Od razu po zajęciach z Icarusem poszłam do Safe Driving, aby załatwić parę formalności i wreszcie móc złożyć papiery w urzędzie. Tylko po co mi prawko, skoro i tak nie mogę wyjechać?
Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się dymem. Pomyślałam, że pójdę po Rosie i razem wybierzemy się na zakupy. Dosyć wolnym tempem przemierzałam Tower Avenue, która prowadziła do Jefferson High School, jednego z lepszych liceów w Los Angeles. To właśnie do tej szkoły uczęszczała Hooter. Z tego, co mi opowiadała, wywnioskowałam, że uczyła się raczej dobrze, chociaż nie należała do kujonów. Zdecydowanie wolała określenie bad girl. Stanęłam w okolicy potężnego, ceglanego budynku i czekałam na blondynkę, przy okazji dopalając fajkę. Po chwili z budynku wybiegła spora grupa nastolatków. Zgasiłam peta o metalowy kosz na śmieci i podeszłam do dziewczyny ubranej w podarte jeansy, koszulkę z Ramones i zarzuconą ramoneską.
- O, hej Vicky - blondynka posłała mi szeroki uśmiech. - Co tutaj robisz?
- Pomyślałam, że przyda ci się mały wypad na zakupy.
- Genialny pomysł. A tak poza tym to jest moją przyjaciółka Tina - pokazała palcem na brunetkę, która stała obok. - Tina, to jest Victoria.
- Miło mi cię poznać - dziewczyna podała mi rękę, którą następnie uścisnęłam. - Rosie sporo o tobie mówiła.
- Mam nadzieję, że same pozytywy - zaśmiałam się.
- Oczywiście - przytaknęła Hooter. - To co, idziemy? - dodała po chwili.
- Raczej tak - wzruszyłam ramionami.
- Pa, dziewczyny! - niemalże wypiszczała Tina.
Dziewczyna machała nam przez dobre dziesięć minut, zanim zniknęłyśmy jej z horyzontu. Udałyśmy na pobliski przystanek autobusowy, aby poszukać jakiegoś dojazdu do galerii. Podeszłam sprawdzić rozkład, podczas gdy moja towarzyszka bezwładnie opadła na ławce. No proszę, czyżby już się zmęczyła?
- Mamy autobus za piętnaście minut - poinformowałam, po czym usiadłam obok niej.
- Dawno cię nie widziałam - rzuciła, bawiąc się palcami.
Wcale wczoraj u was nie byłam jak spałaś.
- No cóż. Ostatnio mam mało czasu - skłamałam.
- Rozumiem, że dalej ćwiczysz z tym... Jak mu było?
- Icarusem. Tak i powiem ci, że dużo mi to daje - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. W tej chwili taniec był ostatnią normalną rzeczą w moim życiu.
- No proszę - zachichotała pod nosem.
- Weź się nie śmiej. Nie działam na kilka frontów.
- Dobrze wiedzieć. A co tam u naszego pana idealnego, co?
- Chrisa? Wyjechał i pies go wie, kiedy wróci - kopnęłam niewielki kamyczek leżący na chodniku.
- Już miał cię dość?
- Widzę, że tobie humor dopisuje, co? Nie jesteśmy parą, więc może robić, co chce i nie informować mnie o tym.
- Oj Vicky, przecież widzę, jak na ciebie patrzy - na jej twarzy malował się uśmiech.
- Wcale, że nie. Poza tym chcę na razie odpocząć od facetów - na pewno teraz mi się to uda. Szczególnie przy tej piątce materialistów. - Coś za bardzo jesteś dzisiaj wesolutka - zauważyłam, poprawiając włosy. - Brałaś coś? - zapytałam podejrzliwie.
- No coś ty! - złapała się za niewielki brzuszek ciążowy. - Nie potrafiłabym tego zrobić Tommy'emu.
- Komu?
Blondynka palnęła się w czoło, po czym przewróciła oczami. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie.
- Mojemu synkowi.
- Aaa...
- Jesteś tak samo kumata, jak oni - skwitowała. Wiedziałam, że miała na myśli Gunsów.
- Ej, nie porównuj mnie do nich - z lekka się oburzyłam.
- Masz rację. Przynajmniej w jakimś stopniu jesteś mądra.
Dziewczyno, gdybyś ty wiedziała jacy oni są inteligentni. Po prostu mistrzowie intryg. Nie wiem, jak to zrobili, ale świetnie znają się na ludzkiej psychice. Genialnie potrafią tobą manipulować. Raczej nie próbowałabym ich obrażać w tej dziedzinie.
- A skąd pomysł na takie imię? - próbowałam zmienić temat.
- Któregoś wieczoru rozmawiałam o tym z Duffem i tak jakoś wyszło - powiedziała, jakby od niechcenia.
Na samo wspomnienie basisty przeszły mnie ciarki. Gdybyś wiedziała, jaki jest naprawdę...
- Fajnie. W ogóle jak wam się układa? - zapytałam z wymuszonym uśmiechem na twarzy. Muszę być pewna, że jej nie skrzywdzi.
- Vicky, przypominam ci, że jesteśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi.
- A chciałabyś, żeby to było coś więcej? - przygryzłam dolną wargę. Jakoś nie potrafiłam myśleć o nim jako o chłopaku mojej przyjaciółki.
- Sama nie wiem - zasmuciła się. - Z jednej strony jest taki czuły i troskliwy. Zawsze pyta, jak się czujemy. Poza tym lubię spędzać z nim czas. Z drugiej strony jednak jest jakiś zamknięty. Jakby bał się poczuć coś do mnie, nie był gotowy. Vicky, co ja mam robić?
- Może po prostu nie chce cię skrzywdzić - wymruczałam, po czym ugryzłam się w język. Dlaczego jestem taka głupia.
- Nie rozumiem? - zdziwiła się.
- Boi się, że nie będzie w stanie pokochać Tommy'ego jak własnego syna. Rosie, związek z samotną matką to nie jest taka łatwa decyzja - próbowałam jakoś wybrnąć z sytuacji. Mam nadzieję, że nie będzie z nim o tym rozmawiać, bo w przeciwnym razie blondyn może się nieźle na mnie wkurzyć.
- Może masz rację...
W tej chwili autobus podjechał na przystanek. Wsiadłyśmy do niego i kupiłyśmy bilety, po czym zajęłyśmy miejsca na samym tyle. Na szczęście już nie wróciłyśmy do tematu Duffa ani żadnego innego z Gunsów. Rozmawiałyśmy raczej o planach blondynki na przyszłość. Dowiedziałam się, że przed ciążą planowała zostać lekarzem. Niestety z małym dzieckiem nie będzie w stanie skończyć medycyny. Obecnie zastanawia się nad rehabilitacją.
- Opowiedz mi coś o ojcu dziecka. Dlaczego cię zostawił? - zapytałam w pewnym momencie.
- Był dość popularny w szkole, no i oczywiście rok starszy. Pochodzi z bogatej rodziny, więc miał kasę na wszystko. Poza tym od początku wiedział, że przejmie rodzinny biznes. To było niezwykłe, kiedy zwrócił uwagę na tak zwyczajną dziewczynę, jaką byłam ja. Zaprosił mnie do kina, potem na lody i tak zaczęliśmy się spotykać. Było nam razem dobrze, dopóki nie zaszłam w ciążę, wtedy wszystko się posypało. Najzwyczajniej w świecie spanikował i bał się przyznać do błędu. Rozstaliśmy się, bo nie zgodziłam się na aborcję, ale o tym już wiesz - po jej policzkach spływały łzy.
Poczułam się dziwnie nieswojo. Okropnie jej współczułam, że spotkała w życiu takiego faceta. Poza tym doskonale ją rozumiałam, sama nie miałam szczęścia w miłości. Delikatnie oparłam głowę blondynki o swój bark. Dziewczyna starała się nie płakać, ale za bardzo jej to nie wychodziło. Nawet mi się udało rozkleić. W sumie to nie wiem, czy płakałam wtedy nad nią, czy raczej nad sobą.
Poszłyśmy do mojej ulubionej galerii. Rosie od razu udała się do sklepu z zabawkami dla dzieci. Nie mogła się napatrzeć, jakie różności tam mają. Dosłownie stała przez dziesięć minut i przyglądała się dużemu, pluszowemu hipopotamowi. Później oczywiście rundka po meblowym i dogłębne refleksje, które łóżeczko wybrać. Chwilkę mi zajęło, zanim wytłumaczyłam jej, że podjedzie po nie z Duffem. Sądzę, że ta faza na artykuły dziecięce wynika z tego, że chce porządnie zająć się swoim synkiem. Choćby nie wiem co, Rosie postara się być najlepszą pod słońcem matką dla Tommy'ego.
W końcu udało mi się ją przekonać i weszłyśmy do sklepu z modą ciążową. Wybrałam kilka sukienek dla dziewczyny, po czym poszła je przymierzyć. Twierdziła, że we wszystkich czuje się grubo. Zaśmiałam się i stwierdziłam, że będzie jeszcze gorzej. Blondynka oburzyła się i postanowiła nie odzywać się do mnie. I tak długo nie wytrzymała. Potrzebowała porady, w czym lepiej wygląda. W końcu zdecydowała się na malinową sukienkę przed kolano z rękawem do łokci. Wyszłyśmy ze sklepu i ruszyłyśmy w stronę kawiarni.
- Mam ochotę na tiramisu - oznajmiła nastolatka.
- Czyżby zachcianki? - zachichotałam.
- Oczywiście. Chłopaki powoli mają już ich dosyć - zaśmiała się, jednocześnie łapiąc się za brzuch.
- Dlaczego?
- Powiedzmy, że zdarza mi się wysyłać któregoś z nich w środku nocy do Tesco po dżem truskawkowy.
- Serio?
- Ehe. Wiesz, jak się ostatnio Axl wkurzał jak kazali mu pójść? Wypowiedział chyba każdy wulgaryzm i skopał każdy kosz po drodze. Swoją drogą, to jest niezły świr.
Kolejny raz poczułam ciarki na ciele. Kurde, dlaczego tak na nich reaguję? Rose fakt faktem nie jest normalny, ale nie jest takim typowym świrem. Tacy ludzie najczęściej zachowują się jak psychiczni i jedzą masło orzechowe ze śmietnika. A z nim jest inaczej. On raczej jest dziwny ze względu na to, że czerpie satysfakcję z ludzkiego cierpienia. Ale nie zawsze. Zdarza mu się być miłym. Tylko kiedy to ostatnio było?
- Coś o tym wiem - posłałam jej sztuczny uśmiech
- To co, idziemy na to ciacho? - zapytała z małą iskierką w oczach.
- Przepraszam cię, ale muszę coś załatwić. Może innym razem.
Cmoknęłam blondynkę w policzek i odeszłam bez słowa wytłumaczenia, zostawiając ją samą na środku galerii. Wyglądała na zdziwioną. Zapewne nie wiedziała, dlaczego nie poinformowałam jej, dokąd konkretnie idę. Może to i lepiej, że nie wie.
Pojechałam metrem na Sunset Strip. Było jeszcze stosunkowo wcześnie, dlatego nie było takiego tłumu na ulicach. Wiał chłodny wiatr, więc zarzuciłam kaptur na głowę. Podążałam prosto do Troubadour. Nie chciałam tego robić, ale wiedziałam, że muszę. Już od kilku dni zbierałam się do tego. Nic i nikt teraz nie może mi w tym przeszkodzić. Nawet mój strach.
Weszłam do środka klubu. Dlaczego musiało być tutaj tak ciemno? Rzuciłam barmanowi pogodny uśmiech i ruszyłam dalej. Swoją drogą, był całkiem przystojny. Może spróbuję się z nim później trochę zapoznać. Przeszłam przez całą salę, w której zresztą praktycznie nikogo nie było, i doszłam do małego okrągłego stoliczka, przy którym siedział on. Palił papierosa i sprawdzał, czy zgadza mu się ilość posiadanego towaru. Zamknęłam oczy i przełknęłam głośno ślinę. Muszę to zrobić. Podeszłam bliżej do mężczyzny, który od razu mnie zauważył.
- Cześć Victoria - zgasił papierosa i odłożył na bok plastikowe woreczki. - Co cię do mnie sprowadza?
- Nie boisz się, że cię za to zatrzymają? - wskazałam palcem na kolorowe pigułki i biały proszek.
- Mam znajomości. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Eddie, przecież wiesz, po co przyszłam. Możesz mi darować tę szopkę?! - byłam lekko poddenerwowana. Wcale nie chciałam z nim rozmawiać. Dlaczego Gunsi nie mogli tego zrobić?
- Tak, ale chcę to usłyszeć - założył dłonie i zaczął dogłębnie mi się przyglądać.
- Przyjmuję twoją propozycję - powiedziałam prawie bezgłośnie.
- No śmiało, powiedz to głośniej.
- Przyjmuję twoją propozycję! - niemalże wykrzyczałam, po czym na moim ciele pojawiły się ciary. Nigdy nie sądziłam, że aż tak się zniżę i to wszystko dla nich.
- Grzeczna dziewczynka - na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Wiedziałem, że przyjdziesz. To była tylko kwestia czasu. Muszę przyznać, chłopcy bardzo się spisali.
- Nie wierzę, że oni są dokładnie tak samo zepsuci jak ty - warknęłam.
- Przesadzasz. Nie jestem zły, tylko stwarzam takie pozory.
- Jesteś kanalią i oboje o tym wiemy.
- Uważaj na słowa, bo chyba nie chcesz, żebym był niemiły - złapał mnie gwałtownie za rękę i mocno ją ścisnął.
- Puść mnie - mruknęłam.
- Zrobię, co będę uważał. Pamiętaj, że musisz sobie zapracować na szacunek - rzucił i puścił mnie.
Złapałam się za nadgarstek i pokręciłam nim. Cholernie bolał. Dlaczego tak nagle stał się agresywny? Przeniosłam na niego wzrok i posłałam mu gniewne spojrzenie.
- Jesteś niedelikatny - zauważyłam.
- Nie okazałaś mi szacunku. Należało ci się. Poza tym ze mną nie będziesz miała tak łatwo jak z chłopakami. Daję ci gwarancję, że oni cię nie uderzą.
- Nie byłabym tego taka pewna... - w tej chwili pomyślałam o Axlu.
- Znam ich i to bardzo dobrze. Ale to nieważne. Nie mam czasu na rozmowę z tobą. Zaczynasz jutro, Duff wszystko wie - oznajmił. - A teraz wynoś się stąd i wróć jak spotulniejesz.
- Czyli nigdy?
- Słuchaj, to, że moi klienci lubią niegrzeczne dziewczynki, nie oznacza, że ja także. Masz mi okazywać szacunek. Skończyłem, więc masz się stąd wynosić, jasne? No chyba, że ci pomóc.
- Nie trzeba - mruknęłam lekko przestraszona.
Szybko odwróciłam się na pięcie i opuściłam klub. Ruszyłam w kierunku najbliżej stacji metra. Marzyłam, żeby jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu. W końcu jutro czeka mnie pierwszy dzień pracy...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No robaczki, kolejny rozdział za nami. Jak się podobał? Chcecie więcej opisów z takich normalnych dni? Btw, jak sądzicie, ojciec Tommy'ego zainteresuje się kiedyś swoim synem? A może wrócą do siebie z Rosie? Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania, to zapraszam na pozostałe części ;)
To co, 2 komentarze i jedziemy dalej ;)
Do następnego ;)
Rozdział bardzo mi się podobał! Jest zajebisty, jak zresztą pozostałe. Normalne dni są spoko, raz na jakiś czas się przyda. Ale nie za często, bo będzie nudno. No, ale teraz Bella nie ma odwrotu. Strasznie mi jej szkoda. A co do Rosie, cieszę się jej szczęściem. W Hell House zaczną się schody. Nawet już się zaczęły. Oczywiście chodzi mi o zachcianki blondynki. A może nie oczywiście? Czekam na następny rozdział, i życzę wszystkiego, czego sobie zapragniesz ;)
OdpowiedzUsuń