wtorek, 29 grudnia 2015

8. I'll be loaded like a freight train


    Siedzieliśmy na kanapie w milczeniu. Przez moją głowę przelatywało milion myśli. Gdzie on mógł być? Jedyne, na co miałam ochotę w tej chwili, to zapomnieć i zająć się czymś innym.
       – Mógłbyś mi dolać – poprosiłam Stradlina, wzrokiem wskazując na do połowy pustą butelkę whiskey.
       – Mam lepszy pomysł – wtrąciła Lena, schodząc ze Slashem. – Może wyskoczymy do Troubadour trochę się rozerwać?
       – Nie wiem... – bąknęłam bez przekonania.
       – Oj, no weź – jęknęła, wydymając usta. – Zobaczysz, będzie fajnie – przekonywała, posyłając mi błagalne spojrzenie.
       Przygryzłam wargę, rozważając wszystkie za i przeciw. Lubiłam mieć towarzystwo. Samotność zdecydowanie mnie przerastała. Jednak bardziej skłaniałam się w stronę butelki czerwonego wina i jakiejś dobrej komedii. Byłam zielona, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju imprezy. Lenka potrafiła doskonale manipulować ludźmi, bo już po niecałych trzech minutach złamała mnie.
       – No dobra – westchnęłam, przewracając oczami. – Chodźmy do tego klubu.
      Pisnęła uradowana, uśmiechając się. Ekspresowo narzuciła na siebie ramoneskę. Niechętnie wstałam z kanapy, kierując się w stronę wieszaka. Moja bluza nie zdążyła jeszcze wyschnął, ale mimo to założyłam ją. Poprawiłam na szybko włosy, zgłaszając swoją gotowość.
       – O nie, nie, nie – rzuciła, kręcąc głową. – W takim stanie nie pójdziesz. – Spojrzałam na swoje ubrania, które wyglądały całkiem przyzwoicie. –  Dajcie nam pięć minut, to zrobię ją na bóstwo – zwróciła się do chłopaków, chwytając za mój nadgarstek.
       Zaciągnęła mnie do łazienki, od razu zabierając się za poszukiwanie odpowiednich kosmetyków. Przysiadłam na wannie, bacznie się jej przyglądając. Zmarszczyła czoło, odkrywając, że w mojej kosmetyczce znajduje się tylko tusz do rzęs i pomadka ochronna. Ostatnio wyrzuciłam stare cienie do powiek, które i tak używałam od święta.
    – Zaczekaj – poleciła z zamyśleniem, wycofując się. – Skoczę na górę po kilka rzeczy. Zaraz wracam.
    Te jej kilka rzeczy oznaczało przyniesienie całego ekwipunku począwszy od podkładu aż na sztucznych rzęsach skończywszy. Skrzywiłam się na sam widok tych wszystkich kosmetyków. Oczywiście, lubiłam makijaże, ale bez przesady.
    – Włóż to – oznajmiła, uśmiechając się szeroko.
    Podała mi krótką świecącą, srebrną sukienkę i wysokie czarne szpilki. Niechętnie je przyjęłam, otwierając szerzej oczy.
    – Zabiję się w tym – oznajmiłam, wskazując na obuwie.
    – Nie narzekaj, tylko się ubieraj. Nie mamy czasu.
    Przełknęłam głośno ślinę, bez przekonania wykonując polecone czynności. Pociągnęłam sukienkę w dół, chcąc sprawić, żeby była nieco dłuższa. Nie czułam się zbyt komfortowo w ubraniu, które ledwo zakrywało mi pośladki.
    – Zostaw – syknęła, posyłając mi karcące spojrzenie. – Jest dobrze.
    – Czy ja wiem…
    – Nie marudź – westchnęła, tracąc siły.
    Bez zbędnych słów usiadłam z powrotem na wannie, czekając na jej ruchy. Z uśmiechem na twarzy zabrała się za robienie makijażu. W mgnieniu oka wyrównała koloryt mojej skóry, pomalowała oczy cieniem i wytuszowała rzęsy. Na koniec zajęła się moimi poplątanymi włosami, fikuśnie je upinając.
    – Skończyłam – zanuciła, odsuwając się. Wyglądała na zadowoloną ze swojego dzieła.
    Wstałam, ostrożnie podchodząc do lustra. Musiałam bardzo uważać, żeby przypadkiem nie upaść. Rzadko nosiłam szpilki, przez co nie zdążyłam się przyzwyczaić do poruszania się w nich. Westchnęłam przeciągle, niepewnie spoglądając na swoje odbicie. Zaniemówiłam, widząc efekty jej pracy. Wyglądałam inaczej, bardziej kobieco i zarazem zmysłowo.
    – I jak? – spytała, stając za mną.
    – Wow. – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
    Ostrożnie przejechałam palcami wzdłuż policzka aż do linii żuchwy. Nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę byłam ja. Widać siła makijażu jest tak duża, że nawet z brzydkiego kaczątka można zrobić księżniczkę.
    – Dziękuję – dodałam po chwili, posyłając jej pogodny uśmiech.
    – Nie ma za co. – Odwzajemniła mój gest. – Idziemy?
    Pokiwałam głową, ostrożnie kierując się w stronę wyjścia.
Podążaliśmy w czwórkę wąskim chodnikiem. Ulice oświetlało ciepłe światło pochodzące z wysokich lamp. Co jakiś czas mijaliśmy już lekko wstawionych imprezowiczów, którzy ledwo trzymali się na nogach. Z ciemnych zaułków dochodziły głośne rozmowy i krzyki. Nie raz słyszałam, że w takich miejscach można spotkać samych nieprzyjemnych typków, a przecież nikt nie chciał mieć z nimi do czynienia.
Lenka i Slash trzymali się za ręce. Szeptali coś do siebie, niemal cały czas obdarzając się uśmiechem. Wyglądali na bardzo szczęśliwych. Poczułam dziwne ukłucie, jakby zazdrość. Też chciałam teraz zmierzać do klubu w objęciach mojego ukochanego. Tymczasem Axl wyjechał Bóg wie gdzie. Prychnęłam pod nosem. Czy mogłam go nazwać moim ukochanym?
Szłam obok Izzy’ego, od czasu do czasu ocierając się o jego ramię. Opowiadał o czymś, a ja udawałam, że go słucham, co chwilę przytakując lub odpowiadając zdawkowo. Moje myśli uciekały w zupełnie innym kierunku. Umysłem znajdowałam się przy Axlu, próbując porozmawiać z nim o uczuciach, jakich doświadczam, kiedy jest blisko.
– Słuchasz mnie? – Z letargu wyrwał mnie lekko zirytowany głos Stradlina.
Potrząsnęłam głową, zerkając na niego. Przystanął na środku chodnika, czekając na moją odpowiedź.
– Przepraszam – mruknęłam, chowając dłonie do kieszeni kurtki. – Zamyśliłam się.
– Nadal nurtuje cię sprawa Axla – bardziej stwierdził niż spytał.
Spuściłam głowę, wzdychając przeciągle. Ostatnimi czasy zbyt często przyłapywałam się na myśleniu o Rosie. Nie mogłam pojąć, dlaczego tak było. Niby się rozstaliśmy, zamknęliśmy ten rozdział kilka lat temu.
– Martwię się – rzuciłam krótko, podnosząc głowę. – Nie umiem udawać, że mnie nie obchodzi.
– Kochasz go?
Nie potrafiłam tak od razu odpowiedzieć na jego pytanie. Paradoksalnie, wywołało ono jeszcze większe wątpliwości. Zacisnęłam usta w wąską linię, dokładnie interpretując każde słowo. Rozkładałam jego wypowiedź na czynniki. Kochałam go? Powinnam była to wiedzieć, znać odpowiedź. Tymczasem miałam mętlik w głowie. Mój towarzysz z niecierpliwością wpatrywał się w moje oczy.
– Nie wiem – wyszeptałam, kręcąc głową. Nie potrafiłam powiedzieć tych słów głośno.
Uśmiechnął się niewyraźnie, podchodząc bliżej i kładąc dłoń na moich łopatkach. Przełknęłam niepewnie ślinę. Czułam się  dziwnie, jakbym dopiero teraz zaczynała odkładać Axla na dalszy plan. Przymknęłam na moment oczy, kręcąc głową. Nie, tego wieczoru nie będę o nim myśleć, obiecałam sobie.
– Kiedyś się dowiesz – mruknął, rozprostowując palce. Przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz. – A teraz chodźmy, bo już i tak trochę zgubiliśmy nasze gołąbeczki – zaśmiał się, jednocześnie poprawiając mi humor.
– Popieram – przytaknęłam, nadając dosyć powolne tempo. – Zrobiło się już trochę chłodno.
Kiedy doszliśmy na miejsce, moim oczom ukazał się budynek z czarnym szyldem, na którym widniał biały podświetlany napis. Po przekroczeniu bramek, weszliśmy do środka. Uśmiechałam się subtelnie, chociaż w środku ogarniała mnie niepewność. W lokalu panował półmrok, który rozpraszały nieliczne źródła słabego światła. Wnętrze utrzymane było w czerwonej kolorystyce z dodatkami drewnianych akcentów. W jednej części znajdował się ogromny bar i duże, prostokątne stoliki. Dalej mieściła się niezbyt duża scena, na której co wieczór występował inny zespół. Dziś jednak nikt nie grał, a ludzie tańczyli do muzyki puszczonej z płyty.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu naszych znajomych. Wypatrzenie ich pośród tłumu ludzi nie należało do najłatwiejszych. Izzy pociągnął mnie w określonym kierunku. Przedzieraliśmy się przez kolejkę, która ustawiała się, aby zamówić ulubiony trunek. Po chwili znaleźliśmy się przy stoliku, gdzie już na dobre rozsiedli się Slash i Lena. Usiedliśmy na czerwonych, skórzany sofach, obok których na ścianie wisiało ogromne lustro.
       – Co chcecie do picia? – zapytał Slash, gasząc niedopałka.
    Siedzieli tutaj już od jakiegoś czasu, jednak zaczekali na nas z zamówieniem alkoholu.
       – Martini z lodem – poprosiłam, odchrząkując. Odrobinę zaschło mi w gardle.
    Pozostali zgodnie zdecydowali się na Night train – dosyć tanie wino. Rozsiadłam się wygodnie, prostując nogi. Moje łydki powoli wysiadały. Następnego dnia z pewnością nie będę w stanie chodzić.
       – Macie może szlugi? – spytałam, zerkając po swoich towarzyszach. Z tego wszystkiego zapomniałam wziąć swoich.
Izzy wyjął z kieszeni paczkę Marlboro i poczęstował nas, po czym sam wziął jednego. Lenka pożyczyła mi ogień. Nie paliłam nałogowo, raczej robiłam to dla smaku lub do towarzystwa. Zaciągnęłam się kilka razy dymem i chciałam strzepnąć papierosa, kiedy zorientowałam się, że na stole nie ma popielniczki. Rozejrzałam się po sali i zauważyłam jakąś parkę siedzącą w kącie. Wyglądało na to, że raczej wybrali to miejsce na romantyczną randkę niż pijacką imprezę. Swoją drogą lepiej byłoby, gdyby w tym celu zabrał ją do małej, przytulnej knajpki niż głośnego klubu, ale to już nie moja sprawa. Doszłam do wniosku, że raczej nie palą, więc popielniczka była im zbędna. Przeprosiłam Izzy’ego, który siedział  skraju, po czym podeszłam do stolika, przy którym siedzieli.
       – Mogę pożyczyć? – zapytałam, wskazując na metalowy przedmiot.
Chłopak zlustrował mnie wzrokiem, prychając przy tym. Poczułam się nieswojo. Nie lubiłam ludzi, którzy oceniali innych po wyglądzie. Czekałam niecierpliwie, aż w końcu coś powie.
       – Palenie szkodzi – rzucił z pogardą w głosie.
       – Wiem, ale od jednego papierosa chyba nie umrę. – Uśmiechnęłam się, żeby odrobinę rozluźnić atmosferę.
       – Proszę – mruknął od niechcenia, podając mi popielnicę. – Ach, ta dzisiejsza młodzież – westchnął, teatralnie wywracając oczami.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam w kierunku naszego stolika, chichocząc pod nosem. Bawiła mnie ta sytuacja. Ten chłopak, jak już, był niewiele ode mnie starszy, a zachowywał się jakby pozjadał wszystkie mózgi. Gdzie się rodzą tacy ludzie?
Położyłam popielniczkę na stole i zajęłam swoje miejsce. Strzepnęłam papierosa o jej metalowe brzegi.
Miałam perfekcyjny widok na to, co działo się dookoła. Jakiś facet przy barze wkurzał się na przyjaciela za to, że ten dobierał się do jego dziewczyny. Koło wejścia do łazienki migdaliła się para nastolatków. Kto w ogóle ich tutaj wpuścił? Na końcu sali młody chłopak kupował tabletki niewiadomego pochodzenia od podejrzanego typka.
       – Kiedy gracie najbliższy koncert? – spytała Lena, gasząc papierosa.
       – W najbliższy piątek w Roxy, a później wybieramy się w małą trasę, którą załatwił Duff – odpowiedział jej Stradlin.
    Uśmiechnęłam się ironicznie. Czy Axl kiedykolwiek zamierzał informować mnie o czymkolwiek? Związek opiera się na zaufaniu i szczerości, a tymczasem on miał przede mną wiele tajemnic.
       – Zajebiście! – pisnęła, unosząc wysoko kąciki ust. – Szkoda tylko, że nie mogę z wami jechać – dodała już z nieco mniejszym entuzjazmem.
    Strzepnęłam papierosa, rozglądając się po sali. Jakoś niezbyt chciało mi się słuchać ich rozmowy na temat dziwnych doświadczeń dragami. Sama byłam amatorką, więc nie miała o tym bladego pojęcia. Oparłam się o czerwony materiał, skupiając swoją uwagę na słowach piosenki lecącej z głośników. Idealnie pasowała do stanu, w którym obecnie się znajdowałam. Dopiłam ostatnie łyki Martini, odstawiając na blat pusty kieliszek.
    – Chce ktoś coś? – spytałam, wstając. Zamierzałam iść do baru tylko po to, żeby stracić trochę czasu.
    – Zazwyczaj tyle nie pijesz – zauważył Izzy.
    Wzruszyłam ramionami, mijając mojego towarzysza.
       – Zaczekaj! – zawołała  Lena, chwytając mój nadgarstek – Najpierw się czymś znieczulimy – dodała już nieco ciszej.
    Wyjęła z torebki mały woreczek, prędko chowając go do kieszeni. Stanęła obok mnie, uśmiechając się niemal od ucha do ucha.
       – Nie mam ochoty na herę – mruknęłam. – Wolałabym się dobrze zabawić.
    Nie chodziło o to, że chciałam odreagować moją skomplikowaną relację z Axlem. Po prostu chciałam odreagować wszystko. W szczególności wydarzenia, które wywarły piętno na mnie. Nie umiałam o nich zapomnieć, ale jednocześnie nie potrafiłam ich rozpamiętywać.
    – Okej – wymamrotała z przygaszonym entuzjazmem. – W takim razie poznasz kogoś specjalnego – dodała, spoglądając na mnie. W jej oczach błyszczały tajemnicze iskierki.
    Zaciągnęła mnie w stronę stolika, przy którym siedział mężczyzna w średnim wieku. Był sam i popijał bursztynowe whiskey. Wyglądał jak pomieszanie Normana Lloyda i Kirka Douglasa. Miał na sobie garnitur z czego wywnioskowałam, iż mógł być biznesmenem.
    – Chcesz u niego kupić dragi? – spytałam z podejrzliwością. Nie wyglądał na dilera.
    – Wszystkiego się dowiesz – odparła, uśmiechając się szelmowsko.
    Podeszłyśmy bliżej, tym samym zwracając na siebie uwagę mężczyzny. Gestem ręki zaprosił nas do zajęcia miejsc naprzeciwko. Zerknęłam na Lenę, która chętnie przyjęła jego propozycję. Zrobiłam to samo, zmuszając się do nikłego uśmiechu.
    – Witam piękne panie. W czym mogę służyć?
    Jego głęboki, niski głos idealnie pasował do jego stylu wypowiedzi. Wydawał się być szarmancki i niezwykle dobrze wychowany. Na moje policzki niepostrzeżenie wkradł się rumieniec.
    – Eddie – zwróciła się do niego. – Masz jeszcze te kolorowe pastylki, które zapewniają dobrą zabawę? – spytała, ewidentnie go bajerując.
    Mężczyzna zlustrował ją wzrokiem, następnie przenosząc go na mnie. Poczułam dziwny ucisk na żołądku. Obserwował mnie przez dłuższy moment.
    – Dla ciebie i… – zaczął.
    – Victorii – wtrąciłam, bawiąc się palcami pod stołem.
    Uniósł subtelnie prawy kącik ust, wracając do rozmowy.
    – Rzymska bogini zwycięstwa, do tego niezwykle urodziwa – skomentował, mocząc usta w trunku.
    Spuściłam wzrok, czując jak moje policzki kolorem przypominają buraka. Nie byłam przyzwyczajona do otrzymywania komplementów.
    – Mam dla was coś ekstra – zmienił temat. Kątem oka zauważyłam, jak wyciąga z wewnętrznej kieszeni listek z tabletkami. – Mam nadzieję, że spodoba wam się efekt.
    – Ile płacę? – spytała Lena.
    Podniosłam głowę. Zauważyłam, jak Lenka odruchowo chowa tabletki, uśmiechając się jak głupia. Pewnie w ten sposób chciała wynegocjować niższą cenę.
    – Potrącę ci z wypłaty – poinformował. Nadal od czasu posyłał mi dłuższe spojrzenia.
    Poczułam jak przez moje ciało przelatuje dreszcz. Przecież Lenka tańczyła na rurze. Myślałam, że ten facet jest jakimś chodzącym ideałem. Tymczasem miałby być jej szefem i dilerem w jednym?
    – Stoi – zaakceptowała, przejeżdżając końcem języka po górnych zębach.
    Miałam nadzieję, że Slash tego nie widział. W końcu byli parą, a jego dziewczyna próbowała poderwać swojego szefa. Nie potrafiłam zrozumieć tej całej sytuacji. Myślałam, że się kochali na zabój…
    Pożegnałyśmy się z mężczyzną, odchodząc w stronę baru. Usiadłam na wolnym krześle, podczas gdy czarnowłosa zamawiała dla nas drinki.
    – Spodobałaś mu się – zauważyła dosyć oschle, zajmując miejsce obok.
    – To dobrze czy źle? – spytałam niepewnie.
    Dziewczyna zaśmiała się perliście, odpalając kolejnego papierosa. Częstowała mnie, ale ja nie chciałam.
    – To zależy jak na to patrzysz – przyznała, wypuściwszy dym. – Eddie robi szemrane interesy. Nazywają go Królem Sunset Strip.
    Wtedy jeszcze nie wiedziałam dobrze, co to znaczyło. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaki ten mężczyzna jest naprawdę…
    Barmanka podała nasze zamówienia. Sączyłam drinka, jednocześnie rozglądając się po sali. Próbowałam znaleźć chłopaków, którzy już nie siedzieli przy naszym stoliku. Na marne.
    – Trzymaj – rzuciła Lena, podając mi niewielką tabletkę.
    Wzięłam ją niepewnie. Obróciłam pastylkę w palcach, przyglądając jej się niemal z każdej strony.
    – Co to? – Spojrzałam pytająco na brunetkę.
    – Ekstazy – odparła obojętnie, łykając swoją tabletkę.
    Słyszałam o nich parę razy. Moi znajomi z Lafayette brali je na większych imprezach. Mówili, że dają fajny odjazd. Osobiście nigdy wcześniej ich nie próbowałam. Jednak kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
    Włożyłam tabletkę pod język, popijając ją znaczną ilością alkoholu. Nie wydarzyło się nic spektakularnego. Najwidoczniej na efekty musiałam chwilę poczekać.
    – Długo się znacie? – spytałam, próbując ją zagadać.
    – Od jakiegoś czasu – odpowiedziała, zataczając palcem kółka na blacie. – Pracuję u niego.
    – Dobrze płaci? – dociekałam.
    Nie chciałam tańczyć na rurze. Liczyłam, że może oferuje pracę również w innych zawodach. Wydawał się być człowiekiem biznesu.
    Zaśmiała się, lustrując mnie wzrokiem. Sprawiała wrażenie odrobinę niemiłej, chociaż podobno miałyśmy się zaprzyjaźnić.
    – Nienajgorzej, ale nie polecam. Nie powinnaś zmarnować sobie życia. Jesteś jeszcze młoda i masz wiele przed sobą – powiedziała dyplomatycznie.
    Parsknęłam śmiechem. Zaczynała się zachowywać, jakby była moją matką. Sama nie była święta, a prawiła mi gadki umoralniające. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że chciała dobrze.
    – Tak tylko pytam – burknęłam, upijając trunek. – Z ciekawości.
    – Twoja ciekawość i tak już wybrnęła za daleko – zaśmiała się, oblizując rubinowe usta.
    Niepewnie odwzajemniłam jej gest. Delektowałam się drinkiem, wsłuchując się w dźwięki dobiegające z głośników.
    Po kilkunastu minutach, poczułam, jak zalewa mnie fala euforii. Mój słuch i wzrok nieco się wyostrzyły. Miałam ochotę całą noc spędzić na parkiecie.
       – Chcę tańczyć – stwierdziłam, niemal cały czas się uśmiechając.
    – Zaczekaj – przystopowała mnie moja towarzyszka. Była tak samo pobudzona jak ja. – Pozwól, że napijemy się czegoś fajnego. Dwa razy coś mocniejszego, poproszę! – zawołała na barmana.
    Po chwili postawił przed nami dwa kieliszki z wódką. Jednym haustem wypiłam zawartość jednego z nich, czując nieprzyjemne palenie w przełyku. Skrzywiłam się nieznacznie, przytykając usta wierzchem dłoni.
    – Teraz możemy iść – powiadomiła Lenka, zeskakując z krzesła. Odruchowo spakowałam jej papierosy do kieszeni.
    Wyszłyśmy na parkiet, ruszając się do rytmu muzyki. Brunetka zmieszała się z tłumem, tym samym zostawiając mnie samą. Jednak nie przeszkadzało mi to zbytnio. Chciałam się bawić, poznawać nowych ludzi. Tańczyłam, ocierając się o przypadkowych mężczyzn. Normalnie bym tak nie robiła, ale ekstazy dodały mi dużo pewności siebie. Śmiałam się, śledząc wzrokiem kolorowe światełka, które emitowała wirująca kula. Miałam ochotę spędzić tak cały wieczór. Rozerwać się i zapomnieć o rzeczywistości.
    W pewnym momencie poczułam na swoich biodrach czyjeś duże i ciepłe dłonie. Spoglądnęłam przez ramię, dostrzegając Eddiego, który układał podbródek na moim ramieniu. Lenka ostrzegała mnie przed nim, ale teraz kompletnie zapomniałam o jej słowach. Oczarował mnie swoim zachowaniem. W tamtej chwili byłam gotowa pójść z nim na koniec świata.
    Obrócił mnie przodem do siebie, chwytając moje dłonie. Przymknęłam powieki, kiwając głową w rytm muzyki. Czułam się niezwykle lekka, jakby Eddie zabrał ode mnie część mojej wagi. Otworzyłam oczy, zauważając, że mężczyzna ciągnie nas w jakąś stronę. Nie protestowałam. Nawet mi się to podobało. Zwrócił na mnie swoją uwagę. Mogłam poczuć się doceniona.
    Dopiero po chwili zauważyłam, że ciągnie mnie w stronę łazienek. Chce mnie wykorzystać? Z pewnością nie. To dobry człowiek, tłumaczyłam sobie. Nie przejmowałam się niczym. Nawet nie próbowałam protestować. Mógł zrobić ze mną, co tylko chciał… Na szczęście ktoś mu przeszkodził.
       – Ta pani wraca już do domu – zaakcentował Izzy, zatrzymując Eddiego.
    Nie wiedziałam, jaki cudem znalazł się we właściwym miejscu o właściwej porze. Tak naprawdę nic mnie nie obchodziło. Póki dobrze się bawiłam, oczywiście.
    Eddie zlustrował go wzrokiem, uśmiechając się szelmowsko.
    – Miło cię widzieć. Po prostu chcieliśmy z Victorią porozmawiać o pewnych rzeczach w jakimś ustronnym miejscu – poinformował obojętnie. Nie widział w tym najmniejszego problemu.
    – Lepiej trzymaj się od niej z daleka – syknął Stradlin, patrząc na niego z pogardą.
    – Bo? – spytał starszy mężczyzna, śmiejąc się triumfalnie.
    Górował nad nim i oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Chyba powoli zaczynałam rozumieć, o co chodziło Lenie z Królem Sunset Strip.
    Izzy milczał. Zmarszczył jedynie brew, wzdychając przeciągle. Nic mu nie mógł zrobić.
    – No widzisz – zanucił Eddie. – Jesteś tylko zwykłym grajkiem. Dobrze ci radzę, chłopaczku, nie wchodź mi w paradę. W przeciwnym wypadku gorzko tego pożałujesz – zagroził, puszczając mnie.
    Obserwowałam mężczyznę, który oddalił się w kierunku sali. Z mojej twarzy zniknął uśmiech. Paradoksalnie tęskniłam za jego dotykiem. Może dlatego, że czułam go ze zdwojoną siłą?
    – Zepsułeś mi zabawę – jęknęłam oburzona, zakładając ręce na piersi.
    – Kiedyś mi za to podziękujesz – westchnął przeciągle, kładąc dłoń pomiędzy moimi łopatkami. – Na nas już pora – wyszeptał, wywołując ciarki na moim ciele.
    Uśmiechnęłam się szeroko, wodząc oczami po jego postaci.
    – Pójdziemy do innego lokalu? – spytałam, robiąc maślane oczy.
    – Tak – przytaknął, wyprowadzając mnie na zewnątrz. – Jest kawałek stąd i nazywa się Hell House.
    Momentalnie z mojej twarzy zniknął uśmiech, a jego miejsce zajął grymas. Chciałam się dobrze zabawić, odreagować. Nie po to brałam ekstazy, żeby teraz wracać do domu.
    – Zgłaszam sprzeciw – oznajmiłam naburmuszona, opierając się o słup z ogłoszeniami.
    Chłopak przewrócił teatralnie oczami, podchodząc bliżej. Musiał mieć dużo cierpliwości, skoro w tamtej chwili wyznaczył sobie za cel odprowadzenie mnie w jednym kawałku do mojego pokoju.
    – Zrobimy sobie mini imprezę w salonie – zaproponował, uśmiechając się zachęcająco – Obiecuję. – Wyciągnął dwa palce.
    Odwróciłam wzrok, udając, że się zastanawiam. Tak naprawdę przyglądałam się bezchmurnemu niebu, podziwiając znajdujące się na nim błyszczące gwiazdy.
    – Mam cię zanieść? – zapytał zdesperowany.
    Moja intuicja podpowiadała mi, że prawdopodobnie mógł tak zrobić. Oderwałam się od podparcia, darząc mojego towarzysza przelotnym spojrzeniem.
    – Nie trzeba – odpowiedziałam oschle, szukając w kieszeni paczki papierosów. Wyjęłam z niej jednego, następnie go odpalając.
    Szliśmy, zajmując niemal cały chodnik. Wypuszczałam dym, formując z niego kółka. Normalnie raczej tego nie robiłam. Teraz natomiast sprawiało mi to przyjemność. Skoro nie mogłam potańczyć, to przynajmniej nuciłam sobie pod nosem piosenki, które przychodziły mi do głowy. Mój przyjaciel szedł obok z rękami w kieszeniach i spuszczonym wzorkiem. Możliwe, że nie chciał się do mnie przyznawać. Uśmiechałam się jak głupia, i machałam głową w rytm niemej melodii.
    – Długo jeszcze będziesz się gniewać? – spytał znienacka. Pewnie chciał oderwać mnie od podśpiewywania. Okropnie fałszowałam.
    – Pomyślmy – westchnęłam, strzepując popiół. – Jak mi kupisz Przeminęło z wiatrem na kasecie, to może się odobrażę – oznajmiłam, zaciągając się dymem. Lubiłam, kiedy przyjemnie drażnił moje płuca.
    Zaśmiał się głośno, kręcąc głową. Miał niemałe zadanie do wykonania, ale znając Izzy’ego, zapewne się go podejmie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie