosłam się na jego kolana, jednocześnie
zaplatając palce na jego karku. Nasze języki tańczyły dzikie tango, które
powoli przestało nam wystarczać. Oboje pragnęliśmy więcej. Jego dłonie
powędrowały na moje plecy, gdzie rozsunął zamek od mojej bluzki. Przerwałam
pocałunek, opierając się na czole chłopaka. Na policzku czułam jego ciężkie
sapanie.
– Nie chcę, żebyśmy od razu poszli do
łóżka – wyszeptałam, próbując złapać oddech. – Zacznijmy od początku, od drobnych
gestów.
Doskonale wiedziałam, że nie o to mu chodziło. Oczywiście, że chciał
czegoś więcej, aczkolwiek Axl należał do tych osób, które nie uważały seksu za
coś poważnego. Jako rasowy rockman co noc zaliczał jakąś panienkę. Natomiast
dla mnie stosunek był wyrazem miłości, który w pewien sposób przypieczętowywał
związek. Nie chciałam, żebyśmy ot tak to zrobili. Potrzebowałam czasu na
ponowne rozwinięcie głęboko schowanych uczuć.
Delikatnie przejechał dłońmi po moich nagich ramionach, na koniec
splatając nasze palce. Nie wiedziałam, czy mnie rozumiał, jednak bardzo tego
chciałam.
– Jeśli będę wiedział, że zechcesz dać mi
drugą szansę, to poczekam ile trzeba – wysapał, następnie subtelnie całując
moje czoło.
– Chcę, żebyś był blisko. Potrzebuję cię…
Musnął moje wargi, następnie ostrożnie przyciągając mnie do swojej
klatki piersiowej. Lubiłam bezpieczeństwo, jakie mi dawał. Jego bicie serca,
które w tak prosty sposób potrafiło mnie uspokoić. Wsłuchiwałam się w to
miarowe tętno, czując jak jego ręce przyjemnie głaszczą moje plecy. Chciałam,
aby ta chwila trwała wiecznie. W końcu po bólu i cierpieniu, jakiego
doświadczyłam, mogłam zaznać spokoju i troski pochodzącej od bliskiej osoby.
Miałam nadzieję, że tak już pozostanie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.
⭐Allie