wtorek, 29 grudnia 2015
8. I'll be loaded like a freight train
Siedzieliśmy na kanapie w milczeniu. Przez moją głowę przelatywało milion myśli. Gdzie on mógł być? Jedyne, na co miałam ochotę w tej chwili, to zapomnieć i zająć się czymś innym.
– Mógłbyś mi dolać – poprosiłam Stradlina, wzrokiem wskazując na do połowy pustą butelkę whiskey.
– Mam lepszy pomysł – wtrąciła Lena, schodząc ze Slashem. – Może wyskoczymy do Troubadour trochę się rozerwać?
– Nie wiem... – bąknęłam bez przekonania.
– Oj, no weź – jęknęła, wydymając usta. – Zobaczysz, będzie fajnie – przekonywała, posyłając mi błagalne spojrzenie.
Przygryzłam wargę, rozważając wszystkie za i przeciw. Lubiłam mieć towarzystwo. Samotność zdecydowanie mnie przerastała. Jednak bardziej skłaniałam się w stronę butelki czerwonego wina i jakiejś dobrej komedii. Byłam zielona, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju imprezy. Lenka potrafiła doskonale manipulować ludźmi, bo już po niecałych trzech minutach złamała mnie.
– No dobra – westchnęłam, przewracając oczami. – Chodźmy do tego klubu.
Pisnęła uradowana, uśmiechając się. Ekspresowo narzuciła na siebie ramoneskę. Niechętnie wstałam z kanapy, kierując się w stronę wieszaka. Moja bluza nie zdążyła jeszcze wyschnął, ale mimo to założyłam ją. Poprawiłam na szybko włosy, zgłaszając swoją gotowość.
– O nie, nie, nie – rzuciła, kręcąc głową. – W takim stanie nie pójdziesz. – Spojrzałam na swoje ubrania, które wyglądały całkiem przyzwoicie. – Dajcie nam pięć minut, to zrobię ją na bóstwo – zwróciła się do chłopaków, chwytając za mój nadgarstek.
Zaciągnęła mnie do łazienki, od razu zabierając się za poszukiwanie odpowiednich kosmetyków. Przysiadłam na wannie, bacznie się jej przyglądając. Zmarszczyła czoło, odkrywając, że w mojej kosmetyczce znajduje się tylko tusz do rzęs i pomadka ochronna. Ostatnio wyrzuciłam stare cienie do powiek, które i tak używałam od święta.
– Zaczekaj – poleciła z zamyśleniem, wycofując się. – Skoczę na górę po kilka rzeczy. Zaraz wracam.
Te jej kilka rzeczy oznaczało przyniesienie całego ekwipunku począwszy od podkładu aż na sztucznych rzęsach skończywszy. Skrzywiłam się na sam widok tych wszystkich kosmetyków. Oczywiście, lubiłam makijaże, ale bez przesady.
– Włóż to – oznajmiła, uśmiechając się szeroko.
Podała mi krótką świecącą, srebrną sukienkę i wysokie czarne szpilki. Niechętnie je przyjęłam, otwierając szerzej oczy.
– Zabiję się w tym – oznajmiłam, wskazując na obuwie.
– Nie narzekaj, tylko się ubieraj. Nie mamy czasu.
Przełknęłam głośno ślinę, bez przekonania wykonując polecone czynności. Pociągnęłam sukienkę w dół, chcąc sprawić, żeby była nieco dłuższa. Nie czułam się zbyt komfortowo w ubraniu, które ledwo zakrywało mi pośladki.
– Zostaw – syknęła, posyłając mi karcące spojrzenie. – Jest dobrze.
– Czy ja wiem…
– Nie marudź – westchnęła, tracąc siły.
Bez zbędnych słów usiadłam z powrotem na wannie, czekając na jej ruchy. Z uśmiechem na twarzy zabrała się za robienie makijażu. W mgnieniu oka wyrównała koloryt mojej skóry, pomalowała oczy cieniem i wytuszowała rzęsy. Na koniec zajęła się moimi poplątanymi włosami, fikuśnie je upinając.
– Skończyłam – zanuciła, odsuwając się. Wyglądała na zadowoloną ze swojego dzieła.
Wstałam, ostrożnie podchodząc do lustra. Musiałam bardzo uważać, żeby przypadkiem nie upaść. Rzadko nosiłam szpilki, przez co nie zdążyłam się przyzwyczaić do poruszania się w nich. Westchnęłam przeciągle, niepewnie spoglądając na swoje odbicie. Zaniemówiłam, widząc efekty jej pracy. Wyglądałam inaczej, bardziej kobieco i zarazem zmysłowo.
– I jak? – spytała, stając za mną.
– Wow. – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
Ostrożnie przejechałam palcami wzdłuż policzka aż do linii żuchwy. Nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę byłam ja. Widać siła makijażu jest tak duża, że nawet z brzydkiego kaczątka można zrobić księżniczkę.
– Dziękuję – dodałam po chwili, posyłając jej pogodny uśmiech.
– Nie ma za co. – Odwzajemniła mój gest. – Idziemy?
Pokiwałam głową, ostrożnie kierując się w stronę wyjścia.
Podążaliśmy w czwórkę wąskim chodnikiem. Ulice oświetlało ciepłe światło pochodzące z wysokich lamp. Co jakiś czas mijaliśmy już lekko wstawionych imprezowiczów, którzy ledwo trzymali się na nogach. Z ciemnych zaułków dochodziły głośne rozmowy i krzyki. Nie raz słyszałam, że w takich miejscach można spotkać samych nieprzyjemnych typków, a przecież nikt nie chciał mieć z nimi do czynienia.
środa, 23 grudnia 2015
7. She loved him yesterday
Obudził mnie przenikliwie głośny
dźwięk budzika. Mruknęłam, przekręcając się na drugi bok. Kto, do cholery,
włączył to ustrojstwo?
– Śpij. Jeszcze jest
wcześnie – wyszeptał Axl, przejeżdżając ciepłymi opuszkami palców po moim policzku.
– Dlaczego
ustawiłeś budzik? – spytałam zaspanym głosem. – Nie przypominam sobie, żebyś
kiedykolwiek wstawał przed dwunastą.
– Muszę
załatwić parę spraw – poinformował, muskając wargami moje rozgrzane czoło.
Usłyszałam jak zamyka drzwi,
starając się zrobić to dosyć cicho. Naciągnęłam kołdrę niemal pod sam nos,
próbując ponownie zasnąć. Nie było to zbyt trudne, zważywszy na fakt, że
ostatnimi czasy miewałam gorszy sen i funkcjonowałam jako wrak człowieka.
Zmęczenie w końcu wzięło górę.
Przeciągnęłam się leniwie,
otwierając oczy. Zamrugałam nimi, aby przyzwyczaić je do panującej jasności.
Kątem oka zerknęłam na zegarek, którego wskazówki pokazywały godzinę dziesiątą.
Przetarłam twarz dłońmi, zmuszając się do wstania. Nie miałam na to ochoty. W
końcu kto nie lubi leżeć w ciepłym łóżeczku?
Nie spiesząc się nigdzie, zeszłam
na dół, gdzie jeszcze nikogo nie było. Wszyscy zapewne odsypiali wczorajszy
wieczór. Uśmiechnęłam się pod nosem. Niektórzy mieli co wspominać. Udałam się
do kuchni, gdzie nastawiłam wodę na kawę. Nasypałam proszek do kubka, następnie
otwierając lodówkę w celu znalezienia czegoś do jedzenia. Zmarszczyłam czoło,
wzdychając krótko. Oprócz światła nic w jej nie było. Chyba w tym domu nie
znano drogi do spożywczaka.
– Hej Vicky,
co jest na śniadanie? – Wzdrygnęłam się, usłyszawszy pełen entuzjazmu głos
Stevena.
Przestraszył mnie. Może dlatego,
że nie spodziewałam się nikogo o tej porze. Odwróciłam się w jego stronę.
Uśmiechał się od ucha do ucha, siadając przy stole.
– Nic –
odpowiedziałam dosyć oschle. – Trzeba było zrobić zakupy, to może coś byś zjadł
– fuknęłam, trzaskając drzwiami od lodówki.
Zaśmiał się, kręcąc przy tym
głową.
– Jesteś niemiła,
ale jednocześnie wyglądasz komicznie, kiedy się złościsz – oznajmił,
uśmiechając się szerzej, o ile to w ogóle było możliwe.
– Co ja ci
poradzę? – Wzruszyłam ramionami. – Chyba nie umiem być wiarygodna – mruknęłam,
siadając na kuchennym blacie.
–
Aktorką to ty nie zostaniesz – skwitował, zakładając nogę za nogę.
–
Dzięki, Stevie – prychnęłam ironicznie. – Wiedziałam, że na ciebie mogę liczyć.
–
Nie ma za co – zanucił, puszczając mi oczko, na co zachichotałam pod nosem. –
Co wreszcie z tym śniadaniem? Nie ukrywam, że trochę zgłodniałem.
–
Mogę się poświęcić i pojechać z tobą po bułki – zaoferowałam bez entuzjazmu.
Otworzył szerzej oczy, udając
zdziwienie. Westchnęłam przeciągle.
–
Wow – pisnął nienaturalnie wysoko. – Czym się mogę odwdzięczyć za takie
poświęcenie z twojej strony, księżniczko.
Przewróciłam oczami, następnie posyłając
mu wymowne spojrzenie. W tym domu chyba nikt nie umie być poważny.
–
Nad tym się jeszcze zastanowimy, książę – odpowiedziałam, zeskakując z blatu.
Zaśmiał się, odruchowo
przygryzając dolną wargę. Pokręciłam głową. Steve chyba potrafił znaleźć ukryty
sens albo podtekst w każdej wypowiedzi, nawet tam, gdzie go nie było. Nie
zważając na niego, poszłam na górę się ogarnąć.
niedziela, 20 grudnia 2015
6. But I can't stop thinkin' 'bout doin' it one more time
Promienie słoneczne oświetlały pokój, przyjemnie ogrzewając moje
policzki. Otworzyłam oczy, przeciągając się leniwie. Nadal leżałam na łóżku
Axla, który obejmował mnie w pasie. Najwidoczniej wczoraj usnęliśmy. Ostrożnie
zabrałam jego ręce, podnosząc się nieznacznie. Spojrzałam na zegarek, który
stał na pobliskiej szafce. Jego wskazówki wyznaczały godzinę dziesiątą
siedemnaście. Ubrałam swoje buty, po czym po cichu opuściłam pomieszczenie. Axl
nadal spał jak kamień. Jedyne, co zrobił, to przekręcił się na drugi bok.
Przymknęłam drzwi, swobodnie wypuszczając powietrze.
– Widzę, że coraz lepiej się dogadujecie.
Wzdrygnęłam się, usłyszawszy jego jeszcze lekko zaspany głos.
Przestraszył mnie.
– Hej, Izzy. – Uśmiechnęłam się
nieznacznie. – Nie spodziewałam się, że cię spotkam – palnęłam.
To było dosyć prawdopodobne. Przecież on też tutaj mieszkał i to
znacznie dłużej niż ja.
Zaśmiał się, lustrując mnie wzrokiem. Wyglądało na to, iż miał dobry
humor. Czułam, jak nieznacznie się rumienię. Niepotrzebnie, w końcu nie byłam
naga ani nic z tych rzeczy.
– Przepraszam – mruknęłam, śmiejąc się z
własnej głupoty. – Jest jeszcze za wcześnie na myślenie.
– Spoko. To co, może wypijemy jakąś kawę i
wszystko mi opowiesz? – zaproponował.
Poczułam się odrobinę nieswojo. Nie chciałam mu mówić o mojej relacji z
Axlem. W sumie, to tak trochę nie było o czym. Żadnych pikantnych szczegółów
czy poważniejszych zobowiązań.
– Chętnie napiję się kawy, ale o niczym
nie będę opowiadać – uprzedziłam go.
– Spoko – przytaknął jakby od niechcenia.
Wymienialiśmy spojrzenia jeszcze przez chwilę. Milczeliśmy, żadne z nas
nawet nie wyrażało chęci powiedzenia czegokolwiek. Jakoś żadne słowa nie
przychodziły mi do głowy. Westchnęłam, odczuwając niewielkie zmieszanie.
Spuściłam głowę, po czym minęłam go, kierując się na dół. Nie odwracałam się,
jednak słyszałam, jak podąża za mną. Jego kroki współgrały z moim lekko
przyśpieszonym biciem serca. Weszłam do kuchni, od razu nastawiając wodę na
kawę. Usiadłam na krześle, z największą dokładnością przyglądając się, jak mój
towarzysz kończy zaczętą przeze mnie czynność. Nasypał do kubków aromatyczny
proszek, po czym zalał go wrzącą wodą.
– Proszę. – Podał mi mój napój, po czym
zajął miejsce obok.
– Dzięki – mruknęłam, zaciskając palce na
gorącym, brunatnym kubku.
Dmuchałam napar, czując na sobie jego wzrok. Nie odzywał się, jakby
domyślił się, że potrzebuję ciszy. Upiłam niewielki łyk, nieznacznie oparzając
język. Skrzywiłam się, co nie uszło jego uwadze.
– Chcesz wody? – spytał z troską.
Pokręciłam głową, subtelnie się uśmiechając.
– Nie trzeba – odmówiłam. – To nic
takiego. Zaraz przejdzie.
Przyzwyczaiłam się do tego nieprzyjemnego uczucia drętwienia.
Wielokrotnie go doznawałam, co w pewnym stopniu pozwoliło mi się uodpornić.
Pokiwał głową, zakładając nogę za nogę. Zlustrowałam go wzrokiem od góry
do dołu. Wyglądał, jakby planował zaraz wyjść na miasto. Miał na sobie czyste
ubrania, nie to, co ja.
– Jezu, jaki jestem głodny – jęknął Slash.
Spojrzeliśmy po sobie, śmiejąc się. Dopiero po chwili Mulat zaszczycił
nas swoją obecnością. Przyszedł z Leną, którą czule obejmował ramieniem.
Całował niemal każdy kawałek jej głowy, czoła, policzka. Ona natomiast z
uśmiechem na twarzy wtulała się w jego nagi tors. Co, jak co, ale koszulkę mógł
założyć. Pomimo to wyglądali na uroczą parę.
– Cześć – przywitała się dziewczyna. Jej
lekko przepity głos wypełniony był optymizmem. – Macie ochotę na jajecznicę?
– Jasne – odparł Stradlin.
Uśmiechnęła się szerzej, o ile w ogóle było to możliwe. Uwolniła się z
objęć swojego ukochanego, po czym zajęła się przygotowywaniem śniadania. Hudson
tylko machnął ręką, siadając przy stole. Dziewczyna została całkowicie
pochłonięta przez ową czynność. Wyglądała jak te wszystkie kucharki, które
prowadzą programy o gotowaniu. Robiła to z pasją, której dotychczas nie
spotkałam. Sama od czasu do czasu coś pichciłam, aczkolwiek bardziej
wykonywałam to z konieczności niż przyjemności.
Nie byłam do końca przekonana, czy Lena potrafi ugotować coś innego niż
wodę na herbatę. Zanim skosztowałam jej potrawy, spojrzałam wymownie po
chłopakach. Zajadali się, niemal powstrzymując się od mlaskania. Ale oni raczej
jedli wszystko, co im się podało. Przełknęłam ślinę, niepewnie wkładając do ust
pierwszy kęs. Przeżułam go powoli, niemal natychmiastowo zmieniając zdanie.
Niby to była zwykła jajecznica, ale smakowała wybornie. Zaczęłam zajadać się
nią prawie tak samo jak chłopcy. Możliwe, że spowodowane to było moją
dotychczasową dietą. Od dłuższego czasu nie miałam w ustach niczego odżywczego,
konkretnego. Żywiłam się jedzeniem z puszki, bo tylko na takie było mnie stać.
Wszyscy się gdzieś zmyli, zostawiając mnie samą ze stertą brudnych
naczyń. Przewróciłam oczami z niezadowoleniem. Nie przepadałam za myciem
talerzy, sztućców i tym podobnych. Obrzydzały mnie resztki jedzenia, które się
na nich znajdowały. Ubrałam za duże lateksowe rękawiczki, zabierając się do
pracy. Jeśli nie ja, to nikt inny tego nie zrobi.
– Hej, misiaczku – wyszeptał przyjemnie
niskim, jeszcze odrobinę zaspanym głosem Axl. Objął mnie w pasie, po czym
złożył kilka pocałunków na mojej szyi.
Uśmiechnęłam się, nieznacznie pomrukując. Lubiłam gdy to robił. Dawał mi
przyjemne uczucie rozkoszy.
– Jak się spało mojej księżniczce? –
zapytał, przesuwając palcem wzdłuż mojego kręgosłupa, wywołując u mnie
przyjemne ciarki.
– Bardzo dobrze, a tobie?
– Też – mruknął przeciągle.
Jego ręka wędrowała niemal po całym moim ciele. Oddychałam coraz
bardziej niestabilnie. Przymknęłam oczy, kurczowo zaciskając palce na brzegach
zlewu. Musiałam się czegoś podtrzymać, żeby zachować równowagę. Nie panowałam
nad sobą. Nie tyle, że nie chciałam. Po prostu nie potrafiłam.
Włożył rozgrzaną dłoń pod moją koszulkę, układając ją na brzuchu.
Masował go przyjemnie, kierując się coraz wyżej. Moja podświadomość nakazywała
mu przestać, aczkolwiek nie potrafiłam tego powiedzieć. Czułam się
sparaliżowana, nie mogłam nic zrobić.
sobota, 19 grudnia 2015
5. I know how you feel inside
Obudziłam się rano z potwornym bólem głowy i ogromnym pragnieniem.
Męczył mnie kac, który zawsze towarzyszył mi po imprezach. Pocieszający był
fakt, iż pracę zaczynałam dopiero wieczorem. Do tego czasu mogłam wiele zrobić,
a przede wszystkim doprowadzić się do porządku.
Zarzuciłam na siebie przyjemnie
ciepły frotowy szlafrok, po czym jeszcze odrobinę zaspana zeszłam na dół do
kuchni. Od razu zabrałam się za przeszukiwania szafek w celu znalezienia jakichś
leków przeciwbólowych. Nie było to łatwe zadanie, bowiem jeżeli posiadali
apteczkę, to była ona dosyć ubogo wyposażona. Jednak już po chwili mogłam się
cieszyć pożądaną rzeczą. Zażyłam dwie tabletki, popijając je sporą ilością
wody. Miałam nadzieję, że za jakiś czas będzie już lepiej. Zaparzyłam dla
siebie porcję aromatycznej kawy, która była idealna na rozbudzenie. Nie
odczuwałam głodu, przez co śniadanie odeszło na drugi plan. Jedyne, o czym
marzyłam to przyjemny poranek spędzony na relaksowaniu się przed telewizorem. W
tym celu udałam się do salonu, aby tam móc się rozłożyć na kanapie. Na miejscu zastałam Axla, który nawet nie
próbował się kryć ze swoimi zamiarami. Siedział przy stoliku, na którego blacie
wysypał odrobinę białego proszku. Obok leżała karta i banknot jednodolarowy.
Doskonale wiedziałam, do czego służył ten zestaw.
– Wczoraj jeszcze prawiłeś mi kazania, a
dzisiaj co? Sam ćpasz? – zapytałam, próbując zachować spokój.
Dopiero teraz mnie zauważył. Odwrócił się w moją stronę ze zdziwieniem
wymalowanym na twarzy. Jego dłonie odrobinę drżały, nad czym nie mógł
zapanować.
– Skarbie, to nie jest tak, jak myślisz.
Dla mnie już nie ma ratunku. Jeśli chce normalnie funkcjonować, to muszę brać.
Poza tym to jest koka, a nie hera – rzucił na koniec bez przekonania.
Prychnęłam pod nosem. Naprawdę sądził, że w ten sposób mnie przekona?
Mylił się. Podeszłam bliżej, a następnie ostrożnie usiadłam na kanapie. Sama
kiedyś miałam jednorazowy incydent z kokainą, przez co doskonale znałam jej
działanie. Jednakże nigdy nie zdecydowałam się tego powtórzyć.
– Axl, masz mnie za idiotkę? – żachnęłam
się. – Przecież oba są cholernym świństwem, które wyniszcza organizm. Grunt to
nauczyć się nad tym panować.
Zaśmiał się ironicznie, poprawiając włosy, które opadły mu na twarz. Spojrzałam
na niego z pogardą. To, że był bardziej doświadczony wcale nie oznaczało, iż ja
nie miałam żadnej wiedzy na ten temat. O dziwo trochę się znałam na rzeczy.
– Jeszcze się musisz dużo nauczyć –
oznajmił rozbawiony.
Nie przejmując się moją obecnością, uformował kreskę, po czym ją
wciągnął. Uśmiechnął się, zapewne czując swego rodzaju ulgę. Pociągnął
kilkukrotnie nosem, po czym wstał z kanapy.
– Mam przypływ weny. Jakbyś mnie szukała,
to jestem u siebie – powiedział, posyłając mi całusa.
Skrzywiłam się, jednocześnie odstawiając kubek na stół. Jak na razie nie
miałam ochoty na spędzanie czasu w jego towarzystwie. Sięgnęłam po pilota, aby
w końcu móc oglądnąć telewizję. Praktycznie na większości kanałów nie było niczego
ciekawego, toteż zostałam zmuszona do zgłębiania najnowszego odcinka jednego z
kultowych seriali, który oglądałam jeszcze w liceum. Jako że nie śledziłam go od kilku lat, miałam
problemy ze zorientowaniem się w akcji. Mimo to i tak oglądałam dalej, chcąc
chociaż na chwilę nie zajmować się swoim albo czyimś życiem.
Po zmarnowanej godzinie wyłączyłam telewizor i wreszcie stwierdziłam, że
czas zrobić coś pożytecznego. Udałam się na górę, gdzie zmieniłam ubrania oraz
wykonałam makijaż. Następnie zabrałam się za sprzątanie łazienki, która
generalne porządki przechodziła chyba wieki temu. Przy okazji chociaż na chwilę
mogłam przestać myśleć o heroinie. Ten zbawienny narkotyk coraz bardziej
przypominał mi o sobie, a raczej o wrażeniach, jakie dawał.
Zmęczona po porządkach, zdecydowałam się pójść na spacer. Było mi trochę
duszno, przez co pragnęłam odrobiny świeżego powietrza. Wyszłam z domu i
ruszyłam w stronę plaży, odczuwając aż nadto przyjemny upał. Zapomniałam, że
znajdowałam się w Los Angeles, gdzie niemal przez cały rok świeciło słońce. To
właśnie przez nie co chwilę mrużyłam oczy. Żałowałam, że wcześniej nie
zainwestowałam w okulary przeciwsłoneczne. Przez swoją bezmyślność byłam
skazana na niewielki ból oraz łzawienie.
Chcąc to wyeliminować, udałam się do najbliższego sklepu z pamiątkami i
innymi duperelami. Tak jak myślałam, w środku znalazłam pożądaną rzecz. Po
dłuższych przymiarkach zdecydowałam się kupić czarne lenonki. Od razu lepiej!
piątek, 18 grudnia 2015
4. I used to do a little but a little wouldn't do
Na mojej twarzy malował się grymas. W środku czułam, jakbym była wulkanem, który zaraz zamierza wybuchnąć. Chciałam mu dać drugą szansę, a on co? Poszedł się puszczać z jakąś panienką. Palant.
Skrzyżowałam ręce na piersi, cały czas wlepiając swój chłodny wzrok w stolik Gunsów. Duff najwidoczniej zauważył to, ponieważ podniósł się z sofy i wolnym krokiem podążał w moim kierunku.
– To nie tak, jak myślisz – zaczął i próbował objąć moje ramiona, aczkolwiek skutecznie mu to utrudniłam.
– A jak?! Możesz mi to do cholery wytłumaczyć! – krzyczałam.
Byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów. Patrzyłam na blondyna wymownym wzrokiem, oczekując odpowiedzi. Dobrze, że Rudy sobie poszedł, ponieważ nie panowałam nad sobą. Zapewne potyczka słowna między naszą dwójką miałaby fatalny koniec.
– Axl cię nie zdradza – bronił go, na co zaśmiałam się ironicznie. To oczywiste, że nie mógł mnie zdradzać. Nawet nie byliśmy parą. – Ta laska, z którą go widziałaś, to Lena – dziewczyna Slasha. Mieli kilka nieprzyjemnych sytuacji, przez co nie ufa mu już tak, jak kiedyś. Jakiś czas temu wyjechała do Tucson w Arizonie, więc Slash znowu zaczął się spotykać z Suzie. Wszystko było w porządku, aż do czasu, kiedy wróciła. Nie wiemy, gdzie on teraz jest, a tym bardziej z kim. Z tego powodu stwierdziliśmy, że Axl odprowadzi ją do Hell House – powiedział niemal jednym tchem.
– A co jak ich tam zastaną? – zapytałam.
– Mamy zasadę, że nie sprowadzamy dziwek do domu – oznajmił dyplomatycznie
Proszę bardzo, o dziwo rockmeni przestrzegają jakiegoś regulaminu. Przynajmniej nie musiałam być świadkiem, jak przyprowadzają coraz to kolejne panienki do domu.
poniedziałek, 14 grudnia 2015
3. Somethin's changin' inside you
Jeszcze dosłownie przez chwilę patrzyłam na Todda. Jego broda dodawała mu męskości, a brązowe oczy idealnie komponowały się z brunatnymi włosami, które teraz były niechlujnie związane. Podając gościom drinki, dorzucał za darmo swój życzliwy uśmiech, którym mógł oczarować niejedną. Takie ciacho chciało się spotkać ze mną? Z tą, która wygląda jakby lato spędziła na Alasce, dziewczyną o niskim wzroście i potarganych ciemnobrązowych włosach? Jedyne, co inne mogłyby mi pozazdrościć to oczu o szafirowym kolorze.
– Wychodzisz już? – zapytał zdziwiony, łapiąc mój nadgarstek.
– Jestem odrobinę zmęczona i jedyne, o czym marzę to przyjemne i ciepłe łóżko – odpowiedziałam, jednocześnie ziewając.
– Odprowadzę cię – zaproponował.
Przytaknęła głową, po czym udaliśmy się w stronę Hell House. Axl cały czas mówił o czymś, żwawo przy tym gestykulując. Nie słuchałam go zbytnio. Zamiast tego nadal myślałam nad kilkoma sprawami. Po chwili mój towarzysz ucichł. Zapewne zauważył, że na marne nadwyrężał swoje gardło. Podążaliśmy dalej w milczeniu, słuchając jedynie lekkiego powiewu wiatru.
– Powiedz mi – zaczęłam, żeby przerwać niezręczną ciszę – kim jest ta dziewczyna, która spotyka się z Izzym?
– Masz na myśli Angelę? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś zazdrosna.
Kompletnie nie zdziwiła mnie ta informacja. Miała idealne warunki do tego zawodu, czego mogła pozazdrościć jej każda dziewczyna.
– Czyli to coś poważniejszego? – zapytałam, pocierając dłonie, aby wytworzyć chociaż odrobinę ciepła.
– Na to wygląda. A ty co się tak o niego martwisz?
– Znamy się, odkąd pamiętam. Jest dla mnie jak starszy brat.
– Wiem, ale mimo to nie rozumiem waszej relacji. Niby jesteście blisko, a zarazem zachowujecie swojego rodzaju dystans.
– To coś podobnego do naszej relacji. – Zaśmiałam się. Nie zdawałam sobie sprawy, jakie znaczenie miała dla niego moja wypowiedź.
sobota, 12 grudnia 2015
2. Think about you
Szliśmy ulicami Los Angeles oświetlanymi przez blask księżyca. Z jednej strony, cieszyłam się, że będę blisko przyjaciół. Z drugiej natomiast, okropnie się bałam. Nadal żyłam wspomnieniami z San Francisco, choć tak bardzo chciałam się ich pozbyć. Dodatkowo jego obecność, która wtrącała mnie z równowagi. Może powinnam z nim porozmawiać?
Wreszcie doszliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się malutki domek z zaniedbanym ogródkiem i werandą, na której można było znaleźć dosłownie wszystko. Jednym słowem ich parcela wyglądała, jakby pięć minut temu przeszło tam tornado. Zaśmiałam się cicho. On chciał, żebym to wszystko ogarnęła? Tutaj nawet ekipa sprzątająca nie dałaby rady.
– Wiem, że tu nie jest za czysto, ale tym się na razie nie przejmuj. Zapraszam do środka, poznasz chłopaków. – W geście pokazał mi drzwi.
Udaliśmy się w kierunku wejścia. Wchodząc po schodach, nie dało się nie zauważyć, że okropnie skrzypiały. Na wspomnianej wcześniej werandzie leżała masa petów i kilkadziesiąt pustych butelek po whiskey, wódce i tym podobnych. Axl otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Weszliśmy do małego salonu z otwartą kuchnią i dębowymi schodami prowadzącymi na górę. Na kanapie, która kolorem przypominałam skoszoną trawę siedziało trzech facetów. Dwóch blondynów i jeden Mulat o kruczoczarnych lokach na głowie. Wszyscy posiadali długie włosy, co było swoistą cechą rockmenów.
– Hej, chłopaki, to jest Victoria. Pomieszka z nami przez jakiś czas. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko. Vicky, to jest Duff, Steven i Slash. – Pokazał mi ich po kolei.
– Miło was poznać. – Uśmiechnęłam się niemrawo.
– Nam również. Spoko, możesz zostać, o ile za parę dni sama nie będziesz chciała się wyprowadzić – zaśmiał się Duff.
W gruncie rzeczy to nie wykluczałam tej opcji. Bowiem panował tutaj jeden, wielki syf. Na podłodze walały się śmieci, które emitowały dosyć nieprzyjemny odór. Na oliwkowych ścianach znajdowała się substancja nieznanego pochodzenia. Raczej nie chciałam się dowiedzieć, co to było.
– Idziemy do klubu? – Usłyszałam znajomy głos.
Dostrzegłam czarnowłosego mężczyznę o bladej skórze, który już odrobinę pijany schodził po schodach. Poczułam gulkę w gardle, która nie chciała zniknąć podczas przełykania śliny. Nic się nie zmienił.
Wreszcie doszliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się malutki domek z zaniedbanym ogródkiem i werandą, na której można było znaleźć dosłownie wszystko. Jednym słowem ich parcela wyglądała, jakby pięć minut temu przeszło tam tornado. Zaśmiałam się cicho. On chciał, żebym to wszystko ogarnęła? Tutaj nawet ekipa sprzątająca nie dałaby rady.
– Wiem, że tu nie jest za czysto, ale tym się na razie nie przejmuj. Zapraszam do środka, poznasz chłopaków. – W geście pokazał mi drzwi.
Udaliśmy się w kierunku wejścia. Wchodząc po schodach, nie dało się nie zauważyć, że okropnie skrzypiały. Na wspomnianej wcześniej werandzie leżała masa petów i kilkadziesiąt pustych butelek po whiskey, wódce i tym podobnych. Axl otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Weszliśmy do małego salonu z otwartą kuchnią i dębowymi schodami prowadzącymi na górę. Na kanapie, która kolorem przypominałam skoszoną trawę siedziało trzech facetów. Dwóch blondynów i jeden Mulat o kruczoczarnych lokach na głowie. Wszyscy posiadali długie włosy, co było swoistą cechą rockmenów.
– Hej, chłopaki, to jest Victoria. Pomieszka z nami przez jakiś czas. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko. Vicky, to jest Duff, Steven i Slash. – Pokazał mi ich po kolei.
– Miło was poznać. – Uśmiechnęłam się niemrawo.
– Nam również. Spoko, możesz zostać, o ile za parę dni sama nie będziesz chciała się wyprowadzić – zaśmiał się Duff.
W gruncie rzeczy to nie wykluczałam tej opcji. Bowiem panował tutaj jeden, wielki syf. Na podłodze walały się śmieci, które emitowały dosyć nieprzyjemny odór. Na oliwkowych ścianach znajdowała się substancja nieznanego pochodzenia. Raczej nie chciałam się dowiedzieć, co to było.
– Idziemy do klubu? – Usłyszałam znajomy głos.
Dostrzegłam czarnowłosego mężczyznę o bladej skórze, który już odrobinę pijany schodził po schodach. Poczułam gulkę w gardle, która nie chciała zniknąć podczas przełykania śliny. Nic się nie zmienił.
piątek, 11 grudnia 2015
1. Take me down to the Paradise City
Nerwowo pakowałam ubrania do niewielkiej walizki. Ręce drżały mi podczas każdego ruchu, który wykonywałam. Bałam się, ale jednocześnie wiedziałam, że to była jedyna moja szansa na wydostanie się z tego koszmaru. Dębowe schody skrzypiały za każdym razem, kiedy skocznym krokiem na nie stawałam. Nie patrzyłam za siebie. To zbyt mocno bolało.
Zamknęłam drzwi na klucz, chowając metalowy przedmiot w dłoni. Co chwilę zerkałam na niego oraz na sporych rozmiarów dom. Spokojnie wypuściłam powietrze, pozwalając, aby napłynęły do mnie pozytywne myśli. Nie mogłam się poddać, nie teraz. Odłożyłam klucz pod wiklinową wycieraczkę, na której widniał napis Zapraszamy. Ciągnąc za sobą walizkę, szłam przed siebie. Wreszcie byłam wolna. Zakończyłam pewien rozdział w moim życiu, chcąc rozpocząć nowy – lepszy.
Pieszo podążałam w stronę dworca. Zastanawiałam się, dokąd mogłam pojechać. Nie miałam przy sobie zbyt wiele pieniędzy, przez co nie mogłam pozwolić sobie na nie wiadomo co. Po drodze zatrzymałam się w niewielkim sklepiku. Dawno nie robiłam tego, co kiedyś dawało mi spokój ducha. Kupiłam małą paczkę papierosów. Od razu po opuszczeniu budynku zdecydowałam się zapalić jednego. Tego mi brakowało. Dymu nikotynowego, który wypełniał moje płuca, przyjemnie je drażniąc.
Stałam przy kasie na dworcu i rozmawiałam z panią o cenie biletów. Kusiło mnie, aby wybrać przejazd do Nowego Jorku i wreszcie móc spełnić swoje marzenia. Niestety pojawiła się jedna, niemała przeszkoda. Mianowicie koszt. Połączenie San Francisco – Nowy Jork stanowczo przekraczało mój budżet. Z tego powodu zdecydowałam się na podróż do Los Angeles. Może ono okaże się moim Rajskim Miastem.
Zamknęłam drzwi na klucz, chowając metalowy przedmiot w dłoni. Co chwilę zerkałam na niego oraz na sporych rozmiarów dom. Spokojnie wypuściłam powietrze, pozwalając, aby napłynęły do mnie pozytywne myśli. Nie mogłam się poddać, nie teraz. Odłożyłam klucz pod wiklinową wycieraczkę, na której widniał napis Zapraszamy. Ciągnąc za sobą walizkę, szłam przed siebie. Wreszcie byłam wolna. Zakończyłam pewien rozdział w moim życiu, chcąc rozpocząć nowy – lepszy.
Pieszo podążałam w stronę dworca. Zastanawiałam się, dokąd mogłam pojechać. Nie miałam przy sobie zbyt wiele pieniędzy, przez co nie mogłam pozwolić sobie na nie wiadomo co. Po drodze zatrzymałam się w niewielkim sklepiku. Dawno nie robiłam tego, co kiedyś dawało mi spokój ducha. Kupiłam małą paczkę papierosów. Od razu po opuszczeniu budynku zdecydowałam się zapalić jednego. Tego mi brakowało. Dymu nikotynowego, który wypełniał moje płuca, przyjemnie je drażniąc.
Stałam przy kasie na dworcu i rozmawiałam z panią o cenie biletów. Kusiło mnie, aby wybrać przejazd do Nowego Jorku i wreszcie móc spełnić swoje marzenia. Niestety pojawiła się jedna, niemała przeszkoda. Mianowicie koszt. Połączenie San Francisco – Nowy Jork stanowczo przekraczało mój budżet. Z tego powodu zdecydowałam się na podróż do Los Angeles. Może ono okaże się moim Rajskim Miastem.
PROLOG
Dokąd zmierzasz? To pytanie słyszę niemal codziennie. Uciekasz? Nie, przynajmniej tak mi się wydaję. Moje życie jest jedną wielką niewiadomą. Dziś jestem tu, jutro będę tam. Nie mam zbyt wielu przyjaciół. Stoję nad przepaścią i zastanawiam się czy skoczyć. Coś mnie jednak przed tym powstrzymuje. Dziwne uczucie, jakby nadzieja na lepsze jutro, na znalezienie tego jedynego, tej wyjątkowej miłości...
Subskrybuj:
Posty (Atom)