sobota, 12 marca 2016

26. Welcome to my nightmare



Wróciłam do mieszkania i po raz kolejny skoczyłam pod prysznic. Czułam się okropnie. Dlaczego w ogóle to zrobiłam? Wytarłam ciało w mięciutki ręcznik i ubrałam się w jeansy i czarny top. Poszłam do kuchni, żeby zrobić sobie jakieś śniadanie. Stałam przed lodówką dobre pięć minut i nadal nie podjęłam decyzji. Po prostu nie byłam głodna, a raczej nie byłam w stanie niczego przełknąć. Zrobiłam sobie tylko mocną, czarną kawę i wygodnie rozsiadłam się na kanapie. Włączyłam telewizor, ale nie leciało w nim nic ciekawego, same teleturnieje. Niestety byłam skazana na samotność, no chyba, że ruszyłabym swoje cztery litery i wyszła gdzieś na miasto. Chris ostatnio chyba się na mnie obraził, bo zaczął mnie unikać, a teraz to nawet wyjechał. Zostawił tylko kartkę, że ma jakieś szkolenie w San Diego i wróci za tydzień. Czyżby? A może zachowuje się jak jakaś pieprzona księżniczka i strzela fochy?

Wyłączyłam to ustrojstwo, potocznie zwane telewizorem i włożyłam kubek do zlewu. W końcu nie zamierzam spędzić całego dnia na kanapie. Zabrałam swoje rzeczy i zamknęłam drzwi na klucz, po czym udałam się w stronę przystanku autobusowego.


Spacerowałam wzdłuż Santa Monica Boulevard i kontemplowałam widoki tej części miasta. Pomijając kilka melin i rozwalających się domów, było tu całkiem przyjemnie. Oczywiście, jak w całym West Hollywood i Los Angeles, również i tutaj rosły bujne, zielone palmy, które kojarzyły się z wakacjami. Ach... Niestety, pogoda zbytnio nie dopisuje, ponieważ słońce schowało się za chmury. Oby tylko nie zaczęło padać, bo jak zwykle zresztą, nie miałam przy sobie parasola. Zwiększyłam odrobinę tempo i już po paru chwilach znajdowałam się na werandzie Hell House. Swoją drogą, niezły syf tutaj mają. Jeśli jesteście ciekawi, gdzie Gunsi mają kosz na śmieci, to wystarczy, że wyjdziecie na zewnątrz, a już poznacie odpowiedź na to pytanie. Omijając stos puszek i pustych butelek, wreszcie dostałam się pod drzwi. Delikatnie zapukałam i weszłam do środka. No tak, przecież oni nie używając takiego wynalazku ludzkości jakim jest klucz. Moim oczom ukazał się Steven, który siedział na kanapie i zajadał czekoladowe kulki z mlekiem.

  - Hej Vicky - wybełkotał. Przynajmniej tak mi się zdaję, że to powiedział.

  - Cześć Steve. Gdzie jest reszta? - zapytałam i usiadłam obok blondyna.

  - Rosie robi pranie, Duff i Slash odsypiają wczorajszą imprezę, Lena poszła do sklepu, Izzy się zgubił, a Axla gdzieś wcięło - wyrecytował na jednym oddechu, po czym znowu wrócił do konsumpcji płatków.

  - Jak to się zgubił? - zdziwiłam się. Stradlin wydawał się najbardziej ogarnięty z całej piątki.

  - Normalnie - Popcorn wzruszył ramionami. - Chuj go wie, gdzie jest. Wziął sobie wczoraj wyszedł, a później go już nie widziałem.

  - A w ogóle go szukałeś?

  - A po co? Duży jest, do domu trafi. Ale muszę przyznać, że się trochę martwię. A co jak go porwali? - wyglądał na zaniepokojonego.

  - A po chuja im on?!

  - Nie używaj brzydkich słów, bo to do ciebie nie pasuje - zwrócił mi uwagę i skarcił spojrzeniem.

  - Przepraszam - wyjąkałam. - Steve?

  - Słucham?

  - Można z tobą normalnie porozmawiać?

  - A co właśnie robimy? Pasiemy owce na łące? - po raz pierwszy zauważyłam, że perkusista użył sarkazmu.

  - Ale chodzi mi o bardziej poważne rzeczy - mruknęłam pod nosem. Muszę się komuś wygadać, może wtedy mi ulży.

  - Dawaj - odłożył miskę na stoliku i założył nogę na nogę ani na moment nie odwracając ode mnie wzroku.

  - Zrobiłam coś złego, co nie powinno mieć miejsca...

  - Jaśniej?

  - Przespałam się z jakimś kolesiem, którego imienia nawet nie pamiętałam. Byłam kompletnie pijana, a on wziął mnie za jakąś dziwkę. Powiedz, ale szczerze, czy ja naprawdę jestem puszczalska?

Zaśmiał się i pokazał ten swój zaciesz. O co kurde chodzi? To nie jest śmieszne, co on sobie wyobraża?

  - Jesteś małą, grzeczną dziewczynką. Taka słodziutka babeczka do schrupania - zaczął robić głupie miny, na co się trochę skrzywiłam. Serio, będzie mnie porównywał do jedzenia? - Ani trochę nie zachowujesz się jak dziwka. One nie mają klasy i pieprzą się z kim popadnie. Nawet gdybyś wzięła za to kasę, a obstawiam, że tego nie zrobiłaś, to nic by się nie stało. Vicky, to jest dobry biznes, na którym można się nieźle dorobić. Nie powinnaś patrzeć na to tak krytycznie.

Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Nie wierzę! Steven zaczyna gadać jak Eddie! Co mu się pochrzaniło w tej małej główce?

  - Nie szanuję się, a to już chyba coś oznacza - powiedziałam po chwili ciszy, jeszcze lekko oszołomiona.

  - Kochana, nie patrz na to z tej strony. Życie jest okrutne i trzeba sobie jakoś radzić. To jest Miasto Upadłych Aniołów, tutaj spora część dziewczyn ląduje na ulicy.

No to mnie pocieszył. Pokręciłam głową i spojrzałam w sufit. Kto i dlaczego zrobił mu pranie mózgu. Przecież puszczanie się jest złe! Nagle z góry zeszli Slash i Duff. Trochę zdziwił ich mój widok, ale starali się nie dać tego po sobie poznać. Gitarzysta skoczył po coś do kuchni, natomiast basista spojrzał wymownie na perkusistę i stanął naprzeciwko mnie.

  - Victoriaaa, co cię do nas sprowadza? - zapytał z uśmiechem na ustach. Co oni kombinują?

  - Nie mogę odwiedzić przyjaciół? - zapytałam ze zdziwieniem.

  - Oczywiście, że możesz. Nawet dobrze, że wpadłaś - usiadł koło mnie i położył rękę na oparciu za moimi plecami. - Gramy dzisiaj koncert i potrzebujemy twojego wsparcia. Niestety krucho u nas z kasą, więc zapłacimy ci później.

  - Duff, ja nawet nie mam aparatu...

  - Żaden problem - machnął ręką. - Na razie ogarniesz temat i dotrzymasz nam towarzystwa. No proszę, mi odmówisz? - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.

  - No dobra, ale raczej tak nie pójdę - powiedziałam i pokazałam na wyciągniętą koszulkę.

  - O to już zadbaliśmy - usłyszałam głos Slasha, który zaszczycił nas swoją obecnością. - Mamy dla ciebie sukienkę wystarczy tylko, że się w nią przebierzesz - puścił oko i usiadł na kanapie, po czym zaczął jeść własnoręcznie przyrządzoną kanapkę.

  - Okej... - odparłam bez przekonania.



***

Zanim wyszłam z chłopakami do klubu, założyłam ''prezent'' od nich. Była to dość kusa sukienka, wykonana z błyszczącego, srebrnego materiału. Do tego niezbędnym elementem były wysokie, czarne szpilki. Widać, kto wybierał mój strój. Zaplotłam włosy w francuza i pomalowałam powieki czarnym cieniem, po czym byłam gotowa. Uwaga, nadchodzę, chociaż jakoś tego nie widzę...

Gunsi jak zawsze dali czadu. Stałam w pierwszym rzędzie, dzięki czemu miałam na nich idealny widok. Axl wił się jak wąż, co chwilę śpiewając do mikrofonu teksty, które idealnie odzwierciedlały ich życie. Slash zagrał swoje genialne solówki, a Duff przez większość koncertu nie spuszczał ze mnie oka. O co chodzi? Od kilku dni jest jakiś nie swój. Może pokłócił się z Rosie?

Kiedy chłopaki wypodpisywali się już na każdym kawałku ciała swoich fanek, zajęliśmy nasze stałe miejsce. Izzy poczęstował wszystkich fajkami. Oczywiście ja też się skusiłam i zapaliłam jedną. Pozwoliłam, aby dym powoli opuszczał moje drogi oddechowe, jednocześnie zamykałam przy tym oczy. Jak ja kocham ten stan.

  - Co chcecie do picia? - zapytał Mulat.

  - Coś mocnego - powiedział Axl, a wszyscy go poparli. - Ale naszej księżniczce to weź soczek.

  - Ha ha ha, bardzo śmieszne - spojrzałam na niego z pogardą. - Powinieneś zostać komikiem.

  - A ty dziwką, w sumie nawet ci to wychodzi - rzucił strzepując popiół ze szluga.

  - Steven, powiedziałeś mu?!! - zaczęłam krzyczeć na blondyna. Super, jemu nie można ufać.

  - Ja?! - zdziwił się perkusista.

  - Nie, święta Perpetua...

  - Mam swoje źródła - wtrącił Rose.

Na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie. Chyba nie za bardzo rozumiem całą tą sytuację. Kątem oka zauważyłam, że basista kopnął pod stołem wokalistę w łydkę. Rudy popatrzył tylko na niego wymownym wzrokiem i wrócił do palenia.Po chwili wrócił do nas Slash z kilkoma butelkami wódki. No, postarał się. Wrzuciłam niedopałek do popielniczki i zajęłam się Nikolai. Przytknęłam usta do gwintu i pociągnęłam łyka trunku. Tego mi było trzeba.

Jak to zawsze bywa, nasze towarzystwo trochę się wykruszyło. Slash siedział przy barze i zanudzał barmana swoimi wywodami o życiu, Izzy kontemplował pustą butelkę i był nadzwyczajnie cichy, a Steven pewnie poszedł udawać jednorożca. Siedziałam obok Duffa, a naprzeciwko nas zajmowali miejsce nieobecny gitarzysta, ten przygłup Rose no i oczywiście jego nowa laska. Niedobrze mi było na sam widok. Obściskiwali się w miejscu publicznym. Mało tego on ją prawie pożerał. Niewiele brakowało, a mielibyśmy darmowe porno. Pokręciłam głową i opróżniłam butelkę. Co ona ma takiego w sobie? A no tak, blond włosy i duży biust, czyli to co Axl lubi najbardziej. Ohyda. Spojrzałam na basistę. Był zalany w trzy dupy, ale jeszcze trochę kontaktował. Nie powiem, sama byłam pijana, ale tak źle jak wczoraj nie było. Przynajmniej kojarzyłam fakty. Zaczęłam bawić się palcami, żeby tylko nie patrzeć na tą dwójkę. Nagle poczułam czyjś oddech na moim karku. Zamknęłam oczy i cicho jęknęłam, kiedy złożył namiętny pocałunek na mojej szyi.

  - Duff, co ty robisz?

  - Chcesz tego, a przynajmniej twoje ciało chce - wyszeptał, przez co przeszły mnie ciarki. - Zrób mu na złość.

Spojrzałam na mojego byłego. Kompletnie nie zwracał na mnie uwagi, ponieważ był zajęty swoją blondi. Obrzydliwe. Ciekawe, ile jej za to płacą?

  - No dalej mała, nie daj się prosić.

Poczułam jak blondyn obejmuje mnie w pasie i delikatnie podnosi, po czym usadowił mnie na swoich kolanach. Delikatnie odchyliłam głowę do tyłu, dzięki czemu miał lepszy dostęp do mojej szyi, na której próbował robić malinki. Jego dłonie kurczowo trzymały mnie w pasie, powoli zjeżdżając coraz niżej. Czułam satysfakcję i miałam ochotę na więcej. Kurwa, co się ze mną dzieję?

  - Duff, błagam, nie tutaj - zdołałam z siebie wydusić.

Mężczyzna na chwilę przerwał czynności i spojrzał na Axla.

  - Masz rację, nie damy mu tej satysfakcji.

Zeszłam z jego kolan i stanęłam obok stołu. Po chwili obok mnie znalazł się McKagan. Nie czekając ani chwili ruszyliśmy w stronę toalet. Nasi towarzysze nawet nie przejęli się naszym brakiem. Znaleźliśmy jakąś wolną kabinę, po czym basista wepchał mnie do środka.

  - Kurde, przypomniało mi się jak kochałam się z Axlem w kiblu - skomentowałam. Byłam lekko przestraszona i zaniepokojona, ale z drugiej strony, chciałam to zrobić.

  - Skarbie, nie myśl o tym. Ze mną będzie ci lepiej - powiedział dosyć przyjemnym głosem.

Natychmiast przyparł mnie do ściany i wrócił do obcałowywania mojego ciała. Zaplotłam palce na jego szyi i przyciągnęłam bliżej siebie. Chłopak delikatnie odsunął ramiączko od mojego stanika i zaczął schodzić coraz niżej. Jęknęłam głośno, kiedy złapał mnie za pośladki. Uśmiechnął się pod nosem i dał mi klapsa. Oplotłam go jedną nogą w pasie, dzięki czemu nasze biodra się stykały. Zaczęłam się trochę wiercić, co działało na niego podniecająco. Basista jęknął, po czym wpił się w moje usta. Zacięcie walczyliśmy o dominację, ale to Duff lubił mieć kontrolę nad tym, co się dzieje. Dogłębnie zwiedzał językiem moją jamę ustną. Na koniec przegryzł moją dolną wargę. Odchyliłam głowę do tyłu. Było mi cholernie dobrze. McKagan przejechał palcem po mojej kobiecości, na co głośno krzyknęłam jego imię.  Poczułam, że jestem trochę mokra. Blondyn też już był w gotowości. Dołączyłam drugą nogę i złapałam go mocno za szyję.

  - Chcesz na ostro czy raczej mam być delikatny? - zapytał lekko zaspanym głosem.

  - Chcę to zapamiętać...

Po chwili wszedł we mnie brutalnie. Nawet nie dał mi się przyzwyczaić do swojej długości. Jego ruchy były dosyć brutalne, a rytm przypominał galop. W momencie szczytowania, wygięłam się w łuk i szerzej otworzyłam usta. Było mi cholernie dobrze.

  - Vicky, proszę, dojdź dla mnie - poczułam jego oddech tuż przy swoim uchu.

  - Duuuff... - wykrzyczałam.

Po wszystkim, jako że byłam grzeczną dziewczynką, poszłam umyć ręce. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Dopiero teraz doszło do mnie, co się stało. Zachowałam się jak pieprzona dziwka! Poczułam jak basista obejmuje mnie w talii i składa delikatny pocałunek na mojej szyi, na której znajduje się już parę malinek. Poczułam, jak po moich policzkach spływają gorące łzy. Dlaczego zaczynam zachowywać się tak, jak oni chcą?

  - Przepraszam, ale to nie miało mieć miejsca - wyszlochałam i odepchnęłam od siebie mężczyznę.

Nie zwracając uwagi na innych, wybiegłam z klubu. Zobaczyłam, że Duff podąża za mną. O nie, nie mam ochoty słuchać jego marnych wytłumaczeń. Dobiegłam do przystanku, na którym stał autobus, którym mogłam wrócić do domu. Na całe szczęście udało mi się do niego wsiąść, zanim odjechał. Zajęłam wolne miejsce i zobaczyłam jak basista dochodzi do pojazdu. Boże, ruszmy z miejsca. Moje modły zostały wysłuchane i McKagan nie dostał się do środka. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Całą swoją złość wyładował na pobliskim koszu na śmieci. Nie był to zbyt mądry pomysł, ponieważ po kopnięciu w niego, chłopak złapał się za stopę. Zaśmiałam się pod nosem i przestałam zwracać na niego uwagę.

W mieszkaniu położyłam się na sofie i próbowałam zasnąć. Czułam się nieswojo, dlatego zostawiłam zapaloną małą lampkę nocną. Wtuliłam głowę i poduszkę i starałam się o wszystkim zapomnieć. Nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Oho, już mnie znalazł.

  - Vicky, błagam cię otwórz. Muszę ci coś wyjaśnić - walił pięścią o futrynę.

Otworzyłam oczy. On chyba nie da mi spokoju. Westchnęłam i wstałam z łóżka, aby pójść otworzyć drzwi. Niechętnie przekręciłam łucznik, po czym do mieszkania wparował zdenerwowany basista. Zaczął chodzić w kółko i najwyraźniej zbierał myśli.

  - Tylko szybko, bo nie mam ochoty cię widzieć - rzuciłam oschle.

  - Chłopaki nie chcieli, żebyś się o tym dowiedziała, ale ja nie potrafię inaczej.

  - Do rzeczy McKagan...

  - No bo widzisz, ta dzisiejsza sytuacja i to z wczoraj, to nie jest przypadkowe - wydusił z siebie i podrapał się po głowie.

  - Że co proszę?!

  - Eddie chciał cię wypróbować. Chodzi o to, że on chce, żebyś po części zastąpiła Suzie.

  - Tą blondynę, która jest ulubioną dziwką Slasha?

  - Vicky, ona tak jakby była nasza...

  - To znaczy?

  - Zacznę od początku. Hell House jest własnością Eddiego i musimy mu płacić czynsz. Jak wiesz, prowadzi ten swój biznes czy coś. Na początku nie obchodziło nas to, ale później ten typ zobaczył, że może zbić na nas niezłą kasę. Mieliśmy załatwiać klientów dla Suzie. Wiesz, takich w miarę sprawdzonych, żeby nie było jakiś afer. W zamian nie płaciliśmy mu czynszu i mogliśmy korzystać z jej usług do woli i to za darmo.

  - Jesteście chorzy! - wykrzyczałam mu prosto w twarz.

  - Daj mi skończyć! Problem był w tym, że Suzie zaczęła się puszczać na prawo i lewo, o co Eddie był wpieprzony. W końcu skończyło się tym, że ją wywalił. Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że się na ciebie uwziął. Zobaczył, że nie jesteś łatwą sztuką, więc skłonił się do szantażu. Powiedział, że albo się tobą zajmiemy, albo wyrzuci nas na bruk. Vicky, chodzi o to, że od początku chodziło nam o kasę, dlatego zgodziliśmy się, żebyś z nami zamieszkała. Oczywiście Izzy zrobił to ze względu na to, że traktuje cię jak młodszą siostrę, a Rose był zabujany. Ale na prawdę, z biegiem czasu polubiliśmy cię...

  - Nie wierzę! - pokręciłam głową. - To jest jakiś koszmar! Byłam wam potrzebna tylko po to, żebyście mieli na wódę?!

  - Najpierw tak. Skarbie, naprawdę stałaś się dla nas rodziną...

  - Nie nazywaj mnie tak - warknęłam.

  - Dobrze. Wracając do teraz. Musimy spłacić Eddiego, w przeciwnym wypadku zostaniemy bezdomnymi. Musisz nam pomóc. Nie zmuszam cię do prostytucji. Możesz pracować w rzeźni.

  - Pieprz się McKagan! Sam przeprowadzaj sobie sekcję zwłok świnki!

  - Zrozum, potrzebujemy kasy. No chyba, że przygarniesz nas i dziewczyny pod swój dach.

  - A nie możecie sami czegoś poszukać? Chyba macie rączki?

  - Coś tam robimy, ale z tego nie ma wielkiego zysku, poza tym nikt nie chce zatrudniać ćpunów i alkoholików.

No miał rację. Zrobiło mi się szkoda Rosie i Leny, przecież one nie były niczemu winne.

  - A dziewczyny... - zaczęłam.

  - Nic nie wiedzą - zapewnił mnie Duff. - I tak oczywiście pozostanie. Do niczego cię nie namawiam, ale praca u Eddiego byłaby najlepszym wyjściem...

  - Masz jeszcze czelność prosić mnie, żebym się dla was puszczała?! Powiem tyle, jesteście pieprzonymi egoistami!

  - Kotku, to jest sytuacja podbramkowa. Musisz nam pomóc. Przynajmniej finansowo.

  - Skąd ja wezmę tyle kasy? - przejechałam dłonią po włosach. Byłam na maksa wkurzona, a jednocześnie chciało mi się płakać.

  - Moje zdanie już znasz. Poza tym Eddie nie jest taki zły. Nawet zafundował ci wycieczkę do San Diego...

  - Prezent urodzinowy, który dostałam od Axla był pomysłem Eddiego?!

Zatkało mnie. Ten dupek od początku nic do mnie nie czuł. Im wszystkim chodziło tylko o jedno.

  - Tak. To znaczy nie - mężczyzna palnął się w czoło. - Eddie tylko za wszystko zapłacił. Rose naprawdę cię kocha.

  - I okazuję to przez nienawiść - na moje twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.

  - Zrozum go. On coś do ciebie czuł, ale po rozstaniu po prostu chce zapomnieć. Przez nienawiść będzie mu łatwiej.

  - Na pewno. Wiesz co, jest mi żal Rosie, bo twierdzi, że jesteś spoko facetem. Szkoda, że nie wie jaką jesteś kanalią.

  - Vicky, przestań. Przecież ty tak nie myślisz. Pomóż nam. Ze względu na Hooter...

  - Ty się nią nie zasłaniaj. Wymagasz ode mnie, żebym pieprzyła się z facetami, których mi wybierzesz, później oddawała ci kasę, a na koniec jeszcze dawała przyjemność. Zapomnij! I przekaż to swoim debilnym koleżkom.

  - Kotku, musisz ochłonąć i dopiero wtedy podejmiesz właściwą decyzję.

  - Pieprz się!!! - wrzasnęłam. Miałam już go dość. Nie tylko jego zresztą. - Wynoś się stąd i nigdy nie wracaj!!!

  - Mam nadzieję, że się odezwiesz... - dodał na koniec i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Jak oni mogli?! Traktowałam ich jak przyjaciół, a tymczasem ja byłam dla nich zwykłą szmatą i maszynką do zarabiania pieniędzy. Jak on w ogóle miał czelność mnie o to prosić?! Byłam cholernie rozdarta. Z jednej strony, nadal byli dla mnie rodziną i czułam potrzebę pomocy im, a z drugiej brzydziłam się sobą. Od teraz ich nienawidzę. Przekręciłam łucznik i wróciłam do leżenia na kanapie. Przykryłam się szczelnie kocem i zasnęłam...





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

OMG. Spodziewaliście się tego, bo ja nie xD Jak myślicie, zgodzi się, czy jednak wykreśli ich ze swojego życia?  Mam nadzieję, że nie. Chociaż, jeśli się zgodzi, to wreszcie słowa Axla będą prawdziwe ( ''jesteś zwykłą, tanią dziwką''). 

Macie ochotę na ciąg dalszy? To co, dwa komentarze i lecimy dalej?

Do następnego ;)

1 komentarz:

  1. Jak się cieszę, że następny rozdział już jest! Mam nadzieję, że Bell nie wykreśli chłopaków ze swojego życia. Ale żeby była dziwką nie chcę. A jedno z drugim ciężko pogodzić :'(. Coś czułam, że wczorajsze wydarzenie nie było przypadkiem i że oni mieli coś z tym wspólnego, ale nie aż tyle! Szok po prostu! No i mam jeszcze nadzieję, że słowa McKagana o tym, że stali się rodziną i przyjaciółmi... są prawdziwe. Ciężka sytuacja. Nie potrafię podjąć decyzji. Ale co z Rosie? Jeśli ją później wykorzystają lub skrzywdzą, to coś zrobię. Nie wiem co, ale coś zrobię. Ale wiedz, że w grę wchodzi moja siekiera *tu szatański śmiech*. No więc podsumowując: zajebisty rozdział, czekam na więcej. Życzę wszystkiego najlepszego i sto lat, niech żyje nam! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś rozdział, miło byłoby, gdybyś zostawił komentarz. Może być nawet lubię kisiel, a rozdział jest ok/beznadziejny. Spokojnie, ja nie gryzę. Chcę zobaczyć, ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie. Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, przez co oczekuję Waszej opinii, oczywiście nic na siłę. Po prostu nie lubię, kiedy moja praca idzie na marne.Każde cenne rady są mile widziane 😉 Nawet nie wiecie, jak to motywuje 😉 Wulgarne komentarze oczywiście będą usuwane.



⭐Allie