niedziela, 13 marca 2016

27. Why I can't hate them



Z niezwykle przyjemnych chwil wypełnionych snem, wybudził mnie głośny dźwięk dzwonka. Serio? Czy ja niewyraźnie powiedziałam, że nie mam ochoty go widzieć? Zwlekłam się z łóżka i przetarłam oczy. Chyba będę musiała porządnie z nim porozmawiać. Z niechęcią zajrzałam przez wizjer. Stradlin? Czyżby zmienili taktykę? Z grymasem na twarzy otworzyłam drzwi i zaprosiłam gitarzystę do środka.

- Czego chcesz? - zapytałam niezadowolona.

- Porozmawiać. Daj mi chwilę, proszę - jego ton był nazbyt spokojny i opanowany.

- Mówiłam już Duffowi. Moja odpowiedź brzmi nie! Czego Wy nie rozumiecie?!

- To ty nie rozumiesz naszej sytuacji - nagle stał się mniej miły.

- Wiesz co? Nie i nie chce jej rozumieć.

Próbowałam odejść, ale Izzy złapał mnie za ramię i zmusił, żebym popatrzyła prosto w jego brązowe oczy.

- Proszę.

Złagodniał i puścił mnie. Dlaczego przez chwilę zachowywał się jak Rose? Zaczęłam szybciej oddychać. Czy oni nie mogą zostawić mnie w spokoju? Usiadłam przy stole w kuchni, po czym mój gość do mnie dołączył.


- Masz dziesięć minut - rzuciłam oschle.

- Vicky, skarbie, musisz nam pomóc. Chyba nie chcesz, żebyśmy wylądowali na ulicy. Po tym co dla ciebie zrobiliśmy? Daliśmy ci dach nad głową, pomagaliśmy, wspieraliśmy, a ty tak się nam odpłacasz? - wyglądał na zawiedzionego i jednocześnie zmartwionego.

- Przestań! - krzyknęłam. Poczułam jak z moich oczu mimowolnie wydostają się łzy. - Wiem o co ci chodzi. Chcesz wzbudzić we mnie poczucie winy, ale zasmucę cię. Nie uda ci się!

- Dlaczego się denerwujesz? Przecież my tylko rozmawiamy. Jest jak za starych, dobrych czasów.

- Nie Izzy. Zmieniłeś się. Jesteś nieczułym egoistą.

- Wcale, że nie. Nadal troszczę się o moją małą siostrzyczkę. Nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził. Obiecuję, że się tobą zajmę. Wolisz wylądować na bruku i znowu wrócić do ćpania?

- To jest szantaż emocjonalny - wyszlochałam.

- Nie - wzruszył ramionami. - To jest mówienie prawdy. Zobaczysz, że wcale nie będzie tak źle. Obiecuję, że się tym zajmę.

- Nie ufam ci - rzuciłam oschle, wycierając łzy.

- Kochanie, przecież oboje wiemy, że jest dokładnie na odwrót - przejechał dłonią po moim policzku. - Zależy ci na nas i nie chcesz, żeby nam się coś stało. Szczególnie boisz się o Rosie i jej synka.

- Błagam cię Stradlin, nie mieszaj jej w to. Ona na to nie zasługuje.

- Wiem, dlatego musisz nam pomóc, jej pomóc. Vicky, przecież wiesz, że chcemy dla ciebie jak najlepiej.

- Zmuszając mnie do prostytucji... - te słowa ledwo przeszły mi przez usta.

- My tylko składamy ci propozycję. Decyzja należy do ciebie. Wybierz mądrze.

Byłam cholernie rozdarta. Wiedziałam, że to jest złe i nie powinnam tego robić. Dlaczego ja chcę im pomóc?! Ale on obiecał, że mnie nie skrzywdzą. Przypomniały mi się wszystkie miłe chwile, które z nimi spędziłam. Kurde, chyba nie umiem inaczej.

- Dobra. Pomogę wam, ale obiecaj, że nikt się o niczym nie dowie - powiedziałam, przerywając niezręczne milczenie.

- Cieszę się, że jednak trzeźwo myślisz - stanął obok mnie i wyciągnął dłoń w moim kierunku. - Chodź, musimy wszystko uzgodnić z chłopakami.

Niechętnie wyszłam z nim z mieszkania. Nadal do mnie nie docierało, dlaczego to robię. Dlaczego ja nie potrafię ich nienawidzić? Wsiedliśmy do autobusu, który świecił pustkami. Podczas drogi do Hell House prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Byłam chyba zbyt oszołomiona, a on nie chciał nalegać. Jedyne co robiłam, to wyglądałam przez okno na nocną panoramę miasta. Pociągnęłam nosem i złapałam się za ramiona. Było mi cholernie zimno, a jedyne co miałam na sobie to tą ohydną sukienkę od nich.

- Co się dzieje? Zimno ci? - zapytał troskliwie mój towarzysz.

- Nie kurwa, dygoczę dla zabawy - warknęłam.

- Mogłabyś być milsza, bo taki ton nie pasuje do ciebie, kotku - powiedział i zarzucił mi na ramiona swoją kurtkę.

Złapałam za jej brzeg i przyciągnęłam ją bardziej do przodu. Od razu cieplej.

- Nie będziesz mi mówił, co mam robić.

Podniósł ręce w geście poddania i znowu przestaliśmy się do siebie odzywać. On patrzył się na wprost, a ja podziwiałam widoki. Po chwili autobus zatrzymał się na naszym przystanku. Opuściliśmy pojazd i udaliśmy się prosto do Hell House. Okropnie się ich bałam i miałam ochotę uciec, ale dziwnym cudem nie mogłam. Jakby część mnie wcale nie uważała tego za coś złego. Stradlin objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie. Śmierdział fajkami i wódką. Wypuściłam tylko głośno powietrze i szłam dalej.

Weszliśmy do znanego mi salonu Gunsów. Pomimo że był środek nocy, chłopaki siedzieli na tej swojej ohydnej, zielonej kanapie i czekali na przyjaciela. Oczywiście w między czasie wypalali paczkę Marlboro i opróżniali butelkę Nikolai. Chyba nie spodziewali się, że brunetowi uda się mnie przekonać, bo wyglądali na zdziwionych.

- No proszę, proszę kto to zaszczycił nas swoją obecnością. Nieładnie jest tak uciekać - głos Axla spowodował, że miałam ciarki na całym ciele.

- Rose, ogarnij się - skarcił go Slash.

Wokalista przewrócił oczami i postanowił już się nie odzywać. Spojrzałam na basistę. Wyglądało na to, że to on zamierza wygłosić przemówienie.

- Cieszymy się, że jednak nie zapomniałaś o przyjaciołach, Vicky - Duff posłał mi delikatny uśmiech, przez co lekko się skrzywiłam. Nie wiedziałam dlaczego, ale w tym momencie każde ich zachowanie mnie przerażało.

- Robię to ze względu na przyjemne wspomnienia jakie z wami mam. Chcę, żebyście wiedzieli, iż w chwili obecnej was nienawidzę, za to, że tak mnie traktujecie.

- Kotku, ale ty nas przecież kochasz. Poza tym, jesteśmy dla ciebie mili i troskliwi - zapewniał mnie Mulat.

- Nie!!! - krzyknęłam. Po raz kolejny chciało mi się płakać.

Stradlin przytrzymał mnie mocniej, ponieważ zaczęłam się szarpać. Co jest ze mną nie tak?

- Cichutko, uspokój się - usłyszałam jego troskliwy głos tuż nad moim uchem.

Przestałam się wiercić i wróciłam do uważnego słuchania co ta piątka pieprzonych egoistów ma mi do powiedzenia. Axl zgasił niedopałek o szklaną popielniczkę i podszedł bliżej mnie. Chodził wte i wewte, jednocześnie bacznie mi się przyglądając. Czułam się nieswojo i błagałam w myślach, żeby tylko nie zrobił mi krzywdy.

- No, kochanie, teraz ja tu rządzę, a ty robisz to, co ci każę - powiedział i złapał mnie za podbródek. - Widzę w twoich oczach strach i dobrze. Przynajmniej będziesz czuła respekt - jego głos był nazbyt spokojny, a rudy był bardzo pewny siebie.

Przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam od niego wzrok. Rose zaśmiał się pod nosem i wrócił na swoje miejsce. Kurde, dlaczego przez moje zachowanie daję mu satysfakcję?

- Sorry Axl, ale to ja tutaj rządzę - skomentował McKagan.

- Ej... - oburzył się Slash.

- No co? Nie patrząc na tą dwójkę, - wskazał palcem na Axla i Izzy'ego - to ja jestem tutaj najstarszy. A oni odpadają.

- Dlaczego? - zapytał obojętnie rudzielec.

- Bo Izzy jest z nią związany emocjonalnie, a jak wiadomo młodszej siostrze krzywdy się nie zrobi. A ty Axl mógłbyś być zbyt okrutny - powiedział i zaciągnął się dymem papierosowym.

Jego słowa mnie sparaliżowały. To znaczy, że Rose wcale nie zamierza być milutki? Wręcz przeciwnie, teraz będzie się na mnie odgrywał za wszystko, co mu zrobiłam.

- Wcale, że nie - jęknął wokalista. - Umiem nad sobą panować.

- Ehe, skąd my to znamy... - podsumował go Steven.

- A ty się nie odzywaj!

- Bo co? - zapytał obojętnie perkusista. - Axl, są zasady i nie pozwolimy ci jej skrzywdzić.

Poczułam ulgę. Adler był jedyną osobą, która w tym momencie nie myślała o mnie tylko w kategorii maszynka do zarabiania pieniążków. Doskonale rozumiał, że byłam też człowiekiem, który ma swoje uczucia i potrzeby. Mój były znowu przewrócił oczami i machnął ręką. Najwidoczniej nie zamierzał kłócić się z kumplami o tak mało wartościową osobę jak ja.

- Dobra, przechodzimy do najważniejszego - zaczął basista. - Po pierwsze, to my tutaj rządzimy, a ty masz nas słuchać. Po drugie, będziesz wychodziła do klubu tylko i wyłącznie z którymś z nas. Po trzecie, będziesz to robić z tą osobą, którą ci wybierzemy. Po czwarte, nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Po piąte, dzielisz się z nami zyskiem, czyli dziesięć procent twojego wynagrodzenia jest nasze. Po szóste, ze względu, że traktujemy cię jako rodzinę, nie będziemy korzystać z twoich usług, chyba, że sama będziesz tego chciała.

Mimowolnie się uśmiechnęłam. Przynajmniej nie będę ich seks-zabawką. Spojrzałam na pozostałą część zespołu. Izzy w ogóle nie zareagował na słowa blondyna, a reszta miała zdziwione miny. Sorry chłopaki i tak nie zamierzam was zaspokajać.

- Ale jak to? - zapytał zdumiony Ukośnik.

- Normalnie. Nie będziesz jej dotykał, jak nie będzie sobie tego życzyła. Masz dziewczynę, przeżyjesz - wytłumaczył mu Stradlin.

Spojrzałam na Axla. Patrzył się prosto w moje szafirowe oczy i oblizywał usta. Czy on serio myśli, że dam się drugi raz nabrać na to samo?

- Nawet o tym nie myśl - warknęłam w jego stronę.

- Jeszcze będziesz mnie o to prosić - odpowiedział z szelmowskim uśmiechem na twarzy.

Poczułam niesmak i trochę się skrzywiłam. Dlaczego on musi być tak cholernie pewny siebie? Jak ja go nienawidzę...

- Tak wiem - stwierdził gitarzysta i spuścił głowę. Nie wierzę, to oni nie myślą tylko o sobie?!

- Czyli to już wszystko i mogę sobie iść? - zapytałam.

- Nie - rzucił krótko basista.

- Dlaczego? - na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie.

- Jest jeszcze jedna sprawa... - zaczął delikatnie rytmiczny.

- Jaka?

- Eddie chce, żebyś sama mu powiedziała, że przyjmujesz jego propozycję...

- Co kurwa?! Nie wystarczy mu wasze słowo?! - zaczęłam krzyczeć. Nie no, aż tak się nie zniżę, żeby przyznać rację tej kanalii.

- Kochanie, ale wyrażaj się - skarcił mnie basista.

- Pieprz się, McKagan!

- Vicky, przeginasz. Chyba nie chcesz, żebyśmy byli niemili? - ostrzegł mnie Axl.

- A przypadkiem już tacy nie jesteście?

- Uwierz mi, nie chciałabyś nas poznać od tej strony - wtrącił się Slash.

Momentalnie ucichłam. Bałam się ich, cholernie się ich bałam. Ale z drugiej strony wiedziałam, że nie potrafiliby mnie skrzywdzić. Przynajmniej tak mi się wydaję.

- No skoro już wszystko jasne, to ja spadam spać - oznajmił perkusista i udał się na górę. - Dobranoc, kotku - skierował do mnie te słowa i puścił mi oko.

- Mam jedno pytanie - powiedziałam nieśmiało.

- Jakie, skarbie? - zapytał Duff.

- Dlaczego mówicie do mnie kotku, kochanie, skarbie? Przez was czuję się dziwnie.

- O to chodzi, kotku. Po prostu chcemy być mili.

- Coś wątpię w te wasze dobre intencje - wymruczałam.

- To lepiej w nie uwierz, bo chyba chcesz, żeby między nami było wszystko dobrze, co? - po raz kolejny tego wieczoru głos zabrał mój były.

- Nie wyglądasz na takiego, który chciałby żyć ze mną w zgodzie, Rose.

- Dla ciebie panie Rose - poprawił mnie.

- Nie jestem twoją własnością!!!

- Wiem - wzruszył ramionami. - Ale to ja mam nad tobą przewagę, misiaczku.

- Serio, misiaczku?

- No co, przecież wiem, że lubisz jak tak na ciebie mówimy.

- Wcale, że nie - oburzyłam się.

- Udajesz, że nas nienawidzisz, a tak naprawdę podświadomie nas kochasz. Tylko nie chcesz zdać sobie z tego sprawy - wytłumaczył mi Slash, po czym opróżnił swoją szklankę.

- A skąd ty to niby wiesz, co?

- Widzę. Jak na razie się nas boisz, ale mimo wszystko przyszłaś. Czyli nasz los nie jest ci obojętny.

Hudson odpalił papierosa i zaciągnął się dymem. Nie miałam ochoty się z nim kłócić. W ogóle nie miałam ochoty już z nimi rozmawiać. Myślę, że ten temat jest już zakończony.

- Pójdę zobaczyć co z  Rosie. Mam nadzieję, że twoje krzyki jej nie obudziły - oznajmił blondyn.

- Teraz to będziesz udawał czułego, co?

- Wobec ciebie też możemy być czuli i troskliwi tylko musisz sobie na to zapracować i być troszkę milsza - powiedział McKagan i zniknął na górze.

- Pie... - chciałam krzyknąć, ale ktoś mi przerwał.

- Dobieraj odpowiednio słowa, panno Edwards. Pamiętaj, że możemy to wykorzystać przeciwko tobie - poinformował mnie Rose i nalał sobie do szklanki trunku.

- Lepiej będzie, jak już cię  odprowadzę - zaoferował Izzy.

- Nie trzeba, sama trafię.

Uwolniłam się z jego objęcia, w którym trwałam stanowczo za długo. Żwawym krokiem wyszłam na werandę, którą ostrożnie pokonałam. Kto normalny ma przed domem wysypisko śmieci?! Ach tak, zapomniałam. Oni nie są normalni. Już byłam na podjeździe, kiedy ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.

- Czego chcesz? - zapytałam oschle bruneta.

- Daj sobie pomóc. Naprawdę chcę dla ciebie jak najlepiej - jego ton był delikatny, chociaż spodziewałam się furii.

- Wiesz co? Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że facet, którego traktowałam jak mojego starszego brata zostanie moim alfonsem.

Trochę poluzował uścisk. Na jego twarzy pojawiło się zmartwienie. O co chodzi? Czyżby to była kolejna jego gierka, żeby mi pokazać, że wcale nie są tacy źli?

- Co, prawda boli? - uśmiechnęłam się złośliwie.

- To nie jest prawda. Boli to, że mnie tak postrzegasz. Vicky, ja naprawdę nie chcę cię skrzywdzić - jego oczy były przeszklone. Wyglądał na smutnego. O co kurwa chodzi?

- Ale to robisz - wypomniałam mu. - Myślisz tylko o sobie. Czy chociaż raz zastanowiliście się, jak ja się mogę czuć, co? Podpowiem ci. Czuję się jak przedmiot, konkretniej jak wasza własność. Brzydzę się sobą, a nawet jeszcze nie zaczęłam się puszczać - z moich oczu mimowolnie wypłynęły łzy.

Totalnie nie spodziewałam się jego reakcji. Jakby nigdy nic, przyciągnął mnie bliżej siebie i przytulił. W tej chwili już nie odbierałam go negatywnie. Poczułam, że znowu jest moim przyjacielem, któremu mogę ufać. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i zaczęłam płakać. Chciałam pozbyć się tych wszystkich negatywnych emocji, które we mnie siedziały. Może Slash ma rację? Może ja faktycznie coś do nich czuję? Gitarzysta szeptał mi coś do ucha i gładził po plecach. Czułam się bezpieczna i wiedziałam, że nie byłby w stanie wyrządzić mi krzywdy.

- Przepraszam... - wyszeptał. - Obiecuję, że się tobą zajmę i nie pozwolę, żeby spotkało cię jakieś zło. Zaufaj mi. Przecież wiesz, że chcemy dobrze...



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No to się porobiło. Mam nadzieję, że przez to wszystko połowa moich czytelników mnie nie opuści. Wgl jak myślicie, będą niemili? Oby nie xD Jeśli macie jakieś pomysły na rozdziały to piszcie, chętnie poczytam. Btw mam wolny weekend, więc możecie się cieszyć nowymi częściami fanfiction ;) Niestety za niedługo nie będzie tak kolorowo :( W połowie kwietnia mam egzaminy, no i pasowałoby coś na nie umieć. Z tego powodu rozdziały będą rzadziej, ale spokojnie. Jeden tygodniowo na pewno  uda mi się napisać ;) Ale zanim to nastąpi przygotujcie się na mały spam w tym tygodniu. Czuję przypływ weny xD

To co, 2 komentarze i jedziemy dalej? 

Do następnego ;)

3 komentarze:

  1. Więcej więcej! Umre jak się nie dowiem co dalej :(((((

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaa ale się porobiło
    To żeś namieszała XD
    Orginalny pomysł nie powiem xd
    Czekam na następny!!

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW! Uwielbiam Cię, wielbię, jesteś naprawdę zajebiście genialna. Nie potrafiłabym tego wymyślić. No to chłopcy pokazali się od innej strony... Czasami właśnie dobrze zobaczyć ich w takiej odsłonie, ale chyba jednak wolę ich miłych. No i nie martw się małą ilością komentarzy, niektórzy się mogą wstydzić czy coś w tym stylu. Ja sama niedawno nie wyobrażałam sobie, że coś skomentuję. Tak bywa. Co nie zmienia faktu, że jesteś (jak już wspominałam) geniuszem. A ja będę komentować każdy rozdział ;) Pozdowionka i dużo radości z życia (nie wiem dlaczego, ale ostatnio wszystkim składam życzenia jak urodzinowe XD).

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie