Podążałam ulicami Miasta Aniołów już od dłuższego czasu. Rozmyślałam o życiu i zastanawiałam się, dokąd mogę pójść. Byłam cała przemoczona, ponieważ w połowie drogi zaczął padać deszcz. Dookoła było szaro, mokro i nieprzyjemnie. Palmy gwałtownie kołysały się na wietrze, a potężne fale uderzały o brzeg. Proszę, żeby tylko nie było burzy. Na ulicach można było dostrzec tylko garstkę ludzi. Samochody przejeżdżały już nieco częściej. Kiedy dochodziłam do Sunset Strip, jeden nawet mnie ochlapał. Pokazałam środkowy palec odjeżdżającemu pojazdowi i przeklęłam kierowcę pod nosem. Przeczesałam włosy palcami. Były dość ciężkie i skapywała z nich ogromna ilość wody. Marzyłam tylko o tym, żeby jak najszybciej wziąć prysznic i schować się pod kołderką.
Włóczyłam się trochę po mieście, po czym zdecydowałam, że muszę poszukać sobie jakiegoś lokum. Do głowy wpadł mi tylko jeden pomysł. Udałam się na Roosevelt Avenue. Po drodze zobaczyłam w szklanych wystawach swoje odbicie. Wyglądałam koszmarnie, jak mała, przemoczona panda. Poszukałam w kieszeni jakiejś chusteczki i wytarłam nią rozmazany tusz, który spływał po moich policzkach. Po kilku minutach znalazłam się na kolorowym blokowisku. Już raz tutaj byłam, dlatego szukanie odpowiedniego budynku nie zajęło mi zbyt dużo czasu. Podeszłam pod drzwi od klatki i już chciałam je otworzyć, kiedy wyminął mnie jakiś starszy mężczyzna. Miał klucz, więc nie musiał dzwonić. Złapałam za klamkę, zanim drzwi zamknęły się i szybko weszłam do środka. Od razu podeszłam do windy i pojechałam na odpowiednie piętro. Stanęłam przed mieszkaniem Chrisa i zapukałam do drzwi. Nie czekałam zbyt długo. Brunet otworzył mi drzwi i zobaczyłam jego zdziwioną minę.
- Co się stało? - zapytał się, lustrując mnie wzrokiem od dołu do góry.
- Deszcz pada - odpowiedziałam obojętnie. - Mogę u ciebie zostać przez kilka dni?
Patrzył się na mnie i próbował przeanalizować moje słowa. Po chwili potrząsnął głową i wpuścił mnie do środka. Znajdowaliśmy się w niewielkim korytarzyku, jedynej części jego mieszkania jaką znałam.
- Chcesz może wziąć prysznic? - zapytał troskliwie.
Pokiwałam twierdząco głową. Chłopak zaprowadził mnie na koniec pomieszczenia i otworzył drzwi, które znajdowały się po prawej stronie.
- Mokre ubrania powieś na grzejniku. Rozgość się, a ja w tym czasie zrobię ci ciepłą herbatę. Na pewno porządnie przemarzłaś - dodał na koniec i poszedł w kierunku otwartej kuchni, która znajdowała się naprzeciwko frontowych drzwi.
Weszłam do niewielkiego pomieszczenia. Łazienka była pokryta turkusowymi kafelkami. Naprzeciwko mnie znajdowała się duża, biała umywalka z czarną szafeczką pod spodem i wielkim lustrem wiszącym na ścianie. Po przeciwnej stronie stała toaleta w podobnym kolorze co reszta sanitarii. W kącie natomiast znajdował się oszklony prysznic ze srebrnymi kurkami w stylu retro, identycznymi, co przy umywalce. Po mojej lewej stronie stała szeroka, hebanowa szafka. Położyłam na niej swoją torbę i wyjęłam z niej parę ubrań. Oczywiście były mokre. Rozwiesiłam bieliznę na grzejniku i miałam nadzieję, że wyschnie. Zabrałam najpotrzebniejsze kosmetyki i udałam się pod prysznic, uprzednio rozbierając się. Gorąca woda przyjemnie spływała po moim ciele. Dookoła było mnóstwo pary, co wcale mi nie przeszkadzało. Umyłam dokładnie włosy i namydliłam ciało. Kiedy byłam już gotowa, wyszłam spod prysznica i owinęłam ciało miękkim, czerwonym ręcznikiem. Poszukałam w szafce suszarki i na szybko wysuszyłam włosy. Zabrałam swoje rzeczy i opuściłam pomieszczenie.
Kuchnia była dość duża. Podłoga pokryta była panelami, a na ścianach widniały beżowe kafelki. Jasne, drewniane meble idealnie komponowały się z białym sprzętem AGD. Nad blatem, w kolorze kafelków wisiały szafki z oszklonym frontem. Pomieszczenie było odgrodzone od salonu czymś na wzór barku. Obok stały ciemnobrązowe krzesła i okrągły stół w tym samym odcieniu. Siedział przy nich Chris, ubrany w zwykły, biały T-shirt i czarne dresy. Naprzeciwko niego stał różowy kubek w serduszka. Zapewne to była obiecana herbata dla mnie. Stanęłam obok niego i zauważyłam, że się uśmiecha.
- Mogę pożyczyć od ciebie jakieś ciuchy, bo moje są przemoczone? - zapytałam, trzymając jedną dłoń na górnej krawędzi ręcznika.
- Jasne - odparł z entuzjazmem.
Przyglądałam się salonowi, podczas gdy on poszedł poszukać dla mnie jakichś ubrań. Pomieszczenie pomalowane było na słonecznożółty kolor. Oprócz regałów na książki, znajdował się tam również mały telewizor oraz gramofon. Obok odtwarzacza, leżał stos płyt winylowych. Później poszukam, czy przypadkiem nie ma tam czegoś fajnego. Na środku stała duża sofa wykonana z brązowej skóry, a pod nią położony był okrągły, czerwony dywanik.
- Myślę, że to będzie idealne - podał mi ubrania i posłał szeroki uśmiech.
- To ja pójdę się przebrać - rzuciłam.
Ponownie wróciłam do łazienki. Zarzuciłam na siebie jego czarne bokserki i błękitną koszulę, którą starannie zapięłam na większość guziczków, zostawiając tylko jeden odpięty. Wróciłam do kuchni i usiadłam na przeciwko niego, biorąc gorący napój do rąk i delektując się nim.
- Zamierzasz wracać do Hell House? - zapytał ostrożnie. Wiedział, że to jest delikatny temat.
- Nie - odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami, po czym wzięłam łyk herbaty. - Posiedzę u ciebie kilka dni, a później poszukam czegoś własnego.
- Możesz tu zostać, ile tylko chcesz - wstał z krzesła. - Chodź, pokażę ci twój pokój.
Podążałam za brunetem, aż doszliśmy do jednych z drzwi, które znajdowały się po prawej stronie salonu. Delikatnie je otworzył i gestownie zaprosił mnie do środka.
- Wcześniej mieszkała to Lily, ale nie zapowiada się, żeby wróciła. Czuj się, jak u siebie. Jeśli byś czegoś potrzebowała, to jestem w salonie. Ktoś w końcu musi ogarnąć te mokre ubrania - zachichotał.
- Sama mogę to zrobić.
- Nie. Ty odpoczywaj, a ja się wszystkim zajmę.
Zgodziłam się. Weszłam do pomieszczenia, a Chris zamknął za sobą drzwi. Było tu nawet przytulnie. Ściany w kolorze lawendowym i tradycyjny parkiet. Małe okienko na świat było naprzeciwko wejścia. Stało przy nim kasztanowe biurko ze stosunkowo dużym blatem. Po lewej stronie znajdowało się jednoosobowe metalowe łóżko, którego rama pomalowana była na czarno. Leżała na nim biała pościel i czekała, aż ktoś wreszcie zacznie z niej korzystać. Obok wejścia stała duża szafa w kolorze innych mebli. Pokój był niewielki, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio. Odstawiłam kubek na biurko i położyłam się na łóżku. Złożyłam ręce razem i podłożyłam je pod głowę. Byłam już okropnie zmęczona. Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam.
Obudziłam się rano niezwykle wyspana. W ośrodku niestety w nocy było dość głośno. Wielu nowych pacjentów krzyczało i niekonieczne chcieli się uspokoić. Usiadłam na skraju łóżka i przetarłam oczy, a następnie poprzeciągałam się. Wyszłam z pomieszczenia i udałam się do kuchni, aby zrobić sobie jakieś śniadanie. Obiecałam Rosie, że potowarzyszę jej dzisiaj. Dzisiaj miała poznać płeć swojego dziecka. Gunsi już nawet robili zakłady. Slash i Axl obstawiali dziewczynkę, a Duff i Steven chłopca. Izzy powiedział, że nie będzie się bawił w coś takiego i tylko machnął ręką, po czym wyszedł. Cały on. Wyciągnęłam z lodówki ser żółty i zrobiłam sobie z nim kanapkę. Do tego oczywiście zaparzyłam kawę. Bez tego chyba nie potrafię żyć. Usiadłam przy stole i zjadłam przygotowany przez siebie posiłek. Zauważyłam, że leży na nim również jakaś kartka.
Musiałem wyjść i coś załatwić. Zostawiłem Ci klucze, żebyś mogła wyrwać się z czterech ścian. Są twoje, możesz je zatrzymać. Smacznego śniadania i nie rozwal mieszkania ;)
Chris
Zaśmiałam się pod nosem, czytając ostatnie zdanie. Zorganizuję imprezę, a potem oboje zamieszkamy pod mostem. Zabrałam klucze, które leżały obok wiadomości i schowałam je do mojej torebki, która już wisiała na wieszaku. Skoczyłam do łazienki i umyłam zęby. Moja szczoteczka oraz reszta rzeczy, również już były rozpakowane. Najwidoczniej brunet zajął się wszystkim, jak spałam. Związałam włosy w niechlujnego koczka i przemyłam twarz lodowatą wodą. Najlepszy sposób na rozbudzenie się o poranku. Pomalowałam się tak, jak zwykle i wróciłam do salonu. Na środku pomieszczenia stała suszarka z moimi ubraniami. Na szczęście już wyschły. Wzięłam z niej czarne rurki i bordowy sweter, po czym poszłam się przebrać do siebie. Na koniec założyłam czarne trampki oraz ramoneskę i zabrałam torebkę. Opuściłam mieszkanie Chrisa, dokładnie zamykając drzwi na klucz.
Wsiadłam w metro i dostałam się prawie pod samą klinikę, w której czekała już na mnie Rosie. Dziewczyna siedziała na krześle przed gabinetem swojej lekarki. Wyglądała na zdenerwowaną. Trzymała ręce na swoim ciążowym brzuszku i delikatnie go gładziła. Zajęłam miejsce obok niej i uśmiechnęłam się.
- Będzie dobrze - szepnęłam.
- Musi być. Po cichu liczę, że to będzie dziewczynka, ale z chłopca też będę się cieszyć - spojrzała na brzuszek i na sam widok uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Cieszyłam się jej szczęściem. W końcu będzie miała kogoś, kto pokocha ją miłością bezwarunkową. Jedyne czego się obawiałam to fakt, że zostawiłam ją samą z chłopakami. Co prawda Lena ostatnio wprowadziła się do Hell House, ale zgaduję, że jest gościem w domu.
- Co tam u was? Jak sobie radzisz? - zapytałam troskliwie.
- Dobrze -spojrzała na mnie. - Duff dużo mi pomaga, a Steven nawet zaczął studiować poradniki dla młodych rodziców - zachichotała na samo wspomnienie. - Nawet z Leną się jakoś dogaduję.
- A co z Axlem? - nie mogłam wytrzymać. Musiałam zadać to pytanie. Mam nadzieję, że nic sobie nie zrobił.
- Wczoraj był trochę wkurzony, także wyszedł z chłopakami do Rainbow, a później wrócił nad ranem z jakąś dziewczyną. Standardowy on. Mam nadzieję, że ułożysz sobie jakoś życie z Chrisem i zapomnisz o tym dupku.
- Nie jesteśmy z Chrisem parą - odparłam lekko poddenerwowana. - Prawda, mam gdzieś tego idiotę, ale nie zamierzam szukać pocieszenia u byle kogo.
- Pittman nie jest byle kim. To chodzący ideał - zaakcentowała ostatnie słowo.
- Nie ma ideałów. Jak chcesz, to możesz go sobie wziąć - burknęłam.
- Vicky... - spojrzała na mnie wymownie.
- Przepraszam - rzuciłam.
Z gabinetu wyszła jakaś pielęgniarka i poprosiła Rosie do środka. Zaczekałam na nią na zewnątrz i zaczęłam przeglądać jakieś ulotki. Były na temat planowania ciąży i innych bzdetów. Odłożyłam je na bok i zaczęłam bawić się palcami. Upłynęło około dwadzieścia minut zanim blondynka do mnie wróciła. Wyszła z gabinetu, a na jej twarzy malowało się zdziwienie. Wstałam z krzesła i podeszłam bliżej.
- I co? - zapytałam zaciekawiona.
- Będę miała synka - odpowiedziała z niedowierzaniem.
Miała otwarte usta i próbowała nabrać powietrza. Przytuliłam ją, uważając na małego. Dopiero po chwili oddała uścisk. Odsunęłam się i zobaczyłam na jej twarzy uśmiech. Była szczęśliwa.
- Gratuluję - powiedziałam.
Obie udałyśmy się do pobliskiej kawiarni, gdzie zamówiłyśmy ciasto z truskawkami. Było bardzo dobre. Chyba muszę zaglądać tutaj częściej. Rozmawiałyśmy z blondynką głównie o jej dziecku. Przez najbliższy tydzień będzie to jedyny temat, o którym mówiła. W sumie to się jej nie dziwię. Włożyłam kawałek ciasta do ust i słuchałam jej wywodów na temat pampersów. Zauważyłam, że przeczytała sporo poradników, bo jej wiedza o obejściu się z dzieckiem była dosyć duża. Jedyny dylemat jaki miała to imię. Nie potrafiła zdecydować się na jedno. Po chwili stwierdziła, że przedyskutuję to z chłopakami.
- Uważaj, bo jeszcze nazwą twojego synka Axl Junior - zaśmiałam się.
- Nie. To raczej w twoim wypadku - wystawiła mi język.
Omal nie udławiłam się ciastem. Ja i Rose mielibyśmy zostać rodzicami? Chyba w jego śnie. W ogóle dzieci to coś nie dla mnie. Nie przepadam zbytnio za nimi. Chociaż bardzo dobrze dogadywałam się z tymi, którymi opiekowałam się w San Francisco. Ale to są rzadkie wyjątki. Dokończyłyśmy nasze słodkości, po czym pożegnałam się z Rosie i udałam w kierunku Safe Driving. W końcu nie mogę opuszczać zajęć ot tak sobie, bo przecież za to płacę.
O dziwo nie zapomniałam jeszcze, jak się prowadzi samochód. Phil był ze mnie bardzo dumny i powiedział, że mogę jutro zdawać test praktyczny. Bardzo ucieszyła mnie ta wiadomość. Nareszcie będę mogła sama jechać samochodem. Oczywiście najpierw muszę takowy posiadać, a z tym to już gorzej.
Przemierzałam teraz ulice West Hollywood w drodze na Sunset Strip. Pomimo, że był październik, było dość ciepło. Słońce gdzieniegdzie przebijało się przez chmury i dawało przyjemny blask. Nie zapowiadało się na deszcz, z czego bardzo się cieszyłam. Jakoś nie miałam ochoty na powtórkę z rozrywki. W końcu doszłam do Rainbow. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka baru. Nic się nie zmienił. Nadal było w nim okropnie ciemno. Stał ten sam bar, te same stoliki i charakterystyczne czerwone sofy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie wiem dlaczego, ale tęskniłam za nim. Praca była jedyną rzeczą, która pozwalała mi choć trochę czuć się normalną. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Mam nadzieję, że jeszcze mnie stąd nie wyrzucili. Podeszłam bliżej baru i nagle na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie. Stał za nim Todd i wycierał szklanki. Zaraz, zaraz, a co z moją zmianą?
- Hej - powiedziałam zmieszanym głosem i usiadłam na wysokim krześle barowym. - Co ty tutaj robisz?
- Pracuję - odpowiedział, nie przerywając swojej czynności.
- Ale teraz jest moja zmiana, z tego co kojarzę.
Odłożył szklankę na bok i oparł dłonie na ladzie. Wypuścił głośno powietrze i spojrzał na mnie. Jego wyraz twarzy nie zapowiadał niczego dobrego.
- Przepraszam Vicky. Nie było cię ponad dwa miesiące i szef zatrudnił kogoś nowego. Mam nadzieję, że szybko znajdziesz sobie jakąś pracę. Jak coś to służę pomocą - powiedział nazbyt spokojnie.
- Zajebiście! - westchnęłam i pokręciłam głową.
- Przepraszam...
- W dupę wsadź sobie te swoje przeprosiny. Poza tym to nie twoja wina - rzuciłam wkurzona.
Barman nic nie odpowiedział i zajął się obsługiwaniem gości. Wyciągnęłam ręce na blacie i schowałam w nie głowę. Dlaczego wszystko musi się nagle sypać? Miałam ogromną ochotę się napić. Skoro nie mogę ćpać, to chociaż alkoholem się znieczulę. Podniosłam głowę, żeby zawołać Davisa, kiedy kątem oka zobaczyłam, że ktoś zajmuje miejsce obok mnie.
- Cześć skarbie - przywitał się.
- Hej Slash - na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. Cholernie tęskniłam za tym gościem, ale nie miałam dziś humoru - Co tam u ciebie?
- Daniels się skończył, więc skoczyłem, żeby się napić. Wiesz, na trzeźwo nie da się funkcjonować. Nie spodziewałem się, że cię tu zobaczę. Kiedy do nas wrócisz? - zapytał rozentuzjazmowany.
- Nie wracam do Hell House - rzuciłam oschle. - Todd, dwa razy Danielsa poproszę - zawołałam barmana.
- Dlaczego? - zapytał zaciekawiony.
- Nie zamierzam oglądać tego debila Rose'a - burknęłam.
- Szkoda - wzruszył ramionami. - No i teraz nie ma kto nam gotować i sprzątać.
Davis położył przed nami dwie butelki whisky. Odkręciłam swoją i wzięłam małego łyka. Gitarzysta opróżnił swoją prawie do końca. Ci to dużo piją.
- Dzięki Slash. Wiedziałam, że tylko do tego jestem wam potrzebna - rzuciłam z sarkazmem i przykleiłam usta do gwinta.
- Oj no weź... - szturchnął mnie w ramię, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. - Przecież wiesz, że cię lubimy. Szkoda tylko, że nie chcesz nas już widzieć...
- Nie was, tylko Axla. Poza tym jesteście dla mnie jak rodzina. Nie wytrzymałabym długo bez was. Jeszcze się ode mnie nie odpędzicie - zaśmiałam się.
- Jak rodzina powiadasz - na jego twarzy pojawił się uśmiech zboczeńca.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo - rzuciłam. - Co za niewyżyty pudel - mruknęłam pod nosem i pokręciłam głową.
- Słyszałem!
- No i? Przecież ja tylko stwierdzam fakty.
- Ale z jedną osobą to tak nudno - skomentował i dokończył swoją butelkę. Szybki jest, ja nawet nie byłam w połowie.
- Powiedz to Lenie - zachichotałam.
- Lepiej nie - pokręcił przecząco głową i zrobił duże oczy.
Zaczęłam się z niego śmiać. Boże, jak ja bez nich wytrzymałam dwa miesiące? Wzięłam łyk trunku i zaczęłam bawić się palcami, podczas gdy Ukośnik zamawiał butelkę wódki.
- A tak w ogóle to co tutaj robisz? - zapytał zaciekawiony.
- Myślałam, że nadal jestem barmanką, ale trochę się pomyliłam.
Spojrzałam na Todda. Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. No ile można? Przewróciłam oczami i powróciłam do kontemplowania Danielsa. Przez głowę przeleciała mi propozycja Eddiego. Oj nie, na to na pewno się nie zgodzę, choćbym miała umrzeć z głodu.
- Aaa, bo ty pracowałaś w Rainbow.
Palnęłam ręką w czoło. Serio oni są aż tak nieogarnięci?
- Nie Slash, sprzedawałam jednorożce w Nibylandii - po raz kolejny użyłam sarkazmu.
- Takie kity to wciskaj Stevenowi - podsumował i zabrał się za otwieranie butelki, by następnie całą naraz opróżnić.
Zaśmiałam się. Fakt, perkusista był łatwowierny, ale nie aż tak. Nawet on wiedział, że jednorożce nie istnieją.
- To co zamierzasz teraz robić? - zapytał.
- Nie wiem - odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od swoich palców.
- Możesz robić striptiz albo tańczyć na rurze - zaproponował.
- A dziwką to już nie mogę zostać, nie? - zapytałam lekko poddenerwowana. Ten to tylko myśli o jednym.
- Nie - odpowiedział stanowczo. - Takie rzeczy to tylko z nami, kochana.
- Chyba w twoim śnie - wybuchnęłam śmiechem.
Jeszcze tego brakowało, żebym została osobistą prostytutką Guns N' Roses. Im to się już chyba w głowach przewraca od nadmiaru alkoholu. Zobaczyłam, że Saul próbuje kupić kolejną butelkę whisky.
- O nie - powstrzymałam go. - Wracamy do domu - powiedziałam stanowczo i złapałam go za ramię.
- Tak jest mamusiu.
Popatrzyłam na niego z gromami w oczach. Od razu z jego twarzy zniknął ten głupawy uśmieszek. Wyciągnęłam go z klubu i złapałam taksówkę, która stała pod nim. Na szczęście miałam jeszcze parę drobnych przy sobie. Pewnie, zamiast wydać je na jedzenie, zapłacę za przewóz Slasha do Hell House. Co ja dla nich robię? Przypomniało mi się, co oni zrobili dla mnie. Dobra, skończę narzekać. Zajęłam z gitarzystą miejsca z tyłu i podałam kierowcy adres. Skinął tylko głową i odpalił silnik.
Jechaliśmy zatłoczonymi ulicami, słuchając jakiejś opery w radio. Slash miał grymas na twarzy, a ja się z niego śmiałam. Dobrze mu tak, niech ma za te swoje głupie pomysły. Poczułam jego wielką rękę na moim udzie.
- Zabierz to. Natychmiast - powiedziałam stanowczo i spojrzałam na jego dłoń.
Ukośnik zrobił, co powiedziałam i trochę posmutniał. Pokręciłam głową i wyjrzałam przez okno. Prawie dojeżdżaliśmy. Kiedy kierowca zatrzymał się już pod domem, trochę się zdziwił. Szybko wysiadłam ze Slashem i zapłaciłam mu za przejazd, posyłając przy tym sztuczny uśmiech. Taksówka natychmiast odjechałam z podjazdu pod Hell House. Najwidoczniej ten pan nie lubi melin mało sławnych rockmenów. Cóż. Wzruszyłam ramionami i zaciągnęłam Hudsona na werandę, aby następnie otworzyć drzwi.
- Mam pomysł! - krzyknął.
- Jaki?
- Dowiesz się za chwilę - złapał mnie za rękę i zaciągnął do środka.
Moim oczom ukazał się znajomy salon. Boże, za nim też tęskniłam. Na ohydnej, zielonej kanapie siedzieli Axl, Steven i Izzy. Na stoliku stało kilka butelek z alkoholem, paczka Marlboro i prochy. Kiedy mnie zobaczyli, gitarzysta i perkusista natychmiast schowali narkotyki. Pewnie, wcale ich nie zauważyłam. Rose odpalił papierosa i spojrzał na mnie z pogardą. O co mu chodzi?
- A ta tu po co? - zapytał i wskazał na mnie palcem.
Czułam się zmieszana. Nie rozumiałam jego reakcji. Najpierw mnie kocha, a później nienawidzi. Niech on się wreszcie zdecyduje albo pójdzie leczyć.
- Zobaczysz - odpowiedział, po czym puścił moją dłoń.
Stałam przed drzwiami i dokładnie obserwowałam każdy ruch Ukośnika. Poszedł do kuchni, z której wrócił z dwoma krzesłami. Położył je przed stolikiem i zachęcił, abym usiadła na jednym. Zrobiłam to niechętnie, czując na sobie spojrzenia innych, a w szczególności mojego byłego.
- Gdzie jest ta ciota McKagan? - zapytał Mulat.
W tej chwili z łazienki wyszedł Duff. Obstawiam, że brał prysznic, bo miał na głowie turban z niebieskiego ręcznika. Podszedł bliżej nas i zajął miejsce obok Stradlina, uprzednio zabierając ze stolika butelkę wódki.
- Co chcesz jełopie? - zapytał, po czym pociągnął z butelki sporego łyka.
- Jak widzicie, sprawa dotyczy naszej kochanej Victorii - zaczął.
- Wrócisz do nas? - zapytał Steven z magiczną iskierką w oczach.
- Nie - odpowiedziałam i spojrzałam wymownie na Axla, który właśnie zaciągał się dymem.
- Dlaczego? - brnął temat perkusista.
- Bo woli gościa, który ma kasę, a nie takich biedaków jak my - rzucił Rose.
- Pudło - zachichotałam pod nosem. - Po prostu nie pomieszczę się tutaj z wami, Leną, Rosie i zarozumiałym ego pieprzonego pana Rose'a - powiedziałam z uśmiechem na ustach. O tak, od teraz gram w jego grę. Będę chamska.
- Pieprzyć Axla - machnął ręką Adler. - Masz wrócić.
- Może lepiej nie będę go pieprzyć - podsumowałam.
- Masz rację. Tego kwiatu pół światu, a i tak jestem niegodny twoich usług - powiedział i zaczął udawać, że jest mu przykro.
- Pieprz się! - krzyknęłam.
- Może nie przy ludziach - skomentował.
- Dosyć!!! - wrzasnął McKagan. - Jak chcecie się kłócić to nie tutaj - spojrzał na gitarzystę. - Slash, co chciałeś powiedzieć?
- Victoria straciła pracę i pomyślałem, że może pomożemy jej i damy jakieś zajęcie w zespole.
- Że co?! - zdziwił się Rudy. - Nie było innych osób? Slash, od kiedy z ciebie jest tak Matka Teresa, co?
- Axl... - uciszył go Izzy. - Daj mu skończyć.
- Sorry, ale żadna laska nie będzie się wtrącać w sprawy zespołu, a już w szczególności nie ona.
Proszę, proszę od kiedy on jest taki milutki? Czyżby całą winę za rozpad naszego związku zwalił na mnie? Pewnie, on może się pieprzyć na prawo i lewo, ale ja nie mogę z nim zerwać. Pieprzony Axl Rose. Dlaczego ja z nim w ogóle byłam?
- Wracając do tematu - zaczął Slash. - Mogłaby organizować koncerty.
- Od tego jest menadżer, a nie ja - spostrzegłam.
- Widzisz - odezwał się Rose. - Nawet ona twierdzi, że to jest zły pomysł.
- Axl, zamknij się wreszcie! - krzyknął Duff.
Wokalista przewrócił oczami i wyrzucił peta do popielniczki, a następnie założył ręce na piersi.
- Możesz robić zdjęcia - zaproponował Steven.
- Jak nie zauważyłeś nie mamy aparatu - wypomniał mój były.
- To żaden problem - skwitował perkusista. - Coś się wykombinuję.
- Nie jestem profesjonalnym fotografem - powiedziałam bez przekonania.
- Ale jesteś naszą Vicky, której ufamy - dodał Izzy.
- Nie byłbym tego taki pewny... - zaczął Axl, ale kiedy poczuł na sobie wymowne spojrzenia chłopaków, zrezygnował.
- Steven, ty to jednak masz czasem dobre pomysły - skomentował Saul.
- Ej, ja nie jestem głupi - oburzył się Popcorn.
Zaśmiałam się. Czasami zdarzało mu się, sprawiać wrażenie takiego. Spojrzałam po Gunsach. W większości podobał im się ten pomysł. Tylko wokalista był co do niego nieprzekonany, ale to mnie wcale nie dziwi.
- To co, robimy głosowanie? - zapytał Ukośnik. Wszyscy poza mną pokiwali głowami. - Kto jest przeciw, niech podniesie rękę.
