środa, 30 marca 2016

32. I also have some feelings



- Duff, co się stało? - zapytałam troskliwie.

Chłopak odwrócił się w moją stronę, dzięki czemu mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Nie wyglądał dobrze, a na jego twarzy malowało się niezadowolenie. Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego.

- Czy człowiek nie może już w spokoju napić się wódki we własnej kuchni?! - wykrzyczał.

- Chcę tylko porozmawiać - starałam się zachować spokój.

Blondyn opróżnił szklankę, po czym ponownie ją napełnił. To było normalne, że topił smutki w alkoholu. W sumie to on nawet nie potrzebował pretekstu, żeby się napić.

- To nie jest twoja sprawa - odparł, podkreślając każde słowo.

- Nie wiem, co się miedzy wami wydarzyło, ale wiem jedno. Duff, pod tą całą warstwą brutalności kryje się troskliwy facet. Ty nie chcesz jej skrzywdzić, ale takim zachowaniem to robisz - próbowałam przemówić mu do rozumu.

- Myślisz, że jesteś taka fajna i możesz mi mówić, co mam robić? - zapytał i spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym się zaśmiał. - Otóż nie. Poza tym nie wiesz, jak było.

- To mi opowiedz - rzuciłam.

- Widzę, że nie dasz mi spokoju - mruknął. - Pocałowała mnie. Lepiej? - w jego głosie słychać było ironię.

Podniósł szklankę i upił z niej sporego łyka, przez co trochę się skrzywił. Rozumiałam, że cierpi, ale w chwili obecnej nie robi nic, żeby to zmienić.


- Konkretniej - powiedziałam stanowczo.

- Staliśmy sobie wesoło w pokoju i rozmawialiśmy. Powiedziałem, że się o nią martwię, a ona źle to zinterpretowała. Pocałowała mnie. Nie jestem gotowy na związek z nią. Nie chcę jej skrzywdzić, jest zbyt delikatna. Powiedziałem, że możemy zostać co najwyżej przyjaciółmi. Chyba nie o to jej chodziło, bo stwierdziła, że w takim razie nie będzie marnować czasu i idzie na randkę. Normalnie w świecie wyszła - opowiedział bez emocji. Był nazbyt spokojny, co trochę mnie martwiło.

- Co zamierzasz zrobić?

- Wrócić do mojego poprzedniego trybu życia i przelatywać przypadkowo poznane laski - odpowiedział obojętnie i wypił trunek.

- Nie rozumiesz, że właśnie tym ją ranisz? - okazałam zdziwienie. Może uda mi się wjechać na jego ambicje.

- Słuchaj - powiedział bardziej ostro. - Pozwalasz sobie na zbyt dużo, skarbie.

- Przestań! Proszę cię, nie pokazuj tej swojej ciemnej strony.

Odrobinę się go bałam. Wiedziałam, że Axl był zdolny do wszystkiego, ale Duff? Pies wie, na co go stać.

- Kotku, jestem łagodny i nie chcę cię skrzywdzić, ale muszę też jakoś odreagować.

Na jego twarzy pojawił się uśmiech pedofila, przez co przeszedł mnie dreszcz. Nie było to miłe uczucie, a wręcz przeciwnie. Bałam się go i miałam ochotę wyjść, ale jednocześnie nie mogłam. Moje nogi były jak z waty, przez co nie potrafiłam się ruszyć. Stałam tam i czekałam na jego ruch. Basista z najmniejszą uwagą patrzył na mnie, jednak ani drgnął. Nadal siedział na krześle i popijał wódkę.

- Przestań - wymruczałam i głośno przełknęłam ślinę.

- Kochanie, uwielbiam, jak jesteś ostra i pyskujesz, ale jesteś jeszcze bardziej słodka, kiedy się mnie boisz. Gdyby nie nasza umowa, zerżnąłbym cię tu i teraz, na tym stole - oznajmił i przygryzł dolną wargę.

- Jesteś chory! Powinieneś się leczyć! - wykrzyczałam mu prosto w twarz.

- Jakoś nie obchodzi mnie twoja opinia - wzruszył ramionami. - A teraz idź się przebrać, bo zaraz wychodzimy.

- Nigdzie z tobą nie pójdę - warknęłam.

Wstał z krzesła i podszedł bliżej, jednak zachował bezpieczną odległość. Nie dotykał mnie. Tylko i wyłącznie patrzył się na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Czuł, że dominuje nade mną, co zresztą dawało mu satysfakcję.

- Oj Vicky, Vicky. Jaka ty jesteś głupiutka - zaśmiał się. - Ty tylko dużo mówisz, a i tak zrobisz, co ci powiemy. Chyba ty powinnaś się leczyć, nie sądzisz?

Zatkało mnie. Nie dlatego że wiedział, że zrobię dla nich wszystko. On kurde miał rację. Nienawidziłam ich z czystego serca, ale jednocześnie nie potrafiłam tak tego zostawić. Powinnam się leczyć, bo to jest niebezpieczne.

Blondyn wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą. Rzucił tylko, że całą piątką wybierają się do klubu oraz, że mam skoczyć na górę do Axla, bo ma dla mnie sukienkę.

Kiedy już się ogarnęłam, poszłam we wskazane miejsce. Rose był u siebie i leżał na łóżku. Nic nie robił poza bezmyślnym patrzeniem się w sufit.

- Mogę? - zapytałam stojąc w drzwiach.

- Jasne - wymruczał, po czym niechętnie wstał.

Weszłam w głąb pomieszczenia i usiadłam na krześle, które stało obok biurka. Chłopak wyjął z szafy krótką, czerwoną sukienkę na ramiączkach oraz wysokie szpilki w tym samym kolorze i podał mi je.

- Serio będziecie decydować nawet o moim stroju? - zapytałam z nutą irytacji w głosie.

- Czemu nie? - wzruszył ramionami. - W końcu i tak o ciebie dbamy.

- Jak to jest troska, to ja jestem Matka Teresa - prychnęłam.

- No czasami tak się zachowujesz - stwierdził.

Przewróciłam oczami i zeszłam na dół, aby móc w spokoju się wyszykować. Nie miałam ochoty kłócić się z tym idiotą. Już wystarczy, że rozzłościłam Duffa. Ubrałam kusą sukienkę i zrobiłam sobie wyrazisty makijaż, stawiając głównie na podkreślenie ust. Użyłam do tego szminki, która była w kolorze mojego ubrania. Ostatni raz spojrzałam na siebie w lustrze. Wyglądałam jak dziwka, którą zresztą byłam. Do tej pory nie wiem, dlaczego ja to w ogóle robię...

W salonie już czekali na mnie chłopcy. Widać było, że są już lekko wstawieni i idą się tylko doprawić. Stanęłam obok nich i od razu poczułam ciepłą dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam wzrok, aby spojrzeć, kto to. Kiedy zorientowałam się, że to był Slash, wtuliłam się w jego tors. Pachniał alkoholem, ale za to dawał przyjemne ciepło.

  - To co, idziemy? - zapytał lekko już zniecierpliwiony Steven.

  - Jasne - odpowiedział mu Duff. - W końcu ktoś tu musi popracować - rzucił mi wymowne spojrzenie, na co wystawiłam mu język. - Jeszcze będziesz prosiła, żebym był miły.

  - Duff - skarcił go Mulat, po czym przyciągnął mnie bliżej. Najwidoczniej wyczuł moją reakcję na McKagana.

Blondyn tylko machnął ręką i już się nie odezwał. Opuściliśmy mieszkanie, które następnie Izzy porządnie zamknął na klucz. To chyba jeden z niewielu epizodów, kiedy Hell House nie stoi otwarty. Zdecydowanym krokiem ruszyliśmy w stronę Sunset Strip. Chłopaki rozmawiali o nadchodzącym koncercie, podczas gdy ja raczej byłam cicho i tylko pochłaniałam ciepło, jakie dawał gitarzysta.

Dzisiejszego wieczoru wybór padł na Rainbow. Modliłam się tylko, żeby Todd nie miał teraz zmiany. Gdyby dowiedział się, czym się teraz zajmuję, zapewne zrezygnowałby z naszej przyjaźni. W sumie, to jak na razie rozczarował mnie tym, że nic mi nie powiedział o Rosie, ale to nie oznacza, że nie chcę go znać. Wręcz przeciwnie, potrzebuję normalnych znajomych.

Gunsi zajęli swoje stałe miejsce. Usiadłam na czerwonej sofie pomiędzy ścianą a Slashem. Rozejrzałam się po lokalu. Mój wzrok skupił się na barze, a konkretnie na osobie, która za nim stała. Była to wymalowana, plastikowa blondynka, która w dość perfidny sposób chwaliła się rozmiarem swojego biustu. Zapewne była moją"zmienniczką". Może i przyciągała sporo klientów płci brzydkiej, ale drinków to ona raczej nie umie zrobić. Prychnęłam pod nosem i zaczęłam zwracać uwagę na moich towarzyszy. Dopiero teraz zorientowałam się, że coś do mnie mówili.

  - A ty co o tym sądzisz? - z rozmyślań wytrącił mnie głos Stevena.

  - To bardzo dobry pomysł - odparłam, chociaż tak naprawdę nie wiedziałam, o co pytał.

Nagle wszyscy zaczęli się śmiać. Popatrzyłam na nich ze zdziwieniem. Dlaczego tak zareagowali?

  - Czyli uważasz, że mogłabyś zatańczyć pole dance, - perkusista pokazał palcem na rurę, która znajdowała się w centralnej części klubu - a później zrobiła dla nas striptiz - ledwo z siebie wydusił, ponieważ nie potrafił przestać się śmiać.

  - Co?! - wytrzeszczyłam oczy. - Chyba po moim trupie.

  - Mówiłem, że nas nie słucha - zauważył Rose, a wszyscy przyznali mu rację. - Poza tym kotku, nas nie interesuje nekrofilia.

  - Z tobą to nic nie wiadomo - prychnęłam.

  - Hmm... Chyba wolę cię żywą. Chociaż mogłabyś być milsza.

  - Dla ciebie?!

  - Koniec! - wrzasnął Slash, zanim Axl zdążył otworzyć usta. - Co pijemy? - zapytał, zmieniając temat.

  - To co zwykle - odpowiedział Duff i spojrzał na mnie. - A dla tej panienki coś mocnego, żeby miała więcej odwagi.

Przełknęłam głośno ślinę. McKagan chciał zemsty, tylko dlaczego akurat na mnie? Przecież ja nic nie zrobiłam. Dobra, stoję po stronie Rosie, więc może uznał mnie za swojego wroga, a to nie wróży zbyt dobrze.

Po chwili Hudson wrócił z pięcioma butelkami Danielsa i jakimś drinkiem dla mnie. A no tak, miało być jak zwykle, więc zamówił mi Sex on the beach. Typowy Slash. Zajęłam się konsumpcją mojego trunku, podczas gdy chłopaki rozmawiali na bliżej nieznane mi tematy. Jakoś tego wieczoru nie miałam ochoty ich słuchać. Wolałabym leżeć na kanapie i oglądać jakiś film, ale no cóż. To oni decydują.

  - I jak twoja odwaga? - zapytał z sarkazmem basista.

  - Bardzo dobrze - skłamałam i pociągnęłam łyk drinka.

  - To świetnie, bo znalazłem ci klienta - odparł zadowolony z siebie.

  - Kogo? - zapytałam lekko zaniepokojona.

  - Tego miłego pana, który siedzi przy barze - pokazał palcem odpowiednią osobę.

  - Oszalałeś?! - oburzył się Stradlin.

  - Nie, dlaczego? - blondyn wzruszył ramionami i przyssał się do butelki z whisky.

  - Może to i jest klient Eddiego, ale on tylko i wyłącznie kupuje u niego dragi! - wytłumaczył mu gitarzysta.

Spojrzałam w stronę osoby, o której mówili. Przełknęłam głośno ślinę. Był to stary, obleśny hippis, który nie wiem skąd miałby tyle kasy. Błagam Izzy, przekonaj Duffa.

  - No to dostanie coś więcej - odparł basista, a na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek. - A ty co się zrobiłeś taki opiekuńczy? Trzymasz jej stronę?

Nie wiedziałam, że działam przeciwko nim. Dzięki McKagan, że mi powiedziałeś.

  - Stary, tu nie o to chodzi. Ty po prostu chcesz się na niej zemścić, bo cię laska rzuciła. Zrozum, Victoria nie jest temu winna - próbował mnie bronić, ale wszystko na marne.

  - Nie byliśmy parą! - oburzył się blondyn. - Poza tym to ja tutaj rządzę, więc siedź cicho, Stradlin, bo tylko tobie to nie pasuje.

Nie chciałam, żeby się pokłócili z mojego powodu. Jakbym się czuła, gdybym przyczyniła się do rozpadu zespołu?

  - Duff, muszę to robić? - zapytałam ostrożnie.

  - Kotku, zrobisz wszystko, co ci każę, a jak nie to pożałujesz - powiedział aż nazbyt spokojnie.

Groził mi. Poczułam jeszcze większy strach spowodowany jego osobą. Opróżniłam szklankę i  wstałam od stołu. Muszę to zrobić. Spojrzałam ostatni raz na Izzy'ego.

  - Dziękuję - powiedziałam bezgłośnie.

  - Przepraszam - poruszył ustami.

Pokręciłam głową i odwróciłam wzrok od naszego stolika. Dumnym krokiem podeszłam do baru i usiadłam obok hippisa, który popijał brandy. Zebrałam się w sobie i zaczęłam miziać go po ręce. To było obleśne, ale jakoś musiałam to rozegrać. Podziałało. Mężczyzna spojrzał na mnie, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.

  - Chcesz się zabawić? - zapytałam kuszącym głosem, chociaż wewnątrz miałam ochotę się porzygać.

  - Jasne, księżniczko - odpowiedział, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.

Jego wielka ręka wylądowała na mojej talii, przez co poczułam się jeszcze dziwniej. Ostrożnie zeszłam ze stołka i razem z hippisem udaliśmy się w stronę łazienek.

***

Po wszystkim nie wróciłam do stolika od razu. Stanęłam w kącie sali i zaczęłam płakać. Nie chciałam, żeby chłopcy widzieli mnie w takim stanie. Obiecałam sobie, że będę silna, ale teraz po prostu nie mogłam. Czułam się podle, a poza tym wszystko mnie bolało.

Kiedy już się ogarnęłam, wróciłam na swoje miejsce. Gunsi siedzieli tam, jak wcześniej i palili fajki. Ostrożnie usiadłam na skraju, żeby nie musieć się przeciskać. Obok mnie znajdował się Rose i bacznie mi się przyglądał. Zauważyłam na jego twarzy niezadowolenie, a zarazem zmartwienie. Czyżby nawet on nie był zdolny do czegoś takiego?

  - O, nasza księżniczka wróciła - zauważył rozradowany basista.

  - Weź sobie nawet wszystko - warknęłam i rzuciłam na stół pieniądze.

  - Żabko, coś ci się jednak należy.

Posłał mi uśmiech i zgarnął swoją część pieniędzy, po czym podał mi resztę. Nie sądziłam, że to właśnie McKagan jest z nich wszystkich największym chamem, prędzej obstawiałabym Rose'a. Rudzielec tymczasem podsunął mi swoją butelkę whisky, z której upiłam sporego łyka. Tak, między innymi tego mi trzeba było.

  - Jesteś potworem - warknęłam, ale chłopak nie zareagował.

  - Kotku, tacy już jesteśmy - odezwał się Slash, po czym zaciągnął się dymem papierosowym.

  - Nie wierzę, ty go jeszcze bronisz?! - spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.

  - Skarbie, ja akurat chcę dla ciebie dobrze - posłał mi niewinny uśmiech. - Jednak musisz zrozumieć, że jesteśmy jak bracia i żadna laska tego nie zmieni.

Nie zamierzałam ich rozdzielać. Po prostu chciałam, żeby okazywali mi więcej szacunku. Czy to jest tak dużo?

  - No właśnie - wtrącił McKagan. - A teraz wracaj do pracy, bo przyda nam się więcej kasy - machnął ręką i odpalił kolejną fajkę.

  - Nie sądzisz, że powinna trochę odpocząć? - odezwał się mój obrońca, ale blondyn tylko pokręcił głową.

  - Nie ma mowy! - wykrzyczałam. - Wszystko mnie boli i czuję się jak szmata. Jak chcesz mieć za co kupić więcej wódki, to sam idź się puszczać! - rzuciłam mu prosto w twarz.

Axl odruchowo złapał mnie za ramię i próbował uspokoić, ponieważ byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów. Basista patrzył na mnie ze zdziwieniem. Nie spodziewał się, że w tej chwili zdobędę się na wygarnięcie mu takich rzeczy.

  - Masz rację, zachowujesz się jak szmata - powiedział lekko podirytowany. - A teraz wracaj do tego, do czego nadajesz się najlepiej.

  - Duff, Izzy ma rację - odezwał się mój były. - Victoria powinna odpocząć - blondyn popatrzył na niego ze zdziwieniem. - Ale zachowała się trochę nieodpowiednio, za co powinna zostać ukarana. Pozwól, że się tym zajmę.

Cała pewność siebie nagle ze mnie wyparowała i została zastąpiona przez strach. Na przyszłość powinnam trzymać język za zębami. Przecież on jest zdolny do wszystkiego. Poczułam jak moje ciało przeszywa dreszcz. Błagam, niech ten dzień już się skończy.

  - Jednak czasami myślisz Rose - pochwalił go basista. - Zrób z nią, co chcesz, tylko pamiętaj o jednym. Ma zapamiętać, że do nas powinna odnosić się z szacunkiem - posłał mi szelmowski uśmiech.

Patrzyłam na niego ze strachem w oczach, przez co dawałam mu satysfakcję. Przełknęłam głośno ślinę, po czym poczułam jak Axl zaciska swoją dłoń na moim ramieniu, co cholernie bolało. Popchnął mnie, przez co omal nie upadłam, ale na szczęście mnie złapał. Szarpnął moją rękę i wyprowadził nas na zewnątrz, po czym gwałtownie mnie puścił.

  - Nienawidzę was! - wykrzyczałam mu prosto w twarz, po czym zaczęłam historycznie płakać.

  - Raczej powinnaś mi podziękować.

  - Za co?! Za to, że traktujecie mnie jak waszą własność?!

  - Nie, misiaczku. Uwolniłem cię od żądnego zemsty Duffa - odparł bez przekonania.

  - Dziękuję, łaskawy panie - powiedziałam z sarkazmem i ukłoniłam się nisko. - A teraz co mnie czeka? Pobijesz mnie do nieprzytomności, a może zgwałcisz?!

  - Odprowadzę cię do Hell House i położę spać - odpowiedział zbyt spokojnie, jak na niego.

  - Jak to? - na mojej twarzy zagościło zdziwienie.

  - Normalnie - wzruszył ramionami. - Po prostu potrzebowałam jakiegoś pretekstu, żeby Duff pozwolił mi z tobą wyjść.

  - Zamierzasz być miły? - zapytałam nieśmiało.

  - No wiesz, ja też mam jakieś uczucia - udawał obrażonego, ale niedługo później mu przeszło.

  - A dlaczego nie możesz odprowadzić mnie do mojego mieszkania?

  - Victorio, znam cię nie od dziś i wiem, że w takiej sytuacji chcesz z kimś pogadać. Nie oszukujmy się, raczej nie będziesz rozmawiać ze swoim chłopakiem o tym, jak pieprzyłaś się z jakimś zbokiem w kiblu.

Nie jesteśmy z Chrisem parą, ale o tym nie musi wiedzieć. Jednak jeszcze coś o mnie wie. Miło, że nie zawsze zachowuje się jak skończony cham.

  - Axl? - spojrzałam prosto w jego szmaragdowe tęczówki, które błyszczały się w ciemności.

  - Tak?

  - Przytul mnie - odparłam z miną zbitego pieska.

  - Nie sądziłem, że tak szybko się za mną stęsknisz. Już nie jestem skończonym idiotą? - zachichotał.

  - Nie, nadal nim jesteś. Po prostu potrzebuje bliskości, a ty jesteś pod ręką - wzruszyłam ramionami. - Chyba wykorzystasz taką okazję? - uniosłam brew.

Rose nic nie odpowiedział, tylko objął mnie swoimi dużymi dłońmi i przysunął bliżej swojego torsu. Śmierdział papierosami, ale zbytnio mi to nie przeszkadzało. Potrzebowałam troski, nawet jeśli pochodziłaby właśnie od Axla. Może to jest dziwne, ale w tym momencie, przebywając w jego ramionach, czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy. Poza tym dawał przyjemne ciepło, którego trochę mi brakowało, ponieważ zapomniałam zabrać kurtki.

Po chwili odsunęliśmy się od siebie i podążyliśmy w kierunku domu. Szliśmy betonowym chodnikiem, przy którym rosło mnóstwo palm. Dawały przyjemny chłód, przez co cała dygotałam z zimna, co nie umknęło uwadze mojego towarzysza.

  - Oj ty sierotko - pokręcił głową i zarzucił mi na plecy swoją koszulę w czerwono-czarną kratę. Sam natomiast pozostał w koszulce z Queen.

  - Dzięki, ale co z tobą? - złapałam za skrawek koszuli i popatrzyłam na rudego.

  - Będę kradł twoje ciepło - zaśmiał się i objął mnie ramieniem, a następnie przyciągnął bliżej siebie.

Oparłam głowę na jego barku i powoli podążaliśmy w stronę naszego celu, poruszając przy tym neutralne tematy.

Kiedy dotarliśmy pod Hell House, zatrzymaliśmy się na ich zaśmieconej werandzie. Axl zaczął gorączkowo przeszukiwać kieszenie, jednocześnie patrząc się na mnie z niedowierzaniem.

  - Nie mów, że nie wziąłeś kluczy od Stradlina - posłałam mu błagalne spojrzenie.

  - Co za kretyn zamyka naszą pieczarę! Przecież to jest oczywiste, że dywanu nam raczej nie ukradną - wkurzył się i z całej siły kopnął nogą w zamknięte drzwi.

  - To nic nie da - poinformowałam go. - Co robimy?

  - Wejdziemy oknem - wzruszył ramionami.

Złapał mnie za rękę i zaciągnął za dom, gdzie rozciągał się niewielki ogródek. W sumie nigdy tam nie byłam. Niestety teraz i tak nie mogłam go podziwiać, bo było ciemno. Rose wziął jakiś kamień, który leżał w trawie i zaczął go oglądać.

  - Stań za mną - poprosił.

Posłusznie zrobiłam, co kazał. Chłopak zamachnął się i z całej siły rzucił kamieniem w kuchenne okno, które rozprysło się na małe kawałeczki.

  - Nic ci się nie stało? - zapytałam troskliwie.

  - Poza tym, że złamałaś mi serce, to nie.

  - Frajer - prychnęłam.

Nie patrząc na niego, podeszłam bliżej "wejścia", które ostrożnie pokonałam. Stałam w kuchni Gunsów i czekałam, aż Axl łaskawie do mnie dołączy. Na podłodze znajdowało się sporo odłamków. Współczuję temu, kto będzie musiał to posprzątać.

  - Masz ładną koronkową bieliznę - usłyszałam za sobą jego niski, przyjemny głos.

Odwróciłam się w jego stronę, zanim zdążył złapać mnie za biodra. Rzuciłam mu wymowne spojrzenie, na co tylko się uśmiechnął.

  - Ty się chyba nigdy nie zmienisz - stwierdziłam i pokręciłam głową.

  - I tak prędzej, czy później cię złamię.

  - Nie zamierzam być uległa - uśmiechnęłam się, pokazując mu, że moja pewność siebie wróciła.

  - Przepraszam kochanie, ale nie dam ci dominować - na jego twarzy pojawił się uśmiech pedofila.

  - Nie dasz mi, bo nawet nie będziesz miał okazji - wystawiłam mu język i z gracją odwróciłam się na pięcie.

Udałam się do salonu, gdzie wcześniej zapaliłam światło. Wygodnie rozsiadłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Akurat leciała jakaś głupia telenowela brazylijska. No cóż, czasami trzeba się odmóżdżyć. Z zainteresowaniem oglądałam losy Hugo i Felicii oraz głaskałam Puszka, który leżał obok.

  - Wolisz jego zamiast mnie? - zdziwił się Rose, który dopiero teraz do mnie dołączył.

  - Po prostu Puszek mnie lepiej rozumie - wzruszyłam ramionami.

  - Błagam, nie rób się jak Steven - spojrzał na mnie z przerażeniem.

Zaczęłam się śmiać. Faktycznie, Adler nie jest do końca normalny. Wzięłam kota i ostrożnie położyłam go na swoich kolanach. Zamruczał, po czym znowu wrócił do swojej poprzedniej czynności, czyli spania.

  - Dlaczego on ją zdradza, skoro ją kocha? - zapytał ze zdziwieniem wokalista, jednocześnie wymachując rękami.

  - Zamierzasz komentować cały odcinek? - w moim głosie słychać było irytację. Popatrzyłam na niego gniewnym spojrzeniem. - Poza tym ty nie jesteś lepszy.

  - Kotku, ale my to co innego.

  - Zawsze znajdziesz jakieś wytłumaczenie? - uniosłam lekko brew.

  - Oczywiście - pokazał mi rząd swoich białych zębów. - Misiaczku, my jesteśmy jak ogień i woda, ale pomimo tego się potrzebujemy.

  - Nie sądzę. To już mnie nie nienawidzisz?

  - Nie do końca. Nie chcę wracać do tego, co było. Teraz jest mi dobrze - stwierdził, a ja poczułam, jakby coś we mnie pękło. Niby kochałam Pittmana, ale bolało mnie to, że po tym wszystkim już nic dla niego nie znaczyłam. - Ale nie powiem, na jednorazową przygodę chętnie bym się zgodził, panno puszczalska - uśmiechnął się, na co przewróciłam oczami.

   - Stary Rose wrócił. Poza tym, co to za nowe przezwisko? Czuję się urażona - odwróciłam głowę i założyłam ręce na piersi.

  - Przepraszam, że uraziłem pannę puszczalską - zaśmiał się.

Wystawiłam mu język, po czym w spokoju kontynuowaliśmy oglądanie telenoweli. W pewnym momencie poczułam, że moje oczy coraz bardziej się zamykają, a mnie ogarnia sen...

Obudziłam się na schodach, niesiona na rękach przez Axla. Odruchowo złapałam się go za szyję, żeby przypadkiem mnie nie upuścił.

  - Co robisz? - zapytałam zaspanym głosem.

  - Spokojnie, nie zamierzam cię wykorzystać. Wolę, żebyś to pamiętała - uśmiechnął się, na co rzuciłam mu wymowne spojrzenie. - Po prostu chcę cię położyć spać, misiaczku.

Westchnęłam głośno i wtuliłam się w jego rozgrzany tors. Nadal śmierdział papierosami. Niech coś z tym zrobi. Jak chce, to mogę mu kupić na urodziny perfumy.

  - Widzisz, jednak nie jestem ten najgorszy - zauważył i ostrożnie otworzył nogą drzwi od swojego pokoju.

  - Jesteś - stwierdziłam.

  - Dlaczego tak uważasz? Przecież się staram.

  - Axl, myślisz tylko o sobie. Poza tym nie umiesz doceniać tego, co masz - odparłam i ziewnęłam.

Mężczyzna ostrożnie położył mnie na swoim łóżku. Od razu wtuliłam się w jego miękką poduszkę. Poczułam, jak siada obok i zaczyna głaskać mój policzek. Było mi dobrze, ale to jeszcze nie oznaczało, że znowu zaczynam coś do niego czuć. Jak to sam powiedział, teraz jest dobrze.

  - Dobranoc, panno puszczalska - wyszeptał nad moim uchem, po czym pocałował mnie w głowę.

Delikatnie uśmiechnęłam się pod nosem. Czyżby faza na nowe przezwisko? Nie wiem dlaczego, ale jakoś już mi nie przeszkadza. Poczułam jak wokalista wstaje z łóżka i po cichu wychodzi z pomieszczenia. Nie czekając ani chwili, odpłynęłam w ramionach Morfeusza...



  ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Obiecałam Wam następny rozdział no i jest. W pewnym sensie jest to kontynuacja poprzedniego, więc starałam się wrzucić go jak najszybciej. Btw wolicie jak chłopcy są mili czy raczej bardziej stanowczy? Ogólnie to myślałam nad alternatywną wersją sceny z kuchni, czyli one shotem z Duffem i Victorią, tylko to zależy od Was. Chcecie takie coś?  

To co, dwa komentarze i jedziemy dalej?

Do następnego ;)

4 komentarze:

  1. Komentuje, bo nie chce żeby Duff był chujem XD Wolę jak są mili wobec Belli. Ogólnie rozdział bardzo fajny i czekam na więcej. Tylko kurde dlaczego te patafiany tak okropnie traktują Belle, a ona mimo tego im pomaga? No ja tego nie rozumiem. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i wróci do normy.
    Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też tego nie rozumiem..powinni ją traktować z szacunkiem..a te Misiaczki i skarbeczki są straszne :|
    Ha! Drugi komentarz! Dawaj kolejny :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie miałam okazji ostatnio się wypowiedzieć, ale już nadrabiam. Przed dalszą analizą komentarza przez Ciebie chcę zaznaczyć, iż nie ma to nic wspólnego z moim brakiem sympatii do Belli.
    W sumie to coraz rzadziej tu zaglądam. Nie chodzi o to, że pomagam Ci w kontroli jakości i przejrzystości tekstu, ale raczej chodzi tutaj o Twój pomysł na zrealizowanie fabuły.
    Przechodząc do rzeczy:
    Nieważne ile razy nie czytałabym któregoś z fragmentów, za każdym nie potrafię sobie obsadzić naszych chłopców w tych rolach, w jakich Ty to zrobiłaś. Powiem szczerze, mnie takie coś nie kręci, nie umiem przyswoić sobie tego pomysłu. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie aż tak złośliwego McKagana, który momentami u Ciebie przekracza szczyty chamstwa. Wyobrażam sobie jakiegoś spoconego, obleśnego mężczyznę, który krzyczy na wiecznie nieszczęśliwą Bell. Każdą inną osobę, ale nie któregoś z Gunsów, jak mam to przy innych tekstach.
    Dodam jeszcze, że bardzo irytuje mnie główna bohaterka, ale to już chyba wszyscy wiemy.
    Generalnie cieszę się z tego, co ją spotyka. Gez, za bardzo się wczuwam. Ale laski nie trawię.
    Jakby nie było, dla mnie to nie jest opowiadanie o Gunsach. Ja ich tutaj nie odnajduję, przykro mi.
    I powiem szczerze, że według mnie takim przebiegiem wydarzeń je zepsułaś. Wybacz, takie odnoszę wrażenie. A szkoda, bo do rozdziału z wyjściem do baru całej ekipy zaglądałam tu z chęcią, a ostatnio prawie w ogóle mnie tu nie ma.
    Nasza umowa nie ulega zerwaniu, pomoc będzie, jak była.
    W gruncie rzeczy wszystko już chyba powiedziałam. Naprawdę szkoda, bo z chęcią pobyłabym tu dłużej, ale od dłuższego czasu nie mam po co.
    Pozdrawiam i weny życzę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, ale mnie nie kręcą typowe opowiadania o GN'R, gdzie tylko i wyłącznie ćpają, piją i koncertują. Chciałam zrobić coś innego, postawić ich w niekoniecznie dobrym świetle. Rozumiem, że to nie są twoje klimaty. W ogóle się cieszę, że ktokolwiek to czyta.
      Po prostu ja jestem dziwna i szczerze mówiąc lubię tych chamskich dziadów xD

      Pozdrawiam ;)

      Usuń

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie