piątek, 4 marca 2016

23. Why are you doing this to me



Zasunęłam zamek od torby i po raz ostatni rozejrzałam się po pokoju. Na przyjemnie żółtych ścianach wisiało kilka obrazów z motywem martwej natury. Podłoga wyłożona była brunatną wykładziną. Dębowe biurko stało pod oknem, z którego rozciągał się widok na dość spokojną okolicę. Przy meblu stało krzesło, wykonane z tego samego gatunku drzewa. Przy sąsiedniej ścianie stało łóżko ze stalową ramą i śnieżnobiałą pościelą, która była starannie ułożona. Podeszłam do wysokiej, dębowej szafy i wyciągnęłam z niej moje ulubione trampki. Założyłam je i opuściłam pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi na klucz.

Dwa tygodnie przeleżałam w szpitalu. Nie był to dla mnie najlepszy okres, chociaż mogłam liczyć na wsparcie przyjaciół. Codziennie odwiedzał mnie któryś z Gunsów. Od Stevena mogłam się wszystkiego dowiedzieć i pośmiać się z nim, z Duffem ciekawie rozmawia się na różne tematy. Nawet nie wiedziałam, że jest taki mądry. Slash jak przychodził, zawsze przynosił z sobą karty. Graliśmy przez chwilę, po czym to zawsze on wygrywał. Zapewne oszukiwał. Izzy z kolei niezwykle się o mnie troszczył. Kupował zdrową żywność, jakieś czasopisma. Często wracaliśmy wspomnieniami do starych czasów. Dziewczyny rzadziej przychodziły. Po prostu były bardziej zapracowane. Po pobycie w szpitalu, zostałam skierowana na leczenie do Ośrodka Leczenia Uzależnień. Tutaj już częste odwiedziny nie miały miejsca. Co niedzielę wpadał do mnie Chris i streszczał miniony tydzień. Zazwyczaj robiło mi się smutno, że nie mogę z nimi być. Cierpliwości, kiedyś opuszczę to miejsce. W sumie to zajęcia były nawet przyjemne. Każdego dnia malowaliśmy jakieś obrazy, graliśmy w gry planszowe. Popołudniami każdy miał indywidualne sesje z psychologiem. Bardzo dużo pomogły mi w walce z nałogiem. Poza tym, podawali nam jakieś leki, abyśmy nie czuli głodu.


Wreszcie nadszedł ten dzień. Po dwóch miesiącach wracam do życia. Już nie mogłam się doczekać tej chwili. Skreślałam dni w kalendarzu, a następnie odliczałam godziny. Kurde, jak ja cholernie się za nimi stęskniłam. Co prawda, czasami mnie odwiedzali, ale to nie to samo. Jednak dziwił mnie jeden fakt. Axl cały czas powtarzał jak to mnie kocha, a ani razu nie pofatygował się, żeby sprawdzić, co ze mną. Nieważne. Rose to już zamknięty temat.

Oddałam klucz na recepcji i poszłam pożegnać się z moim psychologiem. Delikatnie zapukałam do drzwi, które prowadziły do jego gabinetu.

  - Proszę - usłyszałam.

Ostrożnie weszłam do środka. Pomieszczenie było pomalowane w kolorze khaki. Znajdowało się w nim kilka wysokich, ciemno drewnianych regałów z masą książek. Na środku jasnego parkietu znajdował się duży, okrągły, granatowy dywan, na którym znajdowało się biurko lekarza. Było ono utrzymane w tej samej kolorystyce, co pozostała część mebli. Niedaleko znajdowała się ciemnoniebieska kozetka. Moje spojrzenie przeniosło się na psychologa. Był to mężczyzna w podeszłym wieku z siwymi włosami i czekoladowymi oczami. Na nosie spoczywały jego małe okulary do czytania. Ubrany był w błękitną koszulę, a wokół jego szyi prezentowała się czarna mucha. Oczywiście jak zawsze miał na sobie również kitel. Kiedy weszłam od razu zaprzestał przeglądać dokumenty.

  - Zapraszam - wskazał ręką na drewniane krzesło, które stało przed jego biurkiem.