Oczywiście zgłosiła się tylko jedna osoba. Rudy rozłożył ręce i pokręcił głową. Nie rozumiał zachowania swoich kolegów. Nie wiedział, dlaczego oni chcą mi pomóc. W sumie to ja też nie. Oni na pewno będą mieć coś z tego. Tylko co?
- Stary, wiedziałeś, że tylko ja się zgłoszę - wypomniał mu. - A zresztą, róbcie co chcecie, ja idę do klubu.
- Idę z tobą - zgłosił się gitarzysta prowadzący.
Świetnie. Dopiero, co go stamtąd wyciągnęłam. No i moja kasa poszła na marne. Ale za to mam pracę. Tylko skąd ja wytrzasnę sprzęt? Muszę porozmawiać z Chrisem. Izzy również wstał z kanapy i wyszedł z chłopakami na rundkę po klubach. Zostaliśmy we trójkę: ja, Duff i Steven. Rosie pewnie była u siebie, a Lena pracowała.
- Dobra, ja się będę zbierać - oznajmiłam i podniosłam się z krzesła.
- Zaczekaj, odwiozę cię - zaoferował perkusista.
- Lepiej nie - wytrzeszczyłam oczy i pokręciłam głową.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oki robaczki, jak na razie jest trochę mało komentarzy. Postarajcie się, a dodam dziś coś jeszcze. Może nie będzie jakieś wybitnie długie, ale postaram się Was nie zawieść. Btw, ten rozdział ma ponad 3,8tys. słów, co daje mu rekord pod względem długości.
A teraz jeśli chodzi o fabułę. Wymyślamy imię dla synka Rosie <3 Czekam na Wasze propozycje w komentarzach. Wgl, co powiedzielibyście na Victorię i Axla w roli rodziców? Wyobrażacie to sobie? Ja właśnie nie do końca xD Ogólnie to sądzicie, że jeszcze do siebie wrócą?
Zapraszam do komentowania (może być nawet lubię kisiel) i do następnego ;)
Kisiel.
OdpowiedzUsuńCo raz lepiej piszesz, serio. Widzę duży progres. Fabuła stała się dużo ciekawsza i już nie kojarzy mi się to chyba z żadnym innym opowiadaniem. :D
Bardzo się cieszę, że Bella poszła na odwyk. To nie o to chodzi, że nie lubię czytać o narkotykach, bo jakikolwiek tekst ma przekazywać myśli autora i może dotyczyć wszystkiego, w tym zarówno bajkowego świata, jak i szarej rzeczywistości. A w tej drugiej narkotyki to rzecz jak najbardziej obecna i normalna. Zwłaszcza w środowisku Gunsów w tamtych latach. Nie chodzi o sam fakt pisania o tym, tylko zdenerwowały mnie pobudki Belli do brania. Nie wiem, chciała zaimponować komuś? Pokazać jaka jest niezależna? Zachowała się jak gówniara jak dla mnie i ogólnie mnie denerwuje ciągle xD W ogóle jej nie lubię, mimo że jest główną bohaterką. Nie lubię też Axla, zachowuje się równie dziecinnie jak Bell. To się dobrali. I absolutnie nie wyobrażam sobie ich w roli rodziców! Chociaż podobno dziecko wszystko zmienia, więc może jednak...? Dobra, koniec marudzenia. :D
Lubię Chrisa i to BARDZO, BARDZO, BARDZO lubię Chrisa, o matko. Jest taki idealny i taki kochany, kuuurde. Aż mam wyszczerz jak piszę o nim. :3 Steven, Izzy, Rosie jak zawsze cudowni. Slash jest taki uroczy nawalony, hahahha :D
Ciekawe jak Belli się powiedzie w nowej pracy. Swoją drogą nie rozumiem, czemu była taka zdziwiona, że zatrudnili kogoś na jej miejsce, po tym jak tyle czasu była nieobecna. xD
A co do imienia to niech serio nazwą go Axl. Będzie śmiesznie. XD
Czekam na następny rozdział, dużo weny :)
Dzięki bardzo ;) No mogę powiedzieć tyle, że będzie się działo, a Gunsi pokażą swoją drugą stronę.
Usuń