środa, 24 lutego 2016

19. I don't love you anymore



Od dobrych dziesięciu minut starałam się coś wyciągnąć od tych dwóch jełopów. Ale czego ja oczekiwałam? Przecież oni nigdy niczego nie wiedzą. Przygryzłam wargę. Spojrzałam w dół. Starałam się zebrać myśli i podjąć jakąś rozsądną decyzję.

  - Koniec imprezy - powiedziałam spokojnie i zabrałam ręce z oparcia.

  - Ale jak to? - Steven zrobił minkę zbitego pieska, ale nie ze mną te numery.

  - Normalnie. Zwijać się. Jutro pojadę z Leną na komisariat i spróbuję się czegoś dowiedzieć - dodałam na koniec.

W efekcie zostałam wybuczana. Pewnie, teraz to ja jestem ta zła. Ale nie zamierzałam się nimi przejmować. Tak więc najzwyczajniej w świecie zmyłam się. Pokonałam schody i weszłam do sypialni Rose'a. Pozbyłam się sukienki i położyłam się na łóżku. Axl i tak nie wróci na noc, więc mogłam spokojnie zająć jego pokój. Wierciłam się na materacu, próbując zasnąć. Zresztą z  marnym skutkiem. Przez moją głowę przewijało się milion myśli. A może powinnam mu wybaczyć? Przekręciłam się na prawy bok i podciągnęłam kołdrę pod ucho. Pieprzony dupek Rose. Dlaczego z nim są same problemy?



Wstałam około godziny jedenastej. Oczywiście nie obyło się bez potwornego bólu głowy. Mr. Hangover zawsze wie kiedy wpaść. Wyczołgałam się spod kołdry i poszłam wziąć prysznic. Tego potrzebowałam. Chłodny strumień przyjemnie spływał po moim ciele. Dokładnie namydliłam ciało żelem, jednocześnie obmyślając plan działania. Choćbym miała stanąć na głowie, dowiem się, co naskrobał. Osuszyłam ciało ręcznikiem i ubrałam koszulkę z Thin Lizzy oraz czarne bokserki, które należały do Axla. Nie chciałam niepotrzebnie budzić Leny i Slasha, więc pożyczyłam ciuchy od Rose'a. Przeczesałam włosy grzebieniem i udałam się do kuchni.

  - Cześć - przywitała się Rosie, która siedziała przy stole i popijała sok pomarańczowy.

  - Hej - odpowiedziałam i zatkałam usta dłonią, jednocześnie ziewając.

Podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej płatki kukurydziane. Jejku, jak ja dawno ich nie jadłam. Wsypałam trochę do małej, różowej miseczki i dolałam do nich zimnego mleka. Usiadłam naprzeciwko blondynki i zaczęłam pałaszować moje śniadanie.

  - Słyszałam, że aresztowali Axla - zaczęła delikatnie.

  - Ehe - wyciągnęłam łyżkę z ust. - Jeszcze nic nie wiadomo. Jak Lena wstanie, to pojedziemy na komisariat. Słyszałam, że pokłóciłaś się z Duffem - próbowałam zmienić temat.

Zacisnęła usta w wąską linię. Delikatnie poprawiła włosy, które opadały jej na twarz. Przyglądałam się jej z niezwykłą uwagą i czekałam aż coś powie.

  - To nie tak, jak myślisz.

  - Rozmawiałam z McKaganem i wiem, o co poszło - poinformowałam ją.

  - Też sądzisz, że nie powinnam pracować? - zapytała z ciekawości.

  - Nie, ale uważam, że powinnaś dać mu szansę. On naprawdę się stara.

W tej chwili do kuchni wszedł blondyn. Miał na sobie shorty i koszulkę z logiem lokalnej drużyny footbolowej. Przemył swój ulubiony kubek i nalał do niego kawy. Oparł biodra o blat i spoglądał przez małe okienko. Czuł na sobie nasze spojrzenia. Zrobił zdziwioną minę i popatrzył się na nas.

  - Mam coś na twarzy? - zapytał i dotknął dłonią policzka.

  - Nie - zaśmiałam się. - Zostawię was samych.

Wstałam od stołu i włożyłam pustą miskę do zlewu. Ostatni raz spojrzałam na Rosie i puściłam jej oczko.

  - Będzie dobrze - rzuciłam bezgłośnie i wyszłam z pomieszczenia.

 W międzyczasie skoczyłam na chwilkę do łazienki, aby umyć zęby. Nagle poczułam się dziwnie. Odczuwałam ból brzucha i było mi niedobrze. Nachyliłam się nad ubikacją i zwróciłam wcześniej zjedzony posiłek. Super, będę musiała jeszcze raz powtórzyć wcześniejszą czynność! Życie nie ma sensu.

  - Vicky, chyba musimy pogadać - usłyszałam znajomy głos.

Wstałam i odwróciłam się w stronę drzwi. Lena opierała się o ścianę i uważnie obserwowała moje zachowanie.

  - To nie to, co myślisz - burknęłam i nachyliłam się nad umywalką, aby przepłukać usta.

  - Nie oszukujmy się. Kiedy ostatnio miałaś okres? - skrzyżowała ręce na piersi.

  - Dobra! Spóźnia mi się! - wykrzyczałam i oparłam ręce o brzeg zlewu. - Ale to jeszcze nic nie oznacza. Łykam pigułki, a poza tym dragi podobno też wpływają na cykl - odwróciłam się i spojrzałam na nią.

  - Vicky, ale nie można wykluczyć opcji, że możesz być w ciąży. Proszę, zrób test - starała się być delikatna.

  - Okay, pójdę nawet do lekarza. Pamiętaj, robię to dla ciebie. A teraz jedźmy już do Axla - rzuciłam opuszczając pomieszczenie.

Skupiając puste spojrzenie na moich nagich stopach, udałam się schodami na górę. Po drodze słyszałam jakieś krzyki, które najprawdopodobniej dochodziły z kuchni. Pewnie znowu się kłócą. Czy oni nie potrafią normalnie ze sobą porozmawiać? Przypomniała mi się sytuacja moja i Axla. Fakt, oni nie są normalni. Raczej użyłabym określenia duże dzieci niż faceci. Westchnęłam i delikatnie otworzyłam drzwi sypialni Slasha. Wolałam nie dopuszczać do siebie myśli, co on mógłby tam robić. Na całe szczęście leżał na łóżku przykryty do pasa kołdrą i palił papierosa.

  - Hej piękna - powiedział i wypuścił dym.

  - Hej dupku - odpowiedziałam i podeszłam do szafy w celu znalezienia jakiś ubrań.

  - Ile jeszcze będziesz się na nas obrażać? - w jego głosie słychać było rozczarowanie.

  - Hmm... Pomyślmy - obróciłam się na pięcie w jego stronę. - Dopóki nie powiecie mi, co Rose przeskrobał? Nie rozumiem, dlaczego wy go kryjecie! - wróciłam do przeglądania ciuchów.

  - Znowu to samo - zaśmiał się. - Skarbie, nie mamy przed tobą żadnych tajemnic. Sami nie wiemy, o co chodzi.

Przeglądałam kupkę ubrań, która leżała na dnie mebla. Wygrzebałam z niej podarte jeansy i moją ulubioną koszulkę z Led Zeppelin. Starałam się słuchać gitarzysty, ale nie wierzyłam w żadne słowo. Im by nie powiedział? Nie wydaję mi się. Przeczesałam włosy palcami i spojrzałam na niego ostatni raz.

  - Nie sądzę - pokiwałam głową. - Axl uznaje cię za przyjaciela. Na pewno powiedział ci, dlaczego policja go szuka.

Byłam sfrustrowana. Odnosiłam wrażenie, że znowu zaczynam coś do niego czuć. Nagle zainteresowałam się jego osobą, zaczęłam się martwić. To wszystko jest chore. Victoria, zdecyduj się. Nie możesz być bipolarna. Kiedy ja nie umiem. Przystanęłam z nogi na nogę i wzięłam głęboki wdech. Mój wzrok przeniósł się na zniszczony parkiet. Czekałam, aż coś powie, ale on nadal swoje.

  - Przysięgam, że nic nie wiem! - był już lekko podirytowany - Dlaczego mi nie ufasz?

Spojrzałam na Mulata. Jego oczy się świeciły, a na twarzy uwidocznił się smutek. Jego pytanie mnie zabolało. Nie wiem, jaki był powód, że mu nie wierzyłam. Miałam cholerne przeczucie, że stało się coś złego i nikt nie chce mi o tym powiedzieć. Poczułam jak gorące łzy napływają mi do oczu. Dlaczego on tak na mnie działa? Dlaczego ot tak nie mogę o nim zapomnieć?

  - Przepraszam - wyszeptałam, czując jak łzy spływają mi po policzkach.

Odwróciłam się i wybiegłam z pomieszczenia. Słyszałam jak Slash mnie woła. Chciał porozmawiać, ale ja nie miałam na to ochoty. Wparowałam do pokoju Axla, nie zważając na zdziwionego Stevena. Zamknęłam drzwi i powoli opadłam na ziemie. Podkuliłam nogi i przyciągnęłam kolana pod brodę. Zamknęłam oczy i pozwoliłam emocjom wziąć górę. Płakałam i było mi z tym dobrze. Wreszcie mogłam to z siebie wyrzucić. Od razu mi ulżyło. Kiedy już się ogarnęłam, ubrałam wcześniej przygotowane ubrania i związałam włosy w wysokiego kucyka. Podeszłam do szafki nocnej. Miałam tam tajną skrytkę, o której istnieniu nie wiedział nikt oprócz mnie. Odwróciłam głowę w stronę drzwi, żeby sprawdzić, czy ktoś przypadkiem pod nimi nie stoi. Czysto. Odetchnęłam z ulgą. Otworzyłam szufladę, w której znajdowało się pudełko po butach. Położyłam je na łóżku i usiadłam obok. Delikatnie zdjęłam czarną, kartonową przykrywkę i uważnie sprawdzałam zawartość. Wszystko było na swoim miejscu. I kto by pomyślał, że w starym opakowaniu po butach można trzymać dragi? Chyba tylko ja jestem taka mądra. Ostrożnie wyjęłam małe zawiniątko. Na samą myśl, co zaraz zrobię, na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Przygotowałam heroinę tak, jak zwykle to robiłam. Sięgnęłam po strzykawkę, aby nabrać do niej brązowawej cieczy. Zanim przeszłam do działania, spojrzałam na jej ścianki. Były oblepione krwią i resztkami cieczy. Muszę ją wymienić. Ze względów higienicznych robi się takie rzeczy. Ale nie teraz, najpierw muszę sobie władować. To była najlepsza chwila, bo przecież nie zacznę ćpać na posterunku policji. Napełniłam strzykawkę narkotykiem i wbiłam igłę w widoczną żyłę. Ostatnio coraz trudniej taką znaleźć. Zacisnęłam zęby z bólu, ale niedługo później było już lepiej. Poczułam, jakby otulał mnie ciepły koc...

Obudziłam się, leżąc na skraju łóżka Axla. Pewnie mi się troszkę przysnęło. Spojrzałam na zegarek. Jego wskazówki właśnie wybiły 16.30 . Usiadłam na materacu i przetarłam oczy. Nadal byłam senna, ale to normalne. Heroina działa uspokajająco i depresyjnie. Poprawiłam włosy i zeszłam na dół. Widok, który tam zostałam bardzo mnie zdziwił. Rosie, Duff i Steven oglądali Przeminęło z wiatrem. Usiadłam koło nich. Zero, żadnej reakcji. Tylko Popcorn zauważył, że się przyłączyłam. Patrzył na mnie błagalnym spojrzeniem i uśmiechał się od ucha do ucha.

  - No co? - zapytałam zdziwiona.

  - Prawda, że przyszłaś to wyłączyć? Proszę - błagał mnie.

  - Nie - zaśmiałam się, ponieważ wyglądał komiczne. - Szukam Leny. Miałyśmy jechać do Axla.

  - Ja już dłużej z nimi nie wytrzymam - pokręcił głową. - Najpierw oglądali Żar młodości, później Śniadanie u Tiffany'ego, a teraz to - wskazał palcem na telewizor. - I nawet człowiek nie może w spokoju, we własnym domu oglądnąć kolejnego odcinka Smerfów - zrezygnowany opadł na oparcie kanapy.