Założyłam kosmyk włosów za ucho i zajęłam miejsce naprzeciwko doktora. Mężczyzna nadal miał okulary, spod których patrzył na mnie z nadzieją. Zaplótł palce, jednocześnie opierając przedramiona na blacie. Czekał, aż coś wreszcie powiem.

  - Dziękuję panu bardzo za pomoc i wsparcie. Bez tego nie dałabym rady tego rzucić - posłałam mu serdeczny uśmiech.

  - Tak naprawdę to twoja zasługa. Jesteś niezwykle silną osobą i potrafisz walczyć o swoje - odwzajemnił mój gest. - Musisz tylko pozbyć się problemów z przeszłości.

  - To nie jest takie łatwe - rzuciłam.

  - Z takim podejściem na pewno nie - zaśmiał się, ukazując swoje białe zęby. - Pamiętam jak na początku nie chciałaś się przede mną otworzyć. Na szczęście powolutku się udało. Victorio, nie możesz się zamykać w sobie. Musisz rozmawiać o swoich kłopotach z zaufaną osobą. Tak będzie ci łatwiej.

  - Postaram się.

  - W razie czego - podał mi mały, biały blankiecik. - Dzwoń. Postaram się znaleźć dla ciebie chwilę.

Przeglądnęłam wizytówkę z każdej strony, po czym schowałam ją do torebki. Może kiedyś mi się przyda. Oczywiście jak już kupię telefon.

  - Jeszcze raz bardzo dziękuję - powiedziałam i wstałam z krzesła.

  - Nie ma za co. To moja praca.

Powoli opuściłam pomieszczenie. Ostatni raz spojrzałam na doktora. Uśmiechał się do mnie szeroko i wyglądał na szczęśliwego. Był zadowolony ze swojej pracy, w końcu tyle udało mi się zmienić. Rzuciłam dragi, oczyściłam swoje myśli i zamierzałam rozpocząć nowe życie. Mam tylko nadzieję, że nikt mi w tym nie przeszkodzi.

Delikatnie zamknęłam drzwi od gabinetu i udałam się w stronę wyjścia. Korytarz był pusty, ponieważ zbliżała się pora obiadowa. Sama byłam dość głodna. Chris obiecał, że po tym jak mnie stąd odbierze, pojedziemy do jego ulubionej restauracji. Otworzyłam szklane drzwi wejściowe i znalazłam się na zewnątrz. Słońce dawało przyjemne uczucie ciepła, chociaż było trochę chłodno. No cóż, w końcu mamy już październik. Zasunęłam zamek od mojej ramoneski i rozejrzałam się po parkingu w poszukiwania czarnego BMW Pittmana. Niestety nigdzie go nie dostrzegłam. Zapomniał o mnie? Podeszłam bliżej samochodów. Może po prostu stoi gdzieś dalej.

  - Cześć Vicky - usłyszałam za plecami ten charakterystyczny głos.

Obróciłam się na pięcie i spojrzałam w jego cudowne szmaragdowe oczy. Miał na sobie koszulkę z Kiss, jasne podarte jeansy, zarzuconą ramoneskę a na nogach czarne kowbojki. Jego rude włosy delikatnie powiewały na wietrze. Cudo... Zaraz, przecież ja go nienawidzę.

  - Cześć Axl - odpowiedziałam chłodno. - Co ty tutaj robisz?

  - Przyjechałem po ciebie - uśmiechnął się delikatnie. Co on sobie wyobraża?

  - Przepraszam, ale jestem już umówiona - próbowałam odejść, ale złapał mnie za ramiona. Odwróciłam od niego wzrok, ale czułam, że patrzy na mnie.

  - Twój kochaś nie przyjedzie - rzucił oschle, ściszając głos przy słowie kochaś. - Coś mu wypadło. Poprosił chłopaków, żeby któryś cię odebrał. Pomyślałem, że to dobra okazja, żeby porozmawiać.

  - Nie mamy już o czym.

  - Rozumiem, zawiodłem cię. Dam ci czas. Tylko pozwól mi z tobą spędzić chociaż te kilka chwil, nawet jako przyjaciele. Zależy mi na tobie i tak, wiem spieprzyłem. Ale mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.

  - Ze względu na to, iż i tak nie mam czym wrócić to zgadzam się jechać z tobą, ale na nic nie licz - powiedziałam stanowczo i wyrwałam się z jego uścisku.

Stał obok i patrzył, co zamierzam zrobić. Podeszłam do naszej Hondy, która stała niedaleko. Typowy Rose nie zamknął samochodu. Wrzuciłam torbę do bagażnika i usiadłam z przodu. Zapięłam pasy i poprawiłam ręką włosy. Po chwili dołączył do mnie Axl i odpalił silnik.

  - To gdzie chcesz spędzić ten czas? - zapytałam obojętnie.

  - A na co masz ochotę?

  - Jestem głodna. Nie jadłam obiadu - jednocześnie zaburczało mi w brzuchu.

  - Znam fajne miejsce - rzucił. - Zobaczysz, jeszcze poczujesz się jak za dawnych lat.

Prychnęłam pod nosem. Jest zbyt pewny siebie. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i wyglądałam przez okno. Palmy nadal rosły, a morze dalej szumiało. Czyli nic się nie zmieniło. Jechaliśmy w stronę przedmieści. Po drodze mijaliśmy inne samochody oraz kilka zjazdów na plażę. Nie rozmawialiśmy. Raczej woleliśmy pomilczeć, zanim skoczymy sobie do gardeł. Albo jak to zakłada Rudy, będzie miło i przyjemnie. Jednak w samochodzie nie było cicho. Słuchaliśmy mojej ulubionej stacji, na której właśnie leciało Stairway to Heaven Led Zeppelin. Nuciłam pod nosem tekst piosenki, po czym przyłączył się do mnie Axl. Zaśpiewaliśmy razem cały utwór, po czym na naszych twarzach zagościły uśmiechy. Następne było Can't Help Falling in Love. Jako, że jest to jedna z moich ulubionych piosenek, od razu zaczęłam udawać Presleya. Rose oczywiście też ją znał, bo jakże by inaczej. Ten utwór też zaśpiewaliśmy razem. Z resztą kilka innych też. Urządziliśmy sobie takie małe, samochodowe karaoke. Tworzyliśmy zgrany duet, chociaż ja trochę fałszowałam.

W końcu dojechaliśmy na miejsce. To "fajne miejsce" to była zwykła knajpka z fast foodami. Z zewnątrz przypominała trochę McDonald. Axl wysiadł z auta i otworzył mi drzwi. Od kiedy z niego jest taki dżentelmen? Ostrożnie wysiadłam z samochodu i stanęłam obok niego. Rose zamknął Hondę, po czym weszliśmy do środka knajpki. Moim oczom ukazało się małe, przytulne pomieszczenie. Po prawej stronie znajdowała się długa, czarna lada, za którą stał jakiś młody chłopak. Po przeciwnej stronie, pod oknami ustawiono niewielkie stoliki z obrusem w biało-czerwoną kratkę. Po przeciwnych stronach stały skórzane, czerwone sofy z czarnymi okuciami z tyłu. Zajęliśmy jedno z wolnych miejsc. Jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu. Błękitne ściany, lampy w stylu vintage. Całkiem spoko.

  - Co zamawiamy? - zapytał Axl, wytrącając mnie z zamyślenia.

Złapałam menu, które leżało pod oknem i na szybko przeglądnęłam ofertę. Byłam głodna, ale było mi to obojętne, co zjem.

  - Poproszę burgera i koktajl truskawkowy. A ty co bierzesz? - odpowiedziałam po chwili.

  - To, co ty - uśmiechnął się i poszedł zamówić posiłek.

Siedzieliśmy i jedliśmy nasz obiad. Jak dotąd był to mile spędzony czas, ale stwierdziłam, że nie mogę dalej czekać. Muszę go o to zapytać.

  - Dlaczego mnie nie odwiedziłeś?

Popatrzył na mnie ze skruchą, po czym odłożył burgera na talerz. Wyciągnął jedną serwetkę i wytarł nią usta. Próbował zebrać myśli. Przeczesał palcami włosy i przeniósł swój wzrok na moje szafirowe oczy.

  - Nie chciałem go spotkać. Kocham cię, dlatego nie mogę patrzeć, jak układasz sobie życie z innym - odparł.

Parsknęłam śmiechem i wyjrzałam za szybę. Chodziło mu o Chrisa. Czyżby ktoś tu był zazdrosny?

  - Nie jesteśmy parą. On mi po prostu pomaga.

  - Jak to? - zapytał ze zdumieniem.

  - Normalnie. Jest moim przyjacielem. Wspiera mnie w trudnych chwilach, jest przy mnie. Nie to co ty - wypomniałam mu.

  - Ja nigdy nie byłem twoim przyjacielem - nagle posmutniał.

  - Nie - rzuciłam. - Ty byłeś kimś więcej, ale to spieprzyłeś - pociągnęłam przez rurkę łyk koktajlu.

  - Przepraszam Vicky. Tak bardzo mi głupio. Kocham cię i nie chcę cię stracić. Obiecuję, że się zamienię. Tylko wróć do mnie - błagał patrząc mi prosto w oczy, po czym złapał moją dłoń.

Poczułam motylki w brzuchu. Kurde, dlaczego on musi tak na mnie działać? Z jednej strony, chciałam zabrać rękę, ale z drugiej, nie mogłam. A raczej nie potrafiłam. Nie da się zapomnieć ot tak.

  - Kochanie - zaczął. - Pomijając drobne nieporozumienia, było nam ze sobą dobrze.

Jego głos działał na mnie kojąco. Fakt, miałam z nim wiele dobrych wspomnień. Przymknęłam oczy i zacisnęłam powieki. Dlaczego on mi to robi? Poczułam jak zaczyna głaskać wierzchnią część mojej dłoń. Przez moje ciało przeszły ciarki. Proszę tylko nie to.

  - Pamiętasz jak w Lafayette chodziliśmy na randki do pobliskiego baru? Było tam kilka stolików i parę obrazów na ścianie. Zawsze zajmowaliśmy miejsce pod oknem i zamawialiśmy burgery albo tosty. Pomyślałem, że dziś zabiorę cię w podobne miejsce. Chcę zacząć wszystko od nowa. Tylko proszę, daj mi szansę.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Jego wzrok cały czas skierowany był na moją twarz, a jego ręka nadal leżała na mojej. Wzięłam głęboki oddech. Nie mogę się poddać, ale nie umiem walczyć sama ze sobą. Może on faktycznie się zmieni?

  - Axl, ja... - jąkałam się. Sama nie wiedziałam, co chcę mu powiedzieć.

W tej chwili koło naszego stolika przeszła niska, szczupła platynowa blondynka. Wyglądała jak lalka Barbie. Miała na sobie kusą różową sukienkę i dosyć wysokie szpilki. Jej skóra była pokryta niezdrową opalenizną. Pewnie nie wychodziła godzinami z solarium. Miała mocno wytuszowane rzęsy i usta podkreślone krwistoczerwoną szminką. Na mój gust była dziwką.Spojrzałam na nią , a następnie na Rose'a. Puścił moją dłoń i umieścił ją na szklance, a jego wzrok przeniósł się na dół. Wyglądał na zmieszanego. Czekaj, czekaj, czyżby on ją znał?!

  - No proszę, proszę, kogo ja tu widzę - powiedziała okropnie cukierkowym głosem, mlaskając przy żuciu gumy.

  - Axl, kto to jest? - zapytałam zdezorientowana.

  - Pozwól, że ci wytłumaczę - wyprzedziła go. - Twój chłoptaś przez ostatni miesiąc korzystał z moich usług. Nie za bardzo chciał wyregulować rachunek, ale jakoś go do tego przekonałam - mówiąc, cały czas patrzyła się na niego. - Ale wybacz mu. Chłopak się przejął, że jego była jest w szpitalu. Po prostu musiał się komuś wygadać i zaspokoić swoje potrzeby - spojrzała na mnie i zlustrowała mnie od góry do dołu. - Dobrze zrobiłaś, że go zostawiłaś - dodała na koniec i odeszła.

Otworzyłam szeroko oczy. Nie mogłam uwierzyć w ani jedno jej słowo. Jak on mógł?! Najpierw pieprzy jakąś laskę, a potem śmie wyznawać mi miłość. Co za dupek! Nie, to się nie dzieje naprawdę. Przeczesałam włosy rękami i spojrzałam w dół, a następnie na Axla. Moje usta poruszały się, jakbym chciała coś powiedzieć. Rudy natomiast siedział i kręcił głową.

  - Kurwa! - krzyknął i uderzył pięścią w stół.

  - Powiedz, że to nie prawda. Powiedz, że ona sobie to wszystko zmyśliła - błagałam go. Chciałam, żeby w tej chwili wszystkiemu zaprzeczył.

Mój oddech był przyspieszony. Byłam poddenerwowana i zarazem wkurzona. Niech on coś wreszcie powie.

  - Vicky, przepraszam... - odparł ze skruchą.

Nie wierzę! On to zrobił. Zaczęłam się śmiać jak psychiczna, jednocześnie kręcąc głową. Oparłam dłonie o blat i podniosłam się. Spojrzałam prosto w jego zielone oczy. Te kłamliwe, zdradliwe oczy.

  - Nienawidzę cię! - wykrzyczałam mu prosto w twarz. - Wiesz co, a już ci chciałam dać szansę. Ale nie, ty jak zawsze musiałeś spieprzyć! Teraz to sobie możesz robić co chcesz i z kim chcesz! Nie obchodzi mnie już twoje życie! Między nami już definitywnie nic nie ma!

Złapałam kluczyki, które leżały na stole i szybkim krokiem udałam się w stronę drzwi, którymi podczas zamykania nieźle trzasnęłam.

  - A idź w cholerę! - usłyszałam na koniec.

Podeszłam do czerwonej Hondy. Otworzyłam ją i ostrożnie wyjęłam moją torbę z bagażnika. Dlaczego on musi być takim dupkiem? Opuściłam klapę i włożyłam klucz w stacyjkę. Nie wsiadłam do samochodu. W końcu nie należał do mnie. Zapewne Rose zaraz wyjdzie z knajpki, także do tego czasu może nikt nie ukradnie jedynego środka transportu Gunsów. Zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam w stronę drogi. Wyjęłam z kurtki paczkę fajek i odpaliłam jedną, zaciągając się dymem. Nie miałam ochoty płakać. Już w ośrodku postanowiłam sobie, że będę twarda. Opuściłam parking i zmierzałam poboczem w stronę miasta. No, trochę się przespaceruję, ale dobrze mi to zrobi. Będę miała czas, żeby odświeżyć myśli. Tylko gdzie ja pójdę? Przecież w Hell House już nie mogę mieszkać. Nie, dopóki on tam jest.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

To się porobiło. Jak myślicie, będą jeszcze razem? A może Rose faktycznie się zmieni? Powiem tyle, że na razie jest cisza przed burzą. Powinniście się sami domyśleć, o co mi chodzi. Btw jak zostawicie co najmniej dziesięć komentarzy pod tym rozdziałem, to jutro obiecuję, że wrzucę dwa. I to nie jakieś krótkie. Także robaczki miłego czytania, a ja być może zabieram się za pisanie kolejnych.

Dzięki wielki za ponad 3tys. wyświetleń. Jesteście najlepsi <3

Do następnego ;)

3 komentarze:

  1. To ja odwołam się pierwsza, lecz króciutko. Nie lubię Belli, po prostu XD Jest główną bohaterką, a działa mi na nerwy i najchętniej bym ją wykreśliła z tej fabuły. Styl masz dobry, czyta się przyjemnie, więc jest poprawnie. Tak trzymać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja lubię takie akcje :D
    Weź jeszcze wątek wkręć jak Axl ze Slashem się najebią i stwierdza że będą razem hahahah

    OdpowiedzUsuń
  3. Więcej Gunsów!! :(
    Brakuje ich piątki razem :c
    ~Mr.Hudson

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie