Chciałabym Wam serdecznie podziękować za ponad tysiąc wyświetleń. Nawet nie wiecie, jak to motywuje. Z tego powodu chcę zadedykować ten rozdział wszystkim czytelnikom tego bloga.
Przebudziłam
się, cicho pomrukując. Czułam się, jakbym przespała zaledwie dwie godziny. Pulsujący
ból głowy aż za nadto dawał o sobie znać. Niby nie wypiłam wczoraj nie wiadomo
jak dużo. Po powrocie do Hell House jeszcze opróżniliśmy z Izzym do połowy
pełną butelkę whiskey. Znaczy się, ja wypiłam może ze dwa, góra trzy
szklaneczki. Mimo to pamiętałam jak przez mgłę późniejsze wydarzenia.
Przetarłam
powieki, rozglądając się po pomieszczeniu. Wyglądało dosyć znajomo. Białe
ściany i duże okno – typowy pokój w Hell House. Jednak nie należał on ani do
mnie, ani do Axla. W kącie stało brunatne biurko, nad którym wisiał plakat ze
Stonsami. Na podłodze obok łóżka siedział Stradlin i brzdąkał coś na gitarze.
Widocznie musiałam spać jak kamień, skoro nic nie słyszałam. Wykrzywiłam twarz
w grymas, kojarząc fakty. Znajdowaliśmy się w jego pokoju, ja leżałam na jego
łóżku. Odruchowo odsunęłam kołdrę. Miałam na sobie jego koszulkę i swoje
szorty. Niby to o niczym nie świadczyło, ale…
– Izzy, czy my... –
próbowałam go spytać, ale te słowa z trudem przechodziły przez moje gardło. Nie
potrafiłam dopuścić do siebie tego faktu. Przespałam się z najlepszym
przyjacielem?
– Nie – zaśmiał się,
odkładając gitarę na bok. Odetchnęłam z ulgą. – Miałem spać w salonie, ale
mówiłaś, że nie chcesz być sama. Krzyczałaś przez sen.
Pokiwałam
głową, oddychając niemiarowo. Pewnie musiałam mieć koszmary. Odkąd przyjechałam
do Los Angeles, miewałam je niemal co noc.
–
Przebrałeś mnie? – spytałam, spoglądając w jego oczy, jednocześnie mnąc w
dłoniach kawałek kołdry.
–
Spokojnie – uprzedził, wyciągając dłonie. – Bielizny nie ściągałem. –
Uśmiechnął się szeroko.
Odwzajemniłam
jego gest. Zaopiekował się mną tak, jak zwykł to czynić, kiedy jeszcze mieszkaliśmy
w Lafayette. Niejednokrotnie przychodziłam do niego, kiedy pokłóciłam się z
mamą. Rozmawialiśmy wtedy dużo. Wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć.
Kątem
oka zerknęłam na zegarek, który wskazywał prawie dwunastą. Przespałam więcej
niż zazwyczaj, chociaż kompletnie tego nie odczuwałam. Raczej przypominałam
wrak człowieka.
–
Dziękuję za wszystko – mruknęłam. – Mam nadzieję, że nie wygadywałam głupot –
zaśmiałam się, rozkopując kołdrę.
Odwzajemnił
mój gest, jednak było to dosyć wymuszone. Coś nie grało. Nie zamierzałam jednak
niepotrzebnie pytać.
–
Pójdę zrobić dla nas śniadanie – zaoferował, wychodząc z pokoju.
Wstałam
z łóżka, chodząc w kółko po pokoju. Bolały mnie niemal wszystkie mięśnie. Co te
tabletki miały w sobie? Rzuciłam okiem na stolik nocny, na którym leżał jakiś
notes. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Pewnie zapisywał tam teksty piosenek.
Przejechałam palcami po chropowatej okładce, zatrzymując je na gałce od
szuflady. Nie miałam w zwyczaju zaglądać innym po szafkach. Ceniłam sobie
prywatność. Jednak teraz coś mnie tknęło. Tylko
jedna szuflada, nic więcej, tłumaczyłam sobie w myślach. Spojrzałam przez
ramię. Czysto. Odsunęłam ją ostrożnie. W środku znajdowało się kilka woreczków
z beżowym proszkiem. Dobrze wiedziałam, co to było. Heroina. Przygryzłam wargę.
Musiałam podjąć szybką decyzję. Wyszedł,
niczego nie zauważy. Może nawet ich nie liczy? Wątpię. Najwyżej zwalę winę na
Stevena…
Raptownie
zabrałam jeden woreczek, chowając go w dłoni. Potrzebowałam odrobiny znieczulenia.
Tak na wszelki wypadek, gdybym przypomniała sobie coś z poprzedniego wieczoru.
Udałam się prosto do łazienki, gdzie zamierzałam wziąć zimny, rozbudzający
prysznic. Praktycznie lodowata woda spływała po moim ciele, przyjemnie je
orzeźwiając. Odchyliłam głowę i przymknęłam powieki, rozkoszując się tą chwilą.
Nagle coś sobie przypomniałam. Przed oczami pojawił mi się obraz wczorajszej
imprezy. Eddie, jego dłonie na moich biodrach i heroiczna postawa Izzy’ego.
Otworzyłam oczy, haustami nabierając powietrza. To nie mogła być prawda. Nie
mogłam zachować się jak typowa łatwa laska. Oparłam dłoń o kafelki, powoli
kucając. Ta cholerna świadomość zaczęła mnie przytłaczać. Nie była w stanie się
ruszyć. Jakby sparaliżowała moje ciało.
Ubrałam
się w pokoju w czyste ubrania, związując włosy w wysokiego kucyka. Usiadłam na
łóżku, trzymając w dłoni woreczek z heroiną. Zastanawiałam się, czy właśnie
teraz była ta odpowiednia chwila. Brzydziłam się sobą. Jak mogłam mu pozwolić
się dotykać? Co najgorsze, właśnie tego wtedy chciałam. Pokręciłam głową,
próbując wymazać z niej nieprzyjemne wspomnienia. Zaaplikowałam narkotyk,
niemal natychmiast odpływając…
Zeszłam do
kuchni, zastając w niej Izzy’ego. Starałam się unikać patrzenia mu prosto w
oczy. To właśnie spojrzenie najbardziej mnie zdradzało. Dopóki nie wymyśliłabym
jakiegoś idealnego kamuflażu, musiałam zachowywać się dosyć dziwnie.
– Zrobiłem
dla ciebie płatki – poinformował, podsuwając miskę niemal pod mój nos.
– Dziękuję –
mruknęłam, udając, że przeglądam gazetę. – Mogłabym zostać sama? – poprosiłam.
Kątem oka
zauważyłam, jak na jego twarz wkrada się grymas. Przecież przed chwilą wszystko
było dobrze, a teraz moje zachowanie mogło budzić niepokój.
– Po prostu
chcę w samotności wyciągnąć wnioski z wczorajszej imprezy – dodałam, uśmiechając
się subtelnie.
– Skoro tak…
– wymamrotał, podrywając się z miejsca. – Jakbyś mnie potrzebowała, jestem na
górze. – Wyszedł, zabrawszy swoją kawę.
Odetchnęłam z
ulgą, odkładając czasopismo. Przed innymi nie musiałam się tłumaczyć. No chyba
że przed Axlem, ale on wyjechał nie wiadomo gdzie. Uśmiechnęłam się szeroko,
zataczając kółka łyżką. Miałam przestać zaprzątać sobie nim głowę.
– Cześć –
przywitała się Rosie, wchodząc do kuchni. Wydawał się być dziwnie rozbawiona.
Bacznie
obserwowałam jej ruchy, jednocześnie co chwilę podjadając płatki. Sprawiała
wrażenie, jakby tłamsiła śmiech. Nalała sobie do szklanki soku pomarańczowego,
po czym usiadła naprzeciwko mnie.
– Mam coś na
twarzy? – spytałam zdezorientowana, odruchowo przykładając place do nosa. Nie,
na nim niczego nie było.
– Nie –
zaprzeczyła, uśmiechając się szeroko. – Po prostu po pijaku mówisz różne
śmieszne rzeczy – odparła, upijając łyk napoju.
Odwzajemniłam
ten gest, kryjąc zakłopotanie. Nie miałam bladego pojęcia, co dokładnie padło z
moich ust wczorajszego wieczoru. Postanowiłam delikatnie wybadać sprawę.
– Nie
przejmuj się – zaśmiałam się, przyjaźnie marszcząc brwi. – Najczęściej to są
zwykłe brednie. – Włożyłam do ust sporą ilość płatków, niecierpliwie czekając
na jej odpowiedź.
Odstawiła
pustą szklankę na blat, opierając lewą nogę na skraju krzesła i podciągając ją
bliżej klatki piersiowej.
– Spoko –
westchnęła. – Rozumiem, co to znaczy, kiedy urwie ci się film. – Czyli jednak
się domyśliła. – Nie mówiłaś niczego złego.
– To dobrze –
odetchnęłam z ulgą.
–
Ponarzekałaś trochę na Axla, co było nawet zabawne. – Uśmiechnęła się na samo
wspomnienie. – Potem wróciłam do siebie, a chwilę później poszliście do pokoju
Izzy’ego. – Więc ona też na początku z nami siedziała. – Nie żebym was podsłuchiwała
– zaprotestowała nerwowo. – Po prostu drzwi były uchylone, a Wichrowe wzgórza to nie jest najlepsza
lektura na wieczór.
– Nie szkodzi
– wtrąciłam, machając dłonią.
–
Wspominaliście stare czasy – kontynuowała, oblizawszy usta. – Chciałaś, żeby
było jak dawniej. Mówiłaś, że jakby nie wyjechał…
– Wystarczy –
przerwałam jej oschlej niż zamierzałam. – Przepraszam – mruknęłam po chwili,
spuszczając wzrok. – Resztę już znam.
Domyślałam
się, co było później. Przecież wielokrotnie układałam sobie w głowie scenariusz,
co by było, gdyby został. Niechcący ugryzłam się w język, nieco się przy tym
krzywiąc. Jak mogłam mu o tym powiedzieć?
Kątem oka
zerknęłam na miskę z płatkami, która stała przede mną. Jakoś odechciało mi się
jeść. Odłożyłam ją do zlewu, opierając biodra o jego brzegi i odwracając się w
stronę Rosie.
– Swoją
drogą, Wichrowe wzgórza wcale nie są
takie złe – napomknęłam, zakładając ręce na piersi.
Zaśmiała się,
wstając z krzesła. Najwidoczniej wzięła to za aluzję do pójścia na górę i
kontynuowania lektury.
– Nie kiedy
musisz to przeczytać na wakacjach – prychnęła, zmierzając w kierunku salonu.
– Zawsze
możesz oglądnąć film – oznajmiłam obojętnie.
Sama nigdy
nie korzystałam z tej formy. Zdecydowanie wolałam, aby to moja wyobraźnia stwarzała
obrazy danych sytuacji. Poza tym lubiłam trzymać w dłoniach książki.
– Wolę jednak
to przeczytać – stwierdziła w ostateczności. – Jak będziemy to później omawiać
na angielskim, to chcę wiedzieć o czym mowa.
Filmy nie
zawsze idealnie odzwierciedlały książki. Najczęściej były ich wersjami
stworzonymi na podstawie wizji reżyserów. Mimo to i tak uchodziły za kultowe.
Idąc w ślady
dziewczyny, udałam się do salonu. Na kanapie siedział Izzy i skrupulatnie
notował coś na pożółkłej kartce papieru. Przełknęłam zdecydowanie ślinę,
zajmując miejsce obok niego. Kątem oka zerknęłam na jego notatki. Wyglądało na
to, że dopracowywał tekst piosenki.
– Co to? – spytałam,
dogłębniej studiując zapisywane przez niego słowa.
Spojrzał
na mnie przelotnie, po czym odłożył przybory na blat stolika. O dziwo nie stało
na nim zbyt wiele pustych butelek. Za to pety z popielniczki prawie się z niej
wysypywały.
–
Chcesz porozmawiać? – dociekał, lustrując moją postawę.
Przygryzłam
nerwowo wargę. Modliłam się, żeby tylko nie zwrócił uwagi na moje oczy, a
raczej przesadnie zwężone źrenice.
–
Chyba tak – mruknęłam, zaplatając palce.
Gołym
okiem było widać, że się stresuję. Oczy… Szlag, zwrócił na nie uwagę! Na jego
twarzy zagościł chwilowy grymas, który już po chwili zamienił się na nikły
uśmiech. Z jego ust nie padł ani jeden komentarz w tej sprawie.
–
Chodzi ci o naszą wczorajszą rozmowę? – próbował ze mnie wyciągnąć, ponieważ
nie za bardzo z nim współpracowałam.
Pokiwałam
twierdząco głową, zakładając nogę na nogę.
–
Jeśli chcesz, nie było tematu – zaoferował bez większego skrępowania,
wyciągając ręce w geście kapitulacji. – Ale nic złego nie powiedziałaś.
Faktycznie, gdybym został, to może nie musiałabyś się tłuc po połowie Stanów.
Patrzyłam
na niego ze zdezorientowaniem, subtelnie rozchylając wargi. Tego się kompletnie
nie spodziewałam. Czyli jednak po pijaku pamiętałam o pewnych granicach.
–
Przepraszam – mruknęłam, jakby wytrącona z transu. – Nie powinnam była obwiniać
cię o moje problemy. To nie twoja wina. Normalnie nie powiedziałabym tego, ale
procenty nie zawsze dobrze działają na moje myślenie. Zdarza się…
–
Luzik – przerwał mój słowotok, odruchowo łapiąc moje przedramię – naprawdę.
Słowa pijanych to myśli trzeźwych – zaśmiał się, a przez moje ciało przeszedł
dreszcz. Miałam nadzieję, że poza tym nie bredziłam od rzeczy. – Powiedziałaś,
że nie masz do mnie żalu.
Uśmiechnęłam
się niewyraźnie. Nawet nie wiedziałam, jak mogłam skomentować jego słowa.
Dopiero teraz zaczynałam się cieszyć w duchu, że nie powiedziałam niczego głupiego.
Czegoś, co mogłoby zniszczyć naszą przyjaźń…
Odruchowo
odsunęliśmy się od siebie, usłyszawszy dźwięk przekręcanej klamki. Założyłam kosmyk
za ucho, z największą dokładnością obserwując drzwi. Otworzyły się, a do środka
wszedł nie kto inny jak Axl.
–
Wróciłem! – zakomunikował, odkładając na podłodze niedużą torbę sportową.
– Zostawię was samych
– wyszeptał Stradlin, po chwili znikając na górze.
Przez
moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Przeczuwałam, że ta rozmowa mogła
nie mieć przyjemnego przebiegu. Założyłam ręce na piersi, wstając i zaczynając
krążyć po pomieszczeniu. Podczas tej czynności lepiej zbierało mi się myśli.
–
Gdzie byłeś? – spytałam wypranym z emocji głosem, odchrząknąwszy. Trochę
zaschło mi w gardle.
–
Nieważne – mruknął, marszcząc czoło. Wyciągnął z torby puszkę piwa. Otworzył
ja, po czym wziął dużego łyka.
–
Spoko – przytaknęłam oschle, uśmiechając się ironicznie. Jego podejście, że nic
się nie stało aż nazbyt mnie irytowało.
–
O co ci chodzi? – spytał już nieco bardziej nerwowo.
Przysiadłam
na podłokietniku, obserwując każdy jego ruch. Wydawał się zesztywnieć, jakby
miał coś na sumieniu.
–
Chcesz, żebym została twoją dziewczyną – wypowiedziałam te słowa z trudem. –
Myślałam, że związek opiera się na szczerości i zaufaniu.
Zarechotał,
odkładając puszkę na stolik. Podszedł bliżej, jednocześnie zachowując
odpowiednią odległość.
–
Wiesz, do tego trzeba dwojga – zauważył, sugestywnie unosząc brew.
Spuściłam
na moment wzrok. To nie tak, że nie chciałam. W dziwny, niewyjaśniony sposób
ciągnęło mnie do niego. Czy można to było nazwać miłością? Tego nie
wiedziałam. Po prostu byłam niezdecydowana. Nawet zbytnio.
–
Skąd wiesz, że nie chcę? – spytałam retorycznie, spoglądając mu prosto w oczy.
– Może preferuję metodę małych kroczków?
Pokiwał
głową, analizując moją wypowiedź. Uśmiechnął się, jednocześnie tłamsząc śmiech.
–
Sorry, ale w takich sprawach nie umiem być delikatny – ostrzegł, przystępując z
nogi na nogę. Nie za bardzo wiedziałam, o co mu chodzi. – Jeśli jesteś dziewicą
i chcesz poczekać z pieprzeniem się…
–
Nie – jęknęłam nienaturalnie wysoko. – To nie o to chodzi.
Jak
do tej pory nie uprawiałam seksu z Axlem. Oboje przed laty stwierdziliśmy, że
jestem jeszcze za młoda. W każdym bądź razie nie oznaczało to, że byłam
dziewicą. Wprost przeciwnie.
–
Po prostu nie jestem puszczalska i nie wskakuję od razu pierwszemu lepszemu
facetowi do łóżka. Chcę, żeby najpierw wytworzyła się pomiędzy nami więź –
poinformowałam, czując jak kamień spada mi z serca. Wreszcie mogłam powiedzieć,
co myślałam. – Jeśli ma cię to uspokoić to nie, nie jestem dziewicą.
Odetchnął
z ulgą, na co zmarszczyłam brew. Nie sądziłam, że takie coś mogło mu
przeszkadzać.
–
To dobrze – skomentował, podchodząc nieco bliżej. – Z takimi trzeba delikatnie.
–
A ty taki nie jesteś? – dociekałam, uśmiechając się zalotnie.
–
Podobno rudzi są ostrzy – stwierdził, unosząc jedną brew.
Zaśmiałam
się, jednak prawie natychmiast zostałam uciszona. Przywarł swoimi wargami do moich,
całując mnie zachłannie. Odruchowo wplotłam palce w jego włosy, przymknąwszy
oczy. Odwzajemniłam pocałunek, czekając na te przyjemne motylki w brzuchu.
Jednak chyba zbytnio się przeceniłam. Nie pojawiły się. Ogólnie nie było
żadnych fajerwerk. Podobało mi się, ale nie mogłam porównać go na przykład do
pocałunku Scarlett O’Hary i Rhetta Butlera. Rozbudzał moje pragnienie, ale nie
zaspokajał romantycznej natury. Odsunęliśmy się od siebie, uzupełniając braki
tlenu.
–
Coś nie tak? – spytał, sapiąc. Wyglądał na z lekka niezadowolonego.
Pokręciłam
przecząco głową. Nie zamierzałam mówić mu całej prawdy. Łudziłam się, że to
uczucie rodem z książek czy komedii romantycznych przyjdzie z czasem.
–
Wszystko okej – oznajmiłam, normując oddech. – Po prostu zapomniałam, jakie to
uczucie – skłamałam, uśmiechając się subtelnie.
Nie
wiedziałam, co się stało. Jeszcze kilka dni temu moje ciało na sam jego widok
wypełniało się rozkoszą. Tylko że wtedy zazwyczaj byłam świeżo po heroinie.
Teraz niby też dopiero co niedawno wzięłam. Może to dlatego, iż im dłużej o nas
myślałam, tym mój entuzjazm spadał. Oczywiście chciałam, żeby był blisko. Nie
wyobrażałam sobie, abyśmy zachowywali się jak obce sobie osoby. Pragnęłam jego
dotyku, czasami nawet aż za bardzo. Jednak z czasem to dawało mi coraz mniej
satysfakcji. Może to zależy do dnia albo sposobu,
pomyślałam. Zapewne. Postanowiłam spróbować znowu jutro.
–
Odsunęłaś się jak oparzona…
–
Brakowało mi powietrza – przyznałam, opierając czoło na jego klatce piersiowej.
Nieco szybsze bicie jego serca działo na mnie kojąco. –To chyba przez te fajki
– zaśmiałam się.
Odwzajemnił
mój gest, aczkolwiek widać było w tym nieszczerość.
–
Palę dłużej i więcej, a nie mam takiej zadyszki – zauważył.
Podniosłam
głowę, posyłając mu szeroki uśmiech.
–
Najwidoczniej częściej biegasz czy coś – stwierdziłam, wzruszając ramionami.
–
Nie – zaprzeczył obojętnie. – Zdarza mi się podnosić ciężary. – Uśmiechnął się
łobuzersko.
–
Na przykład? – Uniosłam lewą brew.
–
Ciebie – odpowiedział, przerzucając moje ciało przez ramię.
Kierował
się w stronę schodów. Miałam dziwne wrażenie, że zaraz mnie upuści albo co
gorsza oboje wylądujemy na dębowych stopniach.
–
Puszczaj! – krzyczałam, waląc pięściami w jego plecy.
Nie
podziałało. Zamiast tego rechotał jeszcze bardziej. Chwilami chwiał się na
boki, celowo nadszarpując moje nerwy.
–
Przy tobie to można na zawał zejść – stwierdziłam, na co jeszcze bardziej się
roześmiał. – Puść mnie! Naprawdę umiem chodzić.
–
Nie wątpię – przyznał, wreszcie odstawiając mnie na ostatnim stopniu.
Poprawiłam
ubrania, spoglądając na niego wymownie. Uśmiechnęłam się ironicznie, kręcąc
głową.
–
Jesteś niemożliwy.
–
Wiem – przyznał, uśmiechając się szeroko. – Poczekaj u mnie – zlecił, wkładając
dłonie do kieszeni. – Wezmę prysznic i do ciebie wrócę.
Pokiwałam
głową z aprobatą, udając się do pokoju Rose’a. W środku panował niemały, ale na
swój sposób harmoniczny bałagan. Ubrania leżały na podłodze, jednak były
zwalone na kilka stert, które wydawały się znajdować w równej odległości. Okno
zasłaniała długa, pożółkła firanka, uniemożliwiając promieniom słonecznym
rozjaśnić pomieszczenia. Na biurku leżał jego notes. Od pewnego czasu
ciekawiło mnie, co on tam zapisywał. Teraz nadała się idealna sytuacja do
sprawdzenia tego. Powolnym krokiem podeszłam bliżej, podnosząc lekko
poniszczony zeszyt. Otwarłam go, uważając na wypadające strony. Na pierwszych
kartkach widniały bohomazy i niebieskie kleksy. Dalej znajdowały się
naszkicowane rysunki przeróżnych rzeczy od kwiatka po wieżowce. Stawiał dosyć
chaotyczne kreski, jakby chciał rozpisać długopis. Mniej więcej w połowie
zeszytu na kartkach zaczęły pojawiać się słowa, zapewne nowych piosenek. Dużo
kreślił, poprawiał, jakby nie umiał się zdecydować. Większość notesu po prostu
przekartkowałam, jednak na jednej stronie zatrzymałam się nieco dłużej.
Dokładnie czytałam tekst piosenki, analizując każde jego słowo.
She's got a smile that it seems to me
Reminds me of childhood memories
Where everything
Was as fresh as the bright blue sky
Now and then when I see her face
She takes me away to that special place
And if I stared too long
I'd probably break down and cry
Oh Sweet child o' mine
Oh Sweet love of mine
Uśmiechnęłam
się subtelnie odkładając zeszyt na miejsce. Czyżby ten tekst był o mnie? Ta
myśl nurtowała mnie przez dłuższą chwilę. Jak do tej pory zauważyłam, ich teksty
były dosyć szczere. Opisywali w nich prawdziwe uczucia, nawiązywali do
przeżytych sytuacji. Im dłużej się na tym zastanawiałam, tym bardziej
dochodziło do mnie, że ta piosenka faktycznie była o naszym uczuciu. Przymknęłam
na moment oczy, czując dziwne wyrzuty sumienia. On chciał podzielić się naszą
małą namiastką miłości z całym
światem, a ja nie potrafiłam nawet zakochać się w nim tak jak kiedyś. Zacisnęłam
kurczowo palce na brzegu blatu. To
przyjdzie z czasem, powtarzałam sobie. Skoro
go pożądasz, to równie dobrze możesz go pokochać…
Nawet
nie usłyszałam, kiedy wszedł do pokoju. Zakradł się po cichu, układając
rozgrzane dłonie na moich biodrach. Czułam jego rytmiczny oddech na swoim
karku. Nachylił się powoli, następnie całując moją szyję, jednocześnie schodząc
coraz niżej. Odruchowo przymknęłam oczy, próbując zatracić się w tej
przyjemności. Rozchyliłam subtelnie usta, nabierając niewielkie ilości
powietrza.
–
Pojedź ze mną jutro w pewno miejsce – wyszeptał kusząco niskim głosem tuż nad
moim uchem.
–
Dokąd? – niemalże wysapałam, czując jak jego dłonie wędrują pod moją koszulkę.
Obrócił
mnie w swoją stronę, na co otworzyłam oczy. Mokre rude kosmyki okalały jego
twarz. Miał na sobie jedynie ręcznik przewiązany w pasie. Ułożyłam jedną dłoń
na jego policzku, głaszcząc go.
–
Spodoba ci się – zapewnił mnie, przesuwając dłoń na moje plecy. – Będziemy mieć
trochę czasu tylko dla siebie – dodał, nachylając się.
Przymknęłam
oczy, czując jak muska wargami mój policzek. Jednocześnie jego dłonie wędrowały
niemal po całym moim ciele.
Westchnęłam
cicho, obejmując jego szyję. Chciałam jego bliskości. Tej fizycznej. To właśnie
tego najbardziej potrzebowałam. Pragnęłam, żeby mnie dotykał, całował.
Jednocześnie nie do końca uznawałam to jako wyrażanie uczuć.
Oparł
swoje czoło o moje, niespokojnie sapiąc. Mój oddech również potrzebował czasu,
żeby się unormować. Ułożył swoje ręce na moich biodrach.
–
Twoja metoda małych kroczków chyba nie zadziała – stwierdził, a wypuszczane
przez niego powietrze przyjemnie muskało mój policzek. – Wydaję mi się, że
chodzi ci o coś zupełnie innego.
–
Miłość nie należy do najłatwiejszych spraw – zaczęłam, splatając place na jego
karku. – Chyba uzależniam się od twojego ciała, ale nie potrafię zrobić tego
samego z twoją osobą.
Zaczerpnęłam
powietrza, po czym jego usta przywarły do moich, zamykając je w namiętnym
pocałunku. Jednocześnie uniósł mnie nieznacznie. Zaczepiłam nogi o jego biodra,
kurczowo trzymając go za szyję. Pieprzyć to, o czym mówiliśmy wcześniej!
Potrzebowałam jego bliskości. Zakochanie, randki i inne rzeczy mogły poczekać.
Położył mnie na łóżku, ściągając moją koszulkę.
–
Która godzina? – spytałam w przerwie pomiędzy pocałunkami.
–
Wczesna – rzucił od niechcenia. – Mamy jeszcze trochę czasu – dodał,
uśmiechając się szelmowsko. Całował mój brzuch, schodząc coraz niżej.
–
Pytam poważnie – odparłam, starając się brzmieć stanowczo. Nie do końca wyszło.
– Mam parę spraw do załatwienia. Możemy przecież dokończyć wieczorem.
Odsunął
się gwałtownie na bok, udając obrażonego. Podniosłam się do pozycji siedzącej,
przeczesując włosy palcami. Starając się unormować oddech, zerknęłam na
zegarek. Miałam pół godziny, żeby się ogarnąć i dojechać pod Safe Driving. Narzuciłam na siebie
koszulkę, zbierając się w dosyć szybkim tempie.
–
Obiecuję – zapewniłam na odchodne, przelotnie całując go w policzek.
Podobno
do niektórych rzeczy można przywyknąć. Mogłam przyzwyczaić się do bycia w
związku z Axlem i kochania go?
Kolejne
zajęcia kursu minęły mi dosyć szybko. Podobnie było z pracą w Rainbow. Tam
jednego nie miałam nawet chwili przerwy. Ledwo co obsłużyłam jednego klienta, a
już pojawiał się następny. Kiedy przyszedł Todd, byłam mu niezmiernie
wdzięczna, że mogę wrócić do domu. Zmęczenie powoli dawało mi się we znaki. W
dodatku moje kiepskie samopoczucie nadal zdawało się nie znikać.
Zabrałam
swoje rzeczy i spacerem podążyłam w stronę przystanku autobusowego. Zdecydowałam
się na ten środek transportu, ponieważ nie było w nim tak tłoczno jak w metrze.
Usiadłam obok okna i oparłszy głowę o szybę obserwowałam panoramę miasta. Słońce
chyliło się ku zachodowi, zostawiając po sobie piękne kolory na niebie. Grupki
ludzi żwawym krokiem zmierzały w stronę popularnych klubów. Zdążyłam przyzwyczaić
się do tego widoku. Tutaj niemalże wszyscy imprezowali. Tylko czasami jakiś
biznesmen zabierał żonę do najwykwintniejszej restauracji w okolicy. Pewnie zamawiali
wtedy homara i popijali go najdroższym szampanem. Minęliśmy latarnie uliczne,
pod którymi powoli zaczynały się ustawiać dziewczyny. Niektóre z nich
poprawiały swoje dosyć obcisłe i kuse kreacje. Liczyły na niezły zarobek.
Wielu ludzi szukało w West Hollywood taniej i dobrej prostytutki. Przeniosłam
wzrok na chodnik, na którym dzieciaki na rowerach pospiesznie wracały do domu.
Los Angeles po zmroku nie należało do najbezpieczniejszych miast. Podobno tydzień
temu policja znalazła w kontenerze poćwiartowane zwłoki młodego mężczyzny.
Podejrzewano, że mógł rozgniewać swoich niezwykle przemiłych koleżków.
Wysiadłam na
przystanku, który znajdował się niedaleko Hell House. Nałożyłam kaptur na
głowę, chowając dłonie do kieszeni. Nie było zimno, aczkolwiek moje ciało dosyć
szybko oddawało ciepło. Po drodze mijałam jakichś ludzi, których jeszcze nie do
końca kojarzyłam. Nie znałam zbyt wielu osób z okolicy, ale podejrzewałam, że
mogli być moimi sąsiadami. Starając się zrobić dobre pierwsze wrażenie,
uśmiechałam się subtelnie, posyłając im dosyć oklepane dobry wieczór. Oni natomiast często mruknęli coś pod nosem,
spuszczając głowę i idąc dalej. Musieli skojarzyć, iż mieszkałam w Hell House.
Chłopcy mówili, że dzielnica, w której wynajmowali dom, nie cieszyła się zbyt
dobrą sławą. Podobno gliniarze kursowali tutaj niemal co drugi, trzeci dzień,
najczęściej w sprawie zakłócania porządku. W samym Hell House imprezy,
chociażby te skromne, odbywały się praktycznie codziennie.
Odruchowo
przekręciłam klamkę, marszcząc przy tym brwi. Zdziwiło mnie, że drzwi były zamknięte.
Zazwyczaj chłopcy zostawiali dom otwarty, twierdząc, że przecież złodziej nawet
nie miałby co ukraść. Na całe szczęście miałam przy sobie klucz, który kiedyś
odruchowo schowałam do torebki. Pierwszy raz miał okazję się przydać.
Przekręciłam go w dziurce, otwierając drzwi. Kolejną niepokojącą rzeczą była
ciemność, która spowijała wnętrze domu. Odkąd tutaj mieszkałam, zawsze któryś z
nich siedział w salonie i popijał alkohol. Zaczynałam się zastanawiać, czy może
nie wyszli beze mnie na imprezę. Przekalkulowałam sobie wszystko, próbując
wymacać na ścianie włącznik. Nie zdążyliby się, jak to mówili, zahartować.
Gunsi nigdy nie wychodzili do klubu na trzeźwo. Rzuciłam torebkę w kąt,
wreszcie zapalając światło. Zrobiłam zaledwie krok w przód, zamierając na
dosłownie chwilę.
–
Niespodzianka!