Siedziałam na ławce i próbowałam się ogarnąć. Niestety matka natura nie chciała mi w tym pomóc i pozwoliła, żeby krople deszczu powoli spływały po moim ciele. Wyglądałam okropnie i w dodatku było mi cholernie zimno. Chaotyczne fale zamieniły się w mokre, proste kosmyki. Natomiast makijaż rozpuścił się pod wpływem wilgoci i pozostawił tylko kolorowe smugi na moich policzkach. Zastanawiałam się, co teraz zrobić. Nie zamierzałam wrócić do klubu w tym stanie, ale z drugiej strony, nie miałam przy sobie drobnych na bilet. Fakt, faktem zarobiłam pięćdziesiąt dolarów, które mogłabym spokojnie rozmienić, tylko był jeden problem. Pod wpływem deszczu banknot rozmókł i teraz raczej przypominał coś dziwnego, aniżeli pieniądze.
Ukryłam twarz na dłoniach i czekałam na zbawienie. Najwidoczniej jedyne, co mi pozostało to nocowanie na ławce. No cóż.
Nagle usłyszałam jakiś śmiech, który dochodził z drugiej części parku. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam pijanego faceta, który zataczając się podążał w moją stronę. Poczułam niepokój i przerażenie. Rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było. Przełknęłam głośno ślinę. Może nie zwróci na mnie uwagi. Przejechałam dłońmi po chłodnych ramionach. Deszcz powoli ustępował miejsca mżawce