Promienie słoneczne oświetlały pokój, przyjemnie ogrzewając moje
policzki. Otworzyłam oczy, przeciągając się leniwie. Nadal leżałam na łóżku
Axla, który obejmował mnie w pasie. Najwidoczniej wczoraj usnęliśmy. Ostrożnie
zabrałam jego ręce, podnosząc się nieznacznie. Spojrzałam na zegarek, który
stał na pobliskiej szafce. Jego wskazówki wyznaczały godzinę dziesiątą
siedemnaście. Ubrałam swoje buty, po czym po cichu opuściłam pomieszczenie. Axl
nadal spał jak kamień. Jedyne, co zrobił, to przekręcił się na drugi bok.
Przymknęłam drzwi, swobodnie wypuszczając powietrze.
– Widzę, że coraz lepiej się dogadujecie.
Wzdrygnęłam się, usłyszawszy jego jeszcze lekko zaspany głos.
Przestraszył mnie.
– Hej, Izzy. – Uśmiechnęłam się
nieznacznie. – Nie spodziewałam się, że cię spotkam – palnęłam.
To było dosyć prawdopodobne. Przecież on też tutaj mieszkał i to
znacznie dłużej niż ja.
Zaśmiał się, lustrując mnie wzrokiem. Wyglądało na to, iż miał dobry
humor. Czułam, jak nieznacznie się rumienię. Niepotrzebnie, w końcu nie byłam
naga ani nic z tych rzeczy.
– Przepraszam – mruknęłam, śmiejąc się z
własnej głupoty. – Jest jeszcze za wcześnie na myślenie.
– Spoko. To co, może wypijemy jakąś kawę i
wszystko mi opowiesz? – zaproponował.
Poczułam się odrobinę nieswojo. Nie chciałam mu mówić o mojej relacji z
Axlem. W sumie, to tak trochę nie było o czym. Żadnych pikantnych szczegółów
czy poważniejszych zobowiązań.
– Chętnie napiję się kawy, ale o niczym
nie będę opowiadać – uprzedziłam go.
– Spoko – przytaknął jakby od niechcenia.
Wymienialiśmy spojrzenia jeszcze przez chwilę. Milczeliśmy, żadne z nas
nawet nie wyrażało chęci powiedzenia czegokolwiek. Jakoś żadne słowa nie
przychodziły mi do głowy. Westchnęłam, odczuwając niewielkie zmieszanie.
Spuściłam głowę, po czym minęłam go, kierując się na dół. Nie odwracałam się,
jednak słyszałam, jak podąża za mną. Jego kroki współgrały z moim lekko
przyśpieszonym biciem serca. Weszłam do kuchni, od razu nastawiając wodę na
kawę. Usiadłam na krześle, z największą dokładnością przyglądając się, jak mój
towarzysz kończy zaczętą przeze mnie czynność. Nasypał do kubków aromatyczny
proszek, po czym zalał go wrzącą wodą.
– Proszę. – Podał mi mój napój, po czym
zajął miejsce obok.
– Dzięki – mruknęłam, zaciskając palce na
gorącym, brunatnym kubku.
Dmuchałam napar, czując na sobie jego wzrok. Nie odzywał się, jakby
domyślił się, że potrzebuję ciszy. Upiłam niewielki łyk, nieznacznie oparzając
język. Skrzywiłam się, co nie uszło jego uwadze.
– Chcesz wody? – spytał z troską.
Pokręciłam głową, subtelnie się uśmiechając.
– Nie trzeba – odmówiłam. – To nic
takiego. Zaraz przejdzie.
Przyzwyczaiłam się do tego nieprzyjemnego uczucia drętwienia.
Wielokrotnie go doznawałam, co w pewnym stopniu pozwoliło mi się uodpornić.
Pokiwał głową, zakładając nogę za nogę. Zlustrowałam go wzrokiem od góry
do dołu. Wyglądał, jakby planował zaraz wyjść na miasto. Miał na sobie czyste
ubrania, nie to, co ja.
– Jezu, jaki jestem głodny – jęknął Slash.
Spojrzeliśmy po sobie, śmiejąc się. Dopiero po chwili Mulat zaszczycił
nas swoją obecnością. Przyszedł z Leną, którą czule obejmował ramieniem.
Całował niemal każdy kawałek jej głowy, czoła, policzka. Ona natomiast z
uśmiechem na twarzy wtulała się w jego nagi tors. Co, jak co, ale koszulkę mógł
założyć. Pomimo to wyglądali na uroczą parę.
– Cześć – przywitała się dziewczyna. Jej
lekko przepity głos wypełniony był optymizmem. – Macie ochotę na jajecznicę?
– Jasne – odparł Stradlin.
Uśmiechnęła się szerzej, o ile w ogóle było to możliwe. Uwolniła się z
objęć swojego ukochanego, po czym zajęła się przygotowywaniem śniadania. Hudson
tylko machnął ręką, siadając przy stole. Dziewczyna została całkowicie
pochłonięta przez ową czynność. Wyglądała jak te wszystkie kucharki, które
prowadzą programy o gotowaniu. Robiła to z pasją, której dotychczas nie
spotkałam. Sama od czasu do czasu coś pichciłam, aczkolwiek bardziej
wykonywałam to z konieczności niż przyjemności.
Nie byłam do końca przekonana, czy Lena potrafi ugotować coś innego niż
wodę na herbatę. Zanim skosztowałam jej potrawy, spojrzałam wymownie po
chłopakach. Zajadali się, niemal powstrzymując się od mlaskania. Ale oni raczej
jedli wszystko, co im się podało. Przełknęłam ślinę, niepewnie wkładając do ust
pierwszy kęs. Przeżułam go powoli, niemal natychmiastowo zmieniając zdanie.
Niby to była zwykła jajecznica, ale smakowała wybornie. Zaczęłam zajadać się
nią prawie tak samo jak chłopcy. Możliwe, że spowodowane to było moją
dotychczasową dietą. Od dłuższego czasu nie miałam w ustach niczego odżywczego,
konkretnego. Żywiłam się jedzeniem z puszki, bo tylko na takie było mnie stać.
Wszyscy się gdzieś zmyli, zostawiając mnie samą ze stertą brudnych
naczyń. Przewróciłam oczami z niezadowoleniem. Nie przepadałam za myciem
talerzy, sztućców i tym podobnych. Obrzydzały mnie resztki jedzenia, które się
na nich znajdowały. Ubrałam za duże lateksowe rękawiczki, zabierając się do
pracy. Jeśli nie ja, to nikt inny tego nie zrobi.
– Hej, misiaczku – wyszeptał przyjemnie
niskim, jeszcze odrobinę zaspanym głosem Axl. Objął mnie w pasie, po czym
złożył kilka pocałunków na mojej szyi.
Uśmiechnęłam się, nieznacznie pomrukując. Lubiłam gdy to robił. Dawał mi
przyjemne uczucie rozkoszy.
– Jak się spało mojej księżniczce? –
zapytał, przesuwając palcem wzdłuż mojego kręgosłupa, wywołując u mnie
przyjemne ciarki.
– Bardzo dobrze, a tobie?
– Też – mruknął przeciągle.
Jego ręka wędrowała niemal po całym moim ciele. Oddychałam coraz
bardziej niestabilnie. Przymknęłam oczy, kurczowo zaciskając palce na brzegach
zlewu. Musiałam się czegoś podtrzymać, żeby zachować równowagę. Nie panowałam
nad sobą. Nie tyle, że nie chciałam. Po prostu nie potrafiłam.
Włożył rozgrzaną dłoń pod moją koszulkę, układając ją na brzuchu.
Masował go przyjemnie, kierując się coraz wyżej. Moja podświadomość nakazywała
mu przestać, aczkolwiek nie potrafiłam tego powiedzieć. Czułam się
sparaliżowana, nie mogłam nic zrobić.
– Vicky,
masz może ochotę pójść na zakupy? – zapytała Lena, wchodząc do kuchni.
Gwałtownie odsunęliśmy się od siebie. Odwróciłam się w jej stronę,
opierając biodra o brzegi zlewu. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Czułam,
jak jej spojrzenie wypala mnie od środka. Ona też wyglądała na zmieszaną.
Uśmiechała się niewyraźnie, powoli się wycofując.
– To może ja przyjdę później – zaoferowała
niepewnie.
– Chętnie z tobą pojadę, tylko daj mi pięć
minut – zawołałam, następnie nerwowo przygryzając wargę.
Pomimo że do niczego nie doszło, czułam się jak nastolatka, którą
przyłapali rodzice. Zrobiło mi się gorąco. Zapewne moje policzki kolorem
przypominały buraki. Kątem oka zerknęłam na Axla. Spuścił głowę, nie odzywając
się ani słowem. Ostrożnie opuściłam pomieszczenie, nawet się z nim nie
żegnając. Nie zatrzymał mnie, nawet nie próbował.