  - Co?! - zapytałam zdziwiona.

Tamta dwójka ani na moment nie zwróciła na nas uwagi. Byli niesamowicie pochłonięci filmem. Blondynka leżała wtulona w klatę McKagana, a on obejmował ją ramieniem. Tak słodko razem wyglądali... Pomyśleć, że jeszcze kilka godzin temu się kłócili

  - No co? Najlepszy serial animowany. A zapewne lepszy niż ten chłam - prychnął.

Zachichotałam. Cały Steve, on nigdy nie wydorośleje.

  - Pójdę poszukać Leny - powiedziałam i wstałam.

  - Błagam, weźcie mnie ze sobą! - wyciągnął ręce w moją stronę.

  - Zobaczę - rzuciłam i udałam się w stronę kuchni.

Stanęłam w progu i przyglądałam się, jak czarnowłosa robi obiad. Miała na sobie biały fartuszek w różowe serduszka, a jej włosy związane były w niechlujnego koczka. Stała przy kuchence i smażyła pierś z kurczaka.

  - Pomóc ci? - zapytałam, opierając głowę o futrynę.

Oderwała wzrok od patelni i spojrzała na mnie. Na jej twarzy malowało się zdziwienie. Najwidoczniej zauważyła, kiedy weszłam. Uśmiechnęła się i poprawiła gumkę na włosach.

  - Nie. Już kończę i możemy jechać - powiedziała i zakręciła kurek z gazem.

  - Spoko. Mam czas - usiadłam na krześle. - Tak w ogóle to przepraszam za wcześniej. Poniosło mnie.

  - Nie ma za co - machnęła ręką.

Przełożyła mięso na talerz i odłożyła do wystygnięcia. Zdjęła fartuszek i powiesiła go na oparciu krzesła, na którym następnie usiadła. Znajdowała się naprzeciwko mnie, przez co mogła uważnie dostrzec każdą moja reakcję.

  - Martwię się o ciebie - zaczęła spokojnie.

  - Nie masz o co - rzuciłam nerwowo. - Nic mi nie jest.

  - Miejmy nadzieję - jej głos był cichy i delikatny. Spojrzała w dół i złapała mnie za rękę, a następnie ją ścisnęła. - Jesteś dla mnie jak siostra - dodała.

Po moim policzku spłynęła samotna łza. Wreszcie byłam dla kogoś ważna. Wiedziałam, że zawsze mogę liczyć na Lenę. Była moją przyjaciółką, co oznaczało, że miałam do niej pełne zaufanie. Zabrała rękę i popatrzyła na mnie. Wytarła swój policzek. Ona naprawdę się o mnie martwiła. Chwilkę później na jej twarzy pojawił się uśmiech.

  - To co? Jedziemy? - zapytała.

  - Jasne, skoczę tylko do łazienki - wstałam z krzesła.

  - Wszystko w porządku? - jej głos był pełen troski.

  - Tak - potaknęłam głową. - Chcę tyko pomalować rzęsy.

  - Okay. Czekam w salonie - rzuciła, kiedy byłam już na progu.

Przeszłam przez największe pomieszczenie, w międzyczasie rzucając spojrzenie na Stevena. Siedział koło tej dwójki i modlił się, żeby wreszcie skończyli oglądać romansidła. Zachichotałam pod nosem. Widok był komiczny. Weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi. Upadłam na podłogę. Poczułam silny ból brzucha i mięśni. To niemożliwe, żeby dragi już przestały działać. Syczałam i zwijałam się w kłębek. Victoria, dasz radę. Spróbuj chociaż sięgnąć po leki przeciwbólowe. Oparłam dłonie o kafelki i spróbowałam się podnieść. Udało mi się tylko do parteru, później znowu opadłam. Złapałam palcami za umywalkę. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Wstałam na nogi i otworzyłam szafkę, która była ukryta za lustrem. Wyjęłam z niej Ibuprofen i zażyłam trzy tabletki, które popiłam wodą z kranu. Nadal oparta o umywalkę, spojrzałam w dół i starałam się głęboko oddychać. Na pewno zaraz przejdzie.

  - Vicky, wszystko w porządku? - usłyszałam pukanie i głos zielonookiej.

  - Tak, tak - odpowiedziałam z wymuszonym entuzjazmem i bezgłośnie opadłam na podłogę.

Słyszałam jak jeszcze chwilę stała pod drzwiami, po czym odeszła. Siedziałam na podłodze około dziesięciu minut. Leki zaczęły działać i poczułam się lepiej. Jednak teraz męczyły mnie okropne mdłości. Przełknęłam ślinę i ruszyłam swoje cztery litery. Podeszłam do lusterka i dokładnie wytuszowałam rzęsy. Od razu twarz wygląda lepiej! Chociaż nadal miała zapadnięte policzki, poszarzałą cerę, podkrążone oczy i mgliste spojrzenie. Wykluczając te drobne szczegóły, było dobrze. Skrzywiłam się z powodu nudności. Niech ten dzień już się skończy. Uklęknęłam przed toaletą i nachyliłam nad nią głowę. Już nie dam rady. Muszę sobie pomóc. Wsadziłam dwa palce do ust i wepchnęłam je aż pod gardło, aby wywołać wymioty. Zadziałało, pomimo kompletnej pustki w moim żołądku. Od razu ulżyło. Spuściłam wodę i wypłukałam usta nad umywalką. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, po czym opuściłam łazienkę.

  - Nareszcie! Ile można czekać? - zapytała Lena, kręcąc głową.

Siedziała na podłokietniku od kanapy i miała założone ręce. Koło niej stał rozradowany perkusista. Chyba wiem, co go tak zadowoliło. Spojrzałam na środek kanapy. Rosie i Duff nadal oglądali telewizję. Czy oni robią to specjalnie?

  - Przepraszam. Zachciało mi się siusiu - skłamałam.

  - Na pewno? - prześwietlała mnie na wylot swoim spojrzeniem.

  - Tak - odpowiedziałam i ugryzłam się w wargę. Cholera.

Steven zaczął się ze mnie śmiać. Nie rozumiem go. Może to dlatego, że nie obejrzał swojej ulubionej bajki? Przepraszam, filmu animowanego. Ugryzłam się w myślach w język. Czekałam na reakcję czarnowłosej. Dziewczyna wstała i zlustrowała mnie wzrokiem. Mam nadzieję, że niczego nie podejrzewa.

  - Zapomniałam ci powiedzieć - palnęła się ręką w czoło. - Steve z nami jedzie. Stwierdziłam, że będę dobrym człowiekiem i zabiorę go od tej dwójki.

W tym samym momencie spojrzeliśmy w ich stronę. Nic. Ciągle zero reakcji. Wybuchnęliśmy śmiechem. Uff... Myślałam że się zorientują, że coś jest nie tak. Jednak dalej mogę żyć spokojnie.

Wyszliśmy na taras i po raz pierwszy w życiu zamknęliśmy drzwi, przekręcając w nich dokładnie klucz. Slash pewnie był na górze i grał na swoim Les Paulu. Izzy spał albo ćpał. A tej parce to lepiej nie ufać. Może oni też coś brali? Nie, Rosie jest na to za mądra. Poza tym w jej stanie? Chociaż?

Podeszliśmy bliżej Hondy, która stała na podjeździe. Była dosyć brudna. Przydałoby się, żeby ktoś podjechał z nią na myjnię. Na szczęście to jeszcze nie mój problem.

  - Ej dziewczyny, mogę prowadzić? - zapytał Popcorn, kiedy Lena otwierała drzwi od strony kierowcy.

  - Nie! - wykrzyknęłyśmy w tym samym czasie. Widocznie czarnowłosa też miała okazję podróżować ze Stevenem. Nie polecam.

  - Dlaczego? - zrobił zawiedzioną minkę.

  - Steve, ja chcę jeszcze pożyć! - zaakcentowałam ostatnie słowo, po czym zajęłam miejsce z przodu i z hukiem zamknęłam drzwi.

Lena siadła za kierownicą, więc Pudlowi zostały tyły. Rozsiadł się wygodnie. Zapięliśmy pasy. Rosjanka ustawiła lusterka i ruszyliśmy. Włączyłam moje ulubione radio. Akurat leciało All you need is love Beatlesów. Nuciłam tekst pod nosem, poruszając się w rytm muzyki. Wyjechaliśmy na główną drogę. Były korki, co oznaczało że spędzimy dwa razy tyle czasu w samochodzie, co powinniśmy. Oparłam głowę o szybę i kontemplowałam panoramę West Hollywood. Steven i Lena zaczęli pasjonującą rozmowę o życiu po śmierci. Włączyłam się na chwilę i uciekłam w ramiona Morfeusza. Byłam potwornie zmęczona.

Zdrzemnęłam się chwilkę. Otworzyłam oczy i ostrożnie się podniosłam. Zdziwił mnie fakt, że znajdowaliśmy się na Sunset Strip. Lena zatrzymała się pod budynkiem Whiskey A Go Go.

  - Co my tu robimy? - zapytałam jeszcze lekko zaspanym głosem.

  - Wysadzamy Stevena - odparła.

  - Chyba nie sądziłaś, że będę marnował swój cenny czas na tego dupka Rose'a. - Położył dłoń na moim barku. - Vicky, oboje wiemy, że sama dasz sobie świetnie radę. - Zabrał ją. - Tymczasem ja pójdę się napić ewentualnie poznam jakieś miłe panienki. - Czytaj, pójdę się pieprzyć z dziwkami. - Dzięki dziewczyny - rzucił i wysiadł z samochodu.

  - Długo spałam? - zapytałam mojej towarzyszki, jednocześnie przecierając oczy. Na szczęście miałam wodoodporny i nie do zdarcia tusz.

  - Około pół godzinki - odparła, wyjeżdżając na drogę.

Komisariat znajdował się niedaleko, na Wooden Street. Zaparkowałyśmy Hondę na parkingu i wsiadłyśmy z niej. Robiło się już chłodno i wiał wiatr. Przeleciały mnie ciarki. Nie wzięłam żadnej bluzy, więc byłam skazana na dygotanie z zimna.

  - Chcesz, żebym poszła z tobą? - starała się okazać troskę.

  - Bardzo proszę.

Czułam, że potrzebuję jej towarzystwa. Bałam się pójść tam sama. Podążyłyśmy w stronę wysokiego, szarego budynku. Otworzyłyśmy potężne, szklane drzwi i dostałyśmy się do środka. Było tam bardzo dziwnie. Zbyt oficjalnie, co sprawiało, że czułam się niekomfortowo. Wzdłuż pomalowanych na grafitowo ścian stały plastikowe, zielone krzesła, na których siedziało kilka osób. Na środku znajdowało się duże dębowe biurko, za którym siedziała drobna szatynka i stukała coś na klawiaturze komputera. Przełknęłam głośno ślinę i podeszłam bliżej. Odwagi Victoria. Musisz się czegoś dowiedzieć.

  - Przepraszam panią - przerwała swoje czynności i spojrzała na mnie. - Chciałabym się zobaczyć z Williamem Bailey'em - spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Axl Rose - dodałam. Pewnie, nawet na policji znali go pod pseudonimem scenicznym.

  - Niech zgadnę. Pani Victoria Edwards? - pokiwałam głową. - Komisarz Jones już na panią czeka. Prosto i drugie drzwi na lewo.

  - Dziękuję - posłałam jej uśmiech. - A moja przyjaciółka też może iść?

  - Może - przewróciła oczami i wróciła do przerwanej czynności.

Poszłyśmy w wyznaczone miejsce. Był to ciemny pokój z brunatną wykładziną. Jedyne światło pochodziło z lampki nocnej, która znajdowała się na hebanowym biurku policjanta. Komisarz Jones siedział na krześle i przeglądał jakieś dokumenty. Kiedy nas zauważył, od razu je odłożył.

  - Proszę, niech panie usiądą - w geście pokazał dwa krzesła, które znajdowały się naprzeciwko niego.

Popatrzyłyśmy z Leną po sobie, po czym zrobiłyśmy to, co kazał.

  - Pani to kto? - spojrzał na czarnowłosą.

  - Lena Fiodorow. Jestem przyjaciółką pana Baileya - skłamała. W rzeczywistości nie za bardzo się lubili.

  - Pan Bailey, znany szerzej jako Axl Rose, chciał, żebym porozmawiał z panią, pani Edwards. Mam przedstawić zarzuty, a następnie pani zadecyduję czy chce zapłacić kaucję - otworzył jakąś teczkę.

  - Słucham.

  - To chwilę potrwa - zaśmiał się. Przytaknęłam głową i wymusiłam sztuczny uśmiech. - Przejechanie na czerwonym świetle, prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu, obraza policjanta na służbie, bójka z ochroniarzem lokalu Rainbow, odmówienie zapłaty za usługi seksualne a na koniec kradzież filmów pornograficznych z pobliskiej wypożyczalni.

Szeroko otworzyłam usta. Co za chuj! Ja zachodzę w głowę, co on zrobił, a tu takie coś. A już chciałam zapłacić tę kaucję, ale chyba nie ma potrzeby. Pieprzony niewyżyty dupek! Poczerwieniałam ze wstydu. Jak on mógł mi to zrobić? Liczyć na moją pomoc po czymś takim?

  - Panie władzo, co mu za to grozi? - zapytałam ze stoickim spokojem. Nie ma co, idealnie nadawałam się do teatru.

  - Dwa tygodnie aresztu oraz trzy miesiące prac społecznych. Jaka jest pani decyzja?

  - Jak sobie posiedzi, to mu dobrze zrobi - rzuciłam i wyszłam z pomieszczenia.

Lena podążała za mną. W momencie kiedy zamknęła drzwi od biura pana Jonesa, zaczęłam biec. Pokręciła głową i ruszyła za mną. Nic mnie nie powstrzymało. Wołanie czarnowłosej, dziwne spojrzenia pani z recepcji i przypadkowych osób. Z wściekłością popchnęłam szklane drzwi. Po drodze wpadłam na jakiegoś mężczyznę.

  - Przepraszam - mruknęłam i wyciągnęłam w jego stronę ręce w geście pokoju.

Nie zatrzymując się ani na moment, dotarłam do samochodu. Cholera! Był zamknięty, a zielonooka miała kluczyki. Z całej siły uderzyłam stopą o felgi.

  - Pieprz się Rose! Nienawidzę cię! - krzyknęłam patrząc w niebo, po czym schowałam głowę w dłoniach.

  - To nic nie da. On i tak cię nie słyszy - powiedziała ze spokojem, powoli dochodząc do samochodu.

  - Podaj mi adres Chrisa - powiedziałam już uspokojona, kiedy moja towarzyszka otwierała drzwi kluczykiem.

  - Po co ci? - zapytała ze zdziwieniem.

  - Chcę z nim porozmawiać. Proszę - błagałam ją.

Potrzebowałam go zobaczyć. Zdałam sobie sprawę, że z Axlem to już definitywny koniec. Jest pieprzonym dupkiem. Chyba dojrzałam do propozycji Pittmana. Nie wiem, jak się z nim spotkam, to wtedy wszystko się okaże. Lena spojrzała na mnie, a później w górę. Wypuściła głośno powietrze. Nie wiedziała, jakie mam zamiary. Bała się o mnie.

  - Roosevelt Avenue, duży, żółty blok, druga klatka, trzecie piętro, mieszkanie 46 - rzuciła oschle.

  - Dzięki - cmoknęłam ją w policzek.

Ruszyłam przed siebie. Chris mieszkał niedaleko, jakieś pół mili od komisariatu. Szłam opustoszałą ulicą. Na dworze zaczynało się robić ciemno. Odczuwałam nieprzyjemny chłód. Potarłam dłońmi ramiona, aby choć troszkę się ogrzać. Dookoła rosło mnóstwo palm. Po drodze mijałam mnóstwo sklepów z kolorowymi neonami. Ich wystawy zachęcały klientów do nabycia ubrań z najnowszych kolekcji sławnych projektantów. Ciekawe, czy kiedyś będzie mnie na nie stać. Doszłam do małego skrzyżowania. Po mojej prawej widniała niewielka, granatowa tabliczka z napisem: Roosevelt Ave.  Skręciłam we wskazaną ulicę. Po obu moich stronach znajdowały się wysokie bloki mieszkalne. Każdy z nich był w innym kolorze, więc łatwo było połapać się, który jest który. Rozglądałam się dookoła i podążałam wzdłuż alei. Nagle poczułam, że czuję się coraz gorzej. Niemożliwe, żeby hera przestała działać. Za szybko jak na nią. To zapewne wróciły te cholerne objawy. Tylko co one oznaczały? Ciążę? Pierwsze słyszę, żeby młode matki narzekały na bóle mięśni i stawów. Próbowałam doczołgać się do właściwego bloku. Nie mogłam poddać się i nocować na ulicy. A co, jakby nikt mnie nie znalazł? Zacisnęłam zęby i szłam dalej. Jest! Żółty blok! Znajdował się pomiędzy czerwonym a zielonym. Podeszłam bliżej wejścia prowadzącego na drugą klatkę. Lewą rękę trzymałam na brzuchu i lekko go ściskałam, aby nie odczuwać bólu tak intensywnie. Syknęłam. Chyba przychodzi kryzys. Nie byłam w stanie wybrać odpowiedniego numeru. Na szczęście jakaś starsza pani wychodziła na spacer z pieskiem, więc skorzystałam z okazji i weszłam do środka. Teraz tylko winda. Powoli doszłam do niej i przycisnęłam guziczek. Czemu ta cholera jedzie tak wolno?! W końcu się zjawiła. Wsiadłam do środka i wybrałam odpowiednie piętro. Opierałam się o ścianę i zwijałam się z bólu. Niech ten koszmar się już skończy! Wreszcie dojechała. Opuściłam windę i udałam się w stronę drzwi od mieszkania Chrisa. Boże, proszę, żeby był w domu. Oparłam się o framugę i zadzwoniłam kilka razy. Usłyszałam kroki pochodzące z wewnątrz i momentalnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Odsunęłam się od drzwi i starałam się udawać, że ze mną wszystko w porządku. Najpierw rozmowa, później lekarz. Cholera, czemu to musi tak boleć?

  - Victoria? Co ty tutaj robisz? - zapytał ze zdziwieniem.

  - Też mi miło cię widzieć - powiedziałam sarkastycznie. - Chcę pogadać. Wpuścisz mnie?

Otworzył szerzej drzwi i powoli weszłam do przedpokoju. Był stosunkowo niewielki. Na jednej ścianie wisiał mały, jasny drewniany wieszak, a obok niego wisiało lustro. Naprzeciwko widniał obraz słodkiego żółtego kanarka. Chris patrzył na mnie ze zdziwieniem. Popatrzyłam w jego idealne niebieskie oczy. Nic się nie zmienił. Nadal czarował wyglądem.

  - Przepraszam za ostatnio - na mojej twarzy malował się lekki grymas. - Chris, ja...

  - O cholera - wytrzeszczył oczy i położył dłonie na moich policzkach. Były tak przyjemnie chłodne. - Vicky, jesteś cała żółta, włącznie z białkami. Jedziemy do szpitala - zadecydował.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jednak Lena się pomyliła. Nie będzie małych Rosiątek/Axlątek :/ Na razie xD Wgl bidulka Vicky jest chora. Btw chcecie rozdziały ze szpitala czy nie za bardzo? Ogólnie to zastanawiam się czy nie pisać krótszych rozdziałów (tak do 2 tys. słów), a wstawiać je częściej? Wiem, że lubicie dłuższe, ale one niestety nie mogą się tak często pojawiać :( Co sądzicie o moim pomyśle? Nie wiem dlaczego, ale z rozdziału na rozdział spada liczba wyświetleń. Wydaję mi się, że teraz lepiej piszę i dzieją się ciekawsze rzeczy niż na początku. Nie rozumiem Was. Ale to nie ważne. I tak Was kocham xD Ale komentujcie, bo to na prawdę motywuję i pokazuje, że jesteście. Może być nawet zwykłe lubię kisiel czy nie lubię Axla. Jego wgl da się nie lubić? xD 

Do następnego ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie