sobota, 13 lutego 2016
16. Face of an angel with the love of a witch
Wróciliśmy dosyć późno. Byłam potwornie zmęczona, więc od razu rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam w objęciach Rose'a, który na dobranoc ucałował mnie w czoło.
Około godziny czwartej obudził mnie potworny ból głowy. Zapewne to był kac, w końcu sporo wypiłam. Delikatnie zdjęłam rękę Axla z mojej talii. Rudowłosy przewrócił się tylko na drugi bok i nadal spał jak zabity. Cicho zeszłam na dół, żeby nikogo nie obudzić. Nie wiem dlaczego, ale pomimo faktu, że był środek lata, było mi cholernie zimno. Oprócz okropnej migreny czułam jeszcze ból w kościach. Mam nadzieję, że to nie jest grypa, bo nie mogę sobie teraz pozwolić na wylegiwanie się w łóżku i nicnierobienie. Zapaliłam światło w kuchni i wyjęłam butelkę wody z lodówki. Wypiłam prawie całą na raz. Odczuwałam dreszcze, pomimo, że nie miałam gorączki. Udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro, gdzie malował się obraz bladej, zniszczonej cery. Odkręciłam zimną wodę i przemyłam nią kilkukrotnie twarz. Wypuściłam głośno powietrze. Miałam zawroty głowy i czułam się, jakby mnie przejechała ciężarówka. Przechodziłam piekło, chociaż nie było ze mną jeszcze tak źle. Kiedy chciałam wyjść, zaczęłam odczuwać nudności. Nachyliłam się nad ubikacją i zwróciłam całą zawartość mojego żołądka. Umyłam zęby i jeszcze raz spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie. Sine cienie pod oczami, mocno podkreślone kości jarzmowe, szarawy odcień skóry. Muszę się wziąć za siebie, ale najpierw zrobię coś z tymi potwornymi bólami. Wiedziałam, że tylko jedna osoba mogła mi w tej chwili pomóc.
Wróciłam na górę. Ostrożnie pokonałam cały korytarz i stanęłam po drzwiami jego pokoju. Długo zastanawiałam się, czy wejść. Chciałam to rzucić, ale wiedziałam, że w tej chwili tylko to jest w stanie mi pomóc. W końcu delikatnie zapukałam w futrynę białych drzwi.
- Kurwa! Slash przyjdź rano o normalnej porze! - usłyszałam zmęczony głos Izzy'ego.
- To ja - powiedziałam bardzo cicho.
Nastała krótka cisza, po której drzwi delikatnie się uchyliły i zobaczyłam w nich zaspanego Stradlina ubranego w gładki czarny T-shirt i ciemne jeansy. Patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Co się stało? - zapytał.
- Jest ze mną bardzo źle - powiedziałam zwijając się z bólu. - Potrzebuję herę.
Nic nie mówiąc zaprosił mnie do środka. Usiadłam na łóżku, na których leżała zwinięta kołdra. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał ból. Mój przyjaciel podszedł do szafki i zaczął tam szukać narkotyku dla mnie. Przez cały ten czas, kiedy przygotowywał heroinę lustrowałam go wzrokiem. Nie rozmawialiśmy. Wiedział, że nie mam na to siły.
- Daj rękę - powiedział siadając obok mnie, w ręku trzymał strzykawkę z brązową cieczą.
Posłusznie zrobiłam, co kazał. Chwilę zajęło mu szukanie żyły na moim przedramieniu, ale kiedy już mu się udało, delikatnie wbił igłę i zaaplikował mi działkę. Poczułam ulgę. Wszystkie nieprzyjemne odczucia powoli opuszczały mój organizm.
- Dzięki wielkie - powiedziałam i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Nie ma za co. Pamiętaj tylko, że teraz musisz regularnie brać, żeby znowu nie zwijać się z bólu - rzucił.
W tym momencie potwornie chciało mi się spać. Nie patrzyłam na to, że byłam w nie swoim pokoju. Kiedy Izzy poszedł posprzątać strzykawkę, łyżkę i inne rzeczy, wygodnie ułożyłam się na jego łóżku i nawet nie wiem, w którym momencie wpadłam w ramiona Morfeusza.
Obudziły mnie promienie słoneczne, które wpadały do pomieszczenia przez duże okno. Przetarłam oczy i otworzyłam je. Mrugnęłam nimi parę razy, zanim przyzwyczaiłam się do jasności, która panowała. Spojrzałam na zegarek. Jego wskazówki przed chwilą wybiły ósmą. Usiadłam na końcu łóżka i przeczesałam palcami moje niesforne brązowe fale. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na podłodze smacznie spał Izzy. Stwierdziłam, że nie będę go budzić i cichutko wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach na dół i udałam się do łazienki. Zdjęłam piżamkę w misie koala i poszłam pod prysznic. Odkręciłam kurek. po czym natychmiast z góry opadł na moje nagie ciało strumień zimnej wody. Zdecydowanie tego dzisiaj potrzebowałam. Wzięłam truskawkowy żel pod prysznic i porządnie namydliłam nim skórę. Odchyliłam głowę i pozwoliłam wodzie spływać po moim ciele, jak wodospad po skale. Po głowie chodziły mi słowa piosenki Satisfaction:
I can't get no satisfaction
I can't get no satisfaction
'Cause I try and I try and I try and I try
I can't get no, I can't get no
Udawałam, że jestem Mickiem Jaggerem i zaczęłam śpiewać wykonując przy tym typowe dla niego ruchy. Kiedy już się ogarnęłam, umyłam na szybko włosy i wyszłam spod prysznica. Dokładnie osuszyłam ciało ręcznikiem i owinęłam się nim. Drugi natomiast zwinęłam na głowie w turban. Udałam się na górę do sypialni, żeby wybrać jakieś ciuchy. Jak to ja, stałam jakieś pół godziny zanim się na coś zdecydowałam. Tym razem wybór padł na czarne obcisłe spodnie i koszulkę z Led Zeppelin. Założyłam moje ulubione czarne trampki i ostatni raz spojrzałam na śpiącego Axla. Wyglądał tak niewinnie i uroczo. Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do łazienki, żeby wysuszyć włosy. Kiedy były już suche, zabrałam się za makijaż. Tego dnia postawiłam na coś mocniejszego. Oprószyłam powieki czarnym cieniem i mocno wytuszowałam rzęsy. Na koniec podkreśliłam usta bladoróżowym błyszczykiem.
Żwawym krokiem ruszyłam w kierunku kuchni. Postanowiłam, że zrobię dzisiaj śniadanie dla wszystkich. Otworzyłam lodówkę i przez chwilę wpatrywałam się w jej zawartość. Na szczęście Rosie systematycznie robiła zakupy, dzięki czemu nie musieliśmy umierać z głodu. Po krótkim namyśle zdecydowałam się na jajecznicę. Wyjęłam jajka i masło z lodówki oraz patelnię z szafki.
- Co tak wcześnie? - zapytał rozespany Slash.
Miał na sobie tylko koszulkę z Aerosmith oraz bokserki w serduszka. Kilkukrotnie przetarł oczy, po czym usiadł na krześle i zaczął przeglądać jakiś magazyn.
- Tak jakoś - powiedziałam i wbiłam jajko na roztopione masło. - A ty?
- Nie mogę spać - odpowiedział jednocześnie ziewając.
- Właśnie widzę.
Oboje zaśmialiśmy się. Odgarnęłam włosy do tyłu i zamieszałam jajecznicę. Kątem oka spojrzałam na mojego towarzysza. Siedział noga za nogę i pochłaniał modowy poradnik.
- Kurde, nie było nas dwa tygodnie, a tutaj same magazyny o szmatkach i mazidłach. W porywach można znaleźć poradniki jak być dobrym rodzicem. Nic ciekawego - powiedział i odłożył gazetę na miejsce.
- Faceci.... - pokiwałam głową i położyłam patelnię na środku stołu. - Jak chcesz się do czegoś przydać, to możesz nakryć.
- Tak jest szefowo - powiedział z ironią.
Usiadłam na krześle i patrzyłam jak Slash wykonuje zajęcie, które mu zleciłam. Zerknęłam na magazyn, który przed chwilą czytał. Na okładce widniała wysoka blondynka w czerwonej sukience. Otworzyłam stronę, na której znajdował się o niej artykuł. Przeczytałam dwa pierwsze zdanie i od razu się wciągnęłam. Dziewczyna z pasją opowiadała o tym, co robi. O dziwo praca modelki nie była taka łatwa, jak wszystkim się wydaje. Jeśli się na to decydujesz to musisz się dostosować. Zmienić całkowicie swoje życie i podporządkować je pracy. Nie wiem, czy byłabym gotowa do takich poświęceń.
- Hej kochani - przywitała się blondynka, która w tej chwili weszła do kuchni. - Co tak ładnie pachnie?
- Jajecznica. Victoria zrobiła - odpowiedział jej Ukośnik, który zajadał się przyrządzonym przeze mnie posiłkiem.
- Z chęcią zjem - usiadła na przeciwko i nałożyła sobie jedzenie na talerz. - A ty nie jesz? - zwróciła się do mnie.
- Oczywiście, że tak - odpowiedziałam wytrącając się z transu. - Po prostu taki jeden artykuł mnie wciągnął.
Odłożyłam magazyn na miejsce i zabrałam się za konsumpcję śniadania. Nie byłam zbytnio głodna. Rzadko kiedy rano jadłam. Mimo to zmusiłam się, ponieważ wiedziałam, że nie wyglądam najlepiej i muszę coś z tym zrobić. Każdy kęs przeżuwałam dosyć wolno, co chwilę popijając kawę, którą zaparzył Slash.
- Jakie masz plany na dziś? - zapytała mnie Rosie.
- Umówiłam się z Leną na zakupy, a przed pracą mam kurs. A czemu pytasz?
- Mogłabyś wpaść do mnie do pracy, mam coś dla ciebie.
- Co? - zapytałam zaciekawiona biorąc łyka kawy.
- Niespodzianka - uśmiechnęła się. - Tymczasem muszę spadać. Widzimy się później. Dzięki za śniadanie - powiedziała i wyszła.
- Nie ma za co - posłałam jej uśmiech na pożegnanie.
Ukośnik już dawno opuścił nasze towarzystwo, więc pozostałam sama. Chłopaki jeszcze nie wstali, chociaż było już koło dziesiątej. Stwierdziłam, że zostawię im śniadanie na stole, może łaskawie zaraz na nie przyjdą. Miałam jeszcze trochę wolnego czasu, zanim Lena przyjdzie, więc postanowiłam posprzątać po posiłku. Zebrałam wszystkie naczynia i włożyłam je do zlewu. Nałożyłam na ręce lateksowe rękawiczki i odkręciłam kurek. Wylałam na gąbkę trochę płynu do naczyń i zabrałam się za ich mycie. Nienawidziłam tej czynności, ale wiedziałam, że nikt inny tego nie zrobi. Wypuściłam głośno powietrze i zaczęłam szorować talerz. W pewnej chwili poczułam na szyi czyjś oddech. Złapał mnie w tali i mocno przytulił jednocześnie składając pocałunek na moim policzku.
- Moja księżniczka już wstała? - wyszeptał mi do ucha.
- Ktoś ci musiał zrobić śniadanie - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy i obróciłam się w jego stronę, uprzednio zakręcając wodę i ściągając rękawiczki.
Zaplotłam palce na jego karku. Axl patrzył na mnie swoimi szmaragdowymi oczami, lustrując każdy fragment mojej twarzy. Uśmiechał się. Lubiłam ten widok, zwłaszcza o poranku. Wzięłam dłoń z jego szyi i przeczesałam nią jego rude włosy. On natomiast przysunął mnie bliżej siebie i nie czekając ani chwili wpił się w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek. Mój język robił kółka na jego podniebieniu. Jego dłonie opadły na moje pośladki. Odsunęłam się od niego delikatnie.
- Chcesz to robić tutaj? - zapytałam.
- Dlaczego nie? W końcu mamy duży stół - ostanie słowa wyszeptał mi do ucha, po czym przygryzł jego płatek.
Przesunęłam palcem wskazującym po dolnej wardze, na co on złapał mnie w talii i położył na drewnianym blacie.
- Może zostawicie te miłosne sceny na później, trochę nam się spieszy - powiedziała niecierpliwie czarnowłosa, która stała w futrynie.
Popatrzyliśmy z Axlem na siebie. Była to dla nas niezręczna sytuacja. Już drugi raz przerwała nam romantyczne chwile w kuchni. Niby nic się jeszcze nie wydarzyło, ale i tak czułam się dziwnie. Ciekawe, jak długo ona tu stała? Wstałam ze stołu i poprawiłam włosy.
- Do zobaczenia wieczorem - rzuciłam mojemu chłopakowi i pocałowałam go w policzek. - To co, jedziemy? - te słowa skierowałam już do Leny.
Siedziałam w czerwonej Hondzie McKagana i obserwowałam przez okno panoramę LA. Słońce świeciło dość mocno, więc na oczach miałam moje ulubione ciemne lenonki. W radiu leciało Beat It Micheala Jacksona. Oczywiście obie śpiewałyśmy cały tekst, gdyż znałyśmy go na pamięć.
- Zbliżają się urodziny Slasha. Masz jakieś plany? - zapytałam.
- Duża impreza z dużą ilością alkoholu i dragów - zaśmiała się. - Zamierzam kupić mu najlepszy prezent jaki mógłby dostać. Chłopaki już obiecali się dorzucić. Dołączasz się?
- Jasne - odpowiedziałam i podkręciłam głośność, ponieważ skończyły się reklamy i zaczęli grać Walk This Way. - A co konkretnie zamierzasz kupić?
- Dowiesz się w swoim czasie - powiedziałam i zaparkowała samochód na wolnym miejscu.
W galerii wyciągnęła mnie do swojego ulubionego sklepu z ubraniami. Od razu ruszyła w stronę wieszaków z masą ciuchów. Natomiast ja przyglądałam się sukience, która wisiała na wystawie. Była na ramiączkach, a długością sięgała do połowy ud. Miała dosyć ciekawy motyw. Cała czarna z mnóstwem małych czerwonych śladów szminki. Bardzo mi się spodobała, więc zaczęłam szukać jej na sklepie, pośród miliona innych ubrań. Kiedy znalazłam ją w idealnym rozmiarze, już kierował się w stronę przymierzalni, jednak po drodze spotkałam Lenę z naręczem ubrań.
- Przymierz - powiedziała z uśmiechem na ustach i podała mi stertę.
Moja mina zrzedła. Średnio lubiłam długie zakupy. Zdecydowanie wolałam coś szybko przymierzyć i kupić, niż godzinami zastanawiać się nad jedną rzeczą. Jednak nie chciałam jej sprawić przykrości, więc zrobiłam, co chciała.
Zeszło mi chyba z pół godziny, zanim zdążyłam to wszystko założyć. Oczywiście nie obyło się bez komentarzy Leny, w czym wyglądam dobrze, a w czym tragicznie. W końcu kupiłam dwie pary jeansów, bordową koszulę, szary T-shirt i tę sukienkę. Zmęczona, ale zadowolona wyszłam ze sklepu. To były pierwsze rzeczy jakie kupiłam w Mieście Aniołów, pomimo, że byłam tutaj już od około miesiąca.
- A ty nic nie chciałaś? - zapytałam mojej towarzyszki, która wyszła bez niczego.
- Nie. Dzisiaj była twoja kolej - odpowiedziała z uśmiechem.
Starała się być miła. W miarę jej to wychodziło. Lubiłam ją i to nawet bardzo. Jednak, jak sięgam pamięcią, nie od zawsze tak było. Na początku myślałam, że jest zadufaną w sobie, pustą lalą. Trochę się pomyliłam, ale miałam też rację. Lena zawsze w pierwszej kolejności myślała o sobie. Za pewne było to spowodowane jej przeżyciami. Nie dopytywałam się o jej przeszłość, stwierdziłam, że sama w odpowiednim czasie mi o niej opowie.
- Mam ochotę na shake'a. Chodźmy do MD - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę w stronę Fast Foodu.
Na miejscu zamówiłyśmy dwa shake'i czekoladowe. Zajęłyśmy miejsca koło okna i delektowałyśmy się koktajlami.
- Dlaczego przyjechałaś do LA? - zapytała niespodziewanie.
- Chciałam uciec od San Francisco. Nie mam zbyt miłych wspomnień z tamtym miejscem, ale nie chce na razie o tym opowiadać. A ciebie co skusiło?
Stwierdziłam, że to dobry czas na zadanie takiego pytania. Zrozumiem jeśli nie odpowie, ale znając ją zaraz streści mi swoje życie. No chyba, że miała jakieś nieciekawe doświadczenia tak jak ja.
- Jak byłam mała mieszkałam z rodzicami w Londynie. Od zawsze byłam pilną uczennicą, miałam świadectwo z wyróżnieniem. Skończyłam ekonomię. Nie spodziewałaś się tego zapewne, że zwykła ćpunka ma wyższe wykształcenie. Pracowałam w firmie ojca. Spoko posadka, dobra kasa. Pewnego dnia powiedział, że otwiera filię w Nowym Jorku, i że mam się wszystkim zająć. Zgodziłam się i tak wylądowałam w Stanach. Ogarniałam rodzinny biznes, byłam taką lokalną szefową. Wszystko było kolorowe, aż do dnia, kiedy usłyszałam, że mój ojciec ma porachunki z rosyjską mafią. Podobno pomagali mu finansowo. Zdecydowałam, że nie zamierzam brać w tym udziału. Złożyłam wymówienie i odcięłam się od mojej fajnej rodzinki. Wyjechałam do LA i w zasadzie wylądowałam na ulicy. Resztę historii już znasz - rzuciła na koniec i wzięła łyk shake'a.
Zatkało mnie. W życiu nie spodziewałam się takiego czegoś po Lenie. W porównaniu do mnie ta dziewczyna miała wykształcenie i mogła całkiem nieźle zarabiać, jednak ona zdecydowała się na pracę w Whisky.
- Dlaczego nie pracujesz w jakiejś korporacji? - zapytałam.
- Mam niemiłe wspomnienia. Poza tym, kto by przyjął ćpunkę - zaśmiała się, ale widać było, że to był sztuczny gest. Tak naprawdę wspomnienia wywołały w niej smutek.
- Nie mów tak - próbowałam ją pocieszyć.
- Skończymy ten temat - dodała na koniec.
Nie wracałyśmy już do tego. Resztę naszej rozmowy skupiłyśmy na temacie urodzin Slasha. Oczywiście nie chciała mi powiedzieć, jaki prezent zamierza kupić. Kiedy wypiłyśmy już nasze napoje, stwierdziłyśmy, że powinnyśmy wracać. Odprowadziłam moją towarzyszkę na parking i wrzuciłam moje zakupy do bagażnika, aby odwiozła je do Hell House.
- Podwiozę cię - zaproponowała zapinając pasy.
- Nie, dzięki. Przejdę się - opowiedziałam i pomachałam jej na pożegnanie.
Ruszyłam w kierunku najbliżej stacji metra. Włożyłam słuchawki do uszu. Puściłam Aerosmith, żeby umilić sobie podróż. Było dość gorąco i słonecznie. Najchętniej udałabym się na plaże, ale niestety nie miałam na to czasu.
W Safe Driving dostałam wyniki egzaminu teoretycznego. Zdałam, więc mogłam przejść do praktyki. Muszę przyznać, że o ile na teoretycznych Phil straszliwie zanudzał, to z kolei bardzo dobrze tłumaczył jak zmieniać biegi i w ogóle ruszyć z miejsca. Sporo się dzisiaj nauczyłam. Już nie mogę się doczekać, kiedy sama będę prowadzić samochód.
Prosto po zajęciach poszłam do sklepu z vinylami, gdzie pracowała Rosie. Tutaj też mieli założony ten idiotyczny dzwoneczek. W środku oprócz mojej przyjaciółki znajdował się jeszcze jakaś parka, która zastanawiała się, którą płytę The Beatles kupić.
- Polecam Help! - rzuciłam w ich kierunku.
- Eee, dzięki? - odpowiedział nieśmiało chłopak.
Uśmiechnęłam się. Wyglądał, jakby się mnie przestraszył. Chyba aż tak źle nie wyglądam? Podeszłam do lady, za którą stała moja przyjaciółka. Na jej twarzy malował się uśmiech. Miała na sobie sweterek w kolorze butelkowej zieleni i ciemnogranatowe jeansy. Jej długie blond włosy idealnie komponowały się z zielenią jej oczu.
- Hej, jak się czujesz? - zapytałam troskliwie.
- Dobrze. Chociaż dzisiaj wyjątkowo mogę ponarzekać na mdłości, ale takie uroki bycia w ciąży - wypowiadając ostatnie słowa, położyła swoją dłoń na brzuchu, jednocześnie poszerzając swój uśmiech.
- Podobno masz coś dla mnie - przerwałam jej tę wyjątkową scenę. Przykro mi, ale niestety trochę się spieszę.
- Ehe. Zaczekaj, zaraz wracam - powiedziała i udała się na zaplecze.
Wpatrywałam się w tamtą dwójkę, która nadal się zastanawiała. Chciało mi się z nich śmiać, ale na szczęście się powstrzymałam. Zaczęłam stukać moimi pomalowanymi na czarno paznokciami o drewniany blat, jednocześnie rozglądając się po pomieszczeniu. Muszę przyznać, że mają całkiem nieźle wyposażony sklep. Kiedyś wpadnę tutaj na jakieś zakupy.
- Pomyślałam, że może go znasz - powiedziała wychodząc zza czarnej kurtyny.
W rękach trzymała jakieś papiery. Podała mi je. Wzięłam pierwszą gazetę z góry, resztę odłożyłam na ladzie. Zdziwiła mnie pierwsza strona, a raczej jej nagłówek: Znany gitarzysta Xavier Edwards przyjeżdża do West Hollywood. Mój kochany braciszek, a już o nim zapomniałam. Wyjechał zaraz po skończeniu szkoły. Miałam wtedy dziewięć lat. Nigdy więcej już go nie widziałam. Postanowił zniknąć z mojego życia tak z dnia na dzień, nic mi nie powiedział, co planuje. Byłam za to na niego zła. Zawsze świetnie się dogadywaliśmy. Może teraz przyszedł czas, żeby z nim szczerze porozmawiać i wszystko wyjaśnić? W styczniu ma wpaść do Rainbow i dać koncert. Muszę wykorzystać tę okazję.
- Mój starszy braciszek. Zdążyłam o nim zapomnieć - z mojego oka poleciała łza.
- Coś się stało? - zapytała zaniepokojona.
- Wspomnienia. Nie widziałam go od dwunastu lat. Pewnego dnia wyjechał bez zapowiedzi i potem już go nie widziałam. Dzięki za gazetę, przynajmniej teraz wiem, kiedy będę mogła z nim pogadać - otarłam policzki i wyszłam ze sklepu.
- Vicky! - usłyszałam zamykając drzwi.
Pewnie chciała jakiegoś wyjaśnienia, jednak na razie nie miałam ochoty jej o nim opowiadać. Może kiedyś, jak sama dowiem się czegoś więcej. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę Rainbow, już i tak byłam trochę spóźniona. Na szczęście Kate widząc mnie w tym stanie, nic nie powiedziała. Poszłam na zaplecze, żeby się przebrać. Przypominając sobie słowa Izzy'ego, zanim wyszłam, wzięłam jeszcze działkę, żeby lepiej się poczuć.
Ruch tego dnia był niewielki. Od jakiejś godziny z nudów przecierałam szklanki. Kiedy wytarłam już ostatnie szkło, chciałam odłożyć je na półkę.
- Poproszę szklankę whisky - usłyszałam głos za swoimi plecami.
Szybko położyłam szklankę i odwróciłam się na pięcie. Przede mną siedział Jack Icarus we własnej osobie! Victoria, pamiętaj, oddychaj! Nie mogłam uwierzyć, że Toddowi udało się go przekonać do przyjścia tutaj. Co prawda, nie wiedziałam, czy się zgodził na propozycję mojego przyjaciela, ale sama jego obecność była dla mnie niezwykłym doświadczeniem. Położyłam przed nim szklankę i nalałam trunku. Ręce okropnie mi się trzęsły, co nie uszło jego uwadze. Złapał moją dłoń i popatrzył w moje oczy, dzięki czemu mogłam patrzeć w jego. Były szafirowe, tak jak moje.
- Spokojnie Victorio - powiedział. Zna moje imię! - Nie zjem cię - zaśmiał się.
Zrobiłam to samo, żeby trochę się rozluźnić. Victoria, ogarnij się, to tylko Icarus. Albo to aż Icarus.
- Gadałem z Toddem - zaczął, po czym wziął łyk whisky. - Zgadzam się. Zaczynamy jutro o 11.00 w National Theatre. Bądź punktualnie, bo nie lubię jak się ktoś spóźnia. Opanuj emocje, jeszcze będziesz miała czas, żeby mnie znienawidzić - puścił mi oko i odszedł, nie opróżniając nawet szklanki.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. To była moja szansa na zaistnienie. Mogłam się uczyć tańczyć pod okiem zawodowca. Tylko, co na to Axl?
Wróciłam do domu jak zwykle około 20.30 . Oczywiście opuszczając Rainbow chyba z milion razy podziękowałam Toddowi. Jestem jego dłużniczką. Do końca życia mu tego nie zapomnę. Rzuciłam torebkę na wieszak i skierowałam się w stronę schodów.
- Axl jest u siebie? - zapytałam Duffa, który siedział na kanapie, popijał piwo i oglądał jakąś kiepską brazylijską operę mydlaną.
- Ehe - opowiedział nie odwracając wzroku od ekranu telewizora.
- Faceci... - rzuciłam, ale on nie zareagował. Był zbyt zajęty tym, co robił.
Delikatnie uchyliłam drzwi od naszej sypialni. Axl siedział na łóżku i coś pisał w swoim notesie. Zapewne pisał nową piosenkę czy coś. Kiedy mnie zobaczył, momentalnie przestał i odłożył zeszyt na szafkę nocną.
- Wróciłaś.
Weszłam do pokoju, natomiast on wstał z łóżka. Podeszłam bliżej i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Pachniał jak zwykle nieziemsko. Jego dłonie mocno trzymały mnie w tali. Delikatnie pocałował mnie w czoło. Przymknęłam oczy. Wiedziałam, co mu chodzi po głowie. Odsunął mnie od siebie i popatrzył prosto w moje oczy. Poczułam zmieszanie, muszę z nim pogadać, chociaż nie będzie to miła rozmowa.
- Możemy dokończyć to, co zaczęliśmy w kuchni - wyszeptał i przysunął usta do mojej szyi, jednak ja uwolniłam się z jego uścisku i zaczęłam krążyć po pomieszczeniu. - O co chodzi? - zapytał zdezorientowany.
- Musimy pogadać - wydusiłam z siebie, nie patrząc w jego stronę.
- Słucham.
Kątem oka dostrzegłam jak siada na łóżku. Założył nogę na nogę i czekał, aż wreszcie coś powiem. Próbowałam zebrać myśli. Wiedziałam, że może wybuchnąć. Ba, to było pewne. Policzyłam w myślach do dziesięciu i wypuściłam głośno powietrze.
- Od jutra zaczynam kurs tańca - powiedziałam bez emocji.
- To świetnie! - ucieszył się.
- Towarzyskiego... - dodałam po chwili.
Jego mina zrzedła. Wstał z łóżka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Widać było, że jest wkurzony. Bałam się, co mu przyjdzie do głowy. Spodziewałam się najgorszego. Panowała teraz niezręczna cisza. Chciałam, żeby wreszcie ją przerwał, żeby coś powiedział, chociaż wiedziałam, że nie będzie to nic dobrego. W końcu stanął w miejscu.
- Nie zgadzam się - rzucił krótko.
- Ale ja nie pytam się ciebie o zdanie... - chyba nie powinnam wypowiadać tych słów, niepotrzebnie go tym rozwścieczyłam.
- Jesteś moja i tylko moja! Nie pozwolę, żeby jakiś obcy facet cię tykał! - wykrzyczał mi prosto w twarz, po czym podszedł bliżej.
Cofałam się, ale w pewnym momencie natrafiłam na ścianę. Nie było już ratunku, mogłam tylko czekać, na to, co zrobi.
- Może od razu pójdziesz z nim do łóżka, co?! Jesteś zwykłą, tanią dziwką!
Przełknęłam głośno ślinę. Złapał mnie mocno za ramię. Cholernie bolało, ale nie odezwałam się ani słowem. Chciałam, ale nie mogłam. Jakby coś odebrało mi głos i niekoniecznie chciało go zwrócić.
- Wiesz, że kocham tylko ciebie... - powiedziałam prawie bezgłośnie.
Byłam cała zapłakana. Chciałam być silna, ale nie mogłam, nie potrafiłam. Emocje wzięły górę. Przypomniały mi się wydarzenia z San Francisco...
- Kłamiesz! - uderzył mnie siarczyście w twarz - Wiem, że kochasz tego dupka Chrisa, a ja tylko stoję wam na przeszkodzie! A może już się z nim puszczasz?
- Kocham tylko ciebie... - powiedziałam zapłakana.
- Zamknij się! - odepchnął mnie, przez co omal nie upadłam. Na szczęście podtrzymałam się ściany. - Nie mogę na ciebie patrzeć. Rzygać mi się chce na twój widok. Jesteś dziwką!
Wyszedł z pokoju, oczywiście trzaskając przy tym drzwiami. Zjechałam na podłogę i usiadłam na niej. Byłam jakby zapowietrzona. Jesteś dziwką. Te słowa chodziły mi po głowie. Nie wytrzymałam. Nagle zaczęłam histerycznie krzyczeć i płakać. Jak on mógł mnie tak nazwać? Jak w ogóle mógł mnie uderzyć?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję Oli i Zosi za poprawianie moich ewentualnych błędów ;)
Zwykły rozdział, niby nic się nie dzieje, a jednak ma 3634 słowa xD Nie ma co, trochę się rozpisuję. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza i lubicie dłuższe opowiadania. W ogóle, co myślicie, uda się Vicky wyjść z nałogu? Co z jej związkiem z Axlem? Spodziewaliście się, że tak zareaguje? Czy Vicky uda się pogadać z bratem? I co stało się w San Francisco? Dowiecie się tego czytając następne rozdziały. Ogólnie to możecie pisać swoje pomysły, na to ff, może coś wykorzystam. Do następnego ;)
Mogę edytować rozdział, opis, ale nigdy nie zmienię imion w komentarzach xD Mała zmiana, a tyle komplikacji...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.
⭐Allie