Wróciłam do mieszkania dosyć późno. Prawie bezgłośnie ściągnęłam buty i kurtkę, po czym odłożyłam torebkę na wieszak. Udałam się w stronę kuchni, gdyż strasznie chciało mi się pić. Zobaczyłam, że przy stole siedzi Chris. Brunet najwidoczniej czekał na mnie, ponieważ jedynie wpatrywał się w ścianę naprzeciwko. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej butelkę wody, po czym zaspokoiłam pragnienie.
- Gdzie byłaś? - zapytał. Jego głos był zmęczony, ale nie słychać było w nim negatywnych emocji.
- U chłopaków - odpowiedziałam obojętnie.
- Znowu zamierzasz spieprzyć sobie przez nich życie?
- Chris, ja nie zaczęłam brać, bo Gunsi mnie zmusili. Po prostu chciałam spróbować - wzięłam kolejnego łyka napoju.
- Rozumiem - wymruczał pod nosem. - A do czego tym razem cię nie zmuszali?
- Straciłam pracę w Rainbow, a oni mi pomogli. Zostałam fotografem zespołu.
- I sądzisz, że o nic im nie chodzi? Że to nie jest jakaś przykrywka? - zaśmiał się. Zauważyłam, że jest lekko poddenerwowany.
- A do czego byłabym im potrzebna? - zapytałam bez przekonania. Przecież nic dla nich nie znaczę.
- Nie wiem, ale nie podobają mi się.
- To masz problem, bo to jest moje życie, a oni są moimi przyjaciółmi - odpowiedziałam stanowczo.
Postawiłam butelkę na blacie, po czym poszłam pod prysznic. Tego mi było trzeba, gorących strumieni spływających po moim ciele. Umyłam jeszcze ząbki i przebrałam się w moją piżamkę w misie koala. Nie zwracając uwagi na Chrisa, udałam się do swojego pokoju, gdzie ułożyłam się do snu.
Nazajutrz wstałam około południa. Pittman po raz kolejny gdzieś wyszedł. Obstawiam, że po prostu nie miał ochoty znowu się ze mną kłócić. Nie tolerował Gunsów i nie mógł zrozumieć, że od teraz to jest moja "rodzina". Zjadłam na szybko płatki z mlekiem i wypiłam kubek kawy. Ubrałam się w podarte jeansy i koszulkę z AC/DC. Udałam się do łazienki, gdzie wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta na czerwono. Postanowiłam, że dziś zaplotę włosy w warkocz. Dawno tego nie robiłam, więc trochę mi zeszło zanim fryzura wyglądała tak, jak chciałam. Zabrałam swoje rzeczy i poszłam na metro.
Pojechałam do centrum Los Angeles, a konkretniej National Theatre. Normalnie powinnam mieć dzisiaj zajęcia z Jackiem, ale nie wiadomo, czy on też nie zdecydował się mnie wystawić. Pokonałam potężne dębowe schody i udałam się prosto do sali baletowej, gdzie czekał już na mnie Icarus. Wpatrywał się w lustro i zastanawiał się nad czymś. Nieśmiało podeszłam bliżej i odchrząknęłam, aby dać mu znać o mojej obecności. Od razu odwrócił się w moim kierunku.
- Widzę, że wróciłaś - zauważył, podpierając palce na podbródku.
- Spostrzegawczy jesteś - rzuciłam. - Nawet nie zapytasz, dlaczego mnie nie było?
- Nie - stwierdził po chwili namysłu. - Todd mówił, że byłaś w szpitalu, a następnie w ośrodku...
- Ale teraz jestem czysta - dodałam.
- Cieszy mnie ten fakt. A teraz wracajmy do pracy - powiedział i włączył odpowiedni podkład.
Ściągnęłam ramoneskę i rzuciłam ją na pobliskie krzesło. Po chwili zobaczyłam Jacka, który stał przede mną i trzymał ramę. Dołączyłam do niego swoje ręce i oboje zaczęliśmy tańczyć salsę. Na początku nie szło mi najlepiej. Deptałam mu po palcach, myliłam kroki. Byłam zbyt chaotyczna.
- Przepraszam - mruknęłam i oparłam dłoń o czoło.
- Spokojnie. Weź kilka oddechów, oczyść myśli. Jak będziesz gotowa, to daj znać.
Odsunął się do tyłu i odwrócił się do mnie plecami. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich wdechów. Powinno zadziałać.
- Już - powiedziałam spokojnie.
Brunet powrócił do poprzedniej pozycji i znowu próbowaliśmy coś zatańczyć. Tym razem wychodziło mi zdecydowanie lepiej. Nawet pokusiliśmy się o mały układ.
- Dzięki wielkie - rzucił po zajęciach.
- To ja dziękuję. Uczysz mnie za darmo, poza tym jesteś bardzo cierpliwy - posłałam mu uśmiech.
- Nie całkiem. Jesteś moją partnerką, dlatego masz ogarnąć dupę, bo za miesiąc jest turniej w San Francisco.
- Co? - z niedowierzania otworzyłam szeroko usta.
- A to - rzucił we mnie moją kurtką, którą na szczęście złapałam. - Dużo ćwicz - dodał na koniec i puścił mi oko.
Ciągle byłam zdziwiona. Powiedział, że jestem jego partnerką i zabiera mnie na turniej z prawdziwego zdarzenia! Ta wiadomość nadal nie mogła do mnie dotrzeć. Przecież ja się tam tylko zbłaźnię. Nieważne, dla Icarusa wszystko.
Szybkim krokiem opuściłam teatr, po czym udałam się na przystanek autobusowy. Jak na jesienne popołudnie było dość ciepło. Słońce przyjemnie świeciło, a wiatr był praktycznie niewyczuwalny. Na moje oko było z 59 stopni. Wyciągnęłam z torebki moje ulubione lenonki i założyłam je na oczy. Poprawiłam włosy ręką, po czym z powrotem włożyłam ją do kieszeni. Kiedy już doszłam do celu, podjechał mój autobus. Wsiadłam do niego i zajęłam tylne miejsce przy oknie. Włożyłam słuchawki do uszu. Pojazd ruszył, a ja zajęłam się kontemplowaniem Miasta Aniołów przy dźwiękach Highway to Hell.
Dziś był ten dzień, kiedy przyszło mi zdawać egzamin praktyczny na prawo jazdy. Ogromnie się przed tym stresowałam. A co jak nie zdam? Na miejscu posłałam tylko uśmiech recepcjonistce i udałam się na plac, który znajdował się za budynkiem. Dlaczego jak się denerwuję to zawsze się uśmiecham? Zauważyłam, że Phil już na mnie czeka. Przywitałam się z nim, po czym wsiadłam do małego, czerwonego samochodu. Zapięłam pasy, ustawiłam lusterka i byłam gotowa do jazdy. Wszystkie polecenia instruktora wykonywałam jak należy. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo Phil nic nie mówił. Kiedy już zaparkowałam pojazd w odpowiednim miejscu, oznajmił mi, że przede mną jeszcze tylko wyrobienie dokumentów i mogę jeździć sama. Czyli zdałam?! Ta informacja bardzo mnie ucieszyła, czego nawet nie kryłam. Rzuciłam się mężczyźnie na szyję, ale on chyba nie podzielał mojego entuzjazmu. Patrzył się na mnie jak na wariatkę. Poczułam się lekko zmieszana, więc stwierdziłam, że pożegnam się i pójdę w swoją stronę.
Nie chciałam siedzieć sama w pustym mieszkaniu, więc postanowiłam powłóczyć się trochę po mieście. Najpierw wstąpiłam do małej księgarni. Rozglądałam się w poszukiwaniu jakiś kryminałów Christie, ale niestety nic nie znalazłam. Wybrałam poradnik dla początkujących fotografów i podeszłam do kasy.
- Płaci pani dziesięć dolarów - poinformowała mnie sprzedawczyni.
Dziwne, przy półce pisało dwanaście. Najwidoczniej mają jakieś promocje. Dla mnie lepiej. Zostanie mi jeszcze trochę drobnych na kawę. Zapłaciłam za książkę i wyszłam na zewnątrz, gdzie zdążyło się trochę ochłodzić. Zasunęłam zamek od ramoneski i podążałam dalej wzdłuż Seventh Street.
Zatrzymałam się na chwilkę w pobliskiej kawiarni. Zamówiłam latte i zajęłam miejsce przy oknie. Całkiem tutaj przyjemnie. Stoliki wykonane były z jasnego drewna, zresztą podobnie jak krzesła. Stały na nich malutkie, cynamonowe świeczki, które dawały fajny klimat. Ściany pomalowane były na kolor cappuccino, a na karniszach wisiały długie, czerwone zasłony.
Siedziałam i popijałam napój, pochłaniając wcześniej zakupioną lekturę. W końcu chcę mieć jakiekolwiek pojęcie o dobrych zdjęciach. Przeglądałam fotografie z Brazylii, kiedy niespodziewanie ktoś się do mnie dosiadł.
- Hej skarbie. Miło mi cię widzieć. Martwiłem się.
Spojrzałam na niego. Nie, tylko nie to. Jak on mnie tutaj znalazł? Czy nie może dać mi spokój?
- Czego chcesz Eddie? - warknęłam.
Mężczyzna zaśmiał się i zaczął bawić się palcami.
- Kochanie, mogłabyś być troszkę milsza. Chcę ci pomóc.
- Nie! Ty jesteś chory i powinieneś się leczyć! - krzyknęłam w miarę cicho z uwagi na pozostałych klientów.
- Prowadzenie biznesu to nie choroba. Poza tym, jakbyś poznała warunki i wiedziała, ile mogłabyś zarobić, to natychmiast zmieniłabyś zdanie.
- Nie będę się puszczać na prawo i lewo, bo coś sobie ubzdurałeś w tej swojej małej, głupiutkiej główce - powiedziałam stanowczo. Ten gościu zaczyna mi działać na nerwy.
- Podaj choć jeden powód - zażądał.
- Bo mam do siebie szacunek?
Zaśmiał się głośno. Poczułam na sobie spojrzenia całej kawiarni. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Czy on może wreszcie sobie pójść?
- Dobry żart - skomentował, trzymając się za brzuch. - Jeszcze zobaczymy.
- Co masz na myśli? - zapytałam zdziwiona.
- Dowiesz się wkrótce. Gorąco w to wierzę, że jednak cię przekonają.
- Kto?
Eddie nie odpowiedział na moje pytanie. Wstał i bez słowa opuścił kawiarnię. Zostałam sama. Miałam okropny mętlik w głowie. O co chodzi? Dlaczego tak mu zależy, żebym została jego dziwką? Napiłam się łyka kawy i chciałam wrócić do poprzedniego zajęcia, gdy ni stąd ni zowąd w lokalu pojawił się Duff. Basista wyglądał na zaniepokojonego. Usiadł naprzeciwko mnie i zaczął nerwowo stukać opuszkami o blat. Dziwne, czyżby on miał coś wspólnego z Eddiem?! Mam nadzieję, że nie.
- Co cię sprowadza i jak mnie tu znalazłeś? - rozpoczęłam konwersację.
- A nic, byłem w pobliżu - machnął ręką i uśmiechnął się, ale nie dało się nie zauważyć, że był to sztuczny gest. - Jesteś tutaj sama?
Nie wytrzymałam. Musiałam go o to zapytać. Po prostu chcę być pewna czy nie ma nic wspólnego z tym typkiem.
- Byłam, ale jakiś gość się mnie uczepił. Znasz go?
- Nie, nie - pokręcił głową. Coraz bardziej czymś się denerwował. - Ale ja bym mu nie ufał. Wygląda na podejrzanego.
No co ty nie powiesz. Czyli jednak macza w tym palce. Kurde, a już myślałam, że nie.
- McKagan, ty coś kombinujesz. Skąd znasz Eddiego? - zapytałam poddenerwowana. Oby nie był tym, który miał mnie przekonać.
- Nie znam go! - krzyknął.
Super, po raz kolejny wszyscy się na mnie patrzą. Chyba już nigdy tutaj nie przyjdę, a przynajmniej nie z blondynem.
- Spokojnie. Tylko pytam. Nie chcesz, to nie mów, ale wiedz, że chcę znać prawdę. Czy masz coś wspólnego z szemranymi interesami Eddiego?
- Chodźmy do klubu - zaproponował.
- Jełopie, jest 18.30. Co my będziemy tam robić?!
- Imprezować - wyszczerzył się.
No proszę, proszę nagle o wszystkim zapomniał. On ma chyba jakieś rozdwojenie jaźni. Przewróciłam oczami i razem z basistą poszłam łapać autobus, który zawiózłby nas na Sunset Strip.
Po drodze dowiedziałam się różnych ciekawych rzeczy z życia McKagana. Na przykład, jak miał siedem lat, to potrącił go samochód. To dlatego teraz się tak zachowuje. Poza tym odkąd skończył trzynaście lat, eksperymentuje ze środkami odurzającymi. Jednym słowem, ma bogatą historię. Swoją drogą dużo gada, kiedy chce rozładować stres. Wyjrzałam przez okno. Chciałam wyjaśnić sytuacje z kawiarni, ale wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł. Kiedyś na pewno mi wszystko powie.
Wysiedliśmy jakąś milę przed Roxy. Stwierdziliśmy, że mały spacer dobrze nam zrobi. Próbowałam nadążyć za blondynem, ale stawiał zbyt duże kroki.
- Zaczekaj na mnie! - zawołałam oburzona.
Duff obrócił się na pięcie i patrzył na mnie, jednocześnie chichocząc.
- Ktoś tu nie ma kondycji - skomentował.
- Chyba ty - wystawiłam mu język.
- Chcesz się przekonać? - uniósł brew do góry i uśmiechnął się.
- Czy wy zawsze myślicie tylko o jednym? - skwitowałam.
- Raczej chodziło mi o to, kto pierwszy dobiegnie do celu, ale skoro chcesz...
- Ostatni stawia alkohol - oznajmiłam i zaczęłam biec.
Oczywiście Duff ma spóźnione kojarzenie, więc wystartował nieco później. Próbowałam ustabilizować oddech i zachowywać w miarę równe, dość szybkie tempo. W połowie drogi, zostałam dogoniona przez blondyna. Chyba muszę zacząć biegać, bo z moją kondycją jest coraz gorzej. Byliśmy ramię w ramię, po czym przy wejściu McKagan dał mi wygrać. Pewnie chciał być dżentelmenem i za mnie zapłacić. Posłałam mu uśmiech zwycięstwa i weszłam do środka, gdzie było dosyć ciemno. Ze względu na nawet wczesną porę, klub świecił pustkami. Pojedyncze osoby siedziały przy barze i sączyły drinki. Zajęłam miejsce w kącie. Rozsiadłam się na czarnej kanapie i czekałam na basistę, który skoczył po napoje. Przeczesałam włosy palcami i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zobaczyłam jakiegoś chłopaka, który siedział na drugim końcu sali. Jego długie, brązowe włosy związane były w kucyk. Miał na sobie koszulkę z Aerosmith i podarte jeansy. Pił whisky i cały czas mi się przyglądał. Poczułam się dziwnie.
- Wróciłem. Mam nadzieję, że nie tęskniłaś - rzucił blondyn i postawił szklanki na stole, po czym usiadł naprzeciwko mnie.
- Umierałam z tęsknoty - powiedziałam i położyłam rękę na sercu.
- Wiedziałem - zaśmiał się.
Duff zakupił dla siebie coś, co przypominało Pinacoladę. Mojego drinka też już kiedyś piłam. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową, po czym przytknęłam usta do czarnej słomki i pociągnęłam łyka.
- Serio, Sex on the beach? - zapytałam z niedowierzaniem.
- No co, drink jak każdy inny - wzruszył ramionami i wypił na raz prawie cały napój.
- Zaczynasz myśleć kategoriami Slasha - mruknęłam.
- Nie kochana. Gdybym chciał cię przelecieć użyłbym swojej zajebistości, a nie marnych sztuczek na podryw à la Hudson - uśmiechnął się zawadiacko i uniósł brew do góry.
- Jakoś nie zauważam tej twojej zajebistości - skwitowałam.
- Bo jej nie okazuję. Niestety mała, tego wieczoru nie poromansujemy.
- Nawet po pijaku bym tego nie zrobiła.
- Przypominam ci, że już kiedyś się całowaliśmy - przejechał koniuszkiem języka po górnej wardze. Tym tylko jedno w głowie.
- Chciałam zrobić na złość Axlowi. Nie licz na więcej - wzruszyłam ramionami. - Jesteś jak Slash, dążysz tylko do jednego.
- Nieprawda. W porównaniu do niego umiem się powstrzymywać - zaczął potakiwać głową i przyjął poważny wyraz twarzy.
- Ach tak? Czyli mogę sprawdzić? - podpuszczałam go.
- Lepiej nie ryzykujmy, jeśli mamy skończyć na płaszczyźnie przyjacielskiej - odpowiedział dyplomatycznie.
Zaśmiałam się głośno. Czyli jednak nie umiałby się pohamować. Faceci. Wzięłam łyk trunku i spojrzałam w stronę drzwi. Dostrzegłam tam znajome postacie. Lena razem ze Slashem wybrali się do tego samego klubu, co my. Kiedy nas zauważyli, pomachali w moim kierunku, na co im odmachałam i posłałam pogodny uśmiech.
- O wilku mowa - szepnął Duff.
Zachichotałam. Czarnowłosa była jedyną osobą, przy której gitarzysta potrafił zahamować swoje głupie gadki. Nie powiem, lubiłam porozmawiać z nim o czymś innym niż seksie. Po chwili nasi przyjaciele dosiedli się do nas. Oczywiście nie obyło się bez kilku butelek alkoholu, które zamówili przy barze.
- Hej Vicky - przywitała się zielonooka i usiadła obok mnie.
- Cześć - odpowiedziałam.
Kątem oka dostrzegłam jak Duff i Slash odeszli na bok, aby w spokoju móc porozmawiać. Z ich gestów i zachowania odszyfrowałam, że chyba się o coś kłócą. Mulat dużo gestykulował, a blondyn wyglądał, jakby krzyczał. Czyżby Slash też był w to wplątany?
- Co tam u ciebie? - z zamyślenia wyrwało mnie pytanie przyjaciółki.
- Żyję, ale to raczej zdołałaś zauważyć. Poza tym nic nowego. Mieszkam u Chrisa, szukam jakiejś pracy - skłamałam. Od popołudnia nie wiedziałam, czy naprawdę Gunsom chodzi tylko o zdjęcia. - A u ciebie?
- Dobrze. Dzisiaj mam wolne, więc postanowiłam trochę się zabawić - uśmiechnęła się i wzięła łyk wódki prosto z butelki.
- Jesteś zadowolona ze swojej pracy? - zapytałam ni z gruszki, ni z pietruszki.
- Nawet. Nie mogę narzekać na warunki, chociaż taniec na rurze to nie jest spełnienie moich marzeń - spojrzała w dół i trochę posmutniała. - A co zamierzasz spróbować?
- Nie. Powiem wprost. Siedzisz w branży, więc się orientujesz. O co może chodzić Eddiemu?
Dziewczyna przeniosła swój wzrok na mnie. Była zaniepokojona, jakby wiedziała, że ten facet na pewno nie ma dobrych intencji. Poprawiła włosy i wypuściła głośno powietrze, po czym zacisnęła usta w wąską linię.
- Zastanawiasz się nad jego propozycją? - zapytała.
- Możliwe - skłamałam, udając przy tym niepewność.
- Tak jak już ci mówiłam, z nim nie warto robić interesów. Fakt, może i oferuje nie wiadomo co, które potem sprawdza się w większości, ale to jest jeden wielki manipulant. Uprze się na jakąś dziewczynę i będzie próbował zrobić wszystko, aż ona się zgodzi. Później oczywiście nie pozwoli jej odejść. Zacznie się szantaż, poryte zasady, większa kontrola. Nie uwolnisz się tak łatwo. Powie ci, że jesteś mu winna dług, którego suma zwala z nóg. Eddie jest mistrzem psychologi i wie, że pomyślisz sobie, iż nigdy go nie spłacisz. Takim oto sposobem pracujesz dla niego, dopóki się tobą nie znudzi. Vicky, błagam cię, nie pakuj się w to bagno - przestrzegała mnie.
- Ale on zaczyna mnie nachodzić.
- Eddie nie odpuszcza tak łatwo. Zawsze dostaje to, co chce - powiedziała i pociągnęła łyk trunku.
- Skąd to wszystko wiesz? - zapytałam zaciekawiona.
- A myślisz, że kto zatrudnia tancerki w większości klubów na Sunset? On ma kurwa znajomości wszędzie - skomentowała.
Zdziwiłam się. Lena wyglądała na rozsądną dziewczynę. Nie mogłam uwierzyć w to, że dała się omamić temu zboczeńcowi. Dlaczego to zrobiła?
- Sama się do niego zgłosiłaś czy cię znalazł? - próbowałam drążyć temat.
- Znajoma mi o nim powiedziała. Po prostu spotkałam się z nim i rozmawialiśmy. Powiedział, że nie nadaję się na jedną z tych jego ''ekskluzywnych pań do towarzystwa'' i co najwyżej mogę obsługiwać napalonych rockmenów w kiblach Rainbow. - zaśmiała się. - Zdecydowanie wolałam rurę.
Ekskluzywne panie do towarzystwa? Z tego co wiem, to dostałam propozycję dołączenia do tego jakże elitarnego grona. Tylko o co w tym wszystkim chodziło? Opróżniłam szklankę z alkoholem i zabrałam się za butelkę wódki. Muszę przestać o tym myśleć. Przecież się aż tak nie zniżę.
Chłopaki wrócili do stołu. No, trochę ich nie było. Wypili kilka butelek Danielsów, po których byli już dosyć wstawieni. My z Leną też nie żałowałyśmy sobie alkoholu. W końcu jakoś muszę zagłuszyć moje problemy. Slash zdążył nam opowiedzieć parę kawałów o muzykach. Najlepszy był ten o basiście, który poszedł na operację.
- Ten jest dobry - zaczął Mulat. - Basista podczas gry używa lewej półkuli mózgu, a gitarzysta prawej. Pewien basista zapragnął grać na gitarze, więc poszedł do szpitala na operacje zamienienia półkul mózgu. Niestety operacja się nie powiodła i lekarze musieli usunąć cały mózg muzyka. Facet obudził się z narkozy i nagle krzyczy: Gdzie są moje pałeczki?!
Wszyscy zaczęli się śmiać. Zapewne Steve w poprzednim wcieleniu był basistą. Opróżniłam kolejną butelkę Night Traina i rozejrzałam się po klubie. Ten koleś nadal się na mnie patrzył. Poczułam się nieswojo, pomimo że alkohol dodawał mi mnóstwo pewności siebie.
Nagle DJ zaczął grać jakąś smętną piosenkę. Lena przez chwilę błagała Ukośnika, żeby poszedł z nią zatańczyć. Kiedy w końcu jej się udało, uśmiechnęła się od ucha po ucha i cmoknęła swojego chłopaka w policzek. Tanecznym krokiem udali się w stronę parkietu. Oczywiście po drodze gitarzysta musiał klepnąć ją w pośladek, na co dziewczyna palnęła go w głowę. Nie powiem, wyglądało to komicznie.
Zostaliśmy we dwójkę: tylko ja i Duff. Planowałam zająć się osamotnioną butelką Danielsa, ale blondyn zabrał mi ją sprzed nosa. Posłał mi triumfalny uśmiech i zaczął odkręcać butelkę.
- Wracając do tematu tego, co robiłabyś po pijaku...
- Pieprz się McKagan! - krzyknęłam już lekko bełkocząc.
- Z tobą chętnie - puścił mi oczko i wziął dużego łyka whisky.
- Niedoczekanie twoje. Daj mi łyka.
- A jak mam HIV?
- To raczej nie tą drogą, poza tym może przeżyję - rzuciłam i wyciągnęłam ręce w stronę blondyna. - Chodź do mamusi - jasne, teraz zaczynam mówić do butelek.
Basista wstał i zabierając ze sobą Danielsa, udał się w głąb klubu. Świetnie Duff, zostaw mnie samą bez niczego do picia. Co za debil. Wyciągnęłam ręce na stoliku i oparłam o nie głowę. Byłam ledwo przytomna i średnio kojarzyłam fakty. Mam nadzieję tylko, że nie zaliczę zgonu albo nie zrobię czegoś głupiego.
- Można? - usłyszałam jakiś męski głos.
- Jasne - wymruczałam ciągle pozostając w tej samej pozycji.
Do moich uszu dotarł dźwięk szkła stawianego na stole. Podniosłam się do góry i zobaczyłam tego samego chłopaka, który obserwował mnie przez resztę wieczoru. Od razu zapomniałam o jego dziwnym upodobaniu. W końcu przyniósł alkohol.
- Proszę - podsunął mi pod nos szklankę z jakimś drinkiem.
- Dzięki - posłałam mu uśmiech. - Twoje zdrowie.
Oboje wypiliśmy na raz nasze trunki. Zaszumiało mi w głowie. Może wystarczy tego na dziś? Nie, jeszcze bym się czegoś napiła.
- Tak w ogóle to jestem Leo - przedstawił się mój towarzysz.
- Victoria, ale dużo osób mówi na mnie Vicky. Miło mi cię poznać.
- Mnie również - uśmiechnął się przyjacielsko.
Trochę pogadaliśmy, pośmialiśmy się. No i oczywiście wypiliśmy shoty, które zmówił Leo. Niestety mało co pamiętam, bo gdzieś w okolicach kolejnej butelki whisky urwał mi się film...
***
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Dlaczego musiałam tyle wczoraj pić? Mruknęłam coś pod nosem, po czym przekręciłam się na drugi bok. Było jeszcze gorzej, ponieważ teraz promienie słoneczne świeciły centralnie w moje oczy. Przetarłam je i położyłam się na plecach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie wyglądało znajomo. Na pewno nie było to mieszkanie Chrisa ani tym bardziej Hell House. Gdzie ja jestem? Leżałam na dużym, dwuosobowym łożu, koło którego stały etażerki, a naprzeciwko znajdował się stolik z krzesłami. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Dopiero teraz zauważyłam, że jestem całkowicie naga. Kurwa, co ja robiłam?! Mam nadzieję, że zaraz nie pojawi się tu Duff, bo inaczej go ukatrupię. Dlaczego im tylko na tym zależy?
- Dzień dobry, słoneczko - usłyszałam przyjemny, męski głos.
Do pokoju wszedł ten sam facet, który wczoraj mi się przyglądał. Czekaj, czekaj to ja go znam?! Miał zawiązany na biodrach ręcznik i mokre włosy opuszczone na dobrze zbudowaną klatkę piersiową.
- Hej... - kurde jak on się nazywa?
- Leo. Wiedziałem, że możesz nie pamiętać jak się nazywam. Byłaś tak zalana - na samo wspomnienie zaśmiał się pod nosem.
- Czy my... - próbowałam delikatnie zapytać, chociaż wcale nie chciałam poznać odpowiedzi.
- Tak, pieprzyliśmy się. W sumie to sama chciałaś. Domyślałem się, że następnego dnia nie będziesz nic pamiętać. A szkoda, bo byłaś kurewsko dobra. Może kiedyś to powtórzymy - puścił mi oczko.
- Raczej nie - rzuciłam oschle.
- Szkoda, ale i tak nie żałuję. Muszę już lecieć. Pokój jest zapłacony, a twoje wynagrodzenie leży na stole.
Chłopak poszedł się na szybko przebrać do łazienki, po czym zostawił mnie samą. Kurwa, dlaczego ja to zrobiłam? Musiałam tyle pić, żeby później niczego nie pamiętać?! Po moim policzku spłynęło kilka samotnych łez. Przysunęłam kolana pod podbródek i mocniej ścisnęłam kawałek kołdry, który trzymałam w dłoniach. Brzydziłam się sobą. Wyszłam na totalną dziwkę, pomimo że zawsze gardziłam takimi osobami. Wytarłam policzki i skoczyłam do łazienki, gdzie szybko zmyłam z siebie resztki po wczorajszej nocy. Ubrałam się w swoje ciuchy. Przed wyjściem zerknęłam na stół. Leżało tam banknot o nominale 50$. Przez chwilę patrzyłam na niego, ale nie wzięłam go. Wiedziałam, że ten cały Leo to sprawka Eddiego. Byłam na niego wkurzona. Lena miała rację, on zawsze musi postawić na swoim. Ale dlaczego uwziął się akurat na mnie? Przecież ja nie jestem dziwką...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przygotujcie się na nagłą zmianę wydarzeń. Teraz to już nie będzie takie grzeczne opowiadanie... (no nie wiadomo czego też nie będzie)
Na Twojego bloga wpadłam przypadkiem. Ale jak ja kocham takie przypadki! Siedzisz, nic nie robisz i bum! Zajebiste opowiadanie, nadal pisane! Cudo! Od razu mówię, że będę Twoją wierną komentatorką i czytelniczką! I możesz mi wierzyć na słowo, na swoich ulubionych blogach komentuję każdy rozdział! A Twój blog właśnie dołączył do wąskiego grona moich ulubieńców, haha! Wracając do rozdziału, albo najpierw o nim w ogóle zacząć mówić, bardzo mi się podoba. Wstrząsnął mną. Boję się o Bell, o tym co się dalej stanie. Nie spodobało mi się to co zrobiła. I na pewno nie tylko mi. Ale żeby nie było: akcja jest niesamowita, niepowtarzalna i idealna. W sumie dobrze, że Bella to zrobiła, bo dzięki temu akcja nadal będzie się rozwijać. I weź tu zrozum kobietę! No a że nie skomentowałam poprzednich rozdziałów mówię: kisiel× 25 XD. Z wrodzoną niecierpliwością czekam na następny rozdział. No i pamiętaj: od dzisiaj obiecuję komentować wszystkie następne rozdziały. No, postaram się, bo jestem wiecznie opóźniona w rozwoju i czasami nie nadążam ze wszystkim :/ No i życzę dużo weny, dużo czytelników, komentarzy, szczęścia, pomyślności i spełnienia marzeń! XD. A, i przepraszam Cię bardzo za komentarz do dupy, nie umiem pisać komentarzy :P
OdpowiedzUsuńP.S. Mam nadzieję, że nie zabijesz mnie za to, ale jestem młodą, ambitną blogerką i niedawno zaczęłam pisać bloga. Bardzo amatorski, no i przydałyby się opinie i rady, a zwłaszcza tak genialnej autorki jak Ty. I nie mówię tego, by się podlizać czy coś, tylko naprawdę tak myślę. Więc ten tego... Zapraszam serdecznie:
http://welcometothemyfuckingworld.blogspot.com
Dzięki ;) Z chęcią wpadnę i poczytam ;) A co do następnego rozdziału, najprawdopodobniej jutro wrzucę
UsuńNo to czekam :)
UsuńEgzamin na prawo jazdy zaczyna się od egzaminu teoretycznego..trochę to razi bo sorki, ale zacząć od praktycznego to jak wejść w kałuże w trampkach a potem dopiero założyć gumaki..xd (super porównanie)
OdpowiedzUsuńI te hektolitry alkoholu xd Przecież nie da się nawet takiej ilości wypić czlowiek po polowce wodki i polowce danielsa nie wiem czy by się obudził..ja wiem że to blog i Steven może nawet na świni latać, ale fajnie się czyta jak jest wszystko takie realistyczne bo to wtedy odczuwa się jakby samemu, na pewno sama czytałaś inne blogi i wiesz co mam na myśli :)
Ogólnie wszystko fajnie ale mało dialogów,a strasznie dużo opisów
Nie ma samego słodzenia :D
Ale ogólnie jest dość oryginalnie
I wcale nie pisze tego na złość!
Bardzo lubię czytać twojego bloga, to są tylko drobne wskazówki :D
Pozdrawiam!
Weny!
Mrs.Invisible
No z tym egzaminem to zawaliłam po całej linii... Ale jeśli chodzi o alko, w biografii Duffa nawet było, że w pewnym okresie wypijał około kanistra wina, czy coś takiego. Kwestia jest taka, że im więcej pijesz, tym więcej jesteś w stanie przyswoić. Ogólnie to jest przesadzone w sposób celowy, aby pokazać, że oni są od tego uzależnieni i wcale się tym nie przejmują. Jeśli chodzi o dialogi to w następnych dwóch rozdziałach będzie dużo ;) Btw dzięki ;)
Usuń