Wzięłam chłodny prysznic. Zimne krople przyjemnie spływały po moim
ciele, rozbudzając zmysły. Tego potrzebowałam. Poprawiłam wczorajszy makijaż,
zmywając tylko pozostałości po tuszu do rzęs. Nie chciało mi się wykonywać go
od nowa. Związałam włosy w kucyk na czubku głowy, przy okazji pozbywając się
niemal garści pukli.
Oczywiście nie obyło się bez największego dylematu kobiety. Mianowicie,
nie wiedziałam, w co się ubrać. Moja szafa nie była uboga, znajdowało się w
niej kilka T-shirtów. Jednak żaden nie był odpowiedni. Niby miałyśmy tylko
wyskoczyć na zakupy, ale chciałam dobrze wyglądać. Chciałam, żeby mnie
polubiła. Może to było płytkie myślenie? W końcu mój wybór padł na koszulkę z Aerosmith i
dżinsowe szorty. Założyłam do tego nowe lenonki, które miały mnie chronić przed
promieniowaniem słonecznym i zbiegłam na dół.
– Pa! – rzuciłam na odchodne do Stevena,
który leżał na kanapie i oglądał jakiś serial.
Nawet mi nie odpowiedział. Był zbyt zajęty śledzeniem losów Franco,
jakby żył w innej rzeczywistości. Machnęłam ręką, po czym otworzyłam drzwi wyjściowe.
Leny nie było w salonie, z czego wywnioskowałam, iż znajdowała się na
podjeździe. Miałam rację. Dziewczyna stała z założonymi rękami, opierając się o
czerwoną maskę samochodu. Wyglądała na zniecierpliwioną.
– No nareszcie – westchnęła, rozkładając
ręce. – Ile można czekać? – dodała z wyrzutami.
– Sorry – mruknęłam, przejeżdżając dłonią
po karku. – Musiałam się ogarnąć.
Uśmiechnęła się subtelnie.
– Rozumiem – przytaknęła z nieco bardziej
przyjaznym nastawieniem. – Też tak czasami mam. Ale teraz już wsiadaj.
Odwzajemniłam jej gest, kątem oka zerkając na samochód. Drażnił mnie ten
temat.
– Czyje to auto? – spytałam, nie
spuszczając wzroku z pojazdu.
– Duffa – odpowiedziała od niechcenia. – Ale
w zasadzie to wszyscy jeżdżą starą, dobra Hondą.
Zmarszczyłam czoło, co nie uszło uwadze dziewczyny. Słyszałam, jak
ostatnio narzekali na brak pieniędzy. Czyżby coś się zmieniło od tamtego czasu?
Nie sądzę. Więc skąd nagle go było
stać na samochód?
– Zapewne musiała dużo kosztować –
wspomniałam, zmuszając się na nikły uśmiech.
– Masz rację – przytaknęła, zakładając
czarne okulary.– Ale widzisz, każdy z nas musi sobie jakoś radzić. W Seattle
Duff kradł stare samochody i je sprzedawał, a to jest pamiątka z tamtych
czasów.
Poklepała maskę samochodu, uśmiechając się do niego.
Wzdrygnęłam się, kiedy w moich uszach wybrzmiewały jej słowa. Zadawałam
się z największą patologią w Los Angeles. Do niedawna marzyłam jeszcze, żeby
rozpocząć normalne życie. Pozbierać się i zapomnieć. Chyba się nie uda… Musiałam zmienić cel. Teraz starałam się jako
tako przeżyć bez większych szkód.
Wsiadłyśmy do samochodu. Zapięłam pasy, podczas gdy Lena odpalała
silnik. Już po chwili mogłam usłyszeć jego charakterystyczny warkot. Może to
się wydawać absurdalne, ale tęskniłam za tym. Za zapachem spalin również. Dawno
nie jeździłam samochodem. W San Francisco raczej siedziałam w domu. Westchnęłam
na samo wspomnienie. Musiałam przestać o tym myśleć, za bardzo bolało.
Uśmiechnęłam się, skupiając swoją uwagę na panoramie miasta.
Droga minęła nam dość szybko.
Lenka była naprawdę niezłym kierowcą. Rozmawiałyśmy, dzięki czemu mogłam ją
lepiej poznać. W tle leciała płyta Beatlesów, która dodatkowo robiła dobry
klimat. Nawet nie wiedziałam, kiedy podjechałyśmy pod galerię handlową. Wysiadłam
z pojazdu, dokładnie przyglądając się jej. Był to niewielki betonowy budynek z
dużą ilością okien. Wyglądem raczej nie zachęcał to zrobienia w nim zakupów.
Niechętnie podążyłam za moją towarzyszką do wnętrza. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w galerii…
Lena chodziła od sklepu do sklepu, przymierzając niemal każde ubranie,
które jej się podobało. Szłam za nią krok w krok, przy okazji szukając czegoś
dla siebie. Sama nie wiedziałam, czego chciałam. Nie byłam na bieżąco, przez co
nie miałam pojęcia, co uchodziło za modne w danym sezonie. Czułam się obco,
pomimo że w liceum byłam niemal stałą bywalczynią sklepów odzieżowych.
Usiadłam na wolnej pufie, która stała w okolicy przymierzalni. Czekałam
na Lenę, która zastanawiała się nad kupnem kolejnej sukienki. Nadal nie
wybrałam niczego dla siebie. Zaplotłam palce na kolanie. Odczuwałam niewielkie
zmęczenie, znudzenie. Chyba wynikało to z nieprzyzwyczajenia.
– Ej, Vicky, zobacz, jak w tym wyglądam! –
zawołała zza zasłony Lena.
Poderwałam się z miejsca, podchodząc do niej. Skrzywiłam się
nieznacznie. Odrobinę zdrętwiały mi nogi. Musiałam później je rozchodzić.
Dziewczyna odsunęła malinową zasłonę, pokazując się z każdej strony.
Miała na sobie srebrzystą sukienkę, która mieniła się w świetle jarzeniowej
lampy. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie jej długość. Ledwo zakrywała pośladki.
– Nie uważasz, że jest troszkę za
krótka – zasugerowałam.
–
Jak dla mnie jest idealna –
stwierdziła, uśmiechając się. – Podoba mi się – dodała, po czym zasunęła
kotarę.
Oparłam się o pobliską ścianę. Nie miałam już ochoty szukać czegoś dla
siebie. Stwierdziłam, że poczekam na nią. W głębi liczyłam na to, iż pójdziemy
coś zjeść. Odrobinę burczało mi w brzuchu.
–
I co, kupujesz? – zapytałam, kiedy wyszła z przymierzalni.
–
Nie – zaprzeczyła, kręcąc głową. – Jest za droga. W ogóle nie ma tu nic
fajnego. Wracajmy już.
Prychnęłam pod nosem. Zmarnowałyśmy prawie
dwie godziny, żeby w końcu nie kupić niczego.
W drodze powrotnej zatrzymałyśmy się w McDonaldzie. Obie stwierdziłyśmy,
że umieramy z głodu i chciałybyśmy coś zjeść. W barze nawet nie było dużej
kolejki. Raptem kilka osób przed nami kupiło frytki i colę. Lena zamówiła
cheesburgera, natomiast ja miałam ochotę na sałatkę. Zawsze starałam się przywiązywać
wagę do tego, co jadłam. Nie odchudzałam się, raczej robiłam to ze względów
smakowych. Po prostu bardziej lubiłam warzywa niż porcję krwistego steka.
Usiadłyśmy przy wolnym stoliku, rozkładając na krzesłach nasze rzeczy.
Jednak Lenka skusiła się na zakup kusej spódniczki, którą mierzyła w pierwszym
sklepie, do jakiego weszłyśmy.
–
Pracujesz gdzieś? – spytałam z zaciekawieniem, próbując w jakiś sposób
zainicjować rozmowę.
– Jasne – przytaknęła, w międzyczasie
przeżuwając gryz burgera – Jestem tancerką pole dance w Whisky A Go Go –
oznajmiła z nutą obojętności w głosie, jakby niemal każdy to robił. – Całkiem
nieźle płacą, jak chcesz to mogę cię tam wkręcić – zaproponowała.
Odruchowo pokręciłam głową. Jakby to powiedzieć, miałam wyższe
aspiracje.
– Nie, dzięki –
odmówiłam, niepewnie się uśmiechając. – Wolę trochę inny taniec – dodałam.
Uśmiechnęłam się szerzej. Lubiłam wspominać tamte czasy. Robiłam coś, co
kochałam z całego serca. Szkoda tylko, że ta bańka zbyt szybko pękła.
– Jaki? –
próbowała dociec. Momentami w swojej ciekawości przebijała starsze panie na
emeryturze.
– Zaczynałam
od baletu, później tańczyłam jazz. Kiedyś robiłam to z przyjemności, ale teraz
myślę nad utrzymywaniem się z tego. Nawet postanowiłam zaoszczędzić trochę
pieniędzy na jakąś szkołę tańca – zaśmiałam się.
Przejście z amatorki na profesjonalizm kosztowało i to dużo. Miałam
problemy z bieżącymi opłatami, a co dopiero byłoby ze szkołą tańca. Marzenia
ściętej głowy. Wiedziałam o tym, jednak nadal się łudziłam. Może dlatego, że
przez to jako tako funkcjonowałam, a przede wszystkim miałam chęć do życia?
Dziewczyna dokładnie zlustrowała mnie wzrokiem. Z wyglądu nie
przypomniałam tancerki. Byłam szarą myszką, chucherkiem, które można było
przewrócić jednym placem. One natomiast były zwinne, urodziwe.
– Nie obraź
się – zaczęła pewnie – ale wyglądasz jak wrak człowieka. Jesteś okropnie blada
i masz straszne sińce pod oczami. Przewróciłabyś się na tej scenie – zaśmiała
się. – Ale spoko. Zajmę się tobą i wszystko będzie super – zaoferowała z
uśmiechem na twarzy.
Omal kawałek pomidora nie stanął mi w gardle. Po niej można się było
wszystkiego spodziewać. Sprawiała wrażenie szalonej wariatki. Oczywiście w
pozytywnym znaczeniu tego słowa.
Przez większą część drogi powrotnej stałyśmy w korkach. Nie było się
czemu dziwić, trafiłyśmy na godziny szczytu. Lena nerwowo stukała paznokciami o
brzegi kierownicy, ja natomiast podziwiałam widoki zza okna. Nigdy wcześniej
nie byłam w tej części miasta. Ogólnie nigdy wcześniej nie byłam w Los Angeles.
Tak naprawdę przyjechałam do tego miasta w ciemno. Bilety były tańsze niż do
Nowego Jorku, to chyba jedyny powód, dlaczego zdecydowałam się akurat na Miasto
Aniołów.
–
Mogłabyś mnie tutaj wysadzić? – spytałam, kiedy przejeżdżałyśmy przez Sunset Strip.
–
Jasne – przytaknęła, zachowując pełne skupienie.
Zajechała niemal pod samo Rainbow. Pozbierałam swoje rzeczy, których w
sumie nie było za wiele.
– Trzymaj,
może ci się przydać – oznajmiła, podając mi małe zawiniątko.
Zabrałam je, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Obróciłam go w
palcach, po czym schowałam do kieszeni. Doskonale wiedziałam, co w nim było.
Wysiadłam z samochodu, rzucając jej tylko przelotne hej. Zdecydowanym krokiem szłam w stronę wejścia do lokalu. Zanim
jednak tam doszłam, zatrzymałam się przy niewielkiej tablicy ogłoszeń, na
której znajdowała się masa kolorowych kartek. Obok informacji o najbliższych
koncertach i długiej liście rzeczy zagubionych ktoś przywiesił tam ogłoszenie,
które niemal od razu przyciągnęło moją uwagę.
Zapraszamy wszystkich chętnych na kurs prawa jazdy. Więcej informacji
pod numerem...
Nie zastanawiałam się długo. Chciałam prowadzić normalne życie, a
normalni ludzie mieli prawo jazdy. Wyciągnęłam z torebki stary, czarny długopis
z trochę zastygającym tuszem i spisałam na nadgarstku numer. Prędko weszłam do
klubu, gdzie uraczyła mnie przyjemna woń pizzy. Przywitałam się z moimi
współpracownikami, po czym udałam się na zaplecze. Miałam jeszcze trochę czasu.
Postanowiłam skorzystać z telefonu, który tutaj był i zadzwonić pod owy numer.
Chwilę czekałam zanim skończyła się wesoła melodyjka, po której odezwał się
niski, przyjemny głos:
– W czym mogę
pomóc?
– Dzwonię
odnośnie kursu na prawo jazdy, który państwo organizujecie – poinformowałam
lekko drżącym głosem. Nie wiadomo dlaczego, stresowałam się. Dawno nie
załatwiałam żadnych spraw.
– Zapisy
przyjmujemy w naszym biurze w godzinach od dziesiątej do czwartej. Koszt kursu
wynosi czterysta dolarów. Adres podany jest na ogłoszeniu – oznajmił dosyć
monotonnie. Pewnie co chwilę odbierał takie telefony.
– Dziękuję
bardzo. Do widzenia.
– Mam
nadzieję, że do zobaczenia – powiedział już nieco radośniej.
Odłożyłam słuchawkę. Postanowiłam po pracy ponownie prześledzić tamto
ogłoszenie. Od zawsze chciałam prowadzić samochód. Tata często sadzał mnie na
kolanach i pozwalał kręcić kierownicą. Zazwyczaj wychodziło mi to dosyć
mozolnie, ale on zawsze powtarzał, że jestem urodzonym kierowcą.
W pracy nie było zbyt dużego ruchu, jak to zazwyczaj popołudniu bywało.
Jednak nadarzyło się kilka okazji, podczas których mogłam poćwiczyć
przygotowywanie drinków. Szło mi to coraz lepiej, dzięki ściągawce od
Todda. Z czasem coraz rzadziej z niej
korzystałam, aczkolwiek czułam się pełniej, kiedy miałam ją pod ręką. Około
dwudziestej przyszedł mój zmiennik. Rzuciłam mu tylko szybkie cześć i udałam się na zaplecze.
Nareszcie mogłam zrzucić z siebie uniform. Nie, że mi nie odpowiadał. Po prostu
w eleganckiej koszuli i spódniczce czułam się jak pracownica korporacji, do
których nigdy mnie nie ciągnęło. Zdecydowanie bardziej lubiłam zbyt duże
koszulki i szorty.
Wyciągnęłam z torebki morelowy błyszczyk i przejechałam nim po ustach.
Jedyne, co w nim lubiłam to jego posmak. Chyba tylko dlatego go używałam.
Wkładając błyszczyk z powrotem, natknęłam się na zawiniątko od Leny. Obracałam
je w palcach, próbując poskładać myśli. Byłam rozdarta. Z jednej strony
chciałam się naćpać, z drugiej wprost przeciwnie. Przecież miałam rozpocząć
normalne życie. Normalni ludzie nie biorą. Skarciłam się w myślach. Chciałam
tego, musiałam to zrobić. Moja psychika wręcz błagała o to cudowne uczucie
błogostanu. Bez zbędnego czekania skoczyłam do magazynu po kwasek cytrynowy.
Przy okazji przypomniałam sobie o nowej dostawie sztućców. Przecież jak wezmę jedną łyżkę, to nie zauważą, pomyślałam.
Rozejrzałam się na boki. Nikogo nie było. Czułam jak moje serce bije coraz
szybciej. Czy to była kradzież? Nie, przynajmniej tak wtedy myślałam. Ostrożnie
rozdarłam folię, która chroniła opakowanie. Otworzyłam je, wyciągając pożądany
przedmiot. Moje dłonie drżały jak galaretka. Czułam się niekomfortowo, ale
wiedziałam, że muszę to zrobić. Schowałam zdobycze do kieszeni, po czym
wróciłam do pomieszczenia, w którym znajdowały się szafki dla pracowników.
Westchnęłam przeciągle, bezradnie osuwając się po letniej ścianie. Nie
byłam pewna, czy aby na pewno dobrze robię. Przede mną leżała strzykawka
wypełniona lepką, brunatną cieczą. Wszystko było gotowe i czekało na iniekcję.
Oddychałam głęboko. Było mi duszno i czułam, jak po moim ciele spływa pot.
Denerwowałam się. A co jeśli ktoś mnie nakryje? Zacisnęłam usta, podnosząc owy
przedmiot. Obróciłam go w palcach, dokładnie przyglądając się jego zawartości.
–
Raz się żyje – wyszeptałam sama do siebie.
Zaaplikowałam sobie narkotyk, niemal od razu odczuwając błogostan. Było
mi przyjemnie ciepło. Mogłam się swobodnie rozluźnić. Kochałam ten stan,
chociaż nie doświadczałam go zbyt często…
~***~
Próbowałam przekręcić klucz w drzwiach, lecz jak się okazało, były
otwarte. Pewnie, nie zamykajcie domu,
niech was okradną, pomyślałam, kręcąc głową. Może i nie mieliby z czego?
Chociaż telewizor nie był w najgorszym stanie...
Weszłam do środka, odwieszając torebkę na wieszaku. Rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Na kanapie siedzieli Duff, Axl i Steven. Znieczulali się. Dwóch
pierwszych wciągało kokę, natomiast Popcorn szukał żyły, w którą mógłby wbić
igłę. Przez moje ciało przeszły ciarki. Doskonale znałam tę ciecz. W końcu dosłownie
przed chwilą sama ją brałam…
– Gdzie
reszta? – spytałam, próbując nie zwracać uwagi na wykonywaną przez nich
czynność.
– Lena i Slash
są na górze, a Izzy poszedł do Angeli – odpowiedział Steven.
Nadal szukał idealnego miejsca na przedramieniu. Dodatkowo utrudniało to
mu drżenie rąk, którego nie mógł powstrzymać. Niepewnie podeszłam bliżej.
Musiałam mu pomóc. Kiedyś słyszałam, że jeśli ćpun nie weźmie w porę działki,
to może nawet umrzeć.
– Daj, pomogę
ci – zaoferowałam, kładąc lodowatą dłoń na gorącym nadgarstku Stevena.
Spojrzał na mnie z niepewnością. Wyglądał na zdesperowanego. Po raz
kolejny doznałam nieprzyjemnych dreszczy. Musiałam wybierać mniejsze zło, co
wcale nie było takie fajne. Chłopak podał mi strzykawkę. Nie ufał mi do końca,
czego nie dało się nie zauważyć. Bez chwili zawahania zaaplikowałam mu działkę.
Nie mogłam patrzeć, jak cierpiał. Niemal natychmiastowo opuściły go wszystkie
nieprzyjemne objawy. W porównaniu do mnie nie odpłynął. Mógł jedynie normalnie
funkcjonować, a nie tak jak wcześniej być w stanie gehenny. Po tym wywnioskowałam, że brał od dłuższego
czasu.
– Dzięki
wielkie – mruknął, oddychając nieco płycej.
Nic nie odpowiedziałam. Spuściłam jedynie głowę, czując niewielkie
zakłopotanie. Z kim się zadajesz, takim się stajesz… Chyba nie do końca
chciałam, żeby tak się stało.
– Widzę, że
dragi nie są ci obce – wycedził z niezadowoleniem Axl.
Spojrzałam na niego, odczuwając nieprzyjemny chłód. Jego wzrok nie był
mętny, wręcz przeciwnie – rozbudzony, wyostrzony. Kokaina miała odwrotne
działanie do heroiny.
Nerwowo przygryzłam wargę, podchodząc bliżej Rose’a. Czułam, jak mój
oddech nieznacznie przyspieszył. Miałam ochotę na seks, a on mnie pociągał.
Westchnęłam, bijąc się z własnymi myślami. Przecież nie chciałam ot tak mu
wskoczyć do łóżka. Zdecydowanie nie będąc w ciągu. Jednak wtedy nie myślałam
trzeźwo. Usiadłam mu na kolanach, zaplatając palce na jego karku. Biło od niego
przyjemne ciepło, które dodatkowo podgrzewało atmosferę.
– Tęskniłam –
wymruczałam mu nad uchem. Poczułam, jak delikatnie się wzdryga. – Chcę mieć
ciebie tylko dla siebie – westchnęłam, nieznacznie odsuwając się od jego twarzy.
– Ale najpierw powiem ci o czymś.
– Wygrałaś
wycieczkę na Bahamy? – zgadywał Steven, który podsłuchiwał nasza rozmowę.
Spojrzałam na niego z niezadowoleniem. Zepsuł nam nastrój. Mogłam się
tego spodziewać. Przecież w tym domu prywatność była znikoma.
– Nie – zaprzeczyłam,
uśmiechając się sztucznie. – Zapisałam się na kurs prawa jazdy –
poinformowałam, próbując stłamsić złość. – No prawie, ale jutro to zrobię –
wymamrotałam.
– Wspaniale –
zauważył Duff. – Kolejna osoba będzie się dokładała do paliwa – ucieszył się.
Widział w tym jednie korzyści dla siebie.
Przeniosłam wzrok na Axla. Na jego twarzy malowała się obojętność.
Przejechałam palcem po jego lekko kłującym policzku. Nie ogolił się, co niezbyt
mi się spodobało. Nie lubiłam tego niewielkiego zarostu.
–
Fajnie, ale myślę, że to tylko marnowanie kasy – bąknął, obejmując mnie w
pasie. – Przecież mogę cię podwozić.
–
Nie chcę do końca życia być skazana na twoją łaskę – prychnęłam, próbując
uwolnić się z jego uścisku. – A teraz mnie puść – dodałam z niezadowoleniem.
Już raz przestałam być samodzielna. Przysięgłam sobie, że już nigdy się
to nie powtórzy. To nie było przyjemne uczucie. Nie raz porównywałam się do
ptaszka w klatce, który stracił wolność.
–
Lubię, kiedy jesteś taka ostra – mruknął przeciągle, przysuwając głowę bliżej
mojej szyi.
Odepchnęłam go, co niezbyt mu się spodobało. Nienawidził sprzeciwu.
–
Wiesz co, jakoś mi przeszło – rzuciłam chłodno, wstając z jego kolan. – Idę
wziąć kąpiel.
–
Sama? – spytał retorycznie. – A co ze mną?
–
Potrzebuję przerwy od ciebie – syknęłam.
–
Jeszcze będziesz chciała… – zaczął wkurzony, lecz w porę ugryzł się w język.
–
Będę – dokończyłam za niego. – Ale na razie nie chcę.
Odwróciłam się do niego plecami. Uśmiechnęłam się niewyraźnie.
Odczuwałam swego rodzaju satysfakcję. Górowałam nad nim, co zaczęło mi się
podobać. Nigdy dotąd nie doświadczyłam niczego podobnego.
Weszłam do łazienki i odkręciłam kurek. Podczas gdy wanna wypełniała się
gorącą wodą, ja zmywałam oczy, nucąc pod nosem
Sweet Emotion. Podśmiewałam się, słysząc swój głos. Okropnie
fałszowałam. Zazwyczaj trafiałam może maks w dwa, trzy dźwięki. Jednakże
lubiłam śpiewać. Co za paradoks, byłam niemal głucha muzycznie, a zamieszkałam
z muzykami. Za to mogłam się pochwalić całkiem niezłym poczuciem rytmu. W końcu
jako tancerka musiałam takowy posiadać.
Dolałam do wody płynu do kąpieli, który leżał na szafce. Zapewne należał
do Leny. Wątpiłam w to, iż któryś z chłopaków mógł go używać. No, może Steven… Weszłam
do wanny, wygodnie się w niej kładąc.
Przymknęłam powieki, cicho pomrukując. Czułam się odprężona.
Potrzebowałam tego. Nic tak dobrze nie
robi po całym dniu jak gorąca kąpiel. Uwielbiałam tego rodzaju formę relaksu.
Mogłabym non stop siedzieć w wannie. Tylko, że z tego nie dało się utrzymać. No
i woda dosyć szybko stygła.
Położyłam się na łóżku, próbując zasnąć. Na marne. Zza ściany dochodziły
głośne jęki Leny, które skutecznie mi to utrudniały. Westchnęłam głośno.
Musieli akurat teraz? Przecież gdybym już zasnęła, to mogliby się pieprzyć
niemal do rana. Miałam dosyć twardy sen i obudzenie mnie graniczyło z cudem.
Przewróciłam oczami, układając się na wznak. Zaplanuję jutrzejszy dzień, pomyślałam. Układałam w głowie
scenariusz, jednak szło mi to mozolnie. Kompletnie nie mogłam się skupić. Nawet
zatkanie uszu poduszką nie pomogło.
Westchnęłam, podnosząc się na równe nogi. Nie mogłam już wytrzymać.
Urządzili sobie jakiś maraton czy co? Wyszłam z pokoju, szczelnie zamknąwszy
drzwi. Tam było jeszcze gorzej. Zdecydowanym krokiem udałam się pod pokój Axla,
który znajdował się na końcu korytarza. Przystanęłam przed lekko uchylonymi
drzwiami. Nasłuchiwałam, czy aby na pewno był w środku i przede wszystkim, czy
był sam. Do moich uszu doszły dźwięki cichego pochrapywania. Uśmiechnęłam się
sama do siebie. Przynajmniej jak spał, to był normalny. Ostrożnie weszłam do
środka, starając się go nie obudzić. Zrobiłam to odruchowo. Nie raz nocowałam u
niego w Lafayette i doskonale wiedziałam, że tak jak ja miał kamienny sen.
Położyłam się obok niego, przykrywając się przyjemnie ciepłą kołdrą.
–
Przyszłam, bo u mnie trochę bardziej ich słychać – wyszeptałam, uśmiechając się
pod nosem. Bardziej mówiłam do siebie niż do niego, bowiem wiedziałam, że i tak
mnie nie słyszy. – Tylko nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego – ostrzegłam. –
Dobranoc, Axl
Odwróciłam się plecami w jego stronę, przymykając powieki. Było
względnie cicho, przez co niemal natychmiastowo usnęłam.
Axl jest taki łagodny... Ale rozdział super super super i jeszcze raz super :D
OdpowiedzUsuń