piątek, 29 lipca 2016

47. I want to be close to you




      – Mogłabyś mi podać popielniczkę?
    Z konsternacji wyrwało mnie pytanie nieznanego mi mężczyzny. Trwając jeszcze w zamyśleniu, podałam mu pożądaną rzecz. Uśmiechnął się przyjaźnie w geście podziękowania i odszedł, pozostawiając mnie pośród grupki ludzi, których nie znałam.
    Od kilku dni zastanawiałam się nad swoją przyszłością i jak do tej pory nic nie wymyśliłam. Wydawała mi się wielką niewiadomą, którą nijak nie wiedziałam, w jaki sposób poznać. Chyba dopiero teraz powoli dochodziły do mnie słowa Chrisa, nad którymi postanowiłam dłużej pomyśleć. Skończyło się na tym, że nie zamierzałam, a raczej nie chciałam zmieniać swojego zachowania, ani trybu życia. Było mi z nim dobrze, a przynajmniej takie odnosiłam wrażenie.
    Zabrałam ze sobą butelkę z tanim winem i usiadłam w kącie salonu. Napawałam się samotnością, która w tym momencie stanowiła dla mnie swoistą harmonię. Gunsi zaprosili na imprezę sylwestrową połowę osiedla, która miała za zadanie gwarantować udaną zabawę. Dla mnie jednak obecność tych wszystkich ludzi nie robiła różnicy. Po prostu przyglądałam się im, jednocześnie delektując się lekko wytrawnym smakiem burgundowego trunku.

sobota, 23 lipca 2016

46. We can't be together



      – Zaprosisz mnie do środka, czy tak będziemy stać na werandzie?
   Z rozmyślań wytrącił mnie jego spokojny, aczkolwiek przepełniony niecierpliwością głos. Otrząsnęłam się i próbowałam podjąć jakąkolwiek racjonalną decyzję. Jedno było pewne. Musieliśmy porozmawiać.
     – Jasne – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się niemrawo, po czym otworzyłam szerzej drzwi.
   Chris ostrożnie wszedł do środka, uprzednio podając mi kwiaty. Odruchowo zaciągnęłam się ich zapachem, jednakże tym razem nie odczułam tej samej radości, wywołanej zwykłą wonią róż. Mężczyzna w tym czasie uważnie rozglądał się po pomieszczeniu, dokładnie analizując każdy jego fragment, każdą osobę, która się w nim znajdowała. W pewnym momencie jego wzrok zatrzymał się na rudowłosej postaci, która popijając whiskey, posyłała nam palące spojrzenie. Odruchowo złapałam Chrisa za nadgarstek i skierowałam się w stronę schodów. Tylko na górze mogliśmy znaleźć jakieś ciche i ustronne miejsce. Nadal odczuwałam na sobie jego wzrok, którym próbował mnie wypalić. Czułam się nieprzyjemnie i to nie tylko z tego powodu. Po raz kolejny musiałam zmierzyć się z własnymi uczuciami wobec Pittmana, co nie należało do najłatwiejszych.
   Zanim zupełnie zniknęliśmy z pola widzenia innych, zwróciłam się do Lily, jakby w tym momencie była jedyną osobą, której ufałam:
      – Zajmij się tym.
   Podałam jej bukiet, na co dziewczyna na początku zareagowała zdziwieniem. Dopiero po chwili subtelnie się uśmiechnęła i poszła w kierunku kuchni, zapewne w celu znalezienia czegoś, co mogłoby służyć jako wazon.
   Kiedy znaleźliśmy się w moim starym pokoju, dokładnie zamknęłam drzwi na mały metalowy kluczyk, którego od bardzo dawna nikt nie używał. Po prostu nie było potrzeby. Zaczęłam nerwowo chodzić po pomieszczeniu, jednocześnie tocząc bój z myślami, które zalewały mi głowę, podczas gdy Chris najspokojniej w świecie siedział na skraju łóżka i zatapiał we mnie swoje przenikające, a zarazem przyjemne spojrzenie. Panowała niezręczna cisza, której nijak nie umiałam przerwać. Mój towarzysz chyba to wyczuł, ponieważ zdecydował się rozpocząć naszą rozmowę.

poniedziałek, 18 lipca 2016

45. Merry Christmas

 

   Nawet się nie obejrzałam, a już nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie dzień. Moje pierwsze święta spędzone z chłopakami. Z tej okazji zaplanowaliśmy małą, kameralną imprezę. To było aż do nich niepodobne, ale chyba woleli spędzić ten czas w gronie najbliższych.
   Od samego rana zobowiązałam się pomóc w przygotowaniach Hell House na tę okazję. Pracy było dużo, ponieważ oni rzadko kiedy tutaj sprzątali. Na szczęście udało mi się zwerbować Lenę, która jak już sobie władowała była nawet pomocna. Zmywałam podłogi, podczas gdy ona zajmowała się ścieraniem kurzu z mebli, których swoją drogą nie mieli nie wiadomo ilu. Nawet Slash zaoferował swoją pomoc przy wynoszeniu pustych butelek, które walały się dosłownie wszędzie. Duff i Izzy  z kolei pojechali na zakupy. Oby tylko nie kupili zapasu papieru toaletowego zamiast dobrego alkoholu. A nie, takie rzeczy to tylko ze Stevenem, który wyszedł, aby spotkać się z Lily. Swoją drogą, moje przekonania się potwierdziły i dziewczyna faktycznie była byłą współlokatorką Fiodorow i Pittmana. Z wielką chęcią chciałam ją poznać, pomimo że podchodziłam do niej raczej sceptycznie.
   Axla raczej nie widywałam od tamtego incydentu, więc i teraz nie miałam pojęcia, gdzie się znajdował. Zapewne udał się do klubu albo w jedno z tych swoich miejsc. Zbytnio się tym nie przejmowałam. Może wynikało to z tego, iż już  praktycznie mi na nim nie zależało. 
   Właśnie kończyłam wyrzynać szmatę i zostało mi dosłownie kilka metrów podłogi w salonie, kiedy otworzyły się drzwi i do pomieszczenia weszli nie kto inny, jak Izzy i Duff. Ten pierwszy niósł kilka reklamówek, które były wypełnione po brzegi, natomiast basista schował coś za plecami.
     – Ej, ja tu sprzątam! – krzyknęłam oburzona, zauważając ich buty, które oblepione były błotem.
     – Ooo, hej Vicky Świetnie wyglądasz. Robiłaś coś z włosami? – odezwał się Duff, który cały czas szczerząc się, przemierzał pomieszczenie, pozostawiając po sobie ślady.
   Popatrzyłam na niego z politowaniem. Miałam na sobie czarne dresy i malinową bokserkę. Byłam niepomalowana, a włosy związałam w niechlujnego koczka, tylko po to, żeby mi nie przeszkadzały. Wyglądałam jak siedem nieszczęść, a on próbował mi wmówić, że wcale tak nie było.
     – A co tam masz? – zapytałam, wskazując palcem na jego ręce.
     – A nic – odpowiedział nienaturalnie wysokim głosem.
   Zaśmiałam się. Basista nie potrafił ukrywać pewnych rzeczy. Podejrzewam, że z kłamaniem wychodziło mu podobnie. Przyglądałam mu się z najmniejszą dokładnością. Próbował powoli wycofywać się w stronę kuchni, uważając, żebym przypadkiem nie zobaczyła, co niesie. Niestety chyba dzisiaj nie był jego dzień, ponieważ będąc w okolicy schodów, potknął się o leżącego nieopodal kota i już po chwili miał dosyć nieprzyjemne spotkanie z podłogą.
       – Aua – odparł, leżąc na plecach i oglądając niezbyt czysty sufit. – Swoją drogą, strasznie dużo tutaj much.
      – Duff, gdzie jest Puszek? – zapytałam lekko zdenerwowana. Steven by nam nie darował, gdyby temu zwierzęciu stała się jakakolwiek krzywda.
      – Nie wiem. Na pewno nie jest pode mną.
   Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oprócz świeżych plam na dopiero co pozmywanej podłodze, dostrzegłam małą choinkę, która leżała obok blondyna, który swoją drogą wyglądał, jakby zaraz miał umrzeć.
     – Chyba aż tak źle nie jest, co? – zapytałam i spojrzałam na niego wymownym wzrokiem.
     – No wiesz, przyjemnym masażem nie pogardzę – starał się pokazać swój urok osobisty, aczkolwiek niezbyt mu to wyszło, ponieważ po chwili się roześmiał.
   Pokręciłam głową i rzuciłam w jego stronę poduszkę, która o dziwo znajdowała się na kanapie. Zapewne, któryś z chłopaków nie był w stanie wejść na górę i po prostu zasnął tam, gdzie był.
     – A to za co? – zapytał z udawanym oburzeniem.
     – Sama nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Za żywota, chociaż to miłe, że kupiłeś choinkę, pomimo że nie mamy łańcuchów, gwiazd i bombek – posłałam mu sztuczny uśmiech. – Lecz za poświęcenie swoich ostatnich centów na miłą atmosferę, a nie butelkę wódki, pomogę ci wstać – oznajmiłam i podałam mu rękę, którą złapał.
   Na całe szczęście wstał o własnych siłach, a ja służyłam mu tylko za podporę. Nie wyobrażałam sobie podnoszenia go, ważył chyba ze sto osiemdziesiąt funtów. Założyłam za ucho zwisający kosmyk i spojrzałam na niego, oczekując decyzji, co dalej robimy.
     – Co wy robicie? – usłyszałam zdziwiony głos Izzy’ego, który po wypakowaniu wszystkich zakupów, zaszczycił nas swoją obecnością.
     – Szukamy kota – odpowiedziałam obojętnie.
     – Siedzi na schodach – poinformował nas, jakby to była jakaś oczywistość.
   Kątem oka zerknęłam w wyznaczonym kierunku. Rzeczywiście na jednym z ostatnich schodów, znajdowała się mała, czarna kulka, która była łudząco podobna do Puszka. Więc tu się ukrył! Na całe szczęście, bo nie wiem, jaką bajeczkę musiałabym wcisnąć Adlerowi.
     – Faktycznie – oznajmiłam, uśmiechając się szeroko.

niedziela, 3 lipca 2016

OGŁOSZENIE


Udaję się na "urlop", mam nadzieję, że zasłużony xD Z tej okazji pragnę Was powiadomić, że nowy rozdział ukaże się dopiero 18.07, o ile uda mi się do tego czasu go napisać.

Udanych wakacji, robaczki 😉

Pozdrawiam

⭐Allie

piątek, 1 lipca 2016

44. Life is brutal



   Ostatnie tygodnie minęły mi dosyć monotonnie. Wpadłam w codzienną rutynę, która polegała na spędzeniu dnia w miarę pożyteczny sposób, a później pracowita noc. Powoli zaczęłam zachowywać obojętność wobec tego, co robiłam. Po prostu przestałam się sprzeciwiać, chociaż obrzydzenie i niechęć pozostały. Od zawsze twierdziłam, że  prostytucja to upadek na samo dno. Uważałam, że te dziewczyny idą po najprostszej linii oporu, żeby zarobić na utrzymanie. Tymczasem większość z nich została do tego zmuszona przez sytuację, w jakiej się znalazły.
   Siedziałam przy barze w zaciemnionej sali w Roxy, popijając Mojito z lodem. Czekałam na Stevena, który obiecał dotrzymać mi towarzystwa tego wieczoru. Ostatnio chłopcy trochę zluzowali i zdarzało mi się wychodzić samej, ale właśnie dzisiaj miałam poznać tę wyjątkową dziewczynę. Stukałam palcami po szklanym blacie i uważnie obserwowałam każdy ruch barmana. Ta dokładność, z jaką przyrządzał drinki dla dosyć wymagających klientów, była aż miła dla oka. Też kiedyś miałam okazję zabłysnąć w tej dziedzinie, jednakże życie potoczyło się troszkę inaczej. Może tak właśnie miało być – pomyślałam.
   Z rozmyślań wytrącił mnie lekko przepity, ale nadal zawierający chociaż odrobinę subtelności głos, który próbował przebić się przez głośne dźwięki muzyki dobiegające z ogromnych głośników. Doskonale znałam jego właścicielkę, a także wiedziałam, że jej obecność nie była przypadkowa.
     – Cześć, Vicky – usłyszałam, jednocześnie czując na ramieniu chłodny dotyk jej dłoni.
   Niechętnie odwróciłam głowę w jej stronę. Była moją przyjaciółką, ale ostatnio jej życie opierało się tylko wobec jednego. Heroiny. Zdobywała na nią pieniądze na wszystkie możliwe sposoby. Ostatnio słyszałam nawet, że wylądowała na ulicy. Zrobiło mi się jej szkoda z tego powodu. Doskonale wiedziałam, jak to wszystko wygląda, tylko że ja miałam lepsze warunki. Nikt nie potrafił jej pomoc. A może wcale nie chcieliśmy